Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2018, 01:13   #85
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Podróż pociągiem wywołała u kapitana Johna Wainwrighta nostalgiczne uczucia. Melancholijnie spoglądał na przesuwające się za oknami pociągu krajobrazy, obserwując idylliczną wiejską scenerię i porównując ją z okolicą, w której dorastał. Umysł kapitana wciąż zatopiony był w rozmyślaniach, z których z rzadka tylko wyrywały go zdawkowe wypowiedzi współpasażerów czy też zjawiska w rodzaju nieprzewidzianego postoju lub niezapowiedzianej rewizji.

Pojawienie się służbistego policjanta, odmowa otwarcia skrzyni i zamieszanie, jakie się wokół tego wywiązało, wywołały u oficera uczucie zażenowania. Tylko amator ryzykowałby przewożenie tak cennego ładunku w środkach komunikacji publicznej, a już tylko kompletny amator pozwoliłby, aby wokół samego faktu, że wiezie coś tak tajnego, że nie wolno tego otwierać, zrobiła się draka na pół pociągu. Kilkakrotnie podczas całej afery John miał ochotę przedstawić się jako oficer wywiadu w służbie Jej Królewskiej Mości i zażądać od policjanta odstąpienia od czynności służbowych, a wręcz zapewnienia jemu, jego towarzyszom i przesyłce bezpieczeństwa i dyskrecji przez cały pozostały czas podróży do Londynu. Ponieważ jednak kapitan Busson (czy kimkolwiek tam był - cała sprawa zaczynała Johnowi mocno zalatywać maskaradą) sprawiał wrażenie, jakby nie miał zamiaru z nikim dyskutować, Wainwright przypomniał sobie stare angielskie porzekadło o dyskrecji, która jest lepszą częścią męstwa.

Wreszcie agenci dotarli do Londynu. Ku zaskoczeniu Johna, tajemnicza Agencja przynajmniej jedną rzecz zrobiła dobrze - zakwaterowała uczestników misji w małym, ładnym pensjonacie "Rosemary's", położonym nie opodal parku Redcliffe Square Gardens. Blisko stąd było do metra, skąd linią District łatwo było dojechać do londyńskiej siedziby agencji, położonej nad brzegiem Tamizy, nie opodal mostu Waterloo. John podejrzewał, że planowaniem londyńskiego pobytu agentów zajął się komandor Lloyd, który jako jedyny z dowodzących oficerów zaskarbił sobie niechętny szacunek brytyjskiego kapitana - nie tylko dlatego, że wyszedł zwycięsko ze słownej potyczki z Johnem podczas odprawy przed misją. Tak czy owak, pensjonat okazał się przytulny, wygodny i prowadzony przez bardzo miłą i sympatyczną panią w średnim wieku - oczywiście o imieniu Rosemary. Pani Rosemary z miejsca zapałała sympatią do kulturalnego i szarmanckiego oficera i nadskakiwała mu przy każdej nadarzającej się okazji, a serwowane przez nią angielskie śniadania w niczym nie ustępowały królewskim ucztom, jakie John pamiętał z wizyt u Oliviera w hotelu "The Forth Bridge". Pobyt zapowiadał się zatem doprawdy przyjemnie.

Dwa kolejne dni John spędził w biurze. Oprócz przyjemnej niespodzianki - oficjalnej pochwały z wpisaniem do akt oraz awansu na pełnoprawnego agenta, "w uznaniu męstwa w walce i zasług położonych dla wykonania misji", jak ujęli to jego nowi przełożeni - całą resztę czasu wypełniła nudna biurokratyczna robota: pisanie i zdawanie raportów oraz uczestnictwo w naradach i odprawach, na których prócz Johna, dwójki jego towarzyszy i ich dwóch "opiekunów" roiło się od różnych, mniej lub bardziej nawiedzonych, facetów o wyglądzie i manierach jajogłowych badaczy, co drugie logiczne zdanie przeplatających pseudonaukowym bełkotem. John o mało nie zasnął na kilku takich spotkaniach, co zapewne poskutkowałoby kolejną, znacznie mniej pochlebną wlepką do akt. Udało mu się jednak uniknąć wpadki, a przy tym poruszana tematyka wywołała u niego zaciekawienie ową tajemniczą substancją zwaną immaterium, której tropieniem i badaniem najwyraźniej żywo interesowała się Agencja.

Otrzymawszy wreszcie od przełożonych dwutygodniową przepustkę oficer zdał sobie sprawę, że nie bardzo wie, co robić z wolnym czasem. Mógł odwiedzić rodziców w Lymington, zdawał sobie jednak sprawę, że po pierwsze i tak nic nie mógłby im powiedzieć o jego pracy - obowiązywała go tajemnica - a po drugie ojciec z pewnością zagoniłby go do pomocy w warsztacie szkutniczym. Perspektywa spędzenia dwóch tygodni z młotkiem, dłutem i pędzlem do nakładania impregnatów niezbyt Johna bawiła. Postanowił spędzić ten czas w Londynie - z siedziby Agencji blisko było na Piccadilly i do Mayfair, pełnego zarówno instytucji kulturalnych w rodzaju wystaw czy teatrów, jak i rozrywek właściwych porze późniejszej niż wieczorowa. Aby nie spędzać czasu wyłącznie na rozrywkach, a jednocześnie dowiedzieć się czegoś więcej o immaterium, kapitan zapisał się na organizowane dla świeżych rekrutów szkolenie z absolutnych podstaw wiedzy o tej substancji. Poprzednie zorganizowano, zanim kapitan dołączył do Agencji, a czas przed misją wykorzystano na dogłębne zbadanie dręczących kapitana przypadków wizji i jasnowidzenia. Nadarzała się więc świetna okazja, aby uzupełnić podstawową wiedzę... i być może nawiązać w Agencji nowe, obiecujące znajomości...
 
Loucipher jest offline