18-05-2018, 19:29 | #81 |
Reputacja: 1 | Wspomniany przez Gabrielle młodszy agent Edvard Christian Gulbrandsen przysłuchiwał się całej rozmowie i, gdy była mowa o nim, potwierdzał wszystko skinieniem głowy.
__________________ „Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!” |
19-05-2018, 16:33 | #82 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 22 Czas: 1940.II.20; wt; godz. 20:00 Miejsce: południowa Anglia; Londyn; dzielnica Lambeth, pensjonat “U Rosemary” Warunki: wieczór, chłodno, pochmurno, słaby wiatr st.ag Baumont, mł.ag Gulbrand; mł.ag Wainwright Pierwszy raport z akcji przeprowadzonej u wybrzeży Norwegii i na pokładzie niemieckiej jednostki był dość krótki. Wystarczyło to francuskiemu oficerowi Agencji do zanotowania najważniejszych faktów i wydarzeń z tej akcji. Poza tym wrócił kapitan Loyd oznajmiając, że wszystko jest gotowe do wyjazdu. Wyjazd odbył się niedługo potem. Podróż była według przedwojennych standardów średnio wygodna. Okazało się że obydwaj oficerowie zadbali o przykrywkę. Kapitan Loyd wracał do Londynu małym konwojem złożonym z dwóch aut. Auta miały barwy żandarmerii wojskowej z czego ciężarówka była więźniarką do której zapakowano przykrytą plandeką niemiecką skrzynię zabraną z “Altmarka”. Poza brytyjskim oficerem Agencji do obydwu wozów zapakowała się większość ludzi jacy z nimi przyjechali. I ten mini konwój wyruszył przez bramę koszar w Leith kierując się na południe ku stolicy. Jakieś 2 godziny później przez tą samą bramę wyjechała wojskowa ciężarówka która zatrzymała się na edynburskim dworcu. Tam szóstka podróżnych w wojskowych mundurach wsiadła do jednego przedziału razem ze swoimi bagażami w tym z nieco większym kufrem podróżnym który nawet ładnie wpisywał się w wizerunek podróżującego oficera zmieniającego miejsce stacjonowania czy dopiero co powołanego do służby. I francuski oficer pasował do tej roli jak malowany. I on i pozostała piątka w mundurach nie wyróżniali się jakoś szczególnie na tle innych mundurowych ze służb wszelakich jacy podróżowali jak nie w każdym przedziale to wagonie przynajmniej. Podróż pociągiem w czasie wojennym była wyraźniej bardziej uciążliwa niż przed wojną. Dwa razy musieli czekać wbrew rozkładowi podróży aby przepuścić bardziej priorytetowe składy. Raz na jednej ze stacji na jakiej mieli zatrzymać się tylko na parę minut stali prawie godzinę bo ogłoszono alarm przeciwlotniczy więc wszyscy popędzili czym prędzej do schronów. Szóstka z Agencji dodatkowo dźwigając kufer podróżny oficera. W schronie mimo ścisku i ciasnoty atmosfera była dość spokojna. Brytyjczycy z typową dla siebie flegmą i specyficznym humorem zdawali się znosić te niedogodności z uporem bagatelizując zagrożenie. Do zastraszenia Wyspiarzy było jeszcze całkiem daleko. Agenci przebrani za zwykłych żołnierzy mogli za to nasłuchać się famy o ostatniej akcji u wybrzeży Norwegii i odbiciu “naszych chłopców” co najwyraźniej podnosiło na duchu ludzi stłoczonych w schronie i napełniało dumą. No i zwyczajnie, po ludzku, sprawiało satysfakcję z utarcia nosa “tym przeklętym Hunom”. Po jakiejś godzinie gdy odwołano alarm i pasażerowie wrócili do pociągu znowu można było ruszać dalej. I znowu musieli się zatrzymać. Tym razem przed mostem co do którego było podejrzenie, że został zaminowany przez niemieckich sabotażystów którzy tylko czekają aż jakiś czyli w tym wypadku ich, pociąg wjedzie na niego aby go wysadzić razem z mostem. Gdy wreszcie saperzy skończyli swoją robotę nie znajdując żadnych min i pociąg ruszył dalej zatrzymali się na pierwszej stacji po tym moście gdzie i stacja i pociągi były rewidowane przez mieszane patrole policji, służb kolejowych i Home Guard którzy szukali i kolejnych bomb i sabotażystów. Bo choć most był “czysty” to przez pasażerów pociągu przeszła wieść, że coś jednak podejrzanego znaleziono. Co i gdzie tego już ciężko było się dowiedzieć. Dla agentów Spectry ważniejsze było to, że ich zwarta grupka i duży kufer przykuł uwagę podstarzałego policjanta. Zwłaszcza, że kapitan Busson odmówił jego otwarcia. Przez chwilę spór miał tendencje do przekształcenia się w pełnoprawny konflikt gdyż policjantowi odmowa pokazania zawartości “kufra sabotażystów” jak to nazywał, bardzo nie przypadła do gustu tak samo jak upór młodszego choć starszego stopniem mężczyzny. W końcu zdecydował właśnie stopień i zdecydowanie kapitana. Wobec odmowy policjant zostawił dwóch gwardzistów, jednego podobnego mu wiekiem i drugiego chuderlawego patyczaka z okularami jak denka od słoików co mogło tłumaczyć czemu jest w Home Guard na nie w regularnych jednostkach. Policjant wrócił po paru chwilach w towarzystwie sierżanta Armii mówiąc coś w stylu “To ci o których mówiłem. Mam nosa, nie jestem policjantem od wczoraj. Na pewno coś ukrywają.”. Sierżant po kolei znowu wylegitymował całą szóstkę, wysłuchał wyjaśnień kapitana po czym podziękował i życzył miłej podróży. Policjant widząc swoją przegraną chociaż z miną urażonej godności również dołączył się do życzeń i przeprosił za kłopoty. Po tych wszystkich postojach i opóźnieniach gdy wysiadali na zaciemnionym londyńskim dworcu był już późny wieczór albo początek nocy. Mimo to czekał już na nich agencyjny samochód z kapitanem Lloydem. Razem zajechali przez zaciemnione ulice do londyńskiej siedziby Agencji. Tam rozstali się z obydwoma oficerami prowadzącymi i zdobytym artefaktem a kierowca odwiózł trójkę agentów do pensjonatu "U Rosemary" specjalizującego się w usługach typu bed&breakfast. Okazało się, że przybyły trochę wcześniej do stolicy brytyjski oficer zamówił im po pokoju na koszt firmy. Tam byli już prawie o północy. Mogli się wreszcie wyspać w spokoju nie martwiąc się o to, że ktoś im zwędzi kluczowy artefakt. A obydwaj oficerowie radzili im się wyspać bo od rana mieli się stawić w biurze by zdać dokładniejszy raport. Pewnie dlatego ulokowano ich w pensjonacie położonego może o kilka przystanków od Biura. Przez cały kolejny poniedziałek i wtorek rzeczywiście mogli się poczuć jak pracownicy jakiegoś biura. Przychodzili na 8 rano jak już było widno, w południe była przerwa na lunch i kończyli jak zapadał zmierzch więc gdzieś przed 19-ta zwykle byli z powrotem w swoim pensjonacie. Te dwa dni były jednak dość nużące. Przez większość czasu rozmawiali, głównie z obydwoma oficerami prowadzącymi. Ale też zdarzali się inni, przeważnie starsi ludzie w garniturach o tatuskowatym wyglądzie i naukowej aurze. Wyglądało jakby wspólnymi siłami starali się wycisnąć każdy szczegół i odtworzyć przebieg akcji minuta po minucie. Najbardziej oczywiście wszystkich interesował artefakt. Im bliżej niego rozmowa zgadzała tym sito pytań było gęstsze. I te pierwsze reakcje i późniejsze dość zgodnie reagowały mieszaniną fascynacji z pierwszego niepodważalnego dowodu na możliwość istnienia immaterium w tym świecie jak i niepokój, że to przeciwnik dysponuje taką zaawansowaną technologią. Rodziło się naturalne pytanie co i ile jeszcze ma w zanadrzu. Dwa dni wreszcie minęły i trójka agentów wreszcie dostała 2 tygodnie wolnego i przepustki na swobodne podróżowanie po całych Wyspach i Francji. Z tym jednak zastrzeżeniem, że musieli zostawić w Biurze adres i telefon kontaktowy. W końcu byli agentami Spectry więc musieli być gotowi stawić się w kwaterze w Londynie lub Paryżu w ciągu 24-h najpóźniej w razie wezwania. Co przy wojennych opóźnieniach w podróży dość mocno ograniczało zasięg podróży od każdej z dwóch głównych kwater w obydwu stolicach. Bez takiego wezwania to dwa tygodnie urlopu było prawdziwym luksusem. Góra jaką reprezentowali obydwaj oficerowie prowadzący najwyraźniej była zadowolona z akcji przeprowadzonej przez trójkę swoich agentów i dała temu wyraz w oficjalną pochwałą wpisaną do akt i wyróżnieniem jakie otrzymała dodatkowo starsza agentka dowodząca akcją. Tego typu wpisy do akt zdecydowanie sprzyjały szybkim, wojennym awansom. Cała trójka też otrzymała możliwość specjalistycznego dokształcenia się na różnorodnych kursach organizowanych przez różne służby począwszy od kursów pilotażu i skoków spadochronowych organizowanych przez RAF, przez kursy kryminalistyki organizowane przez policyjnych detektywów i patologów aż po kursy saperskie czy prowadzenia ciężkich pojazdów jakimi dysponowała Armia. Kursy trwały od kilku tygodni do kilku miesięcy niemniej była szansa doszkolić się pod jakimś kierunkiem. Agencja dysponowała możliwościami by wysłać swoich agentów jako kolejnych żołnierzy, policjantów czy pilotów do odpowiednich placówek rozrzuconych po obydwu krajach. A póki co był wtorkowy wieczór i właściwie mieli przed sobą 2 tygodnie urlopu.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
25-05-2018, 21:32 | #83 |
Reputacja: 1 | Podróż po nieprzespanej nocy była czymś ponad siły Gabrielle. Przez cały czas starała się podtrzymywać rozmowę z innymi agentami, mając nadzieję, że dzięki temu nie uśnie. Siedziała wyprostowana i uśmiechnięta. Pod wojskową marynarkę założyła dopasowaną koszulę, a do tego damskie spodnie. Beaumont czuła jednak, że nie jest w stanie ukryć zmęczenia i już odliczała sekundy do momentu, w którym odnajdzie się w pokoju hotelowym i weźmie ciepłą kąpiel. |
25-05-2018, 23:40 | #84 |
Reputacja: 1 |
__________________ „Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!” |
26-05-2018, 01:13 | #85 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
|
26-05-2018, 06:26 | #86 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 23 Czas: 1940.III.07; czw; godz. 17:30 Miejsce: południowa Norwegia; Oslo; lotnisko Fornebu, pokład samolotu Warunki: popołudnie, ziąb, pochmurno, słaby wiatr st.ag Baumont, ag Wainwright, mł.ag Gulbrand Norweskie lotnisko nie rozpieszczało podróżnych zbyt piękną pogodą. Było raczej pochmurnie, ledwo kilka stopni powyżej 0*C i chociaż nie padało nic ze stalowoszarego nieba to w takiej scenerii wszystko wydawało się ponure. Zwłaszcza, że ten czwartkowy dzień się kończył i zbliżała się wieczorna pora. Zanim pasażerowie przejdą odprawę celną i udadzą się do swoich domów czy hoteli w stolicy Norwegii będzie już pewnie zmierzchać. Wśród różnych pasażerów samolotu była też trójka agentów tajnej organizacji badającej zjawiska i tajemnice nie z tego świata. Choć oczywiście nie występowali obecnie pod własnymi nazwiskami ani nie mieli żadnych dowodów na to, że są członkami jakiejkolwiek tajnej służby. A jeszcze z 10 godzin wcześniej startowali w środku niewiele mniej pochmurnego dnia z angielskiej ziemi. Chociaż podczas przesiadki w Amsterdamie z tych trzech miast była chyba najładniejsza pogoda. No ale właściwie był początek marca więc pogoda raczej w całym rejonie tego zakątka Europy do zbyt pięknych nie należała. Wszystko zaczęło się ledwie wrócili z dwutygodniowego urlopu jaki kończył się ledwie dwie doby temu. A od wczorajszego poranka znów musieli stawić się w placówkach i tam okazało się, że z miejsca czeka ich nowa robota z nową misją. Sytuacja była dość pilna. Nie było zbyt wiele czasu na przygotowania niemniej coś jednak przygotować się udało. Wczoraj, z samego rana, znowu mieli zebranie z dwójką starszych stopniem agentów prowadzących. Rano jeszcze nie wyglądało to jakoś strasznie. Z kurtuazją godną oficerów, przywitali się z trójką urlopowiczów ciekawi jak im zszedł urlop. Johnowi pogratulowali szybkiego, wojennego awansu już po pierwszej misji i życzyli mu dalszych sukcesów w pięciu się po szczeblach agencyjnej kariery. Gabrielle też dostała przyjacielską pochwałę za sprawne dowodzenie swoją pierwszą misją w terenie. Obydwaj starsi stażem i stopniem oficerowie Agencji życzyli jej dalszych sukcesów. Ciepłe słowo otrzymał też dzielny Norweg który tak się wykazał podczas zdobywania i przejmowania artefaktu na niemieckiej jednostce. Rozmowy przebiegały spokojnie, z gracją i elegancją należną w towarzystwie dam i dżentelmenów. Jak zapowiedział kapitan Lloyd - Dobrze, że wróciliście. W samą porę. Naszykowaliśmy wam kolejną robotę. Tym razem dla odmiany w Norwegii. Ale patrząc na wyniki ostatniej waszej misji to chyba nie powinno stanowić dla was problemu. - kapitan Busson uśmiechnął się tak samo jak towarzyszący mu oficer brytyjski. Od samego rana wprowadzono ich we wstępne realia misji. Otrzymali swoje nowe dossier pod kogo mieli się podszywać więc widocznie mieli działać tym razem jako “nielegalni” czyli bez oficjalnych powiązań z ambasadą czy oficjalnymi służbami aliantów. A więc bez oficjalnych immunitetów dyplomatycznych. Ot, zwykli goście, biznesmeni i turyści mający się udać do Norwegii. - Nasi eksperci zbadali artefakt jaki udało wam się zdobyć na “Altmarku”. Wykazuje on zaskakujące właściwości. W tym ciekawie powinien reagować na tak zwaną “ciężką wodę”. Niestety nie mamy ani kropli tego materiału. A jedyny zakład na świecie produkujący ten specyfik jest właśnie w Norwegii. A dokładniej w zakładach Norsk Hydro niedaleko miasta Rjukan. Jakieś pół dnia drogi od Oslo. Waszym zadaniem jest więc zdobyć tą substancję. Jeden kanister powinien wystarczyć no ale wedle naszych ekspertów wiadomo, im więcej tym lepiej. - brytyjski oficer podał trójce agentów akta z danymi misji z jakimi mieli się zapoznać. Na czele wybijało się zdjęcie dość masywnego budynku położonego na zalesionym zboczu jakiejś góry. Poza zdjęciem budynku były też mapy południowej Norwegii, opis właściwości ciężkiej wody, warunków jej transportu no i jak ją rozpoznać. Do tego opisy trasy Oslo - Rjukan, ogólna charakterystyka południowej Norwegii z prowincją Telemark, miasta Rjukan i zakładami Hyro w szczególności. Ogólnie plan zakładał, że pod przykrywką przedostaną się najpierw samolotem do Oslo a następnie do Rjukan i tam “zorganizują” ten kanister ciężkiej wody. Sporo miejsca poświęcono samym zakładom. Sytuacja wydawała się dość zagmatwana. 25% udziałów tego zakładu miał niemiecki potentant IG Farben mocno powiązany z ośrodkami władzy III Rzeszy. Od paru tygodni trwały negocjacje między Niemcami a Norwegami bo ci ostatni wstrzymali dostawy ciężkiej wody do Niemiec tłumacząc się, że klient nie chce podać powodów do tak dużego transportu tego materiału. Negocjacje trwały ale wzajemne dyplomatyczne przeciąganie liny nad cieśninami duńskimi nie mogło trwać w nieskończoność. Któraś ze stron w końcu musiała ustąpić. Niemiecki partner tych rozmów na pewno był silniejszy od norweskiego ale jakoś na razie nie zdejmował białych rękawiczek. Nie było wiadomo co się stanie jeśli je jednak zdejmie. Dlatego sprawa była dość pilna póki była okazja coś zdziałać. Centrala oceniała, że mała grupka sprytnych i pomysłowych ludzi może odpowiednio zmotywować zarząd norweskiej firmy by raczyli odstąpić jeden kanisterek czy dwa tej cennej substancji. Trójka agentów dostała nawet niezłą sumkę pieniędzy jako uniwersalnego środka perswazji i ubijania biznesów. Kanister czy kanistry jako rzecz względnie łatwa do zabrania nawet w bagażnik zwykłego samochodu trzeba było przewieźć na tereny sprzymierzonych. Albo osobiście, z powrotem korzystając z portów lotniczych czy morskich co jeśli przykrywka trójki agentów nie zostałaby zdemaskowana wydawała się całkiem możliwa do wykonania. W końcu wedle schematów przygotowanych przez ekspertów powinno dać radę przewieźć go jak podobnej wielkości kanister wody czy benzyny. Chociaż odpowiednio cięższy. Dalej jednak do załadowania w podróżny kufer, skrzynię czy podobny pojemnik. Alternatywą było zostawienie takiego pojemnika w którejś z ambasad francuskiej lub brytyjskiej. Chociaż wówczas opóźniłoby to transport tego bezcennego materiału do Paryża czy Londynu. Niemniej gdyby nie było opcji transportu bezpośredniego należało spróbować chociaż przemycić przesyłkę do ambasady. Trzecią opcją był transport przez szwedzką granicę i tam znowu do krajów sprzymierzonych lub ambasad choć było to najmniej preferowane wyjście. Ostatecznie należało nie dopuścić by kanister wpadł w ręce Niemców. Gdyby nie dało się go przemycić i groziła jego utrata należało go zniszczyć. Raport wstępny o sytuacji w Norwegii, ostrzegał jednak przed wzmożoną działalnością niemieckich służb wywiadowczych. Zwłaszcza wokół zakładów Norsk Hydro co zapewne było spowodowane przedłużającym się kryzysem na osi norweskiej firmy a jej największym, zagranicznym udziałowcem i klientem. Trzeba się było liczyć z tym, że te zakłady są pod lupą Abwehry. - Trzeba wam wiedzieć, że owa ciężka woda, może być surowcem do wytwarzania kompletne nowych technologii. W tym wojskowych. I my, i boche*, i Norwegowie świetnie zdajemy sobie z tego sprawę. A jak wspomniał Anthony, zakład który ją produkuje jest tylko jeden na świecie. Więc oczywiście, że jest pod niemiecką lupą i świecznikiem. - kpt. Busson uzupełnił wypowiedź kolegi kolejną informacją. - Wywiad donosi o podejrzanej aktywności niemieckiej ambasady w Oslo. Coś tam się dzieje od kilku dni. Chociaż na razie nie mamy konkretów o co Hunom może chodzić. Niemniej musicie być bardzo ostrożni by nie zainteresowali się wami. Nie wiemy czy Huni również odkryli tą reakcję artefaktu na ciężką wodę ale nie można tego wykluczyć. To zaś powoduje, że mogą zwiększyć nacisk na Norwegów lub pokusić się o podobną akcję o jakiej my właśnie tu rozmawiamy. Dlatego pośpiech jest bardzo wskazany. - brytyjski komandor - porucznik ostrzegł trójkę podwładnych o tej gorącej sytuacji w Oslo. - Nie zapominajcie, że przyjdzie wam działać na terenie państwa neutralnego jako osoby cywilne. A Norwedzy są strasznie podminowani tym incydentem z “Altmarkiem” a szczekaczki kulawego Goebbelsa opluwają nas za ten numer każdego dnia. Naprawdę nie są nam potrzebne kolejne zatargi z Norwegami. Postarajcie się działać z taktem i finezją. To nie jest miejsce na jakieś gangsterskie porachunki z ulic Chicago. Dobrze by było poprawić jakoś nasz wizerunek w oczach Norwegów. - francuski kapitan Spectry zwrócił uwagę na dyplomatycznie, delikatną sytuację ojczyzny Edvarda gdzie każde piórko mogło przeważyć szalę na korzyść Niemców lub aliantów. - Lecicie jutro. Przez Amsterdam. Bilety macie w żółtej kopercie. Noclegi i resztę spraw już w Norwegii zorganizujcie sobie już na miejscu, zgodnie ze swoimi przykrywkami. Czeka was cały dzień w drodzę więc przygotujcie się a my was zostawiamy w spokoju. W razie pytań będziemy w naszym biurze. - francuski kapitan wstał tak samo jak jego brytyjski kolega. Pożegnali się i wyszli z pokoju by trójka podwładnych mogła teraz na spokojnie zapoznać się z nowymi tożsamościami i przygotowanymi dokumentami. Obydwaj mieli biuro na końcu korytarza więc znaleźć ich nie było trudno o ile w nim akurat przebywali. Dokumenty tożsamości i sama legenda były przygotowane pierwszorzędnie. Nie mogły być sprokurowane tego poranka więc pewnie rzeczywiście przygotowano je podczas urlopu trójki agentów. Trzeba było jeszcze tylko wkuć przygotowane dossier na pamięć. Po całym dniu powtarzania i wkuwania trójka agentów miała już te dossier wykute na blachę. Według legendy John był nadal Brytyjczykiem ale pracującym od wielu lat dla amerykańskiego koncernu stoczniowego specjalizującego się w produkcji silników okrętowych. Koncern ten był zainteresowany rozpoznaniem na jakich warunkach byłaby możliwość zakupu większej ilości ciężkiej wody w szerszym zakresie oraz próbką produktu na bieżąco. Taka historyjka tłumaczyła też dlaczego John ma brytyjski a nie amerykański paszport mimo, że wedle legendy reprezentował interesy neutralnego państwa. Centrala widać nie siliła się na oryginalność i spapugowała zainteresowanie i specyfikę IG Farben. W końcu Norwegia jako kraj neutralny mogła prowadzić wymianę handlową z obydwoma stronami konfliktu a nic nie stało na przeszkodzie by prowadziła taką wymianę z innymi, neutralnymi krajami. A taka legenda miała być pretekstem do bezpośredniego dojścia do zakładów Norsk Hydro. Została już wstępnie zapowiedziana listownie więc Norwegowie powinni się spodziewać przybycia “amerykańskiej” delegacji. Gabrielle zaś została Kanadyjką z francuskojęzycznego, Wschodniego Wybrzeża co świetnie tłumaczyło jej świetną znajomość francuskiego ale niekoniecznie perfekcyjny angielski. I wedle tej samej legendy była sekretarką Johna zatrudnioną w tym samym koncernie co branży związanej z biznesem oceanicznej dziwne nie było. Dzięki swoim aktorskim talentom centrala widocznie liczyła, że Francuzka bez problemów wcieli się w nową rolę. Była też pewna szansa, że John, jako oficjalny szef, będzie bardziej przykuwał uwagę zebranych niż zwykła sekretarka. Oczywiście przykrywka absolutnie nie zmieniała podległości i hierarchii służbowej więc dowodzenie i odpowiedzialność za dwóch podkomendnych i wykonanie misji nadal ciążyło głównie na jej barkach. Edvard z kolei o dziwo nadal pozostał Norwegiem. A dokładniej mieszkańcem Oslo i norweskim pracownikiem ambasady amerykańskiej zatrudnionym głównie jako tłumacz i przewodnik. Naturalne wydawało się więc, że dwójka pracowników zagranicznego koncernu zza Atlantyku, podróżuje przez Norwegię w towarzystwie norweskiego przewodnika. Według papierów wcześniej pracował w podobnej roli w ambasadzie brytyjskiej co tłumaczyło skąd miał drugi, brytyjski paszport. Dzięki niemu mógł bez problemów dostać się na teren jakiejkolwiek ambasady Korony. Pozostała dwójka jako Brytyjczyk i Kanadyjka również. Według legendy, ambasada wysłała go by przywitał ważnych gości już na lotnisku w Amsterdamie co miało tłumaczyć dlaczego wylądowali razem. Miał nawet jeden bilet więcej na wcześniejszy lot Oslo - Amsterdam tylko z poprzedniego dnia. A raczej wieczoru by móc spokojnie przywitać dwójkę przedstawicieli amerykańskiego koncernu o czwartkowym poranku. Nawet rachunek z amsterdamskiego hotelu miał za tą noc. Czyli z tej środy gdzie właśnie czytał w londyńskim biurze Firmy te dokumenty i trzymał bilet jaki miał wedle legendy kupić dopiero za kilka godzin na lotnisku w Oslo. Mieli też wśród przygotowanych rzeczy do zapamiętania, wyuczenia czy zabrania także po dwie, niewielkie ampułki z arszenikiem. Drobne, milczące, ponure przypomnienie, że za żadne skarby nie mają prawa zdemaskować się jako agenci organizacji która oficjalnie nawet nie istniała. Wedle instrukcji gdyby już wpadli, Niemcy zapewne wzięli by ich za “zwykłych szpiegów” i potraktowali odpowiednio. W takim wypadku należało się właśnie zachowywać jak “zwykli szpiedzy” co jako “nielegalom” bez immunitetów nie wróżyło zbyt dobrego końca. Niemniej zawsze były szanse na wzajemną wymianę szpiegów które obie strony co jakiś czas uskuteczniały. A gdyby ktoś obawiał się, że nie podoła wówczas właśnie były te dwie, małe, niepozorne ampułki. W przeciwieństwie do pierwszej “altmarskiej” misji, gdy tym razem udawali zwykłych, cywilnych przedstawicieli handlowych nie mieli żadnych mundurów ani broni do zabrania. W końcu w środku cywilizowanego, europejskiego i neutralnego kraju, przedstawicielowi amerykańskiego koncernu, jego sekretarce kanadyjskiego pochodzenia i norweskiemu przewodnikowi żadna broń nie była potrzebna do wizytacji i negocjacji norweskiej firmy. Niejako z założenia więc trzeba było działać z polotem i fantazją bo z argumentami siły było ze startu krucho. Pierwszy lot z podlondyńskiego lotniska mieli jutro rano. Lecieli do holenderskiego Amsterdamu. Tam po jakiejś godzinie lotu i 4-godzinnej przesiadce wsiadali w lot do Oslo który znowu trwał ze 3 godziny. Cały dzień szykował się więc na lotniskach, samolotach i walizkach. Podczas prawie trzygodzinnego lotu z Amsterdamu a i wcześniej, podczas też kilkugodzinnej przesiadki w holenderskiej stolicy mieli aż nadto czasu na wzajemne konwersacje czy osobiste wspomnienia z dnia poprzedniego czy dwutygodniowego urlopu. --- *boche - (fra) pogardliwie o Niemcach, odpowiednik angielskiego “Hun”.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
01-06-2018, 11:37 | #87 |
Reputacja: 1 | Spotkanie w bazie Agencji: Gabrielle, John i Edward Gabrielle zapaliła światła w przydzielonym im pokoju. Uśmiechała się, choć musiała przyznać że czuła się odrobinę zbita z tropu. Przed chwilą opuściła pokój, w którym odbyła dosyć nietypową rozmowę z przełożonymi i nie do końca była pewna co o niej myśleć. Awans w hierarchii agencji ucieszył ją i zaniepokoił zarazem. Tytuł agenta terenowego oznaczał, że prędzej czy później zostanie jej przydzielony jakiś niewielki oddział. Przysiadła na krawędzi biurka zakładając nogę na nogę i dając znak swoim towarzyszom by też się rozgościli. Sala służąca normalnie za szkoleniową była teraz pusta i idealnie nadawała się do omówienia szczegółów. |
01-06-2018, 12:56 | #88 |
Reputacja: 1 | [B]Lotnisko w Amsterdamie: Gabrielle, John i Edward[/B] Gabrielle poprawiła na nosie okulary zerówki i jeszcze raz upewniła się, że z ciasnego koka nie wypadło żadne pasmo. Od kiedy do jej dłoni trafiły materiały z informacjami o jej nowej tożsamości starała się zepsuć swój angielski na tyle na ile to było możliwe. Sprawa prosta o tyle, że wiele razy słyszała jak jej rodacy zmagają się z tym językiem. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Na przykład Damien. Wspomnienie żołnierzyka, który umilał jej czas we Francji od razu poprawiło jej nastrój. Upewniwszy się, że jej garsonka leży idealnie, ruszyła w kierunku swoich towarzyszy i podeszła do Johna.
__________________ „Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!” |
02-06-2018, 15:31 | #89 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 24 Czas: 1940.III.07; czw; godz. 22:30 Miejsce: południowa Norwegia; Oslo; hotel Bristol, hotelowa kawiarnia Warunki: późny wieczór, jasne, ogrzane wnętrze kawiarni ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd), mł.ag Gulbrand (Rasmussen); Na amsterdamskim lotnisku Norweg miał okazję odświeżyć sobie uroki zamawiania rozmów międzynarodowych. Na szczęście czasu do odlotu samolotu lecącego do Oslo było aż nadto czasu. Ale i tak naczekał się ze słuchawka przy uchu zanim kolejne centrale telefoniczne nie połączyły go z hotelem Bristol w Oslo. Tam sprawa z zamówieniem i pokojów i taksówki pod lotnisko poszło dość gładko. Recepcja hotelowa obiecała przysłać samochód z kierowcą. Jak to na ważnych gości zza oceanu i dżentelmenów przystało nie rozmawiali o pieniądzach i doliczeniu takiej usługi do kosztów wynajmu pokoju. W końcu dla kogoś kogo stać było na Bristol taki drobiazg nie mógł stanowić zbytniego obciążenia. Z zamówieniem śniadania albo i pobudki na jutro rano też nie stanowiło dla obsługi hotelowej żadnego problemu. Natomiast druga rozmowa, z zakładami Norsk Hydro nie poszła już tak gładko. Technicznie trzeba było wykonać podobne połączenie na linii Amsterdam - Oslo ale w stolicy Norwegii połączenie musiało być przekierowane na prowincję Telemark i tam dopiero do zakładów NH. Było więc dużo więcej czekania na połączenie. Na szczęście akurat w tej chwili czasu agentom Spectry nie brakowało. Rozmowa z przedstawicielem zakładu przyniosła jednak pewną nieoczekiwaną informacje. Owszem było umówione spotkanie na jutro z amerykańską delegacją i strona norweska zapraszała i oczekiwała tego spotkania. Ale spotkanie miało być po lunchu, na 17-ta. Co było całkiem innym terminem niż ten o jakim mówiła Gabrielle. Edvard stanął więc przed dylematem czy dociekać samodzielnie z Norwegiem po drugiej stronie słuchawki skąd ta różnica czy udać, że o niczym nie wie i zostawić sprawę na potem. --- Hotel Bristol w Oslo okazał się godny wszelkich europejskich standardów. Wizytówką firmy był już kierowca w hotelowej liberii czekający na trójkę ważnych gości na lotnisku. Trzymał w dłoniach kartonik z nazwiskiem Mr. Lloyd jakie według opracowanej przez centralę legendy obecnie nosił John. Kierowca musiał być weteranem swojego fachu bo potrafił być i grzeczny przywitawszy się w imieniu firmy z trójką gości, i zaoferował pomoc przy wniesieniu bagażu, zadał zwyczajowe, grzecznościowe pytania jak minęła podróż po czym przeszedł do roli dyskretnego szofera gdy wiózł hotelowych gości z lotniska które było na peryferiach norweskiej stolicy aż do hotelu położonego w jej centrum. Do hotelu dotarli pod wieczór gdy dzień już zdecydowanie przegrywał walkę z nadciągającą nocą. Zanim zdążyli się rozpakować w swoich pokojach, odświeżyć po podróży i spotkać ponownie na kolacji zrobił się już pełnoprawny wieczór a na norweskim niebie panowała chmurna chociaż spokojna noc. Atmosfera w hotelowej kawiarni była wspaniała. Norwegia nie była obłożona klątwą zaciemnienia jak kraina na Wyspach po drugiej stronie Morza Północnego więc od razu z palącymi się światłami i latarniami na ulicach wydawała się przyjemniejsza, bardziej cywilizowana i mniej złowroga niż choćby Londyn w którym oddech wojny już zdołał odcisnąć swoje piętno. Do tego dochodziła międzynarodowa atmosfera hotelu. W kawiarni dało się słyszeć gwar różnojęzycznych rozmów. Po sąsiedzku w rogu była orkiestra która przygrywała kameralnie chociaż był też i dancing gdzie tańczyło kilka par. W takim miejscu można było czuć się zupełnie jak w przedwojennym Paryżu, Berlinie albo Londynie. Goście hotelowi też chyba dominowali tacy o statusie podobnym do tego jaki odgrywa trójka agentów. W większości pewnie byli to biznesmeni i bogaci turyści, oficerowie różnych jednostek morskich i piloci nocujący lub czekający na kolejny rejs lub kurs. Było więc kolorowo i różnorodnie a przykrywka wymyślona dla trójki agentów przez centralę świetnie wpasowywała się w takie środowisko. Na atmosferę lokalu cieniem kładła się wojna w sąsiedniej Finlandii. Starcie bratniego narodu z którym wielu Skandynawów się identyfikowało jakby chodziło o ich ojczyznę a dzielny opór Finów stawiany czerwonemu gigantowi budził współczucie i sympatię na całym świecie. Powszechnie liczono się z tym, że alianci zachodni jakoś wesprą naród fiński w tej wojnie. Trwały polityczne przepychanki gdzie bardzo ważna była właśnie postawa rządów w Oslo i Sztokholmie przez które ewentualna pomoc dla Finlandii mogła być dostarczona. Obydwie stolice nie były jednak takie chętne do angażowania swoich krajów w konflikt po jednej ze stron wielkich graczy już zaangażowanych w wojnę z innymi wielkimi graczami. A teraz było za późno. Między Moskwą a Helsinkami trwały pertraktacje pokojowe. Finowie dawali z siebie wszystko przez ostatnie trzy zimowe miesiące ale widocznie byli już u kresu sił. Osamotnieni nie byli w stanie dłużej stawiać oporu przeciwko zdawałoby się nie skończonym zasobom państwa sowieckiego. Tak z gazet dostępnych dla gości hotelowych jak i z mało wesołych rozmów grupki Norwegów przy sąsiednim stoliku dało się to odczytać. Norwegowie obok zastanawiali się wspólnie co dalej z tym wszystkim będzie. Nie wyglądało to zbyt wesoło. Norwegia a nawet cała Skandynawia była jak smakowity tort na stole przy którym siedzieli Rosjanie, Niemcy i alianci ostrząc sobie pazury na ten tort by zgarnąć go sprzed nosa innym biesiadnikom. Awantura o tego niemieckiego “Altmarka” skaptowanego przez Brytyjczyków na norweskim wodach dobitnie pokazywał Norwegom gdzie wielkie mocarstwa mają poszanowanie praw i wolności mniejszych państw. Obie strony złamały międzynarodowe umowy jakie same wymyśliły i podpisały. Cóż więc znaczyło dla nich złamać kolejne? - Dobry wieczór panie profesorze. Pamięta mnie pan? Jestem Hannah Blau. Byłam pana studentka w Berlinie. - niespodziewanie do Edvarda podeszła jakaś młoda kobieta ubrana w brązowy żakiet. Uśmiechała się ciepło przedstawiając się. Była jego studentka? Nie była? Tak, nie, może. Uczniowie i studenci zawsze mieli łatwiej w tym względzie niż nauczyciele i profesorowie. W końcu po jednej stronie biurka albo katedry była jedna osoba i miała przed sobą całą grupę ludzi a ci mieli tylko ją jedną do zapamiętania. A norweski profesor miał w swojej karierze tyle uczelni, katedr, grup i roczników, że tworzyła się z tego cała rzesza ludzi i twarzy z których zapamiętać się dało te najbardziej charakterystyczne. A ta młoda kobieta przed nim która podeszła do niego jak schodził na kolację do hotelowej restauracji była dla niego kompletną niewiadomą tak z twarzy jak i z nazwiska. Była jego studentka? Tak, nie, może. - Och, panowie wybaczą ale nie mogę patrzeć jak tak piękna kobieta marnuje taki wieczór na siedząco. Czy skusiła by się pani na jeden taniec na parkiecie? - do stolika zajmowanego przez agentów oficjalnie nieistniejącej organizacji dziarsko podszedł młody mężczyzna w błękitnej marynarce. Zaprosił jedyną kobietę siedząca przy stoliku do tańca. Mówił po francusku ale na dość szkolnym poziomie więc Francuzem pewnie nie był. Przed agentami stało zadanie zdecydowania jak a raczej kiedy będą podróżować do Rjukan. Skoro spotkanie w zakładach Norsk Hydro było umówione na 17:00 mogli zdążyć nawet jadąc południowym pociągiem i niekonieczne było zrywanie się przed świtem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 02-06-2018 o 16:37. Powód: Dodanie foci leminga. |
07-06-2018, 23:04 | #90 |
Reputacja: 1 | Gabrielle cieszyła się na myśl o możliwości przespania całej nocy. Podczas podróży zadbała o to by wypytać Edvarda o ostatnie wydarzenia z Norwegii i w zamian ofiarować kilka ciekawostek z Kanady. Gdy nadarzała się okazja bez skrupułów flirtowała ze swym szefem, pozwalając Johnowi samemu wyważyć jak poważny będzie ich udawany związek. Już tęskno było jej do Francji. Do gorącej krwi Francuzów i dobrego rodzimego wina. |