Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2018, 19:29   #81
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Wspomniany przez Gabrielle młodszy agent Edvard Christian Gulbrandsen przysłuchiwał się całej rozmowie i, gdy była mowa o nim, potwierdzał wszystko skinieniem głowy.
- Sire, chwilę po abordażu przydzielony został mi marynarz Barnes i marynarz Gordon. - zaczął mówić Norweg, gdy tylko uznał, że Beaumont i Wainwright skończyli - Zgodnie z sugestią...
- Rozkazem - przerwał mu kapitan Busson. Edvard jednak nie wiedział, czy ten zwraca się do niego, czy do kobiety przy maszynie. Poprawił więc krawat i wrócił do sprawozdania.
- Mieliśmy poszukać kabiny radiooperatora. Ruszyliśmy więc schodami na górne pokłady. Barnes szedł przodem, Gordon pilnował naszych pleców. Następnie, niestety zostaliśmy zauważeni. Zadecydowałem, żeby przejść na drugą stronę galeryjki idąc w kierunku dziobu wzdłuż burty. Staraliśmy się być jak najmniej widoczni, a do naszych uszu docierały dźwięki strzałów i krzyków od strony rufy. Na prawie samym końcu, po lewej stronie znajdowały się drzwi do nadbudówki, a po prawej, kolejna, choć znacznie mniejsza galeryjka zwieńczona schodami. Gordon dostrzegł tego Niemca, który krzyczał. Zezwoliłem mu na otworzenie ognia. Ponadto rozkazałem Barnesowi ruszyć ze mną na górę. W między czasie Gordon oberwał.
Po dotarciu na najwyższy poziom w oddali dostrzegłem sylwetki - kilka cieni poruszających się dość wolno, którzy musieli coś dźwigać. Rozpoczęliśmy ich ostrzał, co spowodowało wycofanie się nieprzyjaciela.

- Rozumiem, rozumiem.
- Kazałem Barnesowi pójść po Gordona, który zasygnalizował, że niżej zbliżają się Niemcy. Gdy już razem byliśmy na górze rozpoczęła się jatka. Chłopcy bili się z nazistami, a ja ruszyłem ku skrzyni. Następnie nastąpił prawdziwy chaos. Zawartość skrzyni okazała się być tym przedmiotem, lecz byliśmy już kompletnie odcięci przez niemieckich żołnierzy. Gordon, kiedy udało mi się do niego dotrzeć, był już mocno ranny. Barnes natomiast dostał się do niewoli. Czekaliśmy tam nie wiedząc co robić. Następnie, z powodu fali, znaleźliśmy się niżej. Doszło do kolejnej wymiany ogniowej, której ofiarą stał się Gordon. Musiałem się poddać, lecz gdy dotarli do mnie Anglicy i agentka Beaumont zaatakowałem oficera.
- A artefakt?
- Zauważyłem jedynie, że reaguje na krew.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
Stary 19-05-2018, 16:33   #82
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 22

Czas: 1940.II.20; wt; godz. 20:00
Miejsce: południowa Anglia; Londyn; dzielnica Lambeth, pensjonat “U Rosemary”
Warunki: wieczór, chłodno, pochmurno, słaby wiatr


st.ag Baumont, mł.ag Gulbrand; mł.ag Wainwright


Pierwszy raport z akcji przeprowadzonej u wybrzeży Norwegii i na pokładzie niemieckiej jednostki był dość krótki. Wystarczyło to francuskiemu oficerowi Agencji do zanotowania najważniejszych faktów i wydarzeń z tej akcji. Poza tym wrócił kapitan Loyd oznajmiając, że wszystko jest gotowe do wyjazdu.

Wyjazd odbył się niedługo potem. Podróż była według przedwojennych standardów średnio wygodna. Okazało się że obydwaj oficerowie zadbali o przykrywkę. Kapitan Loyd wracał do Londynu małym konwojem złożonym z dwóch aut. Auta miały barwy żandarmerii wojskowej z czego ciężarówka była więźniarką do której zapakowano przykrytą plandeką niemiecką skrzynię zabraną z “Altmarka”. Poza brytyjskim oficerem Agencji do obydwu wozów zapakowała się większość ludzi jacy z nimi przyjechali. I ten mini konwój wyruszył przez bramę koszar w Leith kierując się na południe ku stolicy.

Jakieś 2 godziny później przez tą samą bramę wyjechała wojskowa ciężarówka która zatrzymała się na edynburskim dworcu. Tam szóstka podróżnych w wojskowych mundurach wsiadła do jednego przedziału razem ze swoimi bagażami w tym z nieco większym kufrem podróżnym który nawet ładnie wpisywał się w wizerunek podróżującego oficera zmieniającego miejsce stacjonowania czy dopiero co powołanego do służby. I francuski oficer pasował do tej roli jak malowany. I on i pozostała piątka w mundurach nie wyróżniali się jakoś szczególnie na tle innych mundurowych ze służb wszelakich jacy podróżowali jak nie w każdym przedziale to wagonie przynajmniej.

Podróż pociągiem w czasie wojennym była wyraźniej bardziej uciążliwa niż przed wojną. Dwa razy musieli czekać wbrew rozkładowi podróży aby przepuścić bardziej priorytetowe składy. Raz na jednej ze stacji na jakiej mieli zatrzymać się tylko na parę minut stali prawie godzinę bo ogłoszono alarm przeciwlotniczy więc wszyscy popędzili czym prędzej do schronów. Szóstka z Agencji dodatkowo dźwigając kufer podróżny oficera. W schronie mimo ścisku i ciasnoty atmosfera była dość spokojna. Brytyjczycy z typową dla siebie flegmą i specyficznym humorem zdawali się znosić te niedogodności z uporem bagatelizując zagrożenie. Do zastraszenia Wyspiarzy było jeszcze całkiem daleko. Agenci przebrani za zwykłych żołnierzy mogli za to nasłuchać się famy o ostatniej akcji u wybrzeży Norwegii i odbiciu “naszych chłopców” co najwyraźniej podnosiło na duchu ludzi stłoczonych w schronie i napełniało dumą. No i zwyczajnie, po ludzku, sprawiało satysfakcję z utarcia nosa “tym przeklętym Hunom”.

Po jakiejś godzinie gdy odwołano alarm i pasażerowie wrócili do pociągu znowu można było ruszać dalej. I znowu musieli się zatrzymać. Tym razem przed mostem co do którego było podejrzenie, że został zaminowany przez niemieckich sabotażystów którzy tylko czekają aż jakiś czyli w tym wypadku ich, pociąg wjedzie na niego aby go wysadzić razem z mostem. Gdy wreszcie saperzy skończyli swoją robotę nie znajdując żadnych min i pociąg ruszył dalej zatrzymali się na pierwszej stacji po tym moście gdzie i stacja i pociągi były rewidowane przez mieszane patrole policji, służb kolejowych i Home Guard którzy szukali i kolejnych bomb i sabotażystów. Bo choć most był “czysty” to przez pasażerów pociągu przeszła wieść, że coś jednak podejrzanego znaleziono. Co i gdzie tego już ciężko było się dowiedzieć. Dla agentów Spectry ważniejsze było to, że ich zwarta grupka i duży kufer przykuł uwagę podstarzałego policjanta. Zwłaszcza, że kapitan Busson odmówił jego otwarcia.

Przez chwilę spór miał tendencje do przekształcenia się w pełnoprawny konflikt gdyż policjantowi odmowa pokazania zawartości “kufra sabotażystów” jak to nazywał, bardzo nie przypadła do gustu tak samo jak upór młodszego choć starszego stopniem mężczyzny. W końcu zdecydował właśnie stopień i zdecydowanie kapitana. Wobec odmowy policjant zostawił dwóch gwardzistów, jednego podobnego mu wiekiem i drugiego chuderlawego patyczaka z okularami jak denka od słoików co mogło tłumaczyć czemu jest w Home Guard na nie w regularnych jednostkach. Policjant wrócił po paru chwilach w towarzystwie sierżanta Armii mówiąc coś w stylu “To ci o których mówiłem. Mam nosa, nie jestem policjantem od wczoraj. Na pewno coś ukrywają.”. Sierżant po kolei znowu wylegitymował całą szóstkę, wysłuchał wyjaśnień kapitana po czym podziękował i życzył miłej podróży. Policjant widząc swoją przegraną chociaż z miną urażonej godności również dołączył się do życzeń i przeprosił za kłopoty.

Po tych wszystkich postojach i opóźnieniach gdy wysiadali na zaciemnionym londyńskim dworcu był już późny wieczór albo początek nocy. Mimo to czekał już na nich agencyjny samochód z kapitanem Lloydem. Razem zajechali przez zaciemnione ulice do londyńskiej siedziby Agencji. Tam rozstali się z obydwoma oficerami prowadzącymi i zdobytym artefaktem a kierowca odwiózł trójkę agentów do pensjonatu "U Rosemary" specjalizującego się w usługach typu bed&breakfast. Okazało się, że przybyły trochę wcześniej do stolicy brytyjski oficer zamówił im po pokoju na koszt firmy. Tam byli już prawie o północy. Mogli się wreszcie wyspać w spokoju nie martwiąc się o to, że ktoś im zwędzi kluczowy artefakt. A obydwaj oficerowie radzili im się wyspać bo od rana mieli się stawić w biurze by zdać dokładniejszy raport. Pewnie dlatego ulokowano ich w pensjonacie położonego może o kilka przystanków od Biura.

Przez cały kolejny poniedziałek i wtorek rzeczywiście mogli się poczuć jak pracownicy jakiegoś biura. Przychodzili na 8 rano jak już było widno, w południe była przerwa na lunch i kończyli jak zapadał zmierzch więc gdzieś przed 19-ta zwykle byli z powrotem w swoim pensjonacie.

Te dwa dni były jednak dość nużące. Przez większość czasu rozmawiali, głównie z obydwoma oficerami prowadzącymi. Ale też zdarzali się inni, przeważnie starsi ludzie w garniturach o tatuskowatym wyglądzie i naukowej aurze. Wyglądało jakby wspólnymi siłami starali się wycisnąć każdy szczegół i odtworzyć przebieg akcji minuta po minucie. Najbardziej oczywiście wszystkich interesował artefakt. Im bliżej niego rozmowa zgadzała tym sito pytań było gęstsze. I te pierwsze reakcje i późniejsze dość zgodnie reagowały mieszaniną fascynacji z pierwszego niepodważalnego dowodu na możliwość istnienia immaterium w tym świecie jak i niepokój, że to przeciwnik dysponuje taką zaawansowaną technologią. Rodziło się naturalne pytanie co i ile jeszcze ma w zanadrzu.

Dwa dni wreszcie minęły i trójka agentów wreszcie dostała 2 tygodnie wolnego i przepustki na swobodne podróżowanie po całych Wyspach i Francji. Z tym jednak zastrzeżeniem, że musieli zostawić w Biurze adres i telefon kontaktowy. W końcu byli agentami Spectry więc musieli być gotowi stawić się w kwaterze w Londynie lub Paryżu w ciągu 24-h najpóźniej w razie wezwania. Co przy wojennych opóźnieniach w podróży dość mocno ograniczało zasięg podróży od każdej z dwóch głównych kwater w obydwu stolicach. Bez takiego wezwania to dwa tygodnie urlopu było prawdziwym luksusem.

Góra jaką reprezentowali obydwaj oficerowie prowadzący najwyraźniej była zadowolona z akcji przeprowadzonej przez trójkę swoich agentów i dała temu wyraz w oficjalną pochwałą wpisaną do akt i wyróżnieniem jakie otrzymała dodatkowo starsza agentka dowodząca akcją. Tego typu wpisy do akt zdecydowanie sprzyjały szybkim, wojennym awansom. Cała trójka też otrzymała możliwość specjalistycznego dokształcenia się na różnorodnych kursach organizowanych przez różne służby począwszy od kursów pilotażu i skoków spadochronowych organizowanych przez RAF, przez kursy kryminalistyki organizowane przez policyjnych detektywów i patologów aż po kursy saperskie czy prowadzenia ciężkich pojazdów jakimi dysponowała Armia. Kursy trwały od kilku tygodni do kilku miesięcy niemniej była szansa doszkolić się pod jakimś kierunkiem. Agencja dysponowała możliwościami by wysłać swoich agentów jako kolejnych żołnierzy, policjantów czy pilotów do odpowiednich placówek rozrzuconych po obydwu krajach. A póki co był wtorkowy wieczór i właściwie mieli przed sobą 2 tygodnie urlopu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-05-2018, 21:32   #83
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Podróż po nieprzespanej nocy była czymś ponad siły Gabrielle. Przez cały czas starała się podtrzymywać rozmowę z innymi agentami, mając nadzieję, że dzięki temu nie uśnie. Siedziała wyprostowana i uśmiechnięta. Pod wojskową marynarkę założyła dopasowaną koszulę, a do tego damskie spodnie. Beaumont czuła jednak, że nie jest w stanie ukryć zmęczenia i już odliczała sekundy do momentu, w którym odnajdzie się w pokoju hotelowym i weźmie ciepłą kąpiel.

Niestety sekundy wydłużyły się w godziny. W końcu poddała się i skupiła na rozmowie z kapitanem Bussonem. Mogła dzięki temu przejść na francuski, a siedząc w przedziale pozwoliła sobie na zdjęcie marynarki. Kusiło ją by zaśpiewać jednak obawiała się, że ściągnie tym na nich zbyt wiele uwagi.

Gdy zostali poddani rewizji z przyjemnością porozmawiała chwilę z przystojnym sierżantem korzystając z chwili odmiany i krótkiego spaceru, który naładował ją energią do dalszego działania.

Mimo to, gdy tylko odwieziono ich do hotelu, Gabrielle dosłownie wpadła do swojego pokoju. Kąpiel. Wymoczy się w ciepłej wodzie i w tedy będzie mogła zacząć myśleć o czymkolwiek.

Zapowiadały się dwa bardzo męczące dni, ale wierzyła, że jeśli tylko znajdzie wieczorem czas na kąpiel, lampkę winka… oraz ewentualnie męskie towarzystwo, to bez problemu przetrwa ten czas. Spojrzała na drzwi od łazienki. Gdzieś za nimi były drzwi do pokoju, a dalej… gdzieś dalej była dwójka jej podopiecznych. Odrobinę oziębły anglik i całkiem namiętny norweg. Uśmiechnęła się, zanurzając się w wodzie aż pod podbródek. Miała wielką ochotę odrobinę ich podręczyć, a zapowiadało się, że jeszcze będzie na to chwila.

***

Po dwóch dniach maglowania Gabrielle postanowiła wrócić na “urlop” w rodzinne strony. Niestety nie zanosiło się na to by mogła za bardzo odjechać od Paryża i osiąść w jakiejś romantycznej winnicy w objęciach kogoś, kto mógłby ją w końcu uraczyć poprawnym francuskim i dobrym trunkiem. Kilka dawnych przygód sprawiło, że nadal ktoś mógł się za nią rozglądać, a byłoby to niewygodne zarówno dla armii jak i dla agencji.

[MEDIA]http://www.everyculture.com/images/ctc_02_img0400.jpg[/MEDIA]

Beaumont postanowiła nacieszyć się francuskim winem, w jednej z podparyskich rezydencji, należących do wojska by tam poćwiczyć swoje umiejętności strzeleckie. Nie było to idealne rozwiązanie, ale zawsze mogła odnaleźć pocieszenie w ramionach, któregoś z żołnierzy.
 
Aiko jest offline  
Stary 25-05-2018, 23:40   #84
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Edvard podróż spędził głównie śpiąc, a w przerwach sięgał po zakupioną w Anglii powieść. W jego fachu warto było, a wręcz należało być na bieżąco z nowościami.

Rewizja wyrwała go ze snu, więc nie wykazywał inicjatywy i podążał za poleceniami przełożonych. Następnie znów zamknął oczy.

Po dotarciu do hotelu wziął kąpiel, a następnie, narzekając na brak sauny, ubrał się w świeżą koszulę i trzyczęściowy garnitur.

Dwa dni upłynęły na składaniu wyjaśnień i raportów, w międzyczasie, z raz, czy dwa razy przelotnie spotkał się z Gabrielle.
Następnie, mając w pamięci wydarzenia z "Altmarka" wystąpił z prośbą o wysłanie go na dodatkowe szkolenia z obsługi broni palnej, co spotkało się z pozytywnym odzewem.

Na miejsce szkolenia dotarł jadąc przez Londyn, w którym to wstąpił do norweskiej ambasady, skąd wysłał zaszyfrowaną depeszę do Oslo z raportem. Z żalem przyjął do wiadomości fakt, że nie zdąży odwiedzić ojczyzny.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
Stary 26-05-2018, 01:13   #85
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Podróż pociągiem wywołała u kapitana Johna Wainwrighta nostalgiczne uczucia. Melancholijnie spoglądał na przesuwające się za oknami pociągu krajobrazy, obserwując idylliczną wiejską scenerię i porównując ją z okolicą, w której dorastał. Umysł kapitana wciąż zatopiony był w rozmyślaniach, z których z rzadka tylko wyrywały go zdawkowe wypowiedzi współpasażerów czy też zjawiska w rodzaju nieprzewidzianego postoju lub niezapowiedzianej rewizji.

Pojawienie się służbistego policjanta, odmowa otwarcia skrzyni i zamieszanie, jakie się wokół tego wywiązało, wywołały u oficera uczucie zażenowania. Tylko amator ryzykowałby przewożenie tak cennego ładunku w środkach komunikacji publicznej, a już tylko kompletny amator pozwoliłby, aby wokół samego faktu, że wiezie coś tak tajnego, że nie wolno tego otwierać, zrobiła się draka na pół pociągu. Kilkakrotnie podczas całej afery John miał ochotę przedstawić się jako oficer wywiadu w służbie Jej Królewskiej Mości i zażądać od policjanta odstąpienia od czynności służbowych, a wręcz zapewnienia jemu, jego towarzyszom i przesyłce bezpieczeństwa i dyskrecji przez cały pozostały czas podróży do Londynu. Ponieważ jednak kapitan Busson (czy kimkolwiek tam był - cała sprawa zaczynała Johnowi mocno zalatywać maskaradą) sprawiał wrażenie, jakby nie miał zamiaru z nikim dyskutować, Wainwright przypomniał sobie stare angielskie porzekadło o dyskrecji, która jest lepszą częścią męstwa.

Wreszcie agenci dotarli do Londynu. Ku zaskoczeniu Johna, tajemnicza Agencja przynajmniej jedną rzecz zrobiła dobrze - zakwaterowała uczestników misji w małym, ładnym pensjonacie "Rosemary's", położonym nie opodal parku Redcliffe Square Gardens. Blisko stąd było do metra, skąd linią District łatwo było dojechać do londyńskiej siedziby agencji, położonej nad brzegiem Tamizy, nie opodal mostu Waterloo. John podejrzewał, że planowaniem londyńskiego pobytu agentów zajął się komandor Lloyd, który jako jedyny z dowodzących oficerów zaskarbił sobie niechętny szacunek brytyjskiego kapitana - nie tylko dlatego, że wyszedł zwycięsko ze słownej potyczki z Johnem podczas odprawy przed misją. Tak czy owak, pensjonat okazał się przytulny, wygodny i prowadzony przez bardzo miłą i sympatyczną panią w średnim wieku - oczywiście o imieniu Rosemary. Pani Rosemary z miejsca zapałała sympatią do kulturalnego i szarmanckiego oficera i nadskakiwała mu przy każdej nadarzającej się okazji, a serwowane przez nią angielskie śniadania w niczym nie ustępowały królewskim ucztom, jakie John pamiętał z wizyt u Oliviera w hotelu "The Forth Bridge". Pobyt zapowiadał się zatem doprawdy przyjemnie.

Dwa kolejne dni John spędził w biurze. Oprócz przyjemnej niespodzianki - oficjalnej pochwały z wpisaniem do akt oraz awansu na pełnoprawnego agenta, "w uznaniu męstwa w walce i zasług położonych dla wykonania misji", jak ujęli to jego nowi przełożeni - całą resztę czasu wypełniła nudna biurokratyczna robota: pisanie i zdawanie raportów oraz uczestnictwo w naradach i odprawach, na których prócz Johna, dwójki jego towarzyszy i ich dwóch "opiekunów" roiło się od różnych, mniej lub bardziej nawiedzonych, facetów o wyglądzie i manierach jajogłowych badaczy, co drugie logiczne zdanie przeplatających pseudonaukowym bełkotem. John o mało nie zasnął na kilku takich spotkaniach, co zapewne poskutkowałoby kolejną, znacznie mniej pochlebną wlepką do akt. Udało mu się jednak uniknąć wpadki, a przy tym poruszana tematyka wywołała u niego zaciekawienie ową tajemniczą substancją zwaną immaterium, której tropieniem i badaniem najwyraźniej żywo interesowała się Agencja.

Otrzymawszy wreszcie od przełożonych dwutygodniową przepustkę oficer zdał sobie sprawę, że nie bardzo wie, co robić z wolnym czasem. Mógł odwiedzić rodziców w Lymington, zdawał sobie jednak sprawę, że po pierwsze i tak nic nie mógłby im powiedzieć o jego pracy - obowiązywała go tajemnica - a po drugie ojciec z pewnością zagoniłby go do pomocy w warsztacie szkutniczym. Perspektywa spędzenia dwóch tygodni z młotkiem, dłutem i pędzlem do nakładania impregnatów niezbyt Johna bawiła. Postanowił spędzić ten czas w Londynie - z siedziby Agencji blisko było na Piccadilly i do Mayfair, pełnego zarówno instytucji kulturalnych w rodzaju wystaw czy teatrów, jak i rozrywek właściwych porze późniejszej niż wieczorowa. Aby nie spędzać czasu wyłącznie na rozrywkach, a jednocześnie dowiedzieć się czegoś więcej o immaterium, kapitan zapisał się na organizowane dla świeżych rekrutów szkolenie z absolutnych podstaw wiedzy o tej substancji. Poprzednie zorganizowano, zanim kapitan dołączył do Agencji, a czas przed misją wykorzystano na dogłębne zbadanie dręczących kapitana przypadków wizji i jasnowidzenia. Nadarzała się więc świetna okazja, aby uzupełnić podstawową wiedzę... i być może nawiązać w Agencji nowe, obiecujące znajomości...
 
Loucipher jest offline  
Stary 26-05-2018, 06:26   #86
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23

Czas: 1940.III.07; czw; godz. 17:30
Miejsce: południowa Norwegia; Oslo; lotnisko Fornebu, pokład samolotu
Warunki: popołudnie, ziąb, pochmurno, słaby wiatr


st.ag Baumont, ag Wainwright, mł.ag Gulbrand



Norweskie lotnisko nie rozpieszczało podróżnych zbyt piękną pogodą. Było raczej pochmurnie, ledwo kilka stopni powyżej 0*C i chociaż nie padało nic ze stalowoszarego nieba to w takiej scenerii wszystko wydawało się ponure. Zwłaszcza, że ten czwartkowy dzień się kończył i zbliżała się wieczorna pora. Zanim pasażerowie przejdą odprawę celną i udadzą się do swoich domów czy hoteli w stolicy Norwegii będzie już pewnie zmierzchać. Wśród różnych pasażerów samolotu była też trójka agentów tajnej organizacji badającej zjawiska i tajemnice nie z tego świata. Choć oczywiście nie występowali obecnie pod własnymi nazwiskami ani nie mieli żadnych dowodów na to, że są członkami jakiejkolwiek tajnej służby. A jeszcze z 10 godzin wcześniej startowali w środku niewiele mniej pochmurnego dnia z angielskiej ziemi. Chociaż podczas przesiadki w Amsterdamie z tych trzech miast była chyba najładniejsza pogoda. No ale właściwie był początek marca więc pogoda raczej w całym rejonie tego zakątka Europy do zbyt pięknych nie należała.

Wszystko zaczęło się ledwie wrócili z dwutygodniowego urlopu jaki kończył się ledwie dwie doby temu. A od wczorajszego poranka znów musieli stawić się w placówkach i tam okazało się, że z miejsca czeka ich nowa robota z nową misją. Sytuacja była dość pilna. Nie było zbyt wiele czasu na przygotowania niemniej coś jednak przygotować się udało.

Wczoraj, z samego rana, znowu mieli zebranie z dwójką starszych stopniem agentów prowadzących. Rano jeszcze nie wyglądało to jakoś strasznie. Z kurtuazją godną oficerów, przywitali się z trójką urlopowiczów ciekawi jak im zszedł urlop. Johnowi pogratulowali szybkiego, wojennego awansu już po pierwszej misji i życzyli mu dalszych sukcesów w pięciu się po szczeblach agencyjnej kariery. Gabrielle też dostała przyjacielską pochwałę za sprawne dowodzenie swoją pierwszą misją w terenie. Obydwaj starsi stażem i stopniem oficerowie Agencji życzyli jej dalszych sukcesów. Ciepłe słowo otrzymał też dzielny Norweg który tak się wykazał podczas zdobywania i przejmowania artefaktu na niemieckiej jednostce.

Rozmowy przebiegały spokojnie, z gracją i elegancją należną w towarzystwie dam i dżentelmenów. Jak zapowiedział kapitan Lloyd - Dobrze, że wróciliście. W samą porę. Naszykowaliśmy wam kolejną robotę. Tym razem dla odmiany w Norwegii. Ale patrząc na wyniki ostatniej waszej misji to chyba nie powinno stanowić dla was problemu. - kapitan Busson uśmiechnął się tak samo jak towarzyszący mu oficer brytyjski. Od samego rana wprowadzono ich we wstępne realia misji. Otrzymali swoje nowe dossier pod kogo mieli się podszywać więc widocznie mieli działać tym razem jako “nielegalni” czyli bez oficjalnych powiązań z ambasadą czy oficjalnymi służbami aliantów. A więc bez oficjalnych immunitetów dyplomatycznych. Ot, zwykli goście, biznesmeni i turyści mający się udać do Norwegii.

- Nasi eksperci zbadali artefakt jaki udało wam się zdobyć na “Altmarku”. Wykazuje on zaskakujące właściwości. W tym ciekawie powinien reagować na tak zwaną “ciężką wodę”. Niestety nie mamy ani kropli tego materiału. A jedyny zakład na świecie produkujący ten specyfik jest właśnie w Norwegii. A dokładniej w zakładach Norsk Hydro niedaleko miasta Rjukan. Jakieś pół dnia drogi od Oslo. Waszym zadaniem jest więc zdobyć tą substancję. Jeden kanister powinien wystarczyć no ale wedle naszych ekspertów wiadomo, im więcej tym lepiej. - brytyjski oficer podał trójce agentów akta z danymi misji z jakimi mieli się zapoznać. Na czele wybijało się zdjęcie dość masywnego budynku położonego na zalesionym zboczu jakiejś góry.





Poza zdjęciem budynku były też mapy południowej Norwegii, opis właściwości ciężkiej wody, warunków jej transportu no i jak ją rozpoznać. Do tego opisy trasy Oslo - Rjukan, ogólna charakterystyka południowej Norwegii z prowincją Telemark, miasta Rjukan i zakładami Hyro w szczególności. Ogólnie plan zakładał, że pod przykrywką przedostaną się najpierw samolotem do Oslo a następnie do Rjukan i tam “zorganizują” ten kanister ciężkiej wody.

Sporo miejsca poświęcono samym zakładom. Sytuacja wydawała się dość zagmatwana. 25% udziałów tego zakładu miał niemiecki potentant IG Farben mocno powiązany z ośrodkami władzy III Rzeszy. Od paru tygodni trwały negocjacje między Niemcami a Norwegami bo ci ostatni wstrzymali dostawy ciężkiej wody do Niemiec tłumacząc się, że klient nie chce podać powodów do tak dużego transportu tego materiału. Negocjacje trwały ale wzajemne dyplomatyczne przeciąganie liny nad cieśninami duńskimi nie mogło trwać w nieskończoność. Któraś ze stron w końcu musiała ustąpić. Niemiecki partner tych rozmów na pewno był silniejszy od norweskiego ale jakoś na razie nie zdejmował białych rękawiczek. Nie było wiadomo co się stanie jeśli je jednak zdejmie. Dlatego sprawa była dość pilna póki była okazja coś zdziałać. Centrala oceniała, że mała grupka sprytnych i pomysłowych ludzi może odpowiednio zmotywować zarząd norweskiej firmy by raczyli odstąpić jeden kanisterek czy dwa tej cennej substancji. Trójka agentów dostała nawet niezłą sumkę pieniędzy jako uniwersalnego środka perswazji i ubijania biznesów.

Kanister czy kanistry jako rzecz względnie łatwa do zabrania nawet w bagażnik zwykłego samochodu trzeba było przewieźć na tereny sprzymierzonych. Albo osobiście, z powrotem korzystając z portów lotniczych czy morskich co jeśli przykrywka trójki agentów nie zostałaby zdemaskowana wydawała się całkiem możliwa do wykonania. W końcu wedle schematów przygotowanych przez ekspertów powinno dać radę przewieźć go jak podobnej wielkości kanister wody czy benzyny. Chociaż odpowiednio cięższy. Dalej jednak do załadowania w podróżny kufer, skrzynię czy podobny pojemnik. Alternatywą było zostawienie takiego pojemnika w którejś z ambasad francuskiej lub brytyjskiej. Chociaż wówczas opóźniłoby to transport tego bezcennego materiału do Paryża czy Londynu. Niemniej gdyby nie było opcji transportu bezpośredniego należało spróbować chociaż przemycić przesyłkę do ambasady. Trzecią opcją był transport przez szwedzką granicę i tam znowu do krajów sprzymierzonych lub ambasad choć było to najmniej preferowane wyjście. Ostatecznie należało nie dopuścić by kanister wpadł w ręce Niemców. Gdyby nie dało się go przemycić i groziła jego utrata należało go zniszczyć.

Raport wstępny o sytuacji w Norwegii, ostrzegał jednak przed wzmożoną działalnością niemieckich służb wywiadowczych. Zwłaszcza wokół zakładów Norsk Hydro co zapewne było spowodowane przedłużającym się kryzysem na osi norweskiej firmy a jej największym, zagranicznym udziałowcem i klientem. Trzeba się było liczyć z tym, że te zakłady są pod lupą Abwehry. - Trzeba wam wiedzieć, że owa ciężka woda, może być surowcem do wytwarzania kompletne nowych technologii. W tym wojskowych. I my, i boche*, i Norwegowie świetnie zdajemy sobie z tego sprawę. A jak wspomniał Anthony, zakład który ją produkuje jest tylko jeden na świecie. Więc oczywiście, że jest pod niemiecką lupą i świecznikiem. - kpt. Busson uzupełnił wypowiedź kolegi kolejną informacją.

- Wywiad donosi o podejrzanej aktywności niemieckiej ambasady w Oslo. Coś tam się dzieje od kilku dni. Chociaż na razie nie mamy konkretów o co Hunom może chodzić. Niemniej musicie być bardzo ostrożni by nie zainteresowali się wami. Nie wiemy czy Huni również odkryli tą reakcję artefaktu na ciężką wodę ale nie można tego wykluczyć. To zaś powoduje, że mogą zwiększyć nacisk na Norwegów lub pokusić się o podobną akcję o jakiej my właśnie tu rozmawiamy. Dlatego pośpiech jest bardzo wskazany. - brytyjski komandor - porucznik ostrzegł trójkę podwładnych o tej gorącej sytuacji w Oslo.

- Nie zapominajcie, że przyjdzie wam działać na terenie państwa neutralnego jako osoby cywilne. A Norwedzy są strasznie podminowani tym incydentem z “Altmarkiem” a szczekaczki kulawego Goebbelsa opluwają nas za ten numer każdego dnia. Naprawdę nie są nam potrzebne kolejne zatargi z Norwegami. Postarajcie się działać z taktem i finezją. To nie jest miejsce na jakieś gangsterskie porachunki z ulic Chicago. Dobrze by było poprawić jakoś nasz wizerunek w oczach Norwegów. - francuski kapitan Spectry zwrócił uwagę na dyplomatycznie, delikatną sytuację ojczyzny Edvarda gdzie każde piórko mogło przeważyć szalę na korzyść Niemców lub aliantów.

- Lecicie jutro. Przez Amsterdam. Bilety macie w żółtej kopercie. Noclegi i resztę spraw już w Norwegii zorganizujcie sobie już na miejscu, zgodnie ze swoimi przykrywkami. Czeka was cały dzień w drodzę więc przygotujcie się a my was zostawiamy w spokoju. W razie pytań będziemy w naszym biurze. - francuski kapitan wstał tak samo jak jego brytyjski kolega. Pożegnali się i wyszli z pokoju by trójka podwładnych mogła teraz na spokojnie zapoznać się z nowymi tożsamościami i przygotowanymi dokumentami. Obydwaj mieli biuro na końcu korytarza więc znaleźć ich nie było trudno o ile w nim akurat przebywali.

Dokumenty tożsamości i sama legenda były przygotowane pierwszorzędnie. Nie mogły być sprokurowane tego poranka więc pewnie rzeczywiście przygotowano je podczas urlopu trójki agentów. Trzeba było jeszcze tylko wkuć przygotowane dossier na pamięć. Po całym dniu powtarzania i wkuwania trójka agentów miała już te dossier wykute na blachę. Według legendy John był nadal Brytyjczykiem ale pracującym od wielu lat dla amerykańskiego koncernu stoczniowego specjalizującego się w produkcji silników okrętowych. Koncern ten był zainteresowany rozpoznaniem na jakich warunkach byłaby możliwość zakupu większej ilości ciężkiej wody w szerszym zakresie oraz próbką produktu na bieżąco. Taka historyjka tłumaczyła też dlaczego John ma brytyjski a nie amerykański paszport mimo, że wedle legendy reprezentował interesy neutralnego państwa.

Centrala widać nie siliła się na oryginalność i spapugowała zainteresowanie i specyfikę IG Farben. W końcu Norwegia jako kraj neutralny mogła prowadzić wymianę handlową z obydwoma stronami konfliktu a nic nie stało na przeszkodzie by prowadziła taką wymianę z innymi, neutralnymi krajami. A taka legenda miała być pretekstem do bezpośredniego dojścia do zakładów Norsk Hydro. Została już wstępnie zapowiedziana listownie więc Norwegowie powinni się spodziewać przybycia “amerykańskiej” delegacji.

Gabrielle zaś została Kanadyjką z francuskojęzycznego, Wschodniego Wybrzeża co świetnie tłumaczyło jej świetną znajomość francuskiego ale niekoniecznie perfekcyjny angielski. I wedle tej samej legendy była sekretarką Johna zatrudnioną w tym samym koncernie co branży związanej z biznesem oceanicznej dziwne nie było. Dzięki swoim aktorskim talentom centrala widocznie liczyła, że Francuzka bez problemów wcieli się w nową rolę. Była też pewna szansa, że John, jako oficjalny szef, będzie bardziej przykuwał uwagę zebranych niż zwykła sekretarka. Oczywiście przykrywka absolutnie nie zmieniała podległości i hierarchii służbowej więc dowodzenie i odpowiedzialność za dwóch podkomendnych i wykonanie misji nadal ciążyło głównie na jej barkach.

Edvard z kolei o dziwo nadal pozostał Norwegiem. A dokładniej mieszkańcem Oslo i norweskim pracownikiem ambasady amerykańskiej zatrudnionym głównie jako tłumacz i przewodnik. Naturalne wydawało się więc, że dwójka pracowników zagranicznego koncernu zza Atlantyku, podróżuje przez Norwegię w towarzystwie norweskiego przewodnika. Według papierów wcześniej pracował w podobnej roli w ambasadzie brytyjskiej co tłumaczyło skąd miał drugi, brytyjski paszport. Dzięki niemu mógł bez problemów dostać się na teren jakiejkolwiek ambasady Korony. Pozostała dwójka jako Brytyjczyk i Kanadyjka również. Według legendy, ambasada wysłała go by przywitał ważnych gości już na lotnisku w Amsterdamie co miało tłumaczyć dlaczego wylądowali razem. Miał nawet jeden bilet więcej na wcześniejszy lot Oslo - Amsterdam tylko z poprzedniego dnia. A raczej wieczoru by móc spokojnie przywitać dwójkę przedstawicieli amerykańskiego koncernu o czwartkowym poranku. Nawet rachunek z amsterdamskiego hotelu miał za tą noc. Czyli z tej środy gdzie właśnie czytał w londyńskim biurze Firmy te dokumenty i trzymał bilet jaki miał wedle legendy kupić dopiero za kilka godzin na lotnisku w Oslo.

Mieli też wśród przygotowanych rzeczy do zapamiętania, wyuczenia czy zabrania także po dwie, niewielkie ampułki z arszenikiem. Drobne, milczące, ponure przypomnienie, że za żadne skarby nie mają prawa zdemaskować się jako agenci organizacji która oficjalnie nawet nie istniała. Wedle instrukcji gdyby już wpadli, Niemcy zapewne wzięli by ich za “zwykłych szpiegów” i potraktowali odpowiednio. W takim wypadku należało się właśnie zachowywać jak “zwykli szpiedzy” co jako “nielegalom” bez immunitetów nie wróżyło zbyt dobrego końca. Niemniej zawsze były szanse na wzajemną wymianę szpiegów które obie strony co jakiś czas uskuteczniały. A gdyby ktoś obawiał się, że nie podoła wówczas właśnie były te dwie, małe, niepozorne ampułki.

W przeciwieństwie do pierwszej “altmarskiej” misji, gdy tym razem udawali zwykłych, cywilnych przedstawicieli handlowych nie mieli żadnych mundurów ani broni do zabrania. W końcu w środku cywilizowanego, europejskiego i neutralnego kraju, przedstawicielowi amerykańskiego koncernu, jego sekretarce kanadyjskiego pochodzenia i norweskiemu przewodnikowi żadna broń nie była potrzebna do wizytacji i negocjacji norweskiej firmy. Niejako z założenia więc trzeba było działać z polotem i fantazją bo z argumentami siły było ze startu krucho.

Pierwszy lot z podlondyńskiego lotniska mieli jutro rano. Lecieli do holenderskiego Amsterdamu. Tam po jakiejś godzinie lotu i 4-godzinnej przesiadce wsiadali w lot do Oslo który znowu trwał ze 3 godziny. Cały dzień szykował się więc na lotniskach, samolotach i walizkach.

Podczas prawie trzygodzinnego lotu z Amsterdamu a i wcześniej, podczas też kilkugodzinnej przesiadki w holenderskiej stolicy mieli aż nadto czasu na wzajemne konwersacje czy osobiste wspomnienia z dnia poprzedniego czy dwutygodniowego urlopu.


---



*boche - (fra) pogardliwie o Niemcach, odpowiednik angielskiego “Hun”.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-06-2018, 11:37   #87
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Spotkanie w bazie Agencji: Gabrielle, John i Edward

Gabrielle zapaliła światła w przydzielonym im pokoju. Uśmiechała się, choć musiała przyznać że czuła się odrobinę zbita z tropu. Przed chwilą opuściła pokój, w którym odbyła dosyć nietypową rozmowę z przełożonymi i nie do końca była pewna co o niej myśleć. Awans w hierarchii agencji ucieszył ją i zaniepokoił zarazem. Tytuł agenta terenowego oznaczał, że prędzej czy później zostanie jej przydzielony jakiś niewielki oddział. Przysiadła na krawędzi biurka zakładając nogę na nogę i dając znak swoim towarzyszom by też się rozgościli. Sala służąca normalnie za szkoleniową była teraz pusta i idealnie nadawała się do omówienia szczegółów.
- Zobaczmy co tam ciekawego nam podrzucono. - Uśmiechnęła się wydobywając akta z białej teczki. - Mes chers. Od tej pory możecie do mnie mówić Christine Hepburn. Dla ciebie wystarczy Chris, szefie. - Mrugnęła do Johna. - Ojej postarzyli mnie. Będe miała 28 lat i będę asystenką dyrektora Babcock & Wilcox Ltd.
- Dyrektora handlowego
- poprawił ją żartobliwie John, kartkując swoją teczkę z dokumentami na temat misji. - A nazywam się... - rzucił szybko okiem w dokumenty, aby nie popełnić błędu. - Albert William Lloyd. Do usług szanownych Państwa. - Ukłonił się dwójce towarzyszy z teatralną rewerencją i roześmiał się. - Czyżby naszemu komandorowi aż tak nie chciało się wysilać, że użył własnego nazwiska jako przykrywki?
- Cali Anglicy
- zaśmiał się Edvard, w ręku trzymał teczkę z danymi - Nie dość, że Cię postarzyli to jeszcze popisali się znajomością norweskiego. No, ale cóż, od teraz jestem pracownikiem ambasady amerykańskiej i nazywam się Lars Erik Rasmussen
- Widzę, że oddają nas w dobre ręce.
- Gabrielle wyszczerzyła się. - Jaki jest ulubiony kolor skarpetek pana dyrektora. Och i ulubiony trunek i przekąska. Muszę się przygotować.
- Skarpetki wyłącznie czarne, moja droga
- roześmiał się John. - A co do trunku i przekąski... whisky nie podlega dyskusji, no i słyszałem, że w Norwegii mają wyborny kawior.
- Proponuję coś ciut tańszego, chyba że będziemy uciekać z hotelu z niezapłaconymi rachunkami.
- Gabrielle zaśmiała się cicho.
- Cóż... zamiast kawioru zawsze możemy spróbować łososia. To też miejscowy rarytas, tylko znacznie tańszy - roześmiał się John. - Coś mocniejszego do picia też się pewnie znajdzie, nie sądzę, by Norwegowie byli abstynentami. Mam rację, Edvardzie?
- Mamy w Norwegii takie powiedzenie
- odparł Gulbrandsen - “Uten mat og drikke duger helten ikke”, co znaczy bez jedzenia i picia bohater jest do niczego. I raczej do wody się to nie odnosi.
Swoją wypowiedź zakończył parsknięciem ze śmiechu.
- To zdradź nam małe co nieco i ruszajmy dalej. - Gabrielle mrugnęła do norwega.

John oderwał wzrok od kartek, które zawzięcie wertował, po czym odłożył dokumenty na stojący przed nim stolik.
- A więc podsumowując - rzekł z namysłem - mamy przekonać dyrekcję zakładów Norsk Hydro, aby odstąpili nam kilka litrów tlenku deuteru. Biorąc pod uwagę, że to substancja o dużym znaczeniu wojskowym, pewnie nie będzie to łatwe. Jakie mamy pomysły?
- Jakoś byłam przekonana, że mamy je wykraść.
- Gabrielle zamyśliła się. - Pewnie najprościej by było jeśli wymyślimy mu jakieś medyczne zastosowanie. Każdy chce wspomagać leczenie niewinnych cywili.
- Na to akurat mamy gotową historyjkę w papierach
- odparł John. - Firma, w której rzekomo pracujemy, od lat produkuje kotły parowe dla przemysłu stoczniowego. Są głównym dostarczycielem kotłów dla marynarki Stanów Zjednoczonych, a i sporo naszych okrętów ma je w swoich siłowniach. - John znów odwołał się do swoich marynarskich doświadczeń. - Jednym z kluczowych parametrów takiego kotła jest jego sprawność, a ta z kolei zależy od ciepła skraplania substancji roboczej, którą w tradycyjnych kotłach parowych jest zwykła woda. Tlenek deuteru to też taka woda, ale gęstsza i cięższa - ciągnął oficer - tak też się ją zwyczajowo nazywa. Ma ona wyższe ciepło skraplania niż zwykła woda, co pozwala sądzić, że kocioł zasilany ciężką wodą będzie sprawniejszy niż taki ze zwykłą. Aby to sprawdzić, firma potrzebuje zakupić znaczne ilości ciężkiej wody, a tak się składa, że jedyny zakład, który produkuje ją w takich ilościach, to właśnie zakład w Rjukan. Ale zanim podpiszemy kontrakt na dostawę dużych ilości ciężkiej wody, potrzebujemy próbki, którą nasi chemicy sprawdzą pod względem czystości i innych fizykochemicznych parametrów i ocenią, czy będzie się nadawała do tego celu. I to właśnie jest powód naszej wizyty w Rjukan - kupić lub w inny sposób zdobyć taką próbkę... którą oczywiście przekażemy Agencji, a nie żadnym chemikom zza oceanu. Ale tego Norwegowie już nie muszą wiedzieć, prawda? - zakończył John z szelmowskim uśmiechem.
- Brzmi dobrze. Myślisz, że dadzą nam karnister jako próbkę? - Gabrielle przytaknęła na pomysł. Był bezpieczny. - Pytanie ile pieniędzy zapewni nam szefostwo, na kokosy bym nie liczyła.
- To brzmi… bezpiecznie
- wtrącił się Edvard - Norwegowie powinni się bez większych problemów zgodzić.
- No cóż... zamyślił się John.
- Wszystko zależy od kilku czynników. Jak dużo pieniędzy zapewni nam Agencja na zakup próbki, ile Norwegowie sobie za nią policzą, no i oczywiście na ile będą zainteresowani dobiciem targu z Amerykanami. Nazwę firmy powinni w każdym razie kojarzyć... na duńskim rynku już od kilku lat działa firma Volund A/S, lokalny przedstawiciel koncernu na Skandynawię. Z tego co wyczytałem z akt, renomę mają dobrą. Najbardziej obawiam się jednego... Niemcy mogli już wcześniej wydeptać sobie ścieżki do Norsk Hydro i mogą próbować zablokować transakcję lub przebić naszą ofertę. Tego byśmy nie chcieli.
- Pogadam z szefostwem po naszej naradzie.
- Gabrielle zanotowała coś w notatniku. - Chciałabym byśmy teraz ustalili my. - Wskazała siebie i Johna. - Wydarzenia z tego roku. Jako asystentka będę miała kalendarz i chciałabym byśmy byli zgodni co do tego co się w nim zajmuje. A my - Wskazała Edwarda. - Kiedy my zgłosiliśmy się po pomoc, a ty dostałeś informację o tym, że będziesz nam asystował.
- Wydaje mi się, że Lars mógł o tym wiedzieć od tygodnia. Ambasada od dwóch.
- Myślę, że na potrzeby naszej misji to wystarczy
- ocenił John. - Wątpię, żeby ktokolwiek wnikał tak głęboko w szczegóły relacji między pracownikiem ambasady i członkami misji handlowej. Prosta sprawa - zwrócił się do Edvarda - my udajemy się na rozmowy handlowe do obcego kraju, Ciebie, jako znającego lokalne realia przydzielono nam jako przewodnika na miejscu. To chyba wszystko, co powinniśmy w tej sprawie mieć ustalone. Co zaś do kalendarza spotkań... - John pochylił się nad trzymanym przez Gabrielle książkowym kalendarzem. - Pełno handlowych rozmów, narad, może jakaś konferencja lub dwie. Do tego sporo wyjazdów służbowych. Popracujemy chwilę nad tym...
 
Aiko jest offline  
Stary 01-06-2018, 12:56   #88
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
[B]Lotnisko w Amsterdamie: Gabrielle, John i Edward[/B]

Gabrielle poprawiła na nosie okulary zerówki i jeszcze raz upewniła się, że z ciasnego koka nie wypadło żadne pasmo. Od kiedy do jej dłoni trafiły materiały z informacjami o jej nowej tożsamości starała się zepsuć swój angielski na tyle na ile to było możliwe. Sprawa prosta o tyle, że wiele razy słyszała jak jej rodacy zmagają się z tym językiem. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Na przykład Damien. Wspomnienie żołnierzyka, który umilał jej czas we Francji od razu poprawiło jej nastrój. Upewniwszy się, że jej garsonka leży idealnie, ruszyła w kierunku swoich towarzyszy i podeszła do Johna.
- Przekrzywił się Panu krawat, czy mogę. - Uniosła lekko dłonie, chcąc poprawić mężczyźnie element garderoby.
John uniósł lekko brodę, pozwalając, by drobne ręce Francuzki sięgnęła do węzła krawata.
- Dziękuję, panno Hepburn. - odpowiedział z lekkim, uprzejmym uśmiechem.
Francuzka skorzystała z okazji by poprawiając węzeł, przesunąć palcami po szyi anglika i niżej po kilku guzikach, by dotrzeć do marynarki i także ją poprawić.
- Przy romansie chyba łatwiej będzie nam ustalać dalsze plany. - Odezwała się szeptem, poprawiając poszetkę.
- Sekretarka romansująca z dyrektorem? - odszepnął John korzystając z okazji, że jego usta znajdowały się tuż przy uchu Gabrielle. - A to nie zwróci niczyjej uwagi?
- Mam nadzieję, że zwróci. - Francuzka opuściła dłonie przesuwając nimi po klatce piersiowej anglika. - I odciągnie uwagę od tego po co przyjechaliśmy.

W głównym hallu lotniska, już po przejściu przez kontrolę paszportową dwójka agentów dostrzegła mężczyznę trzymającego kartonik formatu A3 z dużym napisem “mr. Lloyd”. Na głowie miał kapelusz, a przez ramię przerzucony miał ciężki zimowy płaszcz.
John nachylił się do ucha towarzyszącej mu Francuzki.
- Jest i nasz towarzysz. Pamiętaj, że jakby co, pierwszy raz go widzimy.
Gabrielle powstrzymała uśmiech, John najwyraźniej zapomniał że to ona była tu specjalistka od infiltracji. Zamiast tego delikatnie pogładziła rękaw jego marynarki.
- Oczywiście Will. - Odezwała się szeptem, poufale używając jego drugiego imienia.
Razem podeszli do oczekującego ich Edvarda. John uśmiechnął się i wyciągnął rękę.
- Zdaje się, że to na nas Pan czeka. - zwrócił się do norweskiego agenta. - Albert William Lloyd, do usług. A oto panna Christine Hepburn, moja asystentka. - wskazał idącą tuż za nim Gabrielle.
- Tak, rzeczywiście, monsieur - odezwał się Edvard, a następnie ucałował Gabrielle w dłoń, po czym błyskawicznie uścisnął rękę Johna - Jestem Lars Erik Rasmussen i reprezentuję amerykańską ambasadę. Mam niezwykłą przyjemność być Państwa przewodnikiem po pięknym, choć mroźnym kraju jakim jest moja ojczyzna.
Gabrielle uśmiechnęła się do norwega, po czym wydobyła z torebki kalendarz i upewniła się, że podane przez mężczyznę nazwisko pokrywa się z tym, które miała zanotowane. Tuż po spotkaniu zadbała o to by oprawiony w ciemnoczerwoną skórę, sprowadzony z Kanady kalendarz, uzupełnić różnymi wydarzeniami i spotkaniami. Zadbała też o to by jej spotkania z szefem także pojawiły się w kajecie pod uroczymi inicjałami R.H. od ich nazwisk. Pozostawiła rozmowę mężczyznom, jako że jako asystentce nie za bardzo wypadało jej się wtrącać niepytanej.
- Doskonale, panie Rasmussen. - John uśmiechnął się do Edvarda tak, by postronny obserwator odczytał to jako szczery gest uprzejmości i zadowolenia. - Zapewne jest Pan poinformowany, że czeka nas umówione spotkanie z jednym z szacownych obywateli Pańskiej ojczyzny. Jeśli to możliwe, wolałbym przybyć na miejsce przed czasem, aby nie kazać gospodarzom na siebie czekać. Co Pan zatem proponuje?
Norweg sięgnął do małej aktówki i wyciągnął z niej kalendarz. Przewertował strony i w pewnym momencie przerwał. Popatrzył na Johna.
- Mamy trochę czasu do kontroli biletowej, więc sugeruję napić się kawy gdzieś w pobliżu. Po wylądowaniu na lotnisku Fornebau, w pobliżu Oslo, można albo udać się do stolicy, albo od razu złapać pociąg do Rjukan. Wybór pozostawiam Państwu.
- Uważam, że odpoczynek w stolicy jest wskazany, może otrzymamy wiadomości z firmy, które należałoby rozpatrzyć przed wizytą w fabryce. - Gabrielle skupiła wzrok na kalendarzu.
- Zgadzam się. A więc po wylądowaniu w Oslo szukamy hotelu, a do Rjukan ruszamy następnego dnia rano. Pociągiem, jak mniemam?
- Jestem zdania, monsieur, że pociągiem będzie wygodniej niż autobusem. W takim razie zatelefonuję w celu zarezerwowania odpowiedniego hotelu. Mogę spytać na którą są państwo umówieni w Rjukan?
Gabrielle przekartkowała kalendarz, otwierając go na właściwej stronie. Poprawiła okulary, pozwalając by przedramię poruszyło piersią.
- Godzina 12-ta. - Odpowiedziała przeczytawszy uważnie notatkę.
- Madame, zatem wyjechać będziemy musieli na pewno przed siódmą rano. Dla bezpieczeństwa.
Francuska zapisała godzinę z uwagą.
- Wobec tego należy zaplanować śniadanie najpóźniej na 6-tą. Będzie to trzeba zgłosić w hotelu, możliwe że uda się je zamówić do pokoju. - Spojrzała pytająco na norwega.
- Myślę, że dla hotelu taka prośba nie powinna być problemem, madame - odpowiedział jej Edvard.
- A zatem postanowione - podsumował John. - Zatem chodźmy na kawę, może nie prześpimy odprawy przed lotem do Oslo.

Edvard odprowadził Johna i Gabrielle do kawiarni, a następnie udał się do najbliższego telefonu i wykręcił numer do Hotelu Bristol w Oslo w celu zarezerwowania pokoi oraz umówienia śniadania na 5.45 dla bardzo ważnego gościa ze Stanów Zjednoczonych. Od recepcjonisty, z którym rozmawiał, dowiedział się o której odchodzi poranny pociąg. Kolejny telefon wykonał do firmy, którą mieli zinfiltrować. Swojego rozmówcę poinformował, że goście ze Stanów przyjadą pociągiem i kulturalnie, acz dobitnie zasugerował wysłanie automobilu na stację. Sam przedstawił się jako pracownik ambasady. Następnie dołączył w kawiarni do Johna i Gabrielle.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
Stary 02-06-2018, 15:31   #89
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24

Czas: 1940.III.07; czw; godz. 22:30
Miejsce: południowa Norwegia; Oslo; hotel Bristol, hotelowa kawiarnia
Warunki: późny wieczór, jasne, ogrzane wnętrze kawiarni



ag.ter Baumont (Hepburn), ag Wainwright (Lloyd), mł.ag Gulbrand (Rasmussen);



Na amsterdamskim lotnisku Norweg miał okazję odświeżyć sobie uroki zamawiania rozmów międzynarodowych. Na szczęście czasu do odlotu samolotu lecącego do Oslo było aż nadto czasu. Ale i tak naczekał się ze słuchawka przy uchu zanim kolejne centrale telefoniczne nie połączyły go z hotelem Bristol w Oslo. Tam sprawa z zamówieniem i pokojów i taksówki pod lotnisko poszło dość gładko. Recepcja hotelowa obiecała przysłać samochód z kierowcą. Jak to na ważnych gości zza oceanu i dżentelmenów przystało nie rozmawiali o pieniądzach i doliczeniu takiej usługi do kosztów wynajmu pokoju. W końcu dla kogoś kogo stać było na Bristol taki drobiazg nie mógł stanowić zbytniego obciążenia. Z zamówieniem śniadania albo i pobudki na jutro rano też nie stanowiło dla obsługi hotelowej żadnego problemu.

Natomiast druga rozmowa, z zakładami Norsk Hydro nie poszła już tak gładko. Technicznie trzeba było wykonać podobne połączenie na linii Amsterdam - Oslo ale w stolicy Norwegii połączenie musiało być przekierowane na prowincję Telemark i tam dopiero do zakładów NH. Było więc dużo więcej czekania na połączenie. Na szczęście akurat w tej chwili czasu agentom Spectry nie brakowało.

Rozmowa z przedstawicielem zakładu przyniosła jednak pewną nieoczekiwaną informacje. Owszem było umówione spotkanie na jutro z amerykańską delegacją i strona norweska zapraszała i oczekiwała tego spotkania. Ale spotkanie miało być po lunchu, na 17-ta. Co było całkiem innym terminem niż ten o jakim mówiła Gabrielle. Edvard stanął więc przed dylematem czy dociekać samodzielnie z Norwegiem po drugiej stronie słuchawki skąd ta różnica czy udać, że o niczym nie wie i zostawić sprawę na potem.

---


Hotel Bristol w Oslo okazał się godny wszelkich europejskich standardów. Wizytówką firmy był już kierowca w hotelowej liberii czekający na trójkę ważnych gości na lotnisku. Trzymał w dłoniach kartonik z nazwiskiem Mr. Lloyd jakie według opracowanej przez centralę legendy obecnie nosił John. Kierowca musiał być weteranem swojego fachu bo potrafił być i grzeczny przywitawszy się w imieniu firmy z trójką gości, i zaoferował pomoc przy wniesieniu bagażu, zadał zwyczajowe, grzecznościowe pytania jak minęła podróż po czym przeszedł do roli dyskretnego szofera gdy wiózł hotelowych gości z lotniska które było na peryferiach norweskiej stolicy aż do hotelu położonego w jej centrum.

Do hotelu dotarli pod wieczór gdy dzień już zdecydowanie przegrywał walkę z nadciągającą nocą. Zanim zdążyli się rozpakować w swoich pokojach, odświeżyć po podróży i spotkać ponownie na kolacji zrobił się już pełnoprawny wieczór a na norweskim niebie panowała chmurna chociaż spokojna noc.

Atmosfera w hotelowej kawiarni była wspaniała. Norwegia nie była obłożona klątwą zaciemnienia jak kraina na Wyspach po drugiej stronie Morza Północnego więc od razu z palącymi się światłami i latarniami na ulicach wydawała się przyjemniejsza, bardziej cywilizowana i mniej złowroga niż choćby Londyn w którym oddech wojny już zdołał odcisnąć swoje piętno. Do tego dochodziła międzynarodowa atmosfera hotelu. W kawiarni dało się słyszeć gwar różnojęzycznych rozmów. Po sąsiedzku w rogu była orkiestra która przygrywała kameralnie chociaż był też i dancing gdzie tańczyło kilka par. W takim miejscu można było czuć się zupełnie jak w przedwojennym Paryżu, Berlinie albo Londynie. Goście hotelowi też chyba dominowali tacy o statusie podobnym do tego jaki odgrywa trójka agentów. W większości pewnie byli to biznesmeni i bogaci turyści, oficerowie różnych jednostek morskich i piloci nocujący lub czekający na kolejny rejs lub kurs. Było więc kolorowo i różnorodnie a przykrywka wymyślona dla trójki agentów przez centralę świetnie wpasowywała się w takie środowisko.

Na atmosferę lokalu cieniem kładła się wojna w sąsiedniej Finlandii. Starcie bratniego narodu z którym wielu Skandynawów się identyfikowało jakby chodziło o ich ojczyznę a dzielny opór Finów stawiany czerwonemu gigantowi budził współczucie i sympatię na całym świecie. Powszechnie liczono się z tym, że alianci zachodni jakoś wesprą naród fiński w tej wojnie. Trwały polityczne przepychanki gdzie bardzo ważna była właśnie postawa rządów w Oslo i Sztokholmie przez które ewentualna pomoc dla Finlandii mogła być dostarczona. Obydwie stolice nie były jednak takie chętne do angażowania swoich krajów w konflikt po jednej ze stron wielkich graczy już zaangażowanych w wojnę z innymi wielkimi graczami. A teraz było za późno. Między Moskwą a Helsinkami trwały pertraktacje pokojowe. Finowie dawali z siebie wszystko przez ostatnie trzy zimowe miesiące ale widocznie byli już u kresu sił. Osamotnieni nie byli w stanie dłużej stawiać oporu przeciwko zdawałoby się nie skończonym zasobom państwa sowieckiego. Tak z gazet dostępnych dla gości hotelowych jak i z mało wesołych rozmów grupki Norwegów przy sąsiednim stoliku dało się to odczytać. Norwegowie obok zastanawiali się wspólnie co dalej z tym wszystkim będzie. Nie wyglądało to zbyt wesoło. Norwegia a nawet cała Skandynawia była jak smakowity tort na stole przy którym siedzieli Rosjanie, Niemcy i alianci ostrząc sobie pazury na ten tort by zgarnąć go sprzed nosa innym biesiadnikom. Awantura o tego niemieckiego “Altmarka” skaptowanego przez Brytyjczyków na norweskim wodach dobitnie pokazywał Norwegom gdzie wielkie mocarstwa mają poszanowanie praw i wolności mniejszych państw. Obie strony złamały międzynarodowe umowy jakie same wymyśliły i podpisały. Cóż więc znaczyło dla nich złamać kolejne?


- Dobry wieczór panie profesorze. Pamięta mnie pan? Jestem Hannah Blau. Byłam pana studentka w Berlinie. - niespodziewanie do Edvarda podeszła jakaś młoda kobieta ubrana w brązowy żakiet. Uśmiechała się ciepło przedstawiając się. Była jego studentka? Nie była? Tak, nie, może. Uczniowie i studenci zawsze mieli łatwiej w tym względzie niż nauczyciele i profesorowie. W końcu po jednej stronie biurka albo katedry była jedna osoba i miała przed sobą całą grupę ludzi a ci mieli tylko ją jedną do zapamiętania. A norweski profesor miał w swojej karierze tyle uczelni, katedr, grup i roczników, że tworzyła się z tego cała rzesza ludzi i twarzy z których zapamiętać się dało te najbardziej charakterystyczne. A ta młoda kobieta przed nim która podeszła do niego jak schodził na kolację do hotelowej restauracji była dla niego kompletną niewiadomą tak z twarzy jak i z nazwiska. Była jego studentka? Tak, nie, może.

- Och, panowie wybaczą ale nie mogę patrzeć jak tak piękna kobieta marnuje taki wieczór na siedząco. Czy skusiła by się pani na jeden taniec na parkiecie? - do stolika zajmowanego przez agentów oficjalnie nieistniejącej organizacji dziarsko podszedł młody mężczyzna w błękitnej marynarce. Zaprosił jedyną kobietę siedząca przy stoliku do tańca. Mówił po francusku ale na dość szkolnym poziomie więc Francuzem pewnie nie był.

Przed agentami stało zadanie zdecydowania jak a raczej kiedy będą podróżować do Rjukan. Skoro spotkanie w zakładach Norsk Hydro było umówione na 17:00 mogli zdążyć nawet jadąc południowym pociągiem i niekonieczne było zrywanie się przed świtem.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 02-06-2018 o 16:37. Powód: Dodanie foci leminga.
Pipboy79 jest offline  
Stary 07-06-2018, 23:04   #90
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gabrielle cieszyła się na myśl o możliwości przespania całej nocy. Podczas podróży zadbała o to by wypytać Edvarda o ostatnie wydarzenia z Norwegii i w zamian ofiarować kilka ciekawostek z Kanady. Gdy nadarzała się okazja bez skrupułów flirtowała ze swym szefem, pozwalając Johnowi samemu wyważyć jak poważny będzie ich udawany związek. Już tęskno było jej do Francji. Do gorącej krwi Francuzów i dobrego rodzimego wina.

Gdy wysiedli z samochodu poczuła czego jeszcze jej brakuje. Ciepła! Potworna pogoda szybko przypomniała jej o wydarzeniach z altmarku. Jeśli nie zgodzi się by trochę bardziej poudawać ich romans, będzie musiała szybko kogoś znaleźć. Wizja samotnej nocy, nawet w ciepłym łóżku, gdy za oknem panowały potworne warunki, a głowa podpowiadała lodowatą kąpiel, nie dawała jej spokoju. Gdy tylko dotarli do pokoi wzięła gorącą kąpiel i dopiero ogrzana zeszła do kawiarni.

Podczas kolacji starała się kontynuować rozmowę z pociągu. Niestety jej myśli coraz bardziej skupiały się na zbliżającej się porze sny. Nie było szans! John był chłodnym angielskim dżentelmenem, takim przy którym większość francuzek zaczyna się rozglądać za ciepłym kocem.

Gdy podszedł do nich mężczyzna w niebieskiej marynarce spojrzała na niego pytająco i szybko zdała sobie sprawę, że z odgrywania romansu nic nie wyjdzie. Powoli podniosła się od stolika.
- Z przyjemnością zatańczę - Gabrielle odezwała się płynną francuszczyzną i wyciągnęła dłoń by mężczyzna mógł ją ucałować. - Christine Hepburn. Z kim mam przyjemność?

Dała się zaprowadzić na parkiet, a gdy zaczęli tańczyć, uważnie przyglądała się swemu partnerowi. Czy był umięśniony, wysportowany? Czym mógł się zajmować?
- Co Pana sprowadza do tego hotelu? Sprawy służbowe, odpoczynek? - Wątpiła czy przy tym chłodzie da się odpoczywać. Uśmiechnęła się zalotnie do mężczyzny, ciekawa jego reakcji.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172