Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2018, 01:44   #326
Perun
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
Grey 200/300\800

- Choćbym szedł ciemną doliną... - zaintonował ochoczo Grey 39, dobywając swoich rewolwerów. Oświetlając przestrzeń przed sobą za pomocą zamontowanej na kamizelce latarce, Parch w kapeluszu zaczął namierzać najbliższe xenos i strzelać z obu pistoletów bębenkowych na zmianę. Niestety skrajne wyziębienie, niedotlenienie oraz poharatane ciało działało na jego niekorzyść, dlatego ruchy kowboja nie były tak finezyjne, jak na początku. - … Zła się nie ulęknę.

Kurson za to wróciła do swojego milczenia i skupienia się na zadaniach. Korzystając, że była wolna zajęła się tym, do czego sama stawiała się od początku. Niezależny wentyl bezpieczeństwa dla tych, którzy są w dupie i potrzebują wsparcia. Padło na Nyokę, do której xenosa poleciały serie płonącej amunicji.

Grey 33 znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Stwór wyskoczył zdawałoby się znikąd i roztrącając ludzi jak kręgle wylądował tuż przed nią. Od razu przeszedł do ataku siekając swoimi pazurzastymi łapami i to siekając celnie. Raz, za razem szpony trafiały z metalicznym brzdękiem napierśnik Nyoki i zmuszając ją do ciągłego cofania się. Jednak tym razem przewaga liczebna i ogniowa zrobiła swoje i stwór został rozstrzelany przez resztę grupki zanim zdążył na poważnie wziąć się za poszatkowanie exmajor służb specjalnych. Parch w kapeluszu dostrzegł jak ciężkie, powolne ołowiane pociski rozbijają się na powłoce stwora wyrywając w niej potężne, żółte dziury. Większość strzałów z obydwu rewolwerów musiała być trafna. Stwór był większy i silniejszy niż te mniejsze ale gdy już był choć na chwilę widoczny nie był tak trudny do trafienia jak te mniejsze. Kurson też dostrzegła jak tym razem wiązka zapalającego śrutu trafia stwora w bok głowy odłupując spory jej fragment i rozbryzgując się swoją zawartością dookoła. Reszty losu stwora dopełniły kolejne trafienia reszty bandy które spadły na niego prawie w tym samym momencie.

Inaczej sprawa miała się z drugim stworem który obrał sobie na cel Grey 25. Xenos dorównywał człowiekowi masą i wielkością ale był zauważalnie sprawniejszy od niego w ręcznej robocie. Castillio wyraźnie się cofał pod naporem jego ciosów i nie miał tyle sprawności albo szczęścia co strzelec wyborowy tuż obok. Pazurzasta łapa trzepnęła go przebijając się przez pancerz i facet wrzasnął boleśnie od tego uderzenia ale zdołał ustać na nogach. Wtedy w sukurs przyszedł rozdzierający dźwięk i cios piłomiecza. Blondas w gazmasce skorzystał z tego, że xenos był głównie zaabsorbowany Castillio i zdołał wbić stwora swój oręż. Piłujące ostrze wżarło się chciwie głęboko w trzewia maszkary rozbryzgując jego wnętrze dookoła. Ale tak potężny cios nie zdołał go jednak powalić. Maszkara zwróciła się ku obydwu przeciwnikom i odskoczyła kawałek. Nie zrezygnowała jednak z walki i ponownie zaatakowała Castillio. Ten jednak albo już nie był tak zaskoczony jak przy pierwszym ataku albo stwór już odczuwał efekty pierwszego zranienia piłomieczem i nie był już tak sprawny. W efekcie tego tym razem Grey 25 odbił łapy stwora i zdołał trzasnąć go w pysk kolbą swojego automatu. Grey 35 zaś dokończył sprawę przebijając stwora na wylot i definitywnie kończąc jego żywot krwawą masakrą jego trzewi. O dziwo walka trwała tylko z parę chwil i skończyła się równie nagle jak się zaczęła. Przynajmniej chwilowo z ciemności nie wypadały inne stwory za to gdzieś za plecami, korytarz dalej słychać było odgłosy nieustającej walki. Do schronu było jednak w przeciwną.

- Naprzód, naprzód! - rzucił Grey 39, upewniając się, że ma przeładowane magazynki. Zerknął po swoich kamratach, jednak widząc, że wszyscy byli jeszcze na nogach, kiwnął głową i poprawiwszy kapelusz, ruszył dalej korytarzem, a zaraz za nim Grey 32 wraz z Grey 33, która dyszała ciężko po niedawnej walce o życie.

Krew, bebechy i swąd jatki przypominały Sandersowi pracę. Tam też babrał się we wnętrznościach… tylko narzędzia miał mniejszego kalibru. Musiał się też przejmować znieczuleniem, parametrami pacjenta, a tutaj podobne głupoty przestawały się liczyć.
- Operacja się udała, pacjent nie przeżył. Wdowa sie ucieszy… miał wysokie ubezpieczenie - rzucił wesoło, zerkając na G25 - Trzymasz się, czy potrzebujesz strzała? Jak tak daj stimpaka, nie będzie bolało.


- A jakbyś mógł to chętnie. - Castillio uśmiechnął się ale było to raczej słychać w komunikatorze niż widać przez gazmaskę. Szybko wyjął i podał Sandersowi automatyczną strzykawkę ze stymulantem i ten mógł wstrzyknąć jej zawartość. - I dzięki za pomoc, stary. - powiedział klepiąc Grey 35 po przyjacielsku w ramię. Grey 39 w tym czasie zdążył przeładować opróżnione do połowy bębenki w obydwu rewolwerach. Grupa skazańców ruszyła dalej, kierując się strzałkami kierującymi do schronu i zostawiając za sobą odgłosy starcia. Te przy stopniowym zwiększaniu się odległości i pokonywaniu kolejnych drzwi cichły.

- Czekajcie, coś tam jest! - Douglas czyli po kodowej nazwie Grey 86 zaalarmowana przez swój detektor zaalarmowała resztę grupki. W uszy wdarło się denerwujące pulsowanie trzymanego przez nią detektora. Nawet bez specjalistycznego przeszkolenia słychać było, że coś wykrył. I to coś się zbliża. Szybko. - O matko ale zasuwa! Prosto przed nami! - brunetka wskazała na jedne z dwóch widocznych przed nimi drzwi. Część skazańców wycelowała w nie broń, część uklękła za jakimiś biurkami, część rozsypała się wachlarzem od podejrzanych drzwi a potem poszło już błyskawicznie. Jeszcze zdążyli usłyszeć dudnienie, jakby zbliżało się jakieś wielkie cielsko. A potem podejrzane drzwi poszły w drzazgi gdy coś wielkiego się przez nie przedarło jak przez papier. Ponad tuzin ludzi otworzyło ogień do tego czegoś ale prędkość stworzenia i krótka odległość nie dały im zbyt wiele pola do manewru. Rozległ się kobiecy wrzask agonii gdy stwór dopadł Grey 89 gdy wciąż strzelała z dwóch rewolwerów.
Tak samo jak niedawno gdy udało jej się rozstrzelać dingo zanim dopadł kogoś z pozostałych skazańców. Tym razem jednak nie miała żadnych szans i stwór nadział ją na jakiś róg. Podrzucił przebijając ją na wylot i uniósł do góry. Roztrzaskując przy tym meble, krzesła, sprzęty i ludzi. Całość wyglądała jakby kula od kręgli wpadła w sam środek kręgli. Zwłaszcza, że zaraz po tym wielkim do środka wpadły kolejne, mniejsze ale niekoniecznie w ludzkiej skali małe stwory. Ludzie rozbiegli się każdy próbując ratować się jak mógł by uniknąć zagłady jakiej właśnie dokonywała się na skazańcu June Sunrose czyli Grey 89. Stwór opuścił łeb, złapał jednym z odnóży jej nogi przygniatając do ziemi i szarpnął. Ludzkie ciało rozdarło się na dwie części w fontannie wnętrzności i krwistej posoki. Nogi zostały na podłodze a góra, wciąż wrzeszcząca w agonii góra, poszybowała na drugi koniec pomieszczenia. Zaraz tam doskoczyły mniejsze xenos wreszcie kończąc definitywnie żywot i męczarnie Sunrose. Kto jeszcze z ludzi miał resztki samokontroli właśnie miał okazję dać sobie spokój. Wielki potwór w końcu skończył masakrować pierwszego dwónoga i łypał ślepiami za następnym warcząc przy tym złowrogo.


Blondas oberwał. Nie do końca był pewny jak i czym ale chyba te duże coś sieknęło go ogonem. Może nawet nie celowo. Ale poleciał dobry kawałek pomieszczenia lądując na ziemi przy drzwiach. Razem z nim też wylądował jakiś Parch. Gdy się odwrócił gdzieś w tą samą stronę pomieszczenia poszybowała oderwana góra Grey 89. Zderzyła się ze ścianą z krwawym chlaśnięciem zostawiając obfitego, krwawego kleksa nim upadła na podłogę. Zaraz za nią rzuciły się kolejne xenos, zbyt wiele by dwójka ludzi miała realną szansę stawić im opór.
Fush, facet któremu niedawno, na zamrożonej nodze, wydłubywał z nogi kawałek wbitej gałęzi ocenił szansę całkiem realistycznie. I nie poświęcając czasu nawet na wstanie szczupakiem rzucił się przez drzwi na jakiś korytarz.

Jaka istniała szansa, że gnidy zajmą się kadłubkiem i nie zwrócą uwagi na dwa ciągle żywe cele, podane im prawie na srebrnej tacy? Marne, no nie? Wypadało się zbierać, tylko dlaczego głupie cielsko nie chciało reagować, wpatrzone w pół laski rzuconej jakby nie ważyła więcej od piórka?
Wcześniej równie łatwo bydlak wielkości małego garbusa rozerwał ją na pół i na tym skończyła się rola Grey 89.

Ale mieli przejebane! Jak w ruskim cyrku! A jeszcze przed chwilą wszystko grało żeby zjebać się koncertowo w przeciągu dziesięciu sekund! Sanders powtórzył skok węgorzem za typem od drzazgi w nodze. Drzwi dawały szansę, że da się je zamknąć, albo chociaż skupią przeciwnika na węższym odcinku framugi.
- Napalmem ich! Odetnij nas napalmem! - wydarł się gdzieś w połowie skoku i ruchu za próg.

Grenadierowi chyba spodobał się pomysł bo nie wstając sięgnął do swoich przywieszek.
- Trzymaj drzwi! - wrzasnął do blondasa w gazmasce grenadier w gazmasce. Gdy Grey 35 przytrzymał nogami drzwi Grey 87 cisnął precyzyjnie granat który odbił się od uchylonych drzwi i poleciał gdzieś w bok. Ale na zewnątrz korytarza i eksplodował akurat gdy obydwaj zdołali się podnieść na równe nogi i zrobić pierwsze kroki. Na szczęście drzwi wytrzymały i przez siatkowane okna widać było tylko szalejące płomienie. I agonalne jęki płonących xenos jakie stały zbyt blisko eksplozji. Fush nie czekał tylko rzucił się biegiem przez korytarz do kolejnych drzwi. Odbiegli kawałek docierając do chyba jakiejś pralni. Przynajmniej było tam sporo automatów piorących. Gdy zza ich plecami coś ryknęło potężnie i brzmiało jakby zaczął się nowy etap demolki i pościgu. A im oddechy zaczynały już ciążyć gdy powietrze w gazmasce zaczynało się robić wilgotne, gorące i zatęchłe bez świeżego dopływu nowych dawek tlenu.

Nie szło nie myśleć o tym, że jeszcze trochę i zaraz obaj się uduszą, padając trupem na zlodowaciałą posadzkę i nie będzie potrzebna do tego żadna gnida.
- Dawaj do schronu! To... kurwa jakoś na dół! - krzyknął do Parcha z przodu, lecąc za nim na złamanie karku. Jeżeli nie chcieli skończyć jak rozpołowiona 89 należało się ruszyć. Zanim zaczną się dusić i rzygać, bo wtedy będzie już za późno.

- Kurwa myślałem, że jesteśmy na jakimś cholernym dole! - wysapał zza swojej gazmaski Fush. Odgłosy jakie dochodziły skądeś zza ścian i mijanych drzwi nie napawały optymizmem. Wyglądało jakby lada chwila, zza każdego kolejnego rogu czy mijanych drzwi mogło na nich wyskoczyć coś pazurzastego. Ale jakoś przy kolejnych krzyżówkach odnaleźli drogowskaz z oznaczeniami kierującymi też i do schronu. Przebyli kolejne korytarze, drzwi i salę gdy natrafili na nieco dłuższy korytarz. Jedno skrzydło drzwi było rozwalone na oścież a drugie zamknięte. Nad drzwiami znowu widać było strzałki kierujące do schronu. Tym razem wskazywały prawą stronę. Przez te częściowo rozwalone drzwi widać było jakąś większą salę z jakimś filarem nieco naprzeciw drzwi. Sala była jednak jakaś dziwna, upstrzona jakimś dziwnym syfem. Ale na to można było tylko rzucić okiem bo w przejściu, parę kroków za drzwiami zjawił się jakiś xenos. Skrzeknął gdy dostrzegł dwóch dwunogów i ruszył pędem w ich stronę. Sądząc po odzewie z sali nie był to jednak pojedynczy osobnik.

- Chuja wiemy gdzie jestesmy! Nie dali nam przewodnika turystycznego po tym syfie, tak to jest korzystać z ofert last minute! - Blondas burczał z pretensją do całego najbliższego świata, rozglądając się coraz bardziej nerwowo za kolejnymi strzałkami. Mieli drogę, ale jak daleko było do schronu nie dało się ogarnąć - A mówiłem brać all inclusive w Hiltonie gdzieś w układzie centralnym! No ale nie! Lećmy na peryferie, będzie przygoda, kurwa! I jeszcze jebani imigranci! - pokazał mieczem na potwora, zaczynając szarżę.

Gdzieś nad głową biegnącego blondasa w gazmasce przeleciała pod sufitem smuga. Zaraz po charakterystycznym pyknięciu granatnika za jego plecami. Stwór przyjął szarżę mężnie i dzielnie. A właściwie to wymanewrował człowieka i jego miecz łańcuchowy odbijając się od ściany i atakując niespodziewanie z odsłoniętego boku dwunoga. Nie wszystkie jego ataki szponami i kłami trafiały ale zmusił Grey 35 do odwrotu i uników. Gdzieś tam przy okazji zarejestrował eksplozję granatu. Pancerz częściowo uchronił Sandersa od ataków szponami ale nie przed wszystkimi. Małemu “dingo” udało się przebić i przez jego osłony i poszarpać jego łydkę. W tym czasie gdzieś w sali eksplodował kolejny granat Fusha.
- Przestań się z nim bawić! Nie wiadomo ile ich tam jest i kiedy się zlecą następne! - grenadier ponaglił szermierza rozglądając się nerwowo po korytarzu i ładując kolejny magazynek do granatnika. Mały xenos jednak był dość oporny do współpracy. Dopiero po dłuższej chwili Grey 35 udało się opanować sytuację i po kilku kolejnych ciosach trafić i przebić stwora wirującym ostrzem na wylot. W ostatnim momencie. Ostrze wyczerpało energię i zgasło zanim jeszcze zdążył wyszarpać je z ciała dogorywajacego stwora.

- Nie moja wina że się przyjebał i nie dał spławić! - Grey 35 prychnął, burknął i udawał, że nie dyszy ze zmęczenia. Braki tlenu zaczynały dokuczać mu coraz bardziej. Wyjął ostatnie baterie, majstrując przy gnieździe miecza - Tam, na prawo. Gdzie ten syf! Idziemy po strzałkach, gdzieś w końcu dojdziemy!

Sanders zmienił mag w piłomieczu. Perspektywy nie były zbyt zachęcające. Zostało mu jeszcze 4 pełne magi do głównej broni do zwarcia a potem zostawał na takie okazje standard. Czyli nóż, kolba, pięści i buty. Ale to na “później” które wydawało się obecnie dość mętną i niepewną przyszłością z przegrzanymi resztkami zatęchłego powietrza po gazmaską. Obydwaj skazańcy wznowili bieg do częściowo otwartych drzwi. Obecnie mocno poszatkowanych odłamkami i szrapnelami z granatów Grey 87. Widoki z tego miejsca były dwojakie. Z jednej strony kusił na prawo, zaledwie kilkanaście metrów od drzwi wielki napis “SCHRON” i obiecująca strzałka w dół Chyba w dół jakichś schodów. Nie wiadomo jak głębokich czy długich i co było po nich. Ale wyglądało obiecująco.

Mniej obiecujący był syf jaki panował w sali. Wszystko wydawało się być porośnięte nie wiadomo czym. Oryginalnych ścian i filarów prawie nie było widać, choć dalej widać było zniekształcone tymi dziwnymi naroślami zarysy. Sama sala była dość spora. Z dobre, 2 - 3 tuziny na długość i nieco tylko węższa. Co dawało sporą przestrzeń kiepską do obrony z zasadzki. A w panującym dymie od granatów, zamieci, pożarów czy właściwie czegokolwiek widoczność była ograniczona. Przy szybkości stworów na tej otwartej przestrzeni atak mógł spaść momentalnie z dowolnego kierunku. A było ich tylko dwóch. No i xenos. Nie mogło oczywiście zabraknąć xenos. Chwilowo przemykały ich cienie i kształty w tym dymie, po podłodze, ścianach, suficie czy filarach i jeszcze nie skakały na dwójkę intruzów. Ale ta przerwa pewnie długo nie mogła trwać. Zostanie w przejściu dawało lepsze możliwości do obrony ale przy coraz bardziej tężejącym w gazmasce powietrzu dłuższa zwłoka była tak samo zabójcza jak szpony gnid.

Wyglądało źle… albo i bardzo źle. Chujowo tak z deka. Beznadziejnie. Dwóch ludzi przeciwko armii potworów, obie frakcje walczące na śmierć i życie - brzmiało jak film akcji. Dla Sandersa za bardzo filmowo.
- Zeżrą nas - ściszył głos, przyklejając się plecami do ściany - Za dużo ich, czekamy na kogoś jeszcze. Na razie, póki jesteśmy tutaj da się je odciąć ogniem. Wleziemy tam to przedymają nas bez mydła. Rzuć się granatem, nie przyda się to ci go oddam w bunkrze. Przyda… no kurwa lepiej żeby się nie przydał.

Kliknął coś przy uchu, uruchamiając komunikator z ich pryncypałkiem, rakarzem i pieszczoszkiem w gliniarskim mundurze. Takie 3 w jednym.
- Jesteśmy gdzieś przed schronem. Ja i 87. Duża sala, zasyfiona. W kurwę ich tu. Długo wam zejdzie jeszcze?

- Jak ma trzy kolumny to gniazdo przed schronem. Zaraz za schodami jest wejście do schronu. Działajcie wedle uznania, jesteśmy zajęci. Bez odbioru.
- gliniarz odpowiedział po chwili i mówił spiętym, szybkim głosem i z tego co było na słuch słychać pewnie byli w podobnej sytuacji tylko gdzieś indziej w tym klubowym poziomie. Facet w mundurze rozłączył się ledwo skończył mówić.

- Działajcie według uznania. Dobre sobie. - burknął Fush zerkając nerwowo tak na salę która rzeczywiście miała trzy kolumny i schody w dół jak i za sobą na korytarz jakim tu właśnie przybiegli. W końcu tym korytarzem też poza ich dwójką mogło coś lub ktoś nadbiec. Na wszelki wypadek Grey 87 otworzył granatnik i włożył do bębna w miejsce wystrzelonych granatów dwa granaty zapalające.

- Jak zwykle… policja daje dupy. Akurat jak jest potrzebna, to jej nie ma. Bo zajęta, mhm. Pewnie wlepia Anatolijowi mandat za brak aktualnej koncesji na browar. Banda darmozjadów… za nasze podatki. To kurwa śmieszne - blondas też nie wyglądał i nie brzmiał na zachwyconego. Pokręcił głową, zaklął pod nosem i westchnął cierpiętniczo, gapiąc się na typa obok - Dajmy im dwie minuty. Ktoś jeszcze musi tu dobiec. Dobiegnie i jedziemy z imprezą. Gnidy nie mogły rozjebać wszystkich - włączył HUD, potem komunikator, nadając do wszystkich Greyów w okolicy - Tu 35 i 87. Czekamy przed schronem. Ostatni przystanek przed metą to gniazdo. Ruszcie się, kto jeszcze żyje i może łazić.
 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline