Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2018, 06:26   #86
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 23

Czas: 1940.III.07; czw; godz. 17:30
Miejsce: południowa Norwegia; Oslo; lotnisko Fornebu, pokład samolotu
Warunki: popołudnie, ziąb, pochmurno, słaby wiatr


st.ag Baumont, ag Wainwright, mł.ag Gulbrand



Norweskie lotnisko nie rozpieszczało podróżnych zbyt piękną pogodą. Było raczej pochmurnie, ledwo kilka stopni powyżej 0*C i chociaż nie padało nic ze stalowoszarego nieba to w takiej scenerii wszystko wydawało się ponure. Zwłaszcza, że ten czwartkowy dzień się kończył i zbliżała się wieczorna pora. Zanim pasażerowie przejdą odprawę celną i udadzą się do swoich domów czy hoteli w stolicy Norwegii będzie już pewnie zmierzchać. Wśród różnych pasażerów samolotu była też trójka agentów tajnej organizacji badającej zjawiska i tajemnice nie z tego świata. Choć oczywiście nie występowali obecnie pod własnymi nazwiskami ani nie mieli żadnych dowodów na to, że są członkami jakiejkolwiek tajnej służby. A jeszcze z 10 godzin wcześniej startowali w środku niewiele mniej pochmurnego dnia z angielskiej ziemi. Chociaż podczas przesiadki w Amsterdamie z tych trzech miast była chyba najładniejsza pogoda. No ale właściwie był początek marca więc pogoda raczej w całym rejonie tego zakątka Europy do zbyt pięknych nie należała.

Wszystko zaczęło się ledwie wrócili z dwutygodniowego urlopu jaki kończył się ledwie dwie doby temu. A od wczorajszego poranka znów musieli stawić się w placówkach i tam okazało się, że z miejsca czeka ich nowa robota z nową misją. Sytuacja była dość pilna. Nie było zbyt wiele czasu na przygotowania niemniej coś jednak przygotować się udało.

Wczoraj, z samego rana, znowu mieli zebranie z dwójką starszych stopniem agentów prowadzących. Rano jeszcze nie wyglądało to jakoś strasznie. Z kurtuazją godną oficerów, przywitali się z trójką urlopowiczów ciekawi jak im zszedł urlop. Johnowi pogratulowali szybkiego, wojennego awansu już po pierwszej misji i życzyli mu dalszych sukcesów w pięciu się po szczeblach agencyjnej kariery. Gabrielle też dostała przyjacielską pochwałę za sprawne dowodzenie swoją pierwszą misją w terenie. Obydwaj starsi stażem i stopniem oficerowie Agencji życzyli jej dalszych sukcesów. Ciepłe słowo otrzymał też dzielny Norweg który tak się wykazał podczas zdobywania i przejmowania artefaktu na niemieckiej jednostce.

Rozmowy przebiegały spokojnie, z gracją i elegancją należną w towarzystwie dam i dżentelmenów. Jak zapowiedział kapitan Lloyd - Dobrze, że wróciliście. W samą porę. Naszykowaliśmy wam kolejną robotę. Tym razem dla odmiany w Norwegii. Ale patrząc na wyniki ostatniej waszej misji to chyba nie powinno stanowić dla was problemu. - kapitan Busson uśmiechnął się tak samo jak towarzyszący mu oficer brytyjski. Od samego rana wprowadzono ich we wstępne realia misji. Otrzymali swoje nowe dossier pod kogo mieli się podszywać więc widocznie mieli działać tym razem jako “nielegalni” czyli bez oficjalnych powiązań z ambasadą czy oficjalnymi służbami aliantów. A więc bez oficjalnych immunitetów dyplomatycznych. Ot, zwykli goście, biznesmeni i turyści mający się udać do Norwegii.

- Nasi eksperci zbadali artefakt jaki udało wam się zdobyć na “Altmarku”. Wykazuje on zaskakujące właściwości. W tym ciekawie powinien reagować na tak zwaną “ciężką wodę”. Niestety nie mamy ani kropli tego materiału. A jedyny zakład na świecie produkujący ten specyfik jest właśnie w Norwegii. A dokładniej w zakładach Norsk Hydro niedaleko miasta Rjukan. Jakieś pół dnia drogi od Oslo. Waszym zadaniem jest więc zdobyć tą substancję. Jeden kanister powinien wystarczyć no ale wedle naszych ekspertów wiadomo, im więcej tym lepiej. - brytyjski oficer podał trójce agentów akta z danymi misji z jakimi mieli się zapoznać. Na czele wybijało się zdjęcie dość masywnego budynku położonego na zalesionym zboczu jakiejś góry.





Poza zdjęciem budynku były też mapy południowej Norwegii, opis właściwości ciężkiej wody, warunków jej transportu no i jak ją rozpoznać. Do tego opisy trasy Oslo - Rjukan, ogólna charakterystyka południowej Norwegii z prowincją Telemark, miasta Rjukan i zakładami Hyro w szczególności. Ogólnie plan zakładał, że pod przykrywką przedostaną się najpierw samolotem do Oslo a następnie do Rjukan i tam “zorganizują” ten kanister ciężkiej wody.

Sporo miejsca poświęcono samym zakładom. Sytuacja wydawała się dość zagmatwana. 25% udziałów tego zakładu miał niemiecki potentant IG Farben mocno powiązany z ośrodkami władzy III Rzeszy. Od paru tygodni trwały negocjacje między Niemcami a Norwegami bo ci ostatni wstrzymali dostawy ciężkiej wody do Niemiec tłumacząc się, że klient nie chce podać powodów do tak dużego transportu tego materiału. Negocjacje trwały ale wzajemne dyplomatyczne przeciąganie liny nad cieśninami duńskimi nie mogło trwać w nieskończoność. Któraś ze stron w końcu musiała ustąpić. Niemiecki partner tych rozmów na pewno był silniejszy od norweskiego ale jakoś na razie nie zdejmował białych rękawiczek. Nie było wiadomo co się stanie jeśli je jednak zdejmie. Dlatego sprawa była dość pilna póki była okazja coś zdziałać. Centrala oceniała, że mała grupka sprytnych i pomysłowych ludzi może odpowiednio zmotywować zarząd norweskiej firmy by raczyli odstąpić jeden kanisterek czy dwa tej cennej substancji. Trójka agentów dostała nawet niezłą sumkę pieniędzy jako uniwersalnego środka perswazji i ubijania biznesów.

Kanister czy kanistry jako rzecz względnie łatwa do zabrania nawet w bagażnik zwykłego samochodu trzeba było przewieźć na tereny sprzymierzonych. Albo osobiście, z powrotem korzystając z portów lotniczych czy morskich co jeśli przykrywka trójki agentów nie zostałaby zdemaskowana wydawała się całkiem możliwa do wykonania. W końcu wedle schematów przygotowanych przez ekspertów powinno dać radę przewieźć go jak podobnej wielkości kanister wody czy benzyny. Chociaż odpowiednio cięższy. Dalej jednak do załadowania w podróżny kufer, skrzynię czy podobny pojemnik. Alternatywą było zostawienie takiego pojemnika w którejś z ambasad francuskiej lub brytyjskiej. Chociaż wówczas opóźniłoby to transport tego bezcennego materiału do Paryża czy Londynu. Niemniej gdyby nie było opcji transportu bezpośredniego należało spróbować chociaż przemycić przesyłkę do ambasady. Trzecią opcją był transport przez szwedzką granicę i tam znowu do krajów sprzymierzonych lub ambasad choć było to najmniej preferowane wyjście. Ostatecznie należało nie dopuścić by kanister wpadł w ręce Niemców. Gdyby nie dało się go przemycić i groziła jego utrata należało go zniszczyć.

Raport wstępny o sytuacji w Norwegii, ostrzegał jednak przed wzmożoną działalnością niemieckich służb wywiadowczych. Zwłaszcza wokół zakładów Norsk Hydro co zapewne było spowodowane przedłużającym się kryzysem na osi norweskiej firmy a jej największym, zagranicznym udziałowcem i klientem. Trzeba się było liczyć z tym, że te zakłady są pod lupą Abwehry. - Trzeba wam wiedzieć, że owa ciężka woda, może być surowcem do wytwarzania kompletne nowych technologii. W tym wojskowych. I my, i boche*, i Norwegowie świetnie zdajemy sobie z tego sprawę. A jak wspomniał Anthony, zakład który ją produkuje jest tylko jeden na świecie. Więc oczywiście, że jest pod niemiecką lupą i świecznikiem. - kpt. Busson uzupełnił wypowiedź kolegi kolejną informacją.

- Wywiad donosi o podejrzanej aktywności niemieckiej ambasady w Oslo. Coś tam się dzieje od kilku dni. Chociaż na razie nie mamy konkretów o co Hunom może chodzić. Niemniej musicie być bardzo ostrożni by nie zainteresowali się wami. Nie wiemy czy Huni również odkryli tą reakcję artefaktu na ciężką wodę ale nie można tego wykluczyć. To zaś powoduje, że mogą zwiększyć nacisk na Norwegów lub pokusić się o podobną akcję o jakiej my właśnie tu rozmawiamy. Dlatego pośpiech jest bardzo wskazany. - brytyjski komandor - porucznik ostrzegł trójkę podwładnych o tej gorącej sytuacji w Oslo.

- Nie zapominajcie, że przyjdzie wam działać na terenie państwa neutralnego jako osoby cywilne. A Norwedzy są strasznie podminowani tym incydentem z “Altmarkiem” a szczekaczki kulawego Goebbelsa opluwają nas za ten numer każdego dnia. Naprawdę nie są nam potrzebne kolejne zatargi z Norwegami. Postarajcie się działać z taktem i finezją. To nie jest miejsce na jakieś gangsterskie porachunki z ulic Chicago. Dobrze by było poprawić jakoś nasz wizerunek w oczach Norwegów. - francuski kapitan Spectry zwrócił uwagę na dyplomatycznie, delikatną sytuację ojczyzny Edvarda gdzie każde piórko mogło przeważyć szalę na korzyść Niemców lub aliantów.

- Lecicie jutro. Przez Amsterdam. Bilety macie w żółtej kopercie. Noclegi i resztę spraw już w Norwegii zorganizujcie sobie już na miejscu, zgodnie ze swoimi przykrywkami. Czeka was cały dzień w drodzę więc przygotujcie się a my was zostawiamy w spokoju. W razie pytań będziemy w naszym biurze. - francuski kapitan wstał tak samo jak jego brytyjski kolega. Pożegnali się i wyszli z pokoju by trójka podwładnych mogła teraz na spokojnie zapoznać się z nowymi tożsamościami i przygotowanymi dokumentami. Obydwaj mieli biuro na końcu korytarza więc znaleźć ich nie było trudno o ile w nim akurat przebywali.

Dokumenty tożsamości i sama legenda były przygotowane pierwszorzędnie. Nie mogły być sprokurowane tego poranka więc pewnie rzeczywiście przygotowano je podczas urlopu trójki agentów. Trzeba było jeszcze tylko wkuć przygotowane dossier na pamięć. Po całym dniu powtarzania i wkuwania trójka agentów miała już te dossier wykute na blachę. Według legendy John był nadal Brytyjczykiem ale pracującym od wielu lat dla amerykańskiego koncernu stoczniowego specjalizującego się w produkcji silników okrętowych. Koncern ten był zainteresowany rozpoznaniem na jakich warunkach byłaby możliwość zakupu większej ilości ciężkiej wody w szerszym zakresie oraz próbką produktu na bieżąco. Taka historyjka tłumaczyła też dlaczego John ma brytyjski a nie amerykański paszport mimo, że wedle legendy reprezentował interesy neutralnego państwa.

Centrala widać nie siliła się na oryginalność i spapugowała zainteresowanie i specyfikę IG Farben. W końcu Norwegia jako kraj neutralny mogła prowadzić wymianę handlową z obydwoma stronami konfliktu a nic nie stało na przeszkodzie by prowadziła taką wymianę z innymi, neutralnymi krajami. A taka legenda miała być pretekstem do bezpośredniego dojścia do zakładów Norsk Hydro. Została już wstępnie zapowiedziana listownie więc Norwegowie powinni się spodziewać przybycia “amerykańskiej” delegacji.

Gabrielle zaś została Kanadyjką z francuskojęzycznego, Wschodniego Wybrzeża co świetnie tłumaczyło jej świetną znajomość francuskiego ale niekoniecznie perfekcyjny angielski. I wedle tej samej legendy była sekretarką Johna zatrudnioną w tym samym koncernie co branży związanej z biznesem oceanicznej dziwne nie było. Dzięki swoim aktorskim talentom centrala widocznie liczyła, że Francuzka bez problemów wcieli się w nową rolę. Była też pewna szansa, że John, jako oficjalny szef, będzie bardziej przykuwał uwagę zebranych niż zwykła sekretarka. Oczywiście przykrywka absolutnie nie zmieniała podległości i hierarchii służbowej więc dowodzenie i odpowiedzialność za dwóch podkomendnych i wykonanie misji nadal ciążyło głównie na jej barkach.

Edvard z kolei o dziwo nadal pozostał Norwegiem. A dokładniej mieszkańcem Oslo i norweskim pracownikiem ambasady amerykańskiej zatrudnionym głównie jako tłumacz i przewodnik. Naturalne wydawało się więc, że dwójka pracowników zagranicznego koncernu zza Atlantyku, podróżuje przez Norwegię w towarzystwie norweskiego przewodnika. Według papierów wcześniej pracował w podobnej roli w ambasadzie brytyjskiej co tłumaczyło skąd miał drugi, brytyjski paszport. Dzięki niemu mógł bez problemów dostać się na teren jakiejkolwiek ambasady Korony. Pozostała dwójka jako Brytyjczyk i Kanadyjka również. Według legendy, ambasada wysłała go by przywitał ważnych gości już na lotnisku w Amsterdamie co miało tłumaczyć dlaczego wylądowali razem. Miał nawet jeden bilet więcej na wcześniejszy lot Oslo - Amsterdam tylko z poprzedniego dnia. A raczej wieczoru by móc spokojnie przywitać dwójkę przedstawicieli amerykańskiego koncernu o czwartkowym poranku. Nawet rachunek z amsterdamskiego hotelu miał za tą noc. Czyli z tej środy gdzie właśnie czytał w londyńskim biurze Firmy te dokumenty i trzymał bilet jaki miał wedle legendy kupić dopiero za kilka godzin na lotnisku w Oslo.

Mieli też wśród przygotowanych rzeczy do zapamiętania, wyuczenia czy zabrania także po dwie, niewielkie ampułki z arszenikiem. Drobne, milczące, ponure przypomnienie, że za żadne skarby nie mają prawa zdemaskować się jako agenci organizacji która oficjalnie nawet nie istniała. Wedle instrukcji gdyby już wpadli, Niemcy zapewne wzięli by ich za “zwykłych szpiegów” i potraktowali odpowiednio. W takim wypadku należało się właśnie zachowywać jak “zwykli szpiedzy” co jako “nielegalom” bez immunitetów nie wróżyło zbyt dobrego końca. Niemniej zawsze były szanse na wzajemną wymianę szpiegów które obie strony co jakiś czas uskuteczniały. A gdyby ktoś obawiał się, że nie podoła wówczas właśnie były te dwie, małe, niepozorne ampułki.

W przeciwieństwie do pierwszej “altmarskiej” misji, gdy tym razem udawali zwykłych, cywilnych przedstawicieli handlowych nie mieli żadnych mundurów ani broni do zabrania. W końcu w środku cywilizowanego, europejskiego i neutralnego kraju, przedstawicielowi amerykańskiego koncernu, jego sekretarce kanadyjskiego pochodzenia i norweskiemu przewodnikowi żadna broń nie była potrzebna do wizytacji i negocjacji norweskiej firmy. Niejako z założenia więc trzeba było działać z polotem i fantazją bo z argumentami siły było ze startu krucho.

Pierwszy lot z podlondyńskiego lotniska mieli jutro rano. Lecieli do holenderskiego Amsterdamu. Tam po jakiejś godzinie lotu i 4-godzinnej przesiadce wsiadali w lot do Oslo który znowu trwał ze 3 godziny. Cały dzień szykował się więc na lotniskach, samolotach i walizkach.

Podczas prawie trzygodzinnego lotu z Amsterdamu a i wcześniej, podczas też kilkugodzinnej przesiadki w holenderskiej stolicy mieli aż nadto czasu na wzajemne konwersacje czy osobiste wspomnienia z dnia poprzedniego czy dwutygodniowego urlopu.


---



*boche - (fra) pogardliwie o Niemcach, odpowiednik angielskiego “Hun”.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline