Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-05-2018, 20:12   #80
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Khazid Grentaz

Huk ulokowanej na szczycie wzniesienia armaty postawił na nogi wszystkich w obozie. Zwiastował on bowiem nadejście zagrożenia, którego żaden z awanturników nie mógł tak po prostu zignorować. Na zajęte przez krasnoludy pozycje nacierał liczący kilkadziesiąt osobników regiment karłowatych humanoidów, o chorobliwie zielonej skórze i czerwonych ślepiach, w których czaiła się nieopisana złośliwość. Ta parodia życia, zwana goblinem, od zarania dziejów toczyła krwawe wojny z dumnym potomstwem Grungniego, na zawsze zapisując swe podłe imię w Wielkiej Księdze Uraz. Nic więc dziwnego, że stojących na krawędzi skarpy krasnoludów ogarnął bitewny amok, kiedy ich oczom ukazał się odwieczny wróg. “Khazuul Khazaa!” dało się słyszeć wśród wznoszonych ku nocy okrzyków. Ostrza toporów błysnęły w świetle księżyca i odezwał się huk muszkietów.
Zapowiadała się iście walna potyczka, w której awanturnicy wcale nie musieli brać udziału. Wybrali jednak pomoc, choć z początku nie wiedzieli z jak bardzo licznym nieprzyjacielem przyjdzie im walczyć. To był ich świadomy wybór, dlatego na twarzy Thubedorfa Mordinssona pojawił się szeroki uśmiech, kiedy u jego boku stanęli nieznajomi wędrowcy, do których jeszcze kilka godzin wcześniej kazał strzelać.
- Dziś nasi wrogowie odpowiedzą za wyrządzone naszym przodkom krzywdy - powiedział na głos, tak aby każdy mógł go usłyszeć. - Vala-Azril-Ungol, Karak Ungor, Karak Azgal, Karak Drazh i wiele innych uraz zapisanych krwią w Dammaz Kron… Nie ma takiej kary, która wymazałaby z naszej pamięci te niepowetowane straty. Topory w górę, Dawi! Śmierć wszystkim Grobi, śmierć wrogom Karaz Ankor! Khazuul Khazaa!
Pozostałe krasnoludy zawtórowały mu równoczesnym okrzykiem, jednakże ten został kompletnie stłumiony przez donośny wystrzał z działa, kiedy Thubedorf przytknął lont do otworu zapalającego. Wystrzelona kula armatnia trafiła kilku biegnących pod górę goblinów, rozrywając ich wątłe ciała na strzępy. Był to sygnał dla pozostałych strzelców, którzy zaczęli zasypywać ołowiem nieprzyjaciół, po każdym wystrzale odrzucając muszkiet i sięgając po kolejny, już nabity. Dołączyli do nich również awanturnicy, którzy poza własnym uzbrojeniem, mieli przy sobie znalezione w obozie garłacze, niewątpliwie krasnoludzkiej roboty, bowiem posiadały rozbudowany mechanizm skałkowy, zamiast popularnego w Imperium lontu.
Potyczka, która rozgorzała na tle walnej bitwy, miała prawo zaistnieć w niejednej karczemnej balladzie. Naprzeciw przeważającym liczebnie siłom nieprzyjaciela stanęła grupka dumnych krasnoludów i awanturników, na korzyść których przemawiała wyższość technologiczna oraz strategicznie zajęte pozycje. Rezultat tego spotkania był łatwy do przewidzenia; na każdego straconego Dawi, tuzin goblinów posłano do dziewięciu piekieł. Zachodni stok wzgórza usłany był dziesiątkami porozrywanych przez grad ołowiu ciał, zaś porastająca wzniesienie polana zroszona została krwią poległych. Nic więc dziwnego, że gobliny bardzo szybko wpadły w panikę i zaczęły w popłochu wycofywać się, tratując siebie nawzajem, jeszcze przez długi czas będąc pod ostrzałem obrońców wzgórza. Z liczącego blisko trzy tuziny oddziału, zaledwie piątce goblinów udało się uciec przed oczywistym pogromem, jednakże w dolinie czekała już na nich armia Karak Hirn, która zepchnęła pozostałe wojska zielonoskórych pod górską grań, wyrzynając w pień ostałe przy życiu resztki Klanu Złamanego Kła. Dla krasnoludów z Karak Hirn było to dzień chwalebnej victorii; dzień, który otwierał nowy rozdział w historii tego prężnie rozwijającego się królestwa.


Khazid Grentaz, Góry Czarne
15 Vorgeheim, 2529 K.I.
Świt

Świt przywitał awanturników delikatnym deszczem i pochmurnym niebem, który nadawał otoczeniu odrobiny szarości, jakby bogowie opłakiwali poniesione straty podczas bitwy o Przełęcz Lodowego Wichru. Na zewnątrz należącego do wędrowców namiotu czekał już na nich kapitan Mordinsson w towarzystwie skrytego pod kapturem krasnoluda. Przywitał on się z każdym z osobna, wręczając im w podzięce tobołki pełne prowiantu i ofiarowując broń, którą awanturnicy użyli na wzgórzu do obrony obozu przed nacierającą hordą goblinów.
- Nie pójdę z wami do Khazid Grentaz, gdyż obowiązkiem mym jest osobiste wręczenie raportu z potyczki na wzgórzu królowi Alrikowi, ale do bram osady odprowadzi was Bozrak Ścieżkoszukacz - ruchem głowy Thubedorf wskazał stojącego obok krasnoluda, który wdzięcznie ukłonił się przed awanturnikami.
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak podziękować za ofiarowaną nam pomoc, Thubedorfie Mordinssonie i ruszyć w drogę - taktownie odpowiedział mu Karl Lehman, po czym obaj uścisnęli sobie dłonie.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł kapitan, życząc im szerokiej drogi. - Podróż do Khazid Grentaz zajmie wam kilka godzin. Armia Karak Hirn dopilnowała, aby żaden z grobi nie wyszedł z doliny żywy, więc na waszej drodze nie powinny czaić się żadne nieprzyjemności. Niech prowadzi was światło Valay’i, przyjaciele krasnoludów.
Po tych słowach awanturnicy pożegnali się i odeszli razem z ich nowym przewodnikiem, po raz pierwszy od dłuższego czasu, czując że los wreszcie uśmiechnął się do nich.

Podróż do Khazid Grentaz obyła się bez przykrych niespodzianek, zgodnie z tym, co powiedział Thubedorf Mordinsson. Ich przewodnik nie należał do rozmownych krasnoludów, odzywając się tylko wtedy, kiedy sugerował zmianę kursu, a bocznych ścieżek w okolicy głównego gościńca było zdumiewająco wiele, choć każda z nich była z pozoru dobrze ukryta przed wzrokiem podróżujących. Znacząco skróciło to wędrówkę, a i urozmaiciło ją o dodatkowe atrakcje. Po drodze natknęli się na kilka skrytych w cieniu gór czatowni i małych obozowisk, należących do zwiadowców z Karak Hirn, które rozsiane były w strategicznych miejscach w pobliżu głównego gościńca. Bardzo szybko jasnym dla wędrowców stało się, że nikt nie przejdzie niezauważonym przez Przełęcz Lodowego Wichru przy takiej ilości czujnych par oczu, obserwujących okolicę.
W trakcie swojej wędrówki awanturnicy zatrzymali się tylko raz, przy wodospadzie, gdzie mogli w spokoju zjeść otrzymany od krasnoludów prowiant. W czasie, gdy reszta awanturników spożywała posiłek, Bozrak siedział w ciszy na samotnej skale wystającej ze wzniesienia, bacznie obserwując okolicę. Lilou przyniosła mu posiłek, jednakże ponury zwiadowca zbył ją machnięciem dłoni i wypowiedzianymi pod nosem niezrozumiałymi słowami, które dla zdezorientowanej elfki brzmiały jak warknięcie buldoga. Ta reakcje tylko utwierdziła w wyobraźni Lilou stereotyp ponurego, zgryźliwego krasnoluda, więc nie bacząc na te gesty, elfka zostawiła na ziemi prowiant dla przewodnika, po czym wróciła do pozostałych, aby w spokoju dokończyć posiłek. Niedługo po tym wydarzeniu, bohaterowie opuścili wodogrzmoty i zeszli ponownie na główny gościniec, prowadzeni przez małomównego Bozraka.


Był to już ostatni odcinek drogi przed Khazid Grentaz. W miejscu tym przełęcz znacząco rozszerzała się, zaś szeroki na kilka metrów gościniec pokrywał solidnie wykonany bruk, którego nie powstydziłby się największe miasta Imperium. Wędrowcy spostrzegli, że droga przed nimi nie pnie się już pod górę, a zaczyna lekko opadać, co znacząco ułatwiło im podróż. Kiedy w końcu minęli jedną z największych gór w okolicy, jeszcze na zakręcającym u jej podnóża gościńcu, ujrzeli przed sobą Khazid Grentaz, które spoczywało na dnie doliny, wtulone między ramiona dwóch górskich szczytów. Była to otoczona grubym murem górnicza osada, wstępu do której bronił zaokrąglony barbakan, który połączony był z bramą miejską. Ponad fortyfikacjami widać było dachy co wyższych domostw, które, jak wszystko co jestem dziełem krasnoludzkich rąk, sprawiały wrażenie bardzo solidnie wykonanych. Przed wejściem do osady stało dwóch strażników, a w stronę schodzących gościńcem awanturników szedł właśnie krasnolud odziany w klanowe regalia, w ręku dzierżący sztandar, na którym widniał zawiązany róg na zielonym tle.
Idący przodem Bozrak zatrzymał się nagle i stwierdził, że doprowadził ich na wyznaczone miejsce, a teraz musi wracać do swoich. Bez wyjaśnienia kim jest idący w ich kierunku krasnolud, zwiadowca odwrócił się na pięcie i opuścił szeregi awanturników. Karl Lehman wyglądał na zdezorientowanego zaistniałą sytuacją, ale po chwili wzruszył ramionami i powiedział do reszty:
- Pozwólcie, że przedstawię nas. Zobaczymy czego chce… - po tych słowach, Karl ruszył na spotkanie z krasnoludem, a za nim reszta awanturników.
Ozdobiony klanowymi regaliami wysłannik ukłonił się przed nieznajomymi, na co Karl odpowiedział tym samym.
- Jestem przedstawicielem thana Hareka Fimburssona, zarządcy Khazid Grentaz i zarazem waszego dobroczynnego gospodarza. Nim wejdziecie do osady, przedstawcie nam wasze zamiary. Co was tu sprowadza, nieznajomi? - Powiedział poważnym, urzędowym wręcz głosem, spoglądając znacząco po twarzach wędrowców.
- Nazywam się Karl z magnackiego rodu Lehmanów z Scharmbeck, a to są wynajęci przeze mnie ochroniarze mojej skromnej osoby - odpowiedział szlachcic z blizną na twarzy, ruchem ręki wskazując awanturników. - Próbuję dostać się do domu z ich pomocą. Po drodze napadnięto nas, są wśród nas ranni i potrzebować będziemy opatrzyć rany, a także trochę odpocząć przed dalszą podróżą. Nie przybywamy tu bezinteresownie, za wszystko stosownie zapłacimy… - zapewniał go Karl.
- W takim razie bądźcie powitani w naszych skromnych progach. Niestety nasz medyk został zmuszony udać się wojnę, ale jest tu pewien cyrulik z Imperium, który przebywa w areszcie. Dziś jest ostatni dzień jego robót społecznych, więc na waszym miejscu sugerowałbym udać się do niego jak najszybciej. Tylko ostrzegam; to niziołek, a im zawsze trzeba patrzeć na ręce - odparł klanowy sztandarmistrz, po czym usunął się z drogi wędrowcom i wymownym ruchem dłoni zaprosił ich do osady. Na ten widok stojący przed bramą strażnicy rozsunęli się, zaś wrota zaczęły powoli otwierać się na oścież przy akompaniamencie donośnego zgrzytu wielkiej zębatki operującej mechanizm otwierający.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019

Ostatnio edytowane przez Warlock : 26-05-2018 o 20:32.
Warlock jest offline