Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2018, 10:50   #581
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Wracałaś?! Stawałem na głowie! Błagałem kapłanów, usługiwałem im i biegałem jak chłopiec na posyłki by dostarczyć im wszystkiego co zażyczyli sobie w zamian! Kochałaś mnie! Byłaś moją kobietą, ale to nie ja byłem najważniejszy!- krzyknął i zaatakował kolejny raz. To sprawiło, że poczuła ukłucie w sercu, rozumiejąc jak niewdzięczne z jej strony było to co mówiła. Jej ukochany cierpiał, gdy umierała i przechodził przez to wielokrotnie. Z pewnością nie było to coś do czego można było się przyzwyczaić. Rozproszona tymi myślami za późno zareagowała na jego cios w efekcie czego nie była w stanie w pełni go odbić. Choć Pożoga nie płonęła, to jej ostrze bez problemów zsunęło się z lodowej klingi Szponu Mrozu i rozcięło jej udo. Jej własna krew polała się po podłodze.
- Ał... - syknęła Venora, zdumiona pulsującym w jej nodze bólem. Uskoczyła w tył i przyklęła na kolano zdrowej nogi.
-Widzisz? Już nie jesteś tą niezłomną i bezkompromisową wojowniczką. Tamte czasy już nie powrócą. Nie myśl o tym nigdy więcej!- nakazał stanowczym tonem mag.
Spojrzała na niego nie wiedząc czy się złościć za decydowanie za nią, czy być wdzięcznej za ściągnięcie jej na ziemię. Spuściła głowę i nie powiedziała nic. Przyłożyła dłoń do rany, próbując zatrzymać krwawienie. Instynkt podpowiadał jej co powinna robić dalej. Przymknęła oczy i skupiła się chcąc uleczyć się z rany.

Venora była świadoma, że potrafiła w ten sposób łagodzić ból i leczyć krwawiące rany. Była pewna, że wystarczy się odpowiednio skupić, lecz nic się nie działo. Rana nadal piekła, a krew płynęła z rozciętej bruzdy.
-Odcięłaś się od tego. Przypominam ci, że tam w ogrodzie jest twoja córka, a przed tobą stoi mąż!- rzekł przez zaciśnięte zęby.
Kobieta usiadła na brudnej podłodze i zabrała dłoń, wpatrując się jak krew z niej upływa. Widok ten był dla niej nieprzyjemnie nienaturalny. Owszem jej o tym mówił pierwszego dnia, ale dopiero teraz dotarła do niej powaga tych słów.
- Przepraszam... - mruknęła, ale adresatów tej wypowiedzi było więcej niż tylko Arlo. Zdała sobie sprawę, że co by nie robiła to kogoś zawodzi: swoich bliskich, boga jak i dawnych kompanów. Nagle wstała, upuściła miecz, który z brzękiem upadł w niewielką kałużę jej krwi. Venora nie zważając na ranę na nodze, skierowała się do wyjścia. Nie wiedziała gdzie iść, więc po prostu planowała wyjść z willi, licząc, że może ochłonie z emocji w ogrodzie albo ruszy na przejażdżkę konną po włościach, dla oczyszczenia głowy.

Ból w udzie doskwierał, z każdym pokonanym krokiem. Drogę do stajni znała doskonale. Jazda na oklep nie zapowiadała się przyjemnie, ale przecież nikt jej nie kazał jechać gdzieś daleko. Venora otworzyła jeden z boksów i wskoczyła na grzbiet młodej klaczy, złapała za jej grzywę i kopniakiem w bok pognała wierzchowca. Wiatr targał jej włosami, a tętent końskich kopyt powoli pozwalał zapomnieć jej o bólu nogi. Bólu, który sprawił jej nikt inny jak ukochany. Eks paladynka zjechała z wzniesienia i zatrzymała się na skraju polany i lasku, całkiem niedaleko willi. Dach budynku było widać z miejsca, w którym stała. Nie pamiętała by zwiedzała kiedyś w ten las, choć rozsądek podpowiadał, że była w nim na pewno. Impulsywnie kopnęła klacz w uda i pognała głębiej, między drzewa. Powietrze tutaj pachniało świeżo, a aura miejsca wprowadzała czarnowłosą w dobry nastrój, mimo okoliczności przez, które tutaj się znalazła.
W głowie miała ogromny mętlik. Brak większości wspomnień. Nagłe pojawienie się Balthazaara oraz bardzo dziwne zachowanie Arla powodowało w jej duszy prawdziwą bitwę. Czuła się, jakby nigdy nie miała w sobie tak mieszanych uczuć.


Przygnębienie niestety wciąż się pogłębiało. Odkąd Arlo opowiedział jej o problemach jakie mieli starając się o potomka uznała, że jej odejście było jak najbardziej słuszne. Zrobiła dla córki dosłownie wszystko, ale smoczydło swoim przybyciem podkopało jej pewność i zasiało strach, że zaniedbała coś bardzo ważnego. Nie mniej starała się sama siebie tłumaczyć, bo przecież lata temu mając całą swoją wiedzę wybrała jak wybrała, stawiając dobro Kalasir nawet ponad swym patronem.
- Zachowuję się jak obłąkana - jęknęła z rezygnacją Venora. W tej chwili najbardziej pragnęła by w końcu ktoś przyszedł i szczerze jej wszystko wytłumaczył. Choć miała męża i córkę to po dzisiaj czuła się niezwykle samotna. Nawet nie mogła mieć magowi za złe za jego wybuch i to jak ją potraktował w walce na miecze, bo wyraźnie wszystko co robił, było przecież podyktowane jej dobrem i obawami, że tamten koszmar wciąż mógł zawisnąć nad ich rodziną. A ona swoim zachowaniem krzywdziła najbliższych. Czarnowłosa pokręciła głową i bezsilnie jęknęła.
- Nawet nie wiem jak ty się nazywasz - powiedziała do klaczy jakby to była ta kropla, która przelała jej czarę goryczy. Kobieta pogłaskała zwierzę po smukłej szyi. Zdała sobie sprawę, że nie była delikatna względem wierzchowca, którego goniła tu prawie na złamanie karku.

Od tej całej jazdy na oklep bolały ją nogi i tyłek. Zatrzymała dlatego klacz i zeskoczyła z jej grzbietu. Rozejrzała się w koło. Miejsce to w jakiś niewiarygodny sposób ją uspokajało więc zdecydowała, że odpocznie w nim chwilę, spróbuje się wziąć w garść, a gdy choć trochę się uspokoi, wróci z powrotem do zamku. Podeszła więc do wielkiego dębu i usiadła pod jego potężnym pniem, opierając się o niego plecami.
Spojrzała z niezadowoleniem na swoją dłoń, którą nie była już w stanie uleczyć się z ran.
- Nawet gdybym poszła z Balthazaarem, to nie byłoby ze mnie pożytku… Tylko bym mu zawadzała. Poradzi sobie lepiej beze mnie - przekonywała siebie. Wbiła spojrzenie w koronę, przyglądając się jak promienie słońca przebijają się przez liście. Jakoś tak podświadomie wiedziała że ukojenie mogłaby jej przynieść modlitwa. Dłonią sięgnęła do swojej szyi, ale nie znalazła tam tego czego szukała. Nie miała swojego medalionu z symbolem Helma, którego teraz potrzebowała. Uczepiła się wspomnienia spotkania swego boga, wtedy gdy pomogła mu zabić pierwszego nieśmiertelnego smoka.

To wspomnienie wprawiało ją w błogi stan. Nie przypomniała sobie dzieciństwa czy nauki w klasztorze. Nie wróciły wspomnienia z ulubionego posiłku, czy wystawnych balów na jej cześć. Nie pamiętała twarzy swej królowej, ani swych towarzyszy. To właśnie Helm przypomniał jej się tak przejrzyście. To było piękne wspomnienie. Na myśl o obecności boskiego awatara, Venora dostała gęsiej skórki na plecach.
Promienie słońca oślepiały ją, gdy wiatr poruszał koroną drzew. Ciepła bryza delikatnie muskała jej twarz i włosy. Eks paladynka wiedziała, że ucieczka do gaju była świetnym pomysłem. Siedząc na pieńku, wracała czasem do rzeczywistości i rozglądała się po otaczającej ją przyrodzie. Nagle coś przyciągło jej uwagę. Niewielki napis, wyryty ostrzem sztyletu na korze młodej sosny. Z ciekawości wstała i podeszła bliżej, by się przyjrzeć. Venora zmrużyła oczy, gdy napis okazał się być identyczny jak ten, który na piasku zrobiła Kal, kilka dni temu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline