Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2018, 12:52   #14
Wisienki
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
- zamieniam się w słuch - Waleria zwróciła się do Tremere - możesz przedstawić nam więc swój punkt widzenia i wyjaśnisz czemu miało służyć to przedstawienie? I dlaczego zamiast pogadać musieliście próbować mnie zniewolić? Do czego jestem wam potrzebna? Bardzo mnie to wszystko interesuje, proszę o konkrety…

- Nie na wszystkie decyzje mam wpływ. Ale widziałem, że od kiedy zaczął nam szwankować silnik, nie spałaś. I nic nie uczyniłem. Poszukiwaliśmy kontaktu z tobą. Tylko metody…
Westchnął. Tak dziwnie po ludzku biorąc pod uwagę jego aparycję. Badawczo przyglądał się Geraldowi. Tym razem nie gwizdał, lecz wydawał się czujny. Tomas zmierzył Inkwizytora wzrokiem sugerującym aby ten się powstrzymał.

Gerard odrzucił miecz, który równie nagle jak się pojawił teraz rozpłynął się w powietrzu zostawiając kłębek pary. Odsunął się od wampira i w drodze do Tomasa masował lewą dłonią szyję przy zbolałym barku.

- Wstań, idź, rzekł Pan - wyszeptał i poczuł mrowienie w lewej dłoni.
Pan go nie zawiódł. Uleczył swego wojownika. Teraz Gerard będący w pełni sił oddychał głęboko. Powietrze było przesycone magią. Aż za bardzo.

- rozumiem, że tak jak mówił twój mistrz chodzi o problem z tymi z waszego rodzaju którzy są “oszalałymi na skutek przeżytych wieków, zbratanymi z demonami potworami”? Przybliżysz mi temat?

Gdy mówiła spojrzała na Toyotę a następnie na samochód wampirów zastanawiając się który z nich jest w lepszym stanie. Z dwojga złego obstawiła małego japończyka. Tylko czy odpali…, nie wiedziała ale nie mogła się dowiedzieć dopóki nie przewróci się jej na cztery koła. Czuła, że nie powinni tu długo czekać, odruchowo poklepała się po kieszeni w poszukiwaniu telefonu, pewnie najszybciej byłoby ściągnąć taksówkę, albo chociaż ubera. W przeciwnym razem trzeba będzie pobawić się z samochodem.

Tomas milczał, jednak wydawał się dziwnie i niepokojąco czujny. Przyglądał się wampirowi jakby dostrzegał w nim coś niepokojącego. Waleria mogła przypuszczać, iż jest to wpatrywanie się w ciężar spoczywającej na Adamie klątwy - jej autorstwa. Wampir oparł się o samochód, pocierał dłońmi o dłonie. Chyba go swędziały, ale walczył - nie mógł sobie pozwolić na zdrapanie spalonej skóry.

- Mistrz wyraził się bardzo precyzyjnie. Niewiele wiecie o naszym społeczeństwie, prawda? Ale cóż, większość z naszych, o was też nic nie wie. Temu się ciebie bali, po to ta szopka i środki ostrożności. Może zrobimy tak - spauzował na chwilę - w skrócie opowiem wam w czym rzecz, a potem podejmiesz decyzję czy zechcesz odwiedzić Dzka. Gwarantuję, że włos ci z głowy nie spadnie. Towarzysze twoi mogą też pojechać, acz nie gwarantuję, iż będą mogli wejść i rozmawiać.

Trudno było cokolwiek wyczytać z zmasakrowanej twarzy wampira..

- czekam więc - odpowiedziała - po czym poszła do samochodu po swoje rzeczy - będę cię słyszeć.

Inkwizytor stanął obok Tomasa i zaplótł ręce na klatce piersiowej. Był czujny, niczym stary żołnierz, który schwytał wroga. Wampir lekko stękając z bólu, otworzył drzwi auta i siadł na skraju siedzenia, wystając z samochodu, zapewniając sobie przy tym odrobinę wygody. Gerard zauważył w jego oczach coś niepokojącego. Skubany wygrał. Ba! Jego spojrzenie odzyskało pełnię pewności, kogoś kto nie tylko wygrał, kogoś kto nigdy nie przegrał. Pomimo tego wszystkiego, co zaszło.

- Może uważacie nas za potwory… I w zasadzie, pewnie macie racje. My to nazywamy Bestią. Nie pilnujesz się, nie masz dość woli, brak odwagi - staczasz się po równi pochyłej. Tylko, że my nie kończymy jak żule czy ćpuni, a potwory. To w ramach wstępu, może to wiecie. Teraz odrobina historii. Starsze wampiry są bardzo nieludzkie. To zabrzmi banalnie, bardzo banalnie, ale są po prostu złe. W naszym społeczeństwie wybuchła rewolucja. Część z nas pozostała wierna manipulacjom starszych. Inni utworzyli Sabat. Nie jesteśmy święci, sami wiecie, może się dowiecie. Jednak jeśli mamy wybierać życie, w pełni jego smaku, a także życie innych - wolnych od buta starszych i ziemi pożartej przez demony. Może w innych historiach jesteśmy tymi złymi. Ale jak to w bajkach bywa, czasem i czarny bohater jeden baśni jest bohaterem drugiej. Walerię nam polecono. Szukamy sojuszników....
[ktoś mu przerywa czy może dalej gadać?]

- Kto mnie polecił i dlaczego… - zapytała wyciągając torebkę, następnie zaczęła rozglądać się za parasolką - zresztą nie liczyłbym zbytnio na porady waszego wujka dobra rada w tym przypadku, czy ja wyglądam na mafioza który chce trafić za kratki żeby iść na współpracę? BTW za ile będzie tu Dzik?

Usłyszeli dobiegający z bliska dźwięk silnika auta. Nie był to coś, co miało prawo wywołać jakiś większy niepokój - wszak całkiem często uczęszczana droga znajdowała się niedaleko zjazdu - to jednak musieli odnotować ten fakt. I odnotował go też wampir. Palcami stukał o kolano w jakiś nieznany rytm. Zaczął mówić żwawiej i głośniej.

- Jesteśmy, znaczy byliśmy - spojrzał na martwego towarzysza - kurierami. Nie wszystko wiem, w tym od kogo dostali informacje o tobie i miejscu oraz terminie przybycia twego, Walerio. Za to wiem dlaczego. Bo tacy jak ty znają życie, ze wszystkich jego stron. I tej jasnej, i tej - wskazał na rozerwanego przez korzenie, w połowie zanurzonego w ziemi trupa pasażera - ciemnej. Ktoś nieco bardziej naiwnie nieskalany mógłby nie chcieć rozmawiać, nie podjąłby, iż my nie jesteśmy złem, a tylko bardziej dziką stroną życia. I to my walczymy z mrokiem. Wszak jesteśmy Strażnikami. Przynajmniej większość z nas.
Wampir spróbował się uśmiechnąć lecz ze względu na ból, przerodziło się to w grymas bólu. Zza zakrętu i kępy drzew wyłonił się samochód, mały dostawczak. Powoli dojeżdżał do zgrupowania.

- Pozwólcie mi rozmawiać.

Tomas zmierzył spokojnym wzrokiem wampira, dalej tak samo niechętnym i uczynił krok do tyłu schodząc z promienia reflektorów. Nie wyglądał na człowieka przekonanego. Inkwizytor czuł na skórze przyjemne mrowienie Pierwszej siły. Tak jakby kotłowała się na zapas. Tylko przed czym? Był pewny, iż nie wyczuwa ani prawdziwej magy, ani bardziej statycznych sztuk.
Waleria zacisnęła w dłoni parasolkę, była gotowa na rozmowę była również gotowa na dalszą walkę. Wierzyła że we trójkę dadzą sobie radę z dzikiem i zwampirzonym magiem..

Gerard obserwował i słuchał otoczenia. Widział ruch kwintesencji. Opływała wszystko wokół w większych niż zwykle ilościach. Prawdopodobnie wywołało to dotychczasowe działanie magyi. Nie był pewny. Nie słyszał jej muzyki. Inni Chórzyści zawsze mówili o melodii Jedynego. On jej nie słyszał. Widział, ale nie potrafił jej słuchać. Zawsze bał się, że wprowadzi dysonans w tę Wieczną pieśń. Cóż, tym razem nie powinien o tym myśleć. Nie powinien się rozpraszać. Stanął tak, że leżąca na dachu Toyota zasłaniała go częściowo przed światłem reflektorów.

- Niech pijawka mówi - powiedział tylko do Tomasa i Walerii.

Adam wystukiwał dziwny rytm rytm. Samochód zatrzymał się. Zgasił silnik i światła. Cisza. Mrok jakby zgęstniał. Z auta wyszło dwóch jegomości, każdy po jednej stronie. Po prawej, wyższy, ubrany chyba w marynarkę, łysy i blady. I co ciekawe, nie rzucał cienia. Po lewej niższy. Trudno było powiedzieć o nim coś szczególnego. Było zbyt ciemno. Lecz Waleria poczuła niepokój. Przypomniała sobie opowiastkę swej mentorki, o wilku co był owcą. Tylko, że w tej opowieści owca była potworem noszącym w sobie ciemność sprzed stworzenia i pierwotny strach ludzi - przed głodem, chorobą i burzą. Ten strach który był pierwszym bogiem i pierwszą ciemnością. Bogiem okrutnym. I takie to jądro ciemności pierwszego strachu nosił w sobie.
Adam stukał w kolano.

- Adam, co tu się odpierdala? - Nie szczędząc słów zaczął wyższy.

Czarownik stukał w kolano.

Gwizdnął.

Losy zastygły.
Karoseria przewróconego auta zatrzeszczała.

Inkwizytor poczuł nagły błysk kwintesencji. Nie tak silny jak prawdziwa magya, lecz równie przerażający. Sploty pierwszej siły jak pajęczyna oplotły okoliczne wzorce sił. Niższy mężczyzna momentalnie zniknął im z oczu niemal rozmywając się w powietrzu. Lecz nie znikając. Wystrzelił jak strzała wprost na nich.

- Spokój!

Warknął Adam, zaryczał jak zwierz, jak Bestia którą chyba gdzieś w głębi serca był (i pod spaloną skórą). Magów przeszła gęsia skórka. I nagle ciemność stała się jakby przyjaźniejsza. Wzorce sił - wolne. A wyższy, łysy jegomość stał niemal twarzą w twarz z Tomasem. Eutanatos trzymał na wysokości jego serca sztylet.

- Co tu się dzieje - zapytał przez zęby niższy jegomość. Był poirytowany, bardzo poirytowany.

- Drobne komplikacje w sprawie naszych gości, konkretnie to jej przyjaciele - odpowiedział spokojnie czarownik. Zbyt spokojnie i zbyt pewnie jak na gust Walerii i Geralda.

- Znaczy?

- Znaczy, jak widzisz, przyjacielu drogi - groźna nuta niewłaściwej ironii zawisła w powietrzu - zrobiono nam z dupy jesień wieków średnich. Co znaczy, iż zmieniły się reguły gry. Inna rzecz, że można było po dobroci. Jesteś w stanie zebrać to co zostało z chłopaków? My pojedziemy do Dzika. Trzeba się wytłumaczyć.

Przy tych słowach Gerarda uderzyła myśl, że przecież chciał po dobroci. To on pierwszy wyciągnął rękę na zgodę. A oni nie chcieli oddać dziewczyny mimo jego prośby. Teraz gdy słyszał te podłe kłamstwa sączące się z ust pijawki pożałował, że odesłał miecz i nie zajął się nimi tak jak na to zasługiwali. Tymczasem z rozmyślań wyrwał go kolejny wampir.

- Ale kim wy do stu diabłów - wtrącił powoli wyższy, wciąż z ostrzem niebezpiecznie blisko serca - jesteście?

„Jestem inkwizytorem, ostrzem Pana, Rycerzem Świątyni. Tym, który niesie światło w nocy i którego powołaniem jest chronić rodzaj ludzki przed plugawymi istotami mroku. Jestem wojownikiem, którego od dwunastego roku życia szkolono w tropieniu i zabijaniu takich jak ty Pijawko!” - Cisnęło się na usta Gerarda. Jednak nic nie powiedział. Mierzył wzrokiem oba wampiry. A teraz, gdy jeden z nich wspominał o diabłach przyciągnął uwagę Inkwizytora w sposób szczególny.

- Jesteśmy jej przyjaciółmi. Nie dosłyszałeś? - powiedział w końcu patrząc na wzywającego diabły wampira.

I jest nas więcej - dodała Waleria patrząc mu w oczy z odwagą, albo przynajmniej jej pozorem.

Tomas nie odezwał się ani słowem. Tylko minę miał jakąś dziwnie zamyśloną.

- To co, do Dzika i was dowieziemy po wszystkim - czarownik ponownie wysilił się na uśmiech. Tylko jakoś pozostałe wampiry nie podzielały jego entuzjazmu. Albo byli gorszymi aktorami.

- Nie wydaje mi się - odpowiedziała Waleria - w dobrym tonie jest uzgodnienie z gośćmi terminu i miejsca spotkania, ja jestem dość staroświecka i nie podoba mi się wasze pojęcie gościnności. Chyba że zrobimy większą imprezę i odwiedzimy was z przyjaciółmi. Rozumiem że nie macie nic przeciwko? Zresztą nie jestem tego typu kobietą która po nocy udaje się na spotkania z obcymi, martwymi lecz jednak mężczyznami.

- Wyjaśnij mi może, Adam - rzucił powoli niższy wampir z pewną silną nutą irytacji w głosie - czy ja dobrze widzę. Jeden z naszych kamratów leży po kolana w ziemi, poprzebijany i rozerwany przez jakieś zielono-brązowe-chuj-wie-co, drugi też w ziemi. Wszyscy wyglądzie jak zgniły grejpfrut który ktoś potraktował palnikiem, a ty to chyba najbardziej. Ten koleś celuje właśnie w serce Wasyla myśląc, iż coś mu to da. Karlica nam grozi, a ty sobie wygrywasz radosne rytmy i gadasz jakby nic się nie stało? Coś pominąłem? Bo dla mnie to wygląda na wała. Ale dobra, wsiadacie albo gadamy inaczej.

- powiedzmy że zapomnę o tym, że mnie porwaliście i dam się zabrać do waszego gniazda, mogę tak zrobić w sumie bo jestem ponoć dość lekkomyślna z natury, tylko wybaczcie ale wolałabym jednak nie zostać waszą przekąska. Potrzebuję gwarancji bezpiecznego powrotu. Możecie próbować zabrać mnie siłą, może wam się nawet to uda, tyle tylko że wy też ryzykujecie. Potrzebujecie mnie do czegoś jak widzę, jeśli w damy się w walkę i wyzionę ducha stracicie, jeśli nawzajem się po wykrwawiam, zabierzecie mnie na siłę i powiedzmy że na miejscu przekonacie mnie do współpracy obie strony stracą na tym interesie czas i siłę przede wszystkim.
Gdy to mówiła uruchomiła w telefonie ukrytym w kieszeni apkę alarmową która rejestrowała jej miejsce pobytu (głównie gpsowo, a jedynie trochę magicznie) i w równych odstępach czasu przekazywała tą informację do centrali. Żałowała tylko, że nie odpaliła jej wcześniej. Z drugiej strony lepiej jednak późno niż w cale. Świadomość, że komórka właśnie teraz łączy się z satelitą i przekazuje jej miejsce pobytu co 15 minut do centrali.

- To który z was podejmuje wiążące decyzje? - zapytał w końcu inkwizytor.

- Ten nas podwiezie. Naszą trójkę i Klaussa. Drugi może tu zostać oddać mój samochód do serwisu. Może też poskładać resztę burdelu.

- Masz moje słowo, słowo Alvara. Jest jednak trochę więcej warte od słów Tremere - odgryzł się - i nie wyglądam jak czarownica co uciekła ze stosu.

Waleria nie była zachwycona tym obrotem sprawy, ale niech się dzieje wola nieba, może uda jej się przeżyć i jeszcze przy okazji dowiedzieć się czegoś wartościowego. Bez słowa zgarnęła więc swoją torbę i zajęła więc najbezpieczniejsze miejsce w samochodzie, zaraz za kierowcą.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline