Von Kurst nie przestraszył się wybuchu kapłana ani nie zamierzał mu ustępować. Zbyt wielu duchownych rościło sobie pierwszeństwo do ustalania praw wedle których mieli żyć inni ludzie.
- Uspokój się, kapłanie. - Odrzekł nie zważając na próby załagodzenia sytuacji przez morrytę. - Jak rzekłem nie jestem nic winien twemu bogu, bowiem przed nim stawiam mojego. I z woli Sigmara tytuł szlachecki posiadam, jako wy z woli Urlyka kapłanem zostaliście.- Mówiąc to wyciągnął zza pazuchy żelazny wisior przedstawiający kometę z rozdwojonym ogonem. To, że przedmiot ten służył mu bardziej do wyrzutów czynionych Sigmarowi wiedział tylko Erich i Młotodzierżca, jeśli tego ostaniego w ogóle go to obchodziło.
- Jeśli zamierzasz mnie przekonywać o wyższości Ulryka nad Sigmarem to zgoda, ale ustalmy nieco bardziej sprzyjający takiej dyspucie czas. Teraz powinniśmy wspólnie działać, by powstrzymać tych, którzy przysłali tutaj te plugastwa. W końcu przysłali je po ciebie, kapłanie. - Podkreślił. - I dobrze się stało, że mimo różnic pomiędzy wyznaniami przyszliśmy wam z odsieczą.- Powiedział spokojnie.