Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2018, 10:59   #31
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kłótnia o to, co robić dalej, była dość zażarta, ale nie mogła trwać wiecznie - trzeba było zacząć działać, by mieć jakąkolwiek szansę przeżycia tego niespodziewanego ataku. Podzieliliście się na dwie grupy: Yastra, Kharrick, Jace i Tezerret mieli przekraść się przez miasto, poszukać ocalałych i znaleźć sposób na zniszczenie mostu, podczas gdy Rathan, Sulim i Zaza skupili się na przeprowadzeniu ośmioosobowej grupy z tawerny przez most, w bezpieczne, póki co, mroki Fangwood.

Jace, Kharrick, Yastra

Wyruszyliście niezwłocznie, towarzyszyli wam Tezerret i Psotnik, którego Sulim wysłał, by pilnował Kharricka. Ten zaś podjął się bycia zwiadowcą, przekradając się kilkanaście metrów przed resztą i sprawdzając, czy droga wolna.

Atak na Phaendar trwał nadal, i nic nie wskazywało na to by miał się szybko zakończyć. Ciała mieszkańców mieszkańców leżały porozrzucane jak marionetki tam, gdzie dosięgły ich ostrza hobgoblinów lub szczęki tresowanych wilków. Pytanie, kto miał większego pecha - zabici, czy ci, którzy zostali już spętani i wleczeni byli w stronę sceny, gdzie piękne dekoracje zbryzgane były krwią artystów, których głowy zatknięto na włócznie, jakby dla podkreślenia, jak cudzie życie cenią sobie najeźdźcy. Wielu ludzi i nieludzi próbowało wciąż stawiać beznadziejny opór, licząc pewnie na to, że uda im się zbiec, lub chociaż zginąć chwalebną, acz głupią, śmiercią w walce, unikając niewoli. Nie wiedzieli, że ich wysiłki dają jakiś efekt - skupienie Legionu na głównym placu pozwoliło wam bez większych trudności przekraść się, korzystając z zasłony krzaków i budynków. Tylko kilka razy Kharrick musiał nagle się wycofywać, by nie dać się spostrzec małym grupkom hobgoblinów, czy pojedynczym bugbearom. Po drodze zwróciliście uwagę na fakt, że niewiele budynków w miasteczku jest tak naprawdę niszczonych - podpalono tylko kilka najstarszych oraz tymczasowe konstrukcje ze Święta Targu, te solidniejsze były jedynie plądrowane.

Pierwszym miejscem, na sprawdzenie którego dobitnie nalegała Yastra, była phaendarska kaplica, poświęcona Erastilowi i Desnie. Przekradając się, dotarliście na tyły pięknej budowli, w całości wykonanej z bali drewna niesionego przez rzekę, a następnie rzeźbionego w zawiłe wzory. Obok niej stała niewielka skromna chatynka, w której mieszkał Noelan, opiekun świątyni. Patrząc z waszej strony wydawało się, że wszystko jest w porządku - w żadnym z tych dwóch budynków nie było słychać odgłosów walki czy mordu, które stały się już chyba nieodzownym elementem Phaendar. Jedynie z kaplicy dochodziły ciche odgłosy łupania, jakby ktoś rąbał drewno.

Rathan, Sulim, Zaza

Kiedy pozostali wyruszyli, wy potrzebowaliście jeszcze trochę czasu, by przedyskutować to, jak bezpiecznie przejść przez rzekę, nie będąc zauważonym. Mieliście ósemkę ocalonych, z czego dwoje byli, wbrew wściekłym zapewnieniom Aubrin, mocno poranieni. Ostatecznie zdecydowaliście, że Torve oraz Vitale, ochroniarz szlachciaki Eraseny, pomogą iść rannym, a reszta będzie mogła nieść zapasy, podczas gdy wy zapewnicie im osłonę. Erasena próbowała płaczliwie prostestować zarówno przed wychodzeniem, jak i “dźwiganiem” czegokolwiek, ale wściekłe warknięcie Zazy momentalnie ją usadziło, sprawiając, że nawet towarzyszący jej mężczyzna nie próbował jej bronić.

Eric i Jet zajęli się spakowaniem tych niewielu zapasów, które udało się zebrać z tawerny, widać było, że mieli w tym dużą wprawę, i po następnych kilkunastu minutach wszyscy byli gotowi do drogi. Rathan ruszył przodem, przekradając się w ciemności i wypatrując zagrożeń - na szczęście, obrzeża Phaendar były spokojne, szczególnie biorąc pod uwagę regularną bitwę, a raczej rzeź, która toczyła się na placu targowym. Pierwszym przystankiem był niewielki zagajnik na samym brzegu rzeki. Wartki nurt Marideth był w tym momencie jednocześnie przekleństwem, jak i błogosławieństwem - wymuszał przekroczenie jej mostem, ale blokował jakikolwiek inny sposób pościgu, a do tego jego szum ułatwiał przekradnięcie się po cichu.

Łucznik odczekał kilka chwil, aż cała grupa dotrze do niego, i gdy osłaniająca tyły Zaza skryła się w zagajniku, ruszył wzdłuż brzegu w stronę mostu. Noc była bezchmurna i księżyc świecił jasno, więc nie musiał korzystał z żadnych źródeł światła, by poruszać się w miarę sprawnie i dojrzeć zarówno most, jak i prowizoryczny barak, który jakiś czas temu postawił Kining Jasnobroda, by zająć się naprawą i konserwacją mostu. Niestety, jasna noc oznaczała nie tylko, że Rathan dobrze widział to, co było przed nim - on sam też był dobrze widoczny dla innych, szczególnie że na odcinku między zagajnikiem a barakiem brakowało naturalnych osłon. Kiedy tylko mężczyzna zbliżył się na kilka kroków do budynku, zobaczył na moście jakąś sylwetkę - obcy musiał zobaczyć i jego, bo wrzasnął coś, jednocześnie strzelając z kuszy.
- Dalaan ac, druuc tuuc! Kokalkhan!*
Bełt świsnął Rathanowi koło głowy, po czym dało się słyszeć wycie wilka, podobne do tych, które rozbrzmiewały w Phaendar, tylko znacznie bliższe.

- Wstawajcie, psie syny! Uciekinierzy!

 
Sindarin jest offline