Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-05-2018, 10:59   #31
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kłótnia o to, co robić dalej, była dość zażarta, ale nie mogła trwać wiecznie - trzeba było zacząć działać, by mieć jakąkolwiek szansę przeżycia tego niespodziewanego ataku. Podzieliliście się na dwie grupy: Yastra, Kharrick, Jace i Tezerret mieli przekraść się przez miasto, poszukać ocalałych i znaleźć sposób na zniszczenie mostu, podczas gdy Rathan, Sulim i Zaza skupili się na przeprowadzeniu ośmioosobowej grupy z tawerny przez most, w bezpieczne, póki co, mroki Fangwood.

Jace, Kharrick, Yastra

Wyruszyliście niezwłocznie, towarzyszyli wam Tezerret i Psotnik, którego Sulim wysłał, by pilnował Kharricka. Ten zaś podjął się bycia zwiadowcą, przekradając się kilkanaście metrów przed resztą i sprawdzając, czy droga wolna.

Atak na Phaendar trwał nadal, i nic nie wskazywało na to by miał się szybko zakończyć. Ciała mieszkańców mieszkańców leżały porozrzucane jak marionetki tam, gdzie dosięgły ich ostrza hobgoblinów lub szczęki tresowanych wilków. Pytanie, kto miał większego pecha - zabici, czy ci, którzy zostali już spętani i wleczeni byli w stronę sceny, gdzie piękne dekoracje zbryzgane były krwią artystów, których głowy zatknięto na włócznie, jakby dla podkreślenia, jak cudzie życie cenią sobie najeźdźcy. Wielu ludzi i nieludzi próbowało wciąż stawiać beznadziejny opór, licząc pewnie na to, że uda im się zbiec, lub chociaż zginąć chwalebną, acz głupią, śmiercią w walce, unikając niewoli. Nie wiedzieli, że ich wysiłki dają jakiś efekt - skupienie Legionu na głównym placu pozwoliło wam bez większych trudności przekraść się, korzystając z zasłony krzaków i budynków. Tylko kilka razy Kharrick musiał nagle się wycofywać, by nie dać się spostrzec małym grupkom hobgoblinów, czy pojedynczym bugbearom. Po drodze zwróciliście uwagę na fakt, że niewiele budynków w miasteczku jest tak naprawdę niszczonych - podpalono tylko kilka najstarszych oraz tymczasowe konstrukcje ze Święta Targu, te solidniejsze były jedynie plądrowane.

Pierwszym miejscem, na sprawdzenie którego dobitnie nalegała Yastra, była phaendarska kaplica, poświęcona Erastilowi i Desnie. Przekradając się, dotarliście na tyły pięknej budowli, w całości wykonanej z bali drewna niesionego przez rzekę, a następnie rzeźbionego w zawiłe wzory. Obok niej stała niewielka skromna chatynka, w której mieszkał Noelan, opiekun świątyni. Patrząc z waszej strony wydawało się, że wszystko jest w porządku - w żadnym z tych dwóch budynków nie było słychać odgłosów walki czy mordu, które stały się już chyba nieodzownym elementem Phaendar. Jedynie z kaplicy dochodziły ciche odgłosy łupania, jakby ktoś rąbał drewno.

Rathan, Sulim, Zaza

Kiedy pozostali wyruszyli, wy potrzebowaliście jeszcze trochę czasu, by przedyskutować to, jak bezpiecznie przejść przez rzekę, nie będąc zauważonym. Mieliście ósemkę ocalonych, z czego dwoje byli, wbrew wściekłym zapewnieniom Aubrin, mocno poranieni. Ostatecznie zdecydowaliście, że Torve oraz Vitale, ochroniarz szlachciaki Eraseny, pomogą iść rannym, a reszta będzie mogła nieść zapasy, podczas gdy wy zapewnicie im osłonę. Erasena próbowała płaczliwie prostestować zarówno przed wychodzeniem, jak i “dźwiganiem” czegokolwiek, ale wściekłe warknięcie Zazy momentalnie ją usadziło, sprawiając, że nawet towarzyszący jej mężczyzna nie próbował jej bronić.

Eric i Jet zajęli się spakowaniem tych niewielu zapasów, które udało się zebrać z tawerny, widać było, że mieli w tym dużą wprawę, i po następnych kilkunastu minutach wszyscy byli gotowi do drogi. Rathan ruszył przodem, przekradając się w ciemności i wypatrując zagrożeń - na szczęście, obrzeża Phaendar były spokojne, szczególnie biorąc pod uwagę regularną bitwę, a raczej rzeź, która toczyła się na placu targowym. Pierwszym przystankiem był niewielki zagajnik na samym brzegu rzeki. Wartki nurt Marideth był w tym momencie jednocześnie przekleństwem, jak i błogosławieństwem - wymuszał przekroczenie jej mostem, ale blokował jakikolwiek inny sposób pościgu, a do tego jego szum ułatwiał przekradnięcie się po cichu.

Łucznik odczekał kilka chwil, aż cała grupa dotrze do niego, i gdy osłaniająca tyły Zaza skryła się w zagajniku, ruszył wzdłuż brzegu w stronę mostu. Noc była bezchmurna i księżyc świecił jasno, więc nie musiał korzystał z żadnych źródeł światła, by poruszać się w miarę sprawnie i dojrzeć zarówno most, jak i prowizoryczny barak, który jakiś czas temu postawił Kining Jasnobroda, by zająć się naprawą i konserwacją mostu. Niestety, jasna noc oznaczała nie tylko, że Rathan dobrze widział to, co było przed nim - on sam też był dobrze widoczny dla innych, szczególnie że na odcinku między zagajnikiem a barakiem brakowało naturalnych osłon. Kiedy tylko mężczyzna zbliżył się na kilka kroków do budynku, zobaczył na moście jakąś sylwetkę - obcy musiał zobaczyć i jego, bo wrzasnął coś, jednocześnie strzelając z kuszy.
- Dalaan ac, druuc tuuc! Kokalkhan!*
Bełt świsnął Rathanowi koło głowy, po czym dało się słyszeć wycie wilka, podobne do tych, które rozbrzmiewały w Phaendar, tylko znacznie bliższe.

- Wstawajcie, psie syny! Uciekinierzy!

 
Sindarin jest offline  
Stary 31-05-2018, 08:51   #32
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Sulimowi zjeżył się włos na głowie, gdy usłyszał pobliskie wycie wilka. Ze wszystkich zwierząt, jakie dane mu było spotykać podczas podróży w dziczy, jedynie wilków nie potrafił sobie zjednać. Z pełnym napięciem obserwował Rathana i jego najbliższe otoczenie, równie nerwowo jego poczynaniom przyglądała się Zaza. Nagle druid spostrzegł, iż coś przeleciało obok głowy łucznika. Chwilę później Rathan zawołał w ich stronę:
- Są na moście!
Krasnoludowi serce załopotało głośniej i oblał go zimny pot. Modlił się o łatwą ucieczkę. Wszystko to zbytnio mu przypominało scenę, w której stracił rodziców lata temu i jak najprędzej chciał się znaleźć daleko stąd. Trauma sprawiła, że zareagował jako ostatni. Najpierw Zaza wyrwała z miejsca, biegnąc do Rathana. Łucznik zaś próbował strzelić w kogoś na moście, kogo Sulim nie widział. Brak jakiegokolwiek krzyku czy jęku mógł sugerować jedynie, iż chybił. A później wydarzyło się coś znacznie gorszego. Zza węgła budynku wyskoczył nagle w pełnym będzie srogi wilk, rzucając się wprost na niczego niespodziewającego się Rathana. Efekt był mrożący krew w żyłach. Bestii niemal udało się sięgnąć swymi ostrymi kłami gardła mężczyzny, jednak ten jakimś cudownym sposobem zdołał się osłonić ręką. Rathan pchnięty siłą impetu bestii uderzył o ściany budynku, jednak zdołał ustać na nogach. Dla Sulima była to chociaż niewielka ulga. Powalony mógłby zostać rozszarpany, nim zdążyliby mu pomóc. Goblińskie wilki były tak agresywne i wprawne w zabijaniu, że bez zbędnych ceregieli potrafiły zabijać jeden po drugim. Sulim wciąż w szoku, nie zdołał dalej w żaden sposób zareagować.

Rozpędzona Zaza zmieniła swój cel, skręciła lekko, aby ratować towarzysza. W ostatnim momencie jednak z mostu wystrzelono w jej kierunku bełt, który przeleciał jej tuż przed nosem, co tak wybiło półorczycę z rytmu, że w żaden sposób nie pomogła Rathanowi. Jej cios był daleki od trafienia i mężczyzna musiał próbować ratować się sam. Udało mu się wyciągnąć sztylet, którym zaczął ciąć wilka, jednak nie wyglądało na to, by w jakikolwiek sposób bestia reagowała. Wilk natomiast zrezygnował z dalszego męczenie łucznika. Jego uwagę zwróciła Zaza, mimo swojego nieskutecznego ataku. Całkiem niespodziewanie się odwrócił i zatopił swe kły w nodze półorczycy, po czym szarpnął gwałtownie, powalając ją na ziemię.

Dopiero wówczas Sulim się otrząsnął. Był jednak skupiony na moście, pewny, iż dwójka towarzyszy poradzi sobie z wilkiem. Postanowił przywołać magicznie któregoś ze swych naturalnych sojuszników. Już po chwili w kierunku kusznika na moście zapikował groźny orzeł, który co prawda nie robił jakiejś większej krzywdy hobgoblinowi, to jednak skutecznie odwracał jego uwagę.

Półorczyca tymczasem wpadła w istny szał. Nagłym zrywem pówróciła do pionu, po czym zadała wilkowi przepotężne uderzenie, który padł bezwładnie na ziemię. Zaza nie zwlekając, ruszyła biegiem w stronę mostu. Zszokowany Rathan wolał się upewnić, że bestia, która tak go urządziła już nie wstanie i dobił ją pchnięciem sztyletu w serce. Dopiero wtedy ponownie dobył łuku i próbował trafić hobgoblina, jednak ponownie bezskutecznie. Sulim za to zdążył się zbliżyć do łucznika i spróbował uleczyć go swym zaklęciem, aczkolwiek nie wydawało się to zbyt skuteczne.

Mniej więcej w tym samym czasie usłyszeli rumor i goblińskie przekleństwa wykrzykiwane z wnętrza domku. Zaza, która miała zamiar pobiec na most, skręciła nagle w przeciwnym kierunku, mając w głowie inne plany. Podbiegła do drzwi baraku, chwyciła stojące nieopodal deski i zastawiła nimi wyjście. Po chwili uwięzieni wewnątrz przeciwnicy zaczęli tłuc po drzwiach, jednak ta prowizoryczna blokada skutecznie ich powstrzymywała. Wobec tego orczyca rzucił się na swój pierwotny cel na moście. Jej przeciwnik był tym kompletnie zaskoczony. On bowiem ciągle odganiał się od orła, który wściekle atakował jego łysy czerep, jednak zwierzę nagle zniknęło. Hobgoblin gorączkowo rozglądał się za tym latającym przeciwnikiem, gdy nagle półorczyca w pełnym pędzie przywaliła mu swoim toporzyskiem, którym kompletnie rozorała klatkę piersiową oraz ramię najeźdźcy. Uratowała go bodaj jedynie jego ciężka zbroja. Choć ciężko ranny, to zdążył jeszcze dobyć swej szabli, próbował atakować jednak bezskutecznie. Wówczas półorczyca wpadła na doskonały pomysł eliminacji. Zaparła się całym swym ciężarem, po czym przerzuciła goblina poza krawędź mostu, zrzucając go do rwącego nurtu rzeki Maredith. Niestety zdążyła jeszcze lekko oberwać od przeciwnika, choć ta rana nie wydawała się tak poważna, jak tak zadana przez wilka.

Sulim tymczasem pośpieszył do baraku, słysząc coraz głośniejsze łomotanie. Deski, którymi zastawiła wyjscie Zaza, nie wytrzymywały. Krępy krasnolud zastawił się więc i siłą własnych mięśni zaczął przytrzymywać drzwi.
- Zaza! - krzyknął w kierunku mostu. - Zawołaj resztę! Niech uciekają!
Jednocześnie stwierdził, iż powinien spróbować uspokoić goblinów. Najpierw po prostu powiedział im po goblińsku, żeby się uspokoili, co oczywiście nie dawało efektu. Tak samo, jak powiedzenie rozwścieczonej po kłótni partnerce "uspokój się" nigdy nie pomagało. A wręcz przeciwnie. Gdzieś w otchłani jego szalonego umysłu zrodził się więc pomysł, aby zaśpiewać im goblińską kołysankę. Tym sposobem dolał jedynie oliwy do ognia. Przeciwnicy niemal wyrwali się z zatrzasku, jednak w odpowiedniej chwili do krasnoluda dołączył Rathan, ratując go z opałów. Wspólnie skutecznie blokowali drzwi, tak długo, aż w końcu hobgobliny zrezygnowały. Wewnątrz zapanowała cisza, niestety bardzo niepokojąca.
 
Jacques69 jest offline  
Stary 31-05-2018, 21:34   #33
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Ona… pierwszy raz w życiu pozbawiła kogoś życia.
Świadomość swego czynu docierała do niej z czasem i nie w pełni, tłumiona przez pędząca we krwi adrenalinę oraz potrzebę działania, gdy wyuczone ruchy wzięły nad nią górę. Skąd to uczucie? Była przecież wojownikiem szkolonym przez swojego mistrza, jej ojca i najlepszego szermierza, jakiego znała. “Nie wahaj się! Nie pokazuj słabości! Bądź lepsza! Nie lituj się!” - krzyczał w trakcie niezliczonej liczby treningów. Jednak zawsze były to zwykłe, choć bolesne sparingi, ale one zawsze napełniały ją radością. Jakoś nigdy do niej nie dotarło, że kiedyś będzie musiała walczyć na śmierć i życie. Nawet gdy zaproponowała wyruszenie w stronę Korvosy.
A teraz, gdy w trakcie tej chwili rozluźnienia patrzyła na wyciekającą z szyi hobgoblina najprawdziwszą w świecie krew oraz słuchała wrzasków bólu i rozpaczy osób, z którymi spędziła ponad dekadę swojego życia, jej determinacja skruszyła się, ustępując miejsca strachowi o życie własne i wszystkich, na których jej zależało. Niemal nogi się pod nią ugięły. Oddech stał się urywany, niespokojny. Szumiało jej w głowie. Łzy cisnęły się do oczu. Jet, Aubrin, Noelan, Rhyna… Czy oni wszyscy zginą?
Co robić? Co robić, co robić, co robić, co robić? Tato… co robić?
Czuła się znowu jak dawniej, gdy bezradnie patrzyła jak wszystko, co miała, obracało się w pył. Chciała, by to wszystko był tylko zły sen.
… ale ból był zbyt prawdziwy.
Co robić?
“Najpierw uspokój oddech!” - usłyszała gdzieś na krawędzi umysłu - “Pamiętaj o samokontroli!” Więc to zrobiła, choć serce w jej klatce piersiowej biło jak oszalałe.
Wiedziała tylko jedno - musiała biec do świątyni! Rhyna jej potrzebowała. Ze wszystkich osób, jakie żyły w Phaendar, to właśnie ona najmniej zasługiwała na wiszący nad nimi los.

Z lekkim, uspokajającym uśmiechem krótko uścisnęła Jet na pożegnanie, obiecując jej, że spotkają się po drugiej stronie rzeki. Odpięła z paska przy czarnej spódniczce żelazny medalion i z namaszczeniem nałożyła go na szyję swojej przyjaciółki. Czuła… niepokój. Czy będzie w stanie dochować tej obietnicy? Nie była pewna. Gdyby stało się coś bardzo złego, wisiorek ten, choć był symbolem religijnym, będzie przypominał o tym, że kiedyś istniała. W końcu prawda była taka, że tam, gdzie chciała teraz biec, mogła czekać na nią jedynie śmierć.
W stronę Aubrin skinęła jedynie głową. Wzrok, jakim łowczyni ją obdarzyła można było interpretować jedynie jako “nie rób nic głupiego”, ale oni już robili coś głupiego i nie mieli pojęcia jak to się mogło skończyć.
Natomiast w ręce ochroniarza szlachcianki wcisnęła swoją torbę. W końcu jeśli polegnie, to na nic jej ona będzie.
Na koniec jeszcze poczuła jakieś dziwne, oskarżycielskie spojrzenie, od którego dostała aż gęsiej skórki… Jace?

Trzeba było iść. Na ich głowie było znalezienie ładunków wybuchowych, a na jej - pomoc Rhynie oraz Noelanowi.
Dopiero teraz, w sytuacji zagrożenia życia, zdała sobie sprawę z pewnych rzeczy. Kapłan był dla niej jak taki zrzędliwy wujek, komentując łapaniem się za głowę każdy wybryk uważany przez niego za dziecięcy, jednak to on był pierwszą osobą, zaraz po Aubrin, która jej pomogła, przyjmując ją pod swój dach i lecząc jej rany fizyczne i psychiczne, póki ponownie nie stanęła na nogi. Dziewczyna natomiast wskazała jej jak odnaleźć się w Phaendar, przedstawiając każdego i nie odstępując na krok, wciąż towarzysząc jej ze swoim wiecznym optymizmem. Nawet dzień jej pojawienia się w osadzie wymyśliła jako jej dzień urodzin. Były nierozłączne - jak siostry. To naprawdę już dwanaście lat?
Trzeba było iść. W jej sercu znowu zrodziła się wątpliwość, szybko usunięta przez kolejne słowa Suryo niemal codziennie powtarzane w trakcie treningów - “Na polu bitwy nie ma miejsca dla dziewczynek. Tam jest miejsce dla wojowników. Nie możesz traktować wroga z litością. Oni również nie będą. Walcz!”
Trzeba było iść.
I poszli.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]
Flamedancer jest offline  
Stary 31-05-2018, 22:17   #34
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kharrick podkradł się niezauważony do samej świątyni, po czym delikatnie otworzył tylne drzwi i zajrzał do środka. Kaplica była skromna, ale pięknie zdobione drewniane ściany dodawały jej wiele uroku. Tak powinny wyglądać wszystkie porządne świątynie - nie opływające przepychem gmachy, a zadbane miejsca modlitwy i refleksji. No, przynajmniej tak musiało to wyglądać jeszcze kilka godzin temu, przed atakiem Legionu Żelaznego Kła. Teraz większość płaskorzeźb, a także wszystkie pomniejsze kapliczki innych bóstw Golarionu, zostały pocięta lub specjalnie obryzgane krwią. Niewielkie ołtarzyki modlitewne, święte symbole, obrazki, szarfy - wszystko zostało doszczętnie zniszczone - najwyraźniej hobgobliny uznały, że zdesakrowanie miejsca kultu będzie dobrą rozrywką po zmasakrowaniu wszystkich, którzy tutaj się skryli, licząc na pomoc bogów. O tym, jak się zawiedli, świadczył ponad tuzin ciał rozrzuconych bezładnie po podłodze i ławach - atakujący zostawiali wiernych tam, gdzie padli pod ich ciosami. U szczytu nawy głównej Kharrick zobaczył źródło tego dziwnego rąbania - ubraną w lekki pancerz hobgoblińską kobietę, z zawziętością godną wyższej sprawy rąbiącą toporem drewniany ołtarz i posągi Erastila i Desny. Niedaleko niej stał inny żołnierz, patrząc na główne drzwi do świątyni. Żadne z nich nie zauważyło mężczyzny. Przez moment patrzył na scenę rzezi. Skrzywił się. Naoglądał się trupów, ale widok nigdy nie był jakoś taki do końca przyjemny. Powoli zamknął drzwi. Nie było sensu atakować tych w środku kiedy sprowadziłoby to na nich tylko kłopoty. Przyłożył palec do ust mając nadzieję, że Psotnik zrozumie. Wrócił do pozostałych.

- Zdesakrowali świątynię. Ciągle ją rozwalają. Nikt tam nie przeżył. Same trupy.

- ... Ale jak to? - sapnęła cicho Yastra, widocznie nie dowierzając. Ujrzał, jak z jej twarzy odpływa krew, a nogi zatrzęsły się z powodu ulatującej nadziei - Nie... Nie! To niemożliwe...
Chwiejnie, niczym pijana, podeszła do Kharricka i złapała jego ramiona drżącymi dłońmi. W jej dużych, zielonych, zaszklonych oczach dostrzegł rodzącą się desperację.

- Czy... ona tam była? - zapytała łamiącym się głosem - Dziewczyna w kościelnych szatach. Była tam?
Kharrick był nieco zaskoczony zachowaniem elfki. Złapał ją za przedramiona patrząc prosto w te załzawione oczy.

- Nie czas jeszcze na łzy piękna, bo nikogo takiego tam nie widziałem. Spokojnie. Na pewno ją znajdziemy.
~Tam była tylko masa innych martwych i pewnie znanych ci osób~ dodał w myślach mężczyzna.

- ... Może w takim razie żyją. - Z ulgą szepnęła jakby sama do siebie, puszczając go - Tak, oni muszą żyć, prawda? Jeśli ich tam nie było... to gdzie indziej by mogli być?
Otarła oczy wierzchem dłoni, obdarzając go mdłym uśmiechem. Kimkolwiek była ta dwójka, wyglądało na to, że była dla niej bardzo ważna.

- Może... tam? - wskazała spojrzeniem na niewielki budynek obok - Chodźmy tam!

Nie do końca mógł wiedzieć, czy oczekiwała jakiejkolwiek odpowiedzi na zadane pytania. Widział natomiast, jak bez jakiejkolwiek konsultacji zaczęła po cichu iść w wybranym przez siebie kierunku, starając się jak najlepiej trzymać cieni. Kharrick naprędce podążył za nią puszczając niepewne spojrzenie do pozostałej dwójki ludzi. Szybko wyprzedził dziewczynę aby przez jej szok nie wpadli w kłopoty. Trzeba było obadać drzwi do... plebanii? Nie znał się na tym na tyle aby pamiętać te wszystkie nazwy. Wątpił w istnienie jakichkolwiek zabezpieczeń na tych drzwiach. Co najwyżej raczej mogli się tam zabarykadować. A rozmowa przy zamkniętych drwach przy tak otwartym terenie mogła skończyć się dla nich tragicznie. Dlatego Kharrick się spieszy z ocenieniem sytuacji.
 
Asderuki jest offline  
Stary 01-06-2018, 20:51   #35
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zaza machnęła w stronę pierwszej grupy jaką eskortowali. Obróciła się za siebie na drugi koniec mostu zwracając uwagę czy do linii lasu będa mieli czystą droge czy też będzie musiała jeszcze się czymś zająć. Ale nic niepokojącego nie zauważyła.

Gest Zazy widać było z pewnością z krzaków, w których siedzieli uciekinierzy. A dokładniej ci, co mieli szansę wydostać się z Phaendar.
W tym jednak momencie Rathan bardziej przejmował się nie ich przyszłym losem i potencjalną wolnością, a dwoma hobgoblinami, zamkniętymi w baraku. Dopóki dobijali się do drzwi i przeklinali, wszystko było w porządku, ale potem zapadła cisza, która, zdaniem Rathana, nie oznaczało bynajmniej, że lokatorzy baraczku pogodzili się ze swym losem.
No i wnet okazało się, że łucznik miał rację - miast walić w drzwi pięściami hobgobliny użyły wreszcie głowy. Do myślenia. No i zamienili dłonie na siekiery.
Nie wyglądało na to, że drzwi długo będą się opierać takiej 'perswazji'. Zostały wszak wykonane po to, by chronić wnętrze przed intruzami, a nie po to, by stawić czoło ostrzu siekiery. Widać było, że jeszcze parę uderzeń i zostanie z nich sitko.

Półorczyca ruszyła biegiem do magazynu mijając w drodze ich eskortowaną grupkę. Krzyknęła do Rathana: - Wypuść ich! - unosząc topór gotowy do ciosu nie kryjąc jej intencji.
Łucznik był przekonany, że to nie obietnica, co Zaza z nim zrobi, jeśli jej nie posłucha. Sam zresztą też myślał o tym, by niespodzianie otworzyć drzwi, co - był przekonany - zaskoczy hobgobliny. Kopniakiem usunął deskę i odskoczył, by nie oberwać drzwiami, gdyby te się nagle otworzyły.

Plan powiódł się wyjątkowo dobrze - kiedy dwa hobgobliny natarły na drzwi, chcąc je rozrąbać, ku swemu zaskoczeniu dosłownie wypadły na zewnątrz. I w tym momencie jednego z nich dopadła Zaza.
Półorczyca runęła na wroga z rozpędem rozwścieczonego byka. Była tak ogarnięta szałem, że rąbnęła przeciwnika, rozchlastując mu rękę i prawie ją odcinając.
Nim Rathan zdążył cokolwiek zrobić, obok niego przemknął rozpędzony Sulim, z zapałem machający toporem. Jednak dobre chęci nie wystarczyły i krasnolud omal nie trafił Zazy, którą chciał wspomóc w zbożnym dziele tępienia napastników.
Na szczęście w półorczycy nie do końca wygasł zapał bitewny.
Krew bryznęła na nią, lecz to tylko wzmogło wściekłość dziewczyny, rozczarowanej tym, że nie udało jej się ubić przeciwnika od razu. Wydała z siebie zwierzo-podobny okrzyk i z całej siły jaką posiadała zamachnęła się na przeciwnika po raz drugi. Topór wszedł w to samo miejsce co wcześniej i nie mając oporu z kości ramienia przeszedł przez miękkie mięso ścięgien. Ramię odpadło od reszty ciała na ziemię. Toporzysko szło jednak dalej, wchodząc w pancerz jak w ciepłe masło, rozdzierając ciepłe miękkie organy pod nim oraz jakąś niewyjaśnioną opatrznością przeszło między kręgami kręgosłupa.
Broń półorczycy wyszła z drugiej strony rozbryzgując czerwoną ciepłą krew i fragmenty nieokreślonych hobgoblińskiech wnętrzności, na stojącego Sulima i drugiego przeciwnika. Tułów jej ofiary zagiął się do tyłu składając ciało na pół które trzymało się jeszcze razem na nie ruszonym kawałku skóry pleców. Zaza ruszyła przed siebie na ostatniego przeciwnika ciągnąć za swoim toporem splątane flaki.
Rathan, w przeciwieństwie do Sulima, nigdzie nie zamierzał biegać. Miał przeciwnika tuż obok siebie. Wystarczyło pchnąć mieczem...
Cios przemknął się pod tarczą, rozcinając udo przeciwnika.
Sulim ponownie zaatakował, lecz w tym dniu los zdecydowanie nie sprzyjał krasnoludowi, bowiem i ten atak rozminął się z celem. Na szczęście hobgoblin, ranny, a na dodatek przerażony losem swego kompana, spisał się tak samo kiepsko i jego broń nie trafiła Rathana.
Jak to jednak w bitewnym zapale bywa, zapomniał o tym, iż nie należy zbytnio skupiać się na jednym przeciwniku z kilku.
Zaza czuła, jak siły ją opuszczają - jeszcze nigdy nie rąbała niczego z taką zaciekłością, przestąpiła dwa kroki i uniosła topór nad głowę i po zwoliła ciężkiemu narzędziu opaść na wroga ciągnąc go wdół tą resztka pary jaka została jej w płucach.
Rathan widział, jak w jego przeciwnika wbija się toporzysko dziewczyny, wchodząc po lewej stronie ciała na pewno przepołowiając serce potwora. Hobgoblińska krew bryznęła na łucznika zanim ten zdążył się odsunąć. Hobgoblin zaś osunął się na ziemię z toporem nadal wbitym w jego ciało, właścicielka zaś topora musiała zaprzeć się stawiając nogę na truchle, żeby wyszarpnąć broń.
- Możee... Schować..ciałaa - powiedziała łapiąc oddech. Jej hardość i gniew, jaki emanował od niej każdego dnia od momentu, kiedy zjawiła się w Phaendar, gdzieś zniknęła.
- Zobaczmy, co mają w kieszeniach i wrzućmy je do rzeki - zaproponował Rathan, z odrobiną niesmaku ściągając z siebie zakrwawiony hobgobliński mundur.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-06-2018, 20:59   #36
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kharrick, Jace i Yastra

Jace i Tezerret z niecierpliwością przyglądali się wymianie zdań między Kharrickiem i Yastrą. Dla nich najważniejszym było teraz znaleźć sposób na zabezpieczenie ucieczki z miasteczka. To, że mijali świątynię po drodze do faktorii, nie powinno ich aż tak spowalniać. Nie tylko Yastra straciła swoich bliskich - obaj Belereni wciąż nie wiedzieli, co mogło stać się z ich całą rodziną - czy jeszcze żyli, czy zostali zakuci w kajdany, a może bezlitośnie zarżnięci?

Kharrick podszedł do niewielkiej chatki przy świątyni, w której mieszkał Noelan, jej opiekun. Budynek był skromny, ale bardzo zadbany, widać było, że przyłożono się do tego, by mimo wieku pozostał w dobrym stanie. Wyglądało też, jakby najeźdźcy nie byli nim specjalnie zainteresowani - nie wydawał się w jakikolwiek sposób uszkodzony czy zniszczony. Na porządnych drewnianych drzwiach od strony świątyni zawieszono święty symbol Erastila - Kharrick ostrożnie je zbadał, ale nie znalazł żadnych pułapek czy zabezpieczeń. Usłyszał za to głosy wewnątrz - zdesperowane, zrozpaczone, ale i dodające otuchy i energiczne. Wolał nie ryzykować wejścia od razu, dlatego upewnił się, zerkając przez niewielkie okienko do środka. Wnętrze chatki było urządzone z przepychem godnym pustelnika - poza łóżkiem i biurkiem z dwoma krzesłami nie było tu niczego. Obecnie jednak było ono pełne - siedem osób sprawiało, że zrobiło się tam całkiem tłoczno. Troje z nich, niziołek i obejmująca się ludzka para, siedziało na łóżku i drżało ze strach, rozpaczy albo bólu. Mieli na sobie bandaże, których doglądał czarnoskóry mężczyzna w podróżnych szatach. Pozostała trójka, młoda kobieta w świątynnych szatach i dwóch uzbrojonych mężczyzn, krasnolud i półork, stało bliżej drzwi - wyglądali, jakby o czymś energicznie dyskutowali.
Żadna z tych osób nie wyglądała na hobgoblina, więc Kharrick postanowił zaryzykować i dał znać swojej grupie, że droga jest wolna. Yastra popędziła do drzwi i otworzyła je szybko, mając nadzieję, że tutaj odnajdzie przyjaciółkę. Rhyna, jak i wszyscy wewnątrz podskoczyli ze strachu na to nagłe wtargnięcie, ale kiedy dotarło do nich, że to nie najeźdźcy, od razu się uspokoili. Poza Rhyną, która z radosnym okrzykiem - Yastra! Żyjesz! - rzuciła się elfce na szyję. Diethard i Rufus, lokalni strażnicy szlaku, schowali broń z wyraźną ulgą - poza zacięciem widać było na ich twarzach cień przerażenia. Pozostali także uspokoili się, Candus, rolnik z Phaendar, przytulił szlochającą żonę, a niziołek i czarnoskóry mężczyzna jakby oklapli - wyglądali na zmęczonych ponad siły.
- Jak ja się cieszę, że jesteś cała! - uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna wyglądała, jakby zapomniała o tym, co dzieje się w Phaendar - I jeszcze masz ze sobą Belerenów! Teraz na pewno damy radę odbić świątynię! -
Zanim elfka zdążyła odpowiedzieć, wtrącił się Tezerret - Tam nie ma już nikogo żywego, poza hobgoblinami. Ruszajmy dalej, musimy sprawdzić, czy ktoś z mojej rodziny jest tam jeszcze - wskazał na dom Belerenów, spory jak na Phaendar budynek stojący zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej. Nie został podpalony, ale na parterze panował spory rozgardiasz.
- Ale nie możemy pozwolić im dalej desakrować świątyni! - Rhyna była wyjątkowo jak na nią zawzięta.

Rathan, Sulim i Zaza

Kiedy w końcu udało jej się szarpnąć i topór z obrzydliwym mlaśnięciem wysunął się z ciała martwego hobgoblina, Zaza oparła się ciężko o ścianę. Nigdy jeszcze nie czuła takiej wściekłości i siły, ale teraz była niesamowicie wyczerpana. Do tego rany - razem z Rathanem zostali poważnie poturbowani przez tego wilka, i kiedy bitewny amok opadł, zaczęło to dawać o sobie znać. Ból był ciężki do zniesienia, a utrata krwi mogła się źle skończyć, jeśli nikt o to nie zadba. Do tego całej waszej trójce robiło się niedobrze od odoru posoki i hobgoblińskich wnętrzności, rozlewających się teraz pod waszymi nogami.

Pomieszczenie, w którym przedtem przebywały hobgobliny, teraz leżące w progu martwe, było zwykłym warsztatem. Kining Jasnobroda musiała postawić go, kiedy kilka miesięcy temu miała zająć się konserwacją mostu. Od jakiegoś czasu był jednak nieużywany - pazerna krasnoludzica odmówiła dalszych prac, kiedy rada Phaendar nie była w stanie sprostać jej rosnącym wymaganiom finansowym. W ciemnych, zatęchłym, a teraz na dodatek śmierdzącym śmiercią wnętrzu leżało sporo narzędzi ciesielskich i kamieniarskich oraz części zamiennych, zaś na ścianach porozwieszane były techniczne szkice mostu, uwagę zwracał tylko przybity zwój z najwyraźniej magicznymi zapiskami.

Grupa uciekinierów dotarła do swojej obstawy kilka chwil później - konieczność prowadzenia rannych znacząco ich spowalniała. Na widok ran łucznika i półorczycy, a przede wszystkim zwłok leżących u wejścia do warsztatu, większość odwracała ze strachem wzrok. Torve, wciąż podtrzymujący Aubrin, szepnął jej coś do ucha, patrząc na poranionych w walce.
- Zaza, Rathan, chodźcie tutaj! - kiedy się zbliżyli, kobieta przyjrzała im się na tyle, na ile pozwoliły jej niedowidzące oczy - Ależ was sponiewierali - twarde z was skurczybyki. Zostało mi jeszcze trochę magii, uznałam, że bardziej przyda się wam, niż mnie czy Kylowi - po tych słowach złapała się na wiszącą u szyi manierkę, wypowiedziała kilka słów, i polała rany obojga. Zapiekło, ale momentalnie zaczęły się zabliźniać. Aubrin dotknęła blizn, prychnęła z satysfakcją, splunęła, ponownie krwią. - Będziecie mieli się czym chwalić. Co teraz zamierzacie? My damy już radę dotrzeć do skraju lasu. Skryjemy się w chacie Erica, ale nie będziemy mogli zostać tam długo

Znajdujące się zaledwie kilkaset metrów od mostu skrajne drzewa puszczy Fangwood poruszały się delikatnie na wietrze, nic sobie nie robiąc z trwającej właśnie masakry. Ogromne jodły, świerki i klony były już świadkami takich wydarzeń, zawsze oferując mieszkańcom okolic schronienie. Oczywiście, tylko jeśli wiedzieli, jak się wśród nich bezpiecznie poruszać i unikać licznych zagrożeń puszczy.

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 02-06-2018 o 14:38.
Sindarin jest offline  
Stary 01-06-2018, 21:22   #37
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Zaza, nadal dyszała ciężko, spojrzała na oddalających się uciekinierów, po przeszukaniu truposzy wrzuciła ich ciała do rzeki, była zmęczona ale nie aż tak słaba by sobie z jakimiś workami mięsa nie poradzić.

Po wszystkim wskazała na domy po ich lewej. - Idziemy po resztę? - Spytała Rathana.
 
Obca jest offline  
Stary 01-06-2018, 22:32   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rathan przez moment spoglądał w stronę idących w kierunku lasu, po czym przeniósł wzrok najpierw na Zazę, potem na wskazane przez nią domy.

- Racja, lepiej nie iść tą samą drogą, jaką wybrali Yastra i pozostali - odparł, zgadzając się tym samym z propozycją dziewczyny. - Może uda się nam znaleźć kogoś żywego, to powiemy, dokąd ma uciekać - dodał. - No i może znajdziemy jeszcze jakieś zapasy. Poza tym jest tam przecież skład Obreda. Może znajdziemy jakieś mikstury, które pomogą w walce z hobgoblinami albo w zniszczeniu mostu.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-06-2018, 22:47   #39
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
W Kaer Maga zdarzały się ostre akcje. Nagonki gangów, kłótnie wpływowych ludzi. Tam Kharrick jednak wiedział gdzie się znaleźć, aby nie dać się wciągnąć. Tego go ojciec nauczył. Teraz jednak był w małym miasteczku mordowanym przez dzikich najeźdźców. Nie znał okolicy, chciał jednak żyć, a jak się mówi "w kupie siła". Drżał cały słysząc krzyki umierających i błagania pojmanych. Przybrał tylko maskę aby inni się po nim nie poznali.

Jakieś wewnątrz miasteczkowe niesnaski i różnice wypływały na wierzch w stresowej sytuacji. Ci nie chcieli iść, tam, ci chcieli iść tu. Po co robić to? Czemu nie od razu tamto? Na wszystkie gwiazdy Desny! Ludzie, no prawie, MACIE NA KARKU ŚMIERĆ! Jak się nie ogarniecie to zginiecie. No to się zgłosił. Trza działać, robić, a nie stać i myśleć. Trochę myśleć trzeba było, ale w trakcie robienia. Ładunki wybuchowe? Dobry pomysł. Zahaczyć po drodze do Świątyni? Czemu nie. Póki na nim polegali starał się ich prowadzić. Znał się na tym. Poniekąd. Wiedział kiedy iść i jak iść aby go nie zauważyli. Teraz ponownie słuchał jak jedni chcieli iść do swojej rodziny, a inni ratować resztki świątyni.

- No... Khm... No dobrze. Słuchajcie. Ja wiem, że bardzo zależy wam na uratowaniu świątyni. To ważny budynek, święty... Tylko nie uratuje już nikogo. Zdobycie tego budynku nie pozwoli nam nikogo więcej uratować, a przecież na tym nam zależy, prawda? Prawda. Życie jest cenne. Ja nas mogę wyprowadzić, mamy plan. Uciekniemy przez most i go zburzymy. Musimy tylko dotrzeć do faktorii, po ładunki. Po drodze może uda nam się odnaleźć kolejnych szczęśliwców takich jak wy. Im dłużej będziemy zwlekać, to tym mniejszą mają szansę przetrwać. Im dłużej nas przy nich nie ma tym większa szansa aby dopadli ich najeźdźcy. Nie chcemy tego prawda? Prawda - Kharrick przemawiał jakby do wszystkich, ale jego spojrzenie wędrowało najczęściej na tę kobietę co chciała ratować świątynię. Liczył, że jak przekona innych to ona będzie mniej skłonna do kłótni. Czasu nie było wiele.

~Dasz radę, dasz radę dzi... Hmm...~ Kharrick urwał ciąg myśli koncentrując się na otoczeniu. Gestem zachęcił ludzi do wyjścia z domku.
 
Asderuki jest offline  
Stary 03-06-2018, 15:55   #40
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Wraz z widokiem całej i zdrowej przyjaciółki Yastra poczuła, jak z jej serca spada nieskończenie ciężki kamień w postaci jej zmartwień i trosk, odtaczając się bardzo daleko poza granice odczuwania. Z równie szerokim uśmiechem objęła mocno Rhyne, całkowicie zapominając o boskim świecie oraz całym otaczającym ich nieszczęściu. Ona żyła! I nawet teraz była taka, jak zawsze. Znała ją od lat i wiedziały o sobie wszystko, ale nie mogła wyjść z podziwu w jaki sposób nic nie jest w stanie zburzyć jej pozytywnego usposobienia. Jednak patrząc jej w oczy, poza nieopuszczającymi ją optymistycznymi iskierkami ujrzała coś innego, nowego… ból. Prawdziwy ból, wgryzający się w duszę, pozostawiając na niej trwałe, płonące piętno, którego nie dało się już wyleczyć. Yastra za dobrze ją znała i czuła dokładnie to samo. Nie mogły się jednak poddać!
Nie teraz, gdy znów były razem gotowe stanąć naprzeciw losowi.
Ona… żyła!
Po policzku elfki spłynęła dyskretna łza radości.
- Widzisz? I będziesz mnie musiała znosić jeszcze przez kilka kolejnych lat - cicho zażartowała jak za niedawno strzaskanych “szczęśliwych czasów”, nawiązując do ich pierwszego spotkania, gdy to chochlą obiła jej nieco głowę, nie mogąc w ogóle zrozumieć swojej nowej sytuacji.
Cóż ona by zrobiła bez tej drobnej kobiety, z którą spędziła tyle czasu na wszystkim i niczym - nie wiedziała. Co by zrobiła, gdyby znalazła ją martwą?

Przeniosłaby góry i przeszła same otchłanie piekieł, aby wymordować sprawców tej zbrodni i ich pobratymców.
Obiecała sobie - opuści tą osadę albo z nią, albo w ogóle.

Do brutalnej rzeczywistości niestety przywrócili ją Tezzeret oraz ich przewodnik o wciąż nieznanym jej imieniu. Stanowczy sprzeciw dotyczący planu odbicia świątyni tknął w niej bardzo czułą strunę, jaką były wspomnienia swojego pierwszego phaendarskiego domu oraz miesięcy, jakie spędziła na dbaniu o ten budynek. Pamiętała dzień, kiedy przywdziała świątynną szatę i zaczęła opiekować się tym miejscem kultu pod nieco zbyt dokładnym, ale bardzo troskliwym okiem starego Noelana. Zapamiętała w tym czasie olbrzymią ilość opowieści o dobroci bogów dla swoich wiernych, wsparciu, jakim ich otaczają oraz ciężkich karach, jakie spadały na nieszanujących ich. Historie te opowiadał sam kapłan w trakcie nudnych wieczorów, gdy Rhyna i ona nie miały co robić. Siadały sobie wtedy na podłodze kapliczki, popijając herbatę i słuchając jak “wujaszek” opowiadał z pasją o wielkich dziełach boskich.
Z czasem również jej wkład został zauważany przez bardziej pobożnych mieszkańców Phaendar. Część ozdób, jakie się pojawiły na ścianach i ławach, wyszły spod jej pędzla. Były to pierwsze dzieła sztuki wykonane jej ręką - wtedy właśnie zaczęła odkrywać swój talent. Być może był to dar od samej Shelyn, która choć może czczona tutaj nie była, to zawsze patrzyła tam, gdzie ktoś tworzył coś pięknego.
W życiu nie czuła się tak święta, jak wtedy.
I to wcale nie było tak dawno temu.

Nim odpowiedziała, już zdecydowanym krokiem, jakby ktoś tchnął w nią nową energię, skierowała swój wzrok na pozostałych w pomieszczeniu. Spoglądając na Candusa czuła się nieco niezręcznie. Swego czasu był niejednokrotnym obiektem jej kapryśnych, młodzieńczych żartów, z czego jeden był naprawdę paskudny. Od tamtej pory traktował ją raczej chłodno. Sytuacja jednak była teraz inna i miała nadzieję, że zapomni on o starych waśniach. A jego żona… aż się jej serce krajało na jej widok. Czy jakiekolwiek ich dziecko przeżyło i teraz się ukrywało gdzieś w osadzie przed najeźdźcami, oczekując na ratunek? A może wszystkie zostały bestialsko zamordowane jak wszyscy pozostali?
Ale jeszcze do ratowania świątynia była… czy mieli na nią czas w takim wypadku?
Ale bogowie patrzyli! Nie mogli jej tak zostawić!
Powiodła jeszcze współczującym spojrzeniem po bandażach na ciałach małżeństwa. Wszystkie rany wyglądały na powierzchowne bądź zwykłe zadrapania. Nie należało ich jednak w żaden sposób ignorować i konieczne było ich dokładne opatrzenie w spokoju.
Cieszyła ją obecność Dietharda i Rufusa. Ta dwójka ciężko pracujących mężczyzn, pomimo zamiłowania do mocniejszego alkoholu, całkiem nieźle znała się na wojaczce. Kilka lat temu ona i Emraeal zdecydowały się przysiąść do ich stolika w trakcie Święta Targu. Był to największy błąd w jej życiu. Ten ból jej słabej elfiej główki na drugi dzień był wręcz nie do opisania. Ale przynajmniej poznała osoby spędzające większość swoich lat poza miastem!
Nie wiedziała kim była dwójka nieznajomych, ale była im bardzo wdzięczna za ich starania. Każda żywa sprawiała, że odczuwała ulgę, a oni na pewno jakoś się przyczynili temu, by pozostali w tym pomieszczeniu poczuli się lepiej, pomimo wypełniającej pomieszczenie woni przerażenia.
- Dacie radę iść? - zapytała się wszystkich, z troską ściskając dłoń kobiety dla pokrzepienia, a drugą delikatnie starła łzy z policzka - Wkrótce będziemy uciekać do lasu.
Mieszkańcy Phaendar kiwnęli głowami - dobrze wiedzieli, elfka miała na myśli. Tylko niziołek i czarnoskóry mężczyzna spojrzeli na nią odrobinę zdziwieni. - Jak to, do lasu? - zapytał ten drugi z bardzo dziwnym akcentem.
- Aubrin uznała go za najbezpieczniejsze miejsce w całej okolicy, a ja jej wierzę. Jeśli pobiegniemy w inną stronę, to będą nas widzieć z daleka! Poza tym musimy wysadzić most, by nie dać im możliwości pogoni. - krótko wyjaśniła Yastra, tylko z zaciekawieniem się przyglądając pytającemu. Ciekawiło ją z jak daleka przyjechał na ten targ... ojciec coś dawno temu mówił o Qadirze, ale czy aby na pewno? Nie wiedziała nic o ludziach stamtąd, a też nie pamiętała wszystkiego, co mówił Suryo.
- Wysadzić? - ponownie spytał ciemnoskóry, ale przerwał mu niziołek - Nieważne! I tak idziemy z wami, wszędzie bezpieczniej niż tutaj!
- Ech, to skomplikowane - machnęła po prostu ręką, nie chcąc tracić więcej czasu niż to konieczne.

W sprawie świątyni… musiała przyznać, że była rozdarta. Z jednej strony ciągnęło ją dalej, by ratować tych na pewno żywych, z drugiej być może w samej kaplicy jeszcze ktoś był żywy, ale dogorywał w tym momencie, gdy najeźdźcy siali śmierć i zniszczenie? Poza tym chciała jeszcze zmówić ostatnią modlitwę w domu, poprosić o boskie błogosławieństwo i… chwila moment.
Nagle kamień, który odtoczył się bardzo daleko, powrócił z prędkością światła i osiadł na jej sercu z jeszcze większą siłą. Gdzie jest Noelan?
- Nie! Trzeba odbić świątynię! Bogowie na pewno spojrzą na nas łaskawym okiem za to. - odezwała się z przejęciem - Sprawdzałeś czy wszyscy są martwi? Nie! Tam musi być Noelan! To tylko dwa gobliny, nie zajmie nam to długo.
- T-to Noelan kazał nam się tu skryć - w oczach Rhyny pojawiły się łzy - Powiedział, że obroni świątynię…
Aż zamarła. Co?
- Zaraz… co...? - jej oczy rozszerzyły się z niedowierzania, gdy zdała sobie sprawę co to może oznaczać. Dlaczego on…? Dlaczego? On przecież… Czy on…?
Na twarzy Yastry pojawił się jakiś dziwny cień. Bardzo mroczny cień. Gdzieś w głębi jej zielonych źrenic pojawiła się mordercza intencja, nad którą nawet się nie zastanawiała.
- Zabiję ich… zamorduję… - mówiła upornie cicho do siebie, zmierzając powolnym krokiem w stronę wyjścia. Wyglądało na to, że miała zamiar stawić im czoła nawet sama jeśli będzie to konieczne. Noelan był dla niej jak ojciec... i zginął dokładnie jak on, chroniąc tych, których kochał. Nie zamierzała im przepuścić...
Pomści go.
Ale pod tą maską furii bardzo się powstrzymywała, by nie wybuchnąć płaczem i nie wtulić się w ramię Rhyny jak bezradna dziewczynka.

- Yastra, czekaj! - Tezerret złapał elfkę za prawe ramię - Nie trać czasu na zemstę, nikomu nie pomożesz, a nie zdążysz uratować innych.
- Mówiąc "innych" masz na myśli swoją rodzinę? - odpowiedziała mu wyjątkowo spokojnie, choć w głębi niej wrzał gniew zmieszany z rozpaczą i żądzą zemsty gotowy go poparzyć, gdyby zaszedł za daleko i wcale tego nie ukrywała, gdy jej spojrzenie chlasnęło go jak bicz - Ponieważ Noelana traktuję jak ojca i nie spocznę, póki go znowu nie zobaczę. Jeśli tobie należy się odnalezienie swoich bliskich, to mi też.
- Moją rodzinę i nie tylko. Kharrick nie zobaczył w świątyni nikogo żywego poza hobgoblinami. Noelan najpewniej już nie żyje. Moja matka, Maria i dzieci nie poszły na biesiadę - jest szansa, że jeszcze ich nie znaleziono. Nie możemy zaryzykować, że się spóźnimy. -
- Jeśli mogę - Kharrick wtrącił się wchodząc pomiędzy nich. - Co potem Yastra? Zabijesz tę garstkę w środku i co? Miasto dalej płonie, dalej ludzie umierają. Chcesz się mścić? Dobrze, zachowaj to w środku i pielęgnuj. Teraz nie będzie to zemsta godna ciebie. Wzmocnij się, zbierz siły. Wyrżnij potem całą to plemie, albo tego kto ich prowadzi. Spraw aby ich krew zmieszała się z piachem, którego są godni. Później. Znajdę dla ciebie twojego przybranego ojca. Zerknę jeszcze raz, ale wy już idźcie.
Zapadła chwila milczenia, w czasie której wahająca się Yastra układała myśli, przenosząc wzrok to na dwójkę mężczyzn, to na pozostałych zebranych w pomieszczeniu, osuszając się z fal wściekłości i żalu, jakie ją zalały. Bardzo chciała biec do świątyni, obić dwójkę hobgoblinów i znaleźć Noelana, najlepiej żywego. Ale czy była gotowa przełożyć swoje być może samolubne wręcz pobudki ponad dusze, jakie znalazły się pod jej opieką? Niechętnie musiała przyznać rację ich “przepatrywaczowi” - prawdopodobnie już nie żył. Chciał sam bronić budynek przez całym najazdem, a znajdujące się w środku ciała są dowodem jego niepowodzenia. Była to prawda, jakiej w ogóle nie chciała do siebie dopuścić od samego początku. Nie była pewna nawet jak by się zachowała, gdyby zobaczyła go martwego lub gorzej - zmasakrowanego tak, że ledwie by była w stanie go poznać. Miał wiele lat na karku… miała nadzieję, że uwolniony od ziemskiego życia odnalazł spokój w boskich ramionach. A jeśli zdołają stąd uciec, to na pewno go pomści. Przyjdzie czas.
Ale czy bogowie wybaczą im porzucenie świątyni? To się okaże.
Podeszła do Rhyny, widząc jej rozdarcie oraz ubolewanie z powodu tego okrutnego dylematu i przytuliła ją, mówiąc tylko ciche “przepraszam”. Miała nadzieję, że nie będzie miała za złe, jeśli podejmie za nie decyzję. Nie chciała opuszczać ani świątyni, ani Noelana, ale...
- ... Dobrze - mruknęła smutno, co w panującej ciszy było dobrze słyszalne - Musimy iść dalej. Zbierajmy się stąd.
Gdzieś w głębi siebie czuła, jak jej ojciec uśmiecha się ze swojego pozaziemskiego domu. Czy podjęła odpowiednią decyzję?
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 05-06-2018 o 00:34.
Flamedancer jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172