Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2007, 19:51   #115
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Phalenopsis, przed budynkiem Szlachetnej Gildii Inżynierów.

Verryalda ruchem głowy przytaknął po czym w milczeniu przyglądał się trójce postaci. Zawiał delikatny nocny wiatr. Verryaalda zamknął oczy i oparł się o drzewo jakby odpoczywając. Gdy je otworzył podniósł głowę do góry chcąc spojrzeć w gwiazdy, które podobno mają znać wszelkie tajemnic. Jego wzrok po drodze spoczął na umierającej lipie, o którą się opierał. Suche gałęzie, niektóre już nawet spleśniałe, brak liści, brak życia. Ten nienaturalny widok sprawił młodzieńcowi ogromny żal widoczny na jego twarzy.
Wyciągnięta dłoń elfa wisiała w powietrzu przez dłuższą chwile, nie doczekawszy się reakcji od nieznajomego. Aydenn tylko wzruszył ramionami.- Dołączę do was później, w domu mości Turama. - rzekł na odchodnym i znikł w jednej z bocznych uliczek.

Krasnolud przyglądał się całej tej sytuacji z pewnym zdziwieniem. Ale skoro Aydenn uznał, że wszystko jest w porządku, to Turam nie widział powodu by nie zgodzić z bardziej doświadczonym od niego poszukiwaczem przygód.
Tymczasem Rasgan podszedł do krasnoluda i rzekł:
- Chyba najwyższa pora ruszać dalej. Tutaj jesteśmy wystawieni na ewentualny ogień nieprzyjaciela. Chodźmy do Ciebie mości Turamie. Nabierzmy sił przed nowym wyzwaniem.- Racja, racja.. Nie mamy tu czego szukać. No to, zbierajmy się stad. Za mną!- krzyknął krasnolud, uśmiechając się na samą myśl o domu.
Pół-elfka siedziała wstała i energicznym krokiem podeszła do dwójki tropicieli i Turama.
- Posłuchajcie. Nuhilla powiedziała mi coś dziwnego... - powiedziała, po czym dokładnie, co do słowa opowiedziała im, co usłyszała od wilczycy. - I co wy na to? - ledwo stała. Nadal była słaba. Miała ochotę się położyć.
- Myślę, że ulica to nie miejsce na takie debaty, zresztą pan Aydenn udał się w tajnej misji, a warto by zapoznać się z jego opinią.- rzekł krasnolud.- W misji której szczegółów nawet ja nie znam. Porozmawiamy o tym, na miejscu, zwłaszcza że wygląda panienka niewyraźnie. A porzeczkowe wino, szybko stawia na nogi. Powinien mi się chyba ostać przynajmniej jeden antałek w piwniczce.-
Po czym Turam ruszył energicznym krokiem, a za nim, chcąc nie chcąc, reszta drużyny.

Phalenopsis, dom Thurama w dzielnicy Rzemieślniczej.

Dom Turama zasługiwał na miano małej rezydencji. Piętrowy, z dużym poddaszem, z małym ogródkiem z tyłu. Krasnolud zaprowadził bohaterów przez hol do pokoju gościnnego na parterze, w którym panował idealny porządek. Już na pierwszy rzut oka było widać, że Turam jest pedantem. Był tu kominek , kilka wygodnych sof, z najlepszego drewna, nieduża półka z książkami., oraz stół kreślarski. Nad kominkiem zaś, wisiał olbrzymi obraz.. Portret rodzinny, ponad trzydziestki krasnoludów oraz krasnoludek. Wszyscy w bogatych szatach, znaczna część z nich miała i siwe włosy , a mężczyźni siwą brodę(nawet ci w młodym wieku). Na przedzie stał krasnolud o ostrych rysach twarzy, jego głowę zdobił kunsztownie wykonany złoty diadem, a w ręku trzymał misternie wykonane berło. W drugim rzędzie było coś co szpeciło ów obraz.. Twarz jednego z krasnoludów została zamalowana białą farbą. A na tej białej farbie ktoś nabazgrał dziwny znak czerwoną farbą.


- Rozgośćcie się ,a ja skoczę po wino do piwniczki i coś na ząb.- rzekł krasnolud i udał się w kierunku kuchni.

Wrócił po kilkunastu minutach z karafką jasnoczerwonego wina, oraz paskami suszonego boczku i sucharami.

Phalenopsis, Karczma "Czerwony Smok" w dzielnicy Przybyszów.

Aydenn bez problemu trafił do karczmy "Czerwony" Smok. Była ona dość znanym przybytkiem. Aczkolwiek ceny za posiłek i nocleg były niebotyczne. Co odstraszało od niej mniej zamożnych klientów.

Karczma ta, była wybudowana w typowo allrackim stylu. Duży szyld na którym prężył się czerwony smok, dwudrzwiowe wrota wejściowe pokryte motywem łusek.
Po wejściu Aydenn rozejrzał się po lokalu. I tu było widać ślady allrackiej kultury. Karczma miała kolumienki rzeźbione na kobr oplecionych kwitnącymi bagiennymi pnączami. Ściany pokrywały drobne emaliowane lakierem ze śluzu bagiennych węży różnokolorowe łuski. Stoliki były pokryte smoczymi motywami, a krzesła miały kształt smoczych łap. Sale rozświetlały kaganki na kształt smoczych pysków, a ich światło rozpraszało na emaliowanych łuskach powodując pojawienie się ferii barw w powietrzu. Aydenn usiadł przy jednym ze stolików , gdyż po wejściu nie zauważył Lanfesta. Przyszło mu na niego czekać, aż trzydzieści minut. I gdy już miał wychodzić, zobaczył barda wchodzącego właśnie do karczmy. Ten również zauważył Aydenna i rzekł głośno.- Wybacz, że musiałeś czekać, ale zielone pioruny w całym mieście przemieniały przedmioty martwe w rozwścieczone monstra i trochę czasu zajęło opanowanie sytuacji.. przeklęta wojna ..przeklęte chmury. Chcesz się czegoś napić ..eee. jak właściwie cię zwą? Bo zdaję się, że nie wspominałeś swego imienia ostatnim razem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-07-2007 o 20:04.
abishai jest offline