Wolfgang omiótł wzrokiem pomieszczenie - poza wyraźną emanacją Shyish wokół ducha, gdzieś dalej w jaskini, w korytarzu wiodącym w lewo i kończącym się zawaloną masą kamieni, czuł kolejne źródło ametystowego wiatru.
- Złóżcie moje kości do ziemi... - duch wyraźnie wskazywał na znajdujące się dokładnie pod nim rozgrzebane szczątki. Zupełnie ignorował pytania, jakie mieli do niego awanturnicy, ale i tak miał coś do powiedzenia. - Wiele lat temu przybyłam tu z ekspedycją pewnego arystokraty... Chciał zdobyć odłamek Morrslieba, który upadł w tym miejscu... Gdy wydobyliśmy go z dna krateru otoczonego kamiennym kręgiem, po ciężkim dniu pracy udaliśmy się na spoczynek... Wówczas Dagmar von Wittgenstein, bo tak zwał się nasz pracodawca, w samym środku nocy zamordował nas wszystkich i pozostawił nasze kości w tej jaskini... Sam odjechał z meteorytem... Złóżcie me kości do ziemi, pochowajcie moich towarzyszy... Pomóżcie...