Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2018, 15:01   #144
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dom zdał się Markowi mało bezpiecznym schronieniem. I tą myślą podzielił się z Patrickiem i Davidem, których minął w drzwiach. Miał jednak wrażenie, że tamci zlekceważyli jego słowa. A może nie dosłyszeli, w panującym dokoła rozgardiaszu? Zresztą... Cokolwiek było przyczyną braku reakcji, to Mark i tak sądził, że próba przekonania ich to tylko i wyłącznie strata czasu. Zmądrzeją w porę, to sami zrozumieją, że w Domu są tak samo bezpieczni jak sardynki w puszce, czekające tylko, aż ktoś ich powybiera po jednej, zaś próba zrobienia z Domu fortu Alamo skończy się taką samą klęską jak w trzydziestym szóstym.
Okręt o nazwie "Dom Marzeń" zamienił się nagle w Titanica, a Mark nie zamierzał być tym, co pójdzie na dno wraz z dumną jednostką.


Potwór zażywający kąpieli w basenie nie okazał zainteresowania Markiem, który przemknął pod ścianą, starając się nie patrzeć w stronę czegoś, co do niedawna jeszcze było człowiekiem, który kazał się nazywać Tornado. Jeśli tak miało wyglądać życie po życiu, to Mark miał za to podziękować. Jeśli, oczywiście, dostanie na to szansę. A owa szansa, jego zdaniem, znajdowała się najpierw w kręgielni, a potem daleko, daleko stąd, tam gdzie była, gdzie musiała być, jakaś cywilizacja.

W zasadzie był już w kręgielni, gdy na jego oczach w ziemię walnął kolejny meteoryt. Zamykając za sobą drzwi Mark zdążył jeszcze zobaczyć poświatę, jaka pojawiła się w miejscu, gdzie spadł meteoryt.
Zastawił drzwi krzesłem, po czym usiadł na kolejnym, usiłując zrozumieć, co się dzieje i co on sam ma robić dalej.
Coraz bardziej przypominało mu to inwazję z Marsa, którą tak barwnie przedstawił Wells. Co prawda Mark niezbyt się interesował literaturą SF, na dodatek powstałą całe wieki przed jego urodzeniem, ale film widział. Przez przypadek co prawda, ale widział. Tam też coś spadało z nieba i wyłazili z tych kosmicznych pojazdów mackowaci Marsjanie. A może to ich maszyny miały macki? Jak było, tak było... Może nad wyspą unosił się wielki marsjański spodek, zrzucający 'kolonistów' na mały skrawek lądu. Początek inwazji? Test?
Tylko dlaczego przerobili Tornado na skrzyżowanie człowieka z zombie i ośmiornicą? Marsjanie z filmu porywali ludzi w celach konsumpcyjnych, a ci? Potrzebowali niewolników do polowania na ludzi, bo sami poruszali się zbyt wolno na tych swoich mackach?
Teza była ciekawa, ale Mark nie zamierzał sprawdzać jej osobiście. Stale uważał, że najlepszym wyjściem było znaleźć się jak najdalej stąd.
Problem na tym polegał, że znajdujący się w okolicach Domu 'Marsjanie' nie byli jedynymi. Wszak kolejne dwa czy trzy 'pojazdy' wylądowały niezbyt daleko. Jaka była gwaracja, ze po drodze na lotnisko Mark nie natknie się na kilka stworów? Żadna.
Jaka była szansa, że w razie spotkanie, choćby z takim niby-zombie wystarczy nóż, nawet długi? Też żadna.
A w magazynku mogły się znajdować ciekawe rzeczy. Taki kij do golfa był, tak przynajmniej Mark słyszał, idealny do rozwalenia czyjejś głowy. Czerep zombiaka też powinien pęknąć.
A może i łuki tam były, czy choćby karabiny do paintballu? Zabić to nie mogłoby, ale utrudnić życie - z pewnością. Oczywiście pod warunkiem, że udałoby mu się trafić...
No ale trzeba było najpierw sforsować kłódkę, odgradzającą Marka od znajdujących się w składziku skarbów.

Na filmach było to nad wyraz proste - łom czy spinka do włosów i żadna kłódka nie zdołała się ostać. Ale filmy a rzeczywistość to były dwie całkiem różne rzeczy.
Mark rozejrzał się dokoła i wyciągnął z pobojowiska metalową nogę od krzesełka. Wcisnął ją między korpus kłódki i pająk, przesunął nieco, tak by koniec nogi oparł się o drzwi i pociągnął...

Zasada dźwigni.
Jakiś geniusz kiedyś powiedział, że gdy dadzą mu punkt oparcia i odpowiednio długą dźwignię, to ruszy Ziemię. Mark nie miał takich ambitnych planów - wystarczyłoby mu, żeby kłódka puściła.
A potem miał zamiar zabrać kilka drobiazgów ze składzika, podstawić pod mur stół i krzesełko, a potem prysnąć przez ogrodzenie w siną dal.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-06-2018 o 08:47. Powód: Literówki
Kerm jest offline