Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-05-2018, 19:41   #141
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Alice do niej mówiła spokojnym, miłym głosem, próbując jakoś pannę McClendon uspokoić, dodać otuchy, wyrwać ją ze stanu przerażenia. Ale Kelly była właśnie tym wszystkim co widziała, i co działo się wokół niej zbyt zszokowana, by jej powrót do rzeczywistości był łatwy. Nogi miała jak z gumy, serce chciało wyskoczyć z piersi, i trząsła się na całym ciele. Słowa koleżanki wywarły na niej znikome wrażenie... jedynie jakoś powłóczyła nogami, dając się wyprowadzić z pokoju.

Ledwie obie znalazły się na korytarzu, coś się w sypialni dziewczyn Red zawaliło. Kelly się nie odwracała, nie spoglądała tam, nie chciała. Alice poprowadziła ją pospiesznie schodami na dół, gdzie u ich końca czekał Wrestler z zaciętą miną i kijem bilardowym w łapach. Wpatrywał się w obie dziewczyny, to na piętro, w kierunku pokoju który opuściły... o, i była tam ta urzędniczka, Bethy, czy jak jej tam szło.

Na dworze, pewnie przy basenie panował raban, w kuchni panował raban, na piętrze panował raban. Krzyki, nawoływania, bieganiny, jakieś łomoty, coś się waliło, ktoś gdzieś w coś walił. Do tego nadal lało, grzmiało i błyskało się. Kelly najchętniej by się po prostu położyła i umarła, tak była tym wszystkim przerażona. Albo zamknąć oczy, niech ten koszmar się skończy, spać... a później, gdy je otworzy, znowu wszystko będzie w porządku.

Przybiegł Phil, co wywołało na ustach Cheerleaderki minimalny uśmiech. Szukał jej, martwił się o nią, chciał by była bezpieczna.

I wtedy znowu jakaś macka, trafiła tym razem stojącą blisko nich Bethy w plecy. Przebiło ją na wylot, chlusnęła krew, a dziewczyna nawet nie pisnęła, po chwili zostając porwaną w tył, i znikając gdzieś na piętrze.

To już było zdecydowanie dla Kelly za dużo.

Wrzasnęła.

Wrzasnęła jak chyba jeszcze nigdy w życiu, wrzasnęła jak tylko kobiety potrafią, krzykiem pełnym przerażenia, pełnym dzikiego, pierwotnego uczucia strachu. Sama nie wiedziała, jak długo znajdowała się w tym stanie.

Doskoczył do niej Double Ray, zatykając swoją łapą jej usta, drugą zaś objął ją w pasie, po czym zaczął targać w kierunku kuchni. Warczył coś do niej pod nosem, ale do blondyneczki i tak niewiele docierało. Ale jednen, istotny fakt, po około 3 sekundach do jej móżdżku dotarł.


Jego wielka dłoń zatykająca jej usta, przy okazji i zatykała nos. Kelly nie umiała oddychać.

- N...ff..ddć... - Wyjęczała, ale mięśniak nie miał prawa jej słyszeć wśród tego całego zamieszania.

- N...ff..ddć!!! - Ponowiła, ale widząc brak reakcji, zaczęła w końcu dziko kopać nogami, i zaorała Wreslerowi z całych sił swymi pazurkami nadgarstek dłoni zatykającej jej usta.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 30-05-2018, 20:21   #142
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Krew. Ból. Szumi w uszach.
Krew… czyja krew?
Myśli krążyły w jego głowie jak otępiałe muchy. Nie były jednak w stanie ułożyć się w jakiś logiczny porządek. Panował tam chaos.
David próbował… właściwie nie wiedział co?
Ogarnąć sytuację, podnieść się, ruszyć ręką?
Jedno z trzech się udało. Hasselhoff wstał niezdarnie i ruszył w kierunku domu nie zerkając za siebie. Ręka bolała, lecz szok łagodził te wrażenia.
Adrenalina odcięła zupełnie impulsy bólu. Co jednak nie zmieniło faktu, że ręką poruszyć nie mógł.

Świat wokół Hoffa uległ spowolnieniu, dźwięki wydawały się wygłuszone.*
Myśli mętne. Nie wiedział po co rusza i czemu. Instynktownie jednak kierował się ku zabudowaniom.
Podświadomie wiedział bowiem, że tam znajdzie pomoc. Krok za krokiem nie dbając o to co się dzieje zanim David zmierzał ku celowi.

*Oczywiście subiektywnie tylko. Obiektywnie nic nie było spowolnione, czy wygłuszone.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 30-05-2018 o 20:24.
abishai jest offline  
Stary 31-05-2018, 09:12   #143
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
April Wednesday

April pozostawiła ludzi z Domu i popędziła ile sił w nogach do Bramy Raju, czy jakoś tak idiotycznie nazywanej przez debili reżyserujących to całe, gówniane show.

Rozświetlone niebo wypluwało z siebie deszcz i jękliwe dźwięki, jakby gdzieś w chmurach zdychało gigantyczne zwierzę.

Do bramy dobiegła szybko ale tutaj zaczęły się schody. Przewidziano, że niektórzy uczestnicy show mogą chcieć po kryjomu opuścić teren teleturnieju, podobnie jak ktoś, kto namierzy DOM będzie chciał się do niego dostać. I postarano się, aby ani wejście ani wyjście nie było łatwe. Bariera była gładka i wysoka, dobre ponad trzy metry, bez żadnych krawędzi czy uchwytów. Nie do przebycia bez drabiny, liny czy czegoś podobnego. I zbyt wysoko, by doskoczyć do krawędzi muru i podciągnąć się na jego szczyt.

April zdusiła przekleństwo wstrząsając przemoczoną grzywą włosów. Była w potrzasku i musiała szybko wymyślić jakiś sposób na sforsowanie tego cholerstwa. Stół i ustawione na nim krzesło wystarczyłyby na jej potrzeby. Idealna była drabina i chyba widziała taką na terenie „POLIGONU” położoną, jako jedna z przeszkód na oponach – ciężkie i duże cholerstwo, ale idealnie nadające się do zadania, jakie na nią czekało.

Jedno było pewne. Jakby nie była wysportowana i zwinna, nie pokona przeszkody chociażby bez podrzutki. Nie dało się i już.


Patrick White i David Hasselhoff

Uciekli do budynku. Patrick pomagał iść Davidovi, który chyba tego nawet nie zauważył. Podobnie jak nie słyszał krzyku Kelly z Domu. W wejściu minęli Marka Buffet’a który opatulony kocem popędził gdzieś w ulewę.

Chaos. Bieganina. Szok.

To udzieliło się wszystkim uczestnikom. Wiedzieli, instynktownie czuli, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo i że muszą uciec, obronić się lub schronić. Tylko nie wiedzieli, jak. A to budziło zagubienie i frustrację.

David ocknął się, gdy znaleźli się w holu – teraz zadymionym i zapylonym. Jak ćmy, obaj mężczyźni – Patrick i David – powędrowali w stronę kuchni, gdzie słyszeli innych. Instynkt stadny – uśpiony atawizm z czasów, gdy ludzkość była tylko mięsem, na które polowały drapieżniki.

Po drodze Patrick zauważył leżące na ziemi okulary Bethany. Te z dużymi szkłami, bez których dziewczyna nie poradziłaby sobie w świecie. Puścił Davida, który ruszył w stronę kuchni, przez jadalnię i pochylił się, by podnieść zgubę z zamiarem oddania jej dziewczynie, gdy tylko ją zobaczy.

I stało się to szybciej, niż sądził.

Gwałtowny powiew wiatru, jakiś przeciąg, rozgonił nieco dym wypełniający jeden z pokój dziewczyn, a w tym dymie Patrick ujrzał Bethany.

Wisiała, podobnie jak wcześniej Tornado, trzymana jakieś pół metra nad ziemią, przez coś co wyglądało jak maca. Ciało urzędniczki pęczniało, drgało, z ust wylewała się jej ta sama breja, którą to COŚ z basenu napełniło Tornada.

Tym razem jednak to COŚ nie kryło się w basenie, lecz majaczyło – niewyraźne przez pył, ciemność i dym – w zrujnowanym pokoju dziewczyn.

Frank Moore

Frank wbiegł do domu, szybko chwycił swoje rzeczy z opuszczonego już pokoju, wybiegł na korytarz i zobaczył znikającego w korytarzu Davida Hasslehoffa i pochylającego się po coś Patricka. White podniósł jakiś przedmiot i nagle spojrzał w stronę sypialni czerwonych dziewczyn. Tej sypialni, od której tylko jedna ściana odgradzała Franka, gdy odzyskiwał swoje rzeczy. Fakt, że słyszy tam jakieś gwałtowne ruchy jakoś wcześniej umknął survivaliście, może z powodu lekkiego szoku, w jakim zapewne się znajdował. Cokolwiek tak zaabsorbowało uwagę Patricka musiało być w pokoju dziewczyn czerwonych.

Mark Bufett

Popędził przez deszcz i tereny okalające DOM w stronę kręgielni. Trzymał się drogi, bo tak było najszybciej. Widział całkiem dobrze bo niebo nad jego głową dosłownie płonęło od jakiejś żrącej, zielonkawej poświaty. Jakby ktoś zapalił chmury.

Na jego oczach coś przecięło powietrze z przeraźliwym wizgiem i z hukiem rąbnęło o ziemię, gdzieś w okolicach bramy wjazdowej, po ich stronie ogrodzenia. Ziemia zatrzęsła się pod jego nogami, poruszona bliską kolizją.
Mark widział, jak meteoryt rozrywa ziemię, rozrzucając wokół rozgrzane błocko, a z leju wydobywa się dziwna, fosforyzująca poświata, bardzo podobna do tej, która rozświetlała niebo.

Nie tracił czasu. Dobiegł do Kręgielni, gdzie jeszcze nie tak dawno toczyli zaciekłą potyczkę. Nikt nie zamknął drzwi, nie usunął barykady, nie zmył farby. Składzik, w którym przetrzymywano sprzęt sportowy, był jednak zamknięty na kłódkę. Niezbyt solidną czy pancerną, niemniej jednak potrzebował sposobu na to, aby ją sforsować.

Gdy tak po rozgorączkowanej głowie Marka przebiegały chaotyczne pomysły i myśli ujrzał, że niebo przecięły dwie lub trzy kolejne smugi po meteorach i poczuł kolejne, tym razem dużo dalsze, wstrząsy spowodowane uderzeniami w ziemię.

Phil, Triple Kay, Kelly, Alicja, Kenneth

Zadrapanie zabolało,. Cholernie zabolało, ale Triple był przyzwyczajony do bólu. Wierzgająca Kelly dawała jednak wyraźny sygnał, że nadal histeryzuje, a ostatnim czego chciał teraz zapaśnik były jej wrzaski. Już i bez tego wokół panowała nielicha kakofonia dźwięków – te uporczywe, cholerne zawodzenie, huki, wycie wiatru i grzmoty piorunów wystarczyły aż nadto. Więc trzymał Kelly w zawodowym chwycie zapaśnika, skupiony tylko i wyłącznie na tym zadaniu, by utrzymać tę zwinną, smukłą istotkę, której włosy pachniały czystą esencją kobiecości, w uścisku i nie pozwolić jej wrzeszczeć. Trzymał więc skupiając się na tym zadaniu, jak podczas zawodów ignorując spływającą krwią dłoń i coraz bardziej wiotczejącą w jego uścisku kobietę.

Kelly powoli traciła siły i Alicja widziała to, była jednak zbyt oszołomiona i przerażona, aby zareagować, powstrzymać Triple Kaya. Na szczęście obok nich, na korytarzu pojawili się inni: Phil i Kenneth, którzy naskoczyli na zapaśnika, krzycząc i próbując wyrwać go z jakiegoś dziwnego amoku, w którym się ten znalazł.

I ich krzyki dotarły w końcu do zapaśnika.

Zorientował się, że Kelly już tylko drży w jego uścisku. Bezwładna i prawie nieprzytomna. A reszta patrzy na niego zastanawiając się chyba, czy nie użyć noży, tasaków i innych narzędzi kuchennej zagłady.

I nie wiadomo, jakby to się zakończyło, gdyby nie David Hasselhoff który pojawił się, ociekając krwią, na korytarzu. Wyraźnie było widać że gwiazdor potrzebuje pomocy.


Reszta – w kuchni


Część osób w kuchni po prostu cieszyła się chwilą oddechu, nie bardzo wiedząc, co mają dalej zrobić. Uzbrojeni w noże i kuchenne utensylia może i poczuli się lepiej, ale niektórzy wiedzieli, że broń ta jest dość marna.

Szczególnie Jack Sullivan, który w dziwny sposób poczuł się … potrzebny i odpowiedzialny za tą grupę. Być może, jako jedyny miał jakiekolwiek przeszkolenie militarne. Najlepiej nadawał się do roli … stróża bezpieczeństwa. Gdyby tylko miał coś, czym można było powstrzymać napastnika z odpowiedniej odległości.

Uderzenie meteorytu, które mógł obserwować Mark Buffet, ludzie w kuchni usłyszeli ale zignorowali.

Co innego przykuło ich uwagę.

Nad drzwiami prowadzącymi do łącznika zapaliło się nagle zielone, do tej pory zgaszone światełko, i drzwi te zaczęły rozsuwać się na jakimś mechanizmie.
Ludzie w kuchni ujrzeli w nich „Generała”. Tym razem mężczyzna ubrany był w kolorową pidżamę w kwiaty. Gdzieś zgubił jednak od niej spodnie i stał teraz przed nimi, z wiszącą, skuloną, niezbyt imponującą męskością. Ale to nie ten element fizjologii przykuł ich uwagę, lecz krew, którą zabryzgany był „Generał” i wyraz zwierzęcego wręcz przerażenia na jego twarzy.

Nim drzwi otworzyły się na dobrze, niczym w kultowym filmie „Obcy”, z klatki piersiowej „Generała”, pomiędzy wzorzystymi kwiatami, wykwitła krwawa plama i w rozbryzgu krwi wyłoniło się to ociekające krwią coś, co ludzie nad basenem mieli okazję widzieć już u Tornado.

„Generał” nie krzyknął, tylko uniósł się w powietrze, a po nogach popłynął mu żółty płyn i brązowa ciecz. Powietrze wypełnił fetor ludzkich wydzielin: krwi, moczu i gówna, uderzając w nozdrza tych, co stali najbliżej, czyli uzbrojonej w siekierę Faith.

Z rąk nieszczęsnego „fałszywego żołnierza” wypadła okrwawiona karta dostępowa, taka, jakiej używało się w większość biur korporacyjnych.
Zapewne to ona otworzyła przejście.

Za plecami konającego na ich oczach „Generała” zobaczyli słynny łącznik. Prosty korytarz pozbawiony okien i świateł. I widzieli też coś, co znajdowało się kilka kroków za „Generałem”. Jakąś masywną bryłę – wielkości małego głazu narzutowego, okoloną czymś, co wygadało jak dym, w którym poruszały się macki lub jakieś wici.

- Uciekajcie, głupcy! – Wrzasnął rozpaczliwie „Generał”, a potem z jego ust wylała się dziwna, gęsta breja, która zamiast spływać, zaczęła formować się wokół jego twarzy, w coś, co wyglądało jak plątanina robactwa lub węży.

Poglądowo - faza końcowa - na razie jest tylko początek, te rurki)

Oczy „Generała” straciły blask życia, a jedno z nich, ku przerażeniu sparaliżowanych strachem ludzi, wystrzeliło z oczodołu, a z krwistej dziury w czaszce „oficera” też zaczęła wypływać ta dziwna, gęsta maź.

Krzyk i widok eksplodującego oka „Generała” było tym, co zwolniło sprężynę i ludzie w kuchni mogli zacząć działać.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 31-05-2018 o 09:14.
Armiel jest offline  
Stary 31-05-2018, 15:01   #144
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dom zdał się Markowi mało bezpiecznym schronieniem. I tą myślą podzielił się z Patrickiem i Davidem, których minął w drzwiach. Miał jednak wrażenie, że tamci zlekceważyli jego słowa. A może nie dosłyszeli, w panującym dokoła rozgardiaszu? Zresztą... Cokolwiek było przyczyną braku reakcji, to Mark i tak sądził, że próba przekonania ich to tylko i wyłącznie strata czasu. Zmądrzeją w porę, to sami zrozumieją, że w Domu są tak samo bezpieczni jak sardynki w puszce, czekające tylko, aż ktoś ich powybiera po jednej, zaś próba zrobienia z Domu fortu Alamo skończy się taką samą klęską jak w trzydziestym szóstym.
Okręt o nazwie "Dom Marzeń" zamienił się nagle w Titanica, a Mark nie zamierzał być tym, co pójdzie na dno wraz z dumną jednostką.


Potwór zażywający kąpieli w basenie nie okazał zainteresowania Markiem, który przemknął pod ścianą, starając się nie patrzeć w stronę czegoś, co do niedawna jeszcze było człowiekiem, który kazał się nazywać Tornado. Jeśli tak miało wyglądać życie po życiu, to Mark miał za to podziękować. Jeśli, oczywiście, dostanie na to szansę. A owa szansa, jego zdaniem, znajdowała się najpierw w kręgielni, a potem daleko, daleko stąd, tam gdzie była, gdzie musiała być, jakaś cywilizacja.

W zasadzie był już w kręgielni, gdy na jego oczach w ziemię walnął kolejny meteoryt. Zamykając za sobą drzwi Mark zdążył jeszcze zobaczyć poświatę, jaka pojawiła się w miejscu, gdzie spadł meteoryt.
Zastawił drzwi krzesłem, po czym usiadł na kolejnym, usiłując zrozumieć, co się dzieje i co on sam ma robić dalej.
Coraz bardziej przypominało mu to inwazję z Marsa, którą tak barwnie przedstawił Wells. Co prawda Mark niezbyt się interesował literaturą SF, na dodatek powstałą całe wieki przed jego urodzeniem, ale film widział. Przez przypadek co prawda, ale widział. Tam też coś spadało z nieba i wyłazili z tych kosmicznych pojazdów mackowaci Marsjanie. A może to ich maszyny miały macki? Jak było, tak było... Może nad wyspą unosił się wielki marsjański spodek, zrzucający 'kolonistów' na mały skrawek lądu. Początek inwazji? Test?
Tylko dlaczego przerobili Tornado na skrzyżowanie człowieka z zombie i ośmiornicą? Marsjanie z filmu porywali ludzi w celach konsumpcyjnych, a ci? Potrzebowali niewolników do polowania na ludzi, bo sami poruszali się zbyt wolno na tych swoich mackach?
Teza była ciekawa, ale Mark nie zamierzał sprawdzać jej osobiście. Stale uważał, że najlepszym wyjściem było znaleźć się jak najdalej stąd.
Problem na tym polegał, że znajdujący się w okolicach Domu 'Marsjanie' nie byli jedynymi. Wszak kolejne dwa czy trzy 'pojazdy' wylądowały niezbyt daleko. Jaka była gwaracja, ze po drodze na lotnisko Mark nie natknie się na kilka stworów? Żadna.
Jaka była szansa, że w razie spotkanie, choćby z takim niby-zombie wystarczy nóż, nawet długi? Też żadna.
A w magazynku mogły się znajdować ciekawe rzeczy. Taki kij do golfa był, tak przynajmniej Mark słyszał, idealny do rozwalenia czyjejś głowy. Czerep zombiaka też powinien pęknąć.
A może i łuki tam były, czy choćby karabiny do paintballu? Zabić to nie mogłoby, ale utrudnić życie - z pewnością. Oczywiście pod warunkiem, że udałoby mu się trafić...
No ale trzeba było najpierw sforsować kłódkę, odgradzającą Marka od znajdujących się w składziku skarbów.

Na filmach było to nad wyraz proste - łom czy spinka do włosów i żadna kłódka nie zdołała się ostać. Ale filmy a rzeczywistość to były dwie całkiem różne rzeczy.
Mark rozejrzał się dokoła i wyciągnął z pobojowiska metalową nogę od krzesełka. Wcisnął ją między korpus kłódki i pająk, przesunął nieco, tak by koniec nogi oparł się o drzwi i pociągnął...

Zasada dźwigni.
Jakiś geniusz kiedyś powiedział, że gdy dadzą mu punkt oparcia i odpowiednio długą dźwignię, to ruszy Ziemię. Mark nie miał takich ambitnych planów - wystarczyłoby mu, żeby kłódka puściła.
A potem miał zamiar zabrać kilka drobiazgów ze składzika, podstawić pod mur stół i krzesełko, a potem prysnąć przez ogrodzenie w siną dal.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-06-2018 o 08:47. Powód: Literówki
Kerm jest offline  
Stary 01-06-2018, 00:57   #145
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Moore - optymistyczny surwiwalowiec


Chaos. Krzyki, strach, ciemność, tupot nóg, jakieś łomoty. Taki detal jak deszcz i woda padające z nieba ledwo rejestrował. Później. Zajmie się tym później. Na razie musiał uciec, zwiać, zyskać na czasie, zastanowić się. ~ No jebana inwazja z kosmosu! ~ to było jedyne co mu przychodziło do głowy. Przecież na Ziemi nie było takich stworzeń! Do cholery, znał się przecież na różnorakich stworzeniach! Nawet na kurwa wiewiórkach! Jedne bo groźne i trzeba unikać, inne bo jadowite, jeszcze inne zaskakujące czy "do upolowania", do robienia tapet na kompy albo po prostu nudne. Ale do cholery nie było czegoś co wytrzymywało by ukrop wody jak z gejzeru, miało takie dziwne macki, zachowywało się tak agresywnie do stworzeń lądowych wielkości człowieka i nie majtały sobie nim na lewo i prawo jak jakąś lalką! Na Ziemi nie było takich stworzeń! Więc to głupio brzmiało ale no widocznie nie były z Ziemi. I te kolejne kamulce spadające z nieba. I samo niebo. Jakiś rój meteorów czy rozpadnięta kometa. Z czymś żywym na pokładzie.

~ Ja pierdolę, cała planeta do dyspozycji a musiało właśnie nam spaść na łeb! Albo rozjebać się na Jowiszu?! ~ Moore gorączkowo wściekał się na swojego pecha. Fart jak wygrać główną nagrodę w totka. Tylko z jakimś śmiertelnym syfem zamiast kasy. Pakował a raczej zgarniał swoje manele z pokoju tak samo jak przed chwilą Mark. W świetle latarki i z piętnem strachu na karku nie było to takie łatwe. Każdy kolejny ruch wydawał się zbędny, zwiększał ryzyko wpadki, strach namawiał do ucieczki, natychmiastowej ucieczki. Ale doświadczenie surwiwalowca mówiło mu, że w samych gaciach szanse na przeżycie to mogą być niezbyt duże. Pewnie by sobie poradził, tak jak jego idol, Bear Grylls no ale każdy zabrany przedmiot był potrzebny i zwiększał jego niezależność od losu i środowiska. Czuł pot spływający po plecach i gdy walczył z pokusą odwrócenia się czy coś właśnie nie szykuje się rozpruć mu plerów. Ale miał nadzieję, że usłyszy, że zdąży, że te cholerne macki czy co to tam było się jakoś zdradzi, przecież też umiał się bawić w podchody. Trzeba było być dobrej myśli nie?

Zgarnął swoje rzeczy i wybiegł z pokoju. Ale zrobił ze dwa kroki gdy kogoś spotkał po drodze do kuchni. Oświetlona latarką sylwetka zdradziła tego typa co się trzymał z okularnicą. I podnosił z podłogi... okulary okularnicy?! Frank zorientował się a raczej domyślił na co tamten patrzy. Tuż po sąsiedzku do samego surwiwalowca. Przesunął językiem po wargach. Instynktowne pytanie. Walczyć czy uciekać?

~ Nie! ~ zacisnął szczęki. Te cholery wykończą ich wszystkich! Jednego po drugim! Skoro była okazja trzeba było więc wykończyć kogoś od nich! A okazja była. Jak tylko spostrzegł wiszącą na ścianie gaśnicę wiedział, że jest szansa. Ale potrzebował pomocy.

- Faaitth! W kamerach jest prąd! Rwij kabel i dawaj go! Usmażymy gadzinę! - wydarł się w stronę kuchni zrywając ze ściany. Stwór którego Frank słyszał a White pewnie widział był zajęty. Sądząc po śladach, ciemnej, gęstej, rozchlapanej cieczy przy drzwiach zajęty jakimś człowiekiem. Ale pewnie jak z Tornado i Irminą nie na długo. Więc Frank pociągnął strumieniem z gaśnicy po podłodze. Chciał zrobić ścieżkę prochu do laski dynamitu, od drzwi do kuchni. Tylko z płynu i prądu a nie z prochu i ognia. Szybko! Jak Faith przytknie kabel z prądem podsmażą skurczybyka! Oby, oby tylko się udało, oby tylko zdążyć...
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 01-06-2018, 13:41   #146
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Kurt zdawał sobie sprawę, że zagrożenie jest realne. Śmierć ludzi przy basenie była kurewsko realna. W pierwszym odruchu pędził za innymi. Uzbroił się nawet w rożen. Świadomość łudziła go że to coś pomoże w sytuacji w jakiej się znaleźli.

Ale widząc generała zbryzganego krwią. Nie czekał tylko zaczął uciekać z kuchni. Ale z każdym krokiem zdawał sobie sprawę, że to jest ich koniec. Sięgnął do kieszonki i zażył wszystko co miał. Trzy razy zielone.

Postanowił zagrać jeszcze coś przed końcem. Gdzieś tu była jedna z dwu jego gitar. Jedna była w pokoju. Zajęło mu chwilę znalezienie gitary.

Jebany program. Co mnie kurwa podkusiło? Nic. Kurt zaczął grać. Widział, że nawet po trzech pigułach nie wykrzesze z siebie epickiego występu.

To musiał zakończyć się smętnie. Heroiczne śmierci istnieją tylko na filmach, są sprawną reżyserią scenariusza wypracowanego i wypróbowanego w kilkunastu dublach. W realnym życiu nie ma na to czasu. Śmierć dopada nagle. Tamci młodzi pewnie jeszcze się trochę będą szamotać, walczyć. Pewnie niech próbują, są młodzi. Strasznie chujowo umierać w młodym wieku, kiedy jeszcze niewiele zdążyli zasmakować życia.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_5a708EqfuE[/MEDIA]

 
Adr jest offline  
Stary 02-06-2018, 17:00   #147
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
W pierwszym odruchu zdusiła w sobie przekleństwo, złe słowo, które chciało znaleźć wyjście. Nie klnij! - zahuczały jej w głowie słowa ojca.

- Pierdol się! - warknęła wtedy a kolejny grzmot wepchnął jej przekleństwo z powrotem do ust.

Była już cała mokra. Koszulka i spodnie przykleiły się do ciała, lecz zdawała się tego nie zauważać, skupiona na czymś innym. Ogrodzenie wydawało się nie do sforsowania. Przynajmniej nie samej i bez dodatkowego sprzętu. Odgarnęła mokre włosy, które przykleiły się do czoła. Rzuciła okiem na kontury domu odcinające się na tle fosforyzującego nieba. Na pewno nie zamierzała wrócić tam, gdzie coś przyleciało z kosmosu aby ją zabić a wszyscy ci, którzy jej nie posłuchali zostali już pewnie przerobieni na papkę, czy co tam mackowaci kosmici zwykli byli robić z ziemianami. Nie zamierzała się przekonywać. Nie była aż taka ciekawska. Dlatego zamiast tego ruszyła lekkim truchtem wzdłuż muru, uważnie rozglądając się dokoła. Gdzieś musiała znaleźć coś, jakiś sposób, żeby dostać się na drugą stronę. Cholera, lubiła takie wyzwania.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest teraz online  
Stary 04-06-2018, 15:26   #148
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wszystkim odbiło! Tam był potwór! Coś co spadło z nieba i zabiło Bethany! Ten lodziarz tam wlazł! Triple Kay chciał go zatrzymać, ale musiał przecież trzymać tę dziewczynę, której wrzaski z pewnością zwabią istotę do niego! A gdy ona zaczęła się uspokajać, to inni go obskoczyli! Znowu drąc się i go szarpiąc! Czego oni chcieli??? Odepchnął kogoś z bara, kogoś innego przygniótł do ściany plecami… W półmroku mignął błysk ostrza w czyjejś dłoni. Odwaliło im!
- Zamknijcie się w końcu! - warczał na nich - TO tu przyjdzie!
I wtedy poczuł, że ta durna Kelly, której przecież ratuje życie, zaczyna wisieć mu już na rękach. I zatrybiło. Neuron rozsądku wynurzył się z morza paniki łapiąc spazmatycznie powietrze, a Triple Kay zobaczył trójkę ludzi, która próbuje uratować dziewczynę z jego duszących objęć. W jednej chwili zapomniał o burzy, potworze, Bethany i Patricku.
Szybko zdjął rękę z jej ust, ale dziewczyna była już na granicy przytomności.
- Kurwa… kurwa… kurwa... - jęknął patrząc na blondyneczkę. Dlaczego to się działo? Dlaczego do tego dopuścili? Dlaczego nikt ich nie ratuje? I w tym samym momencie na końcu korytarza pojawił się sylwetka, którą ciężko pomylić z jakąkolwiek inną. Michael Knight. Czas wziąć się w garść Triple Kay - Dixie!!!
Zawoławszy ile pary w płucach sanitariuszkę, przekazał omdlałą Kelly w ręce Phila i ruszył ponownie do pokoju z potworem. Oczywiście wiedział, że to nie Michael Knight ich ratuje, a tylko David przylazł. Ale widok ten tak go zmotywował, że poczuł, że musi sprawdzić co z Patrickiem.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 04-06-2018, 20:59   #149
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Ktoś coś mówił, ktoś coś robił.
Patrick poszedł, Mark minął... coś rzekł.
David dopiero dochodził do siebie. Obecnie sam.
Znieczulenie adrenaliną przestawało działać. Ból się pojawił.
Hoff zrozumiał, że musi coś z tym zrobić.
Zacisnął zęby... rozejrzał się dookoła, by zorientować się gdzie jest. Nie ruszył ani za Patrickiem, ani za Markiem.
Jednemu nie mógł pomóc, a drugi... po prostu uciekł z domu nie chcąc się obciążać rannym. David go nie winił, ale też nie zamierzał za Markiem podążać.
Jego cel był prosty.
Ból w ręce się nasilał. Krwawienie jeszcze nie ustało. Jeśli się tym nie zajmie, nie będzie musiał martwić, że potwory go wykończą. Upływ krwi to zrobi.
Ruszył więc chwiejnie do łazienki. Tam musiała być apteczka, a w niej środki opatrunkowe. Dopiero po opatrzeniu rany pomyśli co zrobić dalej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-06-2018, 08:35   #150
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


To że świat oszałał było jasne i wyrażało się to faerią blasków na niebie, walącymi wokół meteorytami i mackami radośnie hasającymi w basenie w domu, gdziekolwiek, z iście żelazną konsekwencją siania mordu.
Nie mogło zatem dziwić, że czysto naturalnie to szaleństwo rzuca się na nich, na ludzi tkwiących w samym środku tego koszmaru.

Komik z dziwnym spokojem skonstatował to patrząc na Kurta zaczynającego grać na gitarze. Był w tym absurdzie jakiś dziwny spokój kotwiczący się w morzu rwetesu i szaleństwa. Gdy Titanic tonął, a tysiące ludzi szaleli, tratowali się, spadali do wody, tonęli, to orkiestra grała do końca. Wyłączając pokłosie filmu Camerona, kogo pamiętano najbardziej z tragicznego rejsu tego olbrzyma? Kapitana, poszczególnych pasażerow? Nie, orkiestrę, która odeszła z hukiem i przytupem grając na tonącym statku.
Kenneth aż pożałował, że padł prąd i kamery nie działały, bo gdyby trwała transmisja z tego obłędu, to jeżeli miałby tu zginąć, Leonard Hottrain miałby naprawdę epickie odejście.

Innym przejawem szaleństwa był krzyk jakiegoś wariata (Kenneth w tym wszystkim nie rozpoznał głosu) głoszący, że najlepszym sposobem na spadający na ich grupę nagły atak, jest darcie ścian w celu rwania kabli i rażenia prądem napastnika, który to (prąd) wszak w kablach nie płynął od kiedy padło zasilanie. To jednak też komikowi wydawało się inicjatywą właściwą i mającą sens. W tak tragicznych, strasznych wydarzeniach najgorsze co mogło się przytrafić człowiekowi, to paraliż i niemożność działania, oraz brak decyzji. W takich chwilach lepsze było noszenie wody durszlakiem niż nie robienie nic.

Myśli te przebiegły przez głowę Kennetha błyskawicznie i uleciały wraz z krzykiem Triple Kaya wołającym Dixie. Ten krzyk choć nie skierowany do niego, podziałał na Griffina stymulująco.
Macki czające się w budynku, być może za załomami ścian, pożar i dym wypełniający dom, walące się sufity i te potwory. Dom marzeń zamienił się w koszmar.
- Na zewnątrz - komik wrzasnął do Phila trzymającego Kelly, Alicji, Triple Kaya kierującego się z powrotem do kuchni i tych co tam zostali. - Na zewnątrz!!! Na otwarty teren, bo tu zginiemy! Do wrót hańby!

Pchnął lekko Phila i Alicję do wyjścia, sam rzucając się dziko w tym kierunku.
Nawet nie patrzył czy za nim biegną. W jego głowie trwała walka jasności myśli z paniką, ale przebijało się tam poczucie iż pozostanie w domu, nawet w grupie, to większe szanse na śmierć niż pozostanie z tym wszystkim samemu, na zewnątrz.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172