Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2018, 11:37   #87
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Spotkanie w bazie Agencji: Gabrielle, John i Edward

Gabrielle zapaliła światła w przydzielonym im pokoju. Uśmiechała się, choć musiała przyznać że czuła się odrobinę zbita z tropu. Przed chwilą opuściła pokój, w którym odbyła dosyć nietypową rozmowę z przełożonymi i nie do końca była pewna co o niej myśleć. Awans w hierarchii agencji ucieszył ją i zaniepokoił zarazem. Tytuł agenta terenowego oznaczał, że prędzej czy później zostanie jej przydzielony jakiś niewielki oddział. Przysiadła na krawędzi biurka zakładając nogę na nogę i dając znak swoim towarzyszom by też się rozgościli. Sala służąca normalnie za szkoleniową była teraz pusta i idealnie nadawała się do omówienia szczegółów.
- Zobaczmy co tam ciekawego nam podrzucono. - Uśmiechnęła się wydobywając akta z białej teczki. - Mes chers. Od tej pory możecie do mnie mówić Christine Hepburn. Dla ciebie wystarczy Chris, szefie. - Mrugnęła do Johna. - Ojej postarzyli mnie. Będe miała 28 lat i będę asystenką dyrektora Babcock & Wilcox Ltd.
- Dyrektora handlowego
- poprawił ją żartobliwie John, kartkując swoją teczkę z dokumentami na temat misji. - A nazywam się... - rzucił szybko okiem w dokumenty, aby nie popełnić błędu. - Albert William Lloyd. Do usług szanownych Państwa. - Ukłonił się dwójce towarzyszy z teatralną rewerencją i roześmiał się. - Czyżby naszemu komandorowi aż tak nie chciało się wysilać, że użył własnego nazwiska jako przykrywki?
- Cali Anglicy
- zaśmiał się Edvard, w ręku trzymał teczkę z danymi - Nie dość, że Cię postarzyli to jeszcze popisali się znajomością norweskiego. No, ale cóż, od teraz jestem pracownikiem ambasady amerykańskiej i nazywam się Lars Erik Rasmussen
- Widzę, że oddają nas w dobre ręce.
- Gabrielle wyszczerzyła się. - Jaki jest ulubiony kolor skarpetek pana dyrektora. Och i ulubiony trunek i przekąska. Muszę się przygotować.
- Skarpetki wyłącznie czarne, moja droga
- roześmiał się John. - A co do trunku i przekąski... whisky nie podlega dyskusji, no i słyszałem, że w Norwegii mają wyborny kawior.
- Proponuję coś ciut tańszego, chyba że będziemy uciekać z hotelu z niezapłaconymi rachunkami.
- Gabrielle zaśmiała się cicho.
- Cóż... zamiast kawioru zawsze możemy spróbować łososia. To też miejscowy rarytas, tylko znacznie tańszy - roześmiał się John. - Coś mocniejszego do picia też się pewnie znajdzie, nie sądzę, by Norwegowie byli abstynentami. Mam rację, Edvardzie?
- Mamy w Norwegii takie powiedzenie
- odparł Gulbrandsen - “Uten mat og drikke duger helten ikke”, co znaczy bez jedzenia i picia bohater jest do niczego. I raczej do wody się to nie odnosi.
Swoją wypowiedź zakończył parsknięciem ze śmiechu.
- To zdradź nam małe co nieco i ruszajmy dalej. - Gabrielle mrugnęła do norwega.

John oderwał wzrok od kartek, które zawzięcie wertował, po czym odłożył dokumenty na stojący przed nim stolik.
- A więc podsumowując - rzekł z namysłem - mamy przekonać dyrekcję zakładów Norsk Hydro, aby odstąpili nam kilka litrów tlenku deuteru. Biorąc pod uwagę, że to substancja o dużym znaczeniu wojskowym, pewnie nie będzie to łatwe. Jakie mamy pomysły?
- Jakoś byłam przekonana, że mamy je wykraść.
- Gabrielle zamyśliła się. - Pewnie najprościej by było jeśli wymyślimy mu jakieś medyczne zastosowanie. Każdy chce wspomagać leczenie niewinnych cywili.
- Na to akurat mamy gotową historyjkę w papierach
- odparł John. - Firma, w której rzekomo pracujemy, od lat produkuje kotły parowe dla przemysłu stoczniowego. Są głównym dostarczycielem kotłów dla marynarki Stanów Zjednoczonych, a i sporo naszych okrętów ma je w swoich siłowniach. - John znów odwołał się do swoich marynarskich doświadczeń. - Jednym z kluczowych parametrów takiego kotła jest jego sprawność, a ta z kolei zależy od ciepła skraplania substancji roboczej, którą w tradycyjnych kotłach parowych jest zwykła woda. Tlenek deuteru to też taka woda, ale gęstsza i cięższa - ciągnął oficer - tak też się ją zwyczajowo nazywa. Ma ona wyższe ciepło skraplania niż zwykła woda, co pozwala sądzić, że kocioł zasilany ciężką wodą będzie sprawniejszy niż taki ze zwykłą. Aby to sprawdzić, firma potrzebuje zakupić znaczne ilości ciężkiej wody, a tak się składa, że jedyny zakład, który produkuje ją w takich ilościach, to właśnie zakład w Rjukan. Ale zanim podpiszemy kontrakt na dostawę dużych ilości ciężkiej wody, potrzebujemy próbki, którą nasi chemicy sprawdzą pod względem czystości i innych fizykochemicznych parametrów i ocenią, czy będzie się nadawała do tego celu. I to właśnie jest powód naszej wizyty w Rjukan - kupić lub w inny sposób zdobyć taką próbkę... którą oczywiście przekażemy Agencji, a nie żadnym chemikom zza oceanu. Ale tego Norwegowie już nie muszą wiedzieć, prawda? - zakończył John z szelmowskim uśmiechem.
- Brzmi dobrze. Myślisz, że dadzą nam karnister jako próbkę? - Gabrielle przytaknęła na pomysł. Był bezpieczny. - Pytanie ile pieniędzy zapewni nam szefostwo, na kokosy bym nie liczyła.
- To brzmi… bezpiecznie
- wtrącił się Edvard - Norwegowie powinni się bez większych problemów zgodzić.
- No cóż... zamyślił się John.
- Wszystko zależy od kilku czynników. Jak dużo pieniędzy zapewni nam Agencja na zakup próbki, ile Norwegowie sobie za nią policzą, no i oczywiście na ile będą zainteresowani dobiciem targu z Amerykanami. Nazwę firmy powinni w każdym razie kojarzyć... na duńskim rynku już od kilku lat działa firma Volund A/S, lokalny przedstawiciel koncernu na Skandynawię. Z tego co wyczytałem z akt, renomę mają dobrą. Najbardziej obawiam się jednego... Niemcy mogli już wcześniej wydeptać sobie ścieżki do Norsk Hydro i mogą próbować zablokować transakcję lub przebić naszą ofertę. Tego byśmy nie chcieli.
- Pogadam z szefostwem po naszej naradzie.
- Gabrielle zanotowała coś w notatniku. - Chciałabym byśmy teraz ustalili my. - Wskazała siebie i Johna. - Wydarzenia z tego roku. Jako asystentka będę miała kalendarz i chciałabym byśmy byli zgodni co do tego co się w nim zajmuje. A my - Wskazała Edwarda. - Kiedy my zgłosiliśmy się po pomoc, a ty dostałeś informację o tym, że będziesz nam asystował.
- Wydaje mi się, że Lars mógł o tym wiedzieć od tygodnia. Ambasada od dwóch.
- Myślę, że na potrzeby naszej misji to wystarczy
- ocenił John. - Wątpię, żeby ktokolwiek wnikał tak głęboko w szczegóły relacji między pracownikiem ambasady i członkami misji handlowej. Prosta sprawa - zwrócił się do Edvarda - my udajemy się na rozmowy handlowe do obcego kraju, Ciebie, jako znającego lokalne realia przydzielono nam jako przewodnika na miejscu. To chyba wszystko, co powinniśmy w tej sprawie mieć ustalone. Co zaś do kalendarza spotkań... - John pochylił się nad trzymanym przez Gabrielle książkowym kalendarzem. - Pełno handlowych rozmów, narad, może jakaś konferencja lub dwie. Do tego sporo wyjazdów służbowych. Popracujemy chwilę nad tym...
 
Aiko jest offline