Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2018, 20:59   #36
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Kharrick, Jace i Yastra

Jace i Tezerret z niecierpliwością przyglądali się wymianie zdań między Kharrickiem i Yastrą. Dla nich najważniejszym było teraz znaleźć sposób na zabezpieczenie ucieczki z miasteczka. To, że mijali świątynię po drodze do faktorii, nie powinno ich aż tak spowalniać. Nie tylko Yastra straciła swoich bliskich - obaj Belereni wciąż nie wiedzieli, co mogło stać się z ich całą rodziną - czy jeszcze żyli, czy zostali zakuci w kajdany, a może bezlitośnie zarżnięci?

Kharrick podszedł do niewielkiej chatki przy świątyni, w której mieszkał Noelan, jej opiekun. Budynek był skromny, ale bardzo zadbany, widać było, że przyłożono się do tego, by mimo wieku pozostał w dobrym stanie. Wyglądało też, jakby najeźdźcy nie byli nim specjalnie zainteresowani - nie wydawał się w jakikolwiek sposób uszkodzony czy zniszczony. Na porządnych drewnianych drzwiach od strony świątyni zawieszono święty symbol Erastila - Kharrick ostrożnie je zbadał, ale nie znalazł żadnych pułapek czy zabezpieczeń. Usłyszał za to głosy wewnątrz - zdesperowane, zrozpaczone, ale i dodające otuchy i energiczne. Wolał nie ryzykować wejścia od razu, dlatego upewnił się, zerkając przez niewielkie okienko do środka. Wnętrze chatki było urządzone z przepychem godnym pustelnika - poza łóżkiem i biurkiem z dwoma krzesłami nie było tu niczego. Obecnie jednak było ono pełne - siedem osób sprawiało, że zrobiło się tam całkiem tłoczno. Troje z nich, niziołek i obejmująca się ludzka para, siedziało na łóżku i drżało ze strach, rozpaczy albo bólu. Mieli na sobie bandaże, których doglądał czarnoskóry mężczyzna w podróżnych szatach. Pozostała trójka, młoda kobieta w świątynnych szatach i dwóch uzbrojonych mężczyzn, krasnolud i półork, stało bliżej drzwi - wyglądali, jakby o czymś energicznie dyskutowali.
Żadna z tych osób nie wyglądała na hobgoblina, więc Kharrick postanowił zaryzykować i dał znać swojej grupie, że droga jest wolna. Yastra popędziła do drzwi i otworzyła je szybko, mając nadzieję, że tutaj odnajdzie przyjaciółkę. Rhyna, jak i wszyscy wewnątrz podskoczyli ze strachu na to nagłe wtargnięcie, ale kiedy dotarło do nich, że to nie najeźdźcy, od razu się uspokoili. Poza Rhyną, która z radosnym okrzykiem - Yastra! Żyjesz! - rzuciła się elfce na szyję. Diethard i Rufus, lokalni strażnicy szlaku, schowali broń z wyraźną ulgą - poza zacięciem widać było na ich twarzach cień przerażenia. Pozostali także uspokoili się, Candus, rolnik z Phaendar, przytulił szlochającą żonę, a niziołek i czarnoskóry mężczyzna jakby oklapli - wyglądali na zmęczonych ponad siły.
- Jak ja się cieszę, że jesteś cała! - uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna wyglądała, jakby zapomniała o tym, co dzieje się w Phaendar - I jeszcze masz ze sobą Belerenów! Teraz na pewno damy radę odbić świątynię! -
Zanim elfka zdążyła odpowiedzieć, wtrącił się Tezerret - Tam nie ma już nikogo żywego, poza hobgoblinami. Ruszajmy dalej, musimy sprawdzić, czy ktoś z mojej rodziny jest tam jeszcze - wskazał na dom Belerenów, spory jak na Phaendar budynek stojący zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej. Nie został podpalony, ale na parterze panował spory rozgardiasz.
- Ale nie możemy pozwolić im dalej desakrować świątyni! - Rhyna była wyjątkowo jak na nią zawzięta.

Rathan, Sulim i Zaza

Kiedy w końcu udało jej się szarpnąć i topór z obrzydliwym mlaśnięciem wysunął się z ciała martwego hobgoblina, Zaza oparła się ciężko o ścianę. Nigdy jeszcze nie czuła takiej wściekłości i siły, ale teraz była niesamowicie wyczerpana. Do tego rany - razem z Rathanem zostali poważnie poturbowani przez tego wilka, i kiedy bitewny amok opadł, zaczęło to dawać o sobie znać. Ból był ciężki do zniesienia, a utrata krwi mogła się źle skończyć, jeśli nikt o to nie zadba. Do tego całej waszej trójce robiło się niedobrze od odoru posoki i hobgoblińskich wnętrzności, rozlewających się teraz pod waszymi nogami.

Pomieszczenie, w którym przedtem przebywały hobgobliny, teraz leżące w progu martwe, było zwykłym warsztatem. Kining Jasnobroda musiała postawić go, kiedy kilka miesięcy temu miała zająć się konserwacją mostu. Od jakiegoś czasu był jednak nieużywany - pazerna krasnoludzica odmówiła dalszych prac, kiedy rada Phaendar nie była w stanie sprostać jej rosnącym wymaganiom finansowym. W ciemnych, zatęchłym, a teraz na dodatek śmierdzącym śmiercią wnętrzu leżało sporo narzędzi ciesielskich i kamieniarskich oraz części zamiennych, zaś na ścianach porozwieszane były techniczne szkice mostu, uwagę zwracał tylko przybity zwój z najwyraźniej magicznymi zapiskami.

Grupa uciekinierów dotarła do swojej obstawy kilka chwil później - konieczność prowadzenia rannych znacząco ich spowalniała. Na widok ran łucznika i półorczycy, a przede wszystkim zwłok leżących u wejścia do warsztatu, większość odwracała ze strachem wzrok. Torve, wciąż podtrzymujący Aubrin, szepnął jej coś do ucha, patrząc na poranionych w walce.
- Zaza, Rathan, chodźcie tutaj! - kiedy się zbliżyli, kobieta przyjrzała im się na tyle, na ile pozwoliły jej niedowidzące oczy - Ależ was sponiewierali - twarde z was skurczybyki. Zostało mi jeszcze trochę magii, uznałam, że bardziej przyda się wam, niż mnie czy Kylowi - po tych słowach złapała się na wiszącą u szyi manierkę, wypowiedziała kilka słów, i polała rany obojga. Zapiekło, ale momentalnie zaczęły się zabliźniać. Aubrin dotknęła blizn, prychnęła z satysfakcją, splunęła, ponownie krwią. - Będziecie mieli się czym chwalić. Co teraz zamierzacie? My damy już radę dotrzeć do skraju lasu. Skryjemy się w chacie Erica, ale nie będziemy mogli zostać tam długo

Znajdujące się zaledwie kilkaset metrów od mostu skrajne drzewa puszczy Fangwood poruszały się delikatnie na wietrze, nic sobie nie robiąc z trwającej właśnie masakry. Ogromne jodły, świerki i klony były już świadkami takich wydarzeń, zawsze oferując mieszkańcom okolic schronienie. Oczywiście, tylko jeśli wiedzieli, jak się wśród nich bezpiecznie poruszać i unikać licznych zagrożeń puszczy.

 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 02-06-2018 o 14:38.
Sindarin jest offline