Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2018, 22:48   #131
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Byli trochę śmieszni, lecz tak naprawdę pragmatyczni.
- Oczywiście - wspomniał Gaheris Brujahowi - nie posiadam ghuli do opieki tak dużego terenu. Przypuszczam, że musiałbym prosić lady Florence o szczególną pomoc. Niemniej, mam konkretną propozycję. Teren bliższy zachodowi, przy ziemi lady Florence oraz okolice banku, tymi zająłbym się ja, jesli lady Florence zechciałaby mnie wesprzeć - czyli chcesz, żeby ten teren podlegał tobie, pomóż mi. Czysta transakcja, przy tym bardzo uczciwa, bowiem faktycznie lubił Florence oraz uznawał jej starszeństwo, ponadto umiejętności seksuwalne. - Poza tym chciałbym sam bank - była wspaniała okazja połączyć obydwa banki tworząc solidną instytucję finansową, która mogła być mocnym graczem. - Pozostałe fragmenty terenu przeszłyby do szanownej pani - wskazał na Gangrelkę - oraz szanownego pana - wskazał na Brujaha - z wyłączeniem jakiejś domeny, którą wspomniała lady Rebecca - szybko zmontował koalicję Florence, Brujacha, Gangrelki oraz Ventrue. - Wydaje mi się, że każdy tutaj coś zyska prawdziwie cennego. Ponadto lepiej się porozumieć, szczególnie podczas problemów dotyczących łowców oraz magików. Straciliśmy już tak wielu … - zawiesił teatralnie głos przypominając sytuację oraz dając czas na zastanowienie się - … stanowczo więc nie powinniśmy się spierać, lecz po prostu ustalić przed przewodem księcia konkretne działania. Zaś co do tego, czy szanowne grono przyjęłoby tą kompromisową propozycję oraz czy Szlachetny książę zaakceptowałby takie właśnie rozwiązanie?
- Uważam, że brzmi to rozsądnie.
- Peel machnął od niechcenia ręką. - Anno czy mogłabyś jako osoba niezainteresowana powydzielać sektory.
- Nie widzę problemu.
- Mała Maklavianka sięgnęła po leżącą na stole mapę.
- Zanim jednak do tego przejdziecie, bo przyznam, że chciałbym wrócić do swoich obowiązków. Chciałem oficjalnie przekazać wszystkim tu zebranym pozwolenie na stworzenie nowych potomków. Potrzebujemy w mieście siły by stawić czoło nowym zagrożeniom.
Starsi przytaknęli, a Peel podniósł się ze swojego miejsca.

Ooo, wydawało się, że Peel rusza wszystkie możliwości, ażeby wzmocnić siły rodziny. Wcale się nie dziwił, ponadto wojownik cieszył się, iż książę przyjął jego plan. Dzięki niemu udało się uniknąć skłócenia oraz wszyscy powinni być zadowoleni. Ponadto otrzymał bank. Rzecz jasna potrzebował jeszcze chwili, ażeby zastanowić się nad szczegółami, jednak miał klepnięte, że mógł przejąć go. Florence powinna natomiast udzielić mu pomocy, przynajmniej na to właśnie liczył. Musiał porozmawiać z nią koniecznie. Podszedł do niej.
- Możemy chwileczkę przedyskutować? - wyszeptał, kiedy Robert Peel wyszedł.
Starsza oderwała się od mapy, na której Anna ustalała przebieg granic. Z uwagi na bank, Florence miał się trafić całkiem duży kawałek i była z tego wyraźnie zadowolona.
- Tak, oczywiście. - Podniosła się i ujęła ramię wampira. - Jak się ma nasza piękność?
- Jeśli masz na myśli moją narzeczoną, to dobrze, jeśli zaś masz na myśli siebie, wydaje mi się po uśmiechu, że także bardzo dobrze. Ale ja chciałem spytać o coś innego, mianowicie hm, czy mogłabyś jakiś czas przejąć rządy nad tym kawałkiem bezpośrednie? Faktycznie nia mam ghuli, muszę jechać do Szkocji oraz mam jeszcze kwestie ślubne. Zanim wszystko zorganizowałbym, nie wiem co stałoby się
- spojrzał na urodziwą kobietę.
- Myślę, że nie będzie to problem. - Wampirzyca wtuliła się piersią w jego ramię. - Jutro wracam do swojej siedziby. Jeśli chcecie. Możecie przenieść się do mnie na jakiś czas.
- Muszę porozmawiać z Charlottą. Ale dziękuję za zaproszenie. Kompletnie nie mamy planu działania, musimy wszystko przemyśleć, potem zaś przekonsultować pomysły.
- Rozumiem. Jakby co jesteście mile widziani, nawet w konkretnym pokoju w moim domu.
- Mrugnęła do niego. Tak to była ewidentnie stara dobra Florence. Najwyraźniej pozbycie się maga i Tarquina przyniosło jej dużą ulgę. - Rezydencja Boyla jest bardzo wygodna, niestety ma mankament… jest daleko od miasta.
- Dobrze wiem, niekiedy odległość stanowi zaletę, ale nie zawsze
- przyznał Toreadorce zadowolony, iż wesprze go odpowiednio.
- Jakie plany masz teraz? My pewnie skończymy z tym. - Skinęła w stronę mapy, nad którą pochylali się Carl, Rebecca, gangrelka i Anna. - Po czym każde z nas uda się skontrolować swoją domenę. Niestety ostatnie wydarzenia bardzo nabałaganiły.
- Nie mam, ale pewnie powinienem powrócić do Charlie, przynajmniej na pewno przed rankiem. Czego pytasz, mogę jakoś pomóc?
- Może lepiej jak będziecie razem.
- Florence zamyśliła się. - Niepokoi mnie sprawa tamtego wampira. Książe nic o tym nie wspomniał ale szukamy go cały czas i niestety bez skutku.
- Słusznie, aczkolwiek dosyć dziwna sprawa. Nikt nic nie wie, oznacza to, iż zapewne ma jeszcze swoich zwolenników, pewnie ghule oraz kto wie, co będzie chciał jeszcze począć. Powodzenia
- powiedział ruszając do Boyla, który pewnie także planował ruszyć do siebie ponownie.
- Mamy podejrzenie, że mogło być to jakieś chile Tarquina, o którym nic nie wiemy. - Florence westchnęła ciężko odprowadzając go, aż do stojącego w drzwiach maga, który rozmawiał właśnie z Helen. - Jest też sprawa innego dziecka tego wampira, ojca Jessie. Nie wiemy gdzie się znajduje, ale Peel jest niemal pewny, że żyje.
- Wobec tego chyba możemy tylko poszukiwać oraz trzymać właściwe baczenie
- odpowiedział Toreadorce rycerz podchodząc do rozmawiającej pary. - Witam panią Helen - ukłonił się grzecznie, Boyla bowiem wszak przywitał dużo wcześniej, kiedy ruszali wspólnie. - Właśnie rozmawialiśmy na temat potencjalnych niebezpieczeństw, czy macie może jakieś nowe wieści dotyczące rodziny tamtego drania?
Helen pokręciła głową, wyraźnie nadal nie do końca była pewna co zrobić z sytuacją, w której się znalazła.
- Wiemy tyle, że głowa rodziny została zabita przez ciebie. - Boyle mrugnął do rycerza. - A potencjalny synalek jakby zapadł się pod ziemię.
- Nie przesadzajmy. Sam na mnie skoczył, trudno, akurat trzymałem kołek. Natomiast może dosłownie zapadł się pod ziemię. Niektórzy potrafią
- stwierdził rycerz.
Boyle przytaknął uśmiechając się.
- Wracam do rezydencji. Anna i tak jest zajęta więc sprawą magów zajmiemy się od jutra.
- Mogę jechać z tobą?
- spytał właściciela powozu oraz rezydencji.
- Oczywiście. - Boyle skłonił się Helen i ruszył w kierunku wyjścia. Dopiero gdy znaleźli się w powozie odezwał się ponownie. - Co nieco udało ci się ugrać. Co planujesz dalej? Chyba nie obejdzie się od większej ilość służby, prawda?
- Przede wszystkim cieszę się, że trochę zostaniesz. Brakowało ci rodziny, więc będziesz miał ją, ale tutaj. Po wtóre, muszę porozmawiać z Charlottą, jeśli oferta sprzedaży twojego pałacu jest aktualna oczywiście - spojrzał pytająco na Tremere.
- Rozumiem, jeśli po decyzji dotyczącej pozostania jakiś czas zmienisz zdanie.
- Muszę to przemyśleć. - Boyle spoważniał. - Ale obiecuję, że powiadomię was o mojej decyzji gdy tylko takowa zapadnie. Myślę… myślę że byłoby to rozsądne rozwiązanie. - Widać było, że nadal się waha.
- Boyle, jeśli się zdecydujesz, zaś my kupimy go, obiecuję, że będziemy się opiekować zarówno nią, jak wszystkimi mieszkańcami, zaś ty będziesz zawsze kimś, kto będzie miał swój pokój. Ale masz rację, że to szalenie trudna decyzja. Nie chciałbym, żebyś jej żałował. Znaczy jakkolwiek postąpisz, pewnie będziesz miał chwile myśli, postąpiłem dobrze, czy nie. Ale chciałbym, żebyś oprócz takich myśli miał też takie, że dostała się w przyzwoite ręce oraz ręce przyjacielskie. Bowiem nie zapomnę, ile dla nas uczyniłeś - wyjaśnił poważnie.
Tremere uśmiechnął się ponownie.
- To nie ja cię wyciągnąłem z płonącego burdelu. - Zaśmiał się.
- Wiesz co, właściwie kiedy tak mówisz, dziwnie to brzmi. Jakby ktoś usłyszał, miałby powiem skojarzenia niekoniecznie odpowiadające sytuacji. Cóż, wobec tego myśl. My wobec tego będziemy musieli coś szukać, ale zobaczymy, czy się znajdzie. Florence wspominała, iż miałaby jakieś propozycje. Nie chcemy też obarczać ciebie swoimi osobami, choć nie powiem, spacery po twoim ogrodzie to coś absolutnie wspaniałego - przyznał zastanawiając się. Bowiem nawet gdyby mogli kupić, to gdzie się podzieją teraz. Oczywiście, gdyby Boyle zadeklarował, iż sprzeda za jakiś czas, gdyby cena im odpowiadała, poczekaliby korzystając z gościny Florence choćby. Jednak słowo “nie wiem”, “przemyślę” brzmiało bardzo niepewnie. Boyle niewątpliwie rozumiał sytuację, jednak z drugiej strony miał własne interesy. - Natomiast służba? Tak, niewątpliwie będę potrzebował oraz powoli organizował jakoś, kiedy wszystko to się ustawi. Obawiam się sytuacji, kiedy ktoś mógłby atakować Charlottę - wyznał szczerze.
- To zostańcie jak najdłużej u mnie. Rezydencja jest strzeżona i na spokojnie możecie zaplanować co dalej, a i jak postaram się jak najszybciej podjąć decyzję. Co ty na to?
- Dziękuję w imieniu swoim i narzeczonej. Porozmawiam z nią oczywiście, ale nie wątpię, że się zgodzi oraz będziemy ci bardzo wdzięczni. Ponieważ jednak wspomniane było, iż przyjedzie do ciebie twoje potomstwo, czy nie będziemy wam przeszkadzać jakoś?
- Och wątpię. Ale… uważaj na Charlottę.
- Boyle zamyślił się. - Mój syn jest bardzo dobrym magiem, niesamowicie inteligentnym wampirem, ale jego słabość do kobiet. - Wampir pokręcił głową. - Zupełnie jakbyśmy byli spokrewnieni.
- Czy wiesz, kiedy przybędzie?
- Nie mam pojęcia, ale was uprzedzę. Dopiero dziś po niego poślę, ale nie wiem jak tam jego sprawunki w Wiedniu i czy będzie mógł przybyć od razu.
- Wobec tego tak czy siak będziemy mieli trochę czasu i nie gniewaj się, jeśli nie zaryzykuję jednak. Charlotta jest kimś, kim nie można ryzykować. Ponadto nie chciałbym, żeby nasze relacje były jakkolwiek naruszone. Wolę przewidywać, niżeli mieć cokolwiek później.

Boyle przytaknął ruchem głowy.
 
Aiko jest offline