Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-06-2018, 22:48   #131
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Byli trochę śmieszni, lecz tak naprawdę pragmatyczni.
- Oczywiście - wspomniał Gaheris Brujahowi - nie posiadam ghuli do opieki tak dużego terenu. Przypuszczam, że musiałbym prosić lady Florence o szczególną pomoc. Niemniej, mam konkretną propozycję. Teren bliższy zachodowi, przy ziemi lady Florence oraz okolice banku, tymi zająłbym się ja, jesli lady Florence zechciałaby mnie wesprzeć - czyli chcesz, żeby ten teren podlegał tobie, pomóż mi. Czysta transakcja, przy tym bardzo uczciwa, bowiem faktycznie lubił Florence oraz uznawał jej starszeństwo, ponadto umiejętności seksuwalne. - Poza tym chciałbym sam bank - była wspaniała okazja połączyć obydwa banki tworząc solidną instytucję finansową, która mogła być mocnym graczem. - Pozostałe fragmenty terenu przeszłyby do szanownej pani - wskazał na Gangrelkę - oraz szanownego pana - wskazał na Brujaha - z wyłączeniem jakiejś domeny, którą wspomniała lady Rebecca - szybko zmontował koalicję Florence, Brujacha, Gangrelki oraz Ventrue. - Wydaje mi się, że każdy tutaj coś zyska prawdziwie cennego. Ponadto lepiej się porozumieć, szczególnie podczas problemów dotyczących łowców oraz magików. Straciliśmy już tak wielu … - zawiesił teatralnie głos przypominając sytuację oraz dając czas na zastanowienie się - … stanowczo więc nie powinniśmy się spierać, lecz po prostu ustalić przed przewodem księcia konkretne działania. Zaś co do tego, czy szanowne grono przyjęłoby tą kompromisową propozycję oraz czy Szlachetny książę zaakceptowałby takie właśnie rozwiązanie?
- Uważam, że brzmi to rozsądnie.
- Peel machnął od niechcenia ręką. - Anno czy mogłabyś jako osoba niezainteresowana powydzielać sektory.
- Nie widzę problemu.
- Mała Maklavianka sięgnęła po leżącą na stole mapę.
- Zanim jednak do tego przejdziecie, bo przyznam, że chciałbym wrócić do swoich obowiązków. Chciałem oficjalnie przekazać wszystkim tu zebranym pozwolenie na stworzenie nowych potomków. Potrzebujemy w mieście siły by stawić czoło nowym zagrożeniom.
Starsi przytaknęli, a Peel podniósł się ze swojego miejsca.

Ooo, wydawało się, że Peel rusza wszystkie możliwości, ażeby wzmocnić siły rodziny. Wcale się nie dziwił, ponadto wojownik cieszył się, iż książę przyjął jego plan. Dzięki niemu udało się uniknąć skłócenia oraz wszyscy powinni być zadowoleni. Ponadto otrzymał bank. Rzecz jasna potrzebował jeszcze chwili, ażeby zastanowić się nad szczegółami, jednak miał klepnięte, że mógł przejąć go. Florence powinna natomiast udzielić mu pomocy, przynajmniej na to właśnie liczył. Musiał porozmawiać z nią koniecznie. Podszedł do niej.
- Możemy chwileczkę przedyskutować? - wyszeptał, kiedy Robert Peel wyszedł.
Starsza oderwała się od mapy, na której Anna ustalała przebieg granic. Z uwagi na bank, Florence miał się trafić całkiem duży kawałek i była z tego wyraźnie zadowolona.
- Tak, oczywiście. - Podniosła się i ujęła ramię wampira. - Jak się ma nasza piękność?
- Jeśli masz na myśli moją narzeczoną, to dobrze, jeśli zaś masz na myśli siebie, wydaje mi się po uśmiechu, że także bardzo dobrze. Ale ja chciałem spytać o coś innego, mianowicie hm, czy mogłabyś jakiś czas przejąć rządy nad tym kawałkiem bezpośrednie? Faktycznie nia mam ghuli, muszę jechać do Szkocji oraz mam jeszcze kwestie ślubne. Zanim wszystko zorganizowałbym, nie wiem co stałoby się
- spojrzał na urodziwą kobietę.
- Myślę, że nie będzie to problem. - Wampirzyca wtuliła się piersią w jego ramię. - Jutro wracam do swojej siedziby. Jeśli chcecie. Możecie przenieść się do mnie na jakiś czas.
- Muszę porozmawiać z Charlottą. Ale dziękuję za zaproszenie. Kompletnie nie mamy planu działania, musimy wszystko przemyśleć, potem zaś przekonsultować pomysły.
- Rozumiem. Jakby co jesteście mile widziani, nawet w konkretnym pokoju w moim domu.
- Mrugnęła do niego. Tak to była ewidentnie stara dobra Florence. Najwyraźniej pozbycie się maga i Tarquina przyniosło jej dużą ulgę. - Rezydencja Boyla jest bardzo wygodna, niestety ma mankament… jest daleko od miasta.
- Dobrze wiem, niekiedy odległość stanowi zaletę, ale nie zawsze
- przyznał Toreadorce zadowolony, iż wesprze go odpowiednio.
- Jakie plany masz teraz? My pewnie skończymy z tym. - Skinęła w stronę mapy, nad którą pochylali się Carl, Rebecca, gangrelka i Anna. - Po czym każde z nas uda się skontrolować swoją domenę. Niestety ostatnie wydarzenia bardzo nabałaganiły.
- Nie mam, ale pewnie powinienem powrócić do Charlie, przynajmniej na pewno przed rankiem. Czego pytasz, mogę jakoś pomóc?
- Może lepiej jak będziecie razem.
- Florence zamyśliła się. - Niepokoi mnie sprawa tamtego wampira. Książe nic o tym nie wspomniał ale szukamy go cały czas i niestety bez skutku.
- Słusznie, aczkolwiek dosyć dziwna sprawa. Nikt nic nie wie, oznacza to, iż zapewne ma jeszcze swoich zwolenników, pewnie ghule oraz kto wie, co będzie chciał jeszcze począć. Powodzenia
- powiedział ruszając do Boyla, który pewnie także planował ruszyć do siebie ponownie.
- Mamy podejrzenie, że mogło być to jakieś chile Tarquina, o którym nic nie wiemy. - Florence westchnęła ciężko odprowadzając go, aż do stojącego w drzwiach maga, który rozmawiał właśnie z Helen. - Jest też sprawa innego dziecka tego wampira, ojca Jessie. Nie wiemy gdzie się znajduje, ale Peel jest niemal pewny, że żyje.
- Wobec tego chyba możemy tylko poszukiwać oraz trzymać właściwe baczenie
- odpowiedział Toreadorce rycerz podchodząc do rozmawiającej pary. - Witam panią Helen - ukłonił się grzecznie, Boyla bowiem wszak przywitał dużo wcześniej, kiedy ruszali wspólnie. - Właśnie rozmawialiśmy na temat potencjalnych niebezpieczeństw, czy macie może jakieś nowe wieści dotyczące rodziny tamtego drania?
Helen pokręciła głową, wyraźnie nadal nie do końca była pewna co zrobić z sytuacją, w której się znalazła.
- Wiemy tyle, że głowa rodziny została zabita przez ciebie. - Boyle mrugnął do rycerza. - A potencjalny synalek jakby zapadł się pod ziemię.
- Nie przesadzajmy. Sam na mnie skoczył, trudno, akurat trzymałem kołek. Natomiast może dosłownie zapadł się pod ziemię. Niektórzy potrafią
- stwierdził rycerz.
Boyle przytaknął uśmiechając się.
- Wracam do rezydencji. Anna i tak jest zajęta więc sprawą magów zajmiemy się od jutra.
- Mogę jechać z tobą?
- spytał właściciela powozu oraz rezydencji.
- Oczywiście. - Boyle skłonił się Helen i ruszył w kierunku wyjścia. Dopiero gdy znaleźli się w powozie odezwał się ponownie. - Co nieco udało ci się ugrać. Co planujesz dalej? Chyba nie obejdzie się od większej ilość służby, prawda?
- Przede wszystkim cieszę się, że trochę zostaniesz. Brakowało ci rodziny, więc będziesz miał ją, ale tutaj. Po wtóre, muszę porozmawiać z Charlottą, jeśli oferta sprzedaży twojego pałacu jest aktualna oczywiście - spojrzał pytająco na Tremere.
- Rozumiem, jeśli po decyzji dotyczącej pozostania jakiś czas zmienisz zdanie.
- Muszę to przemyśleć. - Boyle spoważniał. - Ale obiecuję, że powiadomię was o mojej decyzji gdy tylko takowa zapadnie. Myślę… myślę że byłoby to rozsądne rozwiązanie. - Widać było, że nadal się waha.
- Boyle, jeśli się zdecydujesz, zaś my kupimy go, obiecuję, że będziemy się opiekować zarówno nią, jak wszystkimi mieszkańcami, zaś ty będziesz zawsze kimś, kto będzie miał swój pokój. Ale masz rację, że to szalenie trudna decyzja. Nie chciałbym, żebyś jej żałował. Znaczy jakkolwiek postąpisz, pewnie będziesz miał chwile myśli, postąpiłem dobrze, czy nie. Ale chciałbym, żebyś oprócz takich myśli miał też takie, że dostała się w przyzwoite ręce oraz ręce przyjacielskie. Bowiem nie zapomnę, ile dla nas uczyniłeś - wyjaśnił poważnie.
Tremere uśmiechnął się ponownie.
- To nie ja cię wyciągnąłem z płonącego burdelu. - Zaśmiał się.
- Wiesz co, właściwie kiedy tak mówisz, dziwnie to brzmi. Jakby ktoś usłyszał, miałby powiem skojarzenia niekoniecznie odpowiadające sytuacji. Cóż, wobec tego myśl. My wobec tego będziemy musieli coś szukać, ale zobaczymy, czy się znajdzie. Florence wspominała, iż miałaby jakieś propozycje. Nie chcemy też obarczać ciebie swoimi osobami, choć nie powiem, spacery po twoim ogrodzie to coś absolutnie wspaniałego - przyznał zastanawiając się. Bowiem nawet gdyby mogli kupić, to gdzie się podzieją teraz. Oczywiście, gdyby Boyle zadeklarował, iż sprzeda za jakiś czas, gdyby cena im odpowiadała, poczekaliby korzystając z gościny Florence choćby. Jednak słowo “nie wiem”, “przemyślę” brzmiało bardzo niepewnie. Boyle niewątpliwie rozumiał sytuację, jednak z drugiej strony miał własne interesy. - Natomiast służba? Tak, niewątpliwie będę potrzebował oraz powoli organizował jakoś, kiedy wszystko to się ustawi. Obawiam się sytuacji, kiedy ktoś mógłby atakować Charlottę - wyznał szczerze.
- To zostańcie jak najdłużej u mnie. Rezydencja jest strzeżona i na spokojnie możecie zaplanować co dalej, a i jak postaram się jak najszybciej podjąć decyzję. Co ty na to?
- Dziękuję w imieniu swoim i narzeczonej. Porozmawiam z nią oczywiście, ale nie wątpię, że się zgodzi oraz będziemy ci bardzo wdzięczni. Ponieważ jednak wspomniane było, iż przyjedzie do ciebie twoje potomstwo, czy nie będziemy wam przeszkadzać jakoś?
- Och wątpię. Ale… uważaj na Charlottę.
- Boyle zamyślił się. - Mój syn jest bardzo dobrym magiem, niesamowicie inteligentnym wampirem, ale jego słabość do kobiet. - Wampir pokręcił głową. - Zupełnie jakbyśmy byli spokrewnieni.
- Czy wiesz, kiedy przybędzie?
- Nie mam pojęcia, ale was uprzedzę. Dopiero dziś po niego poślę, ale nie wiem jak tam jego sprawunki w Wiedniu i czy będzie mógł przybyć od razu.
- Wobec tego tak czy siak będziemy mieli trochę czasu i nie gniewaj się, jeśli nie zaryzykuję jednak. Charlotta jest kimś, kim nie można ryzykować. Ponadto nie chciałbym, żeby nasze relacje były jakkolwiek naruszone. Wolę przewidywać, niżeli mieć cokolwiek później.

Boyle przytaknął ruchem głowy.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-06-2018, 09:39   #132
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mężczyzna musiał przemyśleć te sprawy jadąc powozem Tremere. Oczywiście wiele innych także. Starcie z synem Boyla wcale się nie uśmiechało. Magik oraz mający słabość do kobiet przystojniak. Gdyby zaczął coś do Charlie, musiałby interweniować, co nie miałoby kompletnie sensu, biorąc pod uwagę możliwość ataku tamtych wampirów. Dlatego chyba najlepiej było chwilowo zostać, przemyśleć sprawę, przed przybyciem zaś tamtego przeprowadzić się do Florence. Zresztą rezydencja starszej także była chroniona solidnie. Obecnie zaś Toreadorka na pewno zadbała, żeby było bezpiecznie. Ale to nie była tylko sprawa mieszkania. Choćby planowany tytuł. Wrócił myślami przez chwilkę do wypożyczonych lektur dotyczących Wielkiej Brytanii. Absolutnie ciekawie przedstawiał się cały system szlachecki, kompletnie inny, niżeli posiadała reszta Europy. Normalnie na kontynencie dziecko urodzone w szlacheckiej rodzinie było szlachcicem, na terenie Wielkiej Brytanii nie. Szlachectwo stanowiło tu jakby tytuł, który przechodził wyłącznie na najstarszego dziedzica płci męskiej. Aczkolwiek zdarzały się linie, których przywilejem było przekazywanie tutulatury, przy braku męskiej, linią żeńską,

Młodszy syn powiedzmy barona należał do dobrej rodziny, jednak sam nie posiadał tytułu, choć oczywiście mógł zdobyć własne szlachectwo wierną służbą królowej Anglii. Czyli taki baron, jeśli miał trzech synów, tylko pierwszy przejmował tytuł, zaś każdy następny był już jedynie gentlemanem. Ogólnie chyba dlatego poszerzono kategorię gentlemana, która kiedyś miała równe znacznie z pojęciem szlachcica. Obecnie młodszy syn był to po prostu człowiek należącym do nieformalnej klasy gentlemanów do ewentualnej chwili własnej nobilitacji. Przykładem klasycznym mogliby być tutaj parędziesiąt lat wcześniej Wellesleyowie, rodzina posiadająca tytuł hrabiego. Najstarszy spośród braci Richard Colley Wellesley odziedziczył tytuł oraz majątek, zaś młodszy Arthur Wellesley ruszył do służby wojskowej walcząc przeciwko Napoleonowi. Przy czym Arthur formalnie był nikim, aczkolwiek jako gentlemanowi pochodzącego z hrabiowskiej rodziny, przysługiwał mu grzecznościowy tytuł Czcigodnego, który jednak miał się nijak do szlachectwa. Dopiero kiedy w 1804 roku Arthur otrzymał Order Łaźni, z którym wiązało się szlachectwo, mógł dodawać charakterystyczne Sir. Potem łapał kolejno tytuły barona, wicehrabiego, hrabiego, markiza, wreszcie księcia, jako Jego Łaskawość diuk Wellington, dowodzący po stronie sprzymierzonych pod belgijskim Waterloo. Jednak brat księcia Wellingtona był dalej hrabią, tak jak odziedziczył tytuł przodków, aczkolwiek później za własne zasługi polityczne otrzymał tytuł markiza, wyższy wedle progenitury niźli hrabiowski. Wszystko więc mogło być mocno pomieszane.

Ogólnie szlachta angielska dzieliła się na arystokrację oraz rycerstwo. Arystokratami byli ci magnaci szkoccy i angielscy, którzy zasiadali w Wyższej Izbie Parlamentu, czyli Izbie Lordów. Co ciekawe, magnaci irlandzcy już takiego przywileju nie posiadali. Jeśli jakiś Anglik bądź Szkot był głową rodziny posiadając tytuł co najmniej barona, był także parem, czyli dziedzicznym prawodawcą, mającym prawo zasiadać, jako członek Wyższej Izby Parlamentu.

Najniższym tytułem arystokratycznym był baron, później zaś kolejno od dołu do góry wedle precedencji: vicehrabia, hrabia, markiz oraz książę. Ogólnie nosząc tytuł barona, lub vicehrabiego, taki magnat nazywany był standardowo lordem. Przykładowo barona Salisbury tytułowano lordem Salisbury, vicehrabiego Salisbury również. Jednak hrabiego, markiza czy księcia Salisbury nazywano nie przez „lord”, ale właśnie hrabią Salisbury, markizem Salisbury, albo księciem Salisbury. Ewentualnie przy księciu dodając Jego Łaskawość. Przynajmniej oficjalnie, bowiem nawet królowa Wiktoria prywatnie nie wymagała od swoich dwórek nazywania Jej Królewską Mością, tylko zadowalała się słowem Madame.

Każdy magnat mógł mieć ponadto kilka tytułów. Taki Walter Montagu-Douglas-Scott, książę Buccleuch, jednocześnie nosił jeszcze następujące tytuły: książę Oueensberry, markiz Dumfriesshire, hrabia Buccleuch, hrabia Dalkeith, hrabia Doncaster, hrabia Drumlanrig i Sanquhar, vicehrabia Nith, Tortholwald i Ross, baron Scott z Tindale, lord Scott z Buccleuch, lord Scott z Witchester i Eskdaill, lord Douglas z Kilmount, Middlebie i Dornock. Całkiem niezła litania. Oczywiście tylko najważniejszy tytuł dawał prawo zasiadania na krześle lordowskim. Grzecznościowo dziedzic tytułu był nazywany hrabią Dalkeith, czyli którymś spośród niższych tytułów przynależnych rodowi. Przy księciu, także grzecznościowo, wszystkich jego synów nazywano lordami, nawet jeśli było ich kilku. Jednak nie oznaczały one ani prawa do zasiadania w Izbie Lordów, ani nawet szlachectwa. Stanowiły wyłącznie grzeczność. Podobnie zresztą rzecz dotyczyła hrabstwa Newburgh. Oczywiście hrabstwo to nie księstwo, ale też posiadało dodatkowe tytuły vicehrabiego Kinnaird i lorda Levingston. Gdyby udało im się przejąć hrabstwo Newburgh, ich syn byłby nazywany vicehrabią Kinnaird, albo częściej lordem Kinnaird. Wszakże byłby to tytuł jedynie grzecznościowy, nie dający prawa bycia parem należącym do Izby Lordów.

Hrabia niekiedy był zwany w Anglii earlem, który to tytuł wywodził się od skandynawskiego jarl, czyli wódz. Jednak równie często, albo nawet częściej, używano odfrancuskojęzycznego słowa count. Powyżej oceniany był markiz, zaś najwyżej książę. I tutaj również występowało słowo prince, albo diuk, oznaczające księcia. Aczkolwiek wszyscy parowie szkoccy noszący książęce tytuły, wszystkich dokładnie 9iu, byli diukami. Za to dziedzic tronu, książę Walii, był już princem.

Lordowie zasiadali dziedzicznie na ławach wyższej izby parlamentu. Niższa izba, zwana Izbą Gmin należała dla tych, którzy będą wybrani. Wśród nich wielu było rycerzy. Rycerze, kawalerowie etc. stanowili niższą część szlacheckiej warstwy Wielkiej Brytanii. Panowie dodawali sobie przed imieniem słowo Sir. Sir John, Sir Jack, Sir Miles … Słowo Sir zawsze było dodawane do imienia. Stąd szlachcic Shon Murphy, mógł być Sir Shonem lub Sir Shonem Murphy, ale nigdy Sir Murphym. Wśród tytulatury szlacheckiej wyróżniał się również tytuł baroneta, podobny do barona, jednak inny. Baronet był tytułem niearystokratycznym oraz nie dawał wstępu do Izby Lordów. Nielordowie jednak mieli prawo być wybierani do Izby Gmin, zaś tak naprawdę właśnie tam, nie w Izbie Lordów, robiło się prawdziwą politykę.

Ciekawa rzecz miała się z paniami. Każda córka oraz żona szlachcica nosiła tytuł lady, przynajmniej grzecznościowo. Nie było istotne, która to była córka w kolejności urodzenia. Nawet jeśli wyszła za mąż za nieszlachcica, pozostawała lady. Jeśli jednak wyszła za szlachcica to, gdy był to zwykły szlachcic, dołączała lady do imienia i nazwiska, jeśli zaś był lordem, wyłącznie do nazwiska. Powiedzmy pani Susanna Owen, żona pana Stanleya Owena. Jeśli pan Stanley był Sirem, jego żona przedstawiała się, jako lady Susanna Owen, jeśli był lordem, specjalnie baronem lub vicehrabią, pani Susanna Owen była lady Owen. Jeśli mąż miał tytuł hrabiego, markiza lub księcia, żona stawała się hrabiną, markizą lub księżną Owen, choć służba najczęściej używała klasyczne Milady.

Rzadko bo rzadko, jednak mogło się zdarzyć, iż na przykład mała dziewczynka mogła nosić tytuł hrabiny. Oczywiście taka dziewczyna jeszcze nie mogła wyjść za mąż, jednak musiała należeć do bardzo nielicznej grupy rodów, gdzie tytulatura mogła być także przekazywana po linii żeńskiej. Hrabina młoda musiała być po prostu najbliższą krewną poprzedniego hrabiego, bliższą niźli potencjalni dziedzice męscy.
 
Kelly jest offline  
Stary 06-06-2018, 11:07   #133
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gdyby udało się przejąć hrabstwo Newburgh, Charlotta nosiłaby więc tytuł hrabiny Newburgh. Co ciekawe, gdyby tak się zdarzyło, to musieliby spotkać także królową. Tradycją bowiem było, iż wszyscy dobrze urodzeni panowie oraz dobrze urodzone panny miały taką audiencję. Oczywiście przeważnie dosyć krótką, ot parę słówek, bowiem też takich osób bywało po kilkanaście przynajmniej. Jednak dla każdego syna oraz córki dobrej familii owa audiencja była czymś wyjątkowym. Wielu magnatów celebrowało ów dzionek swoich dzieci. Wielu także pokazywało się jak najlepiej, najstrojniej, bardzo okazale, ażeby zwrócić uwagę królowej oraz pokazać się odpowiednio przed innymi lordami. Oczywiście oni także musieliby odpowiednio. Skoro jednak Rebecca mogła, dlaczegóżby nie oni także. Powrócił myślami do siedziby oraz syna Boyla czując, iż chciałby dla odmiany coś przyjemnie sympatycznego. Ech, chyba miał dosyć całego kombinowania.

Gdy rozmyślał dojechali do rezydencji. Pałac powitał ich śpiewem ptaków i śmiechem kobiet. To drugie Gaheris usłyszał tylko dzięki swym wyczulonym zmysłom. Charlotta, zapewne z ghulicą, z którą miała się spotkać, musiały siedzieć na tarasie i rozmawiać. Sądząc po wyrywkach omawiały temat ślubnej bielizny. Rycerzowi trochę zrobiło się głupio. Za jego czasów ogólnie się bielizny nie nosiło. Przyzwyczaił się tutaj do niej, jednak miał opory omawiając szczegóły oraz słysząc.
- Hmchrmmmmm - chrząknął głośno niby przypadkiem jakoś, tak żeby usłyszał, że ktoś idzie.
Ghulica Florence go nie usłyszała, ale Charlie odwróciła się momentalnie w jego stronę. Na jej twarzy gościł lekki rumieniec. Widząc nadchodzącego wampira uśmiechnęła się.
- Już wróciłeś? - Wyraźnie się ucieszyła.
- Już kochanie - podbiegł do niej całując dłonie oraz przytulając. - Dzień dobry - przywitał się także z towarzyszką Charlotty. - Uff, jak spędziłaś czas? - spytał mając nadzieję, iż odpowie mu, że się trochę przespała.
- Odetchnęłam trochę po tym jak wyszedłeś, a potem spotkałam się z Rosą i jakoś upłynął nam czas na rozmowie. - Charlie delikatnie pogładziła go po dłoni. Ghulica, której imię padało już kilkukrotnie z ust jego narzeczonej przy różnych okazjach przyglądała się im z uśmiechem.

[MEDIA]https://s.hswstatic.com/gif/stuffmomnevertoldyou-86-2014-07-le-068.jpg[/MEDIA]

- Witam Panie. - Przez chwilę nie był pewny skąd zna Rosę ale w końcu rozpoznał w niej jedną z kobiet, które były w łożu wtedy gdy wraz z Charlottą, także w nim się znaleźli. - Pozwólcie, że się oddalę, nie chciałabym wam przeszkadzać.
Lekko skłonił się pełen wdzięczności eleganckiej ghulicy. Oraz oczywiście Boylowi, bowiem wszak razem doszli do tego miejsca.
- Pozwól - powiedział gospodarzowi - że udamy się z Charlottą do pokoju. Jak wiesz, mamy sporo do rozmowy o wszystkim, co zdarzyło się na spotkaniu oraz co usłyszałem od ciebie oczywiście.
- Oczywiście. Jakby wam było czegoś potrzeba to proście służbę.
- Boyle podszedł do Rosy i ucałował jej dłoń. - Czy ma Pani jak wrócić do Londynu czy też powinienem posłać kogoś by przygotował pokój?
Ghulica zlustrowała magika i uśmiechnęła się.
- Może… znajdzie się jakiś już przygotowany pokój? - Jej dłoń przesunęła się delikatnie po rękawie wampira.

W tym czasie Charlie ujęła go pod ramię.
- Co ciekawego się działo? - Stanęła na palcach i ucałowała jego policzek.
- Och, sporo rzeczy. Usiądźmy gdzieś oraz porozmawiajmy - kiedy wreszcie byli już kompletnie sami zaczął mówić. - Przede wszystkim Boyle wspomniał, iż pragnie sprzedać swój pałac oraz posiadłość. Właściwie raczej pragnie, ale jednocześnie wiąże się z tym miejscem tyle wspaniałych wspomnień, iż waha się. Jednak wspomniał właśnie mi dodając, iż jeśli sprzedawałby, to tylko nam, albo księciu Peelowi. Ponieważ na spotkaniu okazało się, iż jednak jeszcze trochę pozostanie, co więcej ściągnie swojego potomka, stwierdził, iż jeszcze się zastanowi, jednak istnieje spora szansa, że zaproponuje nam nabycie pod warunkiem zachowania całości służby. Bardzo bowiem zależy mu na Gehrym oraz innych. Ma dać znać, ja zaś stwierdziłem iż porozmawiam z tobą oraz ustalimy coś. Oczywiście nie podał ceny, ale pytanie, czy jesteśmy zainteresowani? - spojrzał na nią ciekawie zastanawiając się, jakiej decyzji należy się właśnie spodziewać. - Przy okazji Florence także zaprosiła nas do siebie. Według mnie, możemy skorzystać, kiedy przybędzie ów potomek Boyla. Podobno to wielki mag oraz równie wielki bawidamek. Jeśli Boyle przed nim ostrzega … lepiej by nie mieć jakichś kłopotów. Ponadto na samym spotkaniu okazało się, iż będzie do nas należeć część obszaru po wiesz kim, przylegający do granicy Florence oraz tam gdzie jest bank. Ponadto dostaliśmy prawa do banku, którym przedtem zarządzała. Pełną swobodę. Pomyślałem, iż byłaby to całkiem niezła okazja do powiększenia kapitału, przejęcia klientów oraz stania się solidnym graczem.
- Kupić tą rezydencję?
- Charlie rozejrzała się po mijanych korytarzach. - Jest tak piękna, ale aż ciężko wyobrazić mi sobie ile może kosztować. Pewnie do Boyla należą też okoliczne ziemie… 70-100 tysięcy? - Spojrzała na Gaherisa wzrokiem, w którym trwały chłodne kalkulacje. - To byłoby wspaniałe. - Uśmiechnęła się ciepło, a ślad po rachunkach zniknął z jej spojrzenia. - Wyobrażasz sobie naszego malucha, który mógłby się tu bawić? Z dala od miejskiego zgiełku… Teren. Będziesz miał swoją domenę i bank? - Oparła dłoń na brzuchu lekko zestresowana. - Trzeba będzie mimo wszystko nabyć dom miejski. Oraz wynająć ochronę.
- Wyobrażam sobie. Część roku spędzalibyśmy tutaj, część w Szkocji. Byłoby wspaniale, ale faktycznie, nie wyobrażam sobie, żeby Boyle sprzedał tanio. Szczerze mówiąc wcale mu się nie dziwię. Jest śliczna oraz oprócz tego ma wiele wspomnień. Nie moglibyśmy mu dać wielkiej kwoty, dlatego pewnie nie odsprzeda go, ale zobaczymy, co powie później.
- Porozmawiajmy z nim. Może opuści z ceny w zamian za to, że pozostawimy jego służbę. Po za tym część pałacu nadal powinna pozostać dla niego prawda? Będzie dobrze.
- Oczywiście uważam, iż mógłby gościć, kiedyby tylko chciał, jednak cóż, zobaczymy, czy zechce sprzedać.

Charlie poprowadziła wampira do wspólnej sypialni i całując delikatnie ułożyła na łóżku. Gaheris poczuł, że teraz czeka go utulenie własnej narzeczonej do snu, co odbyło się bardzo czule oraz bardzo przyjemnie. Zresztą sam także nieco później ułożył się rozmyślając na te wszystkie tematy, które pojawiły się na horyzoncie wydarzeń.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-06-2018, 14:46   #134
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
4 czerwca 1853


Gaheris obudził się obejmowany przez kilka kobiet. Tuż przed nim leżała Charlotta, tuż za którą znajdowała się Florence, wtulona w kasztanowe pukle ghulicy. Do jego pleców przytulała się jedna z dziewczyn starszej.

Mógł się tego spodziewać. Z uwagi na dzisiejszy bal u Pani Sinett postanowili spędzić dzień w domu Torreadorki. Już po wspólnej przejażdżce wiadomo było co zaplanowała dla narzeczonych starsza. Delikatne sugestie i przypadkowe muśnięcia sprawiły, że gdy tylko przekroczyli próg Charlie była bardziej niż gotowa na zaplanowane igraszki. Łoże jeszcze pachniało po tym co miało miejsce chwilę później.

Musiał przyznać, że było to miłe podsumowanie poprzedniej nocy. Okazało się, że Maria Cecilia Agata Anna Josefa Laurenzia Donata Melchiorra Baldassara Gaspara Bandini, księżna Mondragone i 7a hrabina Newburgh pojawi się na przyjęciu Pani Sinett przychodząc ze swoją daleką kuzynką, która ma debiutować tego wieczoru. Do tego Rebecce udało się zapewnić im szlachetnie urodzone kompanki. Dwie przyjaciółki, z których jedna uczona była niegdyś przez Charlottę, z przyjemnością zgodziły się na opiekę narzeczeństwa wyrywając się spod kurateli opiekunek. Panny Diana Somerset i Klaudia de Vere, były spokrewnione z Rebeccą i już stanowiły z uwagi na swoje posagi i rodowody ciekawostkę tegorocznych balów. Charlie miała zadbać by dobrze wypadły podczas swojego debiutu, a Gaheris zadbać o to by skończyło się jedynie na debiucie i ewentualnej wymianie uprzejmości i listów.

Rebecca i Florence po wtajemniczeniu w plany Ashmorów, zadbały o to by pojawiła się plotka o szlacheckim, szkockim rodowodzie Henryego. Teraz trzeba było jedynie zbudować podstawy do tych plotek. Dodajmy, że plotki były akurat absolutnie zgodne z konkretną rzeczywistością. Lecz bywa, że prawdziwa historia bardziej przypomina bajkę, której nikt nie uwierzy. Królewicz, siostrzeniec samego króla Artura, książę Orkadów, Rycerz Okrągłego Stołu, niewątpliwie prawny dziedzic królestwa Logres oraz jego kontynuacji, czyli Wessexu, później zaś Anglii, wreszcie Wielkiej Brytanii. Trzeba przeto było stworzyć nową bajkę, zdecydowanie bardziej przemawiającą do wszelakich niedowiarków.

Ciepła dłoń Charlie wyrwała go z zamyślenia, zanurzając się we włoskach na jego piersi. To było miłe, właściwie wszystko od poprzedniego wieczora było, tyle, że niewątpliwie teraz na wszelkie igraszki nie mieli czasu, ale na buziaka oraz objęcie miłosne owszem. Pocałował mocno ukochaną dziewczynę.
- Mrr, stęskniłem się za tobą - wyznał obiecując sobie, że kolejną noc spróbują ponownie spędzić na łóżkowych sprawach, przynajmniej częściowo.
Charlie wtuliła się w niego całując go mocno. Poczuł jak jej nagie, rozpalone ciało przywiera do jego powoli ogrzewającej się skóry.
- Ja również. Kusiło mnie by cały dzień nie opuszczać łóżka. - Skubnęła ustami jego dolną wargę.
- Jednak musimy - oddał pocałunek, podniósł się z szerokiego łóżka podając kobiecie dłoń oraz pomagając poruszyć. Gdy podnosił się po jego ciele przesunęły się dłonie leżących obok kobiet, a jedna nawet próbowała zatrzymać Charlottę. W końcu jednak szczelina która powstała po ich podniesieniu się zasklepiła się, gdy dziewczęta przywarły do wciąż śpiącej wampirzycy.
- Prawda. Mam dziś nieco do zrobienia. - Charlie przeciągnęła się, eksponując swoje nagie ciało i poprowadziła wampira do pokoju kąpielowego, gdzie czekały na nich już przygotowane stroje.

***


Wynajętą dorożką, zajechali pod dom rodziny de Vere gdzie miały na nich oczekiwać dziewczęta. Narzeczeni przywitali się z rodzicami Klaudii. Panny były całe podekscytowane, jednak widząc Gaherisa nie mogły się już powstrzymać od szczebiotania.


Po krótkiej wymianie uprzejmości, podczas której wampirowi i jego ghulicy z łatwością udało się zjednać sobie przychylność państwa de Vere, powrócili do powozu i już w czteroosobowym składzie wyruszyli na przyjęcie. Niewątpliwie była to zasługa Rebecci. De Vere, nazwisko świadczyło, iż rodzina miała francuskie korzenie, choć pewnie wiele lat temu oraz Somerset, obydwie rodziny z tej wyższej klasy. Panna Somerset na przykład była córką Czcigodnego Georga Somerset, syna Lorda Arthura Somerset, który był synem księcia of Baufort. Obydwie rodziny należały więc do klasy gentlemanów, jednak ich bardzo wysokie koneksje oraz pozycja towarzyska stawiały je bardzo wysoko. Stryj panny Diany FitzRoy James Henry Somerset był obecnie marszałkiem polnym oraz zdobył swój własny tytuł jako lord Raglan. Była także spowinowacona z Wellesleyami. Wprawdzie słynny książę Wellington odszedł już, jednak jego synowie oraz reszta rodziny była nadzwyczaj silna oraz bardzo ustosunkowana. Rodzina Klaudii de Vere miała również bardzo wysokie koneksje. Pewnie obydwie panny należały do niewiast, które wnosiły zarówno bogactwo oraz pokrewieństwo, które liczyło się przy pozyskiwaniu wpływowych stanowisk.

Bal odbywał się w miejskiej rezydencji Państwa Sinett. Sala była już częściowo wypełniona. Mimo iż Charlotta założyła dosyć skromną suknię, zadbawszy o to by Gaheris miał pasującą do niej kamizelkę.


A i para cały czas była razem, przekraczając próg rezydencji trzymając się pod rękę, od samego początku oczy wszystkich skupione były na nich. Cóż, nie było się co dziwić, Charlotta wyglądała ślicznie, zaś jej tiurniura, choć skromna, jednak była elegancka prawdziwie. Rycerz zaś po prostu starał się jej dorównać. Ponadto dwie szlachetnie urodzone panny na wydaniu zawsze wzbudzały dreszczyk podniecenia u mężczyzn tyleż utytułowanych lub co najmniej przystojnych, co niezamożnych, chcących pobawić się posagiem żony. Tym bardziej, iż obydwie dziewczyny mogły się podobać oraz miały wspaniałe maniery. Musiały mieć, kwestia odpowiedniego wychowania. Henry wchodząc uśmiechał się dookoła, miło uchylał cylindra starając się nie zaniedbać nikogo. Ponadto na dzień dobry użył Zachwytu, który działał na większe grupy osób. Chyba jednak nie skupił się wystarczająco w sali pełnej ludzi oraz spojrzeń, bowiem czuł, że coś mu nie wyszło. No jednak pozostawały, jakby co, silniejsze wersje dyscypliny. Póki co jednak witał się odpowiednio oraz niezwykle kulturalnie. Rozpoczął się długi spacer, podczas którego witali się z każdym napotkanym arystokratą. Charlie okazała się znać kilka osób, więc przedstawiała im swojego narzeczonego. Tym sposobem dotarli do Pani Sinett, która spojrzała na Pannę Ashmore lekko z góry. Widać nadal nie była przekonana do obecności ghulicy na swoim przyjęciu.
- Dziękujemy pani za zaproszenie - powiedział Gaheris swobodnym tonem. - Moją narzeczoną, lady Ashmore, już pani zna, proszę pozwolić że przedstawię pani nasze podopieczne na dzisiejszy wieczór, lady … - przedstawił głośno oraz wyraźnie obydwie dziewczyny.
Klaudia i Diana dygnęły elegancko przed gospodynią.
- Miło mi was widzieć. - Przyznała odrobinę niechętnie Sinett. - Proszę bawcie się i korzystajcie ze wszelkich atrakcji.
- Jakaż pani uprzejma
- uśmiechnął się rycerz superelegancko Gaheris zdrowo wkurzony oraz przekonany, iż trzeba będzie pani Sinett pokazać to lub owo. - Chodźmy wobec tego - poprosił panie - poszukamy odpowiedniego towarzystwa.
Szybko udało im się znaleźć. Do Klaudii i Diany podeszło kilku adoratorów, a oni odsunąwszy się na bok mogli spokojnie porozmawiać z innymi opiekunami. Jeden z nich okazał się być klientem banku i tematy szybko popłynęły w kierunku spraw finansowych. Fachowa dyskusja stanowi miłe odprężenie od gadki szmatki. Przy okazji Nadwrażliwością rycerz oglądał aury, czy są tutaj jacyś niecałkiem ludzie. Nie chciał narobić komuś kłopotu. Poszukiwał przyjaciół oraz znajeme osoby, które kiedyś mógł spotkać gdzie indziej. Ponadto wypatrywał księżnej, której rycinę przedstawiała gazeta. Dojrzał ją po dłuższej chwili, przyglądającą się z dystansu jednej z dziewcząt, prawdopodobnie swojej kuzynce. Stała sama, wyraźnie omijana przez towarzystwo, jednak zdawała się tym nie przejmować.


Jej postura i gesty świadczyły o wrodzonej elegancji, a mina zdawała się nie zdradzać żadnych zbędnych emocji. Obydwa spojrzenia spotkały się, arturiański wojownik uśmiechnął się do niej.
- Milady - zwrócił się do Charlotty - panie i panowie, wybaczcie - odezwał się do kontrahenta oraz pozostałych opiekunów debiutantek lekko kłaniając oraz ruszył ku księżnej. Nie musiał używać słów, uśmiech wystarczył, oczywiście uśmiech poparty Zauroczeniem. Wspaniała moc sprawiała, iż poddana jej osoba zachowywała swoją indywidualność, ale stawała na głowie, żeby z czystej miłości, czy wyjątkowej sympatii realizować chęci danego wampira. Podszedł do niej blisko, lekko się kłaniając. Maria uśmiechnęła się do zbliżającego się w jej stronę wampira.
- Witam… - Chciała coś powiedzieć, ale Gaheris jej przerwał.
- Porozmawiajmy proszę na tarasie - wskazał miejsce, gdzie akurat nikogo nie było oraz można było spokojnie podyskutować. - Jestem wszak przyrodnim twoim bratem, widywaliśmy się już niejednokrotnie, nazywam się Henry Ashmore - dodał tak cichutko, że tylko ona mogła usłyszeć, ale te słowa zostały poparte Pamięcią opoja, która potrafiła modyfikować pamięć. Świetna dyscyplina potrafiła wprowadzić do umysłu odpowiednią wiedzę. Później należało podczas dyskusji jeszcze wtłoczyć Dominacją Fałszywą wolę oraz ugruntować przekonanie, że książę Vincenzo polecił przekazać jej hrabstwo swojemu przyrodniemu synowi. Kwestia wyłącznie wpływu na umysł oraz powtarzania odpowiednich treści. Dodajmy jeszcze, iż włoska dama powinna pałać szczerym uczuciem do napotkanego krewniaka.
- Och… - Widać było jak umysł hrabiny męczy się, starając się dostosować do nowych wspomnień. - Tak… chyba coś kojarzę. Bardzo się zmieniłeś. Co tam u… twojej matki? - Widać było, że głowa Marii ma chęć do współpracy ale potrzebuje nieco wsparcia.
- Niestety droga siostro, Wasza książęca Mość, nie żyje - wyznał smutno. - Pamiętasz - mówił dalej cicho. - Jak byłem urodzony tu przed odejściem ojca. Byłaś wtedy, jak mi powiedziano przy mnie, później zaś pomagałaś finansowo. Spotykaliśmy się za każdym razem. Poprzednim razem, kiedy byłaś, wspomniałaś, iż przekażesz mi hrabstwo Newburgh, ponieważ takie było życzenie ojca oraz takie jest twoje - spojrzał prosto na nią wsączając fałszywą wolę, zaszczepiając mocno w jej umyśle ową decyzję. - Zresztą dla ciebie wygodniej przebywać na italskiej krainie. Pamiętasz Szkocję, my razem, wrzosy wspaniale pokrywające pola - budował wspomnienia kobiety. - Jedziemy bryczką oglądając pagórki. Staraliśmy się wszystko ukrywać, jakiekolwiek pokrewieństwo, dopóki nie zdecydujemy, że wreszcie powinniśmy się ujawnić. Oraz masz rację, zmieniłem się, wydoroślałem, ale ty jesteś zawsze tak samo urocza. Opowiadałaś mi, jaka piękna jest Italia, jakie ciepłe dni są, przeciwnie do właśnie angielskich, mówiłaś że jako włoska księżna wolisz przebywać tam i właściwie cieszysz się, że będzie mogła oddać opiekę nad hrabstwem komuś innemu. Uważam także, iż nadszedł czas byśmy przedstawili szczerze pod koniec balu nasze pokrewieństwo właśnie.
- Tak… byłeś uroczym chłopcem. Ciotka Elsa bardzo cię lubiła… obecnie mieszka w majątku, bardzo się ucieszy, że postanowiłeś wrócić
. - Kobieta uśmiechnęła się do fałszywych wspomnień. - Poopowiadasz mi trochę? Co robiłeś od… od… - Widać było, że nie potrafi zidentyfikować momentu rozstania.
- Po naszym poprzednim spotkaniu w Szkocji? Wtedy przed bramą … taaaak, cóż, sama wiesz, że bywałem w młodości trochę narwany. Pamiętasz jak zabrałem konia i pogalopowałem przez pola płosząc pasące się owce? Wpadłem wtedy, no wiesz, do dołu, gdzie rolnicy wyrzucają nieczystości. Byłaś zła, ale śmiałaś się, bo byłem taki poobijany oraz wybrudzony. Jednak wracając do tego, co robiłem, kiedy postanowiłem udowodnić, co to nie ja. Muszę powiedzieć, że zawziąłem się w sobie. Wiesz, byłem uparty. Zacząłem pracować w bankowości. Obecnie jestem jednym z dyrektorów banku. Nie wiem, czy w Italii to uchodzi szlachcie, ale u nas już się nie patrzy tak krzywym okiem, jak kiedyś. Pracuję w bankowości oraz nawet się zaręczyłem z panną bardzo poważną oraz z dobrego domu, lady Ashmore. Czy pozwolisz, że przedstawię cię swojej narzeczonej oraz kilku znanym mi osobom
? - spytał. - Jeśli chcesz, mogę przedstawić także twoją podopieczną, jakby bowiem nie było, jest moją kuzynką. Nie znam jej wprawdzie osobiście, jednak jeśli nasz przedstawisz sobie, postaram się zapoznać ją z kilkoma osobami tutaj. Rodzinę trzeba szanować oraz wspomagać oczywiście.
- Oczywiście! Powinniście się poznać… to straszne ale chyba jej o tobie nie wspominałam
. - Kobieta wydała się być szczerze zmieszana. Sama nie rozumiała swego zachowania. - Amando!

Dziewczyna obróciła się i widząc ciotkę rozmawiającą z jakimś mężczyzną, ruszyła w ich kierunku.
- Nie ma problemu siostro. Umawialiśmy się, że utrzymamy rodzinne sprawy w sekrecie, choć przyznaję, iż nie przypuszczałem, że nie powiesz także rodzinie.Cóż, zawsze byłaś bardzo skrupulatną oraz zasadniczą siostrą, ale zawsze też nie wyobrażałem sobie lepszej siostry od ciebie - uśmiechnął się do Włoszki zanim dziewczyna przyszła, ażeby rozproszyć zaambarasowanie księżnej oraz dać jej pozór racjonalnego opisania sprawy.
Hrabina przytaknęła.
- Amando chciałabym ci przedstawić mojego przyszywanego brata, Henry’ego Ashmore. - Hrabina uśmiechnęła się do młodej dziewczyny. - Nasze drogi rozeszły się tak dawno temu iż myślałam, że opuścił nas na dobre. Okazuje się jednak, że ten maruder po prostu zaniedbywał relacje rodzinne.
- Przyszywanego brata
… - Amanda spojrzała na wampira z odrobiną powątpiewania.
- Cóż, Jego Wysokość poprzedni książę, był moim ojcem, usynowił mnie, droga kuzynko, ale razem z Jej Wysokością, księżną hrabiną moją siostrą ustaliliśmy, iż nie będziemy specjalnie tego rozgłaszać aż do czasu, gdy się na to zdecydujemy, zaś później, cóż, oczywiście ma rację - wskazał na dystyngowaną panią - trochę postanowiłem oprzeć się na swoich nogach. Jednak tutaj spotkaliśmy się oraz uważam to za niezwykle miłą okoliczność. Oraz cieszę się, iż mogłem poznać także ciebie - skłonił się, całując kurtuazyjnie dłoń, czarująco uśmiechając, jak to tylko przystojniaki potrafią.
 
Kelly jest offline  
Stary 09-06-2018, 13:49   #135
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dziewczyna zarumieniła się.
- Cieszy mnie, że się odnaleźliście. - Uśmiechnęła się. WIdać było, że nadal ma odrobinę wątpliwości, ale bardzo chce wierzyć przystojnemu wampirowi.
- Dziękuję ci kuzynko, a teraz niech panie mi pozwolą, że przedstawię was swojej narzeczonej oraz oczywiście wzajemnie - wampir uznał,iż póki co nie ma sensu dotykać dziewczyny Zauroczeniem, choć nie wykluczał konieczności dalszego stosowania. Skoro Amanda była siostrzenicą, to musiała być siostrzenicą także dla niego. Sprawdził, iż księżna hrabina nie miała braci. Inaczej nie rozważałby zbliżenia się do niej. Siostry miała chyba w Italii, więc Amandę albo właśnie przywiodła z Italii na zasadzie, żeby dziewczyna poznała świat, albo była Amanda jednak dalszą krewną, nazywającą księżnę Marię ciotką wyłącznie grzecznościowo. To jednak miało się dopiero okazać. Tak czy siak planował pozyskać całą rodzinę księżnej.
Obie kobiety przytaknęły. Księżna ujęła Gaherisa pod ramię, a Amanda ruszyła o krok z tyłu. Kiedy podeszli do stojącej grupki opiekunów okazało się, iż ta nieco zrzedła. Widocznie państwo opiekujący się młodymi pannami na wydaniu uznali, iż trochę rozrywki także im się właściwie należy. Aczkolwiek dalej parę osób stało oraz rozmawiało z Charlotta, kiedy Gaheris, księżna hrabina, lady Amanda podeszli do nich. Wszystkie oczy obróciły się w ich kierunku. Ostatecznie Maria Cecilia Agata Anna Josefa Laurenzia Donata Melchiorra Baldassara Gaspara Bandini, księżna Mondragone i 7a hrabina Newburgh była wielką panią, arystokratką pełną gębą, którą przyjmowano by pełnym szacunkiem na każdym dworze. Wcześniej stała samotnie, pewnie odbierana była więc jako osoba bardzo dumna. Tymczasem właśnie ta dumna osoba podeszła tutaj do tej grupy, przy niej pewnie młodsza podopieczna.
- Moja droga pani - ukłonił się Charlotcie. - Pozwól, że przedstawię ci swoją przyrodnią siostrę, Marię księżną Mondragone i hrabinę Newburgh oraz moją kuzynkę lady Amandę - uff szczęście że byli przyszywanymi kuzynami, ponieważ mógł ją przedstawić jako lady oraz wyłącznie imieniem. Przy rodzinnych relacjach taka poufałość była poniekąd dopuszczalna. - Droga siostro, kuzynko, to jest panna Charlotta Ashmore, kuzynka mojej mamy - wspomniał to, żeby wyjaśnić kwestię identycznego nazwiska. Ponadto wiele osób wcześniej słyszało, iż byli spokrewnieni. Jeśli więc kłamać, to przy kłamstwie powinno się łgać absolutnie minimalnie.
- To zaszczyt Panie poznać. - Charlotta dygnęła elegancko. - Hrabino, Lady. - Skłoniła się obu kobietom. - Henry wiele o Pani opowiadał. - Uśmiechnęła się do Marii.
- Naprawdę? - Hrabina odrobinę się zmieszała. - Ja… muszę przyznać, że kontakt się nam urwał. Pozostaje mi mieć nadzieję, że były to ciepłe słowa.
- Oczywiście.
- Ghulica uśmiechnęła się, a Gaheris poczuł jak roztacza wokół swój czar. Kilka stojących obok osób uśmiechnęło się sympatycznie słysząc ciepłą rodzinną wymianę uprzejmości.
- Panie i panowie - zwrócił się Gaheris do owej gromadki. - Nasze relacje były dotąd ukrywane. Jeśli można, prosiłbym póki co państwa o dyskrecję w owej sprawie - uśmiechnął się miło licząc oczywiście na to, iż owa dyskrecja zachowana nie będzie. Prawdopodobnie ktoś z owej grupki będzie się uważał za strażnika nabytej wiedzy oraz postanowi dodać jeszcze kilku kolejnych strażników dla większego bezpieczeństwa wspomnianego sekretu. Potem już plotka pójdzie dalej. Elita wiktoriańska żywiła się plotkami oraz skandalami, zaś nowe tajemnice witane były bardzo miło.
- Droga siostro, kontakt wprawdzie, jak mówisz, nam się urwał, przyznaję z mojej winy, jednak naprawdę o rodzinie mówiłem wyłącznie dobrze, możesz być pewna. Właściwie nie spytałem, kiedy przybyłaś do naszego pięknego Londynu?
- Przed tygodniem. Jednak nie planuję zabawić tu zbyt długo. Przyjechałam głównie z uwagi na Amandę i jej debiut.
- Uśmiechnęła się do dziewczyny.
Wokół natomiast zaczęły krążyć plotki, cicho przeskakując od grupki do grupki.
- Czyżby kuzynka Amanda przybyła z tobą z Italii? - zdziwił się chcąc uzyskać większą ilość informacji.
- Nie. Amanda mieszka tutaj wraz ze swymi rodzicami, ale bardzo jej zależało bym była przy jej debiucie.
Stojąca obok dziewczyna zarumieniła się. Wcale zresztą rycerz jej się nie dziwił. Patrząc na artykuły prasowe, odpowiedni debiut stanowił marzenie każdej dziewczyny, zaś obecność księżnej jako opiekunki właściwie to spokojnie gwarantowała. Rozejrzał się wokoło szukając spojrzeniem Rebeccki, Claudii, Diany oraz innych sobie znanych pań. Jego podopieczne były niedaleko. Rozmawiały z jakimiś mężczyznami. Rebecci nigdzie nie było widać, ale zapowiadała że pewnie nie da rady się pojawić.
- Jeśli pozwolisz siostro, zapoznam Amandę z dwoma kuzynkami mojej bardzo dobrej znajomej, lady Claudią de Vere oraz lady Dianą Somerset - wymienił bardzo znane nazwiska czołowych familii. - Obydwie debiutują balem oraz obydwie zostały powierzone naszej pieczy - objął lekko Charlottę - przez ich rodziny. Przypuszczam, że lady Amanda będzie się doskonale czuła w towarzystwie swoich rówieśniczek, które mają podobne oczekiwania. Ponadto poznanie takich przedstawicielek dostojnych rodzin zawsze jest wskazane.
- Oczywiście. To wspaniały pomysł.
- Hrabina przytaknęła. - A może my porozmawiamy chwilkę? - Uśmiechnęła się do Charlotty. - Z przyjemnością poznam narzeczoną mojego brata.

Charlie przytaknęła i razem z Marią ruszyły w kierunku stołów z ponczem. Oczywiście wiadomo, rycerz przekonany był, iż Charlotta sobie poradzi doskonale, on zaś prowadził kuzynkę do niewielkiego grona, które dyskutowało na tysiąc absolutnie błahych tematów. Przynajmniej takimi właśnie wydawały się Gaherisowi. Kiedy podchodzili obydwie dziewczyny uniosły spojrzenie, zaś momencik później powtórzyło gest kilku gentlemanów, którzy właśnie z nimi rozmawiali na temat odpowiedniej barwy apaszki do niebieskiego stroju. Wszakże przerwali wymianę opinii na widok zbliżającego się kuzynostwa. Elegancki bowiem rycerz podszedł gracko skłaniając się.
- Panie, panowie, wybaczcie że przeszkadzam w ożywionej dyskusji - ponownie powitalnie skinął. - Lady de Vere, lady Somerset, pozwólcie, że przedstawię wam lady Amandę, moją uroczą kuzynkę oraz siostrzenicę księżnej Mondragone. Debiutującą na tym miłym balu - dodał. - Kuzynko, poznaj proszę obydwie damy, które elegancją, tudzież urodzeniem, wyróżniają się wśród pań całej Wielkiej Brytanii. Lady de Vere, lady Somerset, proszę, przyjmijcie do swojego grona moją kuzynkę. Będę bardzo wdzięczny za waszą uprzejmość. Liczę, iż przedstawicie ją reszcie towarzystwa - zakładał, iż dziewczyny chętnie przyjmą do swojego grona kolejną, która przeżywała takie same obawy, jak one. Panowie zaś oczywiście powinni wręcz pałać entuzjazmem. Kolejna dziewczyna to dla nich był kolejny posag. Oczywiście istniały wyjątki, jednak stanowczo lepiej było uważać. Gaheris może miał lipną rodzinę, ale traktował swoje obowiązki poważnie. Skoro wpraszał się do czyjegoś rodu, planował wziąć na siebie prawdziwe obowiązki opieki. Chciałby przeto, żeby zarówno Amanda, jak również powierzone chwilowej opiece dziewczęta, odniosły sukces, po kolejne zaś aby znalazły kogoś naprawdę wspaniałego lub przynajmniej przyzwoitego oraz kochającego.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-06-2018, 13:16   #136
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Nie pomylił się nawet jeśli dziewczyny nie byłyby przekonane do branie kogoś do swego towarzystwa, to na pewno nie chciały odmawiać przystojnemu wampirowi. Szybko zagarnęły Amandę do siebie i przedstawiły towarzyszącym im dżentelmenom. Natomiast wampir nie chciał się narzucać innym. Skoro zaś stały sobie osobno panie: Charlotta oraz Mondragone, osobno Amanda przy Klaudii oraz Dianie, po prostu podziękował grzecznie oraz stanął sobie na boku zakładając po prostu, iż wystarczająco narobił zamieszania oraz więcej nie musi się specjalnie produkować. Posyłał zabójcze uśmiechy paniom natomiast panom poparte Prezencją skinięcia, szczególnie jeśli wyglądali na lepszą warstwę. Widać było, że rozmowa rozkręciła się na dobre. Trochę obawiał się mężczyzny rozmawiającego z Dianą. Zbyt chętnie skracał dystans, a był na tyle przystojny, że dziewczynie to nie przeszkadzało. Dał chwilkę im jeszcze, ale skoro rzecz się nie zmieniła, po prostu bezczelnie wykorzystał sytuację, iż orkiestra zaczęła grać jakąś muzyczkę. Oczywiście walcem byłby zainteresowany jedynie ze swoją narzeczoną, przynajmniej pierwszym. Jednak akurat orkiestra zaczęła grać coś bardziej neutralnego. Podszedł więc do niej.
- Milady, czy zaszczyci mnie pani tym tańcem - powiedział nie patrząc na niewątpliwie wkurzonego mężczyznę. Problem był taki, iż gdyby nawet pocałowali się, mężczyzna mógł oczekiwać, iż dla ratowania honoru córki rodzina pozwoli na niechciane małżeństwo. Dlatego byli tacy, którzy starali się postawić młodą kobietę w sytuacji niezręcznej, w której tylko ślub mógł ocalić ją przed oceanem plotek. Istniały osoby, które plotki miały gdzieś, jednak były bardzo ustawione lub nie mające chęci do spotykania wysoko postawionych szlachciców. Większość młodych kobiet jednak pragnęła czegoś dokładnie innego. Dla nich takie coś byłoby straszną sytuacją, podobnie dla wielu rodziców. Oczywiście młode kobiety doskonale zdawały sobie sprawę, ale co innego zdawać, co innego ulec czarowi, szczególnie na swoich pierwszych spotkaniach towarzyskich. Dlatego właśnie opiekunowie powinni reagować. Diana zgodziła się odrobinę zaskoczona i dała poprowadzić w tańcu. Z parkietu widział zirytowanego mężczyznę, ale też zaskoczone Marię i Charlottę. Wyjaśni potem. Potrafił tańczyć. Uczył się nieco ze swoją piękną Charlottą. Przede wszystkim jednak miał naturalną gibkość pozwalającą prowadzić partnerkę bardzo swobodnie.
- Proszę wybaczyć lady Somerset, mam nadzieję, iż taniec ten nie przeszkodził pani w czymkolwiek istotnym, o czym oczywiście powinna pamiętać młoda dama. Świetnie pani tańczy - dodał po chwili bardzo uprzejmie oraz oczywiście prawdziwie.
- Nie, w niczym Pan nie przeszkodził. - Diana była cała zachwycona, że może zatańczyć z tak przystojnym mężczyzną.
- Wobec tego cieszę się, lady Diano - uśmiechnął się oraz skupił się na eleganckich ruchach wedle rytmiki muzyki. Czuł, że będzie trzeba dobrze pilnować panny Somerset. Mimo, że był jej opiekunem, przywarła do niego mocno w tańcu. Po balu w operze, wiedział już że damy nie pozwalają sobie na taką poufałość i dziewczyna też nie powinna. Szczęśliwie prowadząc jako tako kontrolował ruchy, więc mógł zachować względnie rozsądny dystans, albo próbował przynajmniej to uczynić. Pannę Dianę trzeba było pilnować oraz za skarby nie brać owej kobiety pod jakąkolwiek opiekę. Później planował zabrać na rozmowę owego smalącego cholewki nieznanego gentlemana. Taniec się skończył i pary zaczęły się mieszać. Panowie prosili inne Panie, niektóre dziewczęta odchodziły by ochłonąć. Natomiast rycerz odprowadziwszy lady Somerset podszedł do owego mężczyzny, który próbował uwieść Dianę.
- Mogę pana prosić, sir, na chwilkę rozmowy na taras? - planował po prostu porozmawiać z nim używszy wampirzego przestrachu, jeśli zaś tamten odmówiłby, miał inny pomysł, zdecydowanie bardziej wredny, wykorzystujący sferę Dominacji. Prosty rozkaz: “Głośno przeklnij”, “albo “Krzycz: Jestem głupi!” wypowiedziany cicho powinien załatwić sprawę, żeby tamten ośmieszył się oraz żeby lady Diana przestała się nim interesować kompletnie. Mężczyzna wydawał się lekko speszony, ale poszedł za wampirem. Odezwał się dopiero gdy znaleźli się na tarasie.
- Czy mogę jakoś Panu pomóc? - Odezwał się spokojnie, jednak cały czas zerkał w kierunku opuszczonej sali.
- Zdecydowanie może pan. Pan pozwoli, jestem Henry Ashmore, czy mogę wiedzieć, z kim odbywam tą rozmowę? Ale to w sumie nieważne - zreflektował się wampir. - Otóż mam do pana prośbę, którą proszę potraktować jak polecenie. Niech nigdy, ale to nigdy nie zbliża się pan ani do lady Diany, ani do lady Claudii, ani do lady Amandy, rozumiesz pan? - mówiąc to wysyczał wręcz owe słowa, zaś spojrzenie błysnęło mu chłodem używając dyscypliny Prezencji Przerażającego spojrzenia. - Proszę ewentualnie spróbować z kimś innym, kimś bardziej doświadczonym oraz potrafiącym się bronić, może choćby gospodynią panią Sinett - mówiąc to użył kolejnej dyscypliny zwanej Dominacją usiłując Wsączyć mu Fałszywą wolę. Przypuszczał, iż Sinett ewentualnie postawi go do pionu, bowiem wydawała się osobą wyjątkowo kostyczną.
- Edward Howard. - Spokojnie wymienił nazwisko należące do angielskiej arystokracji. - Obawiam się, że Pani Sinett jest już w zbyt zaawansowanym wieku.
- To już pana sprawa, stanowczo nie będę się narzucał
- spojrzał na niego Nadwrażliwością oglądając aurę. Zasadniczo jeśli się oparł, musiał być wampirem, albo stało się coś kompletnie niezwykłego. - Mnie interesuje tylko, żeby zostawił pan te trzy panie.
Edward nie był wampirem, ale był ghulem.
- Jeśli tego pan sobie życzy. - Przyznał niechętnie. - Choć noszę bardzo zaszczytne nazwisko i z pewnością, te damy by nie żałowały kontaktów ze mną.
- Pozostaję pełny szacunku wobec pańskiego nazwiska oraz pańskiego Sire
.

Howardowie rzeczywiście byli czystą angielską arystokracją. Edward Howard musiał należeć do owego rozrodzonego rodu, skoro jednak nie wymienił jakiegokolwiek tytułu, musiał być młodszym synem. Ale ogólnie rzeczywiście ród był bardzo potężny. Obecnie kilku jego przedstawicieli zasiadało na ławach Izby Lordów. Choćby Henry Howard, 2i Earl Effingham, albo Henry Charles Howard, 13y Duke of Norfolk. Nieczęsto się to zdarzało, nawet przy potężnych klanach, zaś jeszcze kilku innych jego członków posiadało tytuły, choćby honorowe. Zaś jego pan, hm … nie wiadomo, kim był, więc lepiej było zachować ostrożność.

Mężczyzna na słowo Sire, lekko się wzdrygnął, od tej pory przyglądał się Gaherisowi uważniej.
- Te damy są pod moją obecnie opieką, zaś ich rodzice stanowczo nie życzyliby sobie, of by ich córki w jakikolwiek sposób ucierpiały, nie tyle ze względu na relacje z panem, ale ze względu na plotki, które jak pan wie, potrafią bardzo mocno uderzyć.
Nie chciał mieć rozprawy z jakimś wampirem, który uznałby, że zbyt ostro potraktował jego ghula. Jednak dobierając się do jego podopiecznych ghul wchodził na jego podwórko, więc miał prawo zrobić, to co właśnie zrobił. Oczywiście nie przeginając. Choć szczerze mówiąc paniczyk mu się średnio podobał. Owszem, mógł być Howardem, którzy mieli wielu wybitnych przedstawicieli, ale wśród licznego rodu wielu stanowiło klientów swoich magnackich kuzynów. Ten pan chwalił się nazwiskiem, jednak manier nie miał zbyt wielkich. Znajomości heraldyki także. Może nie skojarzył, że lady Diana Somerset należy do tych Somersetów, których głową był diuk Beaufort. Zaś Claudia de Vere mogła się poszczycić prawdopodobnie najstarszym, albo jednym z najstarszych rodowodów Anglii. Pierwszy Aubrey de Vere, 1-y Earl Oxford otrzymał swój tytuł w XII wieku. Sama zaś rodzina przybyła do Anglii w 1066 roku podczas ataku Wilhelma Zdobywcy będąc już znacznymi dostojnikami normandzkimi. Wprawdzie ostatni hrabia, 20-y kolejno noszący również imię Aubrey, pozostawił 150 lat temu jedynie córkę, na którą przeszedł tytuł, ale nazwisko de Vere nie skończyło się. Diana Beauclerk, Dussessa of St Albans, córka wspomnianego earla Oxfordu dochowała się całkiem ładnej gromadki dzieci. Jej trzecie dziecko otrzymało imię Vere. Syn ów służył w brytyjskiej flocie oraz po zostaniu admirałem otrzymał także własny tytuł barona Vere, lub nawiązując do dawnych czasów de Vere. Czyli Vere de Vere, dosyć ciekawe. Przy okazji admirał znany był także z działalności charytatywnej opiekując się porzuconymi dziećmi jako wiceprzewodniczący fundacji. Jego najstarszy syn odziedziczył później także tytuł diuka St Albans. Jednak niektórzy potomkowie woleli się opisywać jako de Vere. Przeto stanowczo, mości Edward Howard nie trafił na jakichś hołyszów, ale bardzo utytułowane rodziny. Wprawdzie bez tytułów szlacheckich, jednak niezwykle ustosunkowane oraz posiadające odpowiednie pokrewieństwa. Pojęcia nie miał tylko, jak przy lady Amandzie, jednak skoro była siostrzenicą księżnej Mondragone też nie mogła wyskoczyć sroce spod ogona. Inna kwestia, że zdarzały się mezalianse, kiedy córka bogatego kupca wychodziła za szlachcica, jednak jeśli ojciec dziewczyny był odpowiednio bogaty, przymykano oko. Trzeba było na temat Amandy pozyskać jakieś informacje, uznał wampir.
- Wybaczy Pan jeśli moje zachowanie było niewłaściwe. Nie posiadam Sire. - Powiedział cicho Howard. Prawdą było, że jeśli był ghulem nie mógł tytułować wampira w ten sposób. - Ale mój Pan byłby niepocieszony gdybym naraził się komuś z rodziny. - Skłonił się lekko, tak by nie przyciągnęło to zbyt wiele uwagi.
- Rozumiem, wykazał pan tutaj odpowiedni szacunek wobec swojego Pana.
Wampir lekko oddał mu skinienie, jakim spokojnie można się było darzyć na zasadzie wzajemnego szacunku.
- Kto jest twoim panem?
- Pan Beathan
. - Odezwał się cicho.
- Pan Beathan - powtórzył wojownik kompletnie zdziwiony. - Słyszałem to imię wiele lat temu. Poznaliśmy się - przypominał sobie. Młody chłopiec, który kręcił się obok Pani Jeziora. Jeszcze wiele eonów temu za czasów Króla Artura. Co on tutaj robi? - Poznaliśmy się kiedyś, dawno temu. Warto byłoby odnowić znajomość? - powiedział uprzejmie. - Czy szanowny pan Beathan jest Ventrue, a może Toreadorem, można go spotkać przy jego wysokości księciu? - spytał wpatrując się w niego. Starał się odczytać jego myśli.
- Pan Beathan przebywa obecnie w Szkocji. - Odpowiedział krótko Edward. Nie wiedział do jakiego klanu należy jego Pan, ale przysłał tu go na przeszpiegi. - Jeśli takie jest Pańskie życzenie mogę posłać mu list.
- Bardzo chętnie. Musimy się koniecznie spotkać, bym panu doręczył ów list. Gdzie pan mieszka w pięknym Londynie, czy zastanę pana w ciągu kilku dni, bym doręczył ów list szanownemu Beathanowi
? - skoro go tutaj nie było podczas tych wydarzeń, więc Beatchan nie był owym poszukiwanym wampirem. Więc już coś. Przeszpiegi zaś, no cóż, normalna sprawa, skoro doszły do niego słuchy na temat całego zamieszania.
- Zatrzymałem się u rodziny. - Edward podał adres rezydencji, należącej do Howardów, znajdującej się niedaleko Westminsteru. - Na pewno jeszcze czas jakiś pozostanę w Londynie.
- Wobec tego do zobaczenia
- zapamiętał adres pałacu. Skinął. Potem spokojnie powrócił na salę balową kierując się ku księżnej hrabinie oraz pięknej Charlotcie. Skłonił się zręcznie.
- Wybaczcie panie drobną przerwę, musiałem wyprostować pewnego zbyt trochę natarczywego pana, który na moment zapomniał się. Wszystko już jednak zostało oczyszczone. - Wesoło dodał - Mam nadzieję, iż nie obmawiałyście mnie bardzo?
- Nie.. choć zbiło mnie z tropu iż nie tańczysz ze swą narzeczoną Henry
. - Maria spojrzała na Charlottę ale ta uśmiechnęła się tylko.
- Dobrze, że udało się wszystko wyprostować.
- Przepraszam, że cię zaniedbałem kochanie, ale dla ciebie będą wszystkie trzy walce grane podczas tego spotkania
- odpowiedział Charlotcie. Później zaś płynnie przeszedł do księżnej - Natomiast tam, no cóż, musiałem przerwać natychmiast pewne nieprzystojne zachowanie. Tak tak, wiem, pewnie powiesz mi, że w młodości to ja byłem wielki urwipołeć, który nie przejmował się prawidłami etykiety. Ale jednak zmieniłem się. Wielka zasługa panny Ashmore - wskazał dziewczynę.
Charlie oparła mu dłoń na ramieniu.
- Już nie chwal mnie tak. - mrugnęła do niego, a Maria ucieszyła się na tą życzliwość.
- Och gdybyście mogli poznać mojego Roberta, niech Pan świeci nad jego duszą. Ten to dopiero był podrywacz. - Machnęła dłonią. - Bawcie się a ja podoglądam naszych dziewcząt.
- Wobec tego dziękujemy za twoją pomoc, droga siostro. Cieszę się naszym spotkaniem
- powstał skłaniając się przez Charlottą. - Panno Ashmore, czy pozwoli pani, bowiem właśnie będą zaczynać walc.

Piękna panna Charlie przyjęła podaną dłoń i dała się poprowadzić do tańca. Mimo skromnej sukni przyćmiewała urodą wszystkie debiutantki.
Walc wiedeński był tańcem dla konserwatystów zbyt bliskim, przepełnionym erotyką. Nawet nieco bardziej stonowany angielski także im się nie podobał. Jednak pomimo tego taniec ów szturmował salony. Stanowił kwintesencję relacji pięknych pań oraz przystojnych panów. Wszyscy czekali na walca na każdym balu, ale zwyczajowo grano go jedynie parę razy. Panie zapisywały sobie swoich partnerów balowych na specjalnych karteczkach, panowie zaś mieli się okazję poruszyć przed potencjalnymi partnerkami, niczym kolorowe pawie przed swoimi pawicami. Gdy wampir ze swą narzeczoną zaczęli krążyć w tanecznych krokach, pary wokół odsunęły się dalej. Nikt nie chciał konkurować z nienaturalnie piękną parą.
- Muszę ci się do czegoś przyznać. - Charlie odezwała się tuż przy jego uchu. - Nigdy nie miałam debiutu.

Zasadniczo ciężko, żeby miała. Wcześniej pracowała w służbach, potem była nauczycielką. Ale teraz była bardzo bogatą kobietą, jednak nie debiutującą nastolatką.
- Wydaje mi się, kochanie, że to niechaj będzie nasz wspólny debiut, choć znacznie ważniejszy będzie przed samą królową, czyli coś, czego mogą sobie jedynie wymarzyć będące tutaj panie, przynajmniej znaczna ich część - mówił równie cichutko. - Jesteś piękna, przyćmiłaś wszystkie debiutantki.
- Odbijam sobie za te wszystkie lata gdy na to czekałam
. - Zaśmiała się cicho, dając się prowadzić. - Widziałam, że powiodło ci się z Marią.
- Popracowałem nad nią co nieco, nie chcę przesadzać, bowiem wydaje się dystyngowaną nico, jednak dobrą kobietą
- przyznał. - Tym bardziej, iż będę musiał to samo uczynić potem z rodziną Amandy oraz przede wszystkim rodziną szkocką. Tam podobno żyje jeszcze ciotka Elsa. Musi być starsza nawet od samej księżnej - mówił oczywiście cały czas bardzo cicho. - Planuję po pierwsze odwiedzić rodzinę Amandy, po drugie musimy jechać do Szkocji, po jednak trzecie, wyjeżdżając powrotnie, musimy zajechać albo do Carltona, albo do siedziby księcia, albo do Florence. Wydaje mi się, że też po walcu powinniśmy zgodzić się na tańce z klientami banków, ich żonami, zaś ja dodatkowo z kuzynką Amandą oraz Claudią, żeby nie poczuła się mniej istotna.
- Myślę, że dziś przenocujemy w Londynie, możesz wybrać gdzie byś wolał. A co do tańców, cóż… już taka moja dola, że muszę się tobą dzielić
. - Mrugnęła do niego. - Ale uważaj będę potem oczekiwała wynagrodzenia.
- Haha, wobec tego wracamy do Florence, żeby owo wynagrodzenie było jak największe
- lekko się uśmiechnął. Przypuszczał, iż biorąc wszystko pod uwagę zaproszenia się sypną. Ten taniec oraz plotki powodowały, iż pewnie stali się towarzyską atrakcją, przynajmniej póki nie przebije ja kolejna plotka. - Ale to nie jedyny powód. Florence będzie ciekawa, jak poszedł bal, ponadto muszę przekazać jej parę rzeczy, powiem kiedy będziemy jechać - wyszeptał narzeczonej, kiedy akurat podczas którejś figury jej ucho zbliżyło się do jego ust.
- Wobec tego trzymam cię za słowo. - Charlie odsunęła się gdy taniec się skończył i już po chwili znalazł się obok nich jakiś mężczyzna. Gaheris rozpoznał w nim jednego z klientów banku. Skłonił się przed ghulicą.
- Czy mogę prosić Panią do tańca? - Wyciągnął dłoń, spoglądając pytająco na Gaherisa.

Uśmiechając przekazał wojownik jej dłoń owemu panu. Przekonany był, iż wielu mężczyzn spogląda na owego klienta zazdrośnie bardzo, oj bardzo bardzo. Pewnie oznaczało to, że Charlotta będzie więc rozrywana przy następnych kawałkach muzyki. Ale to tylko super! Chyba każdy mężczyzna cieszy się, iż jego ukochana wzbudza podziw oraz jest hołubiona przez innych panów.
- Sir - lekko skinął - oddaję panu na ten taniec najpiękniejszą dłoń na parkiecie - powiedział wesoło rycerz, po czym sam ruszył do panny Claudii, potem zaś do Amandy, potem do jeszcze innych pań, które były zainteresowane tańcem. Chciał porobić jak najwięcej znajomości. Kiedy zaś pomiędzy tańcami pojawiała się przerwa zamieniał kilka uprzejmych słów z gentlemanami, jeśli trzeba, traktując Zauroczeniem.
 
Kelly jest offline  
Stary 15-06-2018, 16:43   #137
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Po odbyciu tańców ze swymi podopiecznymi, zauważył że nieopodal nich zaczynają się kręcić damy, najwyraźniej chcąc wpaść wampirowi w oko. Zapowiadało się, że jeśli nie opuszczą balu sami, to prawdopodobnie do samego końca będą tańczyć. Gdy tylko wybrał którąś z pań, wszystkie inne spoglądały na nią zazdrośnie i zaczynały intensyfikować swoje działania. Już po kilku tańcach zauważył jednak, że Charlotta zniknęła z parkietu. Odnalazł ją, spoglądając między tańczącymi parami, na tarasie. Była zmęczona ale siedziała razem z Marią i wspólnie spoglądały na rozmawiające z mężczyznami debiutantki.
- Czy można się przysiąść? - spytał podchodząc do pań. Martwił się o Charlottę, w jej stanie być może nie można sobie było pozwolić na większe wymęczenie ciała. Mogli odpocząć oraz wrócić na parkiet, ale mogli także opuścić bal, oczywiście razem z panną Claudią oraz panną Dianą. Potrzebował się jeszcze umówić z Marią na kolejne spotkanie. Zresztą może Charlie to już uczyniła podczas rozmowy?
- Oczywiście Henry. - Maria wskazała fotel, między nią, a Charlottą. - Twojej narzeczonej zakręciło się w głowie, więc postanowiłyśmy się przewietrzyć. Powinnaś więcej jeść moja droga, jesteś taka wiotka.
Charlie uśmiechnęła się spoglądając błagalnie na Gaherisa, najwyraźniej musiała słuchać podobnych reprymend od dłuższej chwili.
- Damom nie wolno się przepracowywać. - Maria kontynuowała gdy tylko wampir zajął miejsce. - Na pewno przez to nie jadasz regularnie. Właśnie tłumaczyłam, że musicie przyjść do mnie na obiad. Nawet późny, bo Charlotta cały czas powtarza, że pracujecie do późna. Odpoczniecie, najecie się. Mogłabym zaprosić Amandę wraz z jej rodzicami, na pewno chętnie by cię poznali i oczywiscie Charlottę.
- Myślę siostro, iż to wspaniały pomysł. Ech, dawne czasy się przypominają oraz wrzosowiska. Uwielbiam wspaniałe połacie wrzosowisk, szczególnie kiedy intensywnie barwią swymi kolorami przyrodę. Oraz te pagórkowate pola podzielone niewielkimi murkami, jeziora przy których sterczą dumnie wspaniałe szczyty. Oczywiście może to nie Alpy, czy Apeniny, czy wreszcie włoskie wulkany, ale zawsze
- cóż, szukając informacji dotyczącej księżnej hrabiny sprawdził, iż Mondragone leży w Kampanii, czyli niedaleko Neapolu, czyli Wezuwiusza. Wedle tego, co pisało, księżna hrabina przebywała w Italii, ale odwiedzała Anglię oraz Szkocję, pewnie wiedziała, jaki jest krajobraz północnej krainy. - Hm, Mario - do siostry mógł po imieniu - faktycznie, jeśli Charlotta słabiej się czuje, myślę, że pojedziemy już - spojrzał pytająco na narzeczoną.
- Jesteś niesamowicie sentymentalny Henry. Nie mogę sobie przypomnieć czy zawsze taki byłeś. - Hrabina zamyśliła się.
- Dziewczęta właśnie wymieniają się listami z jakimiś dżentelmenami. - Charlie skinęła głową w kierunku rozmawiających par. - Nie chciałabym im przerywać.
- Wobec tego dajmy im jeszcze moment
- wymiana liścików, wzajemnych zaproszeń etc. stanowiła standard. Oczywiście później za zgodą rodziców, pewna bliskość mogła być kontynuowana. Oczywiście pod kuratelą przyzwoitek. - Sentymentalizm siostro, nic dziwnego, że nie pamiętasz, ja również nie, bowiem taki nie byłem. Raczej łaziłem po drzewach, spadałem z nich, uwielbiałem jazdę konną, walkę na broń białą - mówiąc to wtłaczałem do umysłu księżnej hrabiny jakieś poszczególne urwane sceny. Chłopak spadający z jakiegoś drzewa, galopada na koniu oraz inne takie. Wiesz, wprawdzie mój ojciec uznał mnie za swojego syna całkowicie oficjalnie, jednak wychowywałem się z matką. To już dawne czasy i niełatwe. Nawet zresztą edukację miałem prywatną dzięki tobie - kolejne informacje wtłoczone, iż księżna wykładała jakieś sumy na prywatnych nauczycieli starając się zachowywać dyskrecję. - Pytanie, co powinniśmy zrobić teraz? - spytał ponownie wtłaczająć wolę przekazania mu tytułu. Czynił to zresztą już przedtem, obecnie jednak ugruntowywał. - Niewątpliwie bowiem nasze relacje zostaną nie tylko ujawnione, ale wręcz opisany. Towarzyskie magazyny wręcz czerpią siłę podejmując takie tematy.
- Myślę, że mimo chęci z jakimi gazety wypełniają się różnymi plotkami, powinniśmy jak przystało na arystokrację powoli odbudować rodzinne relacje.
- Maria miała doświadczenie w nieprzejmowaniu się tym co mówią inni. - Czy myślałeś o odwiedzeniu starych włości?
- Właściwie to tak
- przyznał - tylko trochę, no wiesz, to jest jak powrót do dzieciństwa. Pamięta się właściwie jakieś pojedyncze, wyrwane sceny, zastąpione przez sprawy teraźniejszości. Inni także zapamiętują tylko takie kawałki oraz nie wiedzą tak naprawdę, kim jesteś. Pamiętają, albo i nie, jakiegoś chłopca z dawnych czasów … - odetchnął głośno. - Ale chyba trzeba z tym się zmierzyć.
- Och stary Peter na pewno cię pamięta. Bo toż bywałeś w rezydencji, prawda? On wszystkich pamięta.
- Biedna Maria usilnie starała się sobie przypomnieć więcej szczegółów. - Oraz odwiedzić dom matki… gdzie on się znajdował?
- Samotny dom na wrzosowisku. Ona tak chciała, ojciec to akceptował, ty potem też. Szczerze mówiąc nie wiem, czy jeszcze istnieje … natomiast owszem, bywałem w rezydencji, aczkolwiek stosunkowo rzadko. Umawialiśmy się, że kiedyś zrobimy mi takie wiesz, prawdziwe wejście, godne syna księcia.


Właściwie wielu wielkich panów miało synów z nieślubnego łoża. Tacy nie mogli dziedziczyć tytułów, jednak tutaj w grę wchodziło oficjalne uznanie oraz zasady Szkocji, które były w tych sprawach znacznie mniej rygorystyczne, niźli angielskie. - Peter jeszcze żyje? Miał swoje lata, a inni? - starannie planował notować sobie osoby do wpłynięcia na ich pamięć. Nie chodziło o szczegóły, tylko żeby przypominały sobie jakieś drobiazgi. - Pamiętam, jak jechaliśmy kiedyś bryczką do kościoła i tak chciałem sam powozić konie, że aż z niej spadłem - wtłoczył jednocześnie wizję owej sceny do umysłu kobiety. Skoro poszukiwała wspomnień, udzielał ich jej powoli kolejnych, tak że miała wrażenie, iż coraz więcej pamięta.
- Och niestety większość osób już dawno opuściła ten świat. - Maria pokręciła głową. - Peter jest niezniszczalny. Obawiam się, że gdy odejdzie rezydencje upadnie. Jest młody Chester, chyba był twoim rówieśnikiem. Teraz jest głównym stajennym. - Zaśmiała się. - Kto by się spodziewał po tym urwisie. Pewnie gdybyś mieszkał w rezydencji zaprzyjaźnili byście się.
- Pewnie tak, ale nie ta rezydencja nie upadnie. Jest miejscem, gdzie wcześniej hrabiowie Neuburgh przychodzili na świat oraz skąd spoglądali na swoje posiadłości.

Oczywiście bardzo wiele magnackich ziem było źle zarządzanych, tonęło w długach, lecz raczej nie zdarzało się, żeby upadały dziedziny dające prawo zasiadania lordom. Natomiast bywało, iż były wyniszczone oraz zaniedbane mocno.
- Zajmę się posiadłościami. Wprawdzie potrzebujemy jakieś siedziby londyńskiej, jednak urodziłem się na szkockiej ziemi, więc nic dziwnego, iż jest dla mnie czymś bardzo istotnym - powiedział gorąco. - Peter musi nauczyć kogoś, jak się zarządza włościami. Zatrudnimy także trochę służby, ażeby dbała zarówno o samą rezydencję, jak o gospodarzy, rodzinę oraz wszelakich gości.

Szczerze mówiąc, rycerz obawiał się, iż starszy pan raczej miał już problemy kierowaniem majątkiem, nowoczesnymi odmianami bydła, które znalazł na łamach fachowych gazet, ustalaniem czynszu pewnie paruset dzierżawcom, melioracjami oraz ogromem rzeczy, które są oczywiście bardzo istotne. Gdyby Boyle sprzedał im rezydencję, oczywiście zarządcą byłby dalej Gehry, ale wtedy byłoby wspaniale, gdyby pani Dosett mogła objąć stanowisko zarządcy ziem północnych. Wprawdzie pełnili taką rolę mężczyźni, jednak wszystko się zmieniało. Ostatecznie był XIX wiek. Pani Dosett spokojnie poradziłaby sobie kierując bardzo wymagającym wszak biznesem oraz mogłaby wyszkolić ewentualnie parę kolejnych osób. Ponadto jeśli dobrze rozumiał, we dworze praktycznie nie było służby. No bo niby po co zresztą, skoro księżna hrabina przebywała we Włoszech, zaś jeśli przybywała do Anglii, głównie do Londynu, Szkocję odwiedzając rzadziej. Jej życie było związane ze wspaniałą Kampanią pod Neapolem, nie zaś ze starą ziemią Bruce’ów i Stuartów.

- Och uwierz mi, że przyucza, ale ta współczesna młodzież. - Maria machnęła dłonią. - Och chyba nasze dziewczęta dopełniają formalności żegnając się ze swymi adoratorami. - Skinęła podbródkiem w stronę gdzie Diana, właśnie przyjmowała pocałunek w dłoń, od jakiegoś młodzieńca, rumieniąc się przy tym uroczo. Dalej Amanda i Klaudia jeszcze rozmawiały, ale też wyraźnie zmierzało to ku końcowi.
- Wobec tego pozwól siostro, że oprócz powierzonych nam panien, przyprowadzę również kuzynkę Amandę - wampir ruszył jednak najpierw do pani Sinett, jako gospodyni.
- Dziękujemy ponownie za zaproszenie, pozwoli pani, że imieniem swoim, księżnej Mondragone, panny Ashmore oraz powierzonych nam pań podziękuję za miły bal - mówił oczywiście bardzo uprzejmie. Acz kompletnie postawa pani Sinett mu się nie podobała. Jednak uprzejmość, jak powiadają, jest cnotą królów. Przyzwoitych jednak ludzi także, dlatego starał się być bardzo uprzejmy. Gospodyni podziękowała mu za ich obecność w sposób dużo życzliwszy niż przy powitaniu. Najwyraźniej plotki już do niej dotarły, a i widziała jaką popularnością cieszyła się para narzeczonych.

Później wojownik wyruszył do grona debiutantek wymieniających drobne grzeczności, liściki oraz takie tam.
- Droga kuzynko, panie, przepraszam, iż muszę wspomnieć, że powoli musimy wyruszać - cóż, wiadomo, debiutantki nie powinny spędzać pierwszych bali do końca. Zresztą będą miały jeszcze kolejne, bowiem na takie dziewczyny sypano deszczem wizytówek oraz próśb wręcz o przybycie. Duża ilość panien na wydaniu przyciągała doskonale urodzonych kawalerów, nadając balowi posmak. - Bardzo proszę. Lady de Vere, lady Somerset, przedstawię wam również księżną, ciotkę mojej kuzynki.
Dziewczyny przytaknęły jeszcze raz żegnając się ze swymi adoratorami i ruszyły za wampirem. Stanęli wszyscy na tarasie przy rozmawiającej parze kobiet.
- Droga siostro, pozwól, że przedstawię ci nasze podopieczne podczas tego balu, lady Claudię de Vere oraz lady Dianę Somerset, damy z najbardziej poważanych rodzin Anglii. Drogie panie, poznajcie proszę Jej Łaskawość, Marię, księżną Mandragone oraz obecną hrabinę Neuburgh.
Dziewczyny dygnęły głęboko przed hrabiną.
- Mogłam na was chwile popatrzeć, jesteście bardzo eleganckimi niewiastami. Wasi rodzice muszą być bardzo dumni. - Hrabina uśmiechnęła się, a dziewczyny wymieniły radosne spojrzenia. Widać cieszyły się z życzliwych słów Marii.
- Cóż, będziemy już ruszać - zwrócił się wojownik do księżnej Mandragone. - Czy chciałabyś siostro, wyznaczyć jakiś termin spotkania? - widać, że Charlie jednak niczego nie ustaliła, więc musiał sam.
- Och, mamy sobotę, prawda? - Hrabina zerknęła na Charlottę, a ta przytaknęła. - Może wobec tego poniedziałek?
- Wydaje mi się to dobrym terminem. Droga siostro,mam jeszcze prośbę, niechaj będzie to dla naszych szkockich przyjaciół tajemnicą, że spotkaliśmy się. Pozwólmy uczynić im niespodziankę i nie informuj ich w żaden sposób. Lady Amando,proszę, nie wspominaj także swoim rodzicom do poniedziałku. Byłbym bardzo wdzięczny
- skłonił się. Oczywiście mogłoby to pokrzyżować plany wproszenia się do pięknej rodziny. Spotykając kogoś, wampir mógł nakłonić do wielu rzeczy, jednak osoby obce mogły mocno wpłynąć na przebieg wspomnianej sprawy.
- Niespodzianka, brzmi wspaniale, czyż nie Amando? - Maria spojrzała na swoją kuzynkę, a ta przytaknęła. Jednak młodzieńczy charakter sprawiał iż cieszyła się na myśl o sekrecie przed rodzicami.
- Wobec tego droga siostro - ucałował jej dłoń - kuzynko - ucałował dłoń dziewczyny. - Do ponownego zobaczenia - podał ramię narzeczonej oraz ruszyli do powozu. Oczywiście dziewczęta także.

Maria i Amanda wyszli razem z nimi i po krótkich pożegnaniach przed rezydencją, każda grupa skierowała się do swojej dorożki. Minęła jeszcze chwila nim odstawili podekscytowane dziewczęta do domu panienki de Vere i w końcu byli sami. Charlie westchnęła ciężko.
- To było udane przyjęcie. - Uśmiechnęła się. - Ale bardzo męczące.
- Dlatego odpłacę ci się więc przytulaniem podczas snu. Musisz na siebie uważać … dobra, nie chcę być jakimś mentorem, po prostu faktycznie tańce były męczące. Jedźmy do Florence …
- opowiedział jej cichym głosem na temat napotkanego ghula. - Bardzo ciekawa rzecz. Pewnie książę będzie chciał wiedzieć, kim jest owa osoba.
- Na pewno. Szczególnie teraz gdy w okolicy grasuje jakiś nieznany wampir.
- Charlie wtuliła się w Gaherisa, pozwalając swojej głowie odpocząć na jego ramieniu. - Nigdy się nie spodziewałam, że to będzie tak męczące.
- Wobec tego jedźmy tym bardziej do Florence, położysz się tam spokojnie, zaś ona wyśle kogoś do księcia Londynu.

Charlie przytaknęła, a gdy wampir wydał polecenia dorożka ruszyła w kierunku rezydencji Florence.
 
Aiko jest offline  
Stary 15-06-2018, 22:44   #138
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Starsza miała dzisiaj leniwą noc, bo zastali ją nadal leżącą w łóżku. Spoczywający na krześle szlafrok wskazywał na to, że wstała by się obmyć, ale po za tym wszystko wydawało się być bez zmian, w porównaniu z momentem w którym wyszli. Wampirzyca oderwała się od jednej z kobiecych piersi i spojrzała na wchodzących do pokoju narzeczonych.
- Jak wam się udało przyjęcie?
- Dziękujemy, całkiem nieźle. Charlotta poczuła się zmęczona
- wyjaśnił wcześniejsze przybycie. - Florence, czy znasz gentlemana Edwarda Howarda? Mieszka obecnie u swojej rodziny. Pewnie któraś z lordowskich, czterech linii owej rodziny - podał jej londyński adres. Rzeczywiście przez niektórych Howardowie byli nazywaniu “drugą rodziną Anglii” mając aż cztery parowskie tytuły. Inna kwestia, że ich gałęzie rozeszły się setki lat temu. Jednak pomimo wszystko czterech lordów nosiło nazwisko Howard. Henry Howard nosił tytuł diuka Norfolk, Charles Howard był hrabią Suffolk, George Howard hrabią Carlisle i kolejny Henry Howard hrabią Effingham. - Spotkaliśmy go na balu. Wyobraź sobie, że jest ghulem. Jego pan, szanowny Beatchan wysłał go tutaj na przeszpiegi. Oczywiście do tego się nie przyznał, ale odczytałem myśli. Wyobraź sobie, iż znam owego wampira, albo raczej wtedy jeszcze nie był wampirem. Taki chłopiec, który kręcił się przy mojej matce, Pani Jeziora, eony temu. Podobno obecnie przebywa w Szkocji. Jako, że znaliśmy się, wspomniałem Howardowi, że napiszę do jego pana list poprzez niego.
- Och to rzeczywiście nietypowe spotkanie. Roso, pomożesz Charlotcie się rozebrać i wymyć. Mario, przynieś naszym gościom coś do przekąszenia
. - Wampirzyca wydała polecenia, a dwie ghulice przystąpiły do pracy. Rosa uśmiechnęła się do Charlotty i zabrała się za rozwiązywanie jej gorsetu.
- Oczywiście kojarzę Howardów. Można nawet rzec, że jestem z nimi spokrewniona, jeśli dobrze liczę w czwartym czy piątym pokoleniu. Są spokrewnieni z Hrabią Effingham, twoim imiennikiem Henrym. Z resztą, obecnie przebywa w Londynie. Z uwagi na pożary dosyć często odbywają się spotkania izby Lordów. - Zamyśliła się. - Ale Edwarda nie kojarzę, przynajmniej nie takiego, który bywał by na balu. - Zaśmiała się cicho i zerknęła na Charlottę, z której właśnie zsunęła się ciężka suknia, pozostawiając kobietę jedynie w cienkiej halce i bieliźnie. - Jeśli jednak to szkocka gałąź to mogę go nie znać. Czy chciałbyś skorzystać z biurka i napisać do niego jeszcze dzisiaj?
- Po pierwsze gratuluję paranteli
- rzeczywiście pokrewieństwo z dobrą rodziną stanowiło wartość dla rycerza Artura. - Po wtóre oczywiście, iż napiszę. Pytanie tylko, co według ciebie powinna zawierać treść. Aha, jeszcze trzeba powiadomić księcia oraz pewnie naszą malkaviańską przyjaciółkę.
- Ghule nie mają zakazu przebywania w Londynie… chyba że węszą na czyjejś domenie. O czym chcesz ich poinformować
? - Florence wskazała mu znajdujące się w sypialni biurko. Sama zupełnie naga przysiadła na jego krawędzi, obserwując jak ghulica, rozplata włosy Charlotty. - Pytanie co chcesz osiągnąć? Odświeżyć znajomość? - Zerknęła na wampira, ale szybko powróciła wzrokiem do jego narzeczonej, najwyraźniej nie chcąc tracić widoków.
- Planowałem oczywiście, ale ghul wspomniał, iż planuje przebywać jeszcze jakiś czas, na pewno ileś dni. Skoro nalegasz na pisanie natychmiast, oznacza, iż coś chcesz osiągnąć owym szybszym pismem. Natomiast o czym chcę zawiadomić księcia oraz innych? Chyba o tym, izby wiedzieli, że do Szkocji dotarły wieści na temat Londynu oraz wysyłani są szpiedzy. Nie znam relacji księcia oraz owego Beatchana - wyjaśnił Florence. - Ponadto gdyby przypadkiem nieznajomy wampir utłukł mości Edwarda, tamten nieznajomy, chyba jakoś nie byłoby najlepiej.
- To prawda. Zaraz polecę by ktoś udał się do Peela i Anny
. - Z Charlotty zdjęto bieliznę i Florence aż westchnęła. Patrzyła jak Rosa podaje narzeczonej wampira szlafrok i wyprowadza ją do łazienki i dopiero wtedy w pełni skupiła swoją uwagę na Gaherisie. - Nie nalegam byś pisał do niego dzisiaj, pytałam jedynie czy odczuwasz taką potrzebę. Doskonale wiesz, że ja wasz czas najchętniej wykorzystywałabym w innych celach. - Mrugnęła do niego, rozchylając uda, między którymi perliła się jej wilgoć. Gdy Maria wróciła, niosąc tacę, na której znajdował się jakiś napój i owoce dla Charlotty, oraz dwa kielichy z krwią na wampirów, starsza zwróciła się do niej. - Będę chciała być zaniosła wieści do starszej Maklavian i Księcia. Skinęła Gaherisowi by przekazał je nagiej ghulicy. Wampir obejrzał ją całkiem taksującym spojrzeniem, ale nie takim handlowym, tylko raczej pełnym uznania artysty.
- Już mówią, co prosiłbym, żebyś przekazała. W Londynie pojawił się ghul Edward Howard. Szpieguje oczywiście dla swojego pana. Jego panem jest Beathan przebywający na terenie Szkocji obecnie. Znam go z czasów przed spokrewnieniem, kiedy przebywał przy Pani Jeziora, albo przynajmniej próbował przebywać. Obecnie mieszka u swoich krewnych Howardów niedaleko Westminsteru - podał dokładny adres. - Umówiłem się z ghulem, iż napiszę do jego pana list z jakimś nawiązaniem do dawnych czasów. Chyba tyle wszystkich informacji - rzekł wampir wdychając zapach owej wilgoci pomiędzy nogami Florence.

Sympatyczna ghulica przytaknęła i opuściła pokój. Florence odprowadziła ją wzrokiem i sięgnęła po jedno z zaostrzonych piór do pisania. Tuż obok leżały pióra wieczne, ale najwyraźniej starszej zdarzało się nadal używać tych bardziej tradycyjnych narzędzi. Przesunęła pierzem po podbródku wampira.
- To jaki plan teraz? List do ghula… czy masz ochotę na coś innego? - Rozchyliła mocniej nogi, pokazując swoje nabrzmiałe płatki.
- List do ghula zostawimy na kolejny raz. Specjalnie wspomniałem Marii na temat listu, żeby przekazała informację. Ewentualnie może nasi znajomi zechcą tam również przekazać jakieś wieści oraz będą mieli sugestie co do treści. Dlatego wolałbym się powstrzymać z pisaniem teraz. Zaś coś innego - uśmiechnął się - tak mam ochotę. Tylko, martwię się o Charlottę - wyjaśnił - jesteś kobietą, więc znasz się lepiej na takich sprawach. Czy to, iż słabiej się poczuła może mieć związek z jej stanem, czy może się kochać z nami teraz, czy lepiej, żeby wypoczęła? Chciałbym żeby była szczęśliwa oraz oczywiście, żeby nic jej nie było złego. Ewentualnie może mogłaby uczestniczyć w naszej zabawie, jeśli wobec niej bylibyśmy bardzo delikatni.
- Pierwsze trzy miesiące są zazwyczaj bardzo męczące
. - Florence przyciągnęła go delikatnie do siebie, obejmując nogami. Uważała jednak przy tym by swą wilgocią nie zamoczyć jego spodni. Powoli zabrała się za rozpinanie jego ubrań. - Potem będzie lepiej. Myślę, że delikatne i powolne igraszki, dobrze ukołyszą ją do snu.
- Wobec tego … cieszę się, że tak mówisz oraz powinniśmy być ostrożni, bardzo ostrożni, co nie oznacza braku przyjemności
… - dłonią zaczął delikatnie gładzić jej włosy, zerknął jednocześnie na drzwi, skąd liczył zaraz wyjdzie Charlotta. Tymczasem poddał się rozbierającej sile Toreadorki pozwalając się negliżować.
- Mój drogi to głównie ty musisz być ostrożny. - Mrugnęła do niego, odkładając na biurko marynarkę i kamizelę. Po rozwiązaniu krawatki, przeszła do rozpinania koszuli. - Pocałunki i dotyk kobiecych palców, jeszcze nikomu nie zrobiły krzywdy.
- Wobec tego przy Charlotcie muszę się starać, by dotyk męskich palców był równie delikatny. Czy wiesz, czy musimy się skonsultować z jakimś medykiem, czy coś takiego
? - pieścił jej włosy obydwiema dłońmi, przerywając tylko na zdjęcie stroju.

Wampirzyca zamruczała i odrzuciwszy koszulę Gaherisa, przeszła do jego spodni, zsuwając się przy tym z biurka wprost na podłogę i klękając przed mężczyzną.
- Pozwól mojemu lekarzowi się nią zająć. Ufam mu i ma duże doświadczenie. - Ucałowała kryjącą się pod bielizną męskość, jednocześnie zdejmując z niego spodnie i buty. Jeśli jakikolwiek mężczyzna nie lubi takich scen, znaczy że jest posągiem, marmurową rzeźbą antycznych mistrzów dawnej Grecji. Gaheris był jednak, hm, żywym to może zbyt wiele powiedziane, jednak sprawnym mężczyzną. Działało to na niego bardzo mocno. Owe klęknięcie przed nim, owe rozbieranie … oczywiście czekali na Charlottę, ale też rozbieranie się stanowiło miłe przygotowanie, bardzo miłe … Doskonale było widać, jak jego reformy są wypchane unoszącym się, naciskającym na materiał męskim drążkiem.
- Wobec tego zaufam mu również oraz będę się starał być tak delikatny, jak to tylko może być najdelikatniejszy koliber - właściwie nie wiedział, co to jest koliber, jednak czytając gazety ktoś wspomniał, że uderzenie jego skrzydełek jest niezwykle delikatne. Dlatego użył właśnie tego porównania.
- Nie pożałujesz. - Florence zsunęła jego reformy, całując uniesioną męskość i gdy wampir był już zupełnie nagi, podniosła się z kolan. Widać było jak drży z podniecenia, jednak tak jak on wyraźnie oczekiwała przybycia trzeciego uczestnika tego trójkąta.
- Mrr, chyba jesteśmy gotowi, na nią, na siebie, na przyjemność … - wyszeptał także wpatrując się w stronę drzwi, zaś jego męskość wyprostowana, niecierpliwiła się także. Aczkolwiek wedle tego, co mówiła Florence, na jakiś czas powinni zapomnieć o klasycznym seksie, skupiając się raczej na pieszczotach. Wydawało się, że oczekiwanie trwa wieki. Czas dłużył im się niemiłosiernie, wypełniony oddechami śpiących na łóżku dziewcząt. W końcu jednak w drzwiach znalazła się, owinięta w ręcznik Charlotta, rozmawiającą cicho z towarzyszącą jej Rosą. Obie ghulice spojrzały lekko zaskoczona, na parę nagich i rozpalonych wampirów, patrzących w ich kierunku, jakby były zwierzynami do upolowania.
- Czekaliśmy niecierpliwie - przyznał wampir spoglądając na piękną Charlottę oraz jej towarzyszkę. - Czy można zaprosić do wspólnego łoża - skłonił się galanteryjnie, jednak widać było, jak jest podniecony mocno. Męskie pragnienia wręcz biły od niego. Podszedł do stojących ghulic, ujął Charlottę. - Zapraszamy panie - uśmiechnął się bardzo wesoło.
Stojąca za nią Rossa, sięgnęła zza pleców do wiązania szlafroka i jednym sprawnym ruchem rozwiązała tasiemkę. Delikatny materiał odsłonił pełne piersi Charlotty, a złośliwe ubranie momentalnie zsunęło się z jej ramion. Spojrzała zaskoczona na stojącą za nią kobietę.
- Roso…
- Zasługuje Pani na pieszczoty.
- Zdecydowanie zasługujesz, kochanie
.
Wampir poprowadził kobietę na łoże układając ją na środku, niczym słodką ofiarę. Uśmiechnął się do niej.
- Kocham cię - wymruczał. - Mr, odpoczywaj, rozluźnij się moja piękna Charlotto.

Pochylił się nad nią.
- Liczę kochanie, iż nie masz nic przeciwko, że wszyscy zajmiemy się najpierw tobą.
Cóż, ktoś mógł pieścić jej lewą stronę, ktoś prawą, zaś ktoś nieco niżej, talię, łono i nogi. Gaheris najpierw chciał całować. Ulokował się po lewym boku kobiety oraz zaczął swoje męskie czary. Ucałował jej usta. Delikatnie, jak wcześniej mówił, później zaś powoli przechodził na policzek, uszko, szyję. Właśnie wspomnianej części ciała poświęcił dużo czasu całując,pieszcząc języczkiem oraz leciusieńko przeciągając po skórze swoimi kłami, jednak tak, ażeby jej nie zarysować. Dłoń wampira zabawiała się jej piersią, ujmując ją, lekko uciskając, przesuwając się po niej dłonią. Uważał przy tym, żeby nie przekroczyć swojej połowy, bowiem drugą połową oraz dołem zajmowały się Toreadorka oraz jej urodziwe ghulice. Wystarczyło, że dwa wampiry znalazły się na łożu po bokach ghulice i błyskawicznie, wszystkie kobiety wokół także się przebudziły. Musiało być ich z siedem. Gaheris poczuł dwiepary smukłych dłoni przesuwających się po jego ciele, kątem oka widział też że w podobny sposób rozpieszczane są Florence i Charlotta. Widział jak ciało Charlotty zaczyna drżeć od pieszczot i raz po raz czuł jej nogę ocierającą się o jego bok. W tym czasie starsza zmieniła pozycję i ułożyła się głową tuż przy kwiecie kobiety, całując go delikatnie. Podczas kiedy on namiętnie całował jej usta.
- Kocham cię, moja piękna - szeptał podniecony coraz bardziej, oddając się piszczeniu ukochanej, jak również chłonąc dotyk pozostałych kobiet. Szczerze mówiąc, nie całkiem wiedział, co powinni robić, dlatego starał się jak najwięcej całować, pieścić, szczególnie szyję, policzki oraz usta pięknej kobiety. Doskonale wszak znał już jej wrażliwe, cudowne miejsca ciała. Charlie zaczęła drżeć na całym ciele, czuł jak walczy z rozsadzającą ją rozkoszą, wbiła swoje palce w jego ramiona.
- Kochanie… weź mnie. - Niemal wybłagała cichutko.

Uśmiechnął się ustawiając się odpowiednio. Jednak musiał być ostrożny.
- Kocham cię - wyszeptał delikatnie dotykając końcówką swojej męskości jej rozgrzanej lilii, która otwierała przed nim swój piękny kwiat. Poruszył się lekko do przodu, wchodząc powoli do jej cudownego środka. Powoli oraz niegłęboko. Zaczął się poruszać patrząc na jej słodkie oblicze. Charlie jęknęła czuł, że kilka nawet najdelikatniejszych ruchów wystarczy by doprowadzić ją na szczyt. Wytrwała praca leżących wokół kobiet bardzo w tym pomagała. Florence ułożyła się przy Charlotcie i uśmiechnąwszy się do Gaherisa dopadła ust ghulicy, wpijając się w nie namiętnym pocałunkiem. Wojownik poruszał się wewnątrz niej powoli przedłużając jeszcze przyjemność, powoli ale rytmicznie, ofiarując jeszcze więcej cudownego bycia razem. Po tym jak jej wnętrze objęło go i po jęku zdławionym pocałunkami wampirzycy, poznał że narzeczona osiągnęła swój szczyt. Powoli opuścił jej kwiat swoim żądełkiem oraz ułożył się obok tak, by ich ramiona łączyły się dotykając. Nie chcąc wyrywać ją ze wspaniałego stanu rozkoszy, leciutko gładził jej dłoń. Dla niego nie było to dotarcie na szczyt, oczywiście jednak było świetnie. Starał się jednak dbać głównie, by kobieta została zaspokojona oraz szczęśliwy był, że mu się to właśnie udało. Charlotta była zmęczona, nie wiedział, czy teraz po prostu uśnie, czy będzie pragnęła czegoś więcej. Sądząc po tym, że ghulica obróciła się na bok i przytuliła do niego głowę, uznać można było że wybrała pierwszą opcję. Florence także się do niej przytuliła i po chwili oboje poczuli jak oddech Charlie uspokaja się i nabiera równego tempa osoby śpiącej.

Starsza uniosła się na ramieniu i gładząc kobietę spojrzała na wampira rozpalonym wzrokiem.
- Masz ochotę kontynuować? - Mrugnęła do niego. Tak samo jak on nie została zaspokojona, a wyraźnie miała na to ochotę. Wojownik spojrzał na Charlottę.
- Cóż, wydaje mi się, że moje kochanie chwilowo padło ze zmęczenia balem - przez chwilę obawiał się, czy coś się nie stało ciężarnej, jednak chyba Florence zareagowałaby odpowiednio jakoś..
Wampir podniósł się, obszedł śpiącą kobietę oraz położył się przy Toreadorce.
- Może zaczniemy od tego … - delikatnie nacisnął ją tak, że ułożyła się leżąc na brzuchu, zaś on zaczął całować ją, od samej góry, od głowy, poprzez kark, barki, plecy, talię, aż do samych krągłych pośladków.
- Mmmm… - Florence wypięła się lubieżnie unosząc zachęcająco pośladki do góry. - Tak… Charlie przez jakiś czas będzie zmęczona. - Pogładziła policzek leżącej obok kobiety. Miłe … tymczasem wojownik skupił się całując jej pupę. Najpierw bliżej kości ogonowej, później obydwa pośladki. Ominął tylny otworek, wykręcając się zabrał się za pocałunki oraz pieszczoty jej kobiecej lilii. Najpierw pragnął wypieścić, przygotować odpowiednio, później zaś dopiero odwiedzić swoim palem. Florence z pewnością była już przygotowana. Nie wiedział czy uczyniły to pieszczoty jakie ofiarowała Charlotcie czy życzliwe dłonie, które zajmowały się nią podczas tego procederu, ale jej kobiecy kwiat drżał od najmniejszego dotyku, wylewając na usta wampira słodki nektar.
- Może powinnam jednak cię uwieść.. - mimo rozpalonego głosu wyczuł w nim żartobliwą nutkę. - Nie krępuj się kochany.
- Lepiej po prostu pomyśl, że uwiodłaś Charlottę i mnie wspólnie. Czyż to nie lepsza wygrana
? - uniósł się nieco przyklękując za seksowną kobietą.
- Wspaniała. - Wymruczała i zakręciła swoją pupą.
Gaheris przytrzymał jej biodra odpowiednio ustawiając, później powoli zbliżył dotykając tego słodkiego miejsca, które otwarło przed nim swoje płatki. Wszedł pomiędzy nie głęboko, bardzo głęboko. Chwilke jednak spowolnił ruch, żeby jednak później ponownie ruszyć szybciej. Coraz szybciej oraz coraz gwałtowniej, wręcz wbijając się w nią, naciągając ją na swój wyprostowany maszt. Starsza jęknęła przy pierwszym ataku, a potem przy kolejnym, aż pomieszczenie wypełniły już zupełnie jej słodkie pojękiwania i odgłosy uderzeń ich ciał. Faktycznie miło zrobiło się, kiedy poczuł ją, poczuł jej delikatność otaczającą jego twardość. Poruszał się szybko czując, iż dociera do szczytu. Mocno naciskał wpatrując się w wypięty tyłeczek mający idealne kształty. Nacisk blisko podnóża penisa wzmagał się, wypełniał przyjemnie, aż wreszcie popędził wraz ze wspaniałą falą przyjemności strzelając wewnątrz wampirzycy. Florence dołączyła do niego z głośnym okrzykiem by po chwili wgryźć się w pieszczącą ją kobietę. Pokój wypełnił przyjemny zapach krwi gdy wampirzyca drżała na całym ciele ze smakiem spijając vitae i jęczącej z rozkoszy kobiety. Wyglądało obłędnie seksownie owo spojenie dwóch niewieścich ciał pogrążonych przyjemnością. Dwie dziewczyny objęły Gaherisa od tyłu przywierając do niego swymi nagimi ciałami.
- Może jesteś głodny Panie? - Szepnęła jedna, wprost w jego ucho.
- Z przyjemnością damy ci się posilić Panie. - Druga dołączyła do niego, delikatnie dotykając wargami jego płatka ucha.
Gaheris spojrzał na Florence pytająco. Pewnie oczywiście miał ochotę na co nieco, jednak to było jej księstwo. Ona tutaj decydowała. Wampirzyca uśmiechnęła się do niego zagarniając do siebie kolejną kobietę.
- Korzystaj skoro dziewczęta ci proponują.
Krew dla wampira stanowi rarytas. Gaheris chętnie więc skorzystał z oferty upijając nieco od obydwu kobiet, delektując się właściwie wspaniałą purpurą. Obie dziewczyny odpłynęły w jego ramionach z rozkoszy, układając się po wszystkim na łożu.
Wampir napełniony więc erotycznie oraz pod względem pragnienia był zadowolony. Spojrzał na Charlottę. Spała niczym niemowlę.
- Hm, wiesz może, jak miała na nazwisko Jessie? - spytał ghulicę, nie chcąc przeszkadzać Toreadorce w igraszkach kolejnych. On miał już nieco dosyć w sensie, po prostu chciał odpocząć. Ponadto potrzebował porozmawiać na temat Jessie, banku oraz sposobach przejęcia czego, co nadało mu społeczeństwo wampirów londyńskich.

Rosa spojrzała na niego pytająco i zerknęła na swą panią. Wampirzyca opadła na poduszki odrywając się od swego zajęcia i wtulając się delikatnie w śpiącą Charlottę. Najwyraźniej jej dziewczętom nie za bardzo wolno było odpowiadać na pytania.
Florence spojrzała na niego lekko zaskoczona.
- A ty nie? - Uśmiechnęła się drażniąc się z nim przez kilka chwil. - Bingham. Była spokrewniona z Simonem Bingham, ósmym Baronem Clanmorris. Czemu nagle cię to interesuje?
- Jessie Bingham
- powtórzył. - Otóż jak pamiętasz, na zebraniu londyńskiej rady otrzymałem prawo przejęcia części terenu, zresztą za twoja pomocą, za którą bardzo dziękuję. Jesteś piękna oraz prawdziwie cudowna. Ale otrzymałem także zgodę na przejęcie banku. Zastanawiam się właśnie, jak to zrobić oraz gdzie rozmawiać?
- Przyznaję, że nie zaglądałam za bardzo w interesy Jessie. Z dwóch powodów. Po pierwsze dobrze się pilnowała, po drugie Peel był jej starszym i mogłabym sobie u niego narobić kłopotów, a wolałam tego uniknąć. Z resztą
… - Delikatnie pogładziła ramię śpiącej Charlie. - Pamiętasz jakie były efekty wysłania jej na zwiad na tamten teren. Jessie bardzo dobrze pilnowała swoich granic, aż strach pomyśleć ile tam biega teraz bezpańskich ghuli.
- Skoro to jednak mój teren i mój bank, to muszę to jakoś ogarnąć. Oczywiście na pewno wiem, iż będę musiał w tej sprawie porozmawiać z księciem Peelem oraz Rebeccą, jednak jak właściwie znaleźć owych ghuli? Mogę się oczywiście przespacerować tam kilka razy wieczorami, ale przecież nie dam ogłoszenia prasowego, czy nie wywieszę kartek na słupie typu coś takiego: dawni ghule panny Jessie Bingham proszeni są … wiesz i tak dalej. Hm, może właśnie książę i Rebecca znaliby któregoś, wtedy już poszłoby łatwiej, może też warto udać się do kościoła, gdzie rezydował wspomniany wikary. Wprawdzie zniknął jakimś niewytłumaczalnym sposobem, może jednak powrócił do swojej parafii
?

Wampirzyca przeciągnęła się gdy mówił.
- Rebecca na pewno będzie wiedzieć o jakichś ghulach, myślę że to z nią też powinieneś rozmawiać na temat tych terenów. Lubi cię, więc nie będzie złośliwie unikać odpowiedzi. - mrugnęła do Gaherisa i zaczepnie przesunęła nagą nogą po jego ciele - Na pewno Jessie miała jakiego swojego ghula w banku. Odwiedź go i jeśli mogę coś doradzić, przejmij. Zagarnij dla siebie. Jeśli tak jak pozostałe ghule musiał pić krew Tarquina i jego potomków, to dobrze będzie go nawrócić na swoją stronę, by nie wyjawił sekretów banku.
- Wobec tego wyruszę tam jutro
- powiedział pewnie - najpierw do banku, ażeby zdąrzyć jeszcze przed zamknięciem. Czy mogę cię prosić, żeby któraś z twoich dziewcząt wezwała za dnia powóz, aby był gotowy na zachód słońca? - spytał. - Potem ruszam do banku, sprawdzę ghule, porozmawiam oraz przejmę. Potem do Rebeccki. Pytanie, czy nie przejąć także innych ghuli? Mogą sporo wiedzieć na temat tej dzielnicy. Ponadto ja nie mam swoich ghuli. Szczerze mówiąc liczyłem na ciebie, że pomożesz mi na początku, bowiem chcę potraktować poważnie opiekę nad jakimś rejonem.
- Ach Henry
… - Florence opuściła nogę i ponownie wtuliła się w Charlottę. - Pomogę tak jak obiecałam u Peela. Ale nie będzie to duża pomoc bo muszę zapanować nad tym regionem. Polecę by moi ludzie zapuszczali się dalej podczas zwiadów i pamiętaj, że będziesz mi winien za to przysługę. Sporą przysługę. - Zaciągnęła się zapachem ghulicy i uśmiechnęła. - A co do innych… Peel zaprosił cię bo uważa cię za dojrzałego wampira. Ja też wierzę, że podejmiesz słuszną decyzję.
- Twoje przysługi bywają wyjątkowo przyjemne
- odparł. - Jednak poważnie, Florence, dla was może to dziwne, jednak jestem rycerzem. Wiem co to oznacza pomagać damie oraz drogiej osobie. Nie musisz wspominać jakiejś powinności przysługi. Zwyczajnie poprosiłabyś, pomógłbym dlatego, właśnie iż tak po prostu potrzeba.
- Ale może ja lubię czuć, że bez skrupułów mogę poprosić
. - Uśmiechnęła się. - Chodź tu i się przytul.
- Właśnie powiedziałem, iż możesz bez skrupułów
- powiedział uśmiechając się oraz spełniając jej milutką prośbę. - Czy Charlotta może spokojnie jutro chodzić, czy powinna odpocząć? Pytam bowiem pewnie stwierdzi, iż powinna odwiedzić swój bank. Czy lepiej ją jednak zatrzymać - widać było, iż obawia się o zdrowie ukochanej kobiety.
- Najlepiej by przemieszczała się dorożkami, ale myślę że nic jej nie będzie jak się wyśpi. - Widać było, że starszą ogarnia zmęczenie. - Zauważyłam, że już porzuciła swoje marszowe tempo przemieszczania się. Będzie dobrze.
- Wobec tego cóż, dziękuję ci za te informacje
- przytulił ją po prostu bardziej czule, niźli cokolwiek innego. Pewnie samemu też wypadnie się przespać trochę, nawet jeśli jeszcze nie miał specjalnej ochoty.

Wampirzyca usnęła chwilę później pozostawiając Gaherisa otoczonego śpiącymi kobietami. Charlotta poruszyła się w jej objęciach. Mimo chwili drzemki była wyraźnie zmęczona, a wampir był pewny, że jutro ruszy by pozałatwiać wszystkie sprawy.
- Przekażcie proszę Charlotcie, żeby poruszała się powozem. Jeśli zaś będzie w banku, żeby ewentualnie zgromadziła wszelkie informacje na temat banku Jessie.Banki posiadają wszak dane na temat konkurencji. Miłego dnia - powiedział do ghulic, później sam się także ułożył do słodkiej drzemki.
Jedna z ghulic przytaknęła i Gaheris mógł spokojnie zasnąć.
 
Kelly jest offline  
Stary 16-06-2018, 23:23   #139
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
5 czerwca 1853

Obudził się w łożu starszej. Charlotty nie było obok, ale jedna z ghulic przekazała że czeka na niego w powozie przed pałacem. Doskonale pamiętał, jak planował swoje ruchy na ten dzień. Aczkolwiek jeszcze musiał zaliczyć szybkie mycie oraz ubranie się.
- Czy słońce już całkiem zaszło? - spytał ghulic bowiem ogólnie kładł się później niźli pozostałe wampiry, ponadto wstawał nawet przed samym zachodem. Słuchając odpowiedzi na pytanie pobiegł szybko do łazienki na powierzchowną nieco ablucję. Rosa wyjaśniła mu że ma jeszcze chwilę do zachodu. Ale czasu było w sam raz by doprowadzić się do porządku. Później ruszył do powozu, ale oczywiście tak, ażeby nie mieć problemu promieni słońca. Gdy opuścił pałac, na zewnątrz panowały już ciemności. Dorożka czekała na podjeździe z otwartymi drzwiami. Wewnątrz zastal Charlottę. Miała na sobie elegancki choć prosty strój, jeden z tych które zakładała gdy wybierała się do banku.
- Dobry wieczór kochanie. - Uśmiechnęła się do wampira, robiąc mu miejsce obok siebie. Usiadł obok niej.
- Dobry … - buzi - … wieczór. Jak się czujesz? - to było ważniejsze niż bank.
- Dobrze. Szybko wczoraj was zostawiłam. - Mrugnęła do niego. - Pospałam też dłużej i dziś już czuję się lepiej. Dużo mnie ominęło?
- Właściwie nie, bowiem miałem długą rozmowę z Florence, zaś później ona zasnęła. Pytałem o Jessie oraz bank, rozmawialiśmy także na temat przejętego terenu. Florence, pewnie słusznie, obawia się sporej ilości zabłąkanych ghuli. Radziła przejąć właśnie tego ghula pracującego na terenie banku. Musi być kimś bardzo ważnym, ale odkryjemy go, później przekabacimy. Innych może także, przynajmniej niektórych. Ile dziewczyny ci powiedziały już?
- spytał kobietę.
- Oby był tylko jeden. - Charlie podała adres dorożkarzowi.
- Sprawdzimy, tylko musimy mieć jakiś konkretny pretekst do rozmów z różnymi osobami. Może spotkamy się z dyrektorem naczelnym, zaś ja go później zachęcę, jeśli to nie on, żeby przedstawił nam wszystkich głównych dyrektorów oraz kierowników?
- Przygotowałam się na to.
- Charlie podała wampirowi dokument. Propozycję zakupu banku. - Jesteśmy umówieni z gremium dyrektorów. Resztę już pozostawiam tobie.
- Świetnie, spokojnie dojdziemy do wniosku. Właścicielka zaginęła. Biorąc pod uwagę, no właśnie, ktoś chyba po niej dziedziczy, albo udaje, że dziedziczy, wszak Jessie nie mieszkała tutaj od wczoraj, tylko dłużej, jest wprawdzie spokrewniona z baronem Clanmorris, ale przy wampirach właściwie sprawa nie jest prosta. Rzekłbym wyjątkowo skomplikowana. Prawdopodobnie więc, właściwie nie dziedziczy nikt. Jeśli udziałowcy na sali, dyrektorzy zdecydują, iż zgodzą się, będzie dobrze. Ale mam pytanie, jeśli woleliby nie sprzedawać, ale dołączyć do naszego banku, zostawiając sobie 49% udziałów, tobie zaś 51%? Pasowałoby?
- Z tego co udało mi się na razie ustalić nie zarządzała samodzielnie bankiem. Musiała sterować wszystkim z cienia, przez jakichś ludzi.
- Charlie podała mu plik papierów z danymi konkurencyjnego banku. - Nie widnieje na żadnych dokumentach.
- Super
- ucieszył się - przejęcie banku będzie dużo łatwiejsze. Mielibyśmy inaczej spory problem. Obecnie trzeba przejąć kontrolę nad głównymi udziałowcami, najpewniej ghulami. Jesteś właścicielką banku składającego ofertę, pewnie będziesz chciała zagaić sprawę. Zrób to proszę, ja zaś poobserwuję. Wspomnij słowa typu “rzeczywiście właściciele”, albo takie coś, właściwie - zawahał się - gdyby udało się gdzieś wrzucić coś na zasadzie: “znajomi wspominali mi wiele o państwa banku, choćby niedawno panna Jessie Bingham. Wspominali bardzo dobrze.” Jestem przekonany, że wywołamy odpowiednie wspomnienia, odpowiedni niepokój oraz odpowiednie osoby same będą chciały z nami porozmawiać. One bowiem nie wiedzą, co się stało. Co ty na to, kochanie piękne?
- Możemy to tak rozegrać.
- Charlie przytaknęła. - A zmieniając temat. Był u mnie dziś ghul Boyla. Nasz gospodarz chciałby się z nami spotkać i pytał czy spędzimy dziś noc… dzień w jego rezydencji. Co ty na to?
- Bardzo chętnie. Wiesz jak jest, bardzo mi się tam podoba, no, ale ze względu na bal u tamtej szanownej Sinett mieliśmy kłopot. Teraz zaś może udałoby się dzisiaj jeszcze chwycić jakiegoś ghula, albo kilku … potem musimy odwiedzić Rebeccę w sprawach dotyczących terenu oraz właśnie ghuli. Potem zaś możemy wrócić do Boyla. Jeśli dobrze liczę kolejny jest poniedziałek oraz wizyta u księżnej Mondragone?
- spytał przypominając sobie.
- Tak. - Charlie westchnęła ciężko. - A ja naprawdę liczyłam że będziemy mieli chwilę tylko dla siebie. - Uśmiechnęła się do wampira. - Czeka cię przymiarka stroju ślubnego.
- Kochanie moje, będziemy musieli znaleźć pomiędzy kolejnymi spotkaniami, bowiem potem jeszcze kwestia Szkocji. Właściwie nie wiadomo za co się złapać
- stwierdził półgebkiem.
- Za wszystko i to jak najszybciej. - Ghulica delikatnie pogładziła się po brzuchu. Ale rezerwuję twoją wtorkową noc. Usiądziemy z Panną Dossett i ustalimy sprawy związane ze ślubem. Poprosiłam też Rebeccę i Florence by się pojawiły, a raczej wysłałam do nich listy z taką prośbą.
- Doskonale, ale tutaj też mam kwestię. Otóż, jeśli uda się nam przechwycić majątek na północy stanowiący dziedzinę hrabstwa, będziemy tam potrzebowali bardzo kompetentnego zarządcy. Tutaj bowiem, jeśli Boyle nam sprzeda rezydencję, musimy pozostawić Gehrego. Myślałem, że właśnie panna Dosett mogłaby być zarządcą na północy, chyba wprawdzie pierwszą kobietą na takim stanowisku, jednak dałaby sobie radę, posiadłości wspomniane naprawdę bardzo znaczne - spojrzał pytająco.
- Też myślę, że mogłaby podołać, tylko wtedy czeka nas zakup choćby niewielkiej posiadłości w Londynie. - Charlie zamyśliła się. - Tyle wydatków…
- Otóż przyznaję, iż nie wiem. Posiadłość Boyla jest blisko Londynu, zaś my odnowiliśmy tylko tamtą kamienicę. Pamiętaj także, że owe szkockie majątki dostarczyłyby niemałą fortunę rok do roku, jednak pod warunkiem właściwego zarządzania, inaczej stanowiłyby studnię bez dna. Co do banku no własnie dlatego miałbym nadzieję na przyłączenie ich, nie wykupienie. Kontrolując głównych akcjonariuszy spokojnie będziemy kierować bankiem.
- Dobrze, pomyślimy o tym gdy zakończymy tą sprawę. Jakoś… niepokoi mnie że jacyś obcy ludzie mogliby przebywać w rezydencji gdzie będzie nasze dziecko.
- Charlie skończyła mówić gdy dorożka podjechała pod bank należący niegdyś do Jessie.
- Och nie, po prostu tam byłoby miejsce do spania, jeśli naprawdę musielibyśmy się zatrzymać na terenie Londynu. Wychowywana natomiast byłaby na podmiejskiej rezydencji. Chyba właściwie każde dziecko wolałoby właśnie tak, niźli miejskie gwary - wtrącił podając jej dłoń podczas wychodzenia.

[MEDIA]http://www.cbcbank.com.au/images/Branches/VIC/Melbourne/Bank%20of%20Vic%2034-36%20Collins%20St%20Melb%201870-75%20SLNSW%2042271h.jpg[/MEDIA]

- To rozsądny pomysł. - Charlie mrugnęła do niego. - Wkraczamy?
 
Aiko jest offline  
Stary 18-06-2018, 10:22   #140
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
W sporej owalnej sali oczekiwało na nich 6 mężczyzn. Przywitali się uprzejmie z narzeczonymi i po zajęciu miejsc i przyjęciu herbaty rozpoczęły się rozmowy. Odrobinę zaskakujące było to, że nikogo nie dziwiło i nie peszyło iż to Charlotta jest właścicielem konkurencyjnego banku. Zupełnie jakby byli przyzwyczajeni do podobnej sytuacji. Gdy ghulica wspomniała imię Jessie Bingham, jako by była jej przyjaciółką, wszyscy delikatnie drgnęli. Natomiast rycerz stał nieco na tyle oraz obserwował, szczególnie zwracając uwagi na aury swoją Nadwrażliwością. Wampir czytał w mężczyznach jak w otwartych kartach. Wszyscy bez wyjątku byli ghulami. Słuchali z zainteresowaniem Charlotty ale ich serca wypełniała głównie obawa.
- Panowie, nie obawiajcie się.
Było ich sześciu, stanął przy Charlotcie oraz poprowadził spojrzeniem od lewej, do prawej.
- Nie obawiajcie się, przynosimy panom rozwiązanie.
Od lewej do prawej, łącząc się spokojnie z ich spojrzeniami.
- Nie obawiajcie się, przynosimy pomoc w tym bardzo trudnym czasie nieszczęścia. Jesteśmy pomocą oraz wybawieniem dla panów. Dla pana … dla pana … dla pana … dla pana … dla pana … dla pana.
Rycerz traktował każdego Zachwytem, który jest słabszą formą Zauroczenia, ale zbiorową. Chwilowo na ten moment mu wystarczyło. Obserwował dalej Nadwrażliwością, jak podziałał Zachwyt, bowiem jeśli którykolwiek się oparł, gotów był poprawić znacznie silniejszym Zauroczeniem.
- Jesteśmy pomocą, ratunkiem oraz wsparciem podczas takiego nieszczęścia.
Specjalnie chciał podnieść atmosferę, ghule bowiem nie widziały swojej pani od paru dni. Musiały więc być bardzo zaniepokojone tym.
Mężczyźni przysłuchiwali mu się uważnie, widać jednak było, że mimo szczerych chęci nie do końca rozumieją o co Gaherisowi chodzi. Podobnie miała Charlotta, ale nie przerywała mu. Jeśli były to wszystko ghule, sprawa wydawała się prosta, nie było co kombinować, zostały wprowadzone do wampirzej rzeczywistości przez swoich panów oraz swoje wampirze panie.
- Mówię panom na temat odejścia lady Jessie Bingham podczas niestety ostatnich wydarzeń, szeregu podpaleń oraz innych wiadomych wszystkim wydarzeń - dokładnie obserwował ich aury, czy któraś uderzała zaskoczeniem, czy też nie. Jeśli bowiem któraś nie uderzała zaskoczeniem, znaczy owa osoba doskonale musiała wiedzieć, iż Jessie przestała istnieć. Jeśli zaskoczone były wszystkie ghule to oznaczało, iż nie miały pojęcia. - Właśnie w związku z tym, każdemu z panów, indywidualnie, chcielibyśmy złożyć propozycje dotyczące dalszej kontynuacji kariery ku zadowoleniu każdego spośród panów.
Mówił spokojnie, jeśli którykolwiek chciałby ruszać, uciekać, sprawa była prosta. Dominacja oraz “Stój”. Potem “Czekaj dopóki nie pozwolę inaczej”.

Jednak zgodzili się bez jakichkolwiek problemów. Wiedza dotycząca Jessie mogła nimi wstrząsnąć, mogła wzbudzić obawę. Jednak musiała także wzbudzić ciekawość oraz ghulom dać nadzieję. Przecież utrata swojego pana, który karmił krwią, dla każdego ghula jest straszna. Tymczasem ktoś chciał im dać jakąś szansę. Rozmawiali indywidualnie przeto po kolei ze wszystkimi panami. Najpierw standardowo zagajała Charlotta wspominając sytuację banku. Ustalała dokładnie możliwości danej osoby, jej portfel udziałów. Oczywiście spokojnie oraz konkretnie, wszak ta ostatnia rzecz jest oficjalnie jawna, nie było więc jakichkolwiek problemów. Dorzucając niekiedy imię Jessie. Podczas tego początku wampir śledził ghula, analizował jego postawę oraz myśli, wykorzystując dyscyplinę Nadwrażliwości umożliwiającą ich czytanie. Jeśli okazywało się, iż ghul był Jessie, składał następującą propozycję.
- Proszę pana, zna pan problem oraz wie pan, że nie jest możliwe istnienie takiej sytuacji, czyli ghula bez swojego pana. Panna Jessie Bingham niestety rzeczywiście odeszła. Jako osoba odpowiedzialna za nią oraz sprawująca nadzór, obowiązek mam także przejąć opiekę nad jej podwładnymi, także nad panem. Dlatego właśnie daję panu szansę zachowania statusu zarówno zawodowego, jak również tego właśnie, który pan posiada jako ghul - dodatkowo wzmacniał swoją propozycję innymi dziedzinami Prezencji, jak Zauroczeniem, lub Dominacji, jak Wkładanie fałszywej woli, oraz czytał myśli używając dyscypliny Nadwrażliwości. Doprowadzał do tego, że ghul się zgadzał. Karmił go swoją krwią, jednocześnie wypijając z niego. To było istotne, bowiem nie mógł nakarmić wystarczająco wszystkich nie opuszczając stanu krwi poniżej rozsądnego minimum. Zaś korzystając ze swoich zasobów oraz wysysając nieco takiego ghula wszystko trzymało się względnej normy, zaś taki ghul już był jego. Wtedy zaczynał pytać konkretnie: kim są inni na sali, jak byli powiązani z panną Jessie, czy widzieli inne wampiry, co wiedzą na temat niepokojących poprzednich wydarzeń jakie relacje wiązały ich z Jessie, jak często widywała ich etc. Czytając umysły doskonale można było określać dosłownie wszystko, nie mówiąc, iż powiązanie krwią sprawiało, że ghule po prostu chciały pomagać. Podczas rozmów szybko okazało się, że ghule na pewno nie należały jedynie do Jessie. Na pewno poił ich także Tarquin i nie wiadomo kto jeszcze.

Mężczyźni wyjaśnili, że krew podawano im w kielichach. Zazwyczaj robiła to Pani Bignham, ale jeden z jej przybocznych. Tak! Okazało się, że Jessie miała całą strukturę swoich ghuli. Najbliżej wampirzycy była dwójka. Kobieta Mildred i mężczyzna Benjamin. To oni przekazywali polecenia od wampirzycy, gdy nie mogła zrobić tego osobiście. Niestety po nich także słuch zaginął. Ale odtąd polecenie brzmiało, że dyrektywy miała przekazać im tylko Charlotta. Jeśliby się zaś pojawił ktokolwiek poprzedni ghul lub wampir? Wtedy należało szybko działać. Należało umówić się oraz przekazać informację jak najszybciej. Punkt informacyjny został uzgodniony z Charlie oczywiscie. Na razie ustalone zostało, że ghulica będzie odwiedzać bank koło południa i ustalać dodatkowe szczegóły partnerstwa.

Ponadto kolejno ponownie głos zabierała Charlie ustalając połączenie banków, tworząc potężny, wpływowy konglomerat. Trust finansowy nie tylko zapobiegłby problemom banku po odejściu Jessie oraz konieczności opanowania jej ghuli, co było wszak podkreślone, ale też wzmocniłby pozycję wszystkich. Ghule dalej robiłyby swoje należąc do elity finansowej, tyle, iż podlegałyby innemu wampirowi. Zgodnie przy okazji z decyzją, londyńskiej rady wampirów oraz księcia, co mogło dodatkowo być podkreślane. Chyba bowiem żaden ghul nie chciałby się przeciwstawić społeczności wampirzej jako całości. Mężczyznom też najwyraźniej nie przeszkadzał ten układ z ich perspektywy niewiele się zmieniało. Pieniądze, które dotychczas przekazywali wampirzycy będą trafiać do kogoś innego. Najważniejsze było, że po kilkudniowej przerwie, gdy u ghuli zaczął się pojawiać głód wampirzej krwi, pojawiła się nadzieja, że ktoś ten głód uśmierzy.

Oczywiście gdyby jakiś ghul nie należał do Jessie, podstawową sprawą było ustalenie: kim jest, do kogo należy oraz co robi. Jeśli do któregoś ze znanych wampirów, to po prostu nie było problemu, ale jeśli do wampirów powiązanych z panną Jessie, czyli jej Sire przykładowo, sprawa była kompletnie inna. Wtedy planował poddać takiego Dominacji oraz dalej planował doprowadzić takiego do malkawiańskiej przyjaciółki, ażeby takim ghulem się zajęła wydobywając potrzebne informacje. Ale skoro niecałkiem było wszystko wiadomo, związał wszystkie ghule ze sobą. Liczył oczywiscie, iż tamte stare ghule się pojawią oraz będą przechwycone dzięki współpracy nowych. Cały proces trwał dłuższą chwilę. Ghule, przyzwyczajone do pewnego ceremoniału przyniosły kielich i poprosiły by podając go wymienił każdego z imienia. Charlotta przyglądała się wszystkiemu z pomieszaniem zdziwienia i odrobiny rozbawienia.

Po całej ceremonii przeszli do tej nudniejszej części czuli spisywania umów wstępnych. Jutro mieli spotkanie u księżnej, potem u Boyla, więc mogli się spotkać na kolejny dzień. Taką właśnie przekazał im informację wampir. Później pozostało czekać na zrealizowanie papierów, podpisy oraz ruszać do lady Rebecci. Przy okazji najchętniej spacerując przez ulice swojego dystryktu, przede wszystkim dlatego, aby poznać miejsce. Kolejno zaś, żeby ewentualnie spotkać jakiegoś ghula czy wampira jakiegoś.

Pożegnali się z dyrekcją banku i spokojnym krokiem ruszyli ulicami domeny Gaherisa.
- Chyba wszystko się układa po naszej myśli, prawda? - Charlie spojrzała niepewnie na swego narzeczonego, przytrzymując się podczas spaceru jego ramienia.
- Chciałbym właśnie tak przypuścić, jednak na tym szlaku, gdzie wyrwana została już wielka przeszkoda, czai się trochę innych. Przede wszystkim, mamy gigantyczną ilość pracy. Spotkanie z księżną, Boylem, potem ponowne z dyrekcją banku Jessie. Załatwienie przez księżną kwestii przekazania hrabstwa, co wiąże się z kombinacją nie tylko umysłową, ale także podrzuceniem kilku dokumentów. Wiesz jak to zrobić, bowiem ja nie - pokiwał dumając. - Potem odwiedziny Edwarda Howarda, potem wyprawa do Szkocji. Zaraz zaś potem ślub. Wszystko potrzeba przygotować. Pytanie: do kogo dyrektorzy mają wysłać posłańca, ze zobaczyli kogokolwiek spośród innych ghuli Jessie, lub wampirów? Według mnie chyba do Carltona, zaś nasza przyjaciółka oraz jej syn Robert będą wiedzieli, co dalej robić. Jednak chciałbym prosić ciebie, abyś potwierdziła mój pomysł, lub podała inny. Jeśli zaś tak, musimy jeszcze odwiedzić Carltona, ażeby wszystko uzgodnić. Musiałabyś także wtedy ponownie za dnia spotkać się z dyrektorami, żeby przekazać im decyzję, zaś przecież nie powinnaś się specjalnie przemęczać. Trzeba się także zastanowić, co odpowiemy Boylowi, jeżeli poda propozycję sprzedaży majątku. Szczerze mówiąc pracy huk prawdziwy dosłownie.
- Rozmawiałam z panną Dosett, podsunie mi człowieka w Szkocji. Na dniach powinnam mieć na niego namiar. Powinien nam pomóc z podrobieniem dokumentów i dorzuceniem czegoś od siebie
. - Charlie rozglądała się po okolicy, raz na jakiś czas zawieszając wzrok na wystawie sklepowej. - Na razie będę się z nimi spotykać u nich w banku i wtedy będą mieli okazję by przekazać mi informacje, jeśli coś mnie zaniepokoi przekaże to ludziom Anny. Teraz i tak będę musiała dogadać kilka spraw formalnych, a nie ma za bardzo kogoś kto mógłby to zrobić za mnie… Tak pomyślałam. Może rozsądnie byłoby mieć jeszcze jednego ghula w naszym banku. Kogoś kto nadzorowałby wszystko gdy ja będę przemęczona. Co ty na to?
Uśmiechnął się zadowolony. Faktycznie sympatyczna Dosett miała odpowiednie kontakty. Jednak kwestia ghula była trochę trudna, choć faktycznie wskazana.
- No tak, ale kogo? Też wolałbym mieć kogoś. Ci panowie owszem, przejąłem ich, ale póki co, nie chciałbym ich wprowadzać w kierowanie twoim bankiem. Czy chciałabyś kogoś polecić?
- Po odejściu kilku dyrektorów, wzięłam do pomocy dwóch kierowników. Jeden z nich, Jack, jest całkiem ogarnięty. Nie chcę mu na razie zrzucać zbyt dużo na plecy by też nie narobić mu wrogów wśród dyrekcji
. - Charlie spojrzała na niego niepewnie. - Może z nim porozmawiasz, sam go ocenisz?

Na ulicy panowała cisza. Nie licząc pijaków, żebraków i ulicznic kryjących się w zaułkach, było dosyć pusto.
- Wobec tego porozmawiam - potwierdził wojownik. - Jeśli chłopak ma łeb jak sklep to oczywiście przydałby się. Aha przypomniało mi się, iż książę wydał każdemu obecnemu na naradzie zgodę na stworzenie wampirzego potomstwa. Planuję zostawić sobie takie możliwości, abyś zawsze miała swobodę decyzji, jeśli oraz kiedy będziesz chciała przemienić się. Ponadto co myśli właśnie na temat zarządzania północnymi dobrami. Naprawdę duża ilość ziemi, mnóstwo dzierżawców oraz potencjalne wysokie przychody lub puste wiadro.
- Chciałabym je najpierw zobaczyć nim zacznę coś o nich myśleć
. - Charlie mrugnęła do niego. Po kilkunastu minutach wkroczyli na teren domeny Florence. - Staram się ostrożnie wybadać jak tam dotychczasowym właścicielom szło gospodarowanie, ale Szkocja jest… specyficznym regionem.
- Jestem właściwie Szkotem, nawet wyspiarskim, bowiem urodziłem się na wyspach Orkadach. Jednak masz rację. Problem jednak taki, iż księżna jest jednocześnie hrabiną. Bywa na angielskiej ziemi raz na rok, raz na dwa lata, zaś nawet nie zawsze odwiedza przy tym Szkocję. Sprzyja takie coś rozluźnieniu kierowania. Przy okazji, jeśli księżna chciałaby jechać z nami do Szkocji, jak ją odwieść? Bowiem nie chciałbym, żeby widziała kiedy unikam promieni. Po kolejne, jak namówić, żeby nie tylko przekazała tytuł, bowiem taką myśl wcisnąłem, jednak żeby została na naszym ślubie? Mogłaby występować, jako moja rodzina, zresztą właściwie rodzina lady Amandy także.
- Myślę, że ślub jest dosyć prostą sprawą. Wydaje mi się, że wystarczy ją zaprosić
. - Charlie zamyśliła się. - Może… powiedzielibyśmy jej, że chcesz się tam najpierw przejechać po latach. Zobaczyć jak bardzo wszystko się zmieniło, tak bez rozgłosu?
- Myślę, że to dobry pomysł. Ponadto naprawdę chciałbym załatwić wszystko bez rozgłosu jakiegokolwiek.
- Wobec tego porozmawiamy z nią jutro, choć pewnie zrobisz to sam gdy ja będę zagadywać resztę rodziny
. - mrugnęła do niego. - To gdzie teraz?
- Rebecca, musimy jej przedstawić sytuację, wspomnieć, jak wygląda kwestia ghuli, popytać, jak wyglądają sprawy nowego terenu. Jeśli pamiętam, także umawiałaś się jakoś z Rebeccą, jeśli pomyliłem coś, wybacz, bowiem tyle jednocześnie robimy …
- Umówiłam się z Rebeccą i Panną Dosett na wtorek. Po spotkaniu z Hrabiną. Jeśli jednak chcesz możemy spróbować dostać się na audiencję u księcia. Przyznam, że nie wiem gdzie indziej miałabym szukać Rebecci.
- Masz rację, czyli jedziemy do księcia pana
- objął czule pannę Charlie - poszukajmy jakiejś dorożki, dotarliśmy gdzieś do brzegu terytorium.
Ashmore przytaknęła i skierowała ich w kierunku najbliższego postoju dorożek. Już po chwili jechali ulicami Londynu w kierunku Westminsteru.
- Czy Boyle wspominał ci może, dlaczego chciałby naszego powrotu
? - spytał piękną dziewczynę.
- Chciał porozmawiać i nie wiedział czy ma się z nami umawiać gdzieś w Londynie, czy zechcemy spędzić dzień w jego rezydencji.
- Bardzo chętnie przyjadę do niego. Lubię go, wiele mu zawdzięczam, jego rezydencja oraz ogrody piękne. Myślałem tylko, iż powiedział coś konkretniejszego bardziej.
- Nie rozmawiałam z nim osobiście, posłał do mnie jedynie sługę z takim pytaniem.
- Rozumiem, wobec tego po prostu jakoś sobie poczekamy oraz porozmawiamy z naszym wspaniałym gospodarzem
.

Na miejscu okazało się, że dawne wejście “od zaplecza” jest ponownie otwarte. Jednak jeden z ghuli zatrzymał ich w progu informując o tym, że nie byli umówieni.
- Oczywiście, jednak proszę poinformować lady Rebeccę, że chcielibyśmy zostać przyjęci. Charlotta i Henry Asmore. Poczekamy oczywiście na zgodę - był uprzejmy. Ghul oczywiście wykonywał swoją pracę, zaś ostrożność wobec kręcących się po mieście magów, łowców, obcych wampirów rzeczywiście się wydawała bardzo wskazana. Pytał o Rebeccę, ale jeśliby jej nie było, planował porozmawiać z księciem Peelem.
- Pani Rebecca nie przebywa obecnie w pałacu. - Ghul odpowiadał uprzejmie. - Czy posłać kogoś by zapowiedział państwa przed księciem?
- Bylibyśmy bardzo wdzięczni - przygryzł wargę. Szkoda, iż Rebeccki nie było, bardziej chciał porozmawiać z nią niż księciem, ale gdy się nie ma co się lubi

Ghul wydał polecenie komuś w dalszym korytarzu i po kilkunastu minutach wprowadzono ich do gabinetu Peela.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172