Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2018, 09:39   #132
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mężczyzna musiał przemyśleć te sprawy jadąc powozem Tremere. Oczywiście wiele innych także. Starcie z synem Boyla wcale się nie uśmiechało. Magik oraz mający słabość do kobiet przystojniak. Gdyby zaczął coś do Charlie, musiałby interweniować, co nie miałoby kompletnie sensu, biorąc pod uwagę możliwość ataku tamtych wampirów. Dlatego chyba najlepiej było chwilowo zostać, przemyśleć sprawę, przed przybyciem zaś tamtego przeprowadzić się do Florence. Zresztą rezydencja starszej także była chroniona solidnie. Obecnie zaś Toreadorka na pewno zadbała, żeby było bezpiecznie. Ale to nie była tylko sprawa mieszkania. Choćby planowany tytuł. Wrócił myślami przez chwilkę do wypożyczonych lektur dotyczących Wielkiej Brytanii. Absolutnie ciekawie przedstawiał się cały system szlachecki, kompletnie inny, niżeli posiadała reszta Europy. Normalnie na kontynencie dziecko urodzone w szlacheckiej rodzinie było szlachcicem, na terenie Wielkiej Brytanii nie. Szlachectwo stanowiło tu jakby tytuł, który przechodził wyłącznie na najstarszego dziedzica płci męskiej. Aczkolwiek zdarzały się linie, których przywilejem było przekazywanie tutulatury, przy braku męskiej, linią żeńską,

Młodszy syn powiedzmy barona należał do dobrej rodziny, jednak sam nie posiadał tytułu, choć oczywiście mógł zdobyć własne szlachectwo wierną służbą królowej Anglii. Czyli taki baron, jeśli miał trzech synów, tylko pierwszy przejmował tytuł, zaś każdy następny był już jedynie gentlemanem. Ogólnie chyba dlatego poszerzono kategorię gentlemana, która kiedyś miała równe znacznie z pojęciem szlachcica. Obecnie młodszy syn był to po prostu człowiek należącym do nieformalnej klasy gentlemanów do ewentualnej chwili własnej nobilitacji. Przykładem klasycznym mogliby być tutaj parędziesiąt lat wcześniej Wellesleyowie, rodzina posiadająca tytuł hrabiego. Najstarszy spośród braci Richard Colley Wellesley odziedziczył tytuł oraz majątek, zaś młodszy Arthur Wellesley ruszył do służby wojskowej walcząc przeciwko Napoleonowi. Przy czym Arthur formalnie był nikim, aczkolwiek jako gentlemanowi pochodzącego z hrabiowskiej rodziny, przysługiwał mu grzecznościowy tytuł Czcigodnego, który jednak miał się nijak do szlachectwa. Dopiero kiedy w 1804 roku Arthur otrzymał Order Łaźni, z którym wiązało się szlachectwo, mógł dodawać charakterystyczne Sir. Potem łapał kolejno tytuły barona, wicehrabiego, hrabiego, markiza, wreszcie księcia, jako Jego Łaskawość diuk Wellington, dowodzący po stronie sprzymierzonych pod belgijskim Waterloo. Jednak brat księcia Wellingtona był dalej hrabią, tak jak odziedziczył tytuł przodków, aczkolwiek później za własne zasługi polityczne otrzymał tytuł markiza, wyższy wedle progenitury niźli hrabiowski. Wszystko więc mogło być mocno pomieszane.

Ogólnie szlachta angielska dzieliła się na arystokrację oraz rycerstwo. Arystokratami byli ci magnaci szkoccy i angielscy, którzy zasiadali w Wyższej Izbie Parlamentu, czyli Izbie Lordów. Co ciekawe, magnaci irlandzcy już takiego przywileju nie posiadali. Jeśli jakiś Anglik bądź Szkot był głową rodziny posiadając tytuł co najmniej barona, był także parem, czyli dziedzicznym prawodawcą, mającym prawo zasiadać, jako członek Wyższej Izby Parlamentu.

Najniższym tytułem arystokratycznym był baron, później zaś kolejno od dołu do góry wedle precedencji: vicehrabia, hrabia, markiz oraz książę. Ogólnie nosząc tytuł barona, lub vicehrabiego, taki magnat nazywany był standardowo lordem. Przykładowo barona Salisbury tytułowano lordem Salisbury, vicehrabiego Salisbury również. Jednak hrabiego, markiza czy księcia Salisbury nazywano nie przez „lord”, ale właśnie hrabią Salisbury, markizem Salisbury, albo księciem Salisbury. Ewentualnie przy księciu dodając Jego Łaskawość. Przynajmniej oficjalnie, bowiem nawet królowa Wiktoria prywatnie nie wymagała od swoich dwórek nazywania Jej Królewską Mością, tylko zadowalała się słowem Madame.

Każdy magnat mógł mieć ponadto kilka tytułów. Taki Walter Montagu-Douglas-Scott, książę Buccleuch, jednocześnie nosił jeszcze następujące tytuły: książę Oueensberry, markiz Dumfriesshire, hrabia Buccleuch, hrabia Dalkeith, hrabia Doncaster, hrabia Drumlanrig i Sanquhar, vicehrabia Nith, Tortholwald i Ross, baron Scott z Tindale, lord Scott z Buccleuch, lord Scott z Witchester i Eskdaill, lord Douglas z Kilmount, Middlebie i Dornock. Całkiem niezła litania. Oczywiście tylko najważniejszy tytuł dawał prawo zasiadania na krześle lordowskim. Grzecznościowo dziedzic tytułu był nazywany hrabią Dalkeith, czyli którymś spośród niższych tytułów przynależnych rodowi. Przy księciu, także grzecznościowo, wszystkich jego synów nazywano lordami, nawet jeśli było ich kilku. Jednak nie oznaczały one ani prawa do zasiadania w Izbie Lordów, ani nawet szlachectwa. Stanowiły wyłącznie grzeczność. Podobnie zresztą rzecz dotyczyła hrabstwa Newburgh. Oczywiście hrabstwo to nie księstwo, ale też posiadało dodatkowe tytuły vicehrabiego Kinnaird i lorda Levingston. Gdyby udało im się przejąć hrabstwo Newburgh, ich syn byłby nazywany vicehrabią Kinnaird, albo częściej lordem Kinnaird. Wszakże byłby to tytuł jedynie grzecznościowy, nie dający prawa bycia parem należącym do Izby Lordów.

Hrabia niekiedy był zwany w Anglii earlem, który to tytuł wywodził się od skandynawskiego jarl, czyli wódz. Jednak równie często, albo nawet częściej, używano odfrancuskojęzycznego słowa count. Powyżej oceniany był markiz, zaś najwyżej książę. I tutaj również występowało słowo prince, albo diuk, oznaczające księcia. Aczkolwiek wszyscy parowie szkoccy noszący książęce tytuły, wszystkich dokładnie 9iu, byli diukami. Za to dziedzic tronu, książę Walii, był już princem.

Lordowie zasiadali dziedzicznie na ławach wyższej izby parlamentu. Niższa izba, zwana Izbą Gmin należała dla tych, którzy będą wybrani. Wśród nich wielu było rycerzy. Rycerze, kawalerowie etc. stanowili niższą część szlacheckiej warstwy Wielkiej Brytanii. Panowie dodawali sobie przed imieniem słowo Sir. Sir John, Sir Jack, Sir Miles … Słowo Sir zawsze było dodawane do imienia. Stąd szlachcic Shon Murphy, mógł być Sir Shonem lub Sir Shonem Murphy, ale nigdy Sir Murphym. Wśród tytulatury szlacheckiej wyróżniał się również tytuł baroneta, podobny do barona, jednak inny. Baronet był tytułem niearystokratycznym oraz nie dawał wstępu do Izby Lordów. Nielordowie jednak mieli prawo być wybierani do Izby Gmin, zaś tak naprawdę właśnie tam, nie w Izbie Lordów, robiło się prawdziwą politykę.

Ciekawa rzecz miała się z paniami. Każda córka oraz żona szlachcica nosiła tytuł lady, przynajmniej grzecznościowo. Nie było istotne, która to była córka w kolejności urodzenia. Nawet jeśli wyszła za mąż za nieszlachcica, pozostawała lady. Jeśli jednak wyszła za szlachcica to, gdy był to zwykły szlachcic, dołączała lady do imienia i nazwiska, jeśli zaś był lordem, wyłącznie do nazwiska. Powiedzmy pani Susanna Owen, żona pana Stanleya Owena. Jeśli pan Stanley był Sirem, jego żona przedstawiała się, jako lady Susanna Owen, jeśli był lordem, specjalnie baronem lub vicehrabią, pani Susanna Owen była lady Owen. Jeśli mąż miał tytuł hrabiego, markiza lub księcia, żona stawała się hrabiną, markizą lub księżną Owen, choć służba najczęściej używała klasyczne Milady.

Rzadko bo rzadko, jednak mogło się zdarzyć, iż na przykład mała dziewczynka mogła nosić tytuł hrabiny. Oczywiście taka dziewczyna jeszcze nie mogła wyjść za mąż, jednak musiała należeć do bardzo nielicznej grupy rodów, gdzie tytulatura mogła być także przekazywana po linii żeńskiej. Hrabina młoda musiała być po prostu najbliższą krewną poprzedniego hrabiego, bliższą niźli potencjalni dziedzice męscy.
 
Kelly jest offline