Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 18:57   #507
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Więźniowie Horny

Na szczęście nie było to zbyt trudne, gdyż mężczyzna był stosunkowo lekki. Nie znaczyło to jednak, że przeniesienie go nie stanowiło dla Alice żadnej trudności. Nie dość, że musieli poruszać się w mroku, to jeszcze czuła się dość osłabiona. Po czym? Rozsądniejszym pytaniem było, co takiego wydarzyło się po drodze, co by jej nie osłabiło. Nie tylko przyjmowała najróżniejsze mieszanki leków, wielokrotnie gryzła się, przecinała i kłuła, aby upuścić z siebie krew, to jeszcze ostatnio biegła przez las bardzo długo, a nawet dostała w głowę kowadłem. Krew na jej twarzy zdążyła skrzepnąć. Rana nie tylko bolała ją, ale także… swędziała.
- Gdzie jest to przejście? - zapytał “Bob”.
Harper mruknęła i poprowadziła ich w mroku do punktu, w którym wcześniej znalazła otwór wyjściowy. Postanowiła póki co zignorować swędzenie i ból rany, którą najpewniej zrobiło jej na skroni kowadło. Miała ważniejsze rzeczy na głowie, jak choćby by stąd uciec, czy to gdzie był Emerens, albo co stało się z Jenny i jej torbą… Albo ile zostało jej jeszcze rudych włosów na głowie, bo nie wiedziała nawet ile czasu upłynęło
- W tę stronę, ale dokąd wyjdziemy, nie mam pojęcia, więc trochę musimy zdać się na szczęście - powiedziała do “Boba”, starając się brzmieć w miarę spokojnie.

Przeszli przez otwór w ścianie. Pierwszy ruszył mężczyzna, Alice jako druga. Jakby nie dość odniosła obrażeń, uderzyła się w czoło przy przechodzeniu. Jednak to stanowiło najmniejsze z jej zmartwień. Kiedy znaleźli się po drugiej stronie, rozejrzała się. Było tu znacznie jaśniej. A to za sprawą źródła światła, jakim był otwór nad ich głowami. Znajdował się bardzo wysoko. Słoneczny blask przenikał przez powietrze ogromnej jaskini, barwiąc jej skalne ściany na pomarańcz, brąz, szarość i czerń.
- Cholera - przeklął “Bob”, kiedy potknął się o kamień, rozproszony przez ogrom obszaru wokół nich. Jego słowo potoczyło się echem, podkreślając wielkość pieczary. - Dlaczego tu jest tak gorąco? - dodał ciszej.


Zaraz po tym, jak rozejrzała się na około, Alice zerknęła na “Boba”, a potem na trzymaną przez nich oboje osobę. Teraz rozpoznała ich. Jej przytomny towarzysz był znanym aktorem Kallem, a nieprzytomny szoferem premiera Holkeriego, którego imienia nie pamiętała.
- Nie wiem, niestety nie najlepiej znam się na górach i ich wnętrzu. Mam nadzieję, że to nie jakiś wulkan, może jest tu jakieś źródło geotermalne? - zaproponowała odpowiedź. Tymczasem rozejrzała się ponownie uważnie, szukając czy było tu gdzieś dalej kolejne przejście. Domyślała się gdzie mogą być, w końcu mieli ją zabrać na Hornę. Czy to było jej wnętrze? A może plany się zmieniły, a ona o tym nie wie? Tak czy inaczej, chciała się stąd wydostać, było zdecydowanie za ciepło.

Pieczara miała mniej więcej okrągły kształt, choć jej ściany miejscami zakręcały w taki sposób, że nie była pewna, czy gdzieś nie znajdowało się przejście do kolejnej części. Widziała natomiast wiele otworów podobnych do tego, przez którego dopiero co przeszli. Jeżeli Valkoinen lub Ilmarinen schowali tutaj Jenny, to zajmie wieki, zanim ją znajdą. Alice przesunęła wzrok na środek jaskini. Ziała tam wielka dziura, jednak musiałaby podejść, aby ujrzeć, co znajdowało się w środku.
- Chyba wykrakałaś - szepnął Kalle. - To musi być wulkan. Co za kurwa zesłała mnie wgłąb wulkanu? - jego głos zadrżał. - To pewnie tylko sen - nagle westchnął z ulgą. Rzeczywiście, taki wniosek zdawał się najbardziej prawdopodobny. Tyle że był kompletnie nieprawdziwy.
Śpiewaczka ostrożnie położyła szofera pana premiera i chciała podejść do ziejącej na środku jaskini dziury. Czy naprawdę znajdowali się w wulkanie?
- Przykro mi. Tu nie będzie tak jak w tym śnie, gdzie widzieliśmy się w tłumie ludzi… To się dzieje zupełnie na serio - powiedziała tylko zerkając znów na Kalle “Boba”. Ruszyła w stronę dziury, ostrożnie, by czasem tam nie wpaść.
Aktor spojrzał na nią dziwnie.
- Tobie też to się śniło? - zapytał, marszcząc brwi. - Przecież… przecież to był tylko sen! Ale z drugiej strony tu i teraz również mi się śni… więc to chyba ma sens? Chyba?
Mężczyzna również pozostawił kierowcę na skalnej powierzchni, po czym ruszył za Alice. Znajdowali się już w połowie drogi. Przed nimi pozostawało jeszcze dobrych dwadzieścia metrów, zanim dojdą do ziejącej pustki. Ta z kolei miała co najmniej sto metrów średnicy.
Śpiewaczka zerknęła na niego znowu
- Ty naprawdę próbujesz to wszystko racjonalizować… Chociaż… Może w sumie lepiej. Raczej też wolałabym tak o tym wszystkim myśleć - westchnęła i zamilkła. Resztę drogi do dziury przebyła w ciszy. W końcu zatrzymała się i spojrzała ostrożnie w dół. Czy naprawdę to był wulkan?

Wychyliła się zarówno odważnie, jak i ostrożnie. Czuła nawiew ciepłego powietrza, który ział z dołu prosto do góry i wylatywał przez szczelinę w sklepieniu. Ujrzała morze falującej, rozgrzanej do czerwoności lawy. Kotłowała się w ogromnym zbiorniku. Było jej tak dużo… Gdyby wulkan wybuchł, zalałoby co najmniej pół wyspy. A oni obydwoje umarliby w oka mgnieniu. Na środku tego jaśniejącego piekła znajdowała się wysoka, skalna kolumna, która rozszerzała się na samym końcu. Prowadził do niej wiszący most, który kończył się na poziomie Alice, tyle że po przeciwnej stronie. Na kamiennej wysepce znajdowało się kilka osób. Śpiewaczka dostrzegła Nurię, Ilmarinena… a także jakieś dwie związane postaci. Kiedy wytężyła wzrok, ujrzała poparzonego mężczyznę, który w pierwszej kolejności skojarzył jej się z Andreasem, którego widziała na Wyspie Zoo. Jednak ten człowiek nie był w aż tak złym stanie. Tuż obok niego leżała kobieca sylwetka… Tak, to była Jennifer!

Harper przesunęła wzrok dalej i zaniemówiła. Otworzyła szeroko usta i zamrugała oczami. Czyżby zwariowała? A może wulkaniczne opary miały w sobie domieszkę halucynogenną? Poczuła mrowienie całego ciała. Nie mogła uwierzyć w to, co widzi… lecz też nie mogła temu zaprzeczać. Jej wzrok przesunął się po jego dobrze znanej sylwetce, czarnych, falujących włosach… po czym spoczął na jasnobłękitnych oczach. Wpatrywały się w nią. Tak dobrze znane, a jednak… obce.
- Witaj, Alice! - krzyknął Joakim. Na jego twarzy wykwitł pogardliwy uśmieszek.
Gdy tylko się do niej odezwał, w pierwszym momencie oczy kobiety zaszkliły się od łez. Zaraz jednak otrząsnęła się, wiedząc doskonale kto to, oraz co tu robi. Zacisnęła mocno pięści i cofnęła się. Spojrzała w stronę mostu, potem w stronę wyjść z tej komnaty, a na koniec znów w dół, na bazującą tam lawę. Poczuła wielka pokusę by tam skoczyć. Zacisnęła mocno zęby. Ewentualność. nie zamierzała skorzystać z niej od razu, ale skoro podawali jej takie narzędzie do samozniszczenia już na wstępie…
- Tuoni… - mruknęła z wystarczającą dawką pogardy, by zakwasić jezioro.
Najgorsze było to, że ciało Joakima wciąż pozostawało znajome. Poruszało się tak, jak wtedy, kiedy gościł w nim jego pierwotny właściciel. Alice poczuła w sobie zalążek pragnienia, by zapomnieć o tym, że Dahl zginął, a w środku znajdował się ktoś inny. Gdyby spróbowała… mogłaby w to uwierzyć. Czy wtedy choć część bólu zniknęłoby? Mogłaby łatwiej oddychać, działać… żyć?
- Czekaliśmy na was - Tuoni uśmiechnął się. - Proszę, przyjdźcie do nas. W trójkę.
Kalle poruszył się za plecami Alice.
- Kim są ci ludzie? - zapytał ją szeptem.
Śpiewaczka usłyszała również poruszenie gdzieś za nimi. Chyba kierowca premiera Holkeriego budził się.
Rudowłosa zerknęła na Jennifer, ale zaraz zmrużyła oczy i znów ostroznie przesunęła wzrok na ciało Joakima. To było takie bolesne. Tak potwornie okrutne uczucie, patrzeć na niego. Chciało jej się tak strasznie pić i to jeszcze przed tym jak straciła przytomność, w wulkanie efekt pogłębił się, ale teraz… Teraz miała wrażenie, że powietrze jest jak piasek…
- To nie są dobrzy ludzie Kalle - powiedziała tylko cicho
- Czemu sądzisz, że grzecznie wejdę na most… - zapytała Tuoniego, marszcząc brwi. Obawiała się jednak, że bóg śmierci miał pewnego asa przetargowego, który zapewne zmusi ją do wszystkiego, czego sobie zażyczy. Miała jednak nadzieję, że jeśli istnieje w nim choćby odrobina litości, to ujawni się teraz i nie zrobi tego, co przyszło jej do głowy, że mógłby.
Tuoni bezceremonialnie złapał Jennifer za blond włosy i pociągnął do siebie. W ten sposób Alice mogła ujrzeć poobijaną twarz kobiety. Następnie bóg umarłych złapał ją za kark i zaczął ciągnąć ku brzegu skalnej wyspy. Przy tym cały czas spoglądał w oczy Harper. Jego własne mówiły jasno: “zrobię to”. Tylko ona mogła zatrzymać jego wędrówkę i uratować życie Konsumentki. Jak straszna musiała być śmierć w morzu lawy?
- To twoja znajoma? - aktor strzelił, nie mając pojęcia, że zgadł.
Alice mierzyła się kilka sekund ze wzrokiem błękitnych oczu i nie wytrzymała. Odwróciła spojrzenie i zerknęła na Kallego
- Tak… To moja znajoma… - odpowiedziała mu, po czym obróciła się, by zerknąć na szofera. Miała wrażenie, że jej serce zaraz jej wypadnie, każde uderzenie bolało bardzo mocno. Tymczasem kierowca w pełni rozbudził się, siedział na podłożu skalnym i skonfundowany rozglądał się po jaskini.
- Możesz pomóc mu się ogarnąć… Ja chyba muszę tam pójść i zatrzymać tego maniaka… - Alice powiedziała prosząc aktora.
- Nie chciałabym, by skończyła w lawie - dodała. Było bardzo źle. Tuoni zrobił dokładnie to, czego obawiała się najmocniej. Wykorzystywał Jennifer przeciw niej. Harper wyprostowała się
- Zostaw ją w bezpiecznym miejscu. Przyjdę - rzuciła do boga śmierci. Jej głos był gdzieś na pograniczu załamania i zmęczenia. Ruszyła się w stronę mostu dopiero, gdy upewniła się, że Tuoni wykona jej prośbę.
Władca Tuoneli jednak wciąż był na skraju przepaści.
- Nie sama - odpowiedział. - Chcemy całej waszej trójki.
Puścił Jennifer, a serce stanęło w piersi śpiewaczki. Jednak wnet zrozumiała, że na szczęście Tuoni trzymał blondynkę też drugą ręką z tyłu, o czym wcześniej nie wiedziała. Tylko dzięki temu Konsumentka nie pofrunęła na spotkanie z morzem lawy.
Harper przytknęła dłoń do klatki piersiowej święcie przekonana, że dostała zawału i umarła. A jednak nie. Ulga rozeszła się po jej ciele nieprzyjemną, drażniącą falą, kiedy odkryła, że Jennifer jednak jest ‘bezpieczna’. Spojrzała na Kalle
- Musisz tam iść ze mną i ty i szofer premiera… - powiedziała sucho i zaczęła iść w stronę blondyna, by go uświadomić w zaistniałej sytuacji. Była mocno wstrząśnięta całą sytuacją i naprawdę poważnie nie wiedziała co ma zrobić by wyratować siebie, lub kogokolwiek z tego co się działo.
- Co? - Kalle wydusił z siebie. - Ale to… chyba niebezpieczne? - rozdziawił usta niczym głupek.
- Mam na imię Gabriel - wydusił z siebie kierowca, patrząc na kobietę, która przybliżała się do niego. - Co się z tobą stało? - patrzył na skrzepłą krew na jej głowie. - Wyglądasz… - zaczął, ale nie dokończył.
Alice zatrzymała się przed nim
- Przepraszam, że nie zapamiętałam… Potrzebuję twojej i jego pomocy… Jeśli nie pójdziecie ze mną przez most do tamtych ludzi, jeden wariat wyrzuci moją przyjaciółke do lawy… - przedstawiła mu sytuację, po czym uśmiechnęła się bezradnie. Zerknęła też na Kallego
- Wybaczcie, że nie mam przygotowanego planu na zaistniałe okoliczności, ale wolałabym, żeby ona nie zginęła - dodała zwracając się teraz do nich obu, dość bezradnie. W międzyczasie lekko potarła obolałą skroń, chcąc ulżyć chociaż temu bólowi… Tak jakby to coś dało.
- A jaki mamy wybór? - zapytał Gabriel. - Albo pójdziemy w sam środek piekła, albo… - zawiesił głos.
- No tak… - wtrącił Kalle. - A co, jeżeli udamy się do tych złych ludzi? Co się wtedy stanie?
Obydwoje spoglądali na Alice, jak gdyby posiadała wszystkie odpowiedzi.
- Czas tyka! - rozległ się przeciągły krzyk i śmiech Joakima. Być może to nie Dahl wydał go z siebie… jednak brzmiał identycznie. Kierowca Holkeriego miał rację. Naprawdę znaleźli się w piekle.
Alice cała się zjeżyła słysząc głos i śmiech Joakima. Gdy stała do niego tyłem, było to jeszcze gorsze niż jak patrzyła wprost i widziała, że to nie on. Oczy znowu jej się zaszkliły, ale potrząsnęła głową
- Nnie wiem… Nie… wiem… Myślę jednak, że raczej nas nie zabiją… Mam nadzieję… Opcjonalnie możecie mi po prostu nie pomóc, pozwalając mojej przyjaciółce umrzeć - powiedziała stawiając sprawę jasno. Nie zachęcała, nie chciała ich okłamywać, nie wiedziała co Tuoni zamierza z nimi zrobić. Miała wrażenie, że robi jej się duszniej niż wcześniej. Czekała co obaj zdecydują i miała wrażenie, że jest kompletnie odrealniona. Jakby była tu, a jednak nagle nie…
- Nie chcemy ich denerwować, prawda? - mruknął Gabriel. - To szaleńcy?
Kalle natomiast wpatrywał się w Alice ze współczuciem.
- Skoro to tylko sen… i mówisz, że nas nie zabiją… - zawiesił głos. - To mogę pomóc. Ale sam tam nie pójdę. Nie odważę się - głośno przełknął ślinę, patrząc ukradkiem na skalną wyspę wspartą na wysokiej kolumnie.
Alice zerknęła na Kallego i zawiesiła na nim wzrok przez kilka chwil
- Mamy tam iść we troje… Decyzja należy więc do ciebie Gabrielu.. Nie mamy wiele czasu jak słyszałeś - powiedziała spoglądając teraz znów na blondyna. Modliła się, by Tuoni milczał i już ich nie pospieszał, czuła się wystarczająco przyciśnięta tym jak brzmiał i wyglądał. Zastanawiało ją gdzie tymczasem był Terrence.
- Dobrze, pójdę - Gabriel wydał się przytłoczony tym, jak wielką wagę miało to dla Alice. A także nie chciał być tym, który jako jedyny odmówi jej pomocy. Choć śpiewaczka odniosła wrażenie, że gdyby Kalle nie zgodził się na pójście do Tuoniego, to szofer również nie zrobiłby ani jednego kroku w tym kierunku. - Pomożecie mi wstać? - poprosił. Wyciągnął rękę w stronę Alice, jednak szybciej zareagował Kalle, chwytając ją. Wnet byli już we trójkę gotowi do drogi. A była dość duża, gdyż musieli przemierzyć całą połowę obwodu czeluści, aby dojść do wiszącego mostu.
Śpiewaczka miała wrażenie, że gdy wreszcie się ruszyli to szła niczym na ścięcie. Starała się nie spoglądać na Tuoniego, jeśli już to zerkała na Jennifer, która trzymał. Przyglądała się mostowi, do którego zmierzali i miała wrażenie, że ciężko jej się idzie, jednak mimo wszystko szła. Wiedziała, że kazanoby jej to rzucić i uciekać, jednak miała już dość śmierci bliskich, a Jenny uważała za ważną… Kiedy więc zbliżyli się do wejścia na most, zrobiła na niego krok jako pierwsza.
- Alice! - usłyszała cichy, kobiecy głos. To była Jennifer. - Uciekaj! Zostaw mnie…!
Z trudem wypowiadała zgłoski. Jej ton nie przypominał dawnej Konsumentki, był bardziej charczący, zgrzytający i nieprzyjemny… Jak u kogoś, kto odczuwa dużo bólu. A w następnej chwili jeszcze więcej, gdyż Tuoni uderzył ją w policzek, chcąc wybić z głowy chęć tego typu wrzasków.
- Zapraszamy - podniósł do góry rękę w powitalnym geście, choć Alice i pozostała dwójka mężczyzn byli dopiero w połowie drogi do mostu.
- Uderz ją jeszcze raz, a to ja wpadnę w tą lawę. Słyszysz mnie? - ostrzegła go. Zaciskała tak mocno pięści, że poczuła, jak rana na wnętrzu lewej dłoni zaczyna ją piec na nowo. Widziała już wcześniej, że Jennifer została pobita. O tym też sobie porozmawia z bogiem śmierci, ale dopiero za chwilę. Słowa Jenny zignorowała. Nie zamierzała jej porzucić. Nie zamierzała już dziś nikogo porzucić. Miała dość. Zadrżała, ale szła dalej, spuszczając wzrok na ziemię.
- Masz rację, Alice - Tuoni bezczelnie korzystał z głosu Joakima. Czy to celowo miało wyprowadzić ją z równowagi? - To niehonorowo bić związaną kobietę. Nawet kiedy zachowuje się tak nieuprzejmie - spojrzał na Konsumentkę, kręcąc głową.
- Alice! - ta krzyknęła. - Prowadzisz wszystkich na…
Nie dokończyła, gdyż Tuoni zakrył jej usta dłonią. Jenny odruchowo wgryzła się w niego, ale na twarzy Joakima nie pojawił się nawet ułamek bólu.
- Widzicie? - zapytał władca Tuoneli. - Czysty, prawdziwy dżentelmen. Nawet w obliczu takiego niesfornego, wściekłego zwierzęcia - spojrzał na Jenny z niesmakiem.
Śpiewaczka domyślała się na co prowadziła wszystkich. Podniosła wzrok i spojrzała na Jennifer przepraszająco. Nie chciała jej śmierci. Bardzo. Jak potem spojrzałaby w oczy Terrence’owi. Albo jak mogłaby spojrzeć samej sobie? Mimo więc, że Jenny starała się, to nie powstrzymywało rudowłosej. Głos Joakima doprowadzał ją do szału. Wywoływał nieprzyjemne odczucia. Drażnił i przygnębiał. Starała się więc go nie słuchać.
Wnet doszli do mostu. Wyglądał na niezwykle niebezpieczny. Co prawda sam w sobie zdawał się w dobrym stanie - nie miał połamanych desek i nie wyglądał na antyczny i rozpadający się. A jednak… przytrzymywały go jedynie dwie rozwieszone liny. Bez wątpienia iść po nim… i patrzeć na morze lawy pod nimi… przy kołysaniu się podłoża… To wymagało ogromnej odwagi.
- Jezu… - Kalle mruknął gdzieś za nią. - Ja chyba nie dam rady…
Alice zerknęła na niego
- Nie patrz bezpośrednio w dół. Skoncentruj się na deskach, po których idziesz i na swoich krokach. Dzięki temu można oszukać lęk wysokości - wyjaśniła mu. Sama tymczasem, jak wcześniej zamierzała, złapała się barierki z liny i zrobiła ten pierwszy krok na deski. Wstrzymała oddech. Zwolniła teraz zdecydowanie.
 
Ombrose jest offline