Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 19:00   #509
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Dama z kamienia

Kowal mrugał oczami niczym idiota. Albo nie rozumiał słów ukochanej z powodu ograniczeń umysłowych, albo tak sobie wybrał. I chyba druga opcja zdawała się bardziej prawdopodobna.
- Nie ma żadnego ratunku? - w końcu zapytał.
Alice zamknęła oczy rozumiejąc, że za moment zapewne Tuoni przyjdzie z cudownym rozwiązaniem zmartwienia Ilmarinena, w zamian za tę specyficzną, jedną, malutką informację… Gdzie była korona i pomoc w jej rozwaleniu. Śpiewaczka chciała móc cofać czas… O zdecydowanie więcej, niż mógł to robić Kirill.
- Nie ma - odpowiedział mu Tuoni. - Nuria w końcu powróci do swojego oryginalnego, kamiennego stanu. Co za szkoda.
Ilmarinen wyglądał tak, jakby całe życie mu się rozpadło. Co najbardziej przybijało… miało to miejsce w chwili jego największego triumfu, kiedy wreszcie odzyskał tak bardzo pożądany i ukochany artefakt.
- Jednak to może nie takie złe? Nuria jako posąg? - Tuoni zamyślił się.
Ilmarinen nagle poczerwieniał i zrobił krok w jego stronę.
- Ty pieprzony… - zaczął.
Harper była zaskoczona. To nie to było powodem spokoju Tuoniego? Nie zamierzał zmusić go do układu? Gdy Ilmarinen zrobił krok w stronę Tuoniego, Alice zareagowała dosłownie odruchowo. Wskoczyła między kowala, a boga świata umarłych, zasłaniając jednego przed drugim. Może i był kim był, ale ciało które zajmował… To ciało nie należało do niego. Kowal gdyby go zaatakował, zrobił by krzywdę ciału, Tuoni znalazłby sobie nowe… Świadomość tego uderzyła ją bardzo mocno. Zaniemówiła.
- Chwila, chwila, kawalerze - Tuoni podniósł ręce do góry. - Uspokój się. Źle się czuję z perspektywą bycia bronionym przez Harper. Swoją drogą, to miłe z twojej strony - uśmiechnął się do niej, choć tego nie zobaczyła, gdyż stała do niego plecami.
- Ty chuju… - zaczął kowal.
- Spokojnie, bez wyzwisk. Nuria jako posąg to nie jest wcale zła rzecz. Już raz była posągiem, czyż nie? Dlaczego nie powtórzyć tego raz jeszcze?
Kobieta poruszyła się.
- Czy to znaczy, że…
- ...jest dla ciebie nadzieja? - zapytał Tuoni. - Oczywiście. Wystarczy, że Ilmarinen ponownie zejdzie do Tuoneli i poprosi twoją matkę o przysługę. Nie widzę powodu, dlaczego miałaby się nie zgodzić.
- Tylko… - Nuria zaczęła rozumieć.
- Tuonela to moja ziemia, której bronię równie zawzięcie, co tutejsze bobry swoich posiadłości. Technicznie Ilmarinen nie jest umarłym, więc nie będę mógł mu pozwolić pojawić się w mojej krainie. Przykro mi - westchnął.
Alice opuściła ręce, które przez moment trzymała rozchylone, dla lepszego efektu obrony
- Dlatego nie jesteś spięty… Od początku sobie wszystko zaplanowałeś… Gdybym tylko mogła, własnoręcznie upchnęłabym cię w tą lawę Tuoni - powiedziała zerkając na niego przez ramię. Z jednej strony patrzyła na Joakima, a z drugiej wiedziała, że to nie on na nią patrzy i dostawała szału z nerwów. Odsunęła się sprzed niego. Znów skrzyżowała ręce.
- Ale nie możesz. I tym właśnie różnią się osoby potężna od osób zwyczajnych. Pierwsi robią, drudzy wypowiadają słowa - Tuoni zaczął przechadzać się. - “Gdybym”, “jeżeli”, “chciałabym” - wyliczał. - Wyobraź sobie, że nic nie zaplanowałem nic. Jednak wszystko w ten sposób ułożyło się. Czyżby z powodu przeznaczenia? - zastanowił się, marszcząc brwi. - Nie… - machnął rękę. - Po prostu jestem potężny. I kiedy widzę szansę i okoliczności, potrafię zacisnąć dłoń - zademonstrował to na powietrzu przed sobą.
- Kochany… - Nuria spojrzała na Ilmarinena. - Nie chcę umierać i cię opuszczać - zaczęła płakać. - Jednak też nie chcę, żebyś musiał przed nim się upadlać ciszej.
Harper myślała gorączkowo
- A co jeśli… A co jeśli jest inne rozwiązanie, niż układać się z bogiem Tuoneli? - zaproponowała. Teoretycznie…. Teoretycznie może jeśli Tuoni i Tuonetar zostaliby ukarani za to, co zrobili łamiąc zasady Ukka, może dzięki temu Ilmarinen mógłby uratować Nurię bez potrzeby sprzedawania informacji o koronie Tuoniemu. Alice gorączkowo wymyślała plan
- Oni złamali zasady ustalone przez Ukka, a ja widziałam się z Akką i nie była tym zachwycona. Co jeśli dałoby się uratować Nurię, w zamian za pomoc mi… Z tym że… To będzie nieco bardziej skomplikowane, niż sprzedanie informacji jemu - skinęła głową na Tuoniego.
- Nie bardziej skomplikowane, tylko kompletnie szalone i niepewne - odpowiedział Tuoni. - Ukko nawet w szczycie swojej potęgi nie potrafił wskrzeszać. To nigdy nie była jego domena. Liczyć na Akkę, to jak liczyć na zapomnianą królową na wygnaniu. Gdzie ona jest? - bóg rozejrzał się dookoła. Nawet przystawił rękę w daszek, chroniąc oczy przed wyimaginowanym słońcem. Rozejrzał się teatralnie, po czym westchnął i machnął ręką. - Jej chyba tu nie ma. Jeżeli mam służyć dobrą radą… To módl się do boga, który słucha - władca umarłych skoncentrował przeszywające spojrzenie Joakima na Ilmarinenie. Dahl władał za jego pomocą całą organizacją pełną wyrzutków i kompletnie niesłuchających się nikogo osób. I żadna z nich nie miała ukochanej, umierającej osoby, której dobrobyt zależał od niego. A kowal znajdował się w takiej właśnie sytuacji.

Ilmarinen westchnął i spojrzał na Alice. Ból promieniował z jego oczu.
- Przykro mi - szepnął cichym, zbolałym tonem.
Harper miała nadzieję, że mimo wszystko, kowal spróbuje z nią współpracować. Ta nadzieja niestety bardzo boleśnie została zamordowana. Śpiewaczka poczuła się, jakby to jej przywalono właśnie młotem w czaszkę. Spróbowała ukryć rozczarowanie za uśmiechem, jednak nie wyszło i tylko skrzywiła się boleśnie.
- To mów… Daj mu to czego chce - machnęła ręką i odchrząknęła, bo potwornie ciężko jej się mówiło z tak zaschniętym gardłem. A teraz jeszcze nie wiedziała co ma sama ze sobą zrobić. Czuła się boleśnie. Czy to był koniec? Kręciło jej się w głowie. Co się stanie ze wszystkimi cennymi dla niej osobami? Co się stanie z jej obietnicą złożoną Acce? Czemu musiało do tego wszystkiego dojść… Poczuła się, jakby coś w niej znów pękło. Zamilkła, zawieszając się we własnych myślach, a jednak uważnie słuchając. Patrzyła pusto gdzieś w przestrzeń.
- Ale jak to zrobię… to wypuścisz te trzy kobiety wolno - Ilmarinen postanowił bohaterskim żądaniem złagodzić wyrzuty sumienia.
- Jedną - Tuoni odparł twardo.
- Trzy - powtórzył kowal.
- To może tak, abyśmy byli oboje zadowoleni… dwie? - zaproponował Tuoni.
- Dobrze - Ilmarinen zgodził się zadowolony. - Pierwszą będzie Nuria, a drugą… - spojrzał na Alice i Jenny.
Harper drgnęła i spojrzała na Jenny, a potem na kowala
- Ona… Niech puści ją… - poprosiła poważnym tonem, łapiąc się tego, że chociaż dla Jennifer będzie jakiś ratunek z tej sytuacji. Alice i tak była już martwa, a jej krzywdy nie zrobią, w końcu jej ciało było im potrzebne…
- Nie! - krzyknęła blondynka. - Słuchaj… musisz się stąd wydostać - rzekła, łapiąc Alice za przedramię. - Ja nie mam żadnego znaczenia. Może dla niektórych osób - dodała ciszej. - Ale nie dla świata. Nie dla sprawy. Nie dla tego, co ma znaczenie.
Jej palce wbiły się tak boleśnie w Alice, że śpiewaczka podświadomie podejrzewała, że zaraz wybuchnie.
Rudowłosa spojrzała na Jenny
- Jennifer… Ja i tak już nie żyję, a oni poczekają… Nie chcę cię zostawiać w ich rękach, bo bóg wie co z tobą zrobią.
- Prawda - Tuoni skinął głową.
- Zresztą co za sens, żebym stąd wyszła, skoro przez to, że dzielę zmysły z Tuonetar za moment znów mnie złapią? - zauważyła.
- Dlatego ty masz większe szanse zdziałać teraz cokolwiek, niż ja. Rozumiesz? - nacisnęła kobieta i zamilkła, choć skrzywiła się nieco na ból uścisku Jenny. Ta ją puściła.
- Nie chcę, żeby stała ci się krzywda - rzekła blondynka. - Kiedy ostatni raz was opuściłam, zginął Fabien… - zawiesiła głos. - Boję się… że jak teraz odejdę… to już więcej cię nie zobaczę… i nie chcę żyć ze świadomością, że w tym momencie mogłam jednak bardziej naciskać… i sprawić jakoś, że to ty stąd wyszłaś, a ja…
- Nudzi mi się - Tuoni przerwał im. - Decydujcie, proszę.
Alice oparła dłoń na zdrowej dłoni Jennifer
- Zobaczymy się Jenny. Po prostu wyjdź stąd bezpiecznie. Ja już nie wytrzymam kolejnego zmartwienia o to, że ktoś dla mnie bliski cierpi. Znajdź resztę. Dasz radę. Zrób to - poleciła jej śpiewaczka i zerknęła na Tuoniego z niechęcią i zirytowaniem.
- Wyjdź stąd z Nurią, Jenny - nakazała, jednocześnie prosząc blondynkę o to.
- Chodź, głupia - Nuria podeszła do blondynki, wczepiła się w nią i pociągnęła w stronę wiszącego mostu. - O ile masz za grosz instynktu samozachowawczego.
Jenny wydawała się rozbita, ale poszła za ukochaną kowala. Niepewnie stępała po kolejnych stopniach.
- Jaka szkoda byłaby… gdyby przez swoje roztrzepanie poślizgnęła się i spadła w dół - Tuoni roześmiał się i spojrzał na Alice oraz Ilmarinena, aby przekonać się, czy oni też załapali żart.
Śpiewaczka powstrzymała się, by nie uderzyć go w twarz. Miała na to ogromną ochotę. Odwróciła od niego wzrok i uważnie obserwowała jak obie kobiety przemierzają most, by udać się w stronę wolności. Poczuła namiastkę ulgi, że zdołała chociaż ocalić Jennifer z tej podłej sytuacji.
- To teraz została nasza trójka…

Czwórka. Proszę, powiedz mu, że też tutaj jestem. Chcę, żeby czuł, że jestem przy nim zawsze, kiedy i ty jesteś obok niego. Poczuje się lepiej.

Alice syknęła na głos Tuonetar w swojej głowie, powstrzymując się przed odpowiedzeniem jej, bo tym samym również poinformowałaby Tuoniego o tym, że jego żona czegoś chciała. Spojrzała w bok i znów skrzyżowała ręce.

- ...czy nie powinniśmy więc zbierać się do drogi? Ale może poczekamy na ten rozkoszny moment, kiedy te dwie urocze damy powrócą do nas, bo uzmysłowią sobie, że nie wiedzą, jak stąd wyjść - Tuoni wyglądał tak, jak gdyby miał popłakać się ze śmiechu. Nagle syknął z bólu i złapał się za szyję w miejscu, gdzie Alice niegdyś wkręciła korkociąg. - Mam nadzieję, że to wreszcie zelży - wyrwało mu się szeptem.
- Nie, póki się nie wyleczysz. Żywe ciała tak działają - odpowiedziała ponuro, po czym ruszyła sama w stronę mostu, by zejść z tej wysepki i wydostać się stąd. Gdziekolwiek Tuoni zamierzał ich zabrać…
Śpiewaczka szła przodem, a za nią podążało ciało Joakima. Pochód zamykał kowal, który mamrotał pod nosem przekleństwa. Cały most napiął się niebezpiecznie z powodu jego masy i Alice poczuła ukłucie strachu, że za chwilę liny nie wytrzymają i wszyscy polecą w otchłań lawy. Choć tak właściwie… czy to było najgorsze, co mogłoby się wydarzyć? Dwie minuty później byli już na drugim brzegu. Nikomu nic nie przydarzyło się.
- Czy obiecujesz? - zapytał Ilmarinen. - Że pomożesz Nurii? Bo nie słyszałem takiego zapewnienia, o ile się nie mylę… - mruknął groźnie, wskakując na kamienne podłoże.
Tuoni westchnął i posłał kowali zmęczony uśmiech.
- Oczywiście, że obiecuję - rzekł. - Gdybym cię po tym wszystkim zostawił z niczym… to byłoby nieuprzejme z mojej strony, czyż nie? Uważasz mnie za nieuprzejmego człowieka? - jakby posmutniał.
Alice spięła się cała idąc mostem. Mimo, że z jednej strony wiedziała, że upadek do lawy nie byłby taki zły, to jej ludzki odruch chwytania się życia był silniejszy. Zwolniła, ale nie zatrzymała się. Kobieta zerknęła na Tuoniego uważnie. Obserwowanie go sprawiało jej mnóstwo przykrości. Jakim sposobem tak dobrze wyuczył się zachowań Joakima. To było bolesne. Nie skomentowała jego słów, zostawiając rozmowę jemu i kowalowi. Obserwowała ziemię, po której stąpała. Zamyśliła się, próbując nie dumać nad nieprzyjemnymi sprawami, na przykład nad swoim ostatnim spotkaniem z Joakimem na Wzgórzu w Tuoneli… A jednak im bardziej próbowała, tym bardziej o tym myślała… Ironia.

Tuoni i Ilmarinen szli pierwsi, a ona za nimi. Nie spoglądali na nią i w teorii mogłaby spróbować ucieczki… ale problem był taki, że nie miała dokąd biec. Wnętrze Horny było jedną wielką pułapką. Ktoś, kto nie znał odpowiedniej drogi, mógł zginąć, błąkając się po licznych dziurach i korytarzach, które je ze sobą łączyły. Szli dalej, aż natrafili na siedzące na kamieniu Nurię i Jennifer. Kobiety wydawały się przygaszone.
- Chyba nie uważałam, kiedy tutaj wchodziliśmy - rzekła kochanka kowala. Wydawała się zawstydzona.
- A nie mówiłem? - Tuoni zaśmiał się, obracając się do tyłu. Spojrzała na Alice, jak gdyby było to kolejnym żartem.
Harper przez kilka sekund patrzyła mu w oczy, po czym wcale nie zaczynając się śmiać znów spojrzała w inną stronę. Obserwowanie go było dla niej problematycznym. Tym razem ją zaskoczył i sam na nią spojrzał. Postanowiła jednak unikać kolejnych takich sytuacji jak ognia. Zamartwiała się w duchu. Nie miała jednak wyboru i szła za nim i Ilmarinenem. Starała się wyglądać jednak obojętnie, nie chciała by Tuoni zauważył ile sprawiał jej udręki, albo by dostrzegła to Jennifer.
Wnet ruszyli w piątkę, w milczeniu. Ilmarinen bezwiednie zaczął przybliżać się do Nurii. Alice dostrzegła, że rzucał jej ukradkowe spojrzenia. Nie chciał, aby dostrzegła je ona, a może Tuoni… bez wątpienia bardzo martwił się o żonę. Nuria natomiast przypominała posąg, w który zmieniała się i z którego powstała. Szła przed siebie nieco mozolnymi, ociążałymi ruchami. Alice nie widziała jej twarzy, ale była przekonana, że nie wykazywała żadnej mimiki. Odniosła wrażenie, że jej stan wynikał bardziej z emocji, jakie odczuwała, a nie kończącego się uroku, rzuconego niegdyś przez jej matkę.
Jennifer natomiast zrównała się z Alice na samym końcu.
- Mam nadzieję, że ta umowa o uwolnieniu naszej dwójki nie skończyła się wraz z ponownym spotkaniem - mruknęła cicho, tak aby Tuoni nie usłyszał.
Ruszyli w stronę jednego z przejść wykutych w skale. A może stworzonych naturalnie. Na pierwszy rzut oka niczym nie różniło się od pozostałych… dopiero po chwili śpiewaczka dostrzegła drobne pęknięcie w kształcie półksiężyca, które było zlokalizowane bezpośrednio nad nim. Wyglądało na bardzo równe… musiało zostać stworzone przez człowieka. Lub też inną istotę rozumną, bo nie tylko śmiertelnicy znajdowali się w okolicy. Tak właściwie zapewne stanowili mniejszość lokalnej populacji.
Rudowłosa zerknęła na Jenny i uśmiechnęła się słabo
- Myślę, że nie… Że pozwoli wam iść - powiedziała cicho w odpowiedzi. Nadal starała się nie patrzeć na Tuoniego. Obserwowała za to bardzo uważnie otoczenie, drogę którą obierali i wygląd przejść. Zgadywała, że nie będzie jej to do niczego potrzebne, ale musiała się czymś zająć, by nie pogrążyć w przygnębieniu.
- Już i tak nas wystarczająco osaczają. A najbardziej ciebie - Jenny westchnęła. - Tuonetar w twojej głowie, Tuoni u twojego boku. Będziemy potrzebowali boskiej interwencji, żeby wyjść z tego zwycięsko - mruknęła. - Nie wiem tylko jeszcze, którego boga. Zastanawia mnie kilka kwestii i nawet nie mogą o nich z tobą porozmawiać… z oczywistych powodów - mruknęła.
Alice kiwnęła głową
- Dlatego właśnie to ty musisz stąd wyjść wolna. Będziesz mogła wtedy z kimś o tym porozmawiać - powiedziała spokojnie, przyciszonym tonem śpiewaczka, zerkając przelotnie na Konsumentkę.
Jenny odwróciła się w jej stronę tak nagle i niespodziewanie, że Alice aż przestraszyła się, czy coś nie wydarzyło się. Blondynka spojrzała prosto w jej oczy.
- Znajdziemy wyjście, obiecuję - powiedziała. - Nie wiem jeszcze jakie, ale pomożemy ci. Pomożemy nam. Musisz tylko to wytrzymać… tak długo, jak będziesz w stanie… - mruknęła, po czym pokręciła głową. - Nie, jeszcze dłużej. Dasz radę? Będziemy potrzebować czasu… bo czas jest naszym największym wrogiem… - mruknęła, po czym spojrzała na Tuoniego. - A w każdym razie kolejnym.
- Nie mam innego wyjścia Jenny. Cokolwiek się będzie działo, po prostu muszę wytrzymać - odpowiedziała jej i westchnęła. Rozmowa z Jennifer lekko ukoiła jej nerwy i powoli pomogła jej się przygotować. Dała jej nową nadzieję, o której przez moment zapomniała, gdy byli na wyspie nad basenem lawy wewnątrz góry. Alice zdołała uspokoić się, jej serce spowolniło chyba pierwszy raz odkąd się ocknęła w jaskini.
 
Ombrose jest offline