Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 19:04   #512
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Dwugłowy ptak

Kontynuowali wędrówkę. Harper mogła jedynie spoglądać na cienkie, bardzo wysokie drzewa i podziwiać ich nierówną, chropowatą, brązową korę. Choć nie widziała ptaków, ich trele dźwięczały bardzo głośno i nieco pomagały wyrzucić z umysłu niechciany, elfi śpiew. Alice, kiedy już mogła zastanowić się nad nim bez obaw, że sprowadzi to na nią zgubę, odkryła, że po części znała tę melodię. Brzmiała nieco inaczej, jednak tempo, rytm, tonacja i niektóre fragmenty zgadzały się zbyt idealnie, aby było to jedynie przypadkiem. Kiedy zamknęła oczy, ponownie widziała ogród Casa Corner oraz trzech śpiewających braci. Nie miało to miejsca bardzo dawno temu, lecz mogłaby przyznać, że od tego czasu minęły lata… Bardzo wiele zmieniło się. Zwłaszcza dla Duńczyków. Alice otworzyła oczy, aby spojrzeć na jej porywacza i spróbować dostrzec w nim Emerensa. Zamiast niego ujrzała dwa błękitne motylki, które siedziały na czubku jego głowy. Tylko przez moment, bo od razu odleciały, gdy tylko spoczął na nich wzrok Harper.
Śpiewaczka odczuła niemałą ulgę, gdy nie musiała się już martwić melodią. Zagłuszana, przez inne dźwięki, stała się dla niej obiektem badań, dzięki czemu odkryła, że tak naprawdę, to ją znała. W tej cudownej wersji, śpiewanej przez Emerensa i jego braci. Nie rozmawiała z elfem ponownie, przez pewien czas dając mu się po prostu ciągnąć po ziemi dalej. Kiedy jednak otworzyła oczy i dostrzegła motyle, uniosła brwi
- Znowu wy..? - odezwała się do błękitnych istot retorycznie, bo wiedziała, że jej nie odpowiedzą. Przyglądała im się, gdy unosiły się w powietrzu, trzepocząc delikatnymi skrzydełkami. W końcu westchnęła i znów rozejrzała się, chcąc spróbować odkryć gdzie się u licha znajduje. To w jaki sposób cały czas wlókł ją elf było dla niej bardzo męczącym doświadczeniem. Zerknęła też na swoje nogi, całe podrapane od korzeni i krzewów z wcześniej. Wyglądała jak dzieciak, który jadąc pierwszy raz na rowerze wpadł w krzaki dzikiej róży, mając na sobie tylko krótkie spodenki. Ponownie musiała przytrzymać but, który próbował zsunąć jej się z nogi.

Wnet rozległo się głośne westchnięcie. Elf na chwilę przystanął, spoglądając w milczeniu przed siebie. W ten sposób przystanęli na kilka dobrych sekund, w trakcie których śpiewaczka miała czas, aby spojrzeć na tę wzrastającą przed nimi część lasu. Szybko zrozumiała, skąd wzięło się niezadowolenie istoty. Teren zagęszczał się i nie mógł już ciągnąć ją przez niego bez żadnych konsekwencji dla jej zdrowia.
- Wezmę cię na ramiona, jak pannę młodą. To dobrze, skoro wkrótce weźmiesz ślub z Arkadią - mruknął. Podniósł lewą, wolną rękę i podrapał się nią po głowie.
Śpiewaczka zrozumiała jeszcze jedną rzecz… co prawda nie miała kompletnej pewności, ale zdawało jej się, że rozpoznawała teren przed nią. Chyba wcześniej nie znajdowała się w akurat tym miejscu, jednak kolor zieleni roślin, gatunki drzew, krzaków, a nawet odcień mchu i porostów na kamieniach… to wyglądało znajomo. Chyba znajdowali się na północy. Zmierzali w stronę bobrów, których tama zablokowała dostęp do jeziora Alue.
Harper zmarszczyła brwi i spojrzałą na elfa
- Uważasz, że pozwolę ci się tak spokojnie nieść? - zapytała z nachmurzoną miną. Kiedy rozpoznała teren, wiedziała chociaż gdzie jest, a co więcej, że zmierzają w kierunku, który był wszystkim znajomy jako cel podróży. Czy droga do Arkadii również prowadziła od jeziora Alue? Śpiewaczka czekała, aż elf ją puści, ale gdy tylko ten spróbowałby ją podnieść, natychmiast spróbowała się wyrwać.
Co… udało jej się. Istota zrobiła krok do tyłu i spojrzała na Harper, która stanęła na własnych nogach. Czuła się sponiewierana i obolała, jednak jej stan nie był aż tak zły. Może te wszystkie niefortunne przeżycia w pewien sposób dodały jej sił. Aż chciałoby się powiedzieć… “co cię nie zabije, to cię wzmocni”... jednak to nie do końca odnosiło się do śpiewaczki. Przecież nie żyła.
- A co teraz? - zapytał elf i spojrzał na nią niczym widz w oczekiwaniu na kolejną kabaretową sztukę.
Alice zacisnęła dłonie w pięści, po czym również zrobiła krok do tyłu
- Teraz… Puścisz mnie… - powiedziała poważnym tonem. Zerknęła gdzieś w bok, rozważając, czy ma jakąkolwiek szansę, próbując biegu. Była w butach na lekkim obcasie, to był las… Nie wyglądało na to, by miała zbyt duże szanse, ale jeśli… Zamyśliła się. Jeśli zdoła się przed nim jakoś ukryć? Harper odwróciła wzrok od elfa i zawiesiła w powietrzu, jakby naprawde na coś patrzyła
- O, spójrz… dwugłowy ptak… - walnęła, wskazując kierunek. A gdy tylko to zrobiła i o ile elf odwrócił od niej wzrok, choćby z ciekawości, kobieta skoczyła biegiem w stronę, gdzie zaczynała się gęstwina leśna. Wpadając między zarośla, raniąc się, ale chcąc zwiać mieszkańcowi Arkadii.
O dziwo ten niezbyt misterny plan, wyjęty jakby z jakiejś kreskówki, podziałał. Istota odwróciła się całym swoim ciałem, aby ujrzeć ten ciekawy, nieznany nikomu gatunek ptaka.
- Gdzie…? - rozległ się podekscytowany głos.
Alice w tym momencie już nie patrzyła na niego, tylko biegła przez krzaki.
- Oj ty… niegrzeczna! - usłyszała gdzieś za sobą elfa, któremu nie zajęło aż tak wiele czasu zrozumienie, że dwugłowy ptak wcale nie istniał, a był jedynie sprytnym fortelem śpiewaczki. - Chcesz zagrać w grę…?!
Choć nie widziała go, to była przekonana, że podążył za nią, chcąc ją jak najszybciej dogonić.
Alice dosłownie przedzierała się przez zarośla, nie zważając, czy jakieś liście wplączą jej się we włosy, czy gałązki podrapią jej ciało i sukienkę. Dla elfa może i to była gra, dla niej to była próba uratowania się z trudnej sytuacji. Gnała do przodu, aż wreszcie postanowiła wskoczyć pod krzak dzikiej róży, który tworzył ciekawą, zacienioną kryjówkę. Praktycznie położyła się na ziemi i zamilkła, zasłaniając dłońmi usta i nos, by nie wydawać dźwięków. Miała nadzieję, że elf ją przeoczy i pobiegnie szukać dalej. Nasłuchiwała uważnie.
Mijały długie sekundy. Serce w jej piersi biło tak szybko, jakby chciało przedostać się na zewnątrz i wzlecieć tak, jak ten dwugłowy ptak, o którym wspomniała elfowi. Słyszała jego głośne, wesołe pogwizdywania, gdy zbliżał się w jej stronę. Alice wstrzymała oddech, czekając na to, aż pojawi się. Zauważy ją i okaże się spostrzegawczy? A może przejdzie dalej, kompletnie nieświadomy tego, że ominął Harper? Kobieta tkwiła w suspensie i czekała na rozwikłanie tej zagadki.
Wtem… usłyszała, że coś przedzierało się przez las z drugiej strony. Zdawało się, że nie dostrzegłaby tego, gdyby nie wyostrzone zmysły. Nieznajomy przybliżał się w jej stronę. Celowo? Nieświadomie? Kto to mógł być?
Harper cała spięła się, słysząc kolejny hałas. Kto to był i czy miał świadomośc tego, że ona i elf byli w tych zaroślach? Alice co rusz starała się wyśledzić, czy elf zmierza dalej w jej kierunku, czy również nasłuchuje obcego dźwięku. Jej serce nie zwalniało. Skuliła się nieco bardziej w swej kryjówce. Czekała, uważnie słuchając.
Wnet ujrzała, kto biegł jej w stronę. Zza pobliskiej leszczyny wyskoczył wysoki mężczyzna. Wyglądał co najwyżej na trzydzieści lat, miał bardzo jasne, blond włosy oraz odziany był w żołnierskie kolory moro. Jego rozbiegany wzrok błąkał się po okolicy, przemierzając od pobliskich drzew po krzewy, kończąc na trawie… i tak bez przerwy. Wydawał się czymś niezwykle wystraszony. Biegł, gdy nagle potknął się o zwaloną, uschniętą gałąź. Runął na zieleń, jęcząc z bólu. Znajdował się co najwyżej dwa metry przed Alice, ale jeszcze nie zauważył jej. Tymczasem gwizdy elfa znajdowały się coraz bliżej. Harper uświadomiła sobie, że dołączy do nich co najwyżej za kilka sekund.
Śpiewaczka spojrzała na człowieka, który upadł na ziemię przed nią. Słyszała też zbliżającego się elfa. Zmarszczyła brwi, po czym wyskoczyła ze swojej kryjówki. Przeskoczyła nad żołnierzem i impetem ruchu, wepchnęła go pod krzew
- Cicho - powiedziała do niego po angielsku.
Żołnierz spojrzał na nią wielkimi oczami. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale albo przypomniał sobie, że nie powinien odzywać się, albo stresował się tak bardzo, że zgłoski nie chciały formułować się w jego krtani. Krótko kiwnął głową, po czym nagle zacisnął powieki z całej siły, splótł ręce i zaczął bezgłośnie poruszać ustami. Najpewniej modlił się.
Alice wyprostowała się i odsunęła od róży. Była cała podrapana i zmęczona. Cofała się tyłem w stronę jakiegoś drzewa, by odciągnąć elfa od miejsca, gdzie teraz był żołnierz. Miała nadzieję, że elf skupi się na niej i oleje człowieka. Cały czas oddalała się, koncentrując uwagę na kierunku z którego nadchodził elf i tylko raz zerkając na żołnierza. Przyłożyła palec do ust w geście ciszy, nim elf pojawił się w jej widnokręgu.
Tak też się wydarzyło. Harper zrozumiała, że zdążyła w ostatniej chwili ukryć żołnierza. Gdyby nie jej zdecydowana i gwałtowna reakcja… gdyby zawahała się choć na moment… nie tylko mężczyzna nie skryłby się przed elfem, ale i ona sama ujawniłaby przed nim swoją obecność w gęstwinie.
- Alice? - istota spojrzała na śpiewaczkę z uśmiechem. - Znalazłaś go!
Śpiewaczka zmarszczyła brwi
- Kogo? - zapytała usilnie spokojnym tonem, przyglądając się elfowi i zatrzymując sporo kroków od swej poprzedniej kryjówki, by odciągnąć od niej mieszkańca Arkadii. Skrzyżowała ręce pod biustem.
- Dwugłowego ptaka!
Harper w pierwszej chwili nie zrozumiała, o co chodziło istocie. Czy to była jakaś metafora na młodego, zlęknionego żołnierza? Spojrzała na elfa, po czym zauważyła, że ten patrzy na drzewo, za którym stała. Obróciła się i przesunęła wzrok w górę. Spostrzegła, że na jednej z gałęzi siedział ogromny, srebrzysty duch. Był cały różowy, choć mienił się fioletowymi iskierkami. Rzeczywiście miał dwie głowy, obie identyczne. Rozpoznała w nich pelikana. Bez wątpienia był jedną ze zjaw, które Alice widziała tuż po wyjściu z wnętrza góry Horny.
Harper zapatrzyła się na ptaka przez chwilę
- No… znalazłam… I to jako pierwsza, więc… Wygrałam - oznajmiła i przeniosła spojrzenie teraz na elfa. Oczywiście, jako zwyciężczyni, teraz wymagała, by dał jej coś w nagrodę. Myślała oczywiście o wolności.
- Ale gra polegała na znalezieniu innej ptaszyny. Lub też, patrząc jej oczami, ucieknięciu od przystojnego myśliwego - elf przybliżał się do Alice. Zgodnie z jej planem… kompletnie nie zwrócił uwagi na żołnierza, który krył się pod różą. Najgorsze, że bardzo głośno oddychał. Przynajmniej tak wydawało się Harper. Czy elf również posiadał, tak jak ona, wyostrzone zmysły? Tylko dlaczego w takim razie nic nie powiedział, ani nie zareagował na trzecią osobę tego dramatu? Czy znowu sobie pogrywał?
Alice uniosła brew
- Oh? Tak? To wybacz… - powiedziała, jakby ją zaskoczył, po czym obróciła się do niego tyłem i zaczęła biec prosto przed siebie, z zamiarem wpadnięcia w kolejne chaszcze, by ponownie nawiać elfowi i jednocześnie odciągnąć go jeszcze dalej od ukrytego pod różą żołnierza.

Usłyszała za sobą śmiech.
- Ha, runda druga! - głos elfa zdawał się coraz cichszy, z każdym przebiegniętym przez nią metrem. - Dobrze, że przynajmniej biegniesz w dobrym kierunku…
Harper szybko poruszała się. Czy rzeczywiście miała szansę umknąć swojemu porywaczowi? Czy mogła liczyć na to, że na każdym kroku będzie znajdywać tak dogodne kryjówki, jak przed chwilą? Niestety, choć rozglądała się, nie mogła dostrzec nic, co byłoby choćby w przybliżeniu tak odpowiednie, jak rozłożysty krzak dzikiej róży, pod którym zostawiła żołnierza. Obejrzała się za siebie… nie słyszała elfa. Czy jednak odkrył obecność meżczyzny i zajął się nim po tym, jak opuściła scenę? Mogła jedynie zastanawiać się. Przynajmniej wiedziała, że zrobiła wszystko, co tylko było w jej mocy, aby zapewnić nieznajomemu bezpieczeństwo. Myślała o innych nawet wtedy, gdy sama była w tak rozpaczliwej sytuacji i potrzebowała pomocy… Czy ten szlachetny charakter ją w końcu zgubi?
Po kilkudziesięciu metrach złapała zadyszkę, więc musiała przystanąć. Usiadła na kamieniu, próbując uspokoić skołatane serce. Kiedy to zrobiła… usłyszała gdzieś w oddali szum. To musiała być rzeka.
Słysząc rzekę w pierwszej chwili Alice pomyślała o tym, by wstać i ruszyć w jej stronę. Powstrzymała się jednak. Nie miała pojęcia na co, lub kogo natrafi, gdy zbliży się do niej. Posiedziała jeszcze chwilkę, po czym podniosła się i już nieco wolniej, ruszyła dalej przed siebie. Wiedziała, że jeśli trafi znów w stronę zagrodzonego przez bobry terenu, te może zdołają jej pomóc… Albo spotka kogoś znajomego? Z drugiej strony, mogła skręcić w lewo, ale wtedy trafiłaby na bagna… Tego nie chciała robić. Śmierć na bagnach nie brzmiała w żaden sposób przyjemnie. Zwłaszcza, że ponoć żyły tam jeszcze krokodyle. Zerkała co jakiś czas, czy elf się nie zbliżał. Na szczęście nie widziała go. Z drugiej strony kompletna nieobecność elfa zdawała się nieco niepokojąca. Co prawda zdołała uciec Ilmarinowi i Nurii, ale miało to miejsce wtedy, kiedy obydwoje byli rozproszeni. Natomiast istota z Arkadii była w pełni świadoma tego, że Alice znajdowała się coraz dalej. Dlaczego jej nie goniła? A jak już… to czemu w sposób tak dyskretny? Może właśnie o to chodziło? Żeby zastanawiała się i doprowadzała się do szału takimi pytaniami?
- Alice?! - usłyszała głos. Miała nadzieję spotkać znajomego nieopodal bobrów, jednak ten znajdował się gdzieś za nią. - Jesteś tu?! Pomóż mi!
Emerens wzywał ją. Sprawiał wrażenie niezwykle wystraszonego.
Harper wstrzymała oddech. Rens… Był sobą?!
- Rens! - zawołała, po czym przyspieszyła, ruszając w jego stronę. Jeśli to naprawdę on i był już sobą… Musiała mu pomóc. Miała nadzieję, że nie stało mu się nic złego i po prostu czuł się zagubiony stąd taka jego reakcja… z drugiej jednak strony, skąd wiedział, że to jej może się tu spodziewać? Nie zastanawiała się nad tym zbyt długo, znów biegnąc, teraz w stronę, skąd dotarł do niej głos Duńczyka.
- Tu jestem! - krzyknął. - Chodź, pomóż mi! Wygrałem z nim…!
Harper przedzierała się przez krzaki. Podążała w przeciwnym kierunku do tego, którym przed chwilą biegła. Po niecałej minucie ujrzała Emerensa siedzącego na kamieniu. Wydawał się kompletnie wykończony, jak gdyby właśnie stoczył jakąś potężną walkę. I chyba właśnie tak było, tyle że toczyła się ona wewnątrz niego. Był zgięty w pół, opierając czoło na kolanach. Obejmował od spodu uda. Jego blond włosy opadały w dół na spodnie. Wyglądały na zmierzwione i brudne, wystawał z nich pojedynczy listek.
Śpiewaczka podeszła do niego i w przypływie euforii przytuliła go ostrożnie, klękając przed nim.
- Cieszę się, że cię widzę - powiedziała, szczerze uradowanym tonem. Zdjęła mu listek z głowy i uśmiechnęła się blado. Puściła go, by nie czuł się osaczony, o ile w ogóle się tak poczuł przez jej spontaniczny gest. Przyjrzała mu się uważnie. Nie zważała na to, że sama była cała podrapana, z obitą skronią, z bardziej czarnymi, niż rudymi włosami i w skatowanej sukience. Przynajmniej była przy kimś, z kim tu przybyła. Teraz trzeba było tylko znaleźć resztę…
Emerens podniósł głowę. Wyglądał na udręczonego.
- Ja też się cieszę… - rzekł. - Ale nie do końca… - mruknął. Spuścił wzrok. - On… on za chwilę wróci - powiedział. - Czuję to. Kazał mi cię zwabić - szepnął cicho. - Jego sugestie są coraz silniejsze… Nie wiem, jak długo będę go w stanie przetrzymywać. Moja siła woli… słabnie…
Zacisnął dłonie na materiale spodni. Uparcie nie patrzył na Harper. Może bał się, że sam jej widok wyzwoli w nim elfa.
- Uciekaj - szepnął. - Alice, uciekaj…
Harper rozchyliła usta, a potem je zamknęła. Już drugi jej przyjaciel kazał jej uciekać i się zostawić. Czuła się z tym potwornie. Popatrzyła na niego uważnie, ze zbolałą miną
- Nie mogę cię zostawić Rens… Spróbuj z nim wygrać, proszę… Dasz radę, wierzę w ciebie - powiedziała, próbując go wesprzeć. Wstała jednak i oparła mu dłoń na ramieniu. Nieważne, że na nią nie patrzył. Chciała, by wiedział, że go wspiera, że nie porzuci go samego. Nawet jeśli elf, który w nim mieszka zamierzał zabrać ją do Arkadii. Śpiewaczka martwiła się o Duńczyka.
- Ale to nic nie znaczy - odpowiedział Emerens. - To nie jest gra w to, kto bardziej wierzy, że się uda - w kącikach jego oczu pokazała się wilgoć, jednak chyba nie do końca chciał się do niej przyznać. Głęboko westchnął, po czym spojrzał w oczy Alice. - Pewnie nie wiesz… - mruknął i pokręcił głową. - Na pewno nie jesteś w stanie wyobrazić sobie tego… co to znaczy… kiedy inna istota walczy o twoje ciało…
Następnie rozbrzmiało milczenie, które nic nie przerwało, prócz cichego wiatru rozbijającego się o gałęzie.
- A może wiesz - Fortuyn przyznał. - A jednak… to kompletnie coś innego.
Śpiewaczka przyglądała się Emerensowi. Znów ostrożnie przytuliła go
- Nie chcę cię zostawiać Rens… - powiedziała smutnym tonem. Przyglądała mu się, ale jeśli to miało być tak, że on naprawdę nie jest w stanie powstrzymać elfa… Powoli wyprostowała się
- Znajdziemy sposób, by cię od tego uwolnić… - obiecała mu. Pogłaskała go po głowie, po czym jak jej polecił, znów odwróciła się i zaczęła wiać. Duńczyk spojrzał na nią z dziwną miną. Z jednej strony była pełna ulgi, że Harper postanowiła go opuścić i zatroszczyć się o własne bezpieczeństwo. Bo groził mu. Jednak z drugiej strony… został sam w swoich problemach, cierpieniach i zmagań. Teraz już na nikim nie mógł wesprzeć się, walcząc z elfem. Został sam przeciwko dziwnej istocie z innego wymiaru? Bał się? Oczywiście. Miał wyrzuty do Alice, że go zostawiła? Nie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 03-06-2018 o 19:13.
Vesca jest offline