Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 19:06   #514
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Za tamą z Kirillem

Śpiący na kłodzie ssak obudził się w tym idealnym momencie. Otworzył oczka, po czym przywitał się z Kirillem, ziewając.
- Co się z nim stało, z moim dobrym kuzynem? - zapytał. - Czy został zabity przez członków złej gałęzi rodu? - jego ton świadczył o tym, że był tego pewien.
- Nie, bardzo posmakowały mu placki pieczone przez Mariettę. Zamieszkał wraz z nią i jest przez nią karmiony regularnie. Lubi bawić się z jej synem.
- Tym zrodzonym z borówki?
- Nie, najmłodszym - Kaverin pokręcił głową. Następnie spojrzał na Alice. - Okazało się, że Marietta ma siódemkę dzieci. To bardzo korpulentna kobieta. I władcza - następnie spojrzał gdzieś daleko za siebie. - I kąśliwa.
- Hehe, stara dobra Marietta - zaśmiał się bóbr.
Harper poczuła ulgę gdy tylko była przy Kirillu. Odzyskała nieco pewności siebie. Zerknęła na bobra, po czym na Rosjanina i znów na ssaka
- W takim razie, czy pozwolicie nam teraz przejść? - zapytała spokojnie, mając nadzieję, że to wystarczy. Była zmęczona, nie potrzebowała więcej zadań specjalnych. Chciała już móc ruszyć dalej, a mając przy sobie Kaverina, może była w stanie więcej. Sama czuła się teraz tak bezsilna. Nawet jej nowe zdolności wydawały się pewną kpiną. Posiadała wyostrzone zmysły tylko dlatego, aby móc doświadczać bólu i udręki z większą intensywnością? Ciężko było nie mieć takiego wrażenia…
- Oczywiście - odpowiedział bóbr, kiwając głową. - Nie jesteśmy tamtymi parszywymi bobrami. Nie tylko nie zabijamy, nie kradniemy, nie gwałcimy… robimy coś znacznie bardziej pięknego i honorowego. Dotrzymujemy obietnic. Możecie poruszać się po naszych ziemiach tak, jakby należały do was. Tylko proszę niczego nie podpalajcie, zwłaszcza drzew - zastrzegł.
Alice kiwnęła głową.
- Ależ oczywiście, niczego nie podpalimy - obiecała kobieta. Zerknęła na Kirilla
- Idziemy? - zapytała jeszcze, chcąc się upewnić, czy taki jest ich plan, czy może jednak Kaverin ma jeszcze coś innego do zrobienia, o czym ona sama nie wiedziała. Wolała więc dlatego upewnić się co on powie.
- Najchętniej wróciłbym do rzeki, umył się i poprosił o nowe ubrania… nie wiem kogo. Jednak nie mamy na to czasu. Chyba jedynie w filmach bohaterzy ratujący świat wyglądają tak dobrze - uśmiechnął się lekko. - Nie boli mnie brak estetyki, tylko niewygoda… - mruknął, otrzepując proch z przedramienia. Wyglądało na to, że w pewnym momencie przewrócił się na ziemię z jakiegoś powodu. - Jeżeli ty nie masz nic przeciwko, to idziemy - rzekł.
- No to idźcie - mruknął bóbr. Następnie nachylił się, aby złapać siekaczami kłodę drewna. Zdawało się, że sprawiało mu to wielką przyjemność, gdyż w następnej chwili cicho zamruczał. Przymknął oczy, szykując się do kolejnej drzemki.
Śpiewaczka kiwnęła głową po czym zerknęła po sobie i po Kirillu
- No cóż, przebieralni w lesie raczej nie znajdziemy… chodźmy - zaproponowała.
- Dobrej drzemki - pożyczyła jeszcze bobrowi, a następnie przeszła na ich teren, zerkając na Kaverina czy podąża wraz z nią. Przy nim naprawdę czuła się nieco pewniej. Choć martwiła się nadal o całą resztę. Miała nadzieję, że dokądkolwiek ruszyła Jenny i Mary to uda im się wszystko załatwić i że Emerensowi nic nie będzie.

Las za kłodami drewna wyglądał dokładnie tak samo. Miejscami Alice dostrzegała pnie w miejscach, gdzie kiedyś rosły drzewa. Bez wątpienia robota bobrów. Rzeka płynęła tak samo - zwierzaki nie zdołały jeszcze poskładać tamy, która blokowałaby jej przepływ. Alice i Kirill ruszyli wzdłuż niej, czekając na to, co napotkają. Aż ciężko było uwierzyć, że aż tak trudno było dostać się na ten teren. Harper wcale nie czuła, że znajdowała się bliżej celu. Powietrze pachniało tutaj tak samo, jak gdziekolwiek indziej. Niebo miało ten sam kolor.
- Ile nas udało się na tę wyspę? Piątka? - zapytał Kirill. - Ale teraz jesteśmy tylko my dwoje. Trzecia osoba jest niebezpieczna nie tylko dla nas, ale również samej siebie. Natomiast kolejne dwie planują Bóg wie co. Masz pomysł, do czego może dążyć Jennifer? Bo wydawało się, że to ona miała gotowy plan, który przedstawiła Colberg. Nie odwrotnie. O dziwo.
Harper zerknęła na Kirilla
- Nie mam bladego pojęcia, nie przedstawiła mi go, ale to lepiej. Dzięki temu Tuonetar też go nie poznała. Poprosiła mnie tylko, bym nie umarła - powiedziała spokojnie i dalej szła. Była przemęczona tym chodzeniem i momentami było to widać, kiedy brała głębsze wdechy, bo coś ją zabolało, albo jakiś ślad czy zranienie dało się jej we znaki. Jej dłoń, która wczesniej tyle razy cięła pulsowała delikatnie. Alice nie otwierała jej zbyt szeroko, by Kirill czasem nie zauważył, choć i tak była dość jasnym obrazem nędzy i rozpaczy, bez wchodzenia w szczegóły
- Co się stało, że Rens wymknął wam się? Po prostu się zmienił? - zapytała chcąc prowadzić z Kaverinem rozmowę. Brakowało jej tego. Potrzebowała zabić ciszę, w której do tej pory przebywała. nasłuchiwała jednak cały czas uważnie otoczenia, czy nikt ich nie doganiał, czy nie ścigał. Nie. Wydawało się, że nikt nie podążał ich śladami. W pewien sposób byli bezpieczni na tym terenie… istniało małe prawdopodobieństwo, że bobry chciałyby przepuścić ich wrogów. Skoro ich wcześniej nie potraktowali ulgowo, to wszystkich innych raczej też nie. Tyle że bobry mogły zostać zabite. I wtedy ich zgoda nie miałaby żadnego znaczenia. Czy Alice powinna ostrzec śpiącego zwierzaka, że może nadciągnąć zagrożenie z południa? I tak tego nie zrobiła, a było zbyt późno, aby się wracać.
- Emerens poszedł do lasu z powodów fizjologicznych. Oczywiście sam. Jednak po odgłosach, które wtedy słyszałem, wnioskuję, że napotkał jakieś zagrożenie, co sprowokowało przemianę. Być może to ci żołnierze? Tylko oni nie byliby w stanie go zabić. I nie zrobiliby tego w pierwszej możliwej dla nich chwili. Widziałaś w ogóle jakichś odkąd wtedy ominęliśmy ich obóz?
Śpiewaczka mruknęła
- Tak, jednego. Biegł przerażony, ukryłam go przed Rensem w kryjówce, którą sama wcześniej zajmowałam i spróbowałam odciągnąć go od tego człowieka. Wyglądał na mocno przestraszonego. Innych nie widziałam - wyjaśniła, a następnie westchnęła. Patrzyła przez kilka chwil pod nogi
- Skonsumowałam Łowcę, z pomocą Jenny… Kolor moich włosów to efekt uboczny, Tuonetar mocno dała się już we znaki Dubhe… Za to ja zyskałam dzięki temu podkręcone zmysły. Widzę, słyszę, czuję i odczuwam dotykiem dużo więcej niż wcześniej - wyjaśniła mu jeszcze.
- Naprawdę? To brzmi jak interesująca umiejętność - mruknął Kirill, patrząc na Alice z zaciekawieniem. - Powiedz mi… odkąd wszystko odbierasz wyraźniej, niż wcześniej… świat wydaje ci się teraz piękniejszy? Czy brzydszy?
Mężczyzna spojrzał na otaczającą ich roślinność, a potem wyciągnął przed siebie własną dłoń i zwrócił wzrok na brud pod paznokciami. Nawet nie wydawał się zawstydzony, bardziej… chyba zastanawiał się, jak by to było odbierać świat, będąc teraz Alice.
- Dobrze, że udało wam się z tym Łowcą. Bałem się, że będziemy teraz musieli zmagać się jeszcze z nim - westchnął, lekko kręcąc głową.
Harper zerknęła na niego uważnie
- Piękniejszy. Wyraźniejszy. Niesamowity. Choć pierwsze dwadzieścia minut korzystania z nowych zdolności było nieznośne. Gdy widzisz wszystko tak niesamowicie dokładnie, czujesz każdą woń, a każdy podniesiony dźwięk w pobliżu dzwoni ci w uszach… Nauczyłam się jednak wytłumiać i aktywować te zdolności wedle potrzeby. Z dotykiem też miałam chwilę problem… Nieważne. Wszystko jest bardzo intensywne - powiedziała i potarła dłonią ramię. Słońce w końcu zachodziło, a ona miała na sobie tylko lekką sukienkę.
- Gdyby nie udało nam się z Łowcą, nie byłoby mnie tu… Miał naprawdę kłopotliwą zdolność. Hipnotyzował i nęcił spokojem… Nim się obejrzałam, byłam na kolanach. A Jenny złamała rękę ratując mnie… - opowiedziała mu co miało miejsce podczas starcia z wilkiem
- A był taki piękny. Jennifer nie mogła go ujrzeć, ale nie widziałam nigdy tak wspaniałego wilka - opowiadała mu dalej.
- A teraz jest częścią ciebie - odpowiedział Kirill. - Oby pomógł nam pokonać innego wilka, jeszcze groźniejszego - zasępił się nieco, spoglądając na spokojnie płynącą rzekę.
Alice nie kłamała - wokół nich rzeczywiście było pięknie. Ostatnie promienie słońca odbijały się od wody, kreśląc po niej jasne kleksy. Różnobarwne duchy wzlatywały i opadały pomiędzy gałęziami. Przypominały śpiewaczce nieco święto puszczania lampionów. Tyle że te miały znacznie bardziej nadnaturalny charakter. Poruszały się, napędzane eteryczną siłą, a nie zapaloną świeczką. Jedno przypominały ptaki, inne gady, Harper dostrzegła nawet żabę, która skakała od sosny do sosny. Miała ponad metr długości, jasnozielony kolor korpusu i ciemnoczerwony języka. Wykręciła głowę, spoglądając na dwoje ludzi przechodzących pod nią i wydała charakterystyczny żabi odgłos.
- Gdzie moje maniery - Kirill mruknął, zauważywszy z opóźnieniem, że Alice było zimno. Ściągnął marynarkę i podał ją śpiewaczce. W normalnych okolicznościach zdawałaby się okropnym prezentem, zważywszy na stan, w jakim znajdowała się. Jednak w kompletnej głuszy tej wyspy była nieocenionym skarbem, który mógł nieco rozgrzać ciało Harper.
Alice uśmiechnęła się do niego i przyjęła marynarkę, nakładając ją na ramiona. Była ciepła od jego ciała, więc zaraz odrobinę się rozgrzała. Na jej twarzy pojawiło się odrobinę ulgi.
- Ale jakby ci się zrobiło zimno… To wiesz. Oddam ci ją… Czekaj… Wychowałeś się w Rosji… Idąc stereotypem, czy wam bywa za zimno? - zapytała odrobinę żartując, zapewne jakby to mieszkaniec Ameryki zażartował do mieszkańca Rosji. Mówiła do niego jednak po rosyjsku, więc efekt był jeszcze zabawniejszy. Zerknęła na niego zaciekawiona jak zareaguje.
Mężczyzna spojrzał na nią spode łba.
- Jako dziecko matka zostawiała mnie na zimnych polach Syberii, gdzie biłem się z innymi niemowlakami, tyle że należących do rodzaju niedźwiedziego, nie ludzkiego. Jadłem ich mięso już przed tym, jak wybiły mi się pierwsze zęby. Pragnienie gasiłem okruchami śniegu, a musisz wiedzieć, że tam śnieg ma temperaturę minus czterdzieści stopni Celsjusza. Jednak to nic dla mojej gorącej, rosyjskiej krwi, którą w żyłach może utrzymać jedynie niezniszczalne ciało prawdziwego Rosjanina. Reasumując… - Kirill zastanowił się na moment, marszcząc brwi. - Nie, nie jest mi zimno.
W pierwszej chwili Alice przestraszyła się słysząc początek jego opowieści, zaraz jednak zrozumiała, że Kaverin sobie żartuje, czy może bardziej… kpi. Parsknęła i pokręciła głową
- No weź. Zaraz pomyślałam, że naprawdę walczyłeś z niedźwiedziami za niemowlaka. To tak jak Amerykanie… Wszyscy jemy tylko i wyłącznie hamburgery… - pokręciła głową
- Nie obrażaj się, po prostu byłam ciekawa, w końcu u was jest dużo chłodniej - zauważyła uprzejmie.
- Od zawsze mieszkałeś w Petersburgu? - zmieniła płynnie temat.
- Nie licząc epizodu na Syberii? - Kirill spojrzał na nią kątem oka i uśmiechnął się półgębkiem. Szybko kontynuował, tym samym nie dając Alice czasu na odpowiedź. - Urodziłem się w miejscowości Suntar na kompletnym Rosyjskim pustkowiu. Jednak dość szybko przeprowadziłem się z ciotką do Moskwy. To ona mnie wychowywała - mruknął. - Moi rodzice bardzo wcześnie umarli. Tragicznie. Prawie ich nie pamiętam… - zamyślił się. - To znaczy… wiem, jak wyglądali. Ze zdjęć. Też nieco fantazjowałem o nich i chyba po tylu latach przestaję już rozróżniać faktyczne wspomnienia z wytworami mojej wyobraźni. Ale ty pytałaś tylko o to, czy mieszkałem w Petersburgu. A ja już streszczam ci historię mojego życia - uśmiechnął się z zażenowaniem, idąc dalej przed siebie.
Śpiewaczka uśmiechnęła się do niego
- Ależ nie szkodzi. Byłam ciekawa i tego, a skoro już zacząłeś - powiedziała spokojnie
- Ja miałam okazję znać swoją mamę, choć zapewne to pojęcie względne. Nie była zbyt przy zmysłach. Tymczasem ojca nie znałam w ogóle. Ani tego, który niby nim był, ani tego, który nim faktycznie jest - westchnęła
- Tak więc wraz z ciotką zamieszkałeś w Moskwie. A potem? Czym się zajmowałeś? - zapytała zaciekawiona. Cieszyło ją, że Kirill zaczął mówić o sobie, wcześniej tego nie robił, a nawet robić nie chciał.
- Niewiele robiłem w Moskwie. Szczerze mówiąc trafiłem do tego miasta, aby leczyć się w szpitalu psychiatrycznym. Jako dziecko miałem niezwykle intensywne sny - pokręcił głową. - A potem zaczęły mieszać się z jawą. Ciężko to wytłumaczyć osobie, która tego nie doświadczyła. To tak, jak gdybyś była cały czas na narkotykach. Każdy dzień równał się z kolejnym epizodem manii. Urojenia psychotyczno-maniakalne, ciężka schizofrenia… ile lekarzy, tyle diagnoz. Każda kolejna coraz cięższa. Wpierw szukałem odpowiedzi w Bogu, dopiero potem odkryłem, jak to kontrolować. Było to żmudne i trwało wieki… - westchnął. - Jednak musiałem nauczyć się posługiwać Iterem, żeby Iter przestał posługiwać się mną. Kiedy to zrobiłem, ciocia uznała to za dar od Boga. Kazała mi iść do zakonu, aby podziękować wszechmogącemu. A ja wcale nie byłem aż taki sceptyczny. Przecież bóg też mi się śnił… - zamyślił się.
Harper słuchała uważnie jego opowieści. Posmutniała nieco
- Też często bywałam w szpitalu, ale to w odwiedziny do mamy. Wychowywali mnie dziadkowie… Trochę ci już o tym mówiłam. Cóż, ja milczałam przez lata, że widziałam świat nieco inaczej niż inni. Bardzo obawiałam się też przebywania w zbyt dużej grupie ludzi. Skończyłam szkołę muzyczną… - zrewanżowała się opowieścią ze swojej strony, aby umilić im podróż.
- Ja skończyłem psychiatryk, a ty szkołę muzyczną. Myślę, że nasze doświadczenia są rzeczywiście podobne - rzekł dziwnie poważnym tonem. Albo to był sarkazm na wyższym poziomie, albo Kirill rzeczywiście uważał, że dwie placówki nie różniły się aż tak bardzo. Może miał trochę racji?
Alice zauważyła, że rzeka, przy której szli, poszerzała się. Sprawiała wrażenie coraz szybszej i potężniejszej. Czy to było normalne, że im bliżej źródła, tym strumień zdawał się znaczniejszy? Kirill w ogóle tego nie zauważył. Nie patrzył na rzekę. Trzymał głowę wysoką, obserwując duchy pomiędzy koronami drzew.
- Są nieco upiorne - zauważyła Alice widząc, na co patrzy Kirill.
Mężczyzna pokiwał głową. Słuchał kolejnych słów śpiewaczki:
- Przynajmniej według mnie. Na swój sposób jednak też niesamowite - dodała po chwili. - Rzeka się rozszerza i staje szybsza - zauważyła, zwracając jego uwagę na coś innego niż mieszkańcy nocnych koron drzew. Podążała wraz z Kirillem dalej
- A rzeczywiście - Kaverin dopiero teraz zwrócił na to uwagę. Spuścił wzrok na wartki strumień i nieznacznie zmarszczył brwi. Chyba zastanawiał się nad tym, co dokładnie to musiało oznaczać.
- Możemy przystanąć na krótką chwilę? - Harper poprosiła po jakichś kilku kolejnych minutach. Potrzebowała małej, krótkiej pauzy by odsapnąć i dać odpocząć nogom. Była cała tak potwornie obolała. Poczekała aż Kaverin da znać, że mogą się zatrzymać i wtedy przysiadła po prostu na ziemi, nieważne czy był tam jakiś kamień, czy pień po ściętym drzewie. Znów zsunęła buty i dała stopom chwile odpocząć. Rozprostowała palce i sapnęła.
Kiedy pochylała się do przodu, aby pozbyć się obuwia, jej włosy przechyliły się do przodu. Alice spostrzegła, jak na jej własnych oczach jedno długie pasemko zaczęło zmieniać kolor. Miało to miejsce od góry, od nasady. Czarność rozprzestrzeniała się powoli, lecz niewzruszenie. Podążała w dół, pożerając rudy pigment. Kirill również to obserwował. Dostrzegł ową przemianę w tym samym momencie, co ona. Na krótką chwilę rozległo się milczenie.
- To boli? - zapytał ostrożnie. Alice wyczuła w jego tonie delikatną nutę troski.
Harper ostrożnie uniosła pasmo włosów, po czym westchnęła i pozostawiła je w spokoju, odgarniając włosy do tyłu
- Nie. Po prostu czuję się cały czas zmęczona, ale nie wiem, czy to dlatego, że śmierć zagląda mi w oczy, czy przez wydarzenia tego dnia. Może jedno i drugie - odpowiedziała, chcąc go zapewnić, że to tylko tak źle wygląda. Przyglądała się chwilę mężczyźnie
- A ty? Jak się czujesz? - zapytała, chcąc odwieść temat od siebie i swojego stanu zdrowia.
- Tak, jak wyglądam - Kirill uśmiechnął się z przekąsem. - O dziwo nie padam ze zmęczenia, ale czuję się nieco obolały. Nie, żebym narzekał.
Alice przypomniała sobie o stanie, w jakim znajdowały się plecy Kaverina. Rosjanin musiał być niezwykle wytrzymały, skoro po odniesieniu takich obrażeń wciąż czuł się dobrze.
- Nie zostało wiele czasu do końca. To nawet czuć w powietrzu. To unosi się w powietrzu - poprawił się, spoglądając na duchy krążące między drzewami. - Jest ich coraz więcej. Czyżby koncentracja energii wzrastała z każdą chwilą? - podniósł rękę, po czym przesunął nią po powietrzu, jakby chcąc złapać w garść niewidzialne, elektryczne fale.
Śpiewaczka zerknęła na ramię Kirilla
- Wiem, że nie zostało. Czuję się, jakby kolor moich włosów odliczał mi cenne sekundy, które nadal mam. Poza tym… Ile to jeszcze ma trwać… Ile jeszcze mamy znieść. Już więcej nie chcę - zamyśliła się nad własnymi słowami dopiero po tym jak je wypowiedziała. Doszła do wniosku, że zabrzmiała jak dziecko, podstępem zaprowadzone do dentysty, zaraz po tym jak już od niego wyszło, a zabieg nie był bezbolesny… Westchnęła ciężko, po czym założyła buty na stopy i wstała. Nie mogli za długo pozostawać w miejscu. Poprawiła sobie marynarkę Kirilla na ramionach
- Chodźmy dalej Kirillu… - poprosiła go, patrząc mu w oczy uważnie. Teraz widziała dokładnie ciemne odcienie kolorów jego tęczówek. Bez światła wydawały się bardziej ciemno czekoladowe, niż brązowe jak za dnia. Obserwowała go na nowo, tak jak cały świat naokoło i było to widać po zadumanym, nieobecnym wyrazie jej twarzy.
Kaverin drgnął. Na jego twarzy pojawiło się ukłucie żalu, czy może jakiegoś innego, bliżej niesprecyzowanego uczucia.
- Czy nie możemy tu zostać? - zapytał, również brzmiąc jak dziecko. Spojrzał na wspaniałą rzekę, bogatą roślinność oświetlaną przez tuziny latających nad nimi, fosforyzujących stworzeń. Słońce już zaszło, jednak wciąż było jasno jeśli nie z powodu jasnej tarczy księżyca, to właśnie tych nadnaturalnych duchów, które nadawały otoczeniu swoich własnych, rozmaitych barw. - Chciałbym tu zostać z tobą - rzekł po chwili wahania. Spojrzał na drogę przed nimi, która prowadziła wzdłuż zachodniego brzegu strumienia. Alice odniosła wrażenie, że bał się tego, co tam spotkają.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline