Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 19:11   #517
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Wzrastająca Iglica

Alice pogładziła ostrożnie dłonią bizona. Nie zamierzała go pospieszać, jednak z drugiej strony, jeśli Tuoni był już nad jeziorem, zbliżał się do Korony bardzo krytycznie. Serce ją zabolało ze stresu.
- Widzisz, co robią? - zapytał Kirill. - To znaczy, pomimo mroku? Utknęliśmy tutaj, ale przynajmniej jesteśmy skryci przed ich wzrokiem pomiędzy tymi liśćmi. Natomiast my z tej wysokości możemy obserwować ich. To znaczy… jeśli faktycznie możemy.
Dar Łowcy był w tej sytuacji niezwykle pomocny i Harper starała się wykorzystać go w pełni. Wyostrzyła wzrok tak bardzo, że była w stanie dostrzec cienką strużkę wydzieliny spływającej z aparatu gębowego mrówki kroczącej po korze dębu. Jednak musiała koncentrować się na tym, co znajdowało się daleko, a nie blisko… A bez blasku bijącego z bizona było znacznie ciężej. Mimo to spróbowała. Wydawało jej się, że dostrzegła kilkoro członków Kościoła Konsumentów, których kojarzyła z magazynu helsińskiego. Krzątali się przy brzegu… chyba rozstawiali pontony.
Śpiewaczka milczała kilka chwil, uważnie obserwując co czynią
- Rozstawiają pontony… Przynajmniej tak mi się wydaje po tym co widze… Co więcej… Zdaje mi się, że to członkowie Kościoła… - dodała i przechyliła głowę
- Zgaduję, że Korona będzie na środku jeziora, dlatego muszą się dostać na jego powierzchnię… Gdybyśmy mogli trafić tam w tym samym momencie co oni… - mruknęła cicho i dalej śledziła wzrokiem wydarzenia nad jeziorem.
Kirill mruknął coś pod nosem.
- Równie dobrze mógłbym być ślepy - Alice usłyszała. Chyba był niezadowolony z tego, że jego wzrok był niedoskonały i musiał polegać na tym, co dostrzegała śpiewaczka. Potem jednak porzucił ten wątek i zmienił temat. - Myślę, że nie powinniśmy schodzić z naszego uroczego pomocnika - rzekł. - Tylko raczej motywować go do dalszej współpracy…
Harper spoglądała, jak Konsumenci rozstawiają cztery duże, szerokie pontony. Wyglądały na bardzo wytrzymałe i specjalistyczne, niczym sprzęt wojskowy. Być może rzeczywiście należał do armii. Jeżeli Tuoni nie pamiętał o przywiezieniu ze sobą ekwipunku tego rodzaju… choć nic nie wskazywało na to, że nie był przygotowany na każdą ewentualność… to mógł ukraść go żołnierzom znajdującym na wyspie. Alice obserwowała jak ludzie wsiadali do pontonów, po czym odpalili silniki znajdujące się na ich tyłach. Zaczęli szybko płynąć w stronę środka Alue.
Alice spięła się cała i zapewne ku zaskoczeniu Kirilla uniosła się, prostując na grzbiecie bizona. Zaczęła masować jego kark pełnymi, szerokimi ruchami
- Przyjacielu, wiemy, że jesteś zmęczony, ale musisz nas jeszcze kawałeczek zabrać. Proszę… - starała się sprawić zwierzęciu przyjemność, głaszcząc je jak wcześniej, jej wzrok jednak cały czas uciekał w stronę jeziora. Zdawała się niespokojna, a dźwięk silników motorowych niósł się po wodzie i przez las na tyle dobrze, że pewnie i Kirill go dosłyszał.
- Chwila… ale co oni zamierzają? Pływać w kółko po jeziorze? - zapytał Kaverin. - Przecież niczego tu nie ma… żadnej wyspy, punktu, do którego mogliby chcieć dopłynąć… - zastanawiał się. Również masował bizona prawą ręką, ale robił to niedbale i mechanicznie, nie przykładając do tego żadnej uwagi. Myślami był w stu procentach z Konsumentami.
Śpiewaczka przebiegła wzrokiem po przestrzeni nad łodziami. Szukała blasku młota Ilmarinena. Musiał ich do czegoś prowadzić.
- Młot wskazuje im drogę, on pokaże gdzie jest Korona. Ja ze swojego snu pamiętam coś… Niesamowitego, ale czy tak to będzie wyglądało? Tego nie wiem. Musimy się tam przenieść… - stwierdziła i masowała bizona dalej, mając nadzieję, że to mu jakoś pomoże i zachęci do ponownego lotu. Serce jej łomotało w piersi.
- Kirill… Jak moje włosy? - zapytała i w jej tonie było tyle napięcia, że Rosjanin nie mógł się pomylić, czy czasem nie chodziło jej o to, czy jej fryzura dobrze wygląda. Pytała o czas jaki jej został.
- Dobrze - odpowiedział mężczyzna, choć takim tonem, że śpiewaczka nie była pewna, czy w ogóle na nią spojrzał. Jednak uczynił to po chwili. Przeczesał jej włosy, oceniając je przy świetle bizona. - Sześćdziesiąt procent czarnych? - jakby zapytał. Następnie spojrzał na bizona. - No dalej, kolego… - rzekł zachęcającym tonem. - Jeszcze trochę…
Istota w odpowiedzi wydała ten charakterystyczny dla niej odgłos przypominający muzykę instrumentu dętego i dalej oddychała głośno.
- Co widzisz teraz? - zapytał Rosjanin.
Harper zmrużyła oczy. Ilmarinen wstał. Jego sylwetka jasno wyróżniała się pomiędzy siedzącymi pasażerami pontonu. Wyciągnął młot do góry. Ten zalśnił jasno. Kowal przez ułamek sekundy zachwiał się nieznacznie, kiedy wypłynęli na nieco większą falę, jednak nie stracił równowagi. Następnie rozległ się, głośny, tubalny dźwięk, płynący zewsząd. Brzmiał przeszywająco i monumentalnie. Nie zdawał się okropny, jednak do przyjemnych też nie należał.
Harper nie przejmowała się już faktem, że sześćdziesiąt procent jej włosów było czarnych. Nadal pozostało jej czterdzieści. To, co działo się teraz na jeziorze w pełni zaabsorbowało jej uwagę
- Nie jest dobrze… - skwitowała tylko i spojrzała na bizona
- Przyjacielu proszę… Ja wiem, że to dla ciebie na pewno męczące, latanie z nami na grzbiecie, ale jeszcze tylko trochę. Zaklinam cię - poprosiła błagalnie bizona, dalej pocierając mu grzbiet zachęcająco. Zadrżała nieco, co Kirill mógł odczuć. Niepokoiła się. Co się stanie, jeśli nie zdążą. Co nastąpi, jeśli Tuoni dostanie Koronę i zniszczy ją? Alice czuła głęboki lęk. Wręcz ją dławił.
- Cholera - Kirill warknął pod nosem.
Alice spostrzegła, że coś zaczęło wynurzać się ze środka jeziora. Wyglądało to jak skała. Pontony podpłynęły do niej, a ich pasażerowie zaczęli prędko wyskakiwać na brzeg. Musieli pomieścić się na dość małym obszarze - mógł mieć co najwyżej pięć metrów średnicy. Ilmarinen wskoczył na niego, po czym podał rękę kolejnej osobie i jeszcze następnej… Nagle śpiewaczka uświadomiła sobie, że ich pospiech wynika z tego, że skała w dalszym ciągu wynurzała się. Rosła wzwyż bardzo szybko. Nie wszyscy zdołali w porę znaleźć się na niej. Niektórzy pospadali ze śliskiego podłoża ku toni jeziora, a innym w ogóle nie udało się nawet zbliżyć do skały. Znajdowali się zbyt daleko w kolejce.

Bizon coś mruknął. Poruszył kończynami w powietrzu. Już tak głośno nie oddychał. Zdawało się, że bardzo szybko regenerował siły… Tylko pytanie… czy wystarczająco szybko.
Śpiewaczka wydała cichy jęk, któremu bliżej było do pisku niepokoju. Kiedy skała zaczęła wyrastać z jeziora, Alice skinęła na nią głową
- Masz swoje ‘coś na środku’ - zasugerowała Kirillowi. Dalej masowała grzbiet bizona, ale teraz czuwała, kiedy znów będzie się musiała go złapać, bo wyglądało na to, że zwierzę ponownie już było gotowe do lotu, miała nadzieję, że nie będzie za późno.
Skała na ich oczach wyrastała z toni jeziora. Iglica stawała się coraz wyższa i wyższa, przypominając igłę, która postanowiła przebić taflę wody od spodu, po czym kontynuować wspinaczkę aż do nieboskłonu. Już teraz miała około dwudziestu metrów wysokości, a rosła coraz szybciej. Ludzie zgromadzeni na jej szczycie położyli się płasko, aby jak najbezpieczniej przetrwać tę traumatyczną przygodę. Bo znajdowanie się na śliskiej, stromej skale, która szybko oddalała się od bezpiecznego poziomu bez wątpienia mogło przyprawić nawet najdzielniejszego człowieka o zawroty głowy. Z drugiej strony… Alice zdawało się, że nie znajdowało się tam zbyt wiele istot należących do rodzaju ludzkiego. Tuoni, Ilmarinen… jedynie garstkę Konsumentów można było nazwać w ten sposób.

Iglica stawała się u podstawy również coraz szersza. O ile jej czubek miał pięć metrów średnicy, to w chwili obecnej podstawa mogła liczyć sobie nawet dziesięć razy tyle. Skała wciąż wzrastała, teraz osiągając około pięćdziesięciu metrów wysokości, jednak powiększała się coraz wolniej.
Tymczasem bizon sapnął, po czym wzbił się w powietrze.
Śpiewaczka w odpowiednim momencie przestała go głaskać i ponownie opadła płasko na jego grzbiet, łapiąc się by nie spaść. Miała nadzieję, że stworzenie znało dokładnie ich cel podróży. Alice wodziła wzrokiem po wznoszącym się coraz wyżej szczycie
- Proszę… Tak bardzo proszę… - mruknęła cichutko, jak nabożną modlitwę. Czekała, tylko tyle jej pozostało. Czy za chwilę dotrą na szczyt wznoszącej się skały? A co stanie się tam? Co ją czeka? Śmierć? Zwycięstwo? Cokolwiek to było, nadchodziło. Zbliżała się do tego i niepokoiła.
- O co prosisz? - zapytał Kirill, który usłyszał jej mruknięcie. - Jaki mamy plan? Jak tam już dotrzemy? Chyba że… my nie mamy wcale planu, prawda? - mruknął.
Rozległa się chwila ciszy. Następnie Kaverin odchylił się od niej nieco do tyłu i roześmiał się głośno. Wciąż znajdowali się daleko od iglicy, jednak dźwięk niósł się dobrze po wodzie… Jednak szybko Kirill zamilkł.
- Ciekawie - mruknął.
Alice zerknęła na niego ostrożnie
- Od lat się nie modliłam… Tak naprawdę. Tylko, kiedy było mi już naprawdę źle… Zwykle skracam to do podziękować, lub próśb z intencją w umyśle… Powiedzmy, że to dziś już… Trzeci raz… - odpowiedziała i zerknęła na Iglicę
- Nie mamy… Nie byliśmy na to przygotowani, więc oczywiście nie ma planu. Wiem tylko co muszę zrobić. Jednak ile mnie to będzie kosztowało, nie mam pojęcia - odrzekła Kirillowi. Mimo, że to sam Ukko poprosił o stworzenie korony, obiecała Acce uwolnić go od niej. Skonsumuje tę Koronę. Nie pozwoli władcom Tuoneli osiągnąć ich celu.

Znajdowali się coraz bliżej, lecąc na grzbiecie bizona. Ten albo chciał zaprowadzić ich do Iglicy z własnego wyboru - i właśnie dlatego w ogóle pokazał się im, kiedy kroczyli wzdłuż zachodniego brzegu rzeki - albo słyszał i rozumiał ich prośby. Oraz postanowił na nie odpowiedzieć.
- Dobrze… jesteśmy coraz bliżej. Przynajmniej tyle dobrego… - Kaverin zdobył się na spokojny ton, jak gdyby wszystko zmierzało ku dobremu.
Tymczasem Iglica przestała rosnąć, osiągając dobre sto metrów wysokości. Bizon dotarł do jej ściany, po czym obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni i zaczął lecieć prostopadle do niej. Alice przestała zwracać uwagę na cokolwiek innego poza próbami utrzymania się na istocie. Jeszcze gdyby Kirill nie wczepiał się w nią i nie musiała utrzymywać również jego… Wtedy może byłoby łatwiej.
Harper wstrzymała oddech i z całej siły starała się utrzymać swój ciężar ciała na bizonie. Przytrzymywała się łydkami i udami, jednocześnie mocno wczepiona dłońmi w futro stworzenia. Czuła, że Kirill mocno przytrzymywał się jej, aby samemu utrzymać się na grzbiecie
- Wytrzym… - wyszeptała przez zęby do samej siebie, próbując dodać sobie siły. Zamknęła nawet oczy, by całkowicie móc skoncentrować się na oddychaniu i trzymaniu. To było ponad jej siły, ale liczyła sekundy w umyśle. Za chwilę dostaną się na szczyt i już nie będzie musiała walczyć z grawitacją, a przynajmniej miała taką nadzieję. Jeszcze tylko chwilka…
Wnet znaleźli się na miejscu. Bizon przestał lecieć ostro w górę i wrócił do swojego zwykłego położenia. W trakcie jego zmieniania pozycji Alice i Kirill podlecieli w górę, tracąc kontakt z bizonem, nie licząc wczepionych w futro dłoni. Żołądek podszedł im do gardła, jednak na szczęście trwało to jedynie sekundę. Zawiśli tuż nad brzegiem iglicy. Nie było na niej nikogo, ani pojedynczego człowieka.
Alice ostrożnie usiadła i zerknęła na szczyt, a potem na Krilla. Zaraz wyciągnęła się i pogładziła znów bizona
- Dziękujemy przyjacielu - odpowiedziała.
- Zsiadamy - zarządziła i ostrożnie zsunęła z siebie dłonie Kaverina, po to, by przełożyć nogę na jedną stronę. Trzymając się bizona, zsunęła się tak, by stopami wylądować na kamieniu szczytu Iglicy. Byli na miejscu, bizon na pewno będzie musiał teraz odpocząć. A oni mają coś ważnego do zrobienia…
Kiedy tylko znaleźli się na twardym podłożu, bizon zamruczał. To chyba było pożegnanie, gdyż nagle obrócił się i tak po prostu odleciał, zostawiając ich całkiem samych na szczycie stumetrowej Iglicy. Z której nie mogli już zejść. Czy to była jakaś pułapka? Obraz Ilmarinena i Konsumentów jedynie bezlitosną, okrutną fatamorganą mającą na celu przywiedzenie ich tutaj? Na pierwszy rzut oka nie było innej odpowiedzi…
Harper rozejrzała się uważnie naokoło
- Byłam pewna, że ich tu widziałam… - powiedziała poważnym tonem. Ostrożnie zrobiła kilka kroków po płaszczyźnie szczytu, szukając odpowiedzi na tę niejasną zagadkę.
Powierzchnia była nierówna i pokryta szlamem. Dlatego Alice dość szybko odnalazła obszar, który został oczyszczony. Znajdował się na samym środku Iglicy. Śpiewaczka uklękła przy nim. Ujrzała duży znak obrazujący młot. Właśnie w tym kształcie były znamiona trzech zamordowanych mężczyzn.
- Wydaje się wyryty w kamieniu - mruknął Kirill, wodząc palcem po linii składającej się na symbol.
Harper zmarszczyła brwi
- Tak… Ale… Nie rozumiem… Wyraźnie widziałam tu osoby, czemu teraz nikogo tu nie ma? - zapytała trochę retorycznie. Zaraz przytknęła cała dłoń do symbolu, chciała sprawdzić czy był ciepły, czy był jakikolwiek ślad, że naprawdę chwilę temu ktoś tutaj był i w jakiś sposób zniknął. Czy to był koniec? Natrafili na jakąś barierę nie do przejścia bez Sampa? Jeśli tak… Alice poczuła gorycz w ustach. Rozejrzała się jednak jeszcze raz, szukając czegokolwiek, jakiejś wskazówki. Czegoś więcej…
Nie musiała.
- Twoje czoło… znów się świeci - mruknął Kirill.
A rozbłysł również znak młota. Alice odruchowo odskoczyła do tyłu, kiedy płyta, na której wyrzeźbiono symbol, nagle zapadła się i odsunęła. Rozległ się głośny syk oraz nieprzyjemny odgłos kamieni przesuwających się po sobie. Wnet Harper ujrzała ciemny tunel oraz spiralne schody tonące w mroku. Były bardzo nierówne, jak gdyby nie przyłożono zbyt wiele wagi do perfekcji w trakcie rzeźbienia ich.
- Chyba już wiemy, gdzie zniknęli… - mruknął Kaverin.
Alice kiwnęła głową
- Na to wygląda… Chodźmy… Jesteśmy już spóźnieni na przyjęcie - powiedziała do Kaverina, spoglądając na niego i podnosząc się z kolan. Wyciągnęła do niego rękę. Jej dłoń lekko drżała, ale Harper udawała, że tego nie widzi. Nie chciała iść tam sama, nawet mając go przy boku. Potrzebowała teraz jego wsparcia.
Kirill chwycił jej dłoń, ale Alice poznała po nim, że Kaverin wahał się.
- To nie jest dobry pomysł. Nie wierzę, żeby to był dobry pomysł - pokręcił głową, spoglądając na schody. - Potrzebujemy jakiejś alternatywy - mruknął, rozglądając się. Jakby oczekując, że w zasięgu wzroku pojawi się cokolwiek pomocnego. Jakieś inne rozwiązanie, które byłoby lepsze, niż zapuszczenie się w dół nieznanego tunelu. - Bo widzisz… na dole znajduje się bardzo dużo osób, którzy samą przewagą liczebną pokonają nas. Zapewne pierwsi znajdą się przy koronie, bo posiadają drogowskaz, jakim jest Sampo. No i zeszli pierwsi. Jeżeli podążymy za nimi bez żadnego asa w rękawie… jedynie podamy siebie na tacy. To nie jest rozsądne… - pokręcił głową. - Chyba, że będziemy oczekiwać jakiegoś nieoczekiwanego sprzymierzeńca tam na dole. Może nie bizona, to byłoby już powtarzalne i przewidywalne… Może lepiej jakiegoś byka albo niedźwiedzia…
Zaśmiał się.
- Mam wrażenie, że zaraz zwariuję - mruknął, patrząc na czarną otchłań.
Alice zacisnęła dłoń łapiąc jego nieco mocniej
- To jaki masz plan? Nie mam przy sobie nic. Tylko to w czym stoję. O ile nie masz w którejś kieszeni rozkładanej walizki z super sprzętem, to jesteśmy w kropce, sto metrów ponad poziomem morza… To niby nic przy Mount Everest, ale nie przypięłam czekanów, ani liny do podwiązki pod sukienką, tak więc nie zejdziemy… - zauważyła.
- Wygrałam z tobą w Makao, mam nadzieję, że poziom szczęścia już się odbudował po akcji u Ilmarinena, bo będzie nam teraz potrzebne… - pokręciła głową, po czym zrobiła pierwszy krok w mrok i zerknęła na Kirilla, czy ruszy z nią, czy ją zatrzyma.
- Oni nie polegają na szczęściu? Czy my powinniśmy? Rozumiem, co mówisz… nie mamy innego wyjścia… a jednak… - warknął, ale bardziej zły na sytuację, niż Alice. Jeszcze nie schodził wraz z nią w dół. - Na spokojnie, pomyślmy. Nie zniszczą korony. Nie są w stanie - mruknął do siebie.
- Są… Mają młot, który ją stworzył - rozbiła jego argument.
- I kowala trzymają w kieszeni, używając argumentu jego żony i jej szczęśliwego dalszego życia z nim jako przekupstwa… - dodała jeszcze, dla podważenia tego, po czyjej stronie na sto procent jest Ilmarinen.
- Pytanie pozostaje, czy jeśli będzie trzeba, zdołasz nas cofnąć? - zapytała poważnie, spoglądając w oczy Kaverinowi.
- Bo jeśli na coś mam dziś liczyć, to albo na to, albo na cud - dodała jeszcze. Nie puszczała dalej jego ręki, tak więc ona stała już krok w zejściu, a on dalej na zewnątrz.
- Moja moc też jest cudem. Tylko przed czym mam nas cofnąć? Do jakiego momentu, abyśmy mogli podjąć inne decyzje? - Kirill zapytał. - To, że mają młot oraz kowala, który stworzył koronę jeszcze nie znaczy, że są w stanie ją zniszczyć. Wersety nie wspominały o Ilmarinenie. Mówiły o Surmie. A nie widziałem z nimi wilka… - Kirill zawiesił głos. - Chyba, że znajdował się pod postacią swojego naczynia? - spojrzał na nią pytająco.
Alice nie widziała co prawda brata Emerensa, jednak to jeszcze nie znaczyło, że go tam nie było z nimi…
- Ilmarinen ma jedynie wskazać koronę. Zniszczenie jej nie należy już do niego. Nie sądzę, żeby był w stanie to uczynić. A w każdym razie nie tak na zawołanie.
 
Ombrose jest offline