Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 19:19   #523
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Najgorsza wersja wydarzeń

Przeszli przez łuk rzeźbiony w kamieniu. I znaleźli się, jak zdawało się, w kompletnie innym świecie. Pomieszczenie przypominało jaskinię - bardzo wysoką, szeroką i długą. Skalne podłoże przykrywał drobny, żółty piasek oraz szereg kamyków najróżniejszego koloru i kształtu. Po ścianach spływała jasna woda - rozbijała się o szerokie koryto, płynęła dookoła sanktuariów, po czym znikała w odpływach. Alice dostrzegła na samej górze, tuż pod sufitem, tańczące chmary fosforyzujących owadów. Na pierwszy rzut oka przypominały robaczki świętojańskie i może właśnie nimi były… znajdowały się zbyt daleko, aby to orzec. Alice spostrzegła napis wyrzeżbiony na ścianie. Proste litery składały się na słowa w języku fińskim.

Nieba korona co jest sercem Boga
Ma w sobie burzę, potrafi być sroga
Lecz dobry Fenni odnajdzie w niej spokój
Jasnego nieba, gdy mija niepokój.

Werset dziesiąty, brzmiący tak samo jak piąty. Jego obecność miała poświadczać, że wędrowiec znalazł się we właściwym miejscu. Alice przesunęła wzrok niżej, spoglądając na zebrane osoby. Dostrzegła Tuoniego, Ilmarinena, Nurię, czterech mężczyzn z karabinami maszynowymi, którzy musieli należeć do Valkoinen. A także dwóch członków Kościoła Konsumentów. Kojarzyła ich twarze, jednak nie znała imion. Obok nich stał Terry.
- Gratulacje, Joakimie - rzekł. - Wreszcie nam się udało.
Nikt nie zauważył nadejścia Alice i Kirilla. Otaczający ich wodospad skutecznie maskował odgłos ich kroków.
Alice słysząc głos Terrence’a drgnęła i zerknęła na Kirilla, skoro nikt ich nie zauważył, śpiewaczka mogła rozeznać się lepiej po całej sali. Było tu pięknie, jednak nie miała niestety czasu na zachwycanie się widokami. Szukała jakiegoś punktu, w którym mogłaby się ukryć przed kulami, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Milczała, nie przerywając rozmowy, która trwała nieco dalej. Wodziła też wzrokiem dalej, zastanawiając się, czy znaleźli już koronę… Szukała jej.
Alice nie znalazła odpowiedniego miejsca na ochronę przed gradem kul. Zamiast tego dostrzegła nieco inaczej odbijające się światło w pewnym punkcie na ścianie znajdującej się po jej lewej stronie. Czy to było tylko złudzenie? Ale nawet jeśli… to co je wywoływało? Nagle zrozumiała. Po drugiej stronie nie znajdowała się w tym miejscu ściana. Musiało to być sekretne przejście, bardzo skutecznie maskowane przez spadającą wodę. Gdyby nie nadnaturalnie bystry wzrok oraz spostrzegawczość, Harper na pewno nie dostrzegłaby tego.
- Ale zdaje się, że mamy gości, czyż nie? - Tuoni mruknął. Obrócił się powoli, spoglądając na rudowłosą i jej towarzysza. Uśmiechał się szeroko niczym gospodarz na przyjęciu, witający kolejnych przybyszy. - Witaj, Alice. Witaj i ty… - bóg umarłych spojrzał na Kirilla. Chyba nie znał jego imienia. Kaverin nic nie odpowiedział. Raczej nie zamierzał się przedstawiać.
- Dość tego Tuoni… - przywitała się śpiewaczka, nie patrząc teraz na Kirilla i nie wodząc wzrokiem po zebranych. Zmarszczyła brwi obserwując skradzione ciało Joakima, w którym pomieszkiwał chwilowo bóg śmierci
- Masz zamiar dalej ich oszukiwać? - zapytała i skinęła głową w stronę członków Kościoła. Dopiero teraz zerknęła na krótki moment na Terry’ego. Przebiegła po nim wzrokiem od stóp do głów, czy nic mu się do tej pory nie stało, a następnie znów spojrzała na władcę Tuoneli, by zaraz zerknąć gdzieś za niego. Dalej szukała wzrokiem korony.
Mężczyźni przed nią poruszyli się. Nieco zmienili pozycję. W ten sposób niechcący rozstąpili. Nieznacznie. Jednak tyle, by Alice mogła dostrzec, co znajdowało się za nimi. Przymrużyła oczy, aby wyostrzyć kontury wspaniałego posągu starca. Miał wymiary w skali jeden do jeden. Przedstawiał mężczyznę siedzącego na tronie wykutym w kamiennej ścianie jaskini. Woda oblewała jego głowę i ramiona, spływając na boki. Na skroni starca tkwiła rdzawoczerwona, podniszczona korona. Tak właściwie przypominała bardziej wygięty w kółko kawał drutu, niż symbol panowania. Wyglądało na to, że wieki tkwienia pod opadającym strumieniem odcisnęły na niej swoje piętno. Nie zniszczyły korony - oczywiście, że nie mogły. Jednak odebrały jej wszelką prezencję. O ile w ogóle kiedykolwiek taką miała. Przecież tak właściwie… nie stanowiła wcale symbolu panowania. Wręcz przeciwnie. Niewoli i przymusu.
- Masz rację - Tuoni zaklaskał. - To nie ma już teraz sensu.
Kiedy tylko dał znak, ludzie Valkoinen podnieśli bronie. Bez chwili wahania zastrzelili dwóch członków Kościoła Konsumentów. Wycelowali również w de Trafforda, który nie zdążył zareagować w porę. Chwilę potem on również padł na podłogę bez życia. Jego ciało wykręciło się w ten sposób, że oczy spoglądały na Alice. Jeszcze przez chwilę paliło się w nich światło… kiedy nagle zgasło.
Śpiewaczka otworzyła usta by coś krzyknąć i momentalnie je zamknęła, zaciskając pięści mocno do bólu. Popatrzyła na Terrence’a i drgnęła, wściekła
- Ty. Gnoju - obrzuciła Tuoniego wyzwiskiem. Była wściekła. Co powinna zrobić. Cofnąć czas do moment, kiedy ustaliła to z Kirillem? Czy mogła jakoś uratować Terry’ego i pozostałych członków Kościoła? Rozważała. Najpierw jednak chciała dowiedzieć się najwięcej jak mogła
- Jak zamierzasz ją zniszczyć? - zapytała mrużąc oczy ze złością i pogardą, obserwując boga Tuoneli. Czuwała, czy zaraz nie wymierzą do Kirilla.
- Koronę? - bóg umarłych obrócił się za siebie, spoglądając na kawałek metalu, który zdobił wyrzeźbioną skroń Ukka. - Chcesz zobaczyć? - uśmiechnął się do niej. Następnie tak po prostu ruszył w stronę artefaktu, obracając się do niej plecami.
Tymczasem Kirill lekko złapał ją za rękę.
- Jeżeli to zrobisz… - szepnął. - Może się nie udać… nie udać… przywrócić go do życia - spojrzał na nią uważnie. - Czas czasem, ale zasady są takie… że śmierć jest z natury ostateczna…
Westchnął.
- To pół na pół - mruknął cicho. Szybko zamilkł, kiedy Tuoni na nich spojrzał, nie kontynuując wędrówki.
Alice spojrzała na Kirilla z poważnym wstrząsem wymalowanym na twarzy
- Mówisz mi to dopiero teraz?! - jego słowa nie polepszyły jej stanu emocjonalnego. Terry zginął tak po prostu? Tak kompletnie bezsensu? Nie mogła się z tym pogodzić. Spojrzała po członkach Valkoinen. Czy miała jakąkolwiek szansę dobiec do korony szybciej, niż zrobi to Tuoni? Oddzielało ją od tego zbyt wiele osób. Spojrzała na artefakt, jakby bardzo teraz pragnęła móc posiadać zdolność telekinezy Terrence’a.
- Nie pozwolę ci na to, słyszysz?! - rzuciła do Tuoniego i zacisnęła znów mocno dłonie, raniąc ich wnętrza paznokciami. Zaczęła iść powoli w stronę boga śmierci.
Ten natomiast był już przy posągu. Nachylił się i zanurzył ręce w wodzie. Nagle syknął i odskoczył.
- Nie - załkał z bólu. Głośno oddychał, próbując zapanować nad sobą. - Nie mogę jej dotknąć! - krzyknął. Na jego twarzy było wypisane wielkie zaskoczenie i niezrozumienie.
Alice nic nie powiedziała idąc dalej. Dlaczego nie mógł jej dotknąć? Bo był bóstwem, które nie posłuchało woli najwyższego z panteonu? Był w ciele fina, więc trudno by było, żeby powód mógł być jakoś z tym związany. To jednak kupowało jej czas. Czy dość, by to ona mogła dotknąć Korony? Póki nikt jej nie zatrzymywał, chciała wykorzystać okazję. A jeśli się nie uda? Wtedy cofnie czas. Cofnie go i zaplanuje inaczej. Oczy jej się szkliły, ale szła gotowa do tego, co miała uczynić. Na jej drodze stanęli mężczyźni z Valkoinen. Podnieśli bronie, celując w nią i…
- Nie! - krzyknął Kaverin.
Jednak oni nie pociągnęli za spust. Tylko trzymali ją na muszce. Natomiast w tym czasie Tuoni głośno westchnął.
- Myślałem, że jakoś bardziej zareagujesz - rzekł naburmuszony. - Nie wiem… krzykniesz ze szczęścia? Wydasz odgłos zwycięstwa? Jak brzmi odgłos zwycięstwa? - zamyślił się. - Wiktoria. Chyba właśnie tak.
Znowu nachylił się w stronę posągu i tym razem już bez żadnych przeszkód chwycił koronę i zdjął ją z głowy Ukka.
- Nie dajesz mi satysfakcji - Tuoni spojrzał na nią, kręcąc głową.
Harper pokręciła głową
- Nie bądź śmieszny. Ucieszę się dopiero wtedy, kiedy naprawdę zwyciężę… Nie chwali się bowiem dnia, przed zachodem słońca - powiedziała i spojrzała na członków Valkoinen
- Każesz mnie im rozstrzelać, jeśli podejdę bliżej? Tchórzu? - odezwała się do Tuoniego.
- Nie masz innego wyjścia, jak zastanawiać się nad tym. Nie znasz odpowiedzi… chyba że sam ci ją wyjawię. Widzisz. Możesz nazwać mnie tchórzem, ale jestem tchórzem za sterami - Tuoni uśmiechnął się, wzruszając ramionami. - Teraz wyjdziemy na powierzchnię i znajdziemy Surmę. Kiedy zajmie się koroną, ja odzieję cię w suknię ślubną - uśmiechnął się do niej. - Nie wyglądasz najlepiej, ale Tuonetar nie będzie miała nic przeciwko… - mruknął.
- Nie bądź śmieszny. Nie wyjdę stąd grzecznie. Poza tym… Nie. Po prostu nie. Rozumiesz? Nie zgadzam się - Alice zabrzmiała odrobinę nielogicznie, ale w jej słowach był ogrom złości. Była wściekła na Tuoniego i co więcej, zrobiła kolejny krok. Popatrzyła na wyloty luf wycelowanych w nią broni. Bała się, wiedziała jaki to ból zostać postrzeloną. Zwlekała jednak z cofnięciem czasu i przede wszystkim, nie oglądała się na Kirilla. Wiedziała, że będzie chciał ją powstrzymać. nie mogli tego jednak zrobić. Musiała dostać się do korony.
- Pojmijcie ją - rzekł Tuoni. - Skoro się nie zgadza i nie współpracuje… nie mam innego wyboru, ukochana - westchnął, spoglądając na Alice tak, jak gdyby śpiewaczka tylko się z nim droczyła. - Ukochana - powtórzył. - Lepiej będzie, jak zacznę ćwiczyć już teraz.
Mężczyźni zaczęli przybliżać się do niej. Stali dokładnie pomiędzy Harper, a bogiem umarłych. Kobieta wyczuwała Kaverina tuż za sobą, ale mężczyzna w żaden sposób nie zareagował. Bo co mógłby zrobić?
Alice cofnęła się o krok, tym samym wpadając na Kirilla. Wzdrygnęła się i zerknęła na niego. Nie wiedziała co ma robić. Potrzebowała jakiegoś cudu i to zdecydowanie na już, nie ‘za chwilę’. Od korony dzieliły ją zaledwie metry, a jednak stojący na jej drodze mężczyźni z bronią stanowili mur, którego nie mogła od tak po prostu przeskoczyć. Rozejrzała się, szukając innej drogi. Czy mogła się dostać w pobliże Tuoniego w jakikolwiek sposób inaczej, niż przez członków mafii? Może lewitując… ale nie posiadała mocy Noela. Zostały dwie opcje. Mogła albo obrócić się na pięcie i uciec drogą, którą tutaj weszła. Lub też ruszyć w stronę ukrytego przejścia. Istniała również trzecia możliwość, jaką było pójście naprzód… ale czy naprawdę mogła liczyć na to, że uda jej się wygrać walkę z pięcioma mężczyznami? Dysponując jedynie wyostrzonymi zmysłami?
Była też opcja czwarta… Zamknęła oczy. Spróbowała się wyciszyć. Zamierzała jednak cofnąć czas. Kirill powiedział, że będzie wiedziała jak to zrobić, gdy przyjdzie na to czas i nadszedł właśnie teraz. Ostatnie chwile poświęciła na to, by zdecydować co zrobić, gdy to nastąpi. Nadal nie wiedziała jak ma przechytrzyć Tuoniego, ale musiała spróbować. Tylko jak… decydowała w umyśle, biorąc głęboki wdech. Jak cofnąć czas? Zapytała samą siebie.
Jej rozważania przerwał brutalny atak dwóch mężczyzn. Nie uderzyli jej, po prostu skoczyli do przodu i mocno złapali za ramiona. Obrócili ją tak, jak gdyby nic nie ważyła. Jeden z nich unieruchomił ją, przyciskając jej plecy do swojej klatki piersiowej i wsuwając swoje ręce pod jej pachy. Zakleszczył ją.
- Zrób to! - warknął Kirill, kiedy czwarty mężczyzna szedł w jego stronę. Choć na pierwszy rzut oka mogło wydawać się, że próbuje sprowokować swojego przeciwnika… Alice wiedziała, że w rzeczywistości te słową są skierowane do niej.
Harper otworzyła oczy i spojrzała na niego. Tak. Chciała to zrobić, ale nadal nie wiedziała jak! Serce jej załomotało, kiedy ponownie zacisneła oczy i spróbowała wsłuchać się w siebie. Musiała znać odpowiedź, Kirill tak powiedział. Więc musiała wiedzieć jak to zrobić! Nie szarpała się, koncentrowała na szukaniu odpowiedzi. Czy robiła coś nie tak? Spróbowała sięgnąć do energii, którą jej podarował.
Mężczyzna obrócił ją w ten sposób, że teraz stała na przeciw Tuoniego. Mężczyzna przybliżał się powolnym, drapieżnym krokiem Joakima. Trzymał w ręce koronę i bawił się nią tak, jak gdyby była przypadkową zabawką, którą akurat znalazł. A niezwykle potężnym i cennym artefaktam.
- Wygrałem, Alice - szepnął, przybliżając się. - Patrz na mnie… no spójrz - mówił łagodnie.
Harper czuła, że energia Kirilla zaczyna się w niej kotłować. Tak, jakby posiadała wewnątrz siebie ogromny balon pełen rozgrzanego powietrza, który tylko czekał na pojedyncze ukłucie szpilki…
Alice zignorowała go, koncentrując się na energii wewnątrz siebie. Dlatego, że musiała się skupić i dlatego, że kpiła z niego. Chciała, by poczuł irytację. By dowiedział się, jakie to ‘przyjemne’ odczucie.
Mężczyzna przybliżał się z każdym kolejnym krokiem. Uśmiechał się. Nagle stanął tuż przed nią i wyciągnął rękę. Oparł ją na podbródku kobiety i pociągnął go w górę. Z tego powodu Alice była zmuszona spojrzeć mu w oczy.
- Będziesz mi żoną - rzekł. Harper zastygła, przypominając sobie wizję w Melvyn’s. Słowa zostały wypowiedziane dokładnie tak samo. Tuoni nachylił się i pocałował jej usta.
Wtedy moc uwolniła się.

Rzeczywistość zafalowała i zniknęła. Gdyby w pobliżu znajdował się zegar, jego wskazówki zaczęłyby się cofać. Alice widziała wszystko tak, jak na przewijanym filmie. Jedynie nie było dźwięku. Wielka, przeraźliwa cisza, która wnet okazała się całkiem przyjemna… kiedy pocisk wypłynął z czaszki de Trafforda, a mężczyzna powstał z martwych. Śpiewaczka poczuła zwiększające się zawroty głowy. Straciła przytomność na dłuższy moment.

Kiedy otworzyła oczy, znajdowała się w korytarzu przed sanktuarium.
- Otrzymałaś ładunek… - mówił Kirill. - Na wypadek gdybym ja nie zdążył zareagować. Będziesz mogła cofnąć się do tego momentu. Właśnie tego. Jak to zrobić? - zapytał. - Kiedy przyjdzie odpowiedni czas, sama będziesz wiedziała - mruknął. Wydawał się teraz nieco zmęczony. Nagle drgnął. - Ty… ty już go wykorzystałaś, prawda? - zmarszczył czoło.
Alice przetarła twarz dłońmi. Kiedy je opuściła, spojrzała na Kirilla i kiwnęła głową
- Do dupy… - powiedziała, po czym spojrzała w stronę przejścia do sali. Jak miała uratować Terry’ego od śmierci?
- Kirill… Będziemy musieli… Wyratować Terrence’a. Miałeś rację, nie mogą jej zniszczyć tutaj. Potrzebują do tego Surmy, a nie zabrali go do środka. Terrence będzie nam potrzebny, musimy go wyciągnąć. Będziesz musiał zrobić to co powiem, dobrze? Gdy tylko zrobię to już wewnątrz sali - powiedziała poważnym tonem.
- Postaram się w międzyczasie naładować baterie. Obyśmy nie potrzebowali już mojej mocy… jednak postaram się być użyteczny w razie potrzeby - mruknął, po czym zaczął się koncentrować.
Alice zacisnęła pięści i ponownie weszła do środka. Tym razem natychmiast zawiesiła wzrok na de Traffordzie.
- Hej, Tuoni! - zawołała od wejścia, zwracając na siebie uwagę i przerywając w pół wypowiedzi Terry’ego.
- Już świętujesz zwycięstwo? - spojrzała na Terrence’a i skinęła głową w bok, by się odsunął z miejsca gdzie stał. Modląc się, że patrzy na nią. Odebrała Tuoniemu moment na powitanie i nie miała zamiaru pozwolić, by ponownie zaskoczył de Trafforda.
W sali rozległo się poruszenie. Mężczyźni zastygli w bezruchu. Niektórzy, przestraszeni, instynktownie złapali za broń. Tuoni obejrzał się na Alice i zmarszczył brwi, jak gdyby pierwszy raz widział ją na oczy.
- A czy widzisz szampana? - odpowiedział. - Witaj, Alice. Miło cię widzieć! W samą porę. Zdążyłaś na coś naprawdę wspaniałe…
- Chciałabym móc powiedzieć to samo. Jakże miło cię widzieć, gnoju z piekła rodem! A żeby cię szlag trafił, słyszysz? Ciebie. Nie ciało w którym jesteś, nie inne które mógłbyś zająć. Słyszysz? Życzę śmierci dokładnie tobie. I możesz sobie w tyłek wsadzić, swoich żołnierzyków - spojrzała ponownie na Terry’ego
- Bronie - powiedziała głośno, by na pewno ją usłyszał.
De Trafford spojrzał na nią, marszcząc brwi.
- Jak sobie życzysz, moja pani - skinął głową wytwornie, jak prawdziwy dżentelmen, jednocześnie rozbrajając czterech napastników. Karabiny maszynowe wyleciały w powietrze i zawisły wysoko poza zasięgiem wszystkich prócz samego Terry’ego.
Tymczasem Alice ujrzała, że z dwóch członków Kościoła Konsumentów jeden miał się dobrze, ale drugi nagle cały pobladł i osunął się na nogi. Złapał się za serce, jakby właśnie przeżył zawał. Chyba… chyba rzeczywiście to miało miejsce. Drugiemu natomiast nic się nie stało. Wpatrywał się w de Trafforda z rozwartymi szeroko ustami.
Alice kiwnęła głową
- Chodź do mnie - powiedziała do Terrence’a, zaczynając iść w jego stronę. Zignorowała koronę. Wiedziała gdzie jest. Wiedziała, że mogłaby poprosić mężczyznę, by ją do niej przeniósł, ale jednak postanowiła z tym poczekać. Najpierw musiała zapewnić mu bezpieczeństwo. Jemu, sobie i Kirillowi
- Kirill, idź do tamtej ściany - wskazała Rosjaninowi kierunek, gdzie było przejście. Ten postąpił zgodnie z jej poleceniem. Był wyciszony, jak gdyby nie znajdował się tu w stu procentach. Alice wiedziała, na czym koncentrował się. Jej wzrok spoczął na de Traffordzie, ale cały czas obserwowała członka Kościoła, który miał jakiś atak i miała oko na Tuoniego i członków Valkoinen.
Wnet Konsument przestał poruszać się. Umarł. De Trafford natomiast zaczął iść w stronę śpiewaczki.
- Co tu się dzieje? - zapytał Tuoni, śmiejąc się. Jak gdyby Alice była aktorką w niespodziewanym kabarecie. - Hmm… - zagryzł wargę, obserwując otoczenie.
 
Ombrose jest offline