Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2018, 19:21   #524
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Priorytety ponad Koronę

Alice spojrzała jeszcze raz na Tuoniego, a potem skupiła się na dostaniu do Terrence’a. Prawie do niego podbiegła, łapiąc za łokieć
- Jego broń też - wskazała zmarłego członka Kościoła. Po czym spojrzała w stronę korony, trochę tęsknie, ale nie wydała mu polecenia, zaczęła prowadzić Terry’ego do wyjścia w ścianie, po drodze zgarniając Kirilla. Upewniła się, że zasłania de Trafforda, prowadząc go przed sobą. Obejrzała się na Tuoniego i uniosła kącik ust, kpiąco. Tuż przed tym, jak przeprowadziła obu mężczyzn przez ‘skałę’, tak naprawdę wpychając do tajnego przejścia.
- Co tu się dzieje… - powtórzył bóg umarłych. - Będę tutaj stał w bezruchu i czekał na rozwój wydarzeń. Taka moja deklaracja - uśmiechnął się do Harper.
Żołnierze Valkoinen obejrzeli się na niego, czekając na rozkazy. Ale te nie chciały paść z ust Joakima. Jego oczy podążały za śpiewaczką. Wydawały się niezwykle zaciekawione.
- To stój! - odpowiedziała mu na odchodnym, wyprowadzając dwie cenne dla siebie osoby w bezpieczną strefę. A przynajmniej taką Alice miała nadzieję. Zadrżała, nie dlatego, że woda spływająca po skałach teraz zmoczyła i ją, a najpierw obu mężczyzn przed nią. Zadrżała, bo bała się, że jej się to nie uda. Miała nadzieję, że mogła na sekundę odetchnąć, a teraz musiała wymyślić plan ‘B’
- Idziemy… Póki co jak droga prowadzi - powiedziała do nich obu, trzymając dłonie na plecach obu panów.
- Jak twój dzień… Terrence? - odezwała się, gdy odeszli już kawałek.
- Dobrze cię widzieć. Całą i zdrową - odpowiedział mężczyzna. Przytulił ją. Kirill szedł przed nimi i nie zwracał na nich uwagi. - Jednak… nie wiem, czy powinniśmy się cieszyć. Korona… tak blisko… a my przeszliśmy obok niej. Przecież mógłbym ją wziąć… Czy to źle, że tego nie zrobiłem? - zapytał. - Wszedłem w tryb kompletnie - zastanowił się przez moment - nazwijmy to… pasywnym. Tylko wykonywałem twoje polecenia - uśmiechnął się nieznacznie.
Tuż przed nimi pokazały się spiralne schody. Prowadziły w górę.
Alice odetchnęła
- Musieliśmy ją zostawić, bowiem muszą ją wynieść. Do zniszczenia jej potrzeba Surmy… A nie było go tu z wami. Będzie więc czas, aby ją im odebrać, a chciałam się upewnić, że tym razem nie zginiesz… Znaczy się… No wiesz, że nie zaskoczą cię, czy coś - powiedziała poprawiając się, wymijająco. Mężczyzna spojrzał na nią dziwnie, ale nie drążył tematu.
- Musimy opracować plan, mamy mało czasu… Znaczy ja mam mało czasu. Wydostańmy się stąd, w bezpieczniejszą przestrzeń i zaraz pomyślimy - powiedziała jeszcze
- Aha, uduszę cię za te leki, co mi podałeś. Były cholernie do bani - skrytykowała go, ale uśmiechnęła się lekko.
- Leki? Jakie leki? Które leki? - Terry zapytał. - Ach, mówisz o tej strzykawce? Źle się po tym czułaś? Moje biedactwo… - de Trafford westchnął i pogłaskał ją po ramieniu. Alice tymczasem zauważyła, że Kaverin zaczął jakby szybciej wspinać się po schodach, po części tak, jakby chciał uciec od nich czym prędzej. - Gdyby to było ciało kogokolwiek innego, niż Joakima… po prostu skręciłbym mu kark - westchnął.
Alice uniosła głowę, by spojrzeć na Terrence’a w mroku. Choć oczywiście nie mogła go widzieć, ale zrobiła to z odruchu
- Źle czułam? To mało powiedziane. Nieważne… Gdyby to było ciało kogokolwiek innego niż jego, sama bym mu skręciła kark - mruknęła i zaraz spojrzała na plecy Kirilla
- Jak się czujesz? - zagadnęła do niego. Odezwała się po rosyjsku, żeby wiedział, że mówi do niego, nie do Terrence’a.
- Gdybyś mogła, to byś skręciła… - westchnął de Trafford. - Gdybym mógł, też bym to zrobił…
Zdawało się, że de Trafford był nie do końca zadowolony z tego, że ich największy wróg znajdował się w ciele osoby, którą uważał za najbliższą. Tymmczasem śpiewaczka szła po schodach tuż za Kaverinem.
- Dobrze - Rosjanin odpowiedział na jej pytanie. - Oczywiście, że dobrze - westchnął. W jego głosie rozbrzmiewała ciężkość, choć ciężko było stwierdzić, czego dokładnie dotyczyła.
Alice przyglądała się dalej plecom Kaverina
- Niech ci nie przyjdzie do głowy, że teraz cię nie potrzebuję - ostrzegła go, spokojnym tonem i dopiero wtedy przełączyła się na powrót na angielski
- Najważniejsze, że teraz jesteśmy znów w grupie. Mam nadzieję, że ten wyczyn choć trochę zaskoczył Tuoniego, co kupi nam odrobinę czasu - powiedział i roztarła dłonie o siebie. Nieco jej zmarzły, głównie z nerwów.
- A z tym moim zdrowiem to też tak… Średnio - dodała i westchnęła.
- Coś cię boli? - zapytał de Trafford z troską. - Odniosłaś obrażenia?
Co prawda nie pamiętał, aby Alice została przez cokolwiek trafiona w sanktuarium Ukka, jednak ktoś wcześniej mógł wyrządzić jej krzywdę.
Kirill również zawahał się i Harper wyczuła, że obejrzał się, aby na nią spojrzeć… co nie przyniosło żadnych rezultatów w kompletnym mroku. Nie marnując czasu, obrócił się z powrotem do przodu i kontynuował wspinaczkę po schodach.
Alice mruknęła
- Spokojnie, nikt mi nie przyłożył teraz, ani nic… Wcześniej, to co innego. Nie będę marudzić na ten temat, ale miałam dziś bliskie spotkanie z kowadłem. I konsumowanie nie wyszło mi na zdrowię. Polowała na mnie bestia, duch stróż umierających zwierząt… Zwany Łowcą. chciał ‘ukrócić mi męki’. Wraz z Jenny poradziłyśmy sobie z nim, choć sporym kosztem… Ona złamała rękę, a ja no cóż… Sczerniałam i proces trwa, odliczając mi minuty do końca, od tamtej pory - powiedziała na czym stoi.
- Dużo się dziś działo. Nawet po drodze tu w tym labiryncie, widziałam duchy tych, którzy zmarli… Tak czy inaczej, powiedz mi Terrence, ile osób jest na wyspie, które mogą nam pomóc, a o których ja mogę nie wiedzieć? Zaraz powiem ci kto jest tu z nami - zmieniła temat z siebie na bardziej rzeczowe sprawy.
- Są członkowie Kościoła Konsumentów i Valkoinen. IBPI nie zostało powiadomione, więc nie powinniśmy się spodziewać tej organizacji. Nasze tak zwane… - Terry zamyślił się, a potem zaśmiał… - “przymierze” wciąż trwa. I wiedzielibyśmy, gdyby postanowili przylecieć na tę wyspę. Jednak nie przekazali nam żadnej informacji, która sugerowałaby taki ruch z ich strony. My, rzecz jasna, również nie wspomnieliśmy im o istnieniu tego miejsca.
De Trafford szedł naprzód sprężystym krokiem. Zdawał się mieć więcej sił, niż ktokolwiek mógłby go o to podejrzewać. Chyba że to było jedynie złudzenie…
- Alice? - zapytał. - Czy ty spodziewałaś się kogoś?
- Spodziewałam? Gdzie? - zapytała śpiewaczka, nieco skołowana w jakim sensie. Z IBPI? Tutaj? Gdzie? Zaczęła nawet nasłuchiwać uważniej, czy ktoś się zbliża, a fakt ten przeoczyła. Zaraz zrobiła się również bardziej spięta, szykując na niechciane zaskoczenie.
Jednak, jak zdawało się, nikt nie podążał ich śladami. Czy Tuoni i jego sprzymierzeńcy naprawdę zostali cały czas na dole, ciesząc się koroną? Przecież nie potrafili jej zniszczyć… musieli wyjść na powierzchnię, a najbliższą drogą były schody, którymi szła Alice, Kirill i Terrence.
- Powiedziałaś, że wymienisz osoby, które są z nami. I zapytałaś czy, znajduje się ktoś pomocny, o kim nie wiedziałaś. Dlatego zapytałem się, czy w pewien sposób… choć to może nieco pokrętne… czy nie spodziewasz się jakiejś nieoczekiwanej pomocy…
Kirill westchnął przed nimi, jak gdyby sam głos de Trafforda męczył go.
Alice zerknęła w stronę, gdzie szedł obok niej Terrence
- Nieoczekiwanego spodziewam się zawsze… ale nie, nie miałam nikogo konkretnego na myśli. Tymczasem ze mną i Kirillem przybyła Jenny, Emerens i Mary - zmieniła płynnie temat. Zastanawiało ją, czy Terrence celowo ignorował obecność Kaverina, czy rozgrywała się między nimi jakaś drugoplanowa walka, poza kadrem jej pola widzenia, o której nie miała pojęcia i stąd takie reakcje Rosjanina. Tyle że żaden z mężczyzn nie zrobił nic ostentacyjnego przeciw drugiemu. Bardziej zdawało się, że po prostu ignorowali swoją obecność. I czy to było aż takie zastanawiające? Kirill wiedział, że Alice wcześniej kochała się z de Traffordem, a czuł coś względem niej. I nawet teraz, w tym korytarzu, Terrence zachował się tak, jak gdyby Harper coś dla niego znaczyła. Przytulił ją.. pogłaskał po ramieniu… może niewiele, ale wystarczyło, by Kirill nie miał ochoty na przedyskutowywanie strategii. Natomiast de Trafford po prostu szedł ze śpiewaczką i za Rosjaninem. Nie odzywał się do niego, ale to samo w sobie jeszcze nie było niegrzeczne.
- A co z Sonią? To ona cię nam wykradła… długo myśleliśmy, że pracowała dla Valkoinen… ale chyba tak nie było? - zapytał Terry. - W każdym razie nie planowałem, żeby ona zabrała cię samochodem spod naszej siedziby. To było okrutne zaskoczenie - zaśmiał się ponuro.
Alice prychnęła
- Okrutne zaskoczenie… Nic mi na ten temat, proszę, nie mów… Co do Sonii… Pracowała dla Mary… Pracowała, nim zabójca Valkoinen nie zastrzelił jej na moich oczach. Gdzie kula przeleciała tuż koło mnie, żeby ją trafić… Też widziałam ją chwilę temu na dole, w jednym z korytarzy. Skrytykowała mój wygląd - pokręciła głowę i potarła nerwowo skroń.
- Czekaj… - de Trafford zmarszczył brwi. - Czyli została zastrzelona… czy też skrytykowała twój wygląd tuż przed chwilą? - mężczyzna zapytał. Następnie westchnął. - Pamiętam czasy, kiedy takie rzeczy po prostu wykluczały się. Niestety teraz już niczego nie można być pewnym.
Kirill odwrócił się i spojrzał na Alice. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tym samym przeobraził się w znajomego, typowego Kaverina.
- Widzę światło… musimy być już blisko powierzchni - rzekł.
Rzeczywiście, skoro śpiewaczka mogła dostrzec jego twarz, choć przed chwilą w mroku było to kompletnie niemożliwe… Skądś dochodziło źródło światła. Zapewne brało się z gwiazd i księżyca, bo słońce zdążyło już zajść jakiś czas temu, jak się spodziewała.
Śpiewaczka zerknęła na de Trafforda
- Wspomniałam, że widziałam duchy zmarłych na dole, w drodze do pomieszczenia, gdzie znalazłam ciebie i gdzie była Korona… Nie jestem pewna, ale pogawędziłam z przynajmniej dziesięcioma osobami? Chyba więcej… Nieważne. Duchy zaskakująco dużo mówią - machnęła dłonią, jakby chciała porzucić ten temat. Spojrzała na Kirilla. Widziała, że się wyciszył i emocjonalnie wycofał za swój mur.
- Dobrze… To teraz dowiedzmy się, czy znów jesteśmy na samym szczycie, czy może gdzieś indziej… Wydaje mi się, że tym razem latający bizon nam nie pomoże - mruknęła.
- Myślałem… że to była bardziej przenośna - cicho mruknął de Trafford. Chyba był zawstydzony swojej pomyłki. - Ja nie spotkałem żadnej zmarłej osoby. Jeżeli ty widziałaś ich cały tuzin… nie wiem, czy ci zazdrościć, czy współczuć. Pewnie obydwie opcje są jakoś zasadne.
Tymczasem Kaverin obrócił się do śpiewaczki.
- Poznaję ten korytarz… to dokładnie te same schody, którymi wcześniej dostaliśmy się na dół. Nie wiem w którym dokładnie momencie, ale nasza wcześniejsza droga połączyła się z tą obecną… A to znaczy, że wkrótce wyjdziemy w tym samym miejscu, w którym zagłębiliśmy się w dół Iglicy. Co dalej? Czy twój przyjaciel mógłby przetransportować nas w dół? - nieznacznie skrzywił się.
Harper nie skomentowała słów Terrence’a, głównie ze względu na to, że nie chciała poruszać od razu świeżego tematu duchów. Kiedy więc Kirill zauważył, że znów wychodzą tym samym przejściem, zaczęła gdybać nad kilkoma sprawami. Jak Tuoni zamierzał wydostać się z tego miejsca, skoro nie posiadał zdolności latania? Liny? Czy znał może jakiejś przejście, o którym oni nie wiedzieli? Kolejne zdanie Kaverina wytrąciło ją nieco z rytmu.
- Hmm? Emm… Terrence, dasz radę ściągnąć nas na dół? - spojrzała na Terrence’a, trochę zmieszana formą w jakiej zwrócił się o nim do niej Rosjanin, a z drugiej strony pytająco, czy mógł to faktycznie zrobić. W końcu mieli do przebycia sto metrów we troje.
- Chyba… ale nie wiem, czy uda mi się to zrobić bezpiecznie. Moje umiejętności są potężne, jednak posiadam bardzo ludzki czas reakcji - westchnął. - Jeżeli zaatakuje nas seria z któregoś działka maszynowego… na pewno uda mi się nas osłonić. Z drugiego? Także. Ale niespodziewany paralotniarz z karabinem snajperskim? Mogę nie zareagować w porę.
- Jesteśmy na miejscu - rzekł Kirill. Mówił po rosyjsku, choć dobrze znał angielski, a ten język był wygodniejszy, biorąc pod uwagę obecność de Trafforda, który na pewno nie mówił po rosyjsku. - Widzę wyjście.
Alice też je dostrzegała. Zwykła, nieskomplikowana klapa w suficie. Nie była zamknięta. Czaiło się nad nią nocne niebo, wyglądające niezwykle spokojnie i niewzruszenie względem ich ziemskich zmagań.
Wyglądało na to, że jedyną osoba, która czuła się nieswojo w sytuacji, gdzie obaj mężczyźni zwracali się do niej i tylko do niej, traktując siebie nawzajem jak powietrze, była Alice.
- Rozumiem, że nie jesteś pewny, czy możemy się spodziewać paralotniarzy snajperów? - miała nadzieję, że Terrence żartował. Zerknęła na Kirilla
- Celowo unikasz mówienia po angielsku? - zapytała ostrożnie.
- Cały czas rozmawiamy z sobą po rosyjsku. Dlaczego mielibyśmy przestać? - zapytał Kirill, dziwiąc się jej spostrzeżeniu. Zabrzmiało to trochę tak, jak gdyby nie zauważał obecności de Trafforda… A może sądził, że skoro Anglik miał przywilej rozmawiać z Alice w swoim ojczystym języku, to nie było powodu, dlaczego Kaverin miałby rezygnować z tego samego. Czyż nie byłoby to niesprawiedliwe? W każdym razie, jak zdawało się, Kirill tak właśnie uważał.
De Trafford natomiast w ogóle nie interesował się rozmowami po rosyjsku, a jedynie spoglądał na wyjście na powierzchnię.
- Na pewno możemy spodziewać się paralotniarzy snajperów - rzekł. - Pytanie brzmi… czy pojawią się? - zwrócił na nią wzrok. - Wychodzimy na górę?
Rudowłosa milczała chwilę
- No… No tak… - odezwała się jeszcze po rosyjsku do Kirilla, nim zwróciła uwagę na Terrence’a
- A chcesz zostać tutaj w przejściu? Wolałabym jednak znaleźć się na stabilnym gruncie i choć ta konstrukcja zdaje się zaskakująco stabilna, preferuję jednak ziemię, drzewa wiesz… Takie zwykłe rzeczy. Może jestem staromodna, ale nie przepadam za drapaczami chmur. Więc będziemy musieli przeżyć snajperów… Ha… Ha… - Alice pokręciła głową, rozbawiona i jednocześnie zażenowana poziomem żartu, który zawarła we własnej wypowiedzi. Zamilkła aż do momentu, kiedy nie wyszli na zewnątrz, wtedy podniosła wzrok w górę, oglądając rozgwieżdżone niebo i Księżyc. Zawsze lubiła to robić. Na sekundę zatraciła się w tym widoku.
Był piękny. Gwiazdy jasno świeciły. Niebo było nimi wypełnione. Alice mogła spoglądać na otoczenie tak, jak gdyby wciąż trwał dzień. Być może po części umożliwiał to nadnaturalny wzrok, jaki posiadała… A jednak, obiektywnie rzecz biorąc, nie mogła dostrzec ani jednej chmury i blask z niebios skutecznie z rozganiał wszelkie cienie. Wyszli we trójkę na na zewnątrz. Rozejrzeli się wokoło. Jezioro Alue, które ich otoczało, wciąż promieniowało miriadami różnych barw. Najróżniejsze, zawarte w nim duchy nie zniknęły tylko dlatego, bo Alice nie spoglądała na nie przez kilka kwadransów.
- Miło odetchnąć świeżym powietrzem - mruknął Kaverin, wystawiając twarz na rześki wiatr. Tak wysoko było go co niemiara. Alice zrobiło się nawet nieco zimno.
De Trafford również obserwował otoczenie.
- Ciekawi mnie, czy ta wyspa posiada jakąś nazwę… - zastanowił się.
Harper milczała parę chwil
- Sporo tego świeżego powietrza na tej wysokości - objęła się nieco ramionami, zakładając na siebie poły marynarki Kirilla, by jeszcze lepiej zasłonić od chłodu, jednakże jej nogi nie były osłonięte, jedynie do kolan przez sukienkę, przez co chłód mógł spokojnie nękać ją innymi drogami, nie tylko przez plecy, czy ramiona. Zaraz przeniosła spojrzenie i na Terrence’a
- Wiesz, rozmawiałam z kilkoma mieszkańcami tej wyspy, ale jakoś nie przyszło mi do głowy zapytać. Musi mieć to jednak jakiś ścisły związek z fińskim panteonem, bo ten kowal, który miał młot i z wami podążał, do niego należy… Przy okazji, to on rozbił mi głowę… - przytknęła automatycznie dłoń do skroni, którą wcześniej miała zranioną. Nie myślała o tej ranie od dłuższego czasu, ale gdy tylko dotknęła głowy w tym miejscu, kłujący ból dał o sobie znać, przypominając, że jednak jest tam guz i rozcięcie, a kowadło było twarde.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline