Franz był nieco zmęczony tym wszystkim. Najpierw potyczka z łowcami nagród, potem śmierć Ragnara, potem więcej trupów i zwiadowca, dzięki któremu mogli w końcu zagarnąć nagrodę. Pieniądze były bardzo miłym dodatkiem od losu, którego nie do końca wyczekiwał na tej wyprawie. Fakt faktem, zwiad okazał się być raczej mizerny - wolałby mieć coś więcej, tak jak informacje o liczebności o grasującej bandzie lub kto nią dowodził i z jakich to osobników ta banda składała się. Koniec końców, Salkalten i okolice były jego poletkiem, o które zamierzał dbać w ten czy inny sposób. Garść złotych monet jednak zawsze rozjaśniałą oblicze najemnika i tak też było i tym razem.
- Trzech luda to nieco za dużo na szybki cwał do Verborgen, żeby ostrzec… Kogo tam zostało do ostrzeżenia - rzekł Franz, na poły myśląc jednak o wdzięcznym zadku Janine, który w zastraszającym tempie zbliżał się do progu drzwi. - Prawdę powiedziawszy, wystarczyłby tylko jeden przepatrywacz, żeby ludzie mogli uciec do miasta. Szlaki wszakże niebezpieczne, ale prawdę powiedziawszy, w pojedynkę więcej dokazałbyś, bo nie musiałbyś na nikogo uważać. Nas i nasze grzechoczące zbroje - rzekł do Gareda. Najemnik spodziewał się, że przepatrywacz umiał ukryć się w dziczy, jeśli zaszłaby taka potrzeba, coś, czego nie można było powiedzieć o nim i Brentonie.
Przez chwilę pomyślał o Adzie i Atanaju. Czy Atanaj rzeczywiście wrócił do wiedźmy i czy ta była warta jakichkolwiek odwiedzin, wątpił. Sam miał jeszcze parę interesów w mieście, oprócz niziołki.
- To jak będzie? - zapytał. - Wysyłamy Gareda, żeby ogarnął sprawę, a sami oporządzilibyśmy sprawy w mieście?