Coś wreszcie zaczynało się dziać. Zaraz po tym jak Leonor zabrano większość oddziałów. Miała nadzieję, że mag morduje się teraz z jakimś desantem, bo jeśli miało się na koniec okazać, że zginęła w wyniku przewagi wroga, a Loftus z Detlefem w tym czasie spokojnie podpierali ściany to z całą pewnością znalazłaby ich i osobiście pozbawiła głów. Całość rozmyślań przerwała jednak informacja przyniesiona przez człowieka z przystani, że tam właśnie rozpoczął się desant. A może to po prostu Gustaw wrócił z posiłkami?
Barek jeszcze nie było widać więc ustaliła, że może zdąży. Jeśli nie, to i tak nie będzie kogo bronić.
Podziękowała obydwu posłańcom, przynajmniej nie mieli rozkazu, który zabierał jej te resztki żołnierzy, które zostały. Dowódca balisty dostał rozkaz strzelania do barek - tak aby tonęły. Dotychczasowa znajomość z tym człowiekiem przekonywała akolitkę, że jest to jedna z tych niewielu osób, która w całym tym burdelu wie co robi.
- Jak dopłyną, to was zabiją. Lepiej więc, żeby nie zrobili ani jednego, ani drugiego. Joder! Dowódco! Sam wiesz najlepiej w co strzelać. Wrócę jak tylko rozwiążę kryzys w przystani.
Nakazała weteranowi, gdy pojawią się barki w zasięgu wzroku przysłał natychmiast kogoś ze służb ochotniczych do niej. Ona zaś z siedmioma łucznikami ruszyła z zamiarem wystrzelania i nadziania na jedyny rapier jaki mieli do dyspozycji wszystkiego co zamierzało wejść na brzeg.