Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-06-2018, 21:33   #661
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację


Kiedy sam Urbagor, władca wulkanów i magnowych rzek, naznaczy cię swoim piętnem, byle ogień nie jest w stanie ciebie strawić.

Fakt, że jeden z ciężkozbrojnych wymachując rękami coś zaczarował dawał tylko dwa wyjścia. Albo to przeklęty chaosyta o potężnej mocy...
Albo tam na dole nie ma czarownika, a jest on...
... w wieży.
Bo wieża nie desantowałaby swoich ludzi prosto w ogień, bez wsparcia czarów.

Galeba wielce to rozgniewało, bo praktycznie nie byli w stanie nic zrobić przeciw komuś osłanianemu przez wieżę. Tylko poniesiony przez bogów bełt lub strzała mogłaby przez szczelinę wejść w oko czarodzieja i go uśmiercić.

- Wycofać się poza ogień! - krzyknął chwytając drugą ręką Detlefa za ramię.

Musiał wybiec poza obszar rażenia przeklętego zaklęcia. Ekipa która miała razem z nim blokować wieżę też zabrała się za taktyczny odwrót.

- Czarownik jest w wieży! - zawołał kiedy wydostał się już poza zasięg płomieni.

Nie mieli jak skontrować tej cholernej wieży. Mogli w tej chwili tylko przyszykować się na odparcie szturmu.

- Ten ich mag pewnie ich osłoni przed ogniem. - rzucił gromko wskazując młotem wieżę - Nic to, jak nie od ognia, zdechną od naszych kusz i naszych toporów!

Bez dalszych ceregieli Kowal Run zaczął ustawiać szyk. Naprzód poszli najlepiej trzymający się wojacy, na tył ci których poparzyło. Tylne szeregi wyposażone w kusze miały bić w łuczników na wieży, a potem w wysypujący się z wieży desant.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 04-06-2018 o 20:23.
Stalowy jest offline  
Stary 04-06-2018, 13:28   #662
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Coś wreszcie zaczynało się dziać. Zaraz po tym jak Leonor zabrano większość oddziałów. Miała nadzieję, że mag morduje się teraz z jakimś desantem, bo jeśli miało się na koniec okazać, że zginęła w wyniku przewagi wroga, a Loftus z Detlefem w tym czasie spokojnie podpierali ściany to z całą pewnością znalazłaby ich i osobiście pozbawiła głów. Całość rozmyślań przerwała jednak informacja przyniesiona przez człowieka z przystani, że tam właśnie rozpoczął się desant. A może to po prostu Gustaw wrócił z posiłkami?
Barek jeszcze nie było widać więc ustaliła, że może zdąży. Jeśli nie, to i tak nie będzie kogo bronić.

Podziękowała obydwu posłańcom, przynajmniej nie mieli rozkazu, który zabierał jej te resztki żołnierzy, które zostały. Dowódca balisty dostał rozkaz strzelania do barek - tak aby tonęły. Dotychczasowa znajomość z tym człowiekiem przekonywała akolitkę, że jest to jedna z tych niewielu osób, która w całym tym burdelu wie co robi.

- Jak dopłyną, to was zabiją. Lepiej więc, żeby nie zrobili ani jednego, ani drugiego. Joder! Dowódco! Sam wiesz najlepiej w co strzelać. Wrócę jak tylko rozwiążę kryzys w przystani.

Nakazała weteranowi, gdy pojawią się barki w zasięgu wzroku przysłał natychmiast kogoś ze służb ochotniczych do niej. Ona zaś z siedmioma łucznikami ruszyła z zamiarem wystrzelania i nadziania na jedyny rapier jaki mieli do dyspozycji wszystkiego co zamierzało wejść na brzeg.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 04-06-2018, 21:42   #663
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
To, co wydarzyło się na chwilę, zanim wieża powinna dotrzeć do muru i wypluć z siebie wrogi desant nie powinno się zdarzyć. Nagle powietrze nad murem zadrgało niczym w upalny dzień, by zaraz rozlać się falą piekielnego gorąca przed którym płyta co prawda broniła, ale ukrop wdzierający się pod pancerz każdą najdrobniejszą szczeliną był nie do zniesienia.

Nie takie jednak niedogodności znoszą synowie Grungniego w podziemnych chodnikach położonych głęboko w korzeniach gór. Nie jest rzadkim przypadkiem, że trzeba przeprawić się nad szczeliną, w której płynie roztopiona skała. Jeśli zabawić zbyt długo to twarz wygląda niczym u człeczyny pracującego na roli.

Dowódca obrony nie przewidział jednak tego, że piekielny i z pewnością nie mający naturalnego źródła żar spowoduje zapłon ładunków prochowych i eksplozję garłacza. Najwyraźniej bogowie mieli o coś urazę do Zhufbarczyka, skoro tak bardzo postanowili utrudnić mu ocalenie tych niewdzięcznych ludzi. Huk i dym spowił sylwetkę krasnoluda, który aż się zatoczył. Oparł się ciężko o mur, jednak udało mu się ustać na nogach. Potrząsnął głową chcąc pozbyć się uporczywego pisku w uszach. Nie musiał sprawdzać zbroi by wiedzieć, że przynajmniej w kilku miejscach fragmenty zamka garłacza przebiły płytę i weszły głęboko w ciało. Doświadczenie podpowiadało, że było źle. Wciąż jednak dychał i mógł postarać się odpłacić tym niehonorowo walczącym skurwysynom z południa.

Gdzieś obok pojawił się Galeb, na którym również tliło się ubranie. Kiwnął mu głową na propozycję rozstąpienia się na boki, by uniknąć strat spowodowanych zaklęciami wrogiego czarownika.
- Rozstąpić się! Weźmiemy kurwich synów z dwóch stron! - Zaryczał w mowie krasnoludów, ignorując potworny ból w poranionym boku. - Jak młotem w kowadło, bracia! Zmiażdzymy ich siłą naszego słusznego gniewu!- Krzyczał z przekonaniem.

Nagły spadek temperatury pozwolił określić, gdzie kończyło się oddziaływanie zaklęcia. Zatrzymał się i zwrócił w kierunku, gdzie mieli pojawić się żołnierze wroga. Dobył topór i uniósł tarczę. Jeśli ma tutaj zginąć, to z wierną bronią w dłoni i cały umazany juchą wrogów. W końcu nikt nigdy nie zarzucił członkom jego klanu, że uciekli z pola walki. I on nie będzie tym, który złamie tę chlubną tradycję.

- Czterech gotowych do walki wręcz i rusza za mną, czterech ładować kusze i ustrzelić tego czarownika, jeśli gdzieś go dojrzycie! Tylko uważać na wrogich łuczników! - polecił.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 04-06-2018, 22:00   #664
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Widząc plac lazaretu zawalony ciężko rannymi żołnierzami Waldemar odparł komendantowi, iż niezmiernie szanuje autorytet przełożonego. Tym niemniej, pozwolił sobie zasugerować, okoliczności narzucały im odmienny od formalnego tok postępowania. Tylko w żołnierskich słowach. Nie bez powodu nadstawiał uszy, gdy Gustaw zwracał się do osób w swoim otoczeniu.
- Będę tłumaczył w międzyczasie, za pozwoleniem pana komendanta. To głównie postrzały. Panowie - cyrulik zwrócił się do rannych, rozkładając narzędzia na stole operacyjnym. - Mam wam do przekazania bardzo ważną wiadomość. Będzie dobrze.

Pozostałe sprawy Waldemar starał się wyłożyć komendantowi jak najspokojniej i najciszej mimo jawnej niechęci do Detlefa. Co jasne, pytanie o biegającego wolno więźnia było skierowane do beznogiego strażnika. Nim jednak dowódca począł publicznie dyscyplinować weterana cyrulik przyszedł klawiszowi w sukurs.
- Nie mógł nic zrobić bowiem pozbyłem się drzwi z celi. Kowala również bym uwolnił, chłop równie winny co ja: tyle co młódka, że gładkolica. Tylko przestraszony chłop, że mu rodzinę krasnoludy wymordują.
Nie wiem, gdzie pan służył komendancie, ale nie podchodźcie przez chwilę zbyt blisko bo pana jucha poznaczy. Ten kapral krasnolud od początku mi się nie podobał. Pamiętam pierwsze słowo, jakie od niego usłyszałem. Ochujałeś?! -
zakrzyknął ochryple Waldemar wykrzywiając twarz w parodii. Z przymrużonymi oczami i pomarszczonym nosem wyglądał kilkanaście lat starzej. Kontynuował gdy skończył błaznować.
- Następnie aresztował mnie pod zarzutem sabotowania obrony miasta. Najpierw pomyślałem, że poszło o odprowadzenie rannego krasnoluda do jego ziomków. Żeśmy go okradli po drodze, bez czegoś ważnego wrócił, że o to winili. Potem dopiero tłumaczył kowalowi jego przewiny. Rzekomo uczyniliśmy afront karłowi bo zmusiliśmy nieprzytomnego by się posikał poprzez trzymanie mu dłoni w wodzie. Wyprowadzili nas, ja zrobiłem raban a dalej to już pan komendant wie.
Jeśli ta historia brzmi dla pana wiarygodnie, to niechże mnie pan tu na miejscu ubije bo inaczej zakrztuszę się ze złości. Jak się tu pokaże ten obrońca moczących się cyrkowców połamię mu nogi albo zginę. Całą reputację mi zniszczył swoim byle pierdnięciem. Jak inaczej nazwać słowa wypuszczone przez chodzącą dupę?
 
Avitto jest offline  
Stary 05-06-2018, 22:44   #665
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Garnizon

Cyrulik został zatrzymany w piwnicy - więzień nie może sobie ot tak wyłazić - i uzupełnił wiedzę Komendanta na temat całej tej sprawy. Kowal potwierdził, że zaczęło się od dowcipu cyrulika, a wypytany o "raban" powtórzył co słyszał, starając się zadowolić "władzę".
- Czyś ty ochujał? - zapytał Komendant Waldemara na koniec. Zatkało go. Cyrulik obraził krasnoludzkiego wojownika, który został ranny w jego obronie, o mało co nie spowodował zamieszek rasowych... Brakowało tylko by poszedł do krasnoludów i się tym chełpił... Chwalić opanowanie i zmysł polityczny Barrudina, że się krasnoludy nie wypięły na obrońców po czymś takim.
Kto wie co zadecydowałby gdyby akurat nie dotarł posłaniec od Loftusa z wieściami o ataku. Gdy tylko je usłyszał, przyszedł mu do głowy pomysł mogący zadowolić wszystkich (może poza dwójką ludzi).
- Gratulacje medyku. Zostaliście właśnie dowódcą karnej drużyny. Weźmiecie tego tam obszczymurka, co udaje że śpi i ruszycie z kontratakiem tam gdzie wam pokaże ten chłopiec.
- A my - zwrócił się do swoich Weteranów - sklecimy jakąś obronę z tego co tu mamy. Nie ma kogo zabrać z murów.


Mur "północny":

"Korespondencyjny" pojedynek strzelców zakończył się "wygraną" obrońców sześć do czterech w ludziach niezdolnych do dalszej walki. Choć tu przydałoby się uszczegółowienie, do kogo mają strzelać - czy do strzelców czy do ciężkiej piechoty.

Mężne serce niziołka zagrzewało go do boju, a on zagrzewał resztę. Wydawał jasne i proste rozkazy. Takie są najlepsze. Mimo gorączki bitewnej i hałasu (oraz braku cech przywódczych) zostały one wykonane co do joty. Pierwsza czwórka wrogów została dosłownie zgnieciona i zadźgana. Niestety, zaraz później zeskoczyła kolejna szóstka, zabijając jednego żołnierza raniąc młodego ochotnika.
- Miko! - rozdarła się dziewczyna, łamiąc szyk by odciągnąć ukochanego.

A fiolka kwasu pięknie rozbryzgnęła się na napierśniku jednego z wrogich żołnierzy. Póki co nie widać było żadnego efektu.


Brama

Było całkiem możliwe, że "fuksiarski jak Diuk" wejdzie na stałe do słownika meisseńskiej biedoty. Ignorując strzały, które jakimś cudem ignorowały także jego oddarł fragment rękawa, zwinął go w rulon i włożywszy część do flaszki z olejem podpalił go, a potem rzucił nią w taran. I trafił. Chyba tylko dzięki interwencji samego Ranalda.

Obsługa tarana niewiele jednak robiła sobie z oleju płonącego na dachu i podprowadziła go pod same wrota do miasta. A wrodzy łucznicy zasypywali bramę strzałami i kolejni obrońcy padali martwi lub ranni. Ale nadal byli to pojedynczy pechowcy.


Mur "południowy"


Walter i jego strzelcy znajdujący się początkowo w zasięgu dymu wyszli z niego nietknięci. Przyczaili się gotowi do rozpoczęcia ostrzału.

"Ogień oczyszcza. I hartuje. Trzeba przezeń przejść."
Ten cytat krasnoludom podejrzanie śmierdział elfem. Prawdziwi kowale ognia się nie boją, ale bez powodu w niego nie włażą. Oczywiście, czasem kwestia jest taka, że trzeba z niego wyjść.

Większości się udało. Ale nie wszystkim. Ulf wynoszący najbardziej poparzonego z khazadów wyszedł z ognia i padł martwy, gdy tylko położył swój "ładunek" w bezpiecznym miejscu. Jeszcze pięciu wyszło z ognia w stanie, który Galeb znał. Do walki wrócą. Może. Kiedyś. Na pewno nie dziś i pewnie nie w tym miesiącu. Dwóch dalszych mimo poparzeń nadal ściskało swoją broń i chciało walczyć dalej. Samemu Galebowi się, nomen omen, upiekło. Za pan brat z ogniem i jego zawirowaniami przeszedł nietknięty.
Ale płuca Detlefa nie były przyzwyczajone do takiego gorąca i gdy krzyczał w płomieniach nawdychał się dymu. Dał jeszcze radę wychrypieć rozkazy, ale potem padł na kolana i podpierając się dłońmi kaszlał okropnie i nie mógł złapać tchu.

Czy czarodziej nie rzucił kolejnego czaru, czy mu się nie udało, nie wiadomo było. W każdym razie nic nowego się nie stało. Ale po podpowiedzi Galeba i rozkazie Detlefa, jeden z czterech wyznaczonych do wypatrywania maga zakrzyknął wskazując na jedną ze szczelin obserwacyjnych - Uzbad Zharr! Władca Ognia! Tam!
Gorąco jednak widać odkształciło cięciwy i żaden z pocisków nie trafił.

A wieża, za nic mając plany jednych u drugich, nadal tkwiła w błocie i nie chciała się ruszyć. Łucznicy wroga posłali kilka strzał korzystając z zamieszania na murze, ale bez efektów. Im też przeszkadzał dym.


Port i Przystań

Leonorze do obrony Przystani musiało wystarczyć siedmiu żołnierzy. Już pierwszą salwą trafili trzech z dziesięciu podpływających wrogów. Jeden zginął od razu, dwóch rannych zostało w wodzie, siedmiu wyszło na brzeg. Większość sieci została zabrana, ale nawet to co pozostało spowolniło ich. A Leonora i jej ludzie mieli po swojej stronę przewagę terenu i barykad.

Humor popsuł jej tylko chłopak, który przybiegł z krzykiem - Barki! Barki płyną! - ale i poprawił dopowiadając -Jedna dostała! Z kata... z kalat... z kapatulpy!


M1

Wysławszy dwóch posłańców i rozdzieliwszy ludzi pomiędzy bardziej doświadczonych żołnierzy Loftus posłał magiczny pocisk w jedną z najbliższych łódek, uszkadzając ją. Na ten sygnał ponad dwadzieścia pocisków poleciało w stronę lądującego na plaży desantu. Z powodu ciemności ostrzał był mało skuteczny, ale i przeciwnicy nie spodziewając się oporu tak wcześnie i nie wiedząc jak liczną mają przeciwko sobie obronę zawahali się.


Drugi brzeg

Gustaw postanowił zaprosić do łódek dodatkowych ludzi, spoza przydzielonych mu oddziałów. Miał wrażenie, że nie pomyślał o czymś ważnym, ale zignorował ostrzeżenie podświadomości i skupił się na zachęcaniu najemników do wsiadania do łódek. Gdy wspomniał, że można sobie zasłużyć u Brocka znalazło się nawet więcej ochotników niż było miejsc. Oprócz "jego" dwunastki dołączyć zgodziły się dwie drużyny, łącznie siedemnastu ludzi. Już po chwili dwudziestka ludzi (w tym Gustaw i jego dwunastka) znalazło się w łodziach.


Miasto i okolice

Wszyscy też usłyszeli dźwięki trąbki dobiegające z okolic barykady przed mostem. Barykada prosiła o wsparcie.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 05-06-2018 o 23:04.
hen_cerbin jest offline  
Stary 07-06-2018, 13:16   #666
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Wróg miał dwukrotną przewagę, był lepiej wyposażony, dowodzony i zdyscyplinowany. Efekt zaskoczenia zaraz minię, a jego ludzie nie mają szans dotrzymać pola w tak nierównej walce. Cholerna akolitka nie dała mu żołnierzy, Ci może dotrwaliby do nadejścia odsieczy. Mag zrozumiał, że jego wcześniejszy plan (wycofania części sił do garnizonu, oraz spowalniania i kąsania wroga na ulicy jest mało realny). Loftus miał nogi z waty, a co dopiero Ci chłopi. Ritter wątpił, żeby ludzie Sala utrzymali spójność oddziału w ciemnościach, przy ciągłym poczuciu zagrożenia i konieczności szybkiego przemieszczania się uliczkami. Jeden, czy dwóch ochotników oberwie i reszta pójdzie w rozsypkę. Wnet rozległ się dźwięk rogu, wróg nie wiedział co on oznacza, dlatego też Loftus postanowił zrobić coś niezmiernie głupiego, brawurowego i szalonego. Ciemność, zaskoczenie, plotki z walk nad rzeką, stereotypy dotyczące magów i wcześniejsze likwidowanie dowódców oddziałów wroga może razem zadziałają na korzyść maga. Inaczej najpewniej zginie w bardzo głupi sposób.
Mag ponownie sięgnął po otaczające go wiatry magii.
- Procidat deceptionem audiunt canetis. – Nagły huk, jakby wystrzał z działa rozległ się od strony garnizonu.
Sygnalista wrócił, był lekko zdyszany, a Loftus przytrzymał go gestem ręki.
- Czekać! – krzyknął najpewniej jak potrafił i zrobił krok do przodu odkrywając swoją pozycję przed wrogiem.
- Rzućcie broń! jesteście okrążeni! sabotażyści zostali pochwyceni! – Mag w sumie nie kłamał nawet nie kłamał i chyba tylko dlatego mówił z taką powagą i pewnością w głosie. Trzymał jedną rękę wzniesioną do góry, jakby jej opuszczenia miało dać znak do oddania salwy.
- Natychmiast, albo Was wyrżniemy! – Loftus starał się zachować kamienną twarz i pewność w głosie. Miał wrażenie, że serce zaraz wyrwie się z jego klatki. Graniczni chyba się zawahali, mag naciskał więc dalej.
- Pierwsza, druga dziesiątka rozbroić ich! Jeńcom nie robić krzywdy! Trzecia, czwarta czekać! – Mag liczył, że ludzie Sala podchwycą temat. Pewnie i sprawnie podskoczą do wroga, nim ten się zorientuje, że rozbrajają ich chłopi, a nie regularni żołnierze z Regimentu Armii Wissenlandu.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 08-06-2018, 09:23   #667
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Rozpoczął się desant w przystani, a akolitka, podobno dowódca obrony miała do dyspozycji 7 łuczników. Może zaplanuje okrążenie tej setki, która wyjdzie z wody?

- Pierdolony imperialny burdel - mamrotała pod nosem, tak jednak jak wcześniej wydawało jej się, że od drugiej strony rzeki atak nadejść nie powinien, tak teraz szybko zaczęła notować, że coś jest nie tak. Było ciemno, ale ruch na brzegu był na prawdę niewielki. Ledwo doliczała się dziesięciu kształtów. Do tego pierwsza salwa zdawała się uszczuplić i te niewielkie zasoby atakujących.

Zaczęła intensywnie dodawać fakty. Gustaw po drugiej stronie z jakimiś nowymi oddziałami. Brock, który miał pomóc. Cokolwiek działo się na brzegu, był to raczej jakiś gest rozpaczy, a nie zorganizowana akcja. Liczebność zdawała się to potwierdzać... miała sprawny umysł, łaskę Najwspanialszej, cudowny rapier... nie miała tylko czasu. Musiała wracać do portu!

Mruknęła do łuczników, że mają strzelać póki wrogowie nie rzucą broni, a sama oddaliła się od nich nieco, żeby zmylić przeciwników i skoncentrować ich uwagę na sobie.

- Poddajcie się! - ryknęła wreszcie - Idioci! Jesteście otoczeni, a za waszymi plecami nadpływają nasze posiłki. To koniec. Każę was powystrzelać jak kaczki, jak zaraz nie rzucicie broni. Każdy kto natychmiast rzuci broń i podniesie ręce zostanie oszczędzony. Łaska Myrmidii wam to gwarantuje!

Jeśli zaczną składać broń chciała ich trybie pilnym przegonić w szyku do portu i tam oddać pod straż. Jeśli kolejna salwa łuczników i dobre słowo nie pomogą, gotowała się do ataku.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 10-06-2018, 00:37   #668
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Ulfie! Nie! - z gardła Kowala Run wyrwał się okrzyk trwogi.

W akcie wielkiego bohaterstwa sierżant krasnoludów wydobył z płomieni jednego z ciężko poparzonych krasnoludów, który sam nie był już w stanie się ruszać. Zaraz potem Ulf Wojenna Pieśń skonał od własnych ran. Jego broda spaliła się, skórę pokryły rumieńce i czarna zwęglona tkanka. Z rozwartych w ostatnim tchnieniu ust niczym uchodząca dusza wydobył się dym z poparzonych płuc. Galeb sam zdołał w tym czasie wytargać Detlefa, który nie oparł się przeklętym płomieniom.

Zapanował chaos. Wrogi czarownik wziął sobie na cel krasnoludy, biorąc je za największe zagrożenie dla całego szturmu na południowy odcinek muru. Galeb przypadł do Ulfa i odciągnął go od płomieni, aby jego ciało nie zostało do reszty strawione przez ogień.

- Zabrać rannych!

- Uzbad Zharr! Władca Ognia! Tam!

- Ognia!

Krasnoludy szybko spróbowały wywrzeć swoją zemstę, jednak czy to ogień odkształcił cięciwy, czy mieli po prostu pecha - nikt z krasnoludów nie zdołał trafić człowieka, który przez moment pojawił się w lufcie.

Zabrano część rannych, ale noszowych było zbyt mało. Nim Detlef i Galeb zdołali opanować bałagan wśród krasnoludów piromanta zadziałał znów rozpościerając kolejną ognistą kurtynę na murze. Słyszał wydawane przez Detlefa rozkazy pośród huku płomieni.

Nie.

Nie pozwoli, aby to wszystko się tak skończyło.

- Krasnoludy! Brać rannych i do baszty! - ryknął, a sam pognał w przeciwnym kierunku.

Ogień palił. Skórzane ochraniacze i rękawice wysuszone na wiór zaczęły pękać i czernieć. Lakier na napierśniku łuszczył się gotując lub odpadając. Stal rozgrzała się parząc przez warstwę grubego ubrania. Dym i żar nieznośnie drażniły oczy i nozdrza.

To się tak nie skończy.

***

Zmaterializowana przez granicznego piromantę ognista niespodzianka zadziałała doskonale. Obrońcy może i ubili z kusz dwie drużyny łuczników, ale najpoważniejszy argument w obronie - ciężka piechota krasnoludów szła w rozsypkę w obliczu magii z którą nie mieli jak walczyć. Ściana ognia zablokowała całkowicie pancernych obrońców, zmusiła ich do wycofania i zasnuła spory odcinek dymem. Wyglądało na to, że gdy tylko zdoła się poruszyć i dobić do muru, reszta szturmu pójdzie jak z płatka.

Jednak pośród kłębów dymu i ognia w kierunku środka muru przemieszczał się jakiś kształt. Obserwujący przez wizjery żołnierze nie mogli się dopatrzeć co się dzieje. Mag bardziej obeznany w tej kwestii miał pewność, że po prostu w ogniu ktoś się zgubił... Dym znów zasnuł obraz, aby po chwili wypluć z siebie krępą postać.

Krasnolud wyglądał upiornie. Jego pancerz cały pokryty sadzą, zczerniały od ognia, wypuszczał spod blach dym z nadpalonego odzienia dodatkowo go odrealniając. W dłoniach ściskał jakieś liny czy inne połacie materiału które nadal płonęły. Upiór dostrzegając stojącą zaledwie kilka metrów od muru wieżę oblężniczą.

- Urbagor!! - rykiem wezwał imię ognistego Boga Przodka wypuszczając spod maski hełmu kłąb dymu.

Zaraz potem obrócił się w miejscu i z gwałtownym wymachem rzucił w kierunku machiny płonące sieci.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 10-06-2018 o 01:10.
Stalowy jest offline  
Stary 11-06-2018, 21:36   #669
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
W ciemnicy zaległa na krótką chwilę cisza. Waldemar syknął pod nosem.
- Co w tych karłach jest takiego, że wszyscy próbują je niańczyć i hołubić? Zresztą, nieważne. Pewnie i tak nie ujdą z życiem. Gdzie mam podążyć, komendancie? Zabrać jedynie tego tam, Olega? - Zapytał cyrulik stojąc przed dowódcą. Rozejrzał się też wokół siebie jakby czegoś szukał w pokrytych mrokiem kątach.

- Tam gdzie wam pokaże ten chłopiec - powtórzył zniecierpliwiony Komendant - Nie zgrywajcie debila. Strażnik tymczasem otworzył drzwi celi Olega.

- Ani myślę - burknął Waldemar i wszedł do celi by docucić leżącego w niej ochotnika. Oleg zaczął coś mamrotać za co został uszczypnięty boleśnie w ucho.
- Idziemy, krasnoludy górą! Wyłaź - zakrzyknął cyrulik i pociągnął obdartusa za drzwi w kierunku wyjścia.
Mijając komendanta puścił Olega pod nogi oficera i dobył cudzej broni. A w każdym razie spróbował. Wynik tego działania przeszedł wszelkie wyobrażenia. Zręczne dłonie cyrulika złapały pochwę i rękojeść miecza Komendanta zanim zdążył on zareagować, ale broń zacięła się w pochwie i za nic nie dała się wyjąć. Atak na wyższego stopniem był tak zaskakujący, że Komendant, choć odruchowo dobył sztyletu to tylko odepchnął Waldemara, a pałka Weterana minęła jego głowę o dobre pół metra.

Jeśli ktoś próbował kiedyś zamknąć w klatce dzikie zwierzę, choćby takiego na przykład lisa, to wie, że nawet w beznadziejnej sytuacji spróbuje z niej uciec. Będzie kąsał i rzucał się aż w końcu ucieknie, albo dostanie łopatą w łeb. Kiedy Oleg gruchnął o podłogę, a w piwnicy podniosła się wrzawa dostrzegł swoją szansę. Zupełnie jakby roztargniony farmer nie domkną skobelka klatki. Gwałtowny skurcz mięśni i haust zimnego powietrza zerwały go z ziemi nieskoordynowany ruchami. Znajomy strach wypełniał jego ciało i kazał uciekać gdziekolwiek, byle wyrwać się z zamknięcia. Niewiele brakowało by wydostać się z lochów i zniknąć gdzieś w miejskich odmętach. Niestety strach w głowie włóczęgi krzyczał zbyt cicho, a z mrocznych zakamarków niespokojnego umysłu wyłaniał się inny głos. Mocny, warczący i nie znoszący sprzeciwu. Gniew i złość. Dziś były głośniejsze nawet od naturalnego instynktu. Wzrok Olega skierował się z wyjścia na jasny podskakujący płomień oświetlający pomieszczenie i zamiast rzucić się do ucieczki doskoczył do ściany, przy której wisiała latarnia odbijając się od niej boleśnie. Nie tracąc czasu na przemyślenia sięgnął po nią zagryzając wściekle zęby rozpędził ją wysokim, szerokim łukiem z zamiarem rozbicie jej na głowie komendanta. Ten lis był chory i agresywny.
Cyrulik nie był otwarcie agresywny ale świst pałki wziął za brak sympatii. Zachował się więc, stosownie do sytuacji, równie nieelegancko. Weteranowi kopniak w jedyną nogę powinien był odebrać argumenty.*
Lampa z głośnym trzaskiem rozbiła się na głowie Komendanta. Nie licząc drobnych skaleczeń i oliwy spływającej po twarzy nie odniósł żadnych obrażeń. Za to w piwnicy zrobiło się nagle ciemno. Kopniak Waldemara, nieszkolonego do walki wręcz okazał się niecelny.
Dowódca spróbował oddać ciosy, ale widać był jeszcze oszołomiony bo żaden z nich nie okazał się skuteczny. Za to Strażnik-Weteran zamachnął się ponownie i niemal trafił Waldemara w głowę, ale ten jakimś cudem dostrzegł spadającą pałkę i odsunął się z linii ciosu. A dzieciak-posłaniec rozdarł japę:
- Pomocy! Mordują Pana Komendanta!

Cyrulik złapał mocno szatę Olega.
- Won! - Krzyknął i bark w bark ruszyli ku świetle otwartych drzwi.
Frietz syknął tylko z niezadowoleniem i popędził w kierunku drzwi, których pilnował cherlawy małolat. Oleg chwycił go za nogawkę nie chcąc nadziać się przypadkiem na trzymany przez niego sztylet i rzucił go za siebie. Włóczykij planował wyskoczyć na zewnątrz i zamknąć za sobą drzwi wprost na mordę pościgu.
` cholera, a może dać im urwany ogon na odczepne. ` przemknęła mu myśl. Jakby trafił tego cyrulika to musieliby się nim zająć.
` Nie. Mamka by mnie za to zjebała ` szczęśliwie się w porę rozmyślił.

Staranowanie Komendanta udało się połowicznie - uderzenie barkiem odsunęło go z drogi ale nie upadł. Oleg nie wsparł bowiem tej akcji, wyrwał się Waldkowi i pobiegł sam od razu w kierunku drzwi. Jedynie niesamowitemu szczęściu i szybkości zawdzięczał, że nikt go nie trafił. Tam złapał chłopca za nogawkę, a sztylet chłopca rozciął mu czoło. Nie zatrzymało to jednak włóczykija, który wciągnął go do środka i zamknął drzwi gdy tylko obaj przez nie przeszli. Nie miał jednak klucza do nich.
Znaleźli się w korytarzu piwnicy. Było tu kilka zamkniętych drzwi prowadzących do komórek z zapasami a na wprost nich - wyczekiwane przez Olega schody. A na nich - drugi z Weteranów oraz tłoczący się za jego plecami gówniarze, starcy i inni ze służb pomocniczych.
- Podobno jest mnóstwo rannych - zaczął Waldemar badając reakcje. - A tamci dwaj głupcy są cali, choć nie chcieli mnie wypuścić.
Oleg zrobił krok w tył. Wiedział, że nie zdoła się przebić na zewnątrz. Znów zaczął nerwowo zaciskać napięte dłonie i rozglądać się po korytarzu. Jeśli ktoś rzuci się do ataku to wolałby spalić całą tę budę razem ze sobą, niż znów dać się zamknąć, a któraś latarnia w końcu się zajmie.
Weteran na schodach nie dał się przekonać Waldemarowi. Pozwolenie medykowi na leczenie to jedno, ale atak na przełożonego to co innego. Zwłaszcza, że kaleki żołnierz wiele lat służył pod nim, a zaatakował go jakiś przybłęda.
Oleg zrobił krok w tył i oparł się o ścianę. Jakimś cudownym zbiegiem okoliczności znalazł w pobliżu kolejną latarnię, ale murowana piwnica nie wydawałą się szczególnie łatwopalna.
Obaj uciekinierzy zapomnieli też lub zignorowali Komendanta i Strażnika, którzy byli oddzieleni od nich tylko drzwiami. Gdyby się któryś choć o nie zaparł, być może sprawy potoczyłyby się inaczej. A tak, popchnięty nimi Waldemar stracił na chwilę równowagę, a “w progu” za ich plecami pojawił się naprawdę wkurzony Komendant z mieczem w dłoni.
Spłoszony włóczykij dopadł do najbliższych drzwi z zamiarem skrycia się wewnątrz pomieszczenia. Może w środku znajdzie coś łatwopalnego, co odstraszy pościg.
Dwie strzały skrzesały iskry na cegłach, ale żadna z nich nie uderzyła bliżej niż metr od włóczykija. Za drzwiami było dość ciemno, nieco światła dawało tylko okienko pod sufitem. Przy odrobinie szczęścia sprawny człowiek mógłby się przez nie przecisnąć, gdyby tylko nie blokowały go kraty.
Waldemar także ruszył, ignorując Komendanta za plecami. Ten nie zastanawiając się uderzył mieczem. Cięcie boleśnie rozdarło plecy cyrulika, ale zdołał dotrzeć on do drzwi. Rozeźlony Komendant zaszarżował szaleńczo za nim i dopadł go w drzwiach. Miecz uderzył w lewą rękę przecinając mięśnie i powodując silny ból. Przez jakiś czas do niczego się ona cyrulikowi nie przyda. Weterani Komendanta zbliżali się wolniej ale nieubłaganie. Ten ze schodów posłał tych z łukami na zewnątrz by szyli przez okienko.
- Pierdolę, mam dość. Wygrałeś - ryknął Waldemar w twarz Komendantowi w wyrazie bólu i rozpaczy.
- Siedź sobie dalej pod miotłą swoich karlich przyjaciół. Zabij, zakatuj, sprzedaj do taniej knajpy. Mam to gdzieś. Wszystko robiłem, żeby pomóc w obronie tego miejsca.
- Jeszcze pomożesz -
odpowiedział Komendant z płonącym spojrzeniem i wymierzonym w cyrulika ostrzem. Próba przekonania Komendanta nie powiodła się, choć zabrakło mało. Bardzo mało. Tak mało, że w sumie nabrał wątpliwości, czy bycie zasieczonym na miejscu jest przeznaczeniem cyrulika. Zdecydował, że jednak nie.
- Kajdany i niech idzie na górę, niech go opatrzą - zadecydował.
Ta gadanina dała jednak czas Olegowi. Dużo czasu. Potrzebował go - Komendant nadal miał we włosach oliwę zmieszaną z krwią i o ile cyrulik mógł być przydatny, o tyle braku jednego pijanicy nikt nawet nie zauważy.
 
Avitto jest offline  
Stary 11-06-2018, 22:31   #670
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Mur "północny":

Bert trzymał "świeżaków", a oni trzymali jedną z flanek. Ale ledwo. Nie mieli ani uzbrojenia, ani wyszkolenia, ani pancerzy mogących wytrzymać uderzenie wroga. Z drugiej strony bronili się żołnierze Czwartej i tym szło nieco lepiej. Bert słusznie zauważył, że przeciwko opancerzonym celom sprawdzą się kusze, a przeciwko strzelcom łuki i przeciwnik ponosił straty. Niestety, mógł sobie na nie pozwolić, bo z wieży wychodzili wciąż nowi ludzie i poszerzali przyczółek.


Brama

Taran dotarł do bramy. Na dachu płonęła oliwa, ale nikomu w niczym to nie przeszkadzało. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu na pierwsze uderzenia. Ale te nie nastąpiły. Diuk wziął ostatnie flasze z oliwą, jedną wziął sam, a dwie rozdał najlepszym miotaczom w zespole. Rozkaz wydawał się prosty - zapalić i rzucić je pod nogi obsłudze tarana. Ale tylko wydawał. Taran stał już przy bramie, nie było jak dostać się od przodu, od góry obsługę chronił dach, a trafienie w którąś ze szczelin po bokach wymagałoby małego cudu. Karl haniebnie spudłował, nie trafił nawet w taran. Kolejny miotacz trafił, ale oliwa rozlała się na dachu. I gdy wydawało się, że nic z tego nie będzie, trzeci pojemnik trafił idealnie i rozprysnął się wewnątrz celu.
Reakcja wrogów była dziwna i niezrozumiała. Cała obsługa tarana zaczęła nagle uciekać, jakby się paliło. Niby się paliło, ale tak paniczna reakcja była podejrzana.


Mur "południowy" i Baszta


Ludzcy strzelcy Waltera zmasakrowali resztkę łuczników wroga, która już od jakiegoś czasu nawet nie była w stanie skutecznie osłaniać wieży, a sam Walter czekał i czekał, aż ostatecznie postarał się udzielić pierwszej pomocy najbardziej rannym.

Wrogi piromanta po raz kolejny użył czaru płomienistej zasłony i tym razem osiągnął wystarczający poziom mocy. Gdy w jednym miejscu gasła pierwsza, druga rozpostarła się tam gdzie było najgęściej, parząc część po raz kolejny, innych po raz pierwszy, ale wielu z nich dotkliwie. Ubrania zaczynały się tlić a cięciwy pękały. A obrońcy zaczynali umierać...

Detlef zobaczywszy kolejną rozpościerającą się płomienistą zasłonę był pewien że to jego koniec. Ale śmierć nie była mu przeznaczona. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Jęzory ognia przesunęły się nad nim nie czyniąc mu krzywdy, a on nie marnował czasu na zastanawianie się jakim cudem nadal żyje, tylko pobiegł na Basztę. Reszcie rozkazał utrzymać pozycje. Mimo że stali w ogniu, jego ludzie usłuchali.
Jego bieg nie był ucieczką. Pamiętał, że tam zostały dziwne kule Glorma. Wolał zaryzykować i użyć ich nie wiedząc jak niż nie ryzykować i wytracić resztę krasnoludów. Nie musiał jednak używać ich bez instrukcji. Wezwany wcześniej Glorm czekał już na niego na Baszcie i tłumaczył coś Ferretowi
- Nie musi być celny. Byle w dwudziestu jardach się zmieścić. A przy szczęściu i z trzydziestu. To do burzenia murów...

Galeb odesłał swoją część obrońców na Basztę ale sam postanowił zostać. Zacisnął zęby. Nie mógł pozwolić by tak pieczołowicie przygotowany plan poszedł na marne. Mimo dymu i ognia zauważył na krawędzi obszaru dotkniętego ogniem sieci i liny, które nadal nadawały się do użytku. Gdyby miał pomoc zapewne poszłoby lepiej, ale i tak silny wymach zarzucił je na wieżę. Trafiły w okolice klapy, o kolejne chwile opóźniając desant wrogów.


Port i Przystań

Braki w zdolnościach i umiejętnościach Leonora przykryła celnymi argumentami (i strzałami jej ludzi). Sześciu zdrowych i trzech rannych wrogów poddało się. Gdy jej ludzie wiązali jeńców, sama akolitka pobiegła do portu, gdzie zauważyła dwudziestu wyładowujących się z barek żołnierzy wroga. Dalszych kilku taplało się w wodzie obok tonącej barki.


M1

Loftus postanowił wykorzystać zamieszanie w szeregach wroga i zastraszyć ich na tyle by się poddali. Nigdy nikogo nie zastraszał i niezbyt to potrafił, nie miał też szkolonego głosu by przemawiać do tak licznej grupy, ale przeznaczenie miało swoje plany i wspomogło go w tym dziele.
Wrogowie zaczęli rzucać broń, na początku pojedynczy, później grupkami...


Barykada

Gustaw wylądował. Razem z nim wylądowało dwunastu jego żołnierzy pożyczonych od Brocka i ośmiu dodatkowych, zachęconych do popłynięcia.
Sal spodziewał się ich i od razu zakomunikował, że atakowany jest będący po sąsiedzku Loftus. Zaraz później dotarł posłaniec od Leo, która poprosiła o wsparcie w porcie.


Garnizon (i okolice)

Waldemar został wyprowadzony na zewnątrz. Ledwo trzymał się na nogach. Co też było mu przeznaczone? Skuty i pokrwawiony stał się z miejsca ośrodkiem zainteresowania.


Ale nie jedynym. Z jednego z piwnicznych świetlików zaczęły wydobywać się kłęby gęstego dymu. Niektórym wydawał się też, że jakieś zwierzę wyskoczyło ze środka, inni gadali, że to nagi człek, ale ktokolwiek czy cokolwiek to było, zniknęło. Za to dym nie. Właściwie to było go coraz więcej...

I był widoczny. Nie tylko w garnizonie. Desperacko broniący się ludzie Berta musieli stawić czoło nie tylko wrogom, przekonanym, że zwycięstwo jest o krok, ale i poczuciu nieuchronnej porażki, skoro padł już nawet garnizon, a Loftus i jego dwie dziesiątki, które zdążyły rozbroić mniej więcej połowę wrogów zorientowali się, że reszta przeciwników widząc nad garnizonem dym podświetlany przez płomienie zaczyna podnosić broń i szykować się do ataku.

 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172