Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2018, 23:49   #94
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Noc Ostrzy

Gospoda ,,pod Rogatym Łbem”, Khazid Grentaz
15 Vorgeheim, 2529 K.I.
Północ

Wizyta u cyrulika okazała się być nadzwyczaj owocnym spotkaniem, choć nie takim, jakiego się z początku awanturnicy spodziewali. Strudzeni wędrowcy nie tylko opatrzyli swoje rany i zakupili lekarstwa u ekscentrycznego aptekarza, lecz także poznali przyszłego towarzysza podróży, który zaoferował poszukiwaczom przygód swój szeroki wachlarz umiejętności w zamian za pomoc w wydostaniu się z Khazid Grentaz, na co wszyscy ochoczo przystali ku wyraźnej satysfakcji niziołka.

Pobyt w chacie aptekarza przedłużył się znacząco; nie z powodu ilości pacjentów, którymi Ludo musiał się w trybie natychmiastowym zająć jeśli miał zamiar wieczorem opuścić areszt, choć z całą pewnością nie była to mała liczba, lecz głównym powodem dłuższej kuracji były poważne obrażenia, które niektórzy z awanturników otrzymali podczas podróży, o czym też niezbyt chętnie wspominali. Niziołek był jednak na tyle ciekawski, że postarał się wycisnąć z nich wszystkie interesujące go informacje, a czynił to całkiem umiejętnie, albowiem każdego pacjenta pytał o coś zupełnie innego i w konsekwencji zdołał ułożyć sobie w głowie pełen obraz panującej w drużynie sytuacji oraz przygód, które dotychczas przeżyli. Awanturnicy planowali odeskortować szlachcica Karla Lehmana do posiadanego przez jego rodzinę majątku nieopodal wsi Scharmbeck, a później, co też z kolei nie tak bardzo odpowiadało niziołkowi, wrócić do Khazid Grentaz i być może zająć się problemem pewnego straszydła w lokalnej kopalni. Ludo nasłuchał się zdecydowanie zbyt wielu historii o znikających bez śladu górnikach w trzewiach ziemi, żeby go tam teraz ciągnęło, a na dodatek już wcześniej grożono mu, że wrzucą go do tej nie-tak-do-końca opuszczonej kopalni i zostawią tam na całą noc, choć na szczęście dla niego, niezadowolone z jego usług krasnoludy na groźbach poprzestały. Jedyną zachętą dla tego przedsięwzięcia była sporych rozmiarów nagroda, którą oferował than oraz lokalny cech górniczy, ale mimo to niziołek nie widział tam za bardzo miejsca dla siebie...
To robota dla kopiących w ziemi krasnali, pomyślał krytycznie, kiedy słuchał opatrywanego Dietricha, powoli zaczynając powątpiewać w podjętą przez siebie decyzję włączenia się w ich szeregi. Z każdym kolejnym pacjentem robiło się jednak ciekawiej, a im dalej odbiegano wizjami w przyszłość, tym bardziej mu się ich plany podobały. Najdłużej musiał pracować nad ranną ręką Leliany, której strzała złamała kość promieniową i teraz trzeba było ją nastawić, aby ta mogła się zdrowo zrosnąć. To właśnie od niej dowiedział się najwięcej, bowiem pomiędzy krzykami i łzami bólu, kobieta zaczęła opowiadać o snutych przez awanturników planach, aby choć na chwilę zapomnieć o agonii, która towarzyszyła operacji ręki bez porządnego znieczulenia.
Dwa miesiące wcześniej opuścili Nuln z zamiarem dotarcia do Karak Hirn. Od samego początku nie planowali tam długo gościć, bowiem nawet najbardziej przyjaźnie nastawione krasnoludy nie są zbyt dobrymi gospodarzami wobec przedstawicieli innych ras, dlatego ich głównym celem niezmiennie pozostawały Księstwa Graniczne. O tym miejscu Ludo słyszał wiele opowieści, lecz nigdy dotąd nie miał okazji zobaczyć je na własne oczy, choć obecnie nie znajdowali się tak daleko od tych ziem, aby miało to być jakimś niemożliwym do zrealizowania marzeniem. Mimo to wysokie szczyty Gór Czarnych, które każdego dnia obserwował z okna swojego tymczasowego aresztu, wydawały się małemu niziołkowi niczym niemożliwa do pokonania bariera - kamienna ściana, za którą rozpościera się zupełnie inny, bardziej egzotyczny, ale również nieprzyjazny świat. Tak jak go to napawało lękiem, tak sama wizja tajemniczych i niezbadanych Księstw Granicznych pobudzała wyobraźnię oraz apetyt na przygody, nawet u kogoś tak bardzo przyzwyczajonego do wygód jak Ludo.


Kiedy nastał wieczór i ostatni z pacjentów opuścił progi jego tymczasowego aresztu, niziołek mógł po raz pierwszy od wielu dni zostawić daleko w tyle chatę aptekarza, spakować swój plecak i udać się na ustalone z awanturnikami miejsce. Był już wolny, choć intuicyjnie czuł, że każdy jego krok bacznie obserwuje jakiś strażnik, ukryty na murach z naładowaną kuszą w dłoni, a przynajmniej tak mu podpowiadała wyobraźnia. Wiedział, że nigdy nie będzie już tu mile widziany, dlatego do gospody ,,pod Rogatym Łbem”, której właścicielem nie przypadkiem był piwowar i prywatnie wielki koneser wysokoprocentowych trunków, Ludo przybył żwawym krokiem, myślami odbiegając do chwili, w której będzie mógł wreszcie opuścić tę przeklętą osadę.
Karczmarz Dulben okazał się być nadzwyczaj przyjaznym gospodarzem, choć sprawiał wrażenie bardziej skupionego na częstowaniu przybyszy własnymi wyrobami alkoholowymi i opowiadaniu o nich, aniżeli spełnianiu jakichkolwiek innych ich potrzeb. Mimo tego dość samolubnego nastawienia właściciela przybytku, awanturnicy zaraz po wejściu otrzymali klucze do dobrze utrzymanych pokojów, z których każde mieściło po trzy pojedyncze łóżka. Członkowie drużyny podzielili się pomiędzy trzy różne sypialnie, zostawiając w nich swoje rzeczy, następnie zeszli na dół, aby kontynuować picie i ucztowanie do późnego wieczora.
Atmosfera ku temu sprzyjała, albowiem tego dnia w karczmie nie było zbyt wielu gości. Poza kilkoma pijanymi górnikami, którzy przepijali właśnie ostatnie, ciężko zarobione pieniądze, w sporych rozmiarów sali głównej, zastawionej dębowymi stołami i niskimi zydlami, był jeszcze pewien potężnie zbudowany, rudobrody krasnolud, który w skupieniu przyglądał się awanturnikom znad swojego zacienionego stolika, mieszczącego się w rogu pomieszczenia. Nie było w jego zachowaniu nic nieprzyjaznego, ale każdy z przybyszy czuł na sobie ciężkie, badawcze spojrzenie nieznajomego, który w samotności żłopał piwo i od czasu do czasu zaciągał się tytoniem z ręcznie wystruganej fajki, przez cały ten czas ani razu nie odzywając się do nich, czy kogokolwiek innego. Po kilku kuflach złocistego napoju od karczmarza, nikomu już jego obecność nie przeszkadzała i mimowolnie wszyscy zdążyli o nim zapomnieć, szczególnie kiedy przyszła pora udać się do swoich łóżek. Pożegnali się wtedy z rubasznym karczmarzem, zachwalając sobie jego piwo, po czym trochę chwiejnym krokiem udali się na spoczynek. Nawet Lilou, która z początku opierała się próbom skosztowania miejscowego alkoholu, podążała na górę lekko wstawiona, a wszystko to za namową Hansa, któremu wyjątkowo zasmakowało piwo Dulbena i chciał się podzielić swoim odkryciem z towarzyszką podróży. Najbardziej pijanym był jednak Durak, który po skosztowaniu szlachetnego trunku, pokusił się o porównanie go do wyrobów Jozefa Bugmana i jego Krasnoludzkiej Kompanii Piwowarskiej, co szczególnie schlebiało karczmarzowi. Kilka kufli później musiał z drobną pomocą Dai wdrapywać się po schodach do swojego pokoju, ale i temu wyzwaniu sprostał...


Nad Starym Światem zapadła pochmurna noc, której gęste ciemności objęły całunem cały region Gór Czarnych, a w tym pewną niewielką, górniczą osadę, która spoczywała u zbocza szczytu Carag Grentaz, wtulona pomiędzy dwa, napierające na siebie, masywy górskie. Pomimo, że Mannslieb świecił w pełni, niewiele z jego tak bardzo pożądanego światła zdołało przebić się przez grubą warstwę chmur burzowych, które o tej porze roku były częstym widokiem w regionie. Paradoksalnie były one też jedynym źródłem światła, bowiem pojawiające się co jakiś czas odległe błyski na horyzoncie, na ułamek sekundy przeganiały panujące wokół ciemności. Dla grupy okrytych czarnymi jak otaczająca ich noc płaszczami skrytobójców, było to idealny moment, aby zaatakować i ostatecznie dopaść ściganą tygodniami ofiarę, której wydawało się, że znalazła bezpieczne schronienie za murami krasnoludzkiej fortecy i przez to stała się mniej czujna.
Z pomocą umieszczonego na końcu liny haka przedostali się niezauważeni przez fortyfikacje, po drodze mijając kilka patroli, które okazały się być niewystarczająco czujne, aby ich w porę wykryć. Przekradając się od drzwi do drzwi, z uliczki na uliczkę, udało im się dostać do górnej części miasta, gdzie według dostarczonych od szpiegów informacji, znajdować miała się ich ofiara w otoczeniu wynajętych ochroniarzy. Zaczekali aż wszyscy bywalcy gospody ,,pod Rogatym Łbem”, udadzą się do swoich łóżek, następnie wdrapali się na pierwsze piętro za pomocą sprzętu wspinaczkowego i przez okno prześlizgnęli się na główny korytarz, do którego prowadziły drzwi wszystkich sąsiadujących sypialni. Ich informator nie zdradził, w której z nich znajdował się Karl, ale na cztery pokoje, trzy z nich zajęte były przez szlachcica i jego ochroniarzy, więc nawet w przypadku początkowej pomyłki, szybko zdołają trafić na ten właściwy i naprawić swój błąd…

Lilou, która tej nocy miała problemy z zaśnięciem, wsłuchiwała się w tupot kotłujących się na korytarzu stóp. Usłyszała wypowiadane szeptem jakieś słowa, ale nic z tego nie zrozumiała. Prawdę mówiąc nie przykładała do tego zbyt wielkiej uwagi, bowiem po długiej wędrówce i równie ciężkiej walce ze snem, pragnęła już tylko zasnąć. Na chwilę zamknęła oczy, przywołując w myślach jakieś przyjemne wspomnienia, kiedy niespodziewanie nocną ciszę rozdarł głośny krzyk, niewątpliwie należący do słodkiej, małej Dai i ułamek sekundy po nim odezwał się kolejny, tym razem zdecydowanie męski i bardziej pijański okrzyk Duraka, lecz brzmiał on twardo, groźnie i nadzwyczaj bojowo, bowiem wypowiedziany został w języku krasnoludów, którym ta prastara rasa rzadko posługuje się w obecności cudzoziemców, a już na pewno nie bez powodu.
- Khaaazul Khazaaa! - Ryknął na całe gardło Durak, a chwilę później coś grzmotnęło z impetem o sąsiednią ścianę, tak iż z mebli pospadały co bardziej niestabilne przedmioty. Ten wywołany przez krasnoluda hałas niemalże natychmiast poderwał na równe nogi wszystkich awanturników, których nie zdołały zaalarmować głośne krzyki. W rezultacie wybiegli chwiejnym krokiem na korytarz tak, jak byli odziani w chwili snu; w ręku dzierżąc jedynie pośpiesznie złapany w drodze do wyjścia oręż.

Naprzeciw siebie bohaterowie ujrzeli grupę skrytych pod kapturami postaci, niewątpliwie ludzkich. Skrytobójcy trzymali w rękach nasączone trucizną sztylety, lecz na widok uzbrojonych awanturników natychmiast wypuścili je z rąk i sięgnęli po wiszące u boku miecze. Tuż za ich plecami, na podłodze pokoju, w którym wcześniej spali Durak oraz Dairaenn, leżał ranny Karl Lehman, a tuż obok niego prawie półnagi krasnolud mocował się z mężczyzną, który zadał sztyletem - mogłoby się wydawać - śmiertelny cios szlachcicowi.
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline