Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2018, 08:35   #150
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


To że świat oszałał było jasne i wyrażało się to faerią blasków na niebie, walącymi wokół meteorytami i mackami radośnie hasającymi w basenie w domu, gdziekolwiek, z iście żelazną konsekwencją siania mordu.
Nie mogło zatem dziwić, że czysto naturalnie to szaleństwo rzuca się na nich, na ludzi tkwiących w samym środku tego koszmaru.

Komik z dziwnym spokojem skonstatował to patrząc na Kurta zaczynającego grać na gitarze. Był w tym absurdzie jakiś dziwny spokój kotwiczący się w morzu rwetesu i szaleństwa. Gdy Titanic tonął, a tysiące ludzi szaleli, tratowali się, spadali do wody, tonęli, to orkiestra grała do końca. Wyłączając pokłosie filmu Camerona, kogo pamiętano najbardziej z tragicznego rejsu tego olbrzyma? Kapitana, poszczególnych pasażerow? Nie, orkiestrę, która odeszła z hukiem i przytupem grając na tonącym statku.
Kenneth aż pożałował, że padł prąd i kamery nie działały, bo gdyby trwała transmisja z tego obłędu, to jeżeli miałby tu zginąć, Leonard Hottrain miałby naprawdę epickie odejście.

Innym przejawem szaleństwa był krzyk jakiegoś wariata (Kenneth w tym wszystkim nie rozpoznał głosu) głoszący, że najlepszym sposobem na spadający na ich grupę nagły atak, jest darcie ścian w celu rwania kabli i rażenia prądem napastnika, który to (prąd) wszak w kablach nie płynął od kiedy padło zasilanie. To jednak też komikowi wydawało się inicjatywą właściwą i mającą sens. W tak tragicznych, strasznych wydarzeniach najgorsze co mogło się przytrafić człowiekowi, to paraliż i niemożność działania, oraz brak decyzji. W takich chwilach lepsze było noszenie wody durszlakiem niż nie robienie nic.

Myśli te przebiegły przez głowę Kennetha błyskawicznie i uleciały wraz z krzykiem Triple Kaya wołającym Dixie. Ten krzyk choć nie skierowany do niego, podziałał na Griffina stymulująco.
Macki czające się w budynku, być może za załomami ścian, pożar i dym wypełniający dom, walące się sufity i te potwory. Dom marzeń zamienił się w koszmar.
- Na zewnątrz - komik wrzasnął do Phila trzymającego Kelly, Alicji, Triple Kaya kierującego się z powrotem do kuchni i tych co tam zostali. - Na zewnątrz!!! Na otwarty teren, bo tu zginiemy! Do wrót hańby!

Pchnął lekko Phila i Alicję do wyjścia, sam rzucając się dziko w tym kierunku.
Nawet nie patrzył czy za nim biegną. W jego głowie trwała walka jasności myśli z paniką, ale przebijało się tam poczucie iż pozostanie w domu, nawet w grupie, to większe szanse na śmierć niż pozostanie z tym wszystkim samemu, na zewnątrz.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline