|
To że świat oszałał było jasne i wyrażało się to faerią blasków na niebie, walącymi wokół meteorytami i mackami radośnie hasającymi w basenie w domu, gdziekolwiek, z iście żelazną konsekwencją siania mordu.
Nie mogło zatem dziwić, że czysto naturalnie to szaleństwo rzuca się na nich, na ludzi tkwiących w samym środku tego koszmaru.
Komik z dziwnym spokojem skonstatował to patrząc na Kurta zaczynającego grać na gitarze. Był w tym absurdzie jakiś dziwny spokój kotwiczący się w morzu rwetesu i szaleństwa. Gdy Titanic tonął, a tysiące ludzi szaleli, tratowali się, spadali do wody, tonęli, to orkiestra grała do końca. Wyłączając pokłosie filmu Camerona, kogo pamiętano najbardziej z tragicznego rejsu tego olbrzyma? Kapitana, poszczególnych pasażerow? Nie, orkiestrę, która odeszła z hukiem i przytupem grając na tonącym statku.
Kenneth aż pożałował, że padł prąd i kamery nie działały, bo gdyby trwała transmisja z tego obłędu, to jeżeli miałby tu zginąć, Leonard Hottrain miałby naprawdę epickie odejście.
Innym przejawem szaleństwa był krzyk jakiegoś wariata (Kenneth w tym wszystkim nie rozpoznał głosu) głoszący, że najlepszym sposobem na spadający na ich grupę nagły atak, jest darcie ścian w celu rwania kabli i rażenia prądem napastnika, który to (prąd) wszak w kablach nie płynął od kiedy padło zasilanie. To jednak też komikowi wydawało się inicjatywą właściwą i mającą sens. W tak tragicznych, strasznych wydarzeniach najgorsze co mogło się przytrafić człowiekowi, to paraliż i niemożność działania, oraz brak decyzji. W takich chwilach lepsze było noszenie wody durszlakiem niż nie robienie nic.
Myśli te przebiegły przez głowę Kennetha błyskawicznie i uleciały wraz z krzykiem Triple Kaya wołającym Dixie. Ten krzyk choć nie skierowany do niego, podziałał na Griffina stymulująco.
Macki czające się w budynku, być może za załomami ścian, pożar i dym wypełniający dom, walące się sufity i te potwory. Dom marzeń zamienił się w koszmar.
- Na zewnątrz - komik wrzasnął do Phila trzymającego Kelly, Alicji, Triple Kaya kierującego się z powrotem do kuchni i tych co tam zostali. - Na zewnątrz!!! Na otwarty teren, bo tu zginiemy! Do wrót hańby!
Pchnął lekko Phila i Alicję do wyjścia, sam rzucając się dziko w tym kierunku.
Nawet nie patrzył czy za nim biegną. W jego głowie trwała walka jasności myśli z paniką, ale przebijało się tam poczucie iż pozostanie w domu, nawet w grupie, to większe szanse na śmierć niż pozostanie z tym wszystkim samemu, na zewnątrz.
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |