Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2018, 18:59   #42
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kiedy Yastra zgodziła się nie iść do świątyni, Rhyna już nie protestowała dalej – co obaj zbrojni przyjęli z zauważalną ulgą. Najwyraźniej woleli uniknąć walki, kiedy tylko się dało. Grupa potrzebowała chwili na zabranie tej odrobiny posiadanych zapasów, po czym wyruszyła w kierunku tyłu świątyni, by obejść budynek od zachodu i iść dalej na południe, tym samym jak najkrócej być widocznym od strony targu, z którego odgłosy walk wydawały się być teraz odrobinę cichsze.

W tym czasie Kharrick zgodnie z obietnicą poszedł ponownie sprawdzić kaplicę w poszukiwaniu kapłana Noelana. Zakradł się wzdłuż boku budynku aż do frontowej ściany, po czym wyjrzał za róg. Wejście do świątyni także było zrujnowane – wspaniałe zdobienia ścian zdewastowano, duże drzwi z ciemniejszego drewna prawie wyłamano z framug, a stojąca nieopodal stara kamienna kapliczka Zielonej Wiary, która zwróciła jego uwagę kiedy wjeżdżał do miasteczka, teraz przypominała kupkę gruzu. Jednak gorszy widok był tuż obok - zaledwie kilka metrów od siebie Kharrick zobaczył ciało starszego brodatego mężczyzny w kapłańskich szatach. Miał wrażenie że martwe, ale wciąż szeroko otwarte oczy wpatrują się prosto w niego z wyrazem cierpienia i oburzenia, jakby pytał „Jak mogłeś?!”. Noelan, bo to musiał być on, stanowił właśnie główny posiłek dla wychudzonego wilka w kolczastej obroży, z zapamiętaniem wgryzającego się w zapewne ciepłe jeszcze ciało i pochłaniającego wnętrzności wylewające się z szerokiej rany ziejącej na brzuchu starca.

Kharrick zamarł. Jego żołądek ścisnął się grożąc wydobyciem się jego zawartości na zewnątrz. Widział już trupy. W zasadzie widział ich bardzo wiele z wieloma przyczynami zgonu. Raz nawet mógł przyjrzeć się jak szczury tegoż to trupa podgryzały... ale to? To było coś innego. To spojrzenie. Może gdyby byli tu wcześniej... Nie. Teraz to już bez znaczenia. Szybkie spojrzenie za siebie czy reszta grupy go nie dostrzegła. Był bezpieczny. Kto wie co zrozpaczona i pochłonięta żądzą zemsty elfka by zrobiła? Kucnął zagarniając najbliższy kamień z ziemi. Póki co wilczur był zajęty. Póki co.

Kamień poleciał robiąc nieco hałasu. Zwierze podniosło łeb ostrząc uszami. Nie dostrzegło niebezpieczeństwa i wróciło do swojego krwawego posiłku. Kharrick zaklną w duchu. Nie było innego wyjścia. Wyciągnął sztylet w pochwy przy nodze. Głęboki wdech i wydech. Zamach. Brzdęk! Mężczyzna aż się skurczył w ostatniej chwili zasłaniając usta aby nie syknąć. Patrzył szeroko rozwartymi oczyma jak wygłodniała bestia powarkuje i rozgląda się dookoła. Widział, choć było ciemno, jak z tego pyska coś ścieka. Gdyby tylko ten wilczur stał do niego przodem to pewnie by był już martwy.

Uspokajając oddech, najciszej jak się dało, Kharrick uznał, że albo idzie na całość albo stąd ucieka. Wyciągnął sztylet z buta i drugi z lewego rękawa.
~Aaha! Tego się nie spodziewałeś co?~ pomyślał. Wstał z kucek i zważył sztylety w dłoni. No dobra, wóz albo przewóz. Wychylając się całkowicie zza krawędzi Kharrick rzucił jednym, a potem drugim sztyletem. Jego serce zamarło gdy oba ostrza zanurzyły się w owłosionym cielsku hopgoblińskiego zwierzęcia. Jeden wbił się w bok, a drugi w głowię. Zwierz padł obok trupa klechy. Kilka kolejnych uderzeń serca zajęło nasłuchiwanie czy parka ze środka świątyni czegoś nie zauważyła. Cisza, o ile ciszą można nazwać odległe krzyki i regularne tłuczenie.

Kharrick powoli pozbierał swoja broń. Zerkał ciągle w stronę drzwi, lecz wyglądało, że jest bezpiecznie. Wszystko jest w porządku...
~No i co teraz? W zasadzie co ja mam z tobą zrobić?~ zapytał się sam siebie. Zamknął dłonią powieki martwego klechy. Ciekło z niego niemiłosiernie. Jeszcze nie był nawet sztywny.
- Na Desne i wszystkie gwiazdy nieba. - Wziął ciało na ręce. Zaczął iść, tak jak wiele razy już to robił. Obciążony ociekał coraz bardziej krwią. Dotarł do plebanii. Zostawił ciało klechy na łóżku. Przez moment patrzył się tępo. Myśli powoli klarowały się. Wyszedł za budynek zwrócić zawartość żołądka. Miał dość tego miejsca. Trzeba było dogonić resztę. Po drodze może wytrzeć nieco tego obrzydlistwa. Tak aby nie kapało.
 
Asderuki jest offline