Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2018, 19:29   #163
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Jak na profesjonalistkę przystało, kurtyzana na widok “świeżo narodzonego cielęcia” podtrzymującego ścianę, nie wybuchła raptownym śmiechem, nie mrugnęła w nerwowym tiku, ni nawet serce nie zabiło jej szybciej. Za to podeszła do kobiety i wzięła ją opiekuńczo pod ramię i spokojnym głosem, zaczęła tłumaczyć podstawy balansowania na chybotliwych obcasach, pilnując by uczennica zastosowała się do wszystkich zaleceń, po czym bezpiecznie przeprowadziła ją do ławy w karczmie, odpędzając się od ciekawskich gapiów, pofukując jak młoda kotka gotowa wydrapać każdemu oczy, jeśli tylko usłyszy słowa lub dostrzeże gest zniesławiający tropicielkę.

- Jesteś szalona, że nie przyszłaś tu w butach na zmianę… jak ci się udało tak daleko dotrzeć bez wpadnięcia do kanału? - odparła radośnie, machając na barmana za kontuarem. Oczywiście obie kobiety już dawno zostały zauważone. Jedna z powodu swej niespotykanej i ponętnej urody, a druga… z pokuśtikiwania rannego zwierzęcia w krwistoczerwonych pantoflach… sądząc po minie nosicielki - płonących żywym ogniem palącym jej stopy.
- Dzban białego wina rozrobionego na pół z zimną wodą i doprawiony limonkami! - Chaaya głos miała mocny, dźwięczny i… pełen wysublimowanego profesjonalizmu.
- Ślicznie dziś wyglądasz… to mówisz, że nasz krnąbrny rogacz chce się ze mną spotkać? Nie wiesz przypadkiem czego chce? Mam dzisiaj dość napięty grafik, muszę iść do biblioteki trochę poczytać o tutejszych kwiatach i zwierzętach! I smokach… nie tych dużych… a takich malutkich, wyglądających jak modliszki, ach mówię ci, są śliczne i nie mogę przestać o nich myśleć - pytlowała bardka nawijając kosmyk włosów na palec. - W ogóle bardzo chciałam cię przeprosić… znowu się spóźniłam. Jestem beznadziejna we wstawaniu wczesnym rankiem… a Jarvis… hihi Jarvis mi też nie ułatwia wychodzenia z łóżka… - Tu dziewczyna zmarkotniała nagle, rumieniąc się nieznacznie. Spuściła wzrok na krzywo zbitą podłogę i zdawała się być pochłonięta własnymi myślami.
- Nie powiedział czemu chce. Nie zwierza mi się - mruknęła ironicznie łowczyni, opierając się jedną dłonią o ścianę, a drugą dość żywo gestykulując. - A co do tych przeklętych buciorów. Nie mogę ich zakładać po to, by zrobić w nich kilka kroków i zdjąć. Jaki jest sens takiego obuwia? Trzeba chodzić w nich chyba godzinami.
- Co? A tak, tak… to kwestia wprawy… treningu, musisz tylko załapać gdzie w nich masz środek swego ciała i nauczyć się balansować… - odparła Dholianka wracając wzrokiem, lecz nie myślami, do koleżanki. - To nie może być takie trudne… ja podchwyciłam po paru krokach kilka dni temu… cztery bodajże? Widzisz… my na pustyni nie nosimy takich bezsensownych butów, nie da się w takich chodzić po piasku, a w domach jest obowiązek chodzenia boso.
- Ja też nie wiem czemu… noszą takie dziwaczne buty tutaj - burknęła Gamnira, spoglądając na swoje stopy, po czym ciężko westchnęła. - Tooo coo teraz? A odpowiedź dla Axamandera zostaw u karczmarza. Kiedy i gdzie… jeśli chcesz się z nim spotkać.
- Spokojnie… zjemy coś, napijemy się, odpoczniemy i zaczniemy się uczyć… musisz pozwolić stopom odpocząć, bo skurcz ci jaki wlezie i wtedy nic nie zrobimy do końca dnia - stwierdziła tancerka i obejrzała się na mężczyznę za kontuarem, marszcząc w zniecierpliwieniu czoło. - Myślisz, że powinnam podejść i powtórzyć zamówienie, czy usłyszał? Na pewno nas widział… ale coś się ociąga… ta karczma jest w ogóle jakaś taka… dziwna. Byłam tu tylko raz i zaraz stąd wyszłam… - Orzechowooka drgnęła nagle jakby coś sobie uświadomiła i ponownie spojrzała na ciemnowłosą “gigantkę”. - U którego karczmarza? Vittorio? A wiesz, czy chce się spotkać dzisiaj, czy może być jutro?
- Vittorio - potwierdziła jej domysły myśliwa, niespecjalnie wsłuchując się w galop słów i myśli tawaif.
Tymczasem karczmarz pogonił jakąś służkę, by przyniosła zamówienie do dwójki dam.

Smocza Jeźdźczyni przeczesywała spojrzeniem salę, wyraźnie znudzona i zagubiona jednocześnie. Jej drobne paluszki u dłoni, spoczywającej na stole, bębniły niecierpliwie jakąś melodię, a brwi marszczyły się i wygładzały jak podczas zażyłego dialogu.
- Wydajesz się rozkojarzona. Coś się stało? - zapytała biorąca nauki kobiecego zachowania towarzyszka nim zamówiony trunek zdołał się pojawić na ich stoliku.
- Nie wiem… wyglądam? - Zmieszała się po raz drugi Kamala, płacąc z góry i nalewając sobie do kufelka rozwodnionego wina.
- To jaki mamy plan na dzisiaj? - zmieniła szybko temat - Tylko chodzenie? Sądząc po tym, że nie załapałaś sama od razu co i jak… pewnie trochę nam to zajmie - dodała w żaden sposób nie oceniając kompetencji kompanki, lub może nie będąc świadomą, że taka prosta myśl - ot stwierdzenie… może urazić.
- Nie szkodzi, nie szkodzi… wyczaruje sobie podobne buciki do twoich, a nie… zaraz… to tak nie działa. - Skrzywiwszy się, ujęła w dłonie naczynie, jedną ręką trzymając je za ucho, drugą podpierając za denko i poczęła siorbać drobnymi łyczkami, schłodzony napój.
- Nie wiem… ty tu jesteś nauczycielką. - Podrapała się za uchem tropicielka, powtarzając każdy gest mentorki. - Ty decydujesz.
- No dobrze… zdejmij je… na chwilę, proszę. - Bardce wyraźnie zasmakował alkohol, który był nie za słodki, nie za mocny, a do tego z nutką kwaskowatości, która przyjemnie szczypała w język, bo… wypiła od razu pół kufelka, odstawiając go z cichym i wdzięcznym stuknięciem na blat.
- Mogę i na dłużej… - odparła bardzo cichutko, jakby do siebie, Gamnira i unosząc nogę, zajęła się zdejmowanie pierwszego buta. To, że się jej przy okazji sukienka podwinęła… niespecjalnie ją martwiło, choć z pewnością przyciągało spojrzenia innych bywalców.
- Słyszałam to… sama chciałaś, więc nie narzekaj. - Na Sundari utyskiwania łowczyni nie robiły żadnego wrażenia. Odebrawszy obuwie, sama wyskoczyła ze swoich liściastych bucików, przymierzając za duże obcasy.

Tancerka zachwiała się niebezpiecznie, raz, drugi i… nagle znieruchomiała, kiwając głową jakby wszystko było dla niej już jasne.
- Dobra… chyba rozumiem w czym rzecz, to nie powinno być takie trudne - odparła beztrosko, siadając z powrotem na miejscu i przesuwając pod stołem rzeczowe buciki w kierunku ich właścicielki.
- Jadłaś śniadanie? - spytała ponownie dobierając się do swojego wina.
- Jadłam. - Ta potwierdziła i popiła trunek z miną sugerującą, że dla niej nic tu nie było jasne.
- Och… no… no to dobrze - stwierdziła bez przekonania złotoskóra i dolała im obu.
- Problemem w tych butach jest taki… że twoja stopa nie ma podparcia. A w zasadzie… przesuwane jest ono na palce, a jak wiadomo nasz ciężar rozkładamy w większości na śródstopie i następnie w mniejszości na pięcie - zaczęła obrazowo tłumaczyć kurtyzana, wyginając swoją dłoń, która aktualnie imitowała stopę z nieproporcjonalnie długimi paluchami. - Kąt wygięcia jest jednak taki… że ten ciężar nie jest nawet na złączeniach palców, a na opuszkach na których to ciężko jest opierać cały ciężar swojego ciała. Dlatego tak ci trudno. Nie jesteś przyzwyczajona, by stawiać stopę pięta - opuszki, nie wspominając o tym, że nie masz do użytku całej pięty, a tylko smukły koniuszek obcasa.
Popiła trochę, mrucząc pod nosem i kiwając w zadowoleniu głową, rada nad swoim spostrzeżeń, po czym wróciła do dalszego tłumaczenia, co trzeba było zrobić, by wpierw owe buty “pojąć”, a następnie “ujarzmić”. Oczywiście owe ujarzmianie polegało na tym, że to Gamina winna dostosować się do logiki obuwia i po prostu pamiętać, by stawiać kroki tak, by z idealną równowagą postawić obcas na ziemi, a następnie pamiętać, by nie opierać się na śródstopiu, a od razu na palcach - opuszkach. Innej metody nie było, pantofle nie należały do rzeczy, które chodziły na kompromisy.

Myśliwa słuchała wszystkiego z uwagą, choć wydawało się jej, że to, co opowiada tancerka było równe skomplikowaniu magicznych formuł. Jej mina wyrażała, bezgraniczne cierpienie.
- A po co w ogóle takie buty? Ani to wygodne, ani nie da się w tym tropić - rzekła na koniec wykładu.
- A bo ja wiem… - obruszyła się dziewczyna z pustyni i nachyliła się z konspiracyjnym uśmiechem do koleżanki.
- Jaaarvis mówi… - zaczęła cicho z błyskiem w oczach. - Że to powoduje powiększenie się tyłka… czy tam wyeksponiowanie go… baby tutaj to chude szkapy, musiały coś wymyślić, by się faceci za nimi oglądały… nie to co u “nas”, “my” nie potrzebujemy takich udziwnień. Mamy piękne, szerokie biodra, jędrne i wypukłe pośladki oraz pełne i okrągłe piersi… a nasz brzuch nie przypomina wilczego dołu. - Bardka cmoknęła w czymś na kształt totalnego zdegustowania i przewróciła oczami. - Mówię ci… “one” są gorsze od naszych niewolnic, a to już o czymś świadczy.
- Aaaahaaa… - Zamyśliła się tropicielka i spojrzała w dół na swój biust. - Nigdy nad tym się nie zastanawiałam w sumie.
- Ja też nie… ale jedno muszę im przyznać… jestem wyższa o parę centymetrów gdy w takowych chodze… to przyjemne, więc nie będę sobie przyjemności odmawiać, prawda? - spytała filuternie Chaaya i roześmiała się serdecznie, ciągle widząc skołowanie wymalowane na twarzy znajomej.
- No… może to i przyjemne. Wysoki wzrost. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - odparła zadumana rozmówczyni złotoskórej, nadal zerkając na dekolt swojej sukni.
“Ty chyba nigdy się nad niczym nie zastanawiałaś” pomyślała Dholianka, mówiąc na głos
- No widzisz… szczęściara z ciebie, u mnie bycie niską jest cechą rodzinną. Moja praprababka była niska i prababka również, tak samo jak babka, mama i moje rodzeństwo. Wszyscy równi, jak spod linijki kreślarskiej. Nie ważne jak wysoki był nasz ojciec, mógł sobie być nawet gigantem… Hmmm, ale ciało kobiety wie ile jest w stanie w sobie pomieścić, więc pewnie dlatego rodzimy się z małego ciała w malutkiej formie, by umrzeć malutkim. Nic to, przynajmniej wcisnę się do każdej dziury, więcej skarbów dla mnie - odparła lisio tawaif, puszczając myśliwej oczko.
- Pewnie masz rację. Na bagnach najlepiej być bardzo dużym lub bardzo malutkim - oceniła uczennica, sięgając po kolejny kieliszek i kolejny. Jak się zaczęło, trudno było się powstrzymać.
- Na prawdę? A to dlaczego? - zaciekawiła się głupiutko tancerka.
- Jak jesteś bardzo duża, to mało co odważy się ciebie zaczepiać. Jak bardzo malutka… wciśniesz w najmniejszą norkę i drapieżniki cię nie dopadną - wyjaśniła tropicielka mentorskim tonem.
- Oooo ciekawa filozofia. - Zadumała się na chwilę Smocza Jeźdźczyni, kiwając głową wpierw potakująco, by po chwili zaprzeczać, prawdopodobnie własnym myślom.
Dopiła to co miała nalane i klepnęła się w uda.
- No to co… próbujemy wstać?
- Ja wstanę… nie założyłam tych butów - rzekła ironicznie Gamnira, dolewając obu kolejkę. - A ty?
- To je załóż, nie przyszłam cię uczyć chodzić boso - odparła Paro i odchyliwszy się do tyłu, wsunęła stópki do swoich elfich trzewiczków. Rozwodniony alkohol nawet na czczo nie wywoływał u niej żadnych “sensacji”. Ba, dziewczyna nawet rumieńców nie dostała. Widocznie albo była przyzwyczajona do tego typu napojów, albo barman zamiast zmieszać wino z wodą pół na pół, zastosował się do własnego przepisu.
- Pffff… - Uczennica wyraziła swoje niezadowolenie parsknięciem, ale potem posłusznie założyła swoje buty na stopy podczas gdy druga z kobiet szukała czegoś we wzorzystej torbie, ale ostatecznie się poddała, zamykając klapę z głośnym plasnięciem tłoczonej skóry. Wypiła więc to co jej nalano i wstała od stołu, po to, by położyć najpierw jedną nogę na ławie, odsłaniając kształtną nogę spod rozporka spódnicy i zawiązała rzemyczki na kostkach przytrzymujące jej buty, po czym uczyniła to samo z drugim z pary.
Następnie bardka klasnęła w dłonie i gestykulując coś tanecznymi ruchami, zaczęła podśpiewywać skomplikowane wersy piosenki, które okazały się zaklęciem bo wkrótce orzechowooka panna nie była już ubrana w zieloną suknię, a kremowobiały kombinezon, przyjemnie opinający kształty. Na stopach zaś miała czerwone buty, takie same jakie nosiła tropicielka.
- No dobra… będzie chyba lepiej, jak będziesz widzieć jak ja chodzę… wprawdzie to iluzja, ale da ci niejaki podgląd jak powinno to wyglądać - odparła na zakończenie, uśmiechając się beztrosko.
- Mmhmm… - Gamnira w dwuznacznym skupieniu przyglądała się nogom kurtyzany. - No to... idź.
- Na litość boską… Wstawaj, nie będę przed tobą paradować w tę i we w tę jak jakaś barwali, wiem, że do chodzenia ci daleko, więc najpierw naucz się na nich stać - burknęła Kamalasundari, stukając bucikiem o podłogę i krzyżując ręce na piersiach.
- Muszę…? - jęknęła smętnie kobieta, zdecydowanie woląc przyglądać się zgrabnym nogom kompanki, do których wszak miała dużą słabość. Po chwili jednak niezgrabnie i chybotliwie uniosła się do pozycji stojącej dodając
- Nie powinnam pić.
- Powinnaś, jesteś napięta jak skręcony bicz, połamiesz się jak mi się nie rozluźnisz… zresztą daj spokój… upić się winem z wodą? Na prawdę? - Dholianka popatrzyła krytycznie na podopieczną, ale nie wyglądała na zagniewaną. Usiadła z powrotem na ławie, uśmiechając się.
- Źle to robisz. Siadaj i jeszcze raz. Zanim będziesz próbować wstawać, przesuń się pupą na krawędź ławy tak, by mieć nogi prosto na obcasach i podpierając się nieznacznie na stole, wstań od razu na równo. Im głębszy siad, tym trudniej się wstaje, dlatego staraj się przygotować tak, by łydki mieć już napięte, o… tak.
Bardka przesunęła się na krawędź siedziska i wdzięcznie przytrzymując blatu uniosła się, bez większego wysiłku.
- Teraz ty.

Tropicielka westchnęła głośno i powoli zaczęła powtarzać ruchy swojej, prywatnej nauczycielki, mrucząc pod nosem - Co ja robię? Co ja robię? Co ja robię?
Nie szło jej za dobrze, ale ważne, że robiła… jakieś... postępy. Oczywiście brakowało jej wyuczonej gracji, ale za to była zwinna. Była też silna i cięższa od Chaai, więc stolik zaczął się niebezpiecznie unosić z jednej strony, gdy naparła na niego całym ciężarem ciała i z całą siłą.
- Właśnie się zastanawiam... co ty robisz? Ten blat to nie ręka, która cię ma podciągnąć! Nie opieraj się na nim tak mocno… to jest asekuracja jeśli przypadkiem źle ustawisz ciężar. Ech, jeszcze raz… tym razem to nogi cie podnoszą, uda i łydki. - Tawaif wstała od stołu, wyraźnie zaniepokojona jego bujaniem się na lewo i prawo, i zaczęła przyglądać się myśliwej z boku.
- Dobra… dobra… - burknęła Gamnira, zawstydzona słowami mentorki i starała się poprawić swoje wstawanie. Było już lepiej, choć to praktyka uczyni z niej mistrzynię.
- W końcu zaczynasz łapać… to teraz chodź tu do mnie i spróbujemy się przejść - zaproponowała tancerka po kilku minutach “podziwiania” jak jej koleżanka siada i wstaje, siada i wstaje.
Chwiejąc się jak pijany zając i złorzecząc pod nosem łowczyni podeszła do pięknonogiej.
I to bez podpierania się! Ale widać było, że każdy krok jest dla niej wyzwaniem.
- No nawet, nawet… a teraz słuchaj, chodzimy na sztywnych kostkach i napiętych łydkach, za to na miękkich kolanach. Wiem, że to nie tak jak zawsze… wiem, że to kostka powinna być luźna, a kolano napięte, ale to przez obcasy… wszystko się przesuwa i wszystko jest inaczej… a teraz patrz i nie protestuj, bo sama tego chciałaś. Maszeruj tak jak ja… raz, dwa, raz, dwa… widzisz jak stawiam kroki. Obcas - palce, obcas - palce, lewa - prawa, lewa - prawa… i na razie nie zaprzątaj sobie głowy kołysaniem bioder… później ci pokaże jak to robić… naucz się na razie nie chwiać jak dzieciak na szczudłach. - Dziewczyna z pustyni maszerowała jak damski żołnierzyk raz w lewo, raz w prawo. Obracała się na paluszkach i stukała cieniutkimi słupkami obcasów, jakby wystukiwała rytmy porannej musztry wojsk sułtanatu. Była przy tym nieugięta i surowa dla swojej uczennicy. Strofowała ją ostrym i przenikliwym spojrzeniem orzechowych oczu, deprymowała i zagłuszała wszelkie marudzenie głośnym cmokaniem, a jej płynne i taneczne ruchy, zawstydzały doskonałością oraz łatwością z jaką je wykonywała.
- Jeszcze raz, jeszcze raz, jeszcze raz… raz, dwa, trzy, cztery, obrót, raz, dwa… odpoczniesz po śmierci lub wcześniej… jak przestaniesz się bujać i raz, dwa…
Przestały dopiero wtedy, gdy traperka zaczęła czuć jak mięśnie nóg zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa, cierpnąć w wiecznym napięciu i nienaturalnej dla nich pozycji. Sundari zostawiła na chwilę pokonaną i dyszącą przy stole, a sama podeszła do baru, kołysząc przy tym biodrami jak wahadłem, ściągając spojrzenia wszystkich istot na jej wdzięczne i okrągłe cztery litery.

- Macie tu może jakieś zestawy śniadaniowe, lub znacie jakieś tanie i sprawdzone miejsce na lekkie i świeże posiłki? - spytała barmana, opierając się łokietkami o blat kontuaru.
- Dwa kanały stąd… robią całkiem niezłe śniadania na zamówienie. Jeśli się lubi pieczone placuszki z warzywami i mięsem - stwierdził mężczyzna, a Gamnira posłyszawszy to krzyknęła.
- Będziesz musiała mnie tam sama zaciągnąć!
- Jak się nazywa? - kontynuowała bez mrugnięcia okiem Dholianka.
- “Poranek Nieumarłych”. Wielu wieczornych imprezowiczów zagląda tam rano. Zwłaszcza, jeśli dużo wypili - wyjaśnił gospodarz.
- Hmm… ciekawe, poprosze jeszcze jeden dzban białego wina rozrobionego z wodą i limonkami - odparła dziewczyna uiszczając należną zapłatę i czekając na zamówienie.
Nieznajomy skinął głową i po kilku minutach, dzban znalazł się przed złotoskórą wypełniony trunkiem. Zgodnie z jej kaprysem.
- A… niech ktoś nam jeszcze przyniesie kilka kieliszków, po jednym z każdego rodzaju - dodała filuternie Kamala, biorąc naczynie w obie dłonie i niosąc je ostrożnie przed sobą, podreptała do stołu.
- Nie zrzędź tak. Damie nie wypada narzekać i jęczeć, zwłaszcza gdy mogą ją usłyszeć potencjalni kochankowie, masz, napij się, odpocznij, a później zrobimy następne próby.
Siadając na ławie kurtyzana podsunęła się pod ścianę, o którą się nieznacznie oparła zapatrując się gdzieś w dal.
- Dobrze, dobrze… - odparła myśliwa potulnie i zabrała się za picie. Wlewała w siebie wino kolejnymi kielichami, jakby chciała utonąć w tym morzu alkoholu, albo wydłużyć jakoś chwilę odpoczynku.
Paro jej w tym nie przeszkadzała, zajęta sama sobą, uśmiechała się tylko od czasu do czasu, dając znać, że wciąż jest duchem przy koleżance.
Ożywiła się dopiero, gdy służąca przyniosła kilka kieliszków, rozstawiając je na stole w równym rządku. Tawaif więc zaczęła pokazywać jak winno się z nich pić, by nie wyglądać jak spragniony wody muł, lub mężczyzna z problemami, a potem zmusiła tropicielkę do powtarzania ruchów, które co rodzaj szkła… jak na złość były inne i trudne do zapamiętania. W dodatku kielichy pozostały puste, więc nie było nawet z przyjemności picia.
Ta jednak na to nie narzekała, pilnie powtarzając ruchy i starając się zapamiętać każdy z nich. Pewnie wszystko dla nie było lepsze od katorgi chodzenia w butach na obcasie.

- Pamiętaj by pić małymi łyczkami… z przerwami. Nie pijesz by ugasić pragnienie… ty smakujesz lub degustujesz, bawisz się naczyniem i cieczą w nim znajdującą się, to twój rekwizyt do popisywania się gracją, skromnością, delikatnością… z czasem możesz wykorzystywać go do maskowania zdenerwowania lub znudzenia lub do przekazywania zakodowanej wiadomości - Chaaya powtarzała wszystko to, czego musiała się uczyć zanim jeszcze wyrosła z dziecięcych krojów i zabawek, pokazując różne triki lub wszechobecne w różnych kulturach sygnały, które mogą naprowadzić współpijących na to czego chciała, lub nie, w danej chwili.
- Jak widzisz… bycie damą jest cholernie kłopotliwe… zwłaszcza jak bardzo chce ci się pić - wyjaśniła bardka na koniec, nie ukrywając sarkazmu w swoim głosie.
‘Gigantka w szpilkach’ podsunęła tancerce pięść pod twarz, potem przesunęła swoją rękę przed jej obliczem, pokazując swoją twardą skórę i grube kości, obleczone równie mocnymi mięśniami.
- Mam łapy jak mężczyzna… nie bardzo… wychodzi mi być delikatną czy pełną gracji. - Westchnęła ironicznie.
- Czcze wymówki - stwierdziła tamta, kręcąc charakterystycznie głową. - Owszem wygląd ma znaczenie, ale nie wystarczy ładnie wyglądać, by być… damą. Twoje zachowanie, twoja mowa, twoje gesty… wszystko składa się na wizerunek kobiety jaką chciałabyś być. Jestem drobna i ładna, ale jeśli chodziłabym niechlujnie lub po męsku, czy zaproszono by mnie na bal? Nie, chyba, żeby się ze mnie pośmiać. Jeśli nie umiałabym jeść poprawie sztućcami czy zaproszono by mnie na wytworną kolację? Nie, bo wstyd pokazywać się z kimś nieobytym… nawet jeśli pięknym. Gdybym klęła jak pirat, myślisz, że ktoś chciałby ze mną rozmawiać? Nie… chyba, że inni piraci. Nie wystarczy wcisnąć się w kieckę i umalować, by… by… - Dholianka zacięła się, bo w sumie nie wiedziała, co chciała Gamnira osiągnąć zachowując się jak dama. Chciała sławy? Zainteresowania? Pobłażliwości? Darmowego piwa? Namolnych adoratorów?
- ...to nie załatwi sprawy. - Skończyła krótko, drapiąc się po policzku w zastanowieniu.
- Mmmmhhhmm… - Zadumała się kobieta, przyglądając orzechowookiej dziewczynie. - Może i masz rację. Nikt mnie jeszcze na żaden bal nie zaprosił, więc nie wiem jak to jest. Warto dać się tam zaciągnąć?
- Byłam tu tylko na jednym balu… w dodatku pracowałam jako ochrona - odpowiedziała Smocza Jeźdźczyni i zamyśliła się z nieco smutnym wyrazem na twarzy. - Szczerze mówiąc… nie bawiłam się na nim za dobrze. Oczywiście pomijając wszelkie zewnętrzne czynniki to sam bal… sam w sobie… był jakiś taki. No nie wiem. Nikogo nie znałam i nikogo nie poznałam. Nie zatańczyłam, ni nawet nie najadłam się i nie napiłam. Moja kreacja była skromna, więc nawet nie zabłysłam wśród dam, choć z tego co mi Jarvis mówił, było inaczej jak ja to odbierałam. Atmosfera była bardziej rozwiązła niż ta do której przywykłam, a muzyka jakaś mało porywająca, bardziej smętna, no i ciemno było, półmrok taki. - Wzruszyła ramionami. - Myślę, że powinnaś choć raz pójść i sama stwierdzić czy ci to odpowiada czy nie.
- Może powinnyśmy się wybrać razem. - Zadumała się łowczyni, drapiąc po policzku. - A może lepiej nie. Bo się ośmieszę.
- Zaproszenia na bale nie rosną na drzewach… jeśli nie znasz jakiegoś nobilitowanego mieszkańca miasta, to raczej słabo widzę, byśmy się gdzieś dostały… chyba, że na jakieś schadzki niższych sfer - stwierdziła kurtyzana weselej. - Po za tym… pokładasz we mnie zbyt duże nadzieje, jeśli któraś z nas miałaby się ośmieszyć to prędzej byłabym to ja… dzieli nas zbyt duża różnica kulturowa. Może jedną piątą zachowań i zwyczajów znam ze słyszenia i czytania… zdecydowana większość to dla mnie potwarz i jawna obraza, a druga jest po prostu… zakazana. Lepiej nie chodzić ze mną na bale. Chyba, że mam mentora u boku co mi wszystko tłumaczy.
- Są czasem organizowane potańcówki - przyznała traperka. - Na które niektórzy z myśliwych chadzają, jeśli im się poszczęści w łowach, ale masz rację… to nie bale.
- Nie znam waszych tańców… w dodatku, by z kimś zatańczyć… musiałabym go dotykać, a do tego nie jestem przyzwyczajona w miejscach nazwijmy to… publicznych - stwierdziła smętnie panna z Gorących piasków.
- Jakie to miejsca na ciele są publiczne? - zapytała tropicielka, błędnie rozumiejąc nauczycielkę.
- Żadne? - Zdziwiła się Paro, drapiąc ponownie po policzku. - Nie ważne… po prostu… poszłabym z chęcią na bal… czy cokolwiek innego, ale nie nadaje się, jeszcze nie teraz. Odpoczęłaś? - zmieniła temat wyraźnie szykując się do wstania.
- Nie. Nie… jeszcze mnie nogi bolą - zełgała pospiesznie ucząca się na damę.
- Och… no dobrze, chyba jeszcze wytrzymam - odparła spolegliwie jej nauczycielka, siadając na ławie okrakiem i opierając się całymi plecami o ścianę, przymknęła nieco oczy.
- Taka męcząca ze mnie studentka? - spytała żartobliwie Gamnira.
- Nie… głodna jestem. - Zaśmiała się cicho bardka. - I w nocy bardzo… bardzo mało spałam.
- Jeśli zgodzisz bym poszła na bosaka, to poniosę cię na barana do tej karczmy - spróbowała targów druga z panien.
- Idziesz w butach a ja na własnych nogach, nie dyskutuj ze mną. Piękno boli, więc lepiej się przyzwyczajaj. - Chaaya była nieugięta i zimna jak lód… lub ściślej mówiąc, jak Laboni, dla swojej uczennicy. - Masz chwilę, by się przygotować mentalnie.
- Piękno… może w twoim wydaniu. Masz nóżki jak gałązki, a ja jak drewniane bale - prychnęła ponuro wielkoludka.

- Czy to miał być komplement? - spytała rozbawiona tancerka, której chyba nie za bardzo przypadło do gustu przyrównywanie jej kształtnych ud do… gałązek.
- Komplement? - Zaczerwieniła się jak burak myśliwa, wzrokiem wodząc po okolicach nóg mentorki. Miało się wrażenie, że ta sugestia nieco… pomieszała tok myślenia tropicielki. - Kom… komp… komplementami obdarzają się kochankowie, prawda? Ja… tyllko… porównałam… bo wiesz… ja uważam, że masz bbbardzo… no… piękne i podniecające nogi…. żywe dziełka sztuki… ale ttto stwierdzenie… faaktu. Nie komplement!
- Stwierdzenie faktu również może zostać odebrane jako komplement… no chyba, że nie chcesz - odparła spokojnie dziewczyna z pustyni uśmiechając się ciepło, po czym po krótkim namyśle kontynuowała. - Nie uważam, by komplementowanie należało wyłącznie do sfery kochanków… komplement to pochwała, tyle, że nacechowana także pewną dozą uczucia… to uczucie nie musi być miłością, to może być także czysta sympatia. Przyjaźń - wyjaśniła. - Mój niewolnik zawsze mi mówił, że mam idealne uszy. Nie podlizywał się swojej pani, bo i nie musiał, a podrywać nie podrywał, bo wolał mężczyzn… plus… no proszę cię, mogę mieć ładne oczy, uśmiech, nogi, ręce… ale uszy? Jemu się jednak podobały, lubił przymierzać mi kolczyki i robić fryzury, które odsłaniały jego faworytów. To miłe słyszeć czasem komplementy… być docenionym za coś, o czego “pięknie” nawet się nie zastanawiałaś.
- Ale nogi to w moim przypadku drażliwa kwestia - odparła niemrawo Gamnira, wyraźnie zawstydzona i machnęła ręką. - Nieważne… założę te buty do tortur i możemy iść już… szybko.
- Dlaczego drażliwa? - zdziwiła się bardka. - To tylko nogi, nawet jeśli masz słabość do tej części ciała, to nie musisz się tego wstydzić. - Złotoskóra wstała z miejsca i wyszła zza stołu, gotowa zostać poręcznym “wsparciem” dla kuśtykającej koleżanki.
- Ale to słabość… taka no… intymna… i to nie tylko do męskich… do kobiecych też… nawet bardziej do kobiecych. Bo nogi męskie rzadko są zgrabne - odparła zawstydzonym głosem tamta.
- Hmmm… rozumiem - stwierdziła polubownie Kamala. - Ale wiesz… nawet jeśli jest to twoja słabość… to wcale nie oznacza, że gdy kogoś za nią komplementujesz to się… odsłaniasz. Nie musisz się wstydzić.
- No pewnie masz rację - odparła traperka, opierając się na tawaif podczas chodzenia. - Gorzej, że czasem takie komplementy… przywołują do mej głowy różne myśli.
Zaśmiała się głośno. - Tym bardziej, że nie mam wielu znajomych z tak ładnymi nogami jak twoje, nawet wśród kobiet.
- Tak… komplementy to zawiła sprawa, użyte w odpowiednim czasie i miejscu działają cuda lub przeciwnie. No dobrze… teraz popatrz, prawą nogę wyciagasz przed siebie i stawiasz ją przed sobą… praaawie na równi ze stopą lewej nogi tylko jeszcze troszkę w bardziej w lewo. - Dholianka skorzystała z okazji, że gdy obie znalazły się na ulicy i pokaźniejszej przestrzeni, postanowiła nauczyć ją chodzić, kołysząc biodrami. - Potem lewa przed prawą ale bardziej po prawo. Widzisz… idziesz takim zygzakiem ale po linii prostej, wtedy zaczynasz się kołysać.
- Acha... - odparła niemrawo kobieta, naśladując polecenia kurtyzany. Szło to jej niezgrabnie, ale widać było, że da sobie z czasem radę. Praktyka wszak czyni mistrzem.
- To działa także na chodzenie w normalnych butach… - dodała czupurnie tancerka, izaśmiała się psotliwie.
- Jak rzucisz te szczudła w cholerę, dalej możesz chodzić jak powabna dama. - Objąwszy uczennice w pasie, powoli prowadziła ją do najbliższej przystani z wolnymi gondolami.
- Mam wrażenie, że jestem niedźwiewicą obejmującą sarenkę. Ale jesteś drobniutka. - Zachichotała cicho Gamnira, a Chaaya miała wrażenie, że te słowa nie miały paść z jej ust. Że powiedziała swoje myśli na głos, gdy docierały do łodzi.
- Niedźwiedzice są podobno nie tylko waleczne, ale i bardzo troskliwe i delikatne - napomknęła ezgotyczna ślicznotka, wchodząc na pokład jednej z łupinek i wydając predyspozycje.
- Do “Poranku Nieumarłych” poproszę.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline