Zbysiu
Sny.
Sny głębokie.
Sny odkrywajÄ…ce najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy.
A ponieważ, jako że jesteś człowiekiem, Twoja dusza kończy się na dupsku, Twój umysł dotarł niezwykle głęboko.
Znowu znalazłeś się przy stole. Rodzina siedzi, je zabójczą ogórkową i milczy. Na Twoim talerzu leży chomik przebrany za guacamole w kolorze indygo. Jest Ci niedobrze, to pewnie dlatego, że matka znowu przemocą wcisnęła w Twoje gardło ogórkowej, którą ojciec używał do odrdzewiania drewnianych kamieni. Chomik zaczął śpiewać:
Na górze róóóże
Na dole kozie bobki
Być Zbyyysiem
To przejebaaaneee
Uderzyłeś piąchą w talerz. Talerz wyskoczył spod Twej prawicy i wbił się w czaszkę tatka. Chrząknąłeś i powoli uciekłeś w kierunku swego pokoju.
Pokój Zbysia! Twierdza i ostoja normalności w oceanie debilizmu i wsi skrywającej masakryczne seksualne wyuzdanie. Gdy znalazłeś się w pokoju, szybko zamknąłeś drzwi i zabarykadowałeś je poduszkami. Jesteś bezpieczny.
Co tu siÄ™ kurwa dzieje?!
Uszczypnąłeś się w przedramię. Cholera, nadal tu jesteś. A to oznacza jedno...chyba masz przejebane, w szczególności, że matka woła na pudding majonezowy.
Partridge
Zbysiu nie wygląda najlepiej. W sumie chyba oberwał ostatnio najmocniej z Was wszystkich, chociaż nie uważasz, aby przy obecnym stanie jego IQ kilka urazów głowy mogło mieć negatywny wpływ na jego zdolności myślenia, kojarzenia i spożywania gorzały. Podjąłeś bohaterski monolog trzymając rękę na łuku, aby szybko podjąć akcję zaczepno-ucieczkową. W sumie nie umiałeś strzelać do tyłu biegnąc do przodu, ale strzelanie na lewo i prawo mogło przynieść jakiś efekt. Statystycznie istniało przecież jakieś prawdopodobieństwo, że w wyniku rykoszetu strzała trafi w księżyc, który w katastroficznej hekatombie spadnie się Twemu oprawcy na łeb. Jednakże, jako razowy elfi tchórz w przylegających portkach, postanowiłeś porozmawiać. Mawiają wszak, że słowa mogą ranić bardziej niż czyny, ale nadal wolisz otrzymać znieważającym słowem w twarz niż rohatyną w bebechy.
Kończąc pierwszy potok słów wzniosłeś palec, aby podjąć rozprawkę o tym, jak to internacjonalistyczne współżycie sąsiedzkie między rasami może dać wiele pożytku we wspólnej uprawie kompostownika, gdy...
Wiercikupek
Działanie! Bezlitośnie tępe, lecz uczciwie nieprzemyślanie, działanie! Nakleiłeś listek i rzuciłeś sobą pięścią (sic...???) w tego czarnoksiężnodrutomaga. Minąłeś Partridge'a...
Partridge
Jakaś niezidentyfikowana masa latająca przemknęła z olbrzymią prędkością obok Ciebie. Ten charakterystyczny aromat niepodtartego tyłka. Wiercikicipałek.
Wierciciupek
Lot był krótki, ale intensywny, a jego zakończenie wyjątkowo intensywne! Osiągnąłeś 300 km/h w nanosekundę, a zderzenie z agresorem miało nosić efekt rozpadającej się gwiazdy. Hm, może jakiś przydomek na cześć krasnoludka siejącego takie zniszczenie?
Czerwony Karzeł? Brzmi troszkę tak, jakbyś był gnomem, a do tego wyznającym idee pełnej równości i braku klasowości (Ty byłeś w sumie krasnoludkiem podróżnikiem lub głodomorem, bo wojownik to zdecydowane nadużycie przepisów praw kosmicznych).
Może Flajsz? Nieee, brzmi jak odpady przemysłowe z masarni "U Zdzicha".
A z resztą, może potem coś wymyślisz, bo zasadniczo tak szybko lecisz, że nie wyrabiasz się z myśleniem, a tak w sumie to myśli zostały daleko za Tobą.
Druid zorientował się, że leci w niego niepowstrzymana masa masy o wartości przerażająco krytycznej.
Pojawiła się kwestia druga. Fizyka. Jak każdy wie, lub nie, masa wrogiem przyśpieszenia. Dlatego też nagle zabrakło energii kinetycznej i wylądowałeś tuż pod stopami złego człowieka. Zaryłeś się w glebie na pół metra, nażarłeś piachu z robakami i korzonkami, ale trafiłeś! Koniuszkiem palca środkowego dotknąłeś czubek buta oponenta.
Znowu pierszy!
Partridge i Cipałek
Druid spojrzał z przestrachem na krasnoludka, który w wyniku uderzenia mógł doprowadzić do zagłady wszechświata lub nawet pobliskiej gminy wiejsko-wiejskiej. Upadł na dupę i wypuścił kijaszek z dłoni.
- Pany, darujcie. Ja spokojny chłop! - Otarł czoło z pijackiego potu i powoli powstał na kolana. - Zwę się Chyży Ruj, dla znienawidzonych kolegów z klasy podstawowej Ryży...a, nieważne z resztą. Słuchajcie, jeśli darujeta mi życie albo ostatnie onuce, które mi zostały, a są wątpliwej jakości higienicznej, pomogę Wam odratować kolegę. Jak widzę, a uwierzcie, nie odzobaczę tego, nad czym w chuj ubolewam, w jego jajca wdała się Zaraza Nasieniowodowa. Jeśli w ciągu kilku godzin nie otrzyma odpowiednich lekarstw, jego umysł ugrzęźnie gdzieś między okrężnicą a napletem i będzie krążyć między nimi dopóki nie zdechnie z głodu i wycieńczenia.
Facet minął rów wykopany rumianym licem krasnoludka i na czworaka zbliżył się do Zbysława pląsającego jaz nowoczesny. Przyjrzał się ranom na klejnotach magusa, rzygnął na ich widok, lekko paskudząc pacjentowi kolana, i ponownie począł obserwację. Wziął w dłoń jakiś kijek, szturchnął nim jaja Zbysia, a kijek nagle sczerniał i rozpadł się, niczym marzenia Partridge'a o nowym rowerku z pedałkami, gdy rodzice znowu kupili mu rowerek biegowy, pomimo że elf miał wtedy 19 lat.
- Jest w ostatniej fazie zakażenia. Dusza jest w okolicy jelita grubego, więc zostało mu maksymalnie 4 godziny, a potem kaputt. Potrzebuję łodygi nagietka, garść mlecza polnego, haszysz, kokainę, paracetamol, pół litra na me skołatane nerwy i kilogram szczawiu. Khem, a dla samego pacjenta to tylko szczaw i nagietek - rzekł patrząc na Was robiąc pauzę, w sumie patrzy na Was jak na debili. - No już, ruszajcie! Ja zostanę przy nim, a przy okazji dokończę gularz z królika i kory dembu. W sumie więcej tam kory, piachu i wody niż królika, ale taki homeopatyczny gularz lepszy niż zupa studencka.
__________________
- Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!
Ostatnio edytowane przez Bergan : 05-06-2018 o 21:14.
Powód: Zapomniałem literki "i". Zadowolony?