Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2018, 22:44   #164
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Kilka chwil później nauczycielka i uczennica pojawiły się nowym przybytku. Ten był głównie pełen mężczyzn, ale znalazło się też i kilka kobiet. Stroje ich świadczyły o bogactwie i ekstrawagancji, najczęściej albo o jednym, albo o drugim. A choć uroda Chaai robiła wrażenie na bywalcach przybytku, to większość z nich była o tej porze zbyt wymęczona przez skutki nocnego imprezowania, że obie dziewczyny nie musiały się martwić zaczepkami.
Z kuchni tej dość dużej karczmy dla średniozamożnych dochodziły zapachy jajecznicy i smażonych pomidorów.
Bardka od razu zapaliła się i rozemocjonowana na myśl o smacznej strawie. Najwyraźniej była bardzo głodna lub po prostu była łakomczuchem. Gdy tylko zostawiła podopieczną w bezpiecznych objęciach krzesła, sama szybko czmychnęła pod bar, by zamówić sobie posiłek, składający się z “przystawki”, “dania głównego” i “deseru”. Jak tylko doszła do karczmarzem do konsensusu i opłaciła swoje żądania, wróciła do stołu z szerokim uśmiechem na twarzy, po czym rozsiadła się dumnie na przeciw tropicielki i popatrzyła jej w oczy.
- O matko… zapomniałam o tobie… jesteś pewna, że nic nie chcesz? - zmartwiła się na pokaz tawaif, blednąć nieznacznie gdy dotarło do niej jaki nietakt uczyniła.
- Głód wyostrza zmysły i czyni bardziej skupioną na łowach. Nie martw się więc… najwyżej skubnę coś z twoich talerzy - odparła z drapieżnym uśmieszkiem Gamnira.
- Pfff myślisz, że się z tobą podzielę? - odparła z udawaną, a może i nie, wyższością egzotyczna piękność.
- Po moim trupie - syknęła. - Nie dam ci nawet okruszka. Jedzenie jest moje i tylko moje!
- Jak tak dużo jedzenia ma się zmieścić w tak filigranowym ciałku? - Łowczyni zdawała się być bardzo zdziwiona.
- Jak się popieści to się wszystko zmieści - stwierdziła kąśliwie tancerka, uśmiechając się jak wredna lisiczka. - A poza tym to się rozejdzie… to tu, to tam. Muszę ‘dbać’ o linię. - Klepnąwszy się w udo, zaśmiała się perliście.
- Jak takie księżniczki jak ty dbają o linię? - zadumała się myśliwa. - Przecież masz wielbicieli na skinienie małego paluszka. Nie musisz robić nic, jeśli chcesz. Tylko rozdawać uśmiechy i mgliste obietnice mężczyznom dookoła siebie.
Miała dość “dziwne” wyobrażenia na temat pięknych kobiet.
- Co mają wielbiciele do mojej linii? Zresztą nieważne. Moim sekretem jest jedzenie kiedy chcę i co chcę. Przy dużej ilości gimnastyki tłuszczyk rozkłada się równomiernie po całym ciele - mruknęła Dholianka, przyglądając się swoim paznokciom u dłoni. - Ostatnio strasznie schudłam, brzuch mam zbyt płaski i piersi za małe, muszę trochę nad sobą popracować.
- Acha… - Traperka zerknęła krytycznie na swoje i omawiane piersi, przyglądając się im z uwagą. - Rzeczywiście… moje są większe, ale za to bardziej… twarde. Ja w ogóle twarda i żylasta jestem.

Tymczasem pod nos kurtyzany trafił pierwszy ze smakowitych posiłków, dwa jajka na miękko w drewnianym kieliszku udającym... beczkę.
Złotoskóra panna zabrała się za obtłukiwanie skorupki.
- Są większe, bo i ty jesteś większa, a są twarde, bo zamiast tłuszczu masz w nich mięśnie… jedz więcej i módl się, by poszło w cycki - stwierdziła ślicznotka, zajadając się płynnym żółtkiem.
- A na co mi większe cycki? W zbroję się nie zmieszczę - odparła filozoficznie Gamnira, drapiąc się po pokrytym bliznami policzku. - Ten twój podopieczny, wie na co się pisze? Nie będę się z nim cackać. Bagna są niebezpieczne i bezlitosne. Takoż i ja.
- Mój brat i ja jesteśmy całkowicie inni, nie martw się, dogadasz się z nim… - Chaaya skończyła jeść jedno jajko i zabrała się za drugie. - A w zasadzie to… mało będziecie mieć okazji do rozmów, on woli obserwować, zwłaszcza jeśli kogoś nie zna.
- Nie idzie obserwować, tylko wykonywać polecenia - odparła myśliwa ze śmiechem. - Czeka go tygodniowa niewola.
- Jest też pomocny - oceniła bardka, oblizując łyżeczkę.
- To się dopiero okaże… bagna to brud, smród, wilgoć, pijawki… i podobne im atrakcje - odparła z uśmiechem łowczyni, nie przeszkadzając Paro w posiłku.
- Neron lubi jeść pijawki, jakkolwiek by to nie brzmiało. - Smocza Jeźdźczyni pochłonęła drugą porcję w równie zastraszającym tempie co pierwszą i rozejrzała się niespokojnie za obsługą, wyczekując kolejnego dania.
- Nie on jeden. Ale tak się akurat składa, że to raczej pijawki będą jeść jego - zripostowała jej koleżanka z uśmiechem.
- Lubisz jeść pijawki? Na pewno się ucieszy, że macie wspólny temat. - Druga dziewczyna brzmiała na nieco uspokojoną tym faktem, ale pełne niewyartykułowanej pretensji i zwierzęcego głodu, nadawało jej drapieżny wygląd.
- Pieczone… - skinęła głową kłusowniczka. - Insekty i skorupiaki na bagnach bywają duże i tłuste. Szkoda ignorować takie posiłki.
- Pieczonych chyba jeszcze nie jadł, wszystko przed nim jak widzę. - Zamyśliła się na chwilę tancerka, po czym spytała ostrożnie.
- Widziałaś kiedyś borsuka?
- Borsuka? Tak… widziałam. Nawet kilka rodzajów. Dobre futra, ale trzeba daleko się oddalić od miasta, by zapolować na nie. - Zamyśliła się zaskoczona traperka, podpierając podbródek dłonią.
- Czemu pytasz?
- Ja nigdy nie widziałam borsuków… jestem ciekawa jak wyglądają, jakie dźwięki wydają, co lubią, a czego nie… to dość osobista sprawa - wyjaśniła tajemniczo Kamala.
- Z tego co wiem… każdy mag, nawet początkujący, może chyba takiego borsuka przywołać z magicznych światów. Dość łatwo więc możesz zaspokoić swoją ciekawość. - Zastanawiała się głośno niedoszła madame. - Tylko nie oczekuj wiele. To nie kolorowe pawie… to takie… duże ni to krety, ni to łasice o czarnobiałych zazwyczaj pyskach.
- Nie znam żadnego maga na tyle dobrze, by mi takowego przywołał, ale może znajdę jakiś obrazek w książce o tutejszej faunie? Byłoby miło… a jakie one są? Są przyjazne czy agresywne? Co jedzą? - naciskała orzechowooka, myślami będąc przy malutkim Jarvisie… Rhaghagu.
- Drobne zwierzęta, gryzonie, owady… to co przy ziemi. Małe ptaki. Nie są szczególnie niebezpieczne, ani agresywne. No chyba, że chcesz je upolować. - Przypominała sobie tropicielka. - Gawran może jakiegoś mieć na sprzedaż.
- A kto to taki? - dopytywała się uparcie Sundari, ponownie omiatając niespokojnym spojrzeniem tawernę. Jednakże nie znajdowała powodów do zmartwień, gdyż większość tutejszych bywalców nie miała sił, by być groźnymi lub natrętnymi. Zbierali siły na wieczór i tylko ober się spóźniał.

- Gawran jest łowcą żywych stworów i układa je pod różne role. Tresuje na strażników, pomoc przy łowach i tak dalej. Zawsze ma kilka bestyj w swoich klatkach. Także tych pospolitych - wyjaśniła jej rozmówczyni.
- A gdzie go można spotkać? Może się do niego wybiorę, faktycznie lepiej będzie jak zobaczę prawdziwego borsuka, a nie tylko rysunek… - Rozmyślała na głos tawaif, obdarzając kelnera bazyliszkowatym spojrzeniem, kiedy znowu mijał ich stolik a nie przyniósł jej kolejnego dania.
- Ma swoją siedzibę, tuż na obrzeżach miasta... tego żywego miasta. Klatki ze zwierzętami oznaczają swądek - usłyszała w odpowiedzi.
- Co to swądek? - drążyła temat skołowana złotoskóra.
- No… śmierdzi tam u niego. Mokrym futrem i odchodami. Możesz nauczyć niedźwiedzia tańczyć, ale nie załatwiać do kuwety - wyjaśniła uczennica w najmniej odpowiednim momencie, bo przy lądowaniu kolejnego posiłku przed tancerką.
- A to coś złego? - Chaaya jakby zamieniła się rolami, bo teraz to ona o wszystko pytała i najwyraźniej jej ciekawość w przeciwieństwie do Gamniry, nie miała końca.
Uśmiechnąwszy się jak triumfujący chochlik, chwyciła za nóż i widelec, po czym zabrała się za krojenie wielgaśnych grzanek z… jajkiem w koszulce, pomidorami, bazylią i awokado.
- Niektórym to przeszkadza. Na pewno nikt nie chce mieszkać w pobliżu źródła smrodu. - Wzruszyła ramionami tropicielka, przyglądając się z podziwem pochłaniającej posiłek przyjaciółce.
- Mmm… na frafde dofre, nie fcesz zamófić? - zmieniła temat Kamala z wypchanymi policzkami jak u małego gryzonia. Dzióbnęła ostrzem noża jajko z którego rozlało się złociste żółtko. Widok ten musiał być dla niej wielce satysfakcjonujący, bo zarumieniła się i prawie zakrztusiła przy przełykaniu.
- Rany… jaka ja byłam głodna, wczoraj mało jadłam, w nocy się mocno napracowałam, a to rozwodnione wino tylko mi apetyt wzmogło… uf…
- A co ty robiłaś w nocy? Przedstawienie odstawiałaś w jakiejś karczmie? - zapytała się łowczyni.
- Tak… prywatny pokaz dla pewnego jegomościa, a ty? - Dziewczę z pustyni było tak szczęśliwe, że dostało co jeść, iż na chwile zapomniało gdzie było i z kim rozmawiało.
Speszyła się nieznacznie, gdy dotarło do niej, jakie faux pas popełniło, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Ja spałam. W łóżku. W swoim łóżku. - Z jakiegoś powodu znajoma uznała, że musi to bardce sprecyzować. Zamyśliła się na chwilę i spytała.
- Tańczysz na prywatnych pokazach? Musisz być naprawdę dobra w tym fachu. Ile bierzesz za taniec?
- Do mistrzów mi daleko… ale tak, śpiewam, tańczę, gram na instrumentach, recytuję poezję, także słucham, znam się na wielu tematach dlatego też potrafię podtrzymywać i inicjować rozmowy, opanowałam kilka języków, więc mogę być tłumaczem i savoir vivre nie jest mi obcy… umiem się zachować, choć… raczej w krajach bardziej… pustynnych. Co do ceny… cóż, to wszystko zależy gdzie, kiedy i dla kogo tańczę. Kto tam będzie i jak muszę się do owego spotkania przygotować. Dwadzieścia tysięcy sztuk złota to cena wyjściowa, nie za mało nie za dużo… pozwala na zakup wszystkiego co potrzebne do pokazu, starcza na opłacenie sług i zostaje trochę na przyjemności. - Sundari wróciła myślami do wspomnień, w miarę szczęśliwego, dorastania w zamtuzie. Na rozlanym żółtku zaczął tworzyć się kożuszek, ale kobieta tego nie zauważyła, rozgniatając widelcem warzywa na papkę. - Tak… myślę, że za tyle mogłabym tańczyć… ale to nie ja ustalałam ceny tylko starszyzna, ichnie byłyby nieco wyższe…
Traperka gwizdnęła z zachwytem.
- Sporo… musisz więc być bardzo bogata. Ty i twój brat.
- Byłam… majątek zostawiłam za sobą, a mój brat nie ma przy sobie ni złamanego miedziaka, jakoś nigdy nie przejawiał do niego zainteresowania… do złota znaczy się… i pracy, za to książki lubi czytać - odparła tawaif.
- Ale wczoraj wystawiałaś przedstawienie. Za dwadzieścia tysięcy… - przypomniała jej łowczyni z uśmiechem. - Tylu monet na raz nie widziałam w całym swoim życiu.
- Wystawiłam… ale dostałam jedynie uśmiech. Tyle mi do szczęścia wystarcza - mruknęła wesoło Dholianka i mrugnęła porozumiewawczo do koleżanki. - Niestety moje życie w La Rasquelle jest o wiele bardziej prozaiczne niż ci się wydaje… chodzę po ruinach i znajduje rzeczy, które potem sprzedaję.
- Tylko uśmiech? - zdziwiła się łuczniczka. - Powinien cię wielbić na kolanach, ustami całować i pieścić twoje łydki i uda... - odparła energicznie, przerywając nagle wypowiedź… Otworzyła szeroko usta i oczy, zaczerwieniła się na policzkach i odwróciła oblicze, zakrywając dłonią twarz.
- Wiesz… może i nie dostałabyś dwudziestu tysięcy, ale są w La Rasquelle kabarety i teatry, które mogłyby zapłacić ci za taniec i grę na instrumentach - dodała.
- Może kiedyś się w jakowymś zatrudnię, jeśli Jarvis mi pozwoli lub zmusi nas do tego sytuacja finansowa… na razie nie muszę pracować. Zresztą… ja i brat jesteśmy aktualnie na usługach pewnego… nazwijmy go Starcem. Szukamy dla niego pewnej istoty, więc nie mogę za bardzo się dystraktować. - Skończywszy posiłek Paro rozparła się na oparciu krzesła i pogładziła się po brzuchu. Nie wyglądała na taką co by była zaskoczona słowami rozmówczyni… w ogóle nie wyglądała na taką jakby je w ogóle usłyszała. Być może była miła i nie chciała dodatkowo zawstydzić swoją reakcją wstydliwej ‘uczennicy’, a może cały ten wywód spłynął po niej jak woda po kaczce, gdyż słyszała wiele temu podobnych.
- Aaaacha… albo kupiecka arystokracja, albo wampir... tak czy siak, uważaj. Płacą dobrze, ale potrafią rzucić na pastwę wrogów przy pierwszej okazji. Zawsze patrz na drobny druczek przy kontraktach - poradziła naiwnie myśliwa, rada z sytuacji “wybrnięcia” z kłopotliwej rozmowy.
- Będę się miała na baczności - obiecała skwapliwie kurtyzana, nie dając po sobie poznać, iż to na nią trzeba było uważać podczas zawierania wszelakich umów, a nie na odwrót.
Tak czy siak, troskliwość Gamniry, była “słodka” i przyjemnie się na nią patrzyło.
- Hmmm nie dałam ci chyba za dobrego popisu jak powinna jeść dama, co? - spytała na koniec.

- No… nie wyglądało to zbyt… savrivrowo… - ostatnie słowo sprawiło pobierającej nauki pannie wyraźny kłopot.
- Ech… na pewno nie baw się jedzieniem tak jak ja… nie tykaj go, nie dziób i nie memłaj… nie jedz za szybko, ale i nie za wolno… spokojnie, nie zachłannie, w małych ilościach. - Chaaya poczęła tłumaczyć nudną i nikomu nie potrzebną sztukę posilania się, która odbierała, wedle jej zdania, całą przyjemność z jedzenia. Kiedyś podobną lekcję odbywała z Janusem, tylko, że to ona się wtedy uczyła…
W Pawim Tarasie Laboni postarała się o stosowne wykształcenie wnuczki od najwcześniejszych lat. Dziewczyna potrafiła jeść jak biali, ale nigdy tego nie robiła… bo i z białymi prawie w ogóle nie miała do czynienia. Praktyki więc nabyła u starego rycerza, który wychowany inną szkołą, dorzucił trzy grosze do tego co wpoiła jej babka.
Wyszedł z tego niezły miszmasz, że do dziś bardka ma awersję do posługiwania się nożem i widelcem.
- Brzmi jakbyś nie lubiła jeść w ten sposób. Czemu w ogóle się tak je, skoro to odbiera przyjemność posiłkowi? - skwitowała ten wykład jej słuchaczka.
- To ja ciebie mogłabym się spytać… - odparła Dholianka. - ‘My’ nie jadamy sztućcami i nie używamy obu rąk tylko jednej. Ale to chyba… kwestia higieny. Na pustyni trudno o wodę, więc nie można byłoby myć naczyń… nasze talerze są płaskie i gładkie… gdy wytrzemy chlebem sos, zostawiamy resztki na słońcu i przecieramy całość piaskiem. Oczywiście… biedni tak robią, oraz podróżnicy, wyższe sfery stać na zużycie drogocennej wody.
- Mnie nie możesz… ja nie jestem wydelikaconą ślicznotką z wyższych sfer. Ja się uczę… od ciebie - przypomniała jej “dzikuska” uśmiechając się szeroko.
- Ale przez całe życie posługujesz się widelcem lub łyżką, a ja nie - przypomniała jej tancerka i rozejrzała się za kelnerem, najwyraźniej nadal będąc głodną. - Same utrudnienia… kiedyś Janus… mój… przyjaciel, bardzo bliski, coś na kształt starego wujka, pokazał mi jak się je na królewskim dworze z ziem z których pochodzi. Czy ty rozumiesz, że obok talerza były trzy noże z lewej strony, trzy widelce i łyżka z prawej oraz dodatkowo nad talerzem mała łyżeczka i mały widelczyk? W dodatku każdy z noży był do czego innego. Do ryby inny, do mięsa inny, do pieczeni inny, do sałatki inny, do chleba inny, do masła inny... w głowie się nie mieści, przecież wystarczy jeden ino ostry!
- Ja używam noża… czasem łyżki do zupy. Widelce… raczej unikam tych ustrojstw - odpowiedziała Gamnira, nachylając się do nauczającej ją, jakby powierzając sekret. - Raz użyłam, na tyłku bufona, który próbował mnie nająć w taki sposób jakby robił mi przysługę. Ale nie wiem czy wbiłam właściwego widelczyka. Ten twój Janus... jakiego zalecałby wykorzystać w takiej sytuacji?
- Do dziczyzny… dwa długie i ostre szpikulce, wchodzą bez problemu nawet w najbardziej łykowaty zadek - mruknęła tajemniczo złotoskóra kobieta, uśmiechając się dwuznacznie. Kto wie, może mówiła to z własnego doświadczenia?
- No… a tak zmieniając temat, to jakie masz plany na dzisiaj? - dodała pogodnie, jak gdyby nigdy nic.

- Miałyśmy ćwiczyć chodzenie i tańczenie. Potem mam trochę dziczyzny do wędzenia i trochę skór na sprzedaż, a potem… nic, by pasowało takiej delikatnej ślicznotce. - Zamyśliła się w odpowiedzi tropicielka.
- Tańca to ja cię dzisiaj nie nauczę… ledwo chodzisz, zabiłabym cię na parkiecie, ale nic straconego… na każde nasze spotkanie zakładaj te buty, ostatniego dnia może damy radę coś wskórać z twoim pląsem. - Zaśmiała się radośnie Kamala, licząc coś na palcach. - Na co masz jutro ochotę? - spytała po chwili.
- Na miło spędzony czas? Przyznaję, że te całe zmiany jakimi mnie poddawałaś są trochę stresujące. Nawet wizyta w saunie… - Gamnira zerknęła w dół na swoje nogi. - Mam wrażenie, że trochę moje życie ostatnio się pokomplikowało. Zaczęłam… patrzeć na nogi… innych kobiet.
- Ach… jest tu na co popatrzeć. Niektóre z dam noszą bardzo krótkie spódnice - stwierdziła żartobliwie, a może z przekąsem, tancerka. - Podobają ci się inne kobiety? W takim… sensie… no wiesz. Czy chciałabyś ich dotykać tak jak dotykasz mężczyzn będąc z nimi? - zaczęła łagodnie, zastanawiając się jednocześnie, jak delikatnie pociągnąć ten trudny temat.
- No właśnie… nie wiem… Przedtem nawet nie brałam tego pod uwagę. Takiej możliwości. Teraz… zazwyczaj nie, tyle, że czasem… zdarzają się krótkie chwile, gdy nie jestem tego pewna. Czasami kusi, by… - Myśliwa machnęła dziwacznie ręką, dodając. - Ale tylko czasami. Poza tymi chwilami, pocałowanie kobiety… ani mnie ziębi, ani grzeje. To wszystko przez tą piekielną słabość do zgrabnych nóżek.
- Może jesteś po prostu ciekawa jakby to było gdyby? Ciekawość to nic złego, tak samo jak poszukiwanie odpowiedzi - prawdy, jakkolwiek trywialna by ona ci się nie wydawała. Potrzebujesz czasu na przemyślenia… na decyzje… na próby podjęcia jakichś decyzji - kroków na przód. - Stwierdziła spokojnie kurtyzana, uśmiechając się łagodnie.
- Może… w każdym razie, nie jest to sprawa jakoś szczególnie ważna. Nadal mogę mieć męskich kochanków z szerokimi torsami i buławami w spodniach. To się nie zmieniło. - Podrapała się po czuprynie traperka. - Może pokażesz mi… nauczysz jak się bawią damy? Tyle, że żadnej golizny, żadnego taplania się w błocie i żadnych twoich gołych nóżek. Dobrze?
- Jutro możemy pójść do wróżki, co by nam powróżyła z kart, a później możemy iść… na ruchome obrazki, albo do operetki, och i koniecznie jakaś droga tawerna z żywą muzyką albo poezją, co ty na to? - Chaaya była rada, że zeszły na inną rozmowę. Nigdy nie była dobra w tak zwanych tematach “tabu”. Miała rozkładać nogi, a nie radzić… przynajmniej nie w tej kwestii.
- Tylko jak wywróży nam romans to… albo się zaczerwienię albo walnę ją w gębę. Albo jedno i drugie - zadeklarowała wojowniczo uczennica, po czym speszona dodała. - To znaczy romans między nami, bo ty już masz kochanka, a ja… nie mam ochoty próbować, mimo że… - znów zerknęła na nogi bardki. - …mimo moich problemów.
- Och, ale nie krępuj się… jeśli cię zdenerwuje, wal tak by od razu zabić. - Uśmiechnęła się złowieszczo Smocza Jeźdźczyni i zamachała na obsługę, zniecierpliwiona czekaniem na trzeci posiłek.
- To prawda… mam kochanka i nie prędko mi, by go zmieniać, dodatkowo kobiety mnie nie interesują. Spałam z kilkoma, ale nic poza tym… ot, zabawa. - Wzruszyła ramionami.
- Och… zabawa… - Zaczerwieniła się kłusowniczka, gdy tymczasem w końcu przyniesiono tancerce upragniony deser.
- To gdzie idziemy potem? - zapytała jedzącą nauczycielkę.
Złotoskóra rzuciła się jak harpia na wieżyczkę z puchatych naleśników, polanych złotym miodem, ale w ostatniej chwili powstrzymała się od żarłoczności i z wyrazem bezgranicznego cierpienia, zabrała się za powolne krojenie z dumnie podniesioną głową.
- Możemy się przespacerować gdzieś? Albo przenieść się do jakiegoś baru z dobrym alkoholem. Musisz potrenować, ale jednocześnie nie wolno przesadzić, bo jutro nie będziesz w stanie chodzić nawet na bosaka.
- Jestem za barem z dobrym alkoholem, z dużą ilością dobrego alkoholu. Ale ty będziesz piła ze mną? - zapytała zaciekawionym tonem wielkoludka.
- Nie mogę za dużo pić, bo muszę jeszcze coś załatwić na mieście, ale jednego drinka lub dwa czemu nie - odparła bardka wesoło.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline