Lyhnis cieplo pozegnala sie z Almena przykazujac jej jednoczesnie aby uwazala na Ene, czasto dawala jej wode, nie pozwolila aby jej skora wyschla ....... Wreszcie wyruszyli w droge. Lyhnis zachwycala sie widokami i wszystkim nowym ktore ja otaczalo. Tyle zwierzat o ktorych tylko slyszala, dziwne rosliny, i to piekne chlodne slonce, ktore z tego co pamietala nazywa sie ksiezyc. Tyle cudow i tak malo czasu.
Wreszcie po dlugiej drodze dotarli do jakiegos muru. Potezny z wielka zelazna krata, zupelnie jak ten ktory opisywal im starzec. Lyhnis juz nie mogla sie doczekac, az przekroczy te dziwne wrota i zaglebi sie w te wspaniale ogrody o ktorych tyle mowiono. Niestety przed brama stalo dwoch ludzi wygladajacych niczym gwardzisci z ich podziemnego miasta. Podziemne miasto. Jak to duzo sie zmienilo w sposobie ich myslenia i wyrazania sie. Gwardzisci najwyrazniej nie mieli zamiaru ich przepuszczac do, jak to okreslili Miasta ogrodow. Lyhnis byla bardzo zasmucona, juz nawet miala podejsc do nich i grzecznie poprosic o wpuszczenie gdy nowa i jeszcze bardziej niezwykla rzecz pojawila sie na widoku. Ogromny wechikol, podobny troche do taczek ale jakby odwroconych. Niesamowity i piekny zarazem, ciagniety przec konie (tak sie chyba nazywaly te istoty). Vesi stala jak zachipnotyzowana wpatrujac sie w to cudo.
- Czyz on nie jest piekny?
Wyrwalo sie z jej ust to co krazylo w jej myslach. To cos zblizalo sie powoli acz sukcesywnie w ich strone.
- Moi drodzy mysle iz lepiej zrobimy zchodzac z drogi i stajac pod samym murem. Pozostanie tu gdzie stoimy moze sie dla nas niekoniecznie dobrze skonczyc.
Co tez powiedziawszy uczynila stajac tak aby mogla jednoczesnie widziec owo dziwo i nie byc narazona na ewentualny uszczerbek na zdrowiu, ktory przeciez opoznil by niepotrzebnie ich misje.
__________________ [B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B] |