W umiejętności Ludo jako golibrody Dietrich co najmniej powątpiewał. I tak był pełen podziwu dla krasnoludów, których brody Ludo (delikatnie mówiąc) nieco zeszpecił. Ale jako medyk Ludo spisał się znakomicie i pod tym względem Dietrich nie miał mu nic do zarzucenia. I musiał przyznać, że krasnoludy dobrze zrobiły, nakładając na medyka karę w postaci aresztu i prac na rzecz społeczeństwa, zamiast zrzucić go w najbliższą przepaść lub zesłać do kopalni w której straszy.
-
Świetna robota! - stwierdził, jako że po opatrunku poczuł się o wiele lepiej. -
W razie konieczności, która, mam nadzieję, nie nastąpi, ponownie się zgłoszę. * * *
Chociaż i zdrowie i humor poprawiły mu się po wizycie u medyka, to i tak nie miał zbytniej ochoty na siedzenie do rana nad piwem i prowadzenie z kompanami rozmów o wszystkim i niczym. Podróż jednak była męcząca, a rana nie umilała życia. Lepiej więc było odpocząć i się wyspać, niż bezproduktywnie tracić czas.
* * *
Noc jednak nie przebiegła tak spokojnie, jak by sobie tego Dietrich życzył. A powodem nie byli ani pijani goście gospody, ani też chrapiący współlokatorzy.
Choć był zmęczony, to nie spał na tyle twardo, by nie obudziły go głośne krzyki, świadczące o tym, że ponownie ktoś ze 'swoich' znalazł się w tarapatach.
Nie tracił czasu na zbyt długie ubieranie się, więc w miarę szybko znalazł się na korytarzu z mieczem w jednej dłoni i grłaczem w drugiej.
Miał nadzieję, że widok tej drugiej broni uspokoi co gorliwszych przeciwników...