Patrick stał jak zahipnotyzowany. Przemoczony, w oklejającym ciało czarnym jedwabnym szlafroku, prawą rękę zaciskał na okularach Bethany. Trzymana bezwładnie w lewej ręce latarka oświetlała mu stopę.
Bethany nie żyła. Kimkolwiek dla niego była, lub mogła zostać, była jedyną osobą w tym domu która okazała mu ludzkie uczucia i zdawała się być po jego stronie. Zapewne z wyrachowania i wszystko zamknęło by się w krótkim, niezręcznym romansie, niemniej w tej chwili, gdy patrzył na nią w tym stanie, coś wewnątrz niego chciało wyć z rozpaczy, jak po najbliższej osobie na ziemi.
Za jego plecami ktoś kazał komuś innemu uciekać, ktoś kazał komuś się zamknąć, ktoś chciał coś usmażyć gaśnicą... w obliczu paraliżującej mieszanki grozy i żalu jaką wywoływał widok przed nim, wszystko to było białym szumem.
Dość!
Musiał coś zrobić.
Walczyć, uciekać, albo chociaż zlać się pod siebie i płakać - wszystko jedno, byle nie stać jak kołek i czekać na śmierć.
Zrobił krok do przodu. W stronę pyłu i ciemności. W stronę Bethany. W stronę istoty kłębiącej się za jej bezwładnym ciałem. Nie, nie chciał zginąć, ale też nie wiedział dokąd uciekać. Nie miał żadnej gwarancji, że w kolejnej lokacji nie trafi na trzeciego potwora. Zanim ucieknie z wrzaskiem, chciał przynajmniej dowiedzieć się z czym mają do czynienia. Macki z basenu nie zaatakowały ich póki David nie przeprowadził na nie udanego ataku. Były zajęte Tornadem.
Kolejny krok do przodu.
Być może krwawa ofiara z Bethany ułaskawi bestię na te kilka sekund, które pozwolą mu przebić wzrokiem ciemność i pył.
Kolejny krok. Znalazł się metr za progiem zrujnowanej sypialni. Ciało Myszatej wisiało tuż przed nim, ociekając dziwaczną cieczą.
Drżącą ręką uniósł latarkę i spojrzał wgłąb pokoju.
__________________ Show must go on!
Ostatnio edytowane przez Gryf : 07-06-2018 o 21:41.
|