Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2018, 23:19   #270
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Już lecąc wiedział, że będzie zadowolony z efektu. Ten wybuch był potężny, znacznie silniejszy niż się tego spodziewał. Niezwykle satysfakcjonujące.

Uderzył o ziemię i bez namysłu przetoczył się, by ugasić płomienie, po czym zerwał się na nogi. Choć wciąż czuł na sobie żar wybuchu uśmiechał się promiennie widząc wolno zbierające się kupki popiołu. Tej grupie dojście do siebie zajmie sporo czasu. Ale im się uda. Miał jeszcze jeden pomysł. Nieco bardziej problematyczny, lecz absolutnie wykonalny.

Energia zamknięta w kapsułkach była tak olbrzymia, że aż prosiła się o wykorzystanie w taki sposób. Trzeba było tylko wyczuć odpowiedni dystans, rzucić odpowiednio daleko i rozsadzić pocisk. Albo...

Piraci już nadciągali z każdej ze stron. Denis stał niedaleko. Nie zdążył wiele zrobić nim Jacob pogrzebał pomysł z destrukcją dilithium.
- Jacob! Denis! RICHARD! - zawołała Eloiza, a Starr natychmiast odwrócił się w kierunku dobiegającego głosu. Gwardia Cesarska, która przyszła im z odsieczą kilka chwil wcześniej miała pełne ręce roboty i nie mieli czasu pilnować młodej szlachcianki. Cooper liczył na jej rozsądek. Przeliczył się. Jak to często miało miejsce, gdy musiał polegać na innych.

Widmowe postacie zaczynały otaczać historyka starając się jednocześnie odciąć pozostałe jeszcze drogi ucieczki. Pomiędzy nimi widział uderzenie, jakie wyprowadził jeden z zaimplementowanych. Dziewczyna odleciała do tyłu, zaś pirat zawył. Jego ręka nie odrosła.

Uśmiech Jacoba ograniczały już tylko i wyłącznie uszy. Eloiza sprawdziła drugą i aktualnie ostatnią teorię, jaką udało mu się ukuć. Pierwsza, znacznie prostsza do wykonania oraz błyskawiczna w eksperymentach głosiła całkowitą destrukcję. Druga polegała na ślepym strzale poprzez ściągnięcie nieszczęśnika na wielką bryłę dilithium i sprawdzeniu co się wydarzy. W tym jednak momencie instynkt szalonego naukowca został całkowicie zaspokojony. Próba powiodła się w całej rozciągłości, choć odbyła się na mniejszą skalę niż przyciśnięcie całego delikwenta.

Scenariusze krążyły mu w głowie jak cyklon, który właśnie znacząco przybrał na mocy. Możliwości pojawiały się i znikały, zaś on patrzył na nie rozbieganymi oczami unosząc się w samym centrum. Czas na doświadczenia przeminął podobnie jak ten na zbieranie informacji o przeciwniku. Teraz liczył się konkretny plan coraz silniej układający się w jego głowie.

Z góry spoglądał na pole bitwy, jakby unosił się nad nim w sterowcu. Z jednej strony znajdowali się obrońcy. Naprzeciw nich piraci. Jeszcze dalej Xanouańczycy. Kiedy wilki morskie natarły, defensorzy rozciągnęli szyki, by przeciwdziałać okrążeniu. Całkiem słusznie. Bitwa zmieniłaby się w rzeź. Nie wytrzymają tak długo. Potrzebna była strategia, by móc myśleć o wygranej. Tak się składało, że Starr takową dysponował.

Ale wszystko po kolei. Krok po kroku.

Raz.

- Zabierz ją do Wyspiarzy! - zawołał historyk.
Nie można było mieć pewności odnośnie adresata. Być może był nim Denis. Lub Con. Albo obaj.
Pancerze wspomagane czyniły z gwardzistów mobilne twierdze. Wyszkolenie bojowe z możliwościami kombinezonów dawały im potężne możliwości. Używana przez nich broń potrafiła skutecznie wyrządzić krzywdę piratom. Nawet jeśli czasową. Tam powinna być bezpieczna.
Wyszarpnął pistolet abordażowy pilnując nieustannie, by trzymać się na dystans od agresorów.

Dwa.

- Eloiza! Bij tym powalonych przez nich! Trzymaj się nisko!
Pancerniki powinny być w stanie utrzymać wrogów na dystans z taką siłą ognia, jaką dysponowali. Jeśli tylko dziewczyna nie zacznie im wchodzić w pole ostrzału, czyli zgodnie z poleceniem będzie trzymała się nieopodal ziemi. Ona eliminuje permanentnie, oni dostarczają jej kandydatów i osłaniają przed atakami. Po kilku uderzeniach powinna dojść do tego gdzie najlepiej trafiać, by wyeliminować cel.
Jedna strona zabezpieczona.

Trzy.

- Przynieście łopaty!
Rzucił do pomocnika z Black Cross.

Cztery.

- Narazie! - zawołał na pożegnanie, podskoczył i wystrzelił w najbliższy z monolitycznych kamieni kuląc i skręcając się w locie, żeby żaden z nadnaturalnych przeciwników nie mógł go pochwycić. Starcie z ponad dziesiątką nieśmiertelnych nieco przekraczało jego możliwości. Oczywiście wyłącznie te bezpośrednie.

Pięć.

- Wszyscy odwrót! Odwrót tyralierą!
Jeśli chcieli wygrać, musieli się cofnąć. Wszyscy. W zwartym szyku, by nie dopuścić do okrążenia. Cofnąć się do momentu, w którym będą mieli przed sobą kawałek wolnego pola z wielką bryłą dlithium, a potem wystarczyło tylko... wytrzymać. Manewr ten o niczym nie przesądzał szczególnie z upływem czasu. Siły obrońców malały, zaś atakujących było wciąż tyle samo lub ich liczba nieustannie dążyła do wyjściowej. Być może wtedy ludzie zauważą, że nieznany przedmiot anihiluje piratów, lecz to również będzie niewystarczające. Uda się zniszczyć może kilkunastu, ponieważ starcia rozciągać się będą wzdłuż całej defensywy, z dala od jedynej nadziei.

Sam będzie musiał uważać nawet będąc na szczycie kamiennych bloków. Piraci nie strzelali, bo nie mieli po co. Wszystko załatwiali brutalną, nadludzką siłą. Brak było w tym rozwiązaniu sprytu oraz subtelności, lecz przez to psychologiczne uderzenie było jeszcze mocniejsze. Parli do przodu niepowstrzymaną masą niezależnie od ilości i siły trafień. To mogło złamać nawet najsilniejszego ducha. Cooper jednak mógł na tym skorzystać. Przynajmniej dopóki nie starali się zniszczyć kamienia, na którym stał lub nie próbowali wspiąć się na ich szczyt.

Musiał mieć zawsze w pogotowiu pistolet abordażowy, by przenieść się na inny blok... i kontynuować przygotowania do kolejnych kroków planu. Przywiązać kawałkami szmaty pociski z pistoletu plazmowego do bełtów. Spodziewał się, że energia zderzenia nadana przez prędkość będzie wystarczająca do wyzwolenia niszczycielskich wybuchów.
Jeśli nie podczas tej bitwy, to nigdy. Cały ambaras będzie jednak polegał na tym, by nie strzelić za daleko. To wyrządziłoby szkody nie tylko przeciwnikom.

Musiał też w odpowiednim momencie zatrzymać cofanie się. I to będzie element newralgiczny całego planu. Wszyscy będą musieli wykazać się determinacją, siłą i wytrzymałością, zaś Jacob szybkością. Jeśli coś miało pójść nie tak, to najprawdopodobniej właśnie wtedy.

Niemniej wszystko po kolei. Kroczek po kroczku. Aż nie pozostanie nawet jedna cząsteczka pirata.

Jacob Cooper zamierzał uśmiercić nieśmiertelnych pierwszy raz, choć nie ostatni. I miał co do tego plan.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline