Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2018, 10:34   #79
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Tyle wysiłku włożone w wyprawę nie pozwalało przyjaciołom tak po prostu odwrócić się i odejść. Poczęli zatem przeszukiwać sam grobowiec i teren w jego pobliżu mając nadzieję, że natrafią na coś co pozwoli im odnaleźć zaginiony klucz.

Niestety pomimo starannego przepatrzenia w grobowcu nie znaleźli żadnych ukrytych przejść, skrytek, czy komnat. Zaś w najbliższej okolicy najwyraźniej nie było innych miejsc pochówku. Tym niemniej podejrzenia Myrt okazały się w pewnej kwestii słuszne.

Pozostałości obozowiska pozwoliły ustalić Gimbrinowi, iż faktycznie zatrzymały się tu gobliny. Krasnolud po oględzinach resztek jedzenia przy wygasłym ognisku, a także, co tu dużo kryć, po ekstrementach w pobliskich krzakach nie miał już żadnych wątpliwości, kto tu przed nimi był.

Robiło się coraz później i wszyscy w nienajlepszych humorach ruszyli w drogę powrotną. Nikt nie miał ochoty pozostawać w tym skalnym labiryncie po zmroku.

Na ogół powrót jest łatwiejszy, niż droga w nieznane i tak też było i w ich wypadku.

Gimbrin prowadził pewnie znajomym już szlakiem i zanim słońce skryło się za wierzchołkami drzew opuścili Błędne Skały. Nie zrobili nawet dziesięciu kroków, gdy usłyszeli spokojny, młodzieńczy głos:
- No proszę. A cóż krasnolud i obywatele Shire robią tak daleko na północy? Mówcie szybko.
Rozejrzeli się w poszukiwaniu źródła głosu. Mężczyznę niełatwo było dostrzec, choć wcale nie był daleko od nich. Ledwie jakieś dziesięć jardów.

Siedział na omszałym kamieniu, a na kolanach trzymał łuk. Ubrany na zielono z kapturem na głowie, był prawie niewidoczny.




Gimbrin pogładził z godnością swoją brodę i odparł równie spokojnie.
- Jeśli mi zdradzisz swoje imię Dunadanie, ja zdradzę Ci moje.
Mężczyzna wstał i zbliżył się zarzucając łuk na plecy. Gdy był blisko nich zdjął kaptur ukazując młodą twarz. Uśmiechał się lekko.
- To Wy tu jesteście gośćmi, ale niech Ci będzie krasnoludzie. Jestem Arathorn, syn Aradora. Zgadłeś że jestem Dunadanem. – powiedział kłaniając się lekko.

Teraz z kolei Gimbrin przedstawił siebie i swoich towarzyszy. Nie powiedział jednak nic ponadto.
- Zbliża się noc i zapraszam Was do naszego obozowiska. – rzekł swobodnie Arathorn – i … nie przyjmę odmowy.

Po ostatnich słowach skinął ręką, a zza pobliskich drzew wyłoniło się jeszcze trzech ludzi ubranych w zielone, zlewające się z listowiem stroje. Wszyscy uzbrojeni w łuki, co prawda opuszczone, ale z nałożonymi strzałami.

Cóż było robić? Czyż mogli odmówić tak uprzejmej prośbie. Ruszyli zatem przed siebie prowadzeni przez Arathorna z pozostałą trójką za plecami. Szybko zorientowali się, że młodzieniec prowadzi ich wprost do Fornostu.

Obóz Dunedainów znajdował się nieopodal głównej bramy. Tej przed którą wcześniej dostrzegli płonący stos. Ludzie na swoje potrzeby zajęli kilka zrujnowanych domów. Rozstawiając namioty i rozwieszając płachty materiału na murach w formie prowizorycznych dachów. Przy kilku małych ogniskach spożywali kolację i czyścili swoje wyposażenia. Było ich około dwudziestu. Niektórzy z nich mieli świeżo obandażowane rany.

Na widok niziołków wszyscy z ciekawością odprowadzali ich wzrokiem. Jeden z mężczyzn, który właśnie z kociołka nalewał sobie zupę zagadnął:
- Patrzcie nasz dzielny Arathorn wziął do niewoli niziołki. Chwała!
Młodzieniec nic nie odpowiedział, tylko pokazał natrętowi wyciągnięty wskazujący palec. Zaprowadził ich do ruin domu. Dom ten zachował się w niezłym stanie. Miał wszystkie cztery ściany, a dach stanowiła płachta namiotu. Jakkolwiek pozbawiony okien i drzwi miał w otworach pozawieszane koce. W środku znajdował się zbity pośpiesznie z desek stół i parę ław. W pomieszczeniu oświetlonym lampami znajdował się dostojny starszy mężczyzna.




Podobieństwo jakie łączyło go z Arathornem nie mogło być przypadkowe. I rzeczywiście ich przewodnik zwrócił się do niego ze słowami:
- Dziadku przyprowadziłem Ci gości. Byli między Błędnymi Skałami. Zupełnie jak gobliny, które pokonaliśmy.
Starzec przyjrzał im się uważnie po czym poprosił by usiedli:
- Jestem Argonui przywódca Dunedainów z Północy. Jesteśmy dziedzicami niegdysiejszego królestwa Arthedain. Strzeżemy tych ziem przed wszelkim zagrożeniem. Moi ludzie niedawno mi donieśli, że koło Fornostu kręci się spory oddział goblinów. Rozbiliśmy go, a te gobliny które zginęły spaliliśmy. Wiemy też po śladach, które zostawiły, że kręciły się w pobliżu Błędnych Skał. I oto wy stamtąd wracacie. Powiedzcie zatem czego tam szukaliście. Czy to samo zwabiło gobliny?

W powietrzu zawisło pytanie. Szare oczy Argonui po kolei spoczywały na każdym z kompanów w oczekiwaniu odpowiedzi. Tymczasem Gimbrin milczał, jak zaklęty.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 08-06-2018 o 10:37.
Tom Atos jest offline