Cała wyprawa okazała się żałosną pomyłką.
Może kiedyś, po latach, z opowieści zniknie rozczarowanie a pozostanie tylko pamięć o bohaterskiej walce z trolami czy goblinami, a znalezione złoto rozmnoży się cudownie w przeogromne skarby, jednak w tj chwili Madoc czuł tylko żal i rozczarowanie.
Sczególnie po tym, gdy okazało się, że jednak nic, żadnych skrytek czy kolejnych grobowców, w okolicy nie ma. I nieważne było, czy grobowiec ograbiły gobliny, czy ktoś zrobił to jeszcze wcześniej. W końcu i tak nie mogli nic na to poradzić. Pozostawąło tylko zrobić w tył zwrot w wrócić do domu zanim jesień i deszcze zamienią się w zimę i śnieżne zamiecie.
Droga powrotna, zgodnie zresztą z oczekiwaniami, była prostsza. Nie musieli błądzić, nie spotkali żadnych niespodzianek - przynajmniej do czasu.
Czy byliby w stanie pokonać tajemniczego łucznika?
Na dwoje babka wróżyła. Pewną rzeczą było jednak, że nie obyłoby się bez strat po stronie hobbitów. A gdy zza krzaków wyszło trzech kolejnych Dużych Ludzi, zaproszenia nie dało się odrzucić.
Jak się niestety okazało (i czego można się było zresztą spodziewać) przyjęcie zaproszenia wiązało się z koniecznością wyjawienia kilku rzeczy związanych z celem ich tu przybycia. A że Gimbrin jakimś dziwnym trafem zamilkł, Madoc postanowił podzielić się z Argonuim paroma informacjami. Na początek nie wszystkimi zresztą.
- Madoc Hornblower z Longbottom, do usług - przedstawił się. - Nie wiemy, po co tutaj przylazły gobliny - powiedział. - My, hobbici, jesteśmy gościnni i towarzyscy, ale z nimi się nie zadajemy i nie dzielimy się wiedzą z goblinami. Oni z nami też nie.
- A my przyszliśmy tutaj na prośbę pewnego człowieka - dodał. - Chociaż, prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy czarodzieje są naprawdę ludźmi. Jak pan sądzi, panie Argonui? Czy czarodzieje to ludzie? Bo różne rzeczy się na ich temat prawi.