Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2018, 01:22   #343
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=g3thbaTtPbI[/MEDIA]
Zawsze najwygodniej było zostać na miejscu i czekać, aż świat łaskawie się potoczy, by finalnie móc przyjść na gotowe, najlepiej bez wkładu własnego siły, czasu oraz krwi - ostatnie mieli zagwarantowane umową, każda jednostka w metalowej uprzęży na szyi.
Sekundy mijały, a Black 8 ciągle żyła. Nikt z Centrali nie aktywował ładunku wybuchowego w jej Obroży, ani nie spacyfikował w jakikolwiek inny sposób za szerzenie herezji wedle słów tchórza, na którego saper nie zamierzała tracić więcej czasu. W ty jednym Diaz miała rację: powinni trzymać się swoich. Tych zaufanych, nie bydła. Po cholerę im bydło? Po jaką cholerę… Nash mieszała się w cokolwiek? Zwariowała, tak - z tym się już zdążyła pogodzić. Z rozsądkiem również się pożegnała, dając z siebie robić kretynkę… szczególnie w okolicy pieprzonego trepa kaktusiej nacji.

Raz po raz się ośmieszała, niby nic nowego. Od postawienia stopy na Yellow wyprawiała głupotę za głupotą aż do momentu, gdy zaczęło jej zależeć na kimś innym niż ona sama… paranoja, martwica mózgu. Ewentualnie zbyt wiele razy oberwała przez ostatniej godziny, co skumulowało się atakiem zaćmy mentalnej, przez który marnowała czas.
Tak samo, jak marnowała go próbując tłumaczyć zamiast olać i iść robić swoje. Jak zwykle. Zamiast tego testowała zasięg anomalii Jenkinsa, cudzą wartość i odwagę, a także własnego pecha. Nawet przez jedno uderzenie serca nie miała się za nikogo ważnego w parchatym kurwidołku, ot kolejny kawałek mięsa do rozerwania przez gnidy zamiast któregoś z wiernych sługusów Federacji. Teoria się potwierdziła. Ósemka nie dostała wychowawczego ani wcześniej przy gadce z Hasselem, ani teraz.

Tak samo jak na początku Centrala zlała Bradley i jej prośbę o przypisanie Młodej do Blacków, bądź danie jej chociaż tego samego CH, skoro została sama. Bycie nikim miało swoje niezaprzeczalne plusy.
Do innych należała obca konstrukcja zakłócająca pracę urządzeń elektronicznych, co najlepiej dało się dostrzec po pozycjach. Obserwując holomapę i HUD, dało się dostrzec parę nieprawidłowości. Paru portretów nie przecinało krwistoczerwone KIA, choć samych Parchów nie szło znaleźć na mapie najbliższych okolic. Zapadli się pod ziemię dosłownie i w przenośni, a wraz z nimi cholerny pies z czerwonym nakazem na karku i Mahler. Dwa przeklęte punkty, za jakie Ósemka wzięła odpowiedzialność. Należało więc wywiązać się ze… zobowiązań, aby nikt później nie trzaskał mordą o braku odpowiedzialności za wypowiedziane słowa, a niczego ruda saper tak nienawidziła, jak kłamców, krzywoprzysięzców oraz tchórzy - wygodnickich ścierw bez godności, kręgosłupa moralnego, ani szacunku dla czegokolwiek poza własną, marnej jakości dupą. Tych kierujących się jedynie zyskami bez umiejętności patrzenia dalej niż koniec karty kredytowej.

- MP już są - w rozmowę ruskich ochroniarzy wdarł się syntezator mowy, złote oczy wpatrywały się w krabopodobnego drona. Oznaczenia na powgniatanym pancerzu nie pozostawiały miejsca na domysły. Wcześniej saper obserwowała ostatnie sekundy z życia ‘39, bardziej skupiając się na jego zabójcy. Spory, naprawdę słusznych rozmiarów skurwysyn, nieźle opancerzony i silny jak jasna cholera.
- Przejdą. Może - lektor Obroży dodał dwa krótkie stwierdzenia, zlewając się w jedno ze zgrzytem zębów - Fb żeby zatrzymać, ppanc i ciężka broń. Dobrze pójdzie oczyszczą nam wyjście - między piegami na bladej gębie pojawił się cień uśmiechu. Zgasł jednak szybko, a Parch stała się spięta, obracając między palcami złoty krążek monety. Równolegle do MP poruszali się ludzie Hassela z nim na czele. Zostawało mieć nadzieję, że Morvinovicz ma tu jakieś zamaskowane wyjście awaryjne na czarną godzinę i wszelki wypadek.
- Wasz szef był w Hell. Przy ostatnim kontakcie. Ma tu wyjścia ewakuacyjne? Inne niż główne wrota - twarz saper obróciła się na parę pingwinów przy konsolecie, marszcząc czoło i brwi. - Ten parch co pociął laskę. Gdzie on?

- Zamknęliśmy go w magazynku.
- trójka ochroniarzy siedzących przy konsoletach z monitoringiem popatrzyła na siebie zanim jeden z nich odpowiedział. - A dlaczego pytasz? - ten co odpowiedział odwrócił się w stronę rozmówczyni i spojrzał na nią pytająco. Pozostała dwójka dalej przeszukiwała zaśnieżone i zdewastowane sektory powyżej schronu.

- Miał sprzęt. Torbę z granatami. Prochy, magi. Miecze - saper wzruszyła lewym barkiem, wymieniajac pokrótce najważniejsze z ważnych detali osoby ostatniego ocalałego Greena - Nie wiadomo jak i gdzie znajdzie się wasz szef - ruchem głowy wskazała na konsolety - Ale znajdzie się po drugiej stronie. Gdzie gnidy. Będziemy po niego szli kiedy go namierzycie. Przyda się sprzęt.

- No chyba tak…
- jeden z ochroniarzy odpowiedział po chwili i znowu spojrzał na tego obok. Najwyraźniej bez zdecydowanej i władnej osoby z góry nikt z całej trójki nie kwapił się do podejmowania dowódczych decyzji a raczej brania potem odpowiedzialności za ich konsekwencje. Póki działali wedle jasnych wytycznych wszystko pewnie działało jak trzeba ale bez nich, bez szefa, działali po omacku jak zagubione dzieci we mgle i nocy. Po chwili zastanowienia, ten zapytany w końcu westchnął by dać znać, zwłaszcza kolegom, jak bardzo nie jest zadowolony z ich “wsparcia” i odezwał się znowu. - My ich nie zgarnęliśmy. Ale jak coś miał przy sobie to pewnie albo jest gdzieś w tym magazynie albo tam gdzie go chłopaki zgarnęli. - powiedział w końcu i zaczął coś majstrować przy konsolecie. Wyświetlił się schemat schrony i ochroniarz szybko powiększył jeden z kawałków i zaznaczył palcem trzy punkty. - Tu jesteśmy teraz, tu jest ten magazynek, chłopaki ich pilnują, a tu ich zgarnęli. - wskazał odpowiednio na tym półprzezroczystym schemacie. Nie wyglądało to zbyt daleko ale plątanina pomieszczeń i korytarzy wyglądała jak w jakimś wieżowcu. Chociaż w końcu pewnie dałoby się tam trafić.

Ósemka nie zamierzała krążyć bez celu i sensu, poklikała więc przy Obroży robiąc zdjęcie ekranowi i mapie z zaznaczonym punktem. Dzięki temu odpadało ryzyko kręcenia się w kółko jak gówno w przeręblu.
- Macie tu podgląd na salę operacyjną Kozlova? - lektor wyszczekał drugie pytanie.

- No mamy. A co? - ochroniarz pokiwał krótko ostrzyżoną głową przechodzącą płynnie w szeroki kark. Popatrzył na skazańca w Obroży czekając aż dopowie resztę.

- Jak ostatnio tu byliśmy, odbyła się tam operacja. - syntezator mowy mamrotał w najlepsze, Parch oparła się plecami o ścianę, nie spuszczając oka z tego który chyba tu teraz dowodził - Dla was chwila szukania. Żaden problem. Nic z tajemnic szefa. Jedno nagranie. Jeden zabieg nikogo od was. Tylko od nas. Potrzebne nam. To nagranie. Nie mamy kredytów, ale. Nie za każdą przysługę płaci sie kredytami. To też mawia wasz szef.

- Noo niee wiem… - ochroniarz wyraźnie zawahał się gdy usłyszał prośbę skazańca. Popatrzył na klawiatury i suwaki na konsolecie zwlekając z odpowiedzią.

- Nagrania z kamer to są do wglądu ochrony. A wy nie jesteście z ochrony. Tylko gośćmi. - drugi pokiwał swoją głową by dać znać czemu to nie jest takie łatwe nawet jeśli technicznie do trudnych nie należało.

- Gośćmi specjalnymi. Wasz szef tak mówił, że mamy być w pełni zadowoleni z pobytu tutaj. - Black 8 dla odmiany wzruszyła prawym barkiem - Zresztą nie musimy ich oglądać. Wystarczy że je dostaniemy. To to samo co z oglądaniem tego - wskazała na rzeź poza bunkrem oglądaną jeszcze pare chwil temu - Tu nic juz nie jest normalne, wszystko się pojebało. Ale i wy i my chcemy żeby wróciło do normy, bez robienia sobie na wycieraczkę. Nie starczy że tamta para kundli się tu szwenda? - machnęła ręką na wyjście i kierunek obrany przez parę policjantów - Nie jesteśmy z ochrony. Wy jesteście. Macie znaleźć szefa za bramą. Pójdzie szybciej jak my się stąd zwiniemy, a zwiniemy się z nagraniami. Nie róbmy sobie pod górkę, co? - zaakcentowała pytanie uniesieniem rudej brwi ku górze - Poza tym. Jak go znajdziemy. Morvinovicza. Dostanie cynk dzięki komu poszło tak gładko. Przysługa za przysługe.

- Nie łapiesz.
- ten z grubym karkiem pokręcił tym karkiem a co za tym idzie głowa powtórzyła ten przeczący ruch. - Jak szef się dowie, że wam coś daliśmy to na pewno nic nie pójdzie gładko. - powiedział z odcieniem irytacji albo ironii w głosie. - I poprzednio byliście gośćmi niech będzie, że teraz też. Goście właściwie nie mają tutaj wstępu i nie daje się im żadnych filmów ani nic. Tak to działa. - powiedział kiwając swoją wygoloną głową jakby zaczął sobie przypominać jak to właściwie powinno wyglądać.

- Właściwie po co wam te nagrania? - zapytał przez ramię drugi z ochroniarzy nie przestając ślęczeć nad konsoletą gdy ten pierwszy pewnie główkował czy już wyprosić Parchów na korytarz czy jeszcze nie.

Saper wskazała brodą na ekrany, uśmiechając się pod nosem z ironią.
- Widzieliście korytarz. Drona. Miał oznaczenia MP. Lecą tu. Już tu są - wystukała na holoklawiaturze, czekając aż lektor przełoży znaki na dźwięki i kontynuowała - Mają zgarnąć Jenkinsa i jego artefakt. Przy okazji będą grzebać w kamerach. Za tym nagraniem też. Zrobił się syf, chcecie czy nie, jesteście jego częścią. Będą się pruć. Do was, do Morvinovicza. Usuwanie dowodów. My już mamy wyrok, co najwyżej nas zabiją, ale prędzej oleją. Jesteśmy tylko Parchami. Jak będą robić kipisz nas pominą. Bo nie jesteśmy w stanie zagrozić nikomu spoza formacji. A to nagranie jest ważne. Trzeba je ukryć. Zachować. Uratujecie szefowi dupę, doceni. Potrzebuje ludzi, ma was. Szuka drogi na Orbitę. Sam tam nie poleci - rozłożyła ręce.

- Ehhh, mierda - Latynoska wreszcie przestała obłapiać Promyczka. Zamiast tego pchnęła ją dyskretnie do przodu, samej ruszając dupsko tam gdzie pingwinki z ruskim rodowodem.
- Por tu puta madre, cabrónes… pracujemy dla jednego el jefe, claró? - pokazała na swoja pierś, potem pierś Latarenki, a następnie na pozostałą trójkę patafianów przy konsoli - Mieliście tu nalot, si? Hollyarda i jego drugiego kumpla. Razem z resztą budy. Zbierali na was haki, żeby się przypierdolić bo widać więcej hajsu im potrzeba niż z wlepiania mandatów za śmiecenie… no to już tych nagrań nie ma. Mamy układ z waszym białym garniakiem… teraz to i nasz biały garniak. Siedzicie tutaj, nie ogarniacie co się działo na lotnisku, ani tam na górze - uniosła oczęta ku niebu, a raczej sufitowi, robiąc kolejny krok ku nawijającemu lambadziarzowi - My tu teraz jedna parafia. Też nas wkurwiaja pollas w psich pasiakach, a zaraz ich tu od chuja się nazłazi. No… ale jeszcze ich nie ma - wyszczerzyła się po zwyrolsku podchodząc jeszcze bliżej i flankując się Promyczkiem - Jest szansa żeby ich wychujać jak na prawilnych chicos z rejonu przystało. Zresztą… wam to zajmie chwilę, my nie będziemy patrzeć. To moment, si? Chyba was nie wyjebią z roboty jak przez tą chwilę ktoś wam pierdolnie masaż - przejechała dłonią po ramieniu pingwina - Dwustronny. Wiecie co mój Promyczek potrafi, ze mną w duecie… mierda. Nie zapomnicie tego do końca życia.

- Kulki z rewolweru szefa w twarz pewnie też nie. -
ochroniarz spojrzał na dłoń Diaz jaka spoczęła na jego barku ale gdy podniósł twarz w kierunku stojących Parchów było widać, że ma jakieś “ale” co do tego wszystkiego co mówiły na przemian. Wydawali się we trzech wahać.

- Nie chodzi o gliniarzy takich czy innych. - machnął ręką ten drugi co już raz czy dwa też się udzielił. Wzmiankami o przybyciu MP czy innych gliniarzy ochroniarze jakoś nie wydawali się specjalnie przejęci. - Przyjdą, to przyjdą, niech zabierają tego mądrale z jego syfem i niech spadają. - machnął ręką jeden z nich nawet chyba zadowolony, że pozbędą się tego kłopotu.

- W ogóle chyba trzeba by mu coś powiedzieć by pakował walizki czy co. Gdzie on w ogóle teraz jest? Nadal u Kozlova? - odezwał się ten trzeci najbardziej dotąd milczący. To wywołało kolejną cegiełkę konsternacji u pozostałych i ten z największym karkiem wrócił do swojej konsolety i znowu coś poprzestawiał na niej.

- Co jest? - sapnął zdziwiony gdy na ekranie ukazały się śnieżące trzaski zamiast jakiegoś obrazu.

- A co? - zapytał ten po lewej zerkając na ekrany kolegi.

- No kamery tam nie działają. A przed chwilą były. - odezwał się największy i najbardziej wygadany.

- No to cofaj się aż znajdziesz takie co działają. Trzeba tam posłać kogoś by naprawił i sprawdził co się stało. - odparł ten po prawej niezbyt przejęty.

- No jest. Ale dopiero przy pralni. A w całym medlabie i okolicy siadły kamery. - odparł z zastanowieniem główny rozmówca Parchów w sterówce.

- No to wyślij tam kogoś, niech wymieni na nowe albo co oni tam z nimi robią. - ochroniarz z ciemną czupryną poradził koledze.

- To nic nie da. Wymiana - Nash wystukała krótką odpowiedź, zezując na zostawioną na stoliku w okolicy paczkę papierosów. Podeszła do niej i wyciągnąwszy jednego, zaciągnęła się z wyraźną przyjemnością, odpalając go zapalniczką. Dopiero wtedy podjęła pisaninę - Artefakt. Uaktywnił się. Zaburza pole elektromagnetyczne. Psuje sprzęt elektroniczny. Poza tym świeci. Lewituje. Widać go z orbity. Sygnał. Pełen serwis. - parsknęła, zaciągając się po raz drugi. Przy trzecim buchu spoważniała, przejeżdżając uważnym spojrzeniem po każdym z ochroniarzy po kolei - Zajebie was jak cokolwiek zrobicie, co? Kacap. Szkoda by było - zakrakała do kompletu, wykrzywiając usta w kwaśny półuśmiech, choć złote oczy zostawały poważne - Alternatywa. Zawsze jakaś jest. Te nagrania. Z operacji żołnierzy robionej przez Greena. Tego co go tu macie zamkniętego. Zgrajcie je, schowajcie przed MP. Na wszelki wypadek. Znajdźcie szefa. Ma dobrą obstawę, nie padnie tak łatwo. Też tu wróci. Do tego momentu - skrzywiła się, zaciągając po raz czwarty i patrząc temu od gadania prosto w oczy - Schowaj je. Proszę. Zabezpiecz. Na wszelki wypadek. Morvinovicz zdecyduje co z tym zrobić, jak tu się przytoczy. Wtedy wy nie łamiecie jego zasad, my nic nie widzimy, a materiał jest zabezpieczony. - zaciągnęła się ostatni raz, wzdychając ciężko - Nikt więcej za ten syf nie musi zdychać.

Mężczyźni w mundurach z “Security” na plecach zawahali się patrząc na siebie porozumiewawczo jakby mieli się naradzić za pomocą spojrzeń. Cała sytuacja wydawała się kłopotliwa dla nich i tak daleka od standardów regulaminów i poleceń, że wyraźnie się czuli zagubieni. Na wszystkich też widocznie działała presja powrotu szefa. Nie chcieli się znaleźć na linii gniewu jego lufy ale ciężko im było przewidzieć jak zareaguje. Parchy powinny tu być czy nie? Nagrania im można udostępnić czy nie? Zgrywać coś na zapas czy nie? Jak zareagować na MP które jeszcze zanim się pojawiło poszarogęsiło się tutaj nieźle a co zrobią jak tu fizycznie przybędą? Szef by był to by powiedział co robić a tak…

- Dobra chyba jak zrobimy kopie z nagrań to się nic nie stanie. Najwyżej je skasujemy czy co. - ten największy otarł spocone od tych rozmyślań czoło i zdecydował coś w końcu. Ten najmniej wygadany pokiwał głową i coś zaczął gmerać na swojej konsolecie. Na jego ekranach pojawił się medlab i jego okolice. Film cofał się w przyśpieszonym tempie więc ciężko było zauważyć jakieś inne ruchy poza stabilnymi elementami krajobrazu jak ściany czy podłogi.

- A z tymi Parchami co weszli robimy coś? - zapytał Gienadij wskazując na piątkę skazańców jacy niedawno przeszli przez śluzę i obecnie maszerowali przez ten długi, lekko zakręcający korytarz.

- Niech se idą. Dojdą do publicznego i tam niech się urządzą. - ten największy rzucił okiem na niezbyt ciekawy obrazek maszerującej w pustym korytarzu grupki i nie wydawał się tym przejęty. Nie bardziej niż szefem który gdzieś tam był w niewiadomym stanie i była szansa, że wróci.

Część dowodów zabezpieczono, tyle i aż tyle musiało na razie wystarczyć. Nash odetchnęła dyskretnie, kiepując papierosa w kryształowej popielniczce, przypominającej już bardziej petunię, niż cokolwiek innego.
- Dajcie im tu wejść - poprosiła lektorem, wstając na własne nogi i przestając podpierać ścianę - Weźmiemy sprzęt od Greena, przegrupujemy się. Wy znajdziecie zgubę - machnęła brodą na konsole - Pójdzie szybciej. Sprawdzimy też Jenkinsa i medlab. Na wszelki wypadek. - tu popatrzyła na Diaz i zrobiła minę sugerującą kto się tym zaraz zajmie - Wyjdę po nich. Zgarnę i przypilnuję żeby nie narobili syfu. Jak się do was zwracać? - spytała na koniec, spoglądając po kolei na każdego z trójki Rosjan.

- Nie mamy wyjścia. Mają takie uprawnienia, że wejdą gdzie chcą. - ten największy wzruszył ramionami i skrzywił się widocznie wcale nie zadowolony z nadzwyczajnych uprawnień mundurowych jakie im dawał stan wojenny.

- Ona chyba mówiła o tych z Obrożami. - zwrócił mu uwagę Gienadij. Ten w środku skrzywił brew patrząc na niego podejrzliwie a potem tym samym spojrzeniem poczęstował Black 8.

- Dobra to sobie idźcie po nich. - odpowiedział trochę podobnym do obrażenia tonem, że Black 8 mówi tak nieprecyzyjnie bo sam w swoim mniemaniu pewnie pojął co i jak trzeba więc wina nie leżała po jego stronie. - Ale oni nie mają zaproszenia szefa więc zostają w cywilnym. - dodał podnosząc palec do góry by podkreślić swoją stanowczość.

- To jest Bulat a tamten to Marat. - Gienadij uzupełnił wypowiedź kolegi o imiona wskazując odpowiedni na swojego sąsiada o byczym karku a potem na kolegę siedzącego przy ścianie.

- Asbiel. A to Diaz - Nash puknęła napierśnik, następnie wskazała na piromankę. Wysiliła się nawet na mniej cyniczny uśmiech, parskajac krótko przez nos. - Poczekam na nich przy bramie. Diaz. Sprawdzasz medlab. Spytaj Roya czy ogarnął co trzeba. I Kozlov. Miał przyszykować leki. Poza tym. Sprawdź czy mają medpaki, apteczki. Coś co się nam przyda tam na zewnątrz - nadawała lektorem, wytaczając się ze sterówki i kończąc przekaz po drodze - Będziemy tego potrzebować. A teraz do roboty. - zakrakała na zakończenie, idąc szybko gdzie brama i zostawiając Latynoskę odbijającą gdzieś po lewo razem z ckmistką i długonogą blondynką. Inteligent z miotaczek oraz brunetka szli za to przy saper, wystukującej na klawiaturze wiadomość do wszystkich Greyów w klubie:
"Kierujcie się do części prywatnej. Właz za salami socjalnymi dla bydła. Macie mój namiar, traficie."
- Poczekamy przy bramie - lektor zachrobotał na korytarzu, Nash splunęła przez ramię - Nogi mnie bolą, nie mam ochoty łazić więcej niż to konieczne. I użerać się przy wejściu. Za stara się na to robię.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline