Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2018, 22:00   #526
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Ostatnie przygotowania do rytuału

Lotte pamiętała co czytał Dora, ale nie miała pojęcia jak wprowadzić wymienione w księdze punkty w życie.
~ Ok, to co tam było? – rzuciła w głowie i zamyśliła się przez chwilę, po czym spojrzała na potwora. ~ Haltija uśpiona, to teraz fińska ziemia... A gdzie mam ją rzucić?

Położyła otwarty worek na podłożu, tak aby wygodnie było jej sięgać po potrzebne przedmioty. Gestem przywołał kolegę ręką i podała mu pochodnie, aby mogła mieć wolne ręce, a płomień rozświetlał okolicę. Sama skupiła się na ziemi. Postanowiła sypnąć ją wokół bestii, choć kompletnie nie miała pojęcia czy dobrze robi, ponieważ wspomniane było coś o związaniu i szamanie, więc jakim cudem zwykłe sypnięcie miało coś dać?
Domenico chwycił od niej latarnię, po czym stanął obok. Zerkał co chwilę na śpiącą bestię, jakby zastanawiając się, jak mocno drzemie. Ismo nie przestawał grać na kantele. Jego palce poruszały się sprawnie, pomimo nienajlepszego oświetlenia oraz zmęczenia, które go ogarniało.
Dora lekko odchrząknął, aby przywołać jej uwagę. Wyciągnął przed siebie rękę i zatoczył koło wskazującym palcem. Chyba sugerował, żeby stworzyć krąg wokół potwora. Następnie spojrzał jej w oczy i skinął głową. Visser spojrzała na usypaną ziemię i stwierdziła, że krąg jest wystarczająco okrągły i ciasno usypany, bez jakiejś przerwy.

~ Teraz chyba było potrzebne kadzidło z róży i dąb ~ mówiąc to już szukała dłońmi przedmiotów w worku. Wyciągnęła je, podpaliła kadzidło, które postawiła na desce dębowej i znów przez chwilę zastanawiała się gdzie to położyć, czy w kręgu usypanym z ziemi czy poza nim. Zdecydowała położyć przedmioty w środku. Na koniec pamiętała, że Dora przeczytał coś o sicie. Pierwsze co przyszło jej na myśl, to łapacz snów, z którym polubiła się od pierwszej chwili. Przeważnie widziała takie przedmioty wieszane nad łóżkiem, ale tu nie miała takiej możliwości, więc położyła talizman przy głowie potwora.

~Chyba wszystko… ~ spojrzała okiem wprawnej dekoratorki wnętrz. Trzeba przyznać, że dosyć groteskowo urządziła to pomieszczenie. Pytający wzrok zwróciła na Domenica, jakby szukając potwierdzenia, że jest wszystko dobrze. Chociaż miała wrażenie, że czegoś brakuje i jej myśli krążyły wokół żywiołów. Nie czekając na odpowiedź kolegi, wróciła spojrzeniem do kręgu i odrażającej bestii, która spokojnie spała, przynajmniej na razie. Był ogień, była ziemia, ale czy brakowało wody i powietrza? Nie miała pojęcia czy to tak działa, znów niepewna spojrzała na Dorę. Mężczyzna wzruszył ramionami, spoglądając Lotte w oczy. Następnie spojrzał z powrotem na bestię. Nic się nie działo. Żadnej zmiany. Musieli zrobić coś inaczej, póki kadzidło wciąż tliło się, a potwór spał. Włoch podszedł do płonącego, wonnego patyczka i podniósł go. Zaczął chodzić dookoła bestii, tak kierując dymem, aby opatulał diabła z wszystkich stron. W pewnym sensie właśnie to było elementem powietrza, którego brakowało Lotte. Wcześniej uznała to za przejaw ognia, jeden ten prawie nie płonął… Spojrzała na dębową deskę. Czy należało ją podpalić? Domenico był zajęty owiewaniem potwora cudowną wonią i nie mógł odpowiedzieć na pytające spojrzenie Lotte, jeżeli zechciałaby takie mu posłać. Visser musiała sama podjąć decyzję. Nie czekając wiele podpaliła deskę, ale zaczęła zastanawiać się skąd ma wziąć wodę. Choć trochę liczyła, że nie będzie potrzebna.

Dora westchnął, po czym znalazł pomysł. Wpierw ociągał się, lecz wnet podszedł do Mariki. Jej ciało ociekało lepką cieczą. Potwór bynajmniej nie zdołał wszystkiej zlizać, choć na pewno musiała być dla niego wielkim przysmakiem. Włoch zaczął coś mamrotać pod nosem, bardzo cicho. Kobieta widziała jedynie ruch jego warg, żadne słowa nie wychodziły spomiędzy nich. Zrozumiała, że modlił się. Ale o co? Przebaczenie? Duszę Mariki? Może prosił Boga, żeby się udało? A może… chciał tego wszystkiego na raz? Następnie schylił się i wziął martwe zwłoki pod ramiona. Zaczął je ciągnąć w stronę śpiącej bestii. Następnie spojrzał na Lotte. Jak mogli wykorzystać osoczę zawarte w kobiecie…? Wodę, której brakowało w zaklęciu? Tkwiła w tym pewna ironia. Marika za życia nie wahała się ani moment przed skorzystaniem z krwi Luigiego do własnych celów - narysowania diabła. A teraz oni mieli to samo uczynić z jej własnym osoczem… To samo, czyli… co dokładnie?
Lotte otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia, nie wiedziała tylko czy determinacją kolegi czy tym co robił. Kompletnie nie przyszło jej takie rozwiązanie do głowy, jej pomysłowość zdecydowanie była ograniczona. Chyba zbyt trzymała się tego, że woda, to woda, a nie jakaś ciecz. Zastanowiła się czy ma jakikolwiek pojemnik na ową „ciecz”, ale szybko doszła do wniosku, że nie. Na dodatek miała wrażenie, że krew nie jest najlepszym pomysłem, że może zmienić rytuał. Niestety nie miała lepszego pomysłu, a biec po wodę na górę zajęło by za wiele czasu.
W zasięgu wzroku nie było żadnego pojemnika… jednak w magazynie znajdowało się ich dużo. Były wypełnione kadzidłami, ziemią, drewnem, różnego tego typu rzeczami i instrumentami… Detektyw mogła poświęcić kilkadziesiąt cennych sekund na to, aby udać się do tego pomieszczenia, opróżnić jeden ze słojów i wrócić z nim. Istniała też opcja nieco szybsza, lecz na pewno mniej czysta i elegancka. Mogłaby spróbować wziąć nieco osacza w dłonie i rozlać go w kręgu bestii, jak też planowali.

Parę sekund wydawało się być niczym w obliczu kilku minut, które poświęciłaby na szukanie wody, więc szybko zerwała się do magazynku. Obawiała się, że rozlana krew nie zadziała jak by tego chcieli i powinna mieć jakieś naczynie. Visser poruszała się szybko. Niestety nie miała w pomieszczeniu znajdującym się obok zbyt dobrego oświetlenia, jednak - na szczęście - operacja znalezienia przypadkowego słoja nie była zbyt skomplikowana. Podobnie jak pozbycie się jego zawartości. Wróciła do głównego pomieszczenia i rozejrzała. Niby niewiele zmieniło się… jednak sytuacja prezentowała się nieco gorzej. Ismo wyglądał na bardziej bladego i jego gra była nieco mniej doskonała. Rytm zdawał się mniej doskonały, choć na szczęście wciąż trafiał we właściwe struny. Jak wiele trzeba było, aby obudzić bestię? Jak bardzo melodia musiała pogorszyć się, aby czar przestał działać? Tego nie mogła nawet przypuszczać.
I nawet nie próbowała, bo nie miała na to czasu. Wlała krew Mariki, którą podsunął jej Dora, z miejsca wydającego się ociekać nią najmocniej. Nalała tyle aby choć trochę zapełniło się naczynie na dnie, ale nie traciła zbyt dużo czasu. Wstawiła „wodę” do kręgu i zastanawiała się czy jeszcze czegoś nie brakuje oprócz żywiołów.

Domenico pomógł jej w przelewaniu krwi martwej kobiety. Nie było to ani przyjemne, ani zbyt łatwe. Osocze przeciekało przez ich palce, kiedy próbowali przelać je do słoja. Potem, kiedy już to zrobili, ich dłonie lśniły szkarłatem w ciepłym świetle postawionej na podłodze pochodni. Niczym w Makbecie, tyle że oni nie zabili króla dla własnych zysków. Ich pobudki były znacznie bardziej szlachetne, choć z boku musiało to wyglądać nie mniej makabrycznie. Dora spojrzał na Lotte i uśmiechnął się do niej niepewnie. Jego wzrok wydawał się pytający… Mówił: o czym zapomnieliśmy? Co jeszcze powinniśmy zrobić? Co przeoczyliśmy? Włoch westchnął. Przecież Lotte nie posiadała wcale większej ilości informacji niż on. Lotte nie. Jednak detektyw nie była jedynym człowiekiem w tym pomieszczeniu… a drugi, znajdujący się tuż obok i grający na kantele, mógł wiedzieć nieco więcej. I choć dla każdej innej osoby nie miałoby to żadnego znaczenia, skoro nie mogli rozmawiać… to Domenico potrafił czytać w myślach. Przykucnął tuż przed Ismem i spojrzał prosto w jego zmęczone oczy. Nie potrzebował takiego kontaktu, aby korzystać z telepatii, jednak pewnie w ten sposób chciał dać chłopcu znak, że zamierza to uczynić.
Visser nie kryła zadowolenia z pomysłu kolegi, na które po cichu liczyła. Sama nie mogła za wiele uczynić. Ani tu nie była potrzebna przeszłość, ani emocje, więc czuła, że teraz przyszedł jej czas na nerwowe czekanie. Przenosiła wzrok ze śpiącej bestii i kręgu rytualnemu, który stworzyli na Dorę i Isma szukając zbawienia.

Włoch spoglądał przez kilka długich chwil na chłopca. Młody Fin prędko nawiązał z nim kontakt wzrokowy i pozostali w nim przez dłuższy czas. Mijały sekundy, w trakcie których gra na kantele stawała się coraz bardziej niedoskonała. To nie dziwiło. Nie dość, że Ismo zdawał się coraz bardziej wycieńczony, to teraz jeszcze musiał skupiać się na drugiej czynności, jaką było przekazywanie swoich myśli. Nie jeden dorosły miałby problemem z wykonywaniem takich dwóch czynności jednocześnie, będąc w nienajlepszym stanie. Młody szaman jednak nie miał taryfy ulgowej i był tego świadomy. Nie skarżył się, tylko starał się dać z siebie tak wiele, jak to tylko możliwe. Wielka dojrzałość, której potrzebowali.

Włoch wreszcie wstał i spojrzał na Lotte. Potem odwrócił się do pozostawionego łapacza snów i podniósł go. Podszedł do detektyw i wręczył artefakt w jej dłonie. Następnie, będąc przy niej, odwrócił się w stronę bestii, wskazał ją palcem, a potem znowu na łapacz, i znowu na potwora, i znowu na obiekt. Spojrzał w oczy Visser i podniósł do góry dwa palce wskazujące, czym chyba chciał przekazać, żeby przygotowała się…? Nie do końca była pewna. Lotte nie znała wielu języków, jednak Skorpion nie mógłby jej pomóc tym razem, nawet gdyby go miała. Choć ruchy Włocha raczej też nie były skoordynowane żadnym konkretnym językiem migowym. Następnie Domenico zastygł w bezruchu. Chyba chciał jakiegokolwiek poświadczenia ze strony kobiety, że rozumie to, co chciał jej przekazać.
Tego obawiała się, że ktoś będzie musiał nad bestią trzymać łapacz, w końcu powinien wisieć. Czemu ona miała to zrobić i czy o to właśnie chodziło? Skinęła niepewnie koledze i podeszła do kręgu. „Zawiesiła” przedmiot nad głową bestii, patrząc czy ma to jakiś sens.
Włoch skinął głową, po czym podniósł do góry prawą dłoń i wyciągnięty palec wskazujący. “Uważaj!”, bez wątpienia właśnie to miał na myśli. Akurat ten znak wydawał się w pełni uniwersalny. Następnie obrócił się w stronę Isma, jakby czekając na coś. Chłopiec podniósł głowę i spojrzał to na detektyw, to na Włocha. Wciąż nie przestawał grać, choć teraz zaczynał fałszować. W jego oczach tkwił strach. Zdawało się, że aby przejść do następnego punktu programu, musiał zrezygnować z gry kantele. Ale to oznaczałoby pewne przebudzenie potwora. Wahanie chłopca wcale nie dziwiło… czy można było w jakiś sposób dodać mu odwagi?
Głupio przeszło jej przez myśl, żeby pogonić chłopca, wyczekiwanie stawało się coraz trudniejsze do zniesienia. Jednak ze stoickim spokojem skinęła głową, jakby była pewna, że podejmują najlepszą decyzję w całym swoim życiu. Dora zrobił tak samo i to w tej samej chwili. Obydwoje skinęli głową. Wtedy Ismo zamknął oczy i zaczął bezgłośnie poruszać ustami. Może modlił się? Lub też odprawiał jakiś rytuał? Trwało to tylko chwilę, po czym odłożył instrument muzyczny. Melodia przestała płynąć i w powietrzu zawisła cisza tak przeraźliwa, krzykliwa, obezwładniająca… Lotte zadrżała. Kołysanka była do tej pory jedyną rzeczą, stanowiącą ochronę przed śmiercią. Otulała ich niczym wytrzymały kokon i tylko dzięki niej nie musieli obawiać bestii… co prawda chwilowo, lecz jednak.

Ismo z trudem wstał i zachwiał się. Wyglądało to tak, jak gdyby miał za chwilę upaść. Miał wyraźne problemy z utrzymaniem równowagi.
Ona chyba ruszyć nie powinna się. Przeniosła wzrok na Domenico, ale uznała, że chłopiec musi dać sobie sam radę, bo rzucanie się mu na ratunek nie za wiele da. Choć bardziej liczyła na to, że Ismo wytrzyma jeszcze trochę. Wstrzymała oddech. Chłopiec jednak nie dał rady. O ile wcześniejsze siedzenie i grę na instrumencie jeszcze dobrze znosił, to nagłe podniesienie było dla niego czymś zbyt trudnym. Upadł do przodu i choć w porę wyciągnął ręce, łagodząc upadek… to przez to minęło wiele cennych sekund… w trakcie których wilk poruszył się… sowa drgnęła… Wszystko zmieniało się. Nawet powietrze smakowało jakby inaczej. Lotte odniosła wrażenie, że wyczuwa w nim zgniliznę, choć może jedynie to sobie wyobraziła…
Dora skoczył do przodu, żeby pomóc chłopcu wstać. Visser widziała po jego minie, że wyrzucał sobie, że nie zareagował wcześniej. Tymczasem wilk wydał z siebie cichy pomruk, choć wciąż nie otworzył oczu. Jednak to było tylko i wyłącznie kwestią czasu… A ten upływał coraz szybciej. I zostało go niewiele.

Nerwowo przewróciła oczami i zamknęła je. Jakby chciała zmienić rzeczywistość, w której znajdowała się i liczyła, że jak je zaraz otworzy, to nie będzie odczuwać tego wszystkiego nieprzyjemnego co teraz ją otaczało. Jakby mogła oddać swoją energię życiową, to już by to zrobiła, równie beztrosko jakby oddawała krew potrzebującym. Krew… była dosyć nieciekawym porównaniem. Otworzyła oczy i spojrzała na bestie, która niestety nadal tam była i zaczynała budzić się. Oddychała bardzo cicho, jakby nie chcąc przyspieszyć tego procesu. Przerzuciła spojrzenie na chłopaków, nie wiedząc, co ma zrobić. Może to ona teraz będzie musiała kupić im czas, jak Mikaela? Wbiła ze złością wzrok na chwilę w obelisk, jakby była zła, że stoi bezczynnie.
Domenico w tym czasie pomógł chłopcu wstać. Młody szaman zaczął przybliżać się do kręgu z pomocą mężczyzny. Rzucił jeszcze wzrokiem na Lotte i na artefakt, który trzymała w swoich dłoniach. Następnie skinął jej głową, jakby zadowolony z tego, gdzie znajdowała się. I jaką rolę miała odegrać w wydarzeniach, które miały się rozegrać.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline