Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2018, 22:00   #527
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
PiÄ…ty werset

Dora prowadził chłopca tak, jakby ten był schorowanym starcem. I rzeczywiście Ismo sprawiał wrażenie dużo starszego, niż w rzeczywistości był… i to chyba nie tylko z powodu słabego światła i cieni tańczących na jego twarzy. Podszedł do budzącej się bestii. Ta, ku zgrozie Lotte, rozwarła parę oczu. Powoli i niespiesznie, jak można było spodziewać się po kimś bardzo zaspanym. A jednak… to i tak wydawało się przerażające.
Pajari westchnÄ…Å‚.
- Mój biedaku - rzekł, kładąc jedną rękę na czole wilka, a drugą na łbie sowy. - Twoja męka kończy się. Obiecuję - zapewnił.
Nagle jego oczy zaświeciły się jasnym światłem, które Lotte już wcześniej widziała. Włosy szamana poruszyły się, jakby targane niewidzialnym wiatrem. Całe jego ciało zaczęło delikatnie świecić platynowym blaskiem, który wnet przelewał się na korpus bestii… Powoli, jednak z każdą kolejną sekundą coraz większa część potwora przyjmowała światło Pajariego. Kiedy objęło go całe… z ciała istoty zaczęły wydzielać się nagle i niespodziewanie okropne kłęby czarnego dymu. Gęstego niczym śmierć i ciężkiego jak ołów.
Visser doskonale wiedziała jak świat nadprzyrodzony, a w jej przypadku misje dla IBPI potrafiły dodać lat. Przyglądała się uważnie przez cały czas. Przypomniała sobie, że Mikaela też emanowała takim białym światłem, gdy ostatni raz ją widziała. Nie było pomyłki, ze Ismo był jej synem, to była ta sama moc. Wszystko wskazywało na to, że nie mieli już szans poznać się. Szybko jednak przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, pamiętając co było dalej i dlaczego widziała kobietę po raz ostatni w mauzoleum Alto. Tak jak tam, miała niepokojące wrażenie, że coś idzie nie tak, że może Ismo też nie poradzi sobie z tak silną energią. Bała się poruszyć, oddychała płytko, jakby miało to cokolwiek zmienić. Spojrzała na tak ulubiony przez siebie łapacz snów, jakby miał jej dodać odwagi, albo pomóc.
- Dym! - krzyknął Domenico, patrząc na kłęby czarnej sadzy, które biła z bestii. - Złap dym, zanim ucieknie! - wrzasnął jeszcze głośniej, aby przebić się przez głośny, przeszkadzający odgłos egzorcyzmów. Przypominało to nieco trzaski, trochę trzeszczenia, jednak dominował obezwładniający szum. Tak przeszywający, że Lotte zastanawiała się przez moment, czy jej uszy nie uległy uszkodzeniu z jakiegoś powodu.
Rytuały nie były jej mocną stroną, a może niewiedza wywoływała zbyt dużą niepewność co do swoich ruchów.
- No żesz… - rzuciła próbując zagarnąć dym łapaczem snów, jakby cedzakiem wyjmowała pierogi z garnka.
Kiedy artefakt napotkał smolistą substancję, cały rozjażył się. Choć płonął czerwienią niczym pogrzebacz wyjęty z ognia, to nie był wcale gorący. Mimo to Lotte i tak z trudem utrzymywała go w dłoniach. Dym uderzał w niego z taką mocą, że Visser obawiała się, że wytrąci jej go z ręki. Domenico stał przy Ismo i mrużył oczy z powodu jasnego, przenikliwego światła bijącego od chłopca. Zdawał się wahać, czy zostać przy nim i pomóc mu w przypadku, gdyby szamana opuściły siły i nie byłby już w stanie utrzymać się na nogach. Z drugiej strony chciał również pomóc Lotte, która zaczynała odczuwać ból w nadgarstkach. Spojrzał na nią, jakby starając się oszacować, co powinien uczynić.
Kobieta postanowiła sprostać w pełni choć jednej rzeczy, która została przed nią postawiona. Przestała traktować artefakt jak cedzak i postanowiła włożyć wszystkie swoje siły i skupienie, aby utrzymać łapacz tak długo jak będzie to potrzebne. Czuła, że od momentu nieszczęśliwego zabicia Atte, ponosiła same porażki. Teraz zdecydowała się nie poddać tej passie i obrócić los na swoją korzyść.
~ Nie ma bata, wytrzymam ~ dodała sobie otuchy w myślach.
Domenico skinął głową, po czym wrócił do obserwacji Isma. I kiedy tylko położył na nim wzrok, światło chłopca zgasło, a ten zaczął osuwać się z nóg. Na szczęścia Dora złapał go w porę i nie została wyrządzona żadna szkoda.
Dymu było coraz więcej i choć Lotte nie była pewna, jak długo czasu jeszcze wytrzyma, to wciąż dawała radę. Smoła ginęła we wnętrzu łapacza i choć wpierw zdawało się, że nigdy nie przestanie płynąć, to wnet jej źródło zaczęło wysychać. Lotte oddychała głośno, a pot lał się po jej czole i skroniach, a niestety nie mogła go zetrzeć. Nie był on jednak jej największym zmartwieniem.

Wnet dym w ogóle zniknął, a artefakt przestał błyszczeć. Bestia rozświetliła się mocno i strumień światła popłynął wysoko w stronę sufitu, przebijając go na wylot. Visser zauważyła, że drugi, bliźniaczy, płynął również z obelisku.
~ To chyba jeszcze nie koniec ~ pomyślała posępnie, bo ostatnio nic nie szło po jej myśli. Przez chwilę spięła się cała, obawiając się, że strop zwali się im zaraz na głowę. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, przynajmniej na razie.
Wnet blask przestał płynąć z bestii. Ta w międzyczasie zmalała i zmienił się jej kształt… Dopiero teraz można było na nią spojrzeć bez ryzyka wypalenia wzroku tak mocnym światłem. Okazało się, że nie było już wilka i choć sowa pozostała… to wyglądała zupełnie inaczej. Była zdecydowanie mniejsza i przypominała haltiję, z którą detektyw rozmawiała w Reykjaviku. Tylko że ta zdawała się dużo młodsza, jak gdyby nie tak dawno przebiła się przez skorupę i wyszła na świat. Bez wątpienia nie była już w ogóle groźna. Rzecz jasna nie posiadała ust, jednak Visser odniosła wrażenie, że uśmiecha się w dziecięcy sposób, rozglądając się po otoczeniu.

Tymczasem światło obelisku wcale nie gasło.

- Chyba udało się – rzuciła już na głos, lekko zachrypniętym głosem, bezwiednie uśmiechnąwszy się do haltiii. – Chyba też obelisk zaczął działać jak trzeba, to może i ludzie obudzą się w pełni… Co z Ismo? – zapytała niepewnie Domenico.
Chłopiec poruszył się nieznacznie.
- Ż-ży… - zaczął. - Żyję… - z trudem dokończył słowo.
Domenico pokręcił głową.
- Nie mów, tylko odpoczywaj - rzekł. Wciąż był spięty.
Spojrzał to na chłopca, to na Lotte, która wciąż trzymała w dłoniach łapacz snów. Zdawało się, że cała ta akcja nie zniszczyła go i w jakiś sposób zdołał wytrzymać to wszystko. Zresztą… tak samo oni.
- Czy to… udało nam się? - jęknął, marszcząc brwi. Spojrzał na szamana, potem na Lotte, następnie na sowę i wtedy znów na Visser.
- Nie mam pojęcia, ale chyba nie musimy się obawiać morderczej bestii. – Zwróciła spojrzenie na przedmiot w swoich rękach, jakby bojąc się, że wyleci z niego cały dym, który zebrała. – Sowa jest już sową, nie czuję tej dziwnej aury, więc raczej jest ok.
Haltija zatrzepotała skrzydełkami, jak gdyby chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Dziękuję - pisnęła wysokim głosikiem. Spojrzała na Lotte, Domenica, a na samym końcu na Isma. - Nie pamiętam, co dokładnie wydarzyło się… jednak ból, który czułam, zniknął. Znowu czuję się sobą.
Dora spojrzał gorzko na pisklaka.
- A czy będziesz w stanie zwrócić życie Luigiemu? - rzekł zjadliwie. - Albo Marice?
Haltija spojrzała na niego z nierozumnym, uprzejmym uśmiechem.
- Pozostaw zmarłych w spokoju – rzuciła beznamiętnie do Dory, ale szybko zwróciła się do sowy. – Czyli już bestii nie ma, a czemu obelisk świeci?
- Moje uzdrowienie dokonało się przy rozbłysku ogromnej ilości duchowej energii. Obelisk zareagował na nią i aktywował się - sowa wyjaśniła oszczędnie. - Miejmy nadzieję, że za chwilę zgaśnie… - dodała ciszej.
- A co się stanie jeśli nie zgaśnie? – zapytała niepewnie.
- Nie zgaśnie - odpowiedziała sowa. - A wtedy ludzie w końcu odkryją to miejsce. A poza tym pojawi się jeszcze kilka innych skutków ubocznych, jak prześlizgiwanie się haltii najróżniejszych vaki do świata śmiertelników. Z drugiej strony ludzie będą przypadkiem zawędrowywać do świata duchów. Duża destabilizacja - pisnęła haltija.
- Aha – odpowiedziała zaskoczona. – Jeszcze na coś takiego nie natknęłam się wcześniej. Lepiej żeby zgasło, mam już dosyć wrażeń. Nie pamiętasz co się stało i kto ci to zrobił?
- Nie - sowa pokręciła głową. Zrobiła to tak zamaszyście, że jej cieniutkie nóżki nie wytrzymały i wnet przewróciła się. Pisnęła przy tym.
- A jeśli już chodzi o pamięć… - Dora odezwał się, tym razem już spokojniej. - Przybyliśmy tutaj z pewnego szczególnego powodu - mruknął Włoch, spoglądając na Lotte. Chyba chciał, żeby to ona dalej mówiła.
- Tak – zgodziła się z kolegą. – Potrzebujemy wersu przepowiedni.
- Tak, to akurat pamiętam. Mam na myśli werset - skinęła głową. - I też… przypomniałam sobie, że ci ludzie po niego właśnie przybyli… a ja nie chciałam go dać… i…
Ismo nagle poruszył się i szybko zareagował.
- I teraz jestem tu ja. Pan Aalto był moim… dziadkiem? - zerknął na Lotte, jak gdyby to ona lepiej znała jego drzewo genealogiczne i mogła potwierdzić jego słowa, co do których sam miał wątpliwości. - A w każdym razie mam w sobie jego krew. Możesz przekazać mi werset.
Sówka z trudem podźwignęła się na nóżki i znowu pokiwała głową, tym razem ostrożniej.
- Tak – znów potwierdziła, choć jakby bardziej chciała ciągnąć poprzedni temat, związany z przeszłymi wydarzeniami. – Ismo jest z krwi Aalto, ale powinnaś to już była wyczuć, więc chyba przekonywać cię nie musimy.
- To prawda - odpowiedział pisklak. - Z przyjemnością przekaże słowa - dodał.
Odchrząknął niczym śpiewak operowy przed wykonaniem popisowej arii. Jednak nie odezwał się. Zamiast tego w ich umysłach słowa same pojawiły się.

Cytat:
Nieba korona co jest sercem Boga
Ma w sobie burzę, potrafi być sroga
Lecz dobry Fenni odnajdzie w niej spokój
Jasnego nieba, gdy mija niepokój.
- To wszystko? - Domenico zapytał zdenerwowany. - Dla tych kilku słów tyle ludzi umarło? Są warte aż tyle?
- Przykro mi Domenico – spojrzała na kolegę. – Wiesz przecież, że to nie o to chodzi… - chciała zacząć tłumaczyć, ale stwierdziła, że to nie ma sensu. Lekko potrząsnęła łapaczem snów i zapytała – czy mogę to odłożyć bezpiecznie?
- Tak, myślę, że tak - odpowiedziała sowa.

Ismo nagle poruszył się i próbował wstać.
- Nie ruszaj się - rzekł Dora. - Siedź w miejscu choć przez…
- Nie, muszę zająć się obeliskiem.
- Jesteś zbyt zmęczony…
Pajari próbował siłować się z Domenikiem, ale przypominało to wysiłki muchy uwięzionej w szklanym słoiku.
- To choć pozwól mi przybliżyć się do niego… - Pajari westchnął pokonany.
Przez chwilę przyglądała się kłótni, ale skupiła swoją uwagę na ostrożnym odłożeniu artefaktu z dala od zasięgu przypadkowego kopnięcia.
- Dom zrób co mówi Ismo, jeśli nic z tym nie zrobimy, zdecydowanie będzie źle, a do tego stanu wolałabym już nie wracać. – Westchnęła z ulgą, gdy po odłożeniu przedmiotu nic nie wydarzyło się złego. Poczuła się lżej, jakby głaz spadł z jej barków. Złapała za swój telefon, żeby skontaktować się z Tallah, o ile miała tu zasięg. Okazało się, że go jednak nie było. Być może to obelisk blokował dostęp do sieci telefonicznej. Na szczęście nie było to aż tak problematyczne… wystarczyło wyjść z budynku i oddalić się na odpowiednią odległość. Teraz nic już ich nie zatrzymywało.
 
Ombrose jest offline