Zaza odeszła od Sulima i Rathana by nie narażać ich na atak wilka, widziała że łucznicz przygotowuje swój miecz, i jest w gotowości by ją wspomóc. Gdyby miała czas się nad tym zastanowić czułaby się lepiej że ktoś pilnuje jej przysłowiowych ‘pleców’ ale wilk już podniósł głowę i warcząc głucho, ruszył powoli w jej stronę. Za chwilę miał minąć kryjących się ludzi.
- Biedne zwierzę - wymamrotał pod nosem Sulim. - Tresowane przez te straszne gobliny tylko po to, by pomagać im w wojnach i w zabijaniu. Tak będzie dla ciebie lepiej, wilczku… - wyszeptał, przenosząc wzrok na gotującą się do walki półorczycę.
Zaza uznała że dzieje się to wszystko za wolno i tupnęła na wilka prowokując go dalej. Wilk zawył i zaszarżował na półorczyce, skoczył jej do gardła. Zaza jednak była szybsza, udało jej się zablokować szczęki zwierzęcia rękojeścią toporu. W tej chwili Rathan wyszedł zza narożnika i wymierzył cios na wilka, zaszedł bestię z boku i dźga mocno, wbijając sztych w grzbiet wilka. Bestia puściła rękojeść topora i Zaza miała okazję wymierzyć cios wzięła szeroki zamach i jednym płynnym ruchem ucięła mu łeb. Po wszystkim Zaza zwróciła się do łucznika:
- Tam są żywi. - Wskazała na wóz stojący w ciemnościach. - Zawołasz ich, jesteś lepszy … w tym całym... - dziewczyna szukała odpowiednich słów - … przyjacielskim podejściu? - dokończyła niepewnie, nie do końca wiedząc, czy dobrze to ujęła i miała nadzieje że nawet jeśli nie, to Rathan i tak będzie wiedział o co chodzi.
Rathan co prawda uważał, że każdy, kto pokonał złego wilka, powinien zostać uznany za przyjaciela, ale uznał, że osoby wyrwane (niemal) z paszczy tegoż wilka przychylniej spojrzą na kogoś... bardziej cywilizowanego. Wytarł miecz w sierść wilka, po czym schował broń i zrobił dwa kroki we wskazanym przez Zazę kierunku.
- Chodźcie do nas - powiedział niezbyt głośno. - Pomożemy wam uciec z miasta i dostać się do bezpiecznego miejsca - zapewnił.
- Rathan? To ty? - kobiecy głos dobiegający z ciemności wydawał się znajomy, mimo rozpaczliwego tonu. Łucznik usłyszał niepewne kroki, po czym z ciemności wyłoniła się zapłakana twarz Silvii, jego przyjaciółki z dzieciństwa. Nie zdążył nawet zareagować, kiedy kobieta rzuciła mu się na szyję. - Dziękuję! Już myślałam, że tam zginę! - to mniej więcej był w stanie zrozumieć z jej niezbornych słów. Za nią wyszedł średniego wzrostu mężczyzna o twarzy bladej z przerażenia. Ennius, młody rybak z Phaendar, spojrzał na wtuloną w Rathana Silvię z wyraźną zazdrością, po czym przeniósł wzrok na Zazę - Dziękuję - powiedział cicho i jakby ze wstydem. W końcu to on był jednym z tych, którzy przodowali w docinaniu Ericowi i prowokowaniu “dzikuski”, kiedy była młodsza.
Rathan odpowiedział uściskiem i przytuleniem, chociaż nie bardzo wierzył własnym oczom i uszom. Już dawno nikt go nie witał z taką radością, a z pewnością do tych osób nie należała Silvia, która miała do niego mnóstwo pretensji o to, że wyjechał w świat.
- Cieszę się, że cię widzę - powiedział, nie wypuszczając dziewczyny z ramion. - I ciebie, Enniusie - dodał.
- Pozbyliśmy się hobgoblinów z mostu - mówił dalej. - Aubrin wraz z paroma jeszcze osobami poszła do chaty Erica. Chyba powinniście do nich dołączyć. My mamy tu jeszcze parę spraw do załatwienia.
Kobieta spojrzała na niego z czystym strachem wymalowanym na twarzy.
- A..ale jak to? M..mamy iść sami? A co jeśli ktoś nas zobaczy?
- Sulim pójdzie z wami - rzekł druid, ostrożnie zerkając w stronę Rathana i Zazy, jakby upewniając się, czy nie będą protestować przeciw takiemu sposobowi ucieczki. - Sulim i tak się tu do niczego nie przyda. Lepiej będzie jeśli Sulim odprowadzi ocalałych i przypilnuje mostu.