Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-06-2018, 14:47   #165
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Bar do jakiego trafiły nie pasował do ubrań jakie miały na sobie i widok dwóch dziewcząt, wywołał lubieżny rechot tamtejszych bywalców. Niemniej Gamnira, jak tylko sama stanęła na nogi, od razu walnęła z pięści jednego ze śmiejących się mężczyzn, rozkwaszając mu nos i powalając na podłogę. To uspokoiło resztę.
- Co podać? - spytał chudy starzec, przyglądając się obu podchodzącym do kontuaru kobietom.
- To co zwykle Snarkie… to, że mam kieckę, nie oznacza, że żołądek też zmieniłam - odparła łowczyni, a gospodarz spojrzał na bardkę pytając
- A co dla ciebie panienko?
- Coś kolorowego i słodkiego. - Ta odparła spokojnie, choć w środku była przerażona nie na żarty zaistniałą sytuacją. Dobrowolne wchodzenie do tego typu mordowni, było, dla takich jak Chaaya, niemal jak samobójstwo.
- Cosik kolorowego i słodkiego. Nalewki… jakieś konkretne? - dopytywał się niewzruszony karczmarz.
- Daj którąś z kwiatowych… te na miodzie… i wzmacniane - wyjaśniła tropicielka.
- Jasne… - Mężczyzna ruszył zgarbiony, przynieść zamówienie, a w tym czasie tawaif mogła się rozejrzeć po barze… a raczej dużej szopie szkutniczej, zaadaptowanej na bar. Kiedyś musiały tu stać i suszyć się gondole. Teraz stały stoliki i ludzie, których suszyło pomiędzy przerwami w piciu.

- Często tu przychodzisz? - spytała w końcu Dholianka, szybko rezygnując z przyglądania się tutejszej “faunie i florze”, by przypadkiem nie zarobić w twarz.
- Nie… boisz się, że ktoś cię napadnie? - Była słodka w swej naiwności, zwłaszcza, że popis umiejętności koleżanki jeszcze chwilę temu mogła podziwiać. Niemniej myśliwa była kobietą i nie ważne jak męską się zdawała, tancerka nie potrafiła wyzbyć się przeświadczenia, że samotna kobieta potrzebuje… opieki.
- Wielu z tych ludzi znam z imienia i nazwiska… także z imienia ich żony. A jeśli już ktoś mnie napada, to… mam darmową rozrywkę w postaci obijania ich buziek - odparła wesoło traperka i wzruszyła ramionami. - Zwykle tacy napastnicy są zbyt pijani, by stanowić dla mnie zagrożenie, bo na moją urodę nikt się nie połasi, a i na bogatą nie wyglądam... A i nie martw się. Pod moją opieką nic ci tu nie grozi.
Paro już chciała zuchwale odpowiedzieć, że nie spotkałoby ją tu nic nowego, czego już nie przeżyła, ale w rezultacie stwierdziła, że może raczej nie powinna poruszać tego tematu. Dlatego go zmieniła… troszeczkę.
- Czy twój tata też tu przychodził?
- Tak. Mój tatko tu przychodził, także wraz ze mną. Był dobrym myśliwym. Najlepszym jakiego znałam. Wszystkiego mnie nauczył. Niestety to, co przekażę twojemu braciszkowi, to tylko podstawy podstaw. Ale sama wiesz o tym dobrze, jak niewiele zdołasz mnie nauczyć przez te siedem dni. Jak wiele nauki przede mną - odparła z ciepłym uśmiechem łowczyni. - Jak wiele mogłabyś mnie jeszcze nauczyć. A nie zdążysz.
Kurtyzana zastanawiała się dłuższą chwilę, jakby musiała przetrawić informacje jakie usłyszała. W rzeczywistości jej myśli uciekły daleko wstecz i krążyły gdzieś nad mężczyznami, którzy mogli być jej ojcem.
Jak to jest mieć ojca, z krwi i kości, który… po prostu jest przy tobie? Kamala nigdy nie poznała swojego taty. Tak samo jak swojego dziadka… i wujków… Jej jedynymi mężczyznami w życiu byli klienci i słudzy.
Gdy była malutka i jeszcze bardzo, bardzo niewinna, tęskniła za szerokimi ramionami, które uniosą ją pod niebo, za uśmiechem, który poprawi jej humor, za głosem, który uspokoi, pocieszy.
Jak to jest mieć ojca..?
Dziewczyna bardzo chciała poznać odpowiedź na to pytanie, chciała poznać tego, dzięki któremu teraz stąpała po ziemi. Być może okazałby się łotrem i zawiódłby wszystkie jej oczekiwania, ale przynajmniej nie czułaby się wyrwana z kontekstu, wybrakowana.
- Mój brat to samouk, gdy pokażesz mu co i jak, sam później dojdzie do perfekcji swoją ciężką pracą - odparła łagodnie, powracają na chwilę do dziupli w której były i podpierając się łokietkiem o blat, wczesała palce we włosy. - Pytanie, czy ty dasz sobie radę, gdy mnie już nie będzie przy tobie?
- Nie stanę się taka śliczniutka, zgrabniutka i nie zyskam tak kuszących nóżek, ale… możliwe stanę się bardziej… kobieca - oceniła po chwili namysłu Gamnira, dodając pół żartem pół serio. - Albo odszukam cię i spróbuję wykupić kolejne lekcje.
- Wygląd to tylko dodatek, najważniejsze to to jak sama siebie postrzegasz w głowie - mruknęła złotoskóra, pukając się opuszkami w głowę dla podkreślenia swoich słów. - Gdy zobaczysz w sobie kobiecość i staniesz się w niej pewna, inni to również dostrzegą.
- Ja widzę w sobie… że jestem silna. - Olbrzymka napięła dumnie muskuły prawej ręki i dodała z lisim uśmieszkiem. - Ale chcę żeby inni widzieli we mnie kobiecość, bo mężczyźni są dla takich kobiet jak ty… no szarmunanccy… pokazują miękkie podbrzusze. A ci którzy nie… na tych mam kopniaka w klejnoty koronne.
- To tak nie działa, ale w sumie czemu by nie spróbować, może ci się uda. - Zadumała się Sundari, nawijając pukielek na palec. - A w razie co wiesz gdzie mnie szukać… choć mentor ze mnie słaby, chyba.
- Nie przesadzaj. Myślę, że idzie ci bardzo dobrze. Na pewno nie gorzej niż mnie z twoim bratem. Też nikogo nie uczyłam. - Uśmiechnęła się kobieta, dodając z uśmiechem. - Poza tym gapię się na ciebie i może coś tak podłapię. Na przykład kochanka.
- W takim miejscu nawet nie waż mi się szukać - zagroziła tawaif z nieco nerwowym śmiechem. - W takich miejscach trudno o… cokolwiek poza mordobiciem.
- Hej… czasami pod tymi futrami, można znaleźć solidną kiełbaskę. Mało finezyjną, ale jednak… - odparła oburzona na niby tropicielka i zapytała łobuzersko, odbiegając nieco od tematu. - A złapana przez ciebie kiełbaska warta była kuszenia?
- Nie wiem czy byłaby solidna, ale na pewno zapchlona - odparła półszeptem Dholianka, wzdrygając się lekko, najwyraźniej nie chcąc nawet próbować się dowiadywać. - Wy biali i ta wasza… kultura - cedziła ostrożnie dalsze słowa, jakby żuła twardy kawał suszonego mięsa.
Na chwile umilkła przyglądając się sękom na blacie szynku, wspominając swe przeróżne zaloty do klientów.
- Nie wiem… - W końcu przyznała z bolesną szczerością i dziwnym ukłuciem w sercu, gdy dotarło do niej, że myślała nie tylko o tych co ją kupili, ale i o Ranveerze i Jarvisie.
- Wiesz… - Uśmiechnęła się myśliwa, spoglądając w oblicze bardki. - Jakbyś nie wiedziała, to byś się tak wcześniej nie rumieniła. Musisz przecież mieć powód dla którego masz jednego mężczyznę przy sobie. Musi być ważny z jakiegoś powodu dla ciebie.

- Umiem się rumienić na zawołanie… potrafię też płakać, wyglądać na zainteresowaną, mój śmiech jest bardzo przekonujący i nikt nie jest w stanie stwierdzić, czy śpię czy nie… nie umiem jednak zrozumieć tego co mam w głowie - odpowiedziała bardzo cicho Chaaya, przesuwając spojrzeniem po gładkiej powierzchni baru, dostrzegając w niej coraz więcej zadrapań, pęknięć i wgnieceń. - Jedna Paro mówi mi… że było warto, ale druga zaprzecza, która ma rację? Nie wiem. Nie słucham ich obu tak jak i całej reszty.
- A ja ci teraz… zazdroszczę. Bardzo - odparła zawadiacko uczennica, przekazując swoje nauki. - Tatko mówił, że jak zobaczył mamę, to od tego czasu miał nawałnicę w głowie. Uczucia w nim szalały… i tak miał do końca jej życia. Był zakochany w niej. I ty chyba też jesteś. Zazdroszczę ci. Ja na swoją nawałnicę na razie czekam.
- Ile masz pór… ile masz wiosen? - spytała nieco zmęczona dziewczyna z pustyni, rada, że znalazła sposób na zmianę tematu.
- Będzie z dwadzieścia siedem? Chyba? - zaczęła liczyć na palcach tropicielka. - Mniej więcej.

“Stara dupa z niej… za stara na chłopa” oceniła wnikliwie Deewani, a Nimfetka jej przytaknęła.
“Stara, brzydka, głupia… bogatego nie usidli…”
“Biednego też… chyba, że pijanego” dokończyła Jodha.
“A tam gówno wiecie… poleci jakiś desperat na duże cycki, nauczymy ją dobrze ciągnąć i oboje będą zadowoleni” zadecydowała Umrao.
“Jeśli by ssała z taką siłą jak przywaliła temu nieborakowi, to bogowie chrońcie przed tą okrutną śmiercią.” Ada wtrąciła swoje spostrzeżenia, wzbudzając wredny chichot masek.
“Ale wy niemiłe, jadowite wręcz… ciekawe po kim to macie, bo na pewno nie po mnie.” Laboni skrzyżowała ręce pod bujnym biustem, cmokając jak bezzębny pies pokojowy.
“Może po ojcu…” burknęła chłopczyca obruszona. “Taaa… Na pewno to z jego strony… Starczy, że po matce mamy tę nieszczęsną płeć i zdzirowatość, więcej skarania nam nie trzeba.”
“Aćha, aćha! Gdyby nie matka i jej rozpustna oaza, nie zaszłybyście tak daleko jak zaszłyście!” wściekła się babka, że emanacje umniejszały wkładu w kształtowaniu Chaai.
“Czyli gdzie niby..? Popatrz… jesteśmy w jakimś jebanym rynsztoku gdzie nawet nie świeci słońce!” krzyknęła niepokorna dziewczynka.
“SSSha nie mów tak, damie nie wypada…” Seesha próbowała załagodzić sytuację, ale gdy w głowie zrobiło się cicho od panującego w niej napięcia, dziewczęta dosłyszały cichy szum… bardziej syk, jakby skądś ulatywała para.
Deewani od razu wiedziała do kogo ów syk należał i co właściwie oznaczał. To Starzec… rechotał gdzieś jak żaba, lecz Kamalasundari postarała się, by go dobrze… przytłumić.
“Dama srama… to wszystko jest do dupy... “ ucięła krótko obrażona, szybko umykając do przyjemniejszych części świadomości nosicielki.

- Najwyższa pora byś kogoś znalazła… - odparła z nową energią tancerka. - Jeśli do tej pory nikogo nie znalazłaś, to znaczy, że tu, gdzie szukałaś, go nie ma… trzeba ci zmienić środowisko… musisz wyruszyć na nowe tereny łowieckie… ot co.
- Ja… nie jestem pewna… - Teraz to myśliwa była wyraźnie zmieszana i opuściła głowę w dół. - …bo nigdy nie myślałam, żeby kogoś szukać na stałe. Ot czasem, gdy mnie nabierała ochota, albo za dużo wypiłam, to było coś przygodnego. Ale tak… na stałe?
- Nigdy nie szukałaś, ale jednak mi zazdrościsz… zdecyduj się moja droga, albo chcesz, albo nie… zresztą nie nakazuje ci znaleźć kogoś z kim będziesz mieszkać, pracować, sypiać i podróżować. Nie musisz się z tym kimś zrastać tyłkami i zabierać wszędzie tam, gdzie sama pójdziesz. - Tawaif złagodniała nieco, gdy zobaczyła nietęgą minę przyjaciółki.
- Wiesz… - zaczęła jeszcze raz, tym razem delikatnie. - ...to tak jak z szukaniem jagód w lesie… idziesz do lasu na spacer, na polowanie… wymyśl sobie swój powód... i znajdujesz krzaczki jagód, ale są one puste. Gdy wyszłaś na spacer, nie szłaś z podjętą decyzją, że chcesz szukać jagód, czy że masz na nie ochotę. Zobaczyłaś jednak krzaczki i czujesz, że chciałabyś zjeść miseczkę z leśnymi owocami. Zaczynasz więc przeszukiwać. Krzaczek po krzaczku, roślinkę po roślince, ale nic nie znalazłaś. Być może przyszłaś za wcześnie i jeszcze nie urosły, być może za późno, bo już wszystkie zostały zebrane. Postanawiasz zaczekać i zobaczyć. Przychodzisz codziennie i oglądasz krzaczki, ale nie ma na nich ani kwiatów, ani owoców. Dzień w dzień ta sama polanka. Czasem znajdujesz jedną jagódkę… suchą lub nadgniłą, ale nie smakuje ona tak jakbyś tego chciała… nie zaspokaja też twojej potrzeby zjedzenia całej miseczki tych owoców. Z cukrem… i śmietaną. W końcu starasz sobie wytłumaczyć, że w zasadzie to nie potrzebujesz jeść tych jagód i wracasz do siebie. Wtedy… spotykasz kogoś, kto je miseczkę świeżych leśnych owoców. A więc są! Gdzieś rosną, można je zdobyć.. Wiesz jednak, że tam gdzie byłaś ich nie ma…
Masz teraz dwie możliwości do wyboru. Wyruszasz do lasu na poszukiwania polany z krzaczkami na których jagody rosną, lub zostajesz w domu i starasz sobie wmówić, że wcale ich nie chcesz… bo przecież, gdy wyszłaś pierwszy raz na spacer nie myślałaś o jagodach i przez cały ten czas udało ci się obyć bez nich.
- Czy to będzie częścią nauki? Polowanie na mężczyzn? - zapytała cicho Gamnira, słuchając pilnie wykładu o jagodach.
- Możemy spróbować, ale nie tu… błagam cię - dodała zawadiacko Chaaya.
- To ty tu jesteś ekspertem łowieckim. Ty wybierzesz łowisko - rzekła dobrodusznie łowczyni.
- Pomyślę nad tym, pomyślę - odparła tajemniczo kurtyzana, uśmiechając się delikatnie.
- No i… powiesz… co trzeba… wymagać od kochanka w alkowie - dodała już bardzo cichutko i wstydliwie uczennica.
Obie kobiety czekała jeszcze dłuuuga droga w naukach...


Kamala pożegnała się z Gamnirą po dwóch kolejkach. Myśliwej nie jej. Bardka w swoim własnym tempie sączyła słodką nalewkę, która okazała się zbyt słodka jak na jej wybredne gusta, ale nie za mocna, więc przynajmniej się nie upiła.
Za to miała dobry nastrój, a przynajmniej tak się dziewczynie zdawało, gdy maszerowała chodnikiem wzdłuż długiego kanału.
Dzień nie zapowiadał się tak paskudnie jak myślała. Wprawdzie dalej było chmurno i szaro… i przewidywalnie… i nijako, ale dało się wytrzymać, pod warunkiem, gdy powstrzymywało się myśli od swobodnego krążenia po głowie. Wystarczyła odrobina skupienia…

- Przepraszam… przepraszam… halo… czy pani czeka na gondolę? - Jakiś głos, męski i niepewny wyrwał Dholiankę z zamyślenia. Dziewczyna zorientowała się, że stoi na pomoście i wpatruje się w czarną wodę, opływająca łódeczki. Jak długo tak stała?
Cóż… niemyślenie ma swoje plusy, ale myślenie o niemyśleniu jest za to bardzo… absorbujące.
- Właściwie… właściwie to tak, czekam na gondolę - odparła podnosząc spojrzenie na lekko otyłego mężczyznę. Chłopaka.
Był młody, chorobliwie żółty, o burzy prostych brązowych włosów, gdzie każdy kosmyk był innej długości. Lekko się garbił, a czarne oczy uciekały każdy w inną stronę. Opierał się o tykę, stojąc w prostej łupinie, bardzo starej i spracowanej, lecz solidnej.
- Dopiero przyuczam się do pracy… niedawno przybyłem do miasta, więc nie za dobrze znam jego topografię, ale biorę za przepływ bardzo mało i jestem uczciwy i porządny… - zapewniał nieznajomy, wyraźnie się pocąc ze zdenerwowania. Uśmiechał się, ukazując równie żółte co jego skóra zęby. Krzywe i niekompletne, lecz uśmiech ten był… przyjazny i prosty.
Tawaif uśmiechnęła się pokrzepiająco i przytaknęła głową.
- Nie szkodzi… - Sundari weszła na pokład i usiadła na ławeczce, po czym wytłumaczyła chłopakowi jak dopłynąć do baru „Pod rogiem i baryłką”.

Przeprawa odbyła się bez większych przeszkód. Otto, bo tak nazywał się gondolier, okazał się nieszkodliwym, zagubionym i wielce samotnym człowiekiem, któremu wiecznie nie zamykała się jadaczka. Tancerka nie tylko poznała ile ów osobnik ma lat, skąd pochodzi, jak się nazywa, co robił przed przybyciem, z jakiej rodziny pochodził, ilu miał braci, jak się ci bracia nazywali, co robili, jak się żony braci nazywały i dzieci, czego nie lubi, co lubi, jak mu się powodzi…
Złotoskóra kiwała głową, pomrukując, potakując, cmokając, wzdychając, uśmiechając się i od czasu do czasu nawiązując kontakt wzrokowy z bardzo miłym i przyjaznym… ale cholernie natrętnym przewoźnikiem.
Rzecz jasna nie pierwszy raz miała do czynienia z gadułą, który postanowił zwierzyć się jej ze wszystkiego co leżało mu na sercu, szkopuł tkwił w tym, że to zazwyczaj oni płacili jej za słuchanie… a nie na odwrót.
Gdy dopłynęli na miejsce, kobieta wyskoczyła z łodzi oddychając z ulgą i z ukrytym podnieceniem spojrzała na drzwi wiodące do karczmy. Czy Axamander będzie w środku?
- Była dla mnie pani taka miła, strasznie się denerwowałem, bo nie znam się na ludziach i bałem się, że mi pani odmówi, albo wyśmieje, albo nie będzie chciała zapłacić, na pewno panią bardzo zanudziłem, bardzo przepraszam, ale nie mam doświadczenia z wieloma klientami… w zasadzie z żadnymi… była pani moją pierwszą, wszyscy mnie jakoś unikali… ale może teraz zła passa została przełaman… - pytlował poczciwy chłopak, gdy Chaaya zastanawiała się, czy aby przypadkiem ten cały Otto nie był boską karą za złe potraktowanie Godivy.
- …nie musi pani nic płacić, ha, na mój koszt przejażdżka, oby się pani okazała szczęśliw…
- Słucham? - zdziwiła się tancerka, oglądając na swoją największą pomyłkę w podejmowaniu spontanicznych decyzji.
Mężczyzna umilkł bo w sumie nie wiedział co powtórzyć… przez te kilka chwil zdążył tyle powiedzieć, że nie do końca się orientował do czego odnosiło się pytanie.
- Czy nie jest pani zadowolona z moich usług? - zaryzykował niepewnie, a jego zezowate oczy, rozbiegły się jeszcze bardziej na boki. - Źle dopłynęliśmy?
Kamala ściągnęła nieznacznie brwi w geście bezgranicznego zdumienia. Tik ten był jednak szybki i ulotny, zupełnie jakby po niebie szybowała jaskółka, która rzuciła lekki cień na twarz pięknookiej, przelatując dalej.
Obejrzała się ona ponownie na drzwi tawerny z wyraźną konsternacją i wahaniem. Czy to nie ona powiedziała, że nie spotka się już z diablęciem? Że wystarczy jej on sam…
Nie kłamała wtedy gdy to mówiła i nie kłamała teraz, ale… czarownik nie był w stanie zastąpić jej wszystkich ludzi. Nie mógł być przyjacielem, ojcem, kochankiem, bratem, siostrą, mentorem, kumplem… wrogiem.
Zależało jej na znajomości z rogaczem. Na tych przekomarzankach, na tym napięciu seksualnym, na żartach, docinkach, psikusach… Axamander tak bardzo przypominał jej krnąbrnych braci, że widząc go… czuła nieustanny ból w piersi na myśl o tym, iż nigdy już w życiu ich nie zobaczy.
- Proszę pani… czy coś się stało? - ponownie wyrwał ją z zamyśleń gadatliwy brunet.
Sundari obejrzała się ponownie na niego, a w oczach miała łzy, drżące na krawędziach, grożąc spłynięciem na policzki.
- Właściwie… właściwie to tak… n-nie chciałam tu być… to nie to miejsce… przepraszam, możesz zabrać mnie gdzie indziej?

Spływ do Antykwariatu odbył się w kompletnej ciszy. To znaczy… bardka milczała, a Otto coś smętnie nawijał, opacznie odbierając zaistniałą sytuację. Gdy dopłynęli na miejsce dziewczyna z pustyni zapłaciła za kurs standardową stawkę, upierając się przy tym, by nie wydawać reszty po czym udała się do sklepu.
Nie była w nastroju do narzekania Gulgrama i Nveryioth to widział, oferując pomoc. Beknął za to podwójnie, bo dostał burę od przełożonego i nie pomógł swojej partnerce w potrzebie. Przez to do końca dnia martwił się o nią.
Martwił się o ten smutek w oczach, o to zmęczenie na twarzy i spolegliwy, cichy ton jej wypowiedzi. Postanowił więc poprawić jej jakoś humor… zabrać ją najdalej od zarzewia problemu - Godivy, bo kogóżby innego?!
Chaaya zgodziła się bez pytań i otrzymując wskazówki do trafienia do domu pewnego zgrzybiałego i równie starego bibliofila, po czym zniknęła równie cicho co się pojawiła.

Po pracy albinos wrócił do tawerny w której mieszkali. W pokoju numer dziewięć było cicho, a smok nie wyczuł obecności tancerki. Nieco zdziwiony, przebrał się na wyprawę i spakował potrzebne rzeczy. Nakarmił Rojd, następnie sam się posilił w stołówce.
Jego Jeźdźczyni dalej nie było. Czyżby zapomniała, że byli umówieni? Czy może coś się stało?
Zaniepokojony gad poszedł na górę i zapukał do pokoju w nadziei, że otworzy mu czarownik i wytłumaczy co się stało. Odpowiedziała mu jednak głucha cisza. Jarvisa też nie było.
Skrzydlaty wyszedł na zewnątrz i rozejrzał się niepewnie wokół.
Czy Kamala była ze swoim kochankiem? Spotkała kogoś nowego? Zaczytała się w bibliotece?
Choć zazdrość podpowiadała zielonołuskiemu, że jego ukochana partnerka była teraz z kimś innym, to doświadczenie podpowiadało mu, że jeśli dziewczyna trafiła na świetnie wykonany zielnik z pięknymi obrazkami, zapewne zaprzedała duszę diabłu, by móc przeczytać go od deski do deski… czyli po prostu straciła poczucie czasu. Jeśli się mylił i Sundari zabawiała się gdzieś z magikiem, wykastruje ich obu… na trzeźwo.

Po przeprawie gondolą z wyjątkowo capiącym tyczkarzem, drakon stanął pod ładnie zachowaną kamienicą i wpatrzył się w okno na piętrze z którego wylewało się ciepłe światło kaganka.
~ Jaaadłaś coś? ~ spytał surowym głosem, sięgając umysłem do pochłoniętej lekturą kurtyzany.
Tak… trafiła jej się dobra literatura.
~ Ne-e…
~ A piiiłaś?
~ Na-ah…
~ Pamiętałaś chociaż by się załatwić?
~ Nie… zaraz się zsiusiam… ~ stwierdziła piskliwie brązowowłosa.
~ NIC DZIWNEGO, STRACIŁAŚ PONAD PÓŁ DNIA!!! Masz ćwierć świecy, by się ogarnąć i zejść do mnie! Zaraz wylatujemy.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline