Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2018, 16:18   #166
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Przez całą podróż buzia ślicznookiej kurtyzany się nie zamykała ani na chwilę. Koniecznie chciała się podzielić informacjami jakie dziś zdobyła.
- Przeczytałam całą encyklopedię zwierząt oraz leksykon roślin bagiennych oraz sposoby ich zastosowania. To niesamowite ilu wspaniałych rzeczy się dowiedziałam. Zaczęłam się nawet uczyć ich na pamięć. Czy wiesz, że dymnicę popielatą, można pić w postaci syropu na bazie cukru gdy dolegają ci duszności, a także jako nalewki, gdy masz problemy z trawieniem? To niesłychane. Krwawniki pospolite rozsiewają się z kłącza, a nie tak jak wielu zakładało z ziaren ich ropotwórczych owoców. A kolce migotki pierzastolistnej zawierają w sobie toksynę, której używają tutejsze klany łowców do usypiania swoich ofiar!
- Bogowie… za co ty mi to mówisz, co? - burknęło smoczydło lądując w bagnie po kostki pazurzastych łap.
- Pestki orzechowca cierpkomiąższowego mają silne działanie przeciwbólowe, a jagody goroji jedzone w codziennej diecie rozjaśniają cerę i wzmacniają twoje zęby!
- Wspaniale… doskonale… bardzo się cieszę, a teraz złaź na ziemię.
- Mają tu też wiele rodzajów jaszczurek z rodziny salamander, rowitki trzypalczaste mają jadowitą ślinę, która w zetknięciu z metalem, na przykład ostrzem miecza, sprawia, że rdzewieje! Rdzewieje i to w przyśpieszonym tempie. Zaraz… co? Mam zejść w to błoto? Chyba oszalałeś! Mowy nie ma… tu jest mokro i brudno, a ja nie mam odpowiednich butów! - zaprotestowała bardka, trzymając się mocno siodła, by nie dać się zrzucić na ziemię.
- No przecież nie mogę ciągle w tej formie przebywać… niewygodnie tu, ciasno! - poskarżył się Nveryioth, zwijając swe nienaturalnie długie cielsko w serpentynkę.
- Niepokoją mnie te oczy… niepodobają mi się… to źle wróży - zmieniła nagle temat kobieta, ściskając udami boki jaszczura.
- Jakie oczy… czyje oczy… tego tutaj? - Gad popukał pazurem w skamieniałego wojownika, bo ani przez chwilę nie pomyślał o nim jak o rzeźbie…
- Nie… tej bramy… popatrz… albo nie patrz… groźne są.
Zielony nie zamierzał słuchać panikowania i ruszył się w kierunku budowli, by dokładnie się jej przyjrzeć z bliska.
Oczy dziwacznej statuy rozbłysły mocno czerwonym światłem, trafiając w drakona i przenikając jego ciało zimnem. W miejsca gdzie trafiły pojawił się kamienny nalot, a sam skrzydlaty poczuł jak jego ciało robi się ospałe.
- Kto śmie wchodzić na tereny wybrańca śpiącego boga! - ryknęła rzeźba.
- Nvery! Nvery nic ci nie jest? - zawołała strwożona tawaif, wychylając się w siodle.
- Spokojnie… nic… nic… … - Smok umilkł zupełnie jakby skończył swoją wypowiedź, albo zapomniał, że w ogóle rozpoczął zdanie. Wpatrywał się złotym ślepiem w łuski na dolnej szyi, które wyglądały jak oszronione i kruszyły się nieprzyjemnie.
- Nvery! Nvery! - panikowała dziewczyna, łapiąc się karku wierzchowca i powoli wspinając się do jego pyska. - Nveryiocie mów do mnie! - krzyczała jakby nie znajdowali się jeden na drugim, a co najmniej dziesięć metrów od siebie, po czym widząc, że ani jaszczur jej nie utrzyma i ani ona się nie wespnie wyżej, wyciągnęła oskarżycielki palce w kierunku gadającej bryły.
- Tyyy!!! JAK ŚMIESZ ATAKOWAĆ NIEWINNĄ ISTOTĘ! Nic ci nie zrobiliśmy!
- Kto śmie wchodzić na tereny wybrańca śpiącego boga! - powtórzyła rzeźba.
~ Gadasz z automatyczną pułapką. Nie ma w niej uncji rozumu i zaraz skamienieje ci pupila, jeśli nie podasz właściwej odpowiedzi ~ odezwał się flegmatycznie Starzec i zamyśliwszy się dodał. ~ Ci którzy pielgrzymują po mądrość i przynoszą w darze… jak to było?… swe oddanie. O tak! To chyba to.
- Przymknij się! Na bogów, przymknij się ty stara raszplo o czerwonym pysku! - wydarła się wściekła tancerka, a łuskowaty obrócił głowę, by popatrzeć na szalejącą na nim Dholiankę, która kontynuowała. - Siedź w tej studni na samym dnie i przestań mi dogryzać i mnie pouczać i mną dowodzić i mnie strofować i…
- Ci którzy pielgrzymują po mądrość i przynoszą w darze swe oddanie? Co to za żałosne powiedzenie? Kto inteligentny chce być niewolnikiem czyjejś przysługi? - sarknął przemieniony Neron i liznął szarym jęzorem twarz rozgorączkowanej partnerki, która w szale wykrzykiwała… cóż… w skrócie kazała się Ferragusowi odczepić.
Zielony powoli dochodził do zdania, że propozycja wycieczki nie była chyba najlepszym pomysłem na jaki wpadł, najwyraźniej Chaaya wciąż była jeszcze rozchwiana po wczorajszym ‘występie’ z Godivą.

- Błogosławieni ci, których fortuna wybrała do życia w odwiecznym porządku - odezwał się posąg i jego oczy zgasły. Nie było kolejnych ataków na Nveryiotha, ale łuski pozostały przemienione.
Starzec zaś tylko zachichotał złośliwie i umilkł.
- Przymknij się i ty kupo gruzu! - Złotoskóra przeniosła gniew na magicznego strażnika, podczas gdy ogoniasty ponownie połaskotał kurtyzanę po policzku. Niestety szybko tego pożałował, bo ta złapała go za delikatny jęzorek i szarpnęła nim z całej siły, aż smok mruknął z bólu i w swej złośliwości zrzucił dziewczynę w błoto.
Kamala siedziała oszołomiona w zimnym bagnie, aż nie zatrzęsła się ze złości i nie ryknęła jak dzika i wściekła amazonka podczas płodnych dni, że okoliczne ptaki spłoszyły się i zaskrzeczały niepokojąco.
- Jesteś jakaś nieswoja… co cię gryzie? - spytał gad dotykając szponem skamieniałych łusek, by wybadać czy ma w nich czucie i czy da się je oderwać. Jedna z nich pękła z głośnym trzaskiem. Zabolało.
- Zam-knij-się - odwarknęła mu tawaif, wycierając rękawem oczy i wstając na nogi. Wokół nich panowała cisza i spokój, aczkolwiek oczy posągu żarzyły się, zapewne gotowe się uaktywnić, gdy kolejna rozumna istota znajdzie się w ich zasięgu.

Sundari odeszła na bok, głośno chlupocząc i miaucząc ze zgryzoty przy każdym kroku. Zmartwienie stanem zdrowia jej wierzchowca, bardzo szybko bardce przeszło. Wlazła na powalone drzewo, gdzie było w miarę sucho i skrzyżowała ręce na piersi.
Drakon wzruszył skrzydłami i przemienił się w człowieka, po czym zdjął plecak w którym bezpiecznie leżała klatka z gekonicą. Skamieniała skóra bolała nieco w ludzkiej formie. Nawet bardziej niż gdy były to tylko skamieniałe łuski.
- No maleńka popatrz… koniec wycieczki, możesz się rozejrzeć, chcesz bym cię wypuścił? - zagadał do niej przyjacielsko i od razu wyczuł od drobnego ciałka nutę pogardy i braku chęci do jakiejkolwiek bliskości z jego palcami. Otworzył więc drzwiczki klatki, po czym jeszcze raz rozejrzał się po otoczeniu. Jak na jego gusta trochę to było dziwne, że stał tu gadający głaz morderca i nic po za tym. Niemniej rozejrzenie się w jego okolicy pozwoliło mu odkryć kamienne schodki, prowadzące w dół, w ciemność i stęchliznę. Prowadziły do podziemnego korytarza, który kiedyś ktoś starał się starannie zamaskować. Teraz jednak czas i natura odsłoniły to wejście, choć nie dla każdego, sądząc po rozbitym posążku skamieniałego kobolda.
Ślicznotka wyglądała ciekawsko poza swój karcerek, aż w końcu skusiła się do pierwszego od wielu, wielu dni, a dla niej to nawet całej wieczności, lotu.
Maluśkie, fioletowobordowe skrzydełka załopotały w gęstym, wilgotnym powietrzu. Jaszczurka okrążyła parę razy swojego właściciela i w tym samym momencie kiedy Nvery pomyślał, że oto w końcu usiądzie mu na ramieniu i go zaakceptuje… odleciała do bardki i usiadła jej na przedramieniu, wypinając się do niego ogonkiem.
- No chyba kpisz! - wściekł się niedoszły tropiciel, wwiercając się groźnym spojrzeniem w nadal obrażoną kurtyzanę.
- No co? Chcesz się bić? - sarknęła mu na to orzechowooka. Drakon nie zamierzał się wdawać w dyskusję, wyjął pochodnię i po pięciu minutach, które trwały niemal jak tydzień, odpalił ogień i zszedł po schodach.
Panował tu zaduch i odór śmierci… i to dosłowny, bo szybko natknął się na trupa jaszczura wielkiego jak wilk, nabitego na kolce uruchomionej przez niego pułapki. Stopnie prowadziły do ciemnego korytarza. Ten do drzwi zdobionymi motywami czaszek i śmierci. Prawdziwie nekromanckie ozdoby. Nawet klamki były wykonane na kształt zakrzywionych piszczeli.
Chłopak zachłysnął się od wzbierającego się w nim podziwu do tutejszej sztuki, po czym ciekawsko rozejrzał się za otwartymi drzwiami, ciekawy co się kryje za ścianą.

Olbrzymia sala… do której prowadziły kolejne schodki. Olbrzymia sala rozświetlona kilkoma czarami płonącymi fioletowoczarnym ogniem. Były tam jakieś trumny, albo sarkofagi, pokryte napisami… a jeszcze dalej kilka ołtarzy otaczających upiorny, obsydianowy posąg, przedstawiający paskudnie zdeformowanego noworodka, którego nie odcięta pępowina służyła jako jakiś kanalik, mający dostarczać płyny do wnętrza rzeźby. Były też kości i szkielety rozrzucone po podłodze. Elfie szkielety.
To był chyba jakiś sen. Piękny, słodki, wspaniały i pełen spełnienia! Niestety także osamotnienia. Nveryioth nie miał z kim się podzielić swoim szczęściem w tej chwili, wzgardzony przez obie piękne samice w okolicy. Nie zamierzał jednak rezygnować z przyjemności ducha i ciała i pierwszym po co sięgnął, była doskonale zachowana czaszka, której nawet jakimś sposobem trzymała się dolna szczęka, choć gdy mężczyzna po nią sięgnął, ta odpadła z grzechotem na podłogę.
Nic to… przytwierdzi ją w domu, na razie trzeba było zabezpieczyć ‘artefakt martwejnatury’, w postaci owinięcia miękkim materiałem i schowania bezpiecznie w wolnym miejscu w plecaku.
Natępnie smok ostrożnie stąpał, przyglądając się kryptom oraz mało pociągającej rzeźbie, a także ścianom i wszystkim czterem kątom pomieszczenia w poszukiwaniu skarbów.
Kto wie, może gdzieś tu kryła się zasuszona łapka małpki? Albo lepiej? Jakiegoś elfiątka?
Nie znalazł tu jednak nic, poza zardzewiałym szczątkami starych świeczników. Oczywiście były jeszcze krypty do przejrzenia.
No i... to nie mogło być wszystko. Choć zielonołuski nie widział innego wyjścia z tej sali, poza tym którym wszedł… to nie wątpił, że z pewnością było tu jakieś inne, ukryte przejście, dla celebransów mrocznych rytuałów, które tu się odbywały.
Nieco rozczarowany, że nie znalazł łapek, nóżek ani innych zakonserwowanych części ciała, pokręcił nosem na przerdzewiałe pozostałości po świetności tego miejsca. Już miał się odwrócić do jednej z trumien, by przyjrzeć się napisom na niej wyrytym, gdy usłyszał jak nad sobą kroki mało zgrabnej łosicy, przemierzającej przez trzęsawisko. Zaciekawił go ten odgłos, ale tylko na chwilę. Tymczasem magiczne ognie zaczęły lekko drżeć i kołysać pod wpływem niewidzialnego wiatru. Ich blask raz narastał, raz słabł… jakby były pulsem jakiegoś serca. Same sarkofagi były pokryte elfim alfabetem, ale składając niemrawo niektóre ze znaków, przekonywał się, że wymowa słów była obca i jakby szeleszcząca. Nic, co mogłoby przypominać piękną, niczym trele, elfią mowę.
Białowłosy podrapał się po czubku głowy, zastanawiając się nad dziwnością słów, gdy jego uwagę ponownie skupiły chlupoczące dźwięki ‘klępy’, która wyraźnie kolebała się po kamiennych schodach. Uniósł wzrok wpatrując się w otwór drzwi i wyciągając zza pasa sztylet, by być gotowym do… ataku? Może? Ech. Gdyby tylko to światło nie było takie upierdliwe i mogło ustalić jakim stopniem jasności chce świecić.

Po dłużących się, niczym minuty, trzydziestu sekundach w progu stanęła Chaaya, a przynajmniej jej jedna noga, gdyż druga aktualnie szukała wolnego, od kości, miejsca na posadzce, gdzie mogłaby ją postawić.
- Pfff… a ty co tu robisz?! - obruszył się niedoszły tropiciel, chowając broń na miejsce.
- D-długo cię nie było, martwiłam się - odpowiedziała mu dziewczyna, ostatecznie opierając stopę na drzwiach. - Nie jestem bezduszna… zszedłeś do dziury w ziemi, sam… coś mogło ci się stać.
Jasrin również się zjawiła, przeskakując z ramienia swojej nosicielki na ścianę i niespokojnie rozejrzała się po otoczeniu, wydając ostrzegawcze dźwięki, jakby ktoś nadeptywał co chwila żabę.
- To tylko grobowiec… w dodatku zrabowany, przynajmniej ze złota - mruknął gad i począł zamiatać nogami podłogę, by zrobić miejsce dla bardki, która miała wyraźne opory z wejściem do środka.
- Nie podoba mi się tu. - Tawaif burknęła, łapiąc się framugi, jakby nie chcąc dać się wciągnąć.
Smok spojrzał wymownie na kompankę i pozostawił szczątki w spokoju.
- Gdzie ci się podoba? Powiedz mi… w Jaskini za zimno i za ciemno, ale w lesie za to za cicho i za odludnie, u Janusa za wiejsko i rolniczo, w La Rasqulelle nie ma słońca i chodników, na pustyni tylko piasek, a w górach zimno i śnieżno… nad morzem beznadziejna pogoda… w ruinach brudno i niebezpiecznie, na smętarzach straszno… powiedz… GDZIE CI SIĘ PODOBA?! Na księżycu?
- Proszę cię… nie krzycz, bo jeszcze kogoś obudzisz… mam złe przeczucia do tego miejsca… wygląda na nawiedzone, nekromantyczne, mroczne, zakazane…
- A gówno z tym… kogo tu obudzisz? Trupa? Nie ważne… nic tu nie ma, oprócz beznadziejnego posągu i trumien, których nie chce mi się otwierać w ludzkiej formie… co to za zabawa, jak nie mogę spróbować jak smakują elfy - zreferował skrzydlaty, podczas gdy Dholianka zgrzytała zębami z zażenowania, ale i złości.
- Powinnam cię tu zostawić… albo - wybuchła nagle tupiąc… raczejkopiąc nogą w drzwi, lecz nie było jej dane dokończyć..
- Z tym bym się… nie zgodził. - Rozległ się cichy szept, męski tembr, śpiewnego głosu. Narastał spokojnie, wraz z blaskiem bijącym z czar pełnych ognia.
- Dawno nikt nie odwiedzał tego miejsca - kontynuował głos, a jego źródłem była szczelina ust pokracznego posągu noworodka.
~ Uciekajmy stąd… ostrożnie, ale szybko. ~ W mentalnym przekazie czerwonołuskiego była nutka emocji jakiej nigdy u niego kurtyzana nie uświadczyła. Czyste, zwierzęce przerażenie.

Kamala zaszczękała zębami jakby przeszył ją lodowaty dreszcz. Opadła na drzwi, wydając ciche wizgi przerażenia, które udzieliły się gekonicy.
Malutka jaszczurka przespacerowała się kilka kroczków po ścianie, po czym poderwała się z piskiem do lotu i usiadła, ku uciesze i fascynacji Nverego, jemu na czole.
- Ej! Pssst… popatrzcie… usiadła na mnie… jestem pobłogosławiony… nie mogę się teraz… - bredził gotowy omdlenia młodzik, nie za bardzo zwracając na “wiecznie” panikującą tancerkę i na tajemniczy głos, który, choć ładny i przyjemny, to brzmiał jak męska dziwka.
~ Musimy iść… musimy uciekać, to nie są żarty, Starzec każe nam uciekać! ~ piała telepatycznie Sundari, jednocześnie nie będąc za bardzo zdolną do jakiegokolwiek ruchu, bo skoro Ferragus… ten FERRAGUS się kogoś bał, to oznacza, to, że ten ktoś jest bardzo, bardzo potężny.
W międzyczasie błogosławieństwo smoka nie trwało długo, bo Rojd czując pod palcami spoconą i rozgrzaną od podniecenia skórę swojego “niewolnika”, poczuła do niego jeszcze większe obrzydzenie i wzbiła się do lotu… tym razem wynosząc się i z sali, jak i z całych podziemi.
Drakon westchnął podłamany i popatrzył na rzeźbę.
- Nic dziwnego, że nikt cię tu nie odwiedza… masz mało przyjemnego strażnika na górze, wszystkich odstrasza - burknął rozgniewany, że jego małe tet a tet z chowańcem nie poszło tak jak sobie wyobrażał.
- Był przydatny moim sługom i wyznawcom w innych, bardziej niespokojnych czasach - stwierdził łagodnie posąg, a jego kamienna głowa z głośnym zgrzytem obróciła się w kierunku gości, by im się przyjrzeć świecącym wzrokiem, równie czarnofioletowym blaskiem, jak strzelające w górę płomienie z czar na ścianach.
- Ale czasy… najwyraźniej się już bardzo zmieniły. Zapomniano o mnie, mimo, że moje dzieci nadal przebywają na tym planie - odparł melancholijnie upiorny bobas. - Kim jesteście moi mili?
- O nie… to ty nic nie wiesz… - Albinos westchnął ciężko, nagle żałując, że wlazł tu nagle bez zastanowienia. Nie lubił być posłańcem złej nowiny. Wprawdzie lubił patrzeć na cierpienie innych i tym bardziej lubił owe cierpienie sprawiać… ale żyjącym. A tym czasem ten tutaj, zapewne jak Sual’dasair był uwięzionym duchem… mooooże demonem i nudzi się od wieków, nie wiedząc co się w około dzieje.
- Bo widzisz… elfów już nie ma, miasta już nie ma, smoków już nie ma… nawet ruin nie ma… zostało ledwo co… głównie magiczne. Nie ostało się nic z twoich czasów. Żadna księga, żadna legenda, żaden obrazek na ścianie jaskini… nic. Zero. A ten gość na górze każdego przechodnia zamienia w kamień. To nie ułatwia ci sytuacji… Ale gdzie moje maniery, jesteśmy poszukiwaczami przygód. Tylko, że jej się przygody nie podobają, a mnie już tak.
- Elfy wyginęły? Jaka szkoda. Takie miłe były. Oczywiście ja wolałem mocarne smoki, ale elfy… służyły mi dobrze. Co za strata - szeptał cicho miły głos, niczym mistrz opowieści w ogrodach seraju. - Ale cóż… nie można wiecznie żyć przeszłością.
~ Nie wierz mu. Nie słuchaj go. Otwórz drzwi ~ odezwał się Starzec. ~ Tylko ostrożnie. I bądźcie uprzejmi. Nie wiem ile może uczynić poprzez posąg. Nie chcę sprawdzać.
- To były piękne czasy. Każdej nocy zbierały się tutaj na rozmowy ze mną i wymianę wiedzy.- rozmarzyła się figurka..
- Wiedza… - Oblizał się wygłodniale Zielony, słysząc swoje słowo klucz, a kobieta za jego plecami głośno czknęła, a może był to pisk przyduszonej myszki?
- Smoki też wyginęły. Wszystkie cztery! Pojmujesz to? Czarnego nie ma, Złotego nie ma… i… i… ZIELONEGO TEŻ NIE! - Albinos wyraźnie nie mógł przeboleć tego ostatniego. - A nie zaraz… moja siostra widziała się niedawno z Miedzianogłowym, że też z nich wszystkich musiał przeżyć akurat on. Chciałem mu leże przeszukać, ale jak żyje to tak trochę… głupio, nie sądzisz?
- Och… to rzeczywiście byłoby kłopotliwe, gdybyś mu obrabował siedlisko. A pozostałe też obrabowałeś, skoro wiesz, że owe smoki nie żyją? - zapytał uprzejmie posąg. - Tu też przyszedłeś rabować? Obawiam się, że niewiele zostało w tej sali, ale może w kolejnych…
~ Nie wchodźcie głębiej. To pułapka. On nie chce nas stąd wypuścić, dopóki nie uczyni z nas swoich niewolników ~ syknął cicho Pradawny.
Nvery podrapał się po podbródku spoglądając w sufit.
- Właściwie to nie do mnie te pytania, ja go nie widziałem.

- M-miedzianogłowy powiedział, że ślad o nich zaginął. Nie miał z nimi kontaktu… - wtrąciła na wpół zapocona, na wpół zabłocona tancerka. - Nie nie przyszliśmy tu rabować! Nie jesteśmy rabusiami…
- Mów za siebie… - burknął jej krnąbrny wierzchowiec, odwracając się do towarzyszki, a następnie znów na rzeźbę noworodka. - Tam na górze nic nie zostało… są bagna i drzewa. Nie wiadomo gdzie są leża. Nie ma map. Nie ma ksiąg, nie ma nikogo kto by pamiętał dawne imperium elfów. Teraz jest tam zapyziała dziura ludzi, którzy nawet nie są świadomi, co tu kiedyś było, ale ja swoje sposoby mam. Dowiem się gdzie te cholerne jaszczury miały gniazda i zgarnę wszystkie pisma dla siebie! A ty… masz jakieś księgi? Złoto mnie nie interesuje.
- Nie mam nic przeciwko rabusiom. Lepiej żeby zwoje zostały wykorzystane przez następne pokolenia, niż zmurszały w jakimś zatęchłej komnacie zapomnianych lochów, nie sądzisz? - zwrócił się uprzejmie posąg do białowołosego.
- HA! i co ty na to powiesz? - zakpił chłopak spoglądając na wyjątkowo bladą tawaif. Może faktycznie się bała, a nie udawała? Zmartwił się nieco tym wyglądem.
- Faktycznie… to co mówisz, jest z sensem… może powinniśmy się rozejrzeć i sprawdzić, czy jest coś do odratowania - odpowiedziała Chaaya po długiej chwili zastanowienia, dostrzegając w okazję do wydostania się z lochów.
- Hę? - zdziwił się Neron, przekręcając głowę jak ciekawska sówka. - Ale widziałaś chyba te pułapki… to dość niebezpieczne tak iść w głąb ciemnego korytarza.
- Daaaj spokój, a jak tu wszedłeś? Pójdziemy z pochodniami, mamy ich jeszcze sześć? Siedem? Mam też czar, który ułatwia dostrzegać pewne ukryte rzeczy, w razie co znajdę każdą zapadkę.
- W sumie racja… raz już się do czegoś przydał, pamiętasz tamto przejście w leżu czerwonych na granicy pustyni? - zaaferował się młodzik, zacierając ręce i ruszając w kierunku wyjścia, ale zanim wyszedł z sali odwrócił się do posągu.
- Ale na pewno nie masz nic przeciwko jak się rozejrzymy, co? To nie jest jak to babskie ‘nie’ co oznacza ‘tak’ i odwrotnie? - spytał dla upewnienia się.
- Ależ oczywiście, że nie… - odparła rzeźba, a bardka miała wrażenie, że uśmiechnęłaby się podstępnie, gdyby była zdolna do mimiki. - …jaki byłby ze mnie gospodarz, gdybym nie zadbał o rozrywki moich gości. Poza tym, szkoda by było, gdyby te księgi, które zostawili moi kochani słudzy, kurzyły się niepotrzebnie, prawda?
Kawałek ściany poruszył się i ukryte w ścianie drzwi, otworzyły się z upiornym zgrzytem.
- Praaawda - przyznała z namysłem złotoskóra, wpatrując się w ciemny otwór.
- To co idziemy? - zapytał podekscytowany albinos.
- Nie tak szybko… najpierw pochodnie i powinniśmy sprawdzić jako pierwsze pozostałe drzwi z tamtego korytarza. Kto wie, inne sale mogą coś w sobie kryć, a nawet jeśli nie, to gdy teraz pójdziemy w głąb, na pewno wyjdziemy zawaleni po same uszy i nie będziemy mieli szansy sprawdzić początku - moralizowała Dholianka, przyjmując postawę starszej siostry.
- No ale jak nic nie znajdziemy to stracimy czas, nie lepiej od razu iść do środkaaa? - próbował swoich sił Nvery, ale po minie Chaai można było szybko odgadnąć kto wygrał ten pojedynek.
- Czy ja ci wyglądam na jucznego muła? Pomyśl o tym jak o skarbcu. Wchodzimy do największej sali i wyciągamy wszystko co tam znajdziemy, omijając przez to pomniejsze sale, a kto wie jakie skarby mogą one kryć? A jak tam jest jakaś księga upuszczona przez kogoś? Wychodząc z tamtego miejsca dobrze wiem, że nie będzie ci się chciało przeglądać reszty. Jak już mamy rabować, róbmy to z sensem! Bierz pochodnie i na zewnątrz, nie ma tam wielu drzwi, uwiniemy się szybko.
- Dobra, dobra… rany, musisz tyle gadać? Kto chce tego słuchać, zrzędzisz i zrzędzisz… - Drakon wyjął z plecaka dwie pochodnie i wyszedł na zewnątrz, jęcząc przy tym jak zanudzone dziecko. - Ale ty podpalasz… mi się nie chce, tobie to zajmie chwilę, a... i wszystko jest moje, w końcu ty nie jesteś rabusiem prawda? - burczał uszczypliwie.

~ A teraz posłuchaj mnie uważnie… ~ odpowiedziała telepatycznie zdeterminowana i całkiem poważna tawaif, wyciągając wachlarz, który rozpaliła na oczach posągu i podpaliła obie pochodnie, jedną biorąc do ręki i chowając broń z powrotem. ~ Jeśli chcesz zostać niewolnikiem jakiegoś porypanego demona o głosie męskiej dziwki twoja sprawa, ale mnie i Starca w to nie mieszaj.
~ Ale… ~ zaczął smok, świecąc wokoło i przyglądając się korytarzowi trochę zagubiony.
~ WOLĘ UMRZEĆ! Wolę sobie poderżnąc gardło, albo rozpruć wnętrzności, niźli gnić w tym zatęchłym lochu i słuchać ciągle tego słodkiego pierdzenia jakiegoś pojebańca! A poza tym, to Jasrin jest na zewnątrz… i dzikie ptaki też… i nie ma kto jej obronić, bo jak zwykle wolisz ujadać się z trupami i złowieszczymi ducho nie wiadomo jakimi rzeźbami.
Jasnoróżowe tęczówki chłopaka rozbłysły dziarsko na myśl o gekonicy. Albinos spojrzał na odległe wyjście i westchnął.
- Dobra… ja biore lewo… ty prawo… weź się uwiń z tym szybko - rozkazał i ruszył przodem od niechcenia przymykając, przeszkadzające im obu otwarte skrzydło drzwi.
Gdy istota “uwięziona” w posągu zorientowała się co planują, płomienie w czarach wybuchły nagle, zmieniając się w przypominające, okryte całunami, cieniste sylwetki duchów, ozdobione dziesiątkami czerwonych oczu. Ich blade, szponiaste łapy wyciągnęły się w kierunku uciekających… tawaif i młodego drakona.
I pewnie by ich dopadły, gdyby
~ Użyj mej mocy z rozwagą! ~ Ferragus, nie krzyknął, a tancerka poczuła, jak w jej umyśle pojawiło się zaklęcie, chwyciła więc swojego wierzchowca za rękę i wyainkantowała czar, który już całkiem dobrze znała.
Teleport zadziałał natychmiast, zabierając dwójkę bezpiecznie na zewnątrz z dala od złowieszczego pomnika i skamieniałych nieszczęśników.

- Jasrin! Jasrin! - Nveryioth bardziej niż demonem, przejmował się swoim malutkim chowańcem. - Ślicznotko?! Jasrin! Rojd! - wołał w niebogłosy, gdy kurtyzana topiąc się w bagnie, uczepiła się pasa kompana, nie pozwalając mu zbliżyć do wejścia, oddalonego dobre kilkadziesiąt metrów od nich.
- Musimy iść! Cholera wie czy to nie wypełźnie! - naciskała Chaaya, próbując jednocześnie wdrapać się na suche plecy chłopaka.
- To se idź, ja bez Rojd nie idę! - Ten warknął gniewnie, ale po chwili do obojga doszło głośne skwierczenie, dolatujące do nich z koron drzew. Gekonica wypadła z gęstego listowia i wylądowała z dostojnym plaśnięciem na nosie swojego pana.
- Musimy iść… prosze cię. Proszę… - kwiliła dziewczyna, momentalnie pochwycona jak worek ziemniaków i zgarnięta pod pachę.
Nero zaczął się pospiesznie oddalać, bredząc coś o błogosławieństwie i naznaczeniu.
~ Głupi. Mieliśmy szczęście, że wyszliśmy z pułapki tego atropala żywi ~ ocenił Starzec już spokojniejszy. Acz tylko trochę. ~ I miejmy nadzieję, że nie wyśle swych sług na przeszukanie okolicy.
~ Przymknij się, ratowałeś tylko swój tłusty zad, gdyby nie to… ~ Targana jak ciężki przedmiot tawaif, nadal była zła i gniewna na czerwonołuskiego. Wcale nie była mu wdzięczna za wskazówki i pomoc. Raczej była wściekła, że nie dość, że musiała go ciągle słuchać, to jeszcze na nim polegać. Swój gniew po raz kolejny postanowiła wyładować… na Nverym.
- A tobie co odjebało, żeby z tym czymś gadać jakbyś był u cioci na imieninach?! Z dupą się mózgiem wymieniłeś?!
- A tobie o co znowu chodzi?! To już porozmawiać nie można? - żachnął się zdyszany ogoniasty, rozglądając się za dogodnym miejscem do startu lotu, niestety na jednym oku przysiadła mu jaszczurka.
- O to, że prawie zgineliśmy, bo tobie się zachciało zwiedzać ruiny!
- Mnie się zachciało? MNIE! Chciałem ci zrobić przyjemność!
- Zabierając mnie do ruin??!!
- Gdyby nie to, że ściga nas głos kochającego inaczej, to bym cię tu zostawił, a nawet utopił! - Wydarł się na całe gardło rozwścieczony mlekoskóry, rzucając bardką w najgłębsze bagno, po czym zmienił swoją formę. - Wsiadaj i lecimy… i lepiej się przymknij, bo żaden stary dziad nie uratuje ci tyłka jak cię pożrę! - Zagroził dumnie, a mały chowaniec pipnął na zakończenie.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline