Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2018, 21:26   #167
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Przelot nad dżunglą upłynął na kolejnej kłótni. Jeśli by jednak spytać Chaayę lub Nverego o co się kłócili, lub kto zaczął, nie umieliby odpowiedzieć.
Jednakże, podczas gdy para darła przysłowiowe koty, Starzec mógł ponownie, lub jedynie, zapaść w drzemkę, gdyż jego nosicielka nadal starała się wyprzeć jego egzystencję z pamięci. Jedynie gekonica była zadowolona z całej wycieczki. Po pierwsze śliczna ludzia, jej białego smokoludzia, przyciągała całą masę najróżniejszych, krwiożernych owadów, które to pożerała, napełniając swój bladoróżowy brzuszek po same brzegi. Po drugie, nie siedziała już w klatce, była wolna i mogła latać gdzie chce i kiedy chce. Aaa po trzecie… ujeżdżała właśnie kolosalnego, zielonego smoka, siedząc mu pomiędzy oczami i dowodząc całą wyprawą. Czego chcieć więcej od życia? Cóż… tego Jasrin nie umiała sprecyzować, ale wiedziała czego nie chciała.
Nienawidziła wszystkiego co żyje i miało odnóża, którymi można było ją tykać. Nienawidziła mężczyzny, który zabrał ją z jej terenu i zamknął w klatce. Nienawidziła też innych ludzi, którzy przyglądali jej się, ale żaden nie spróbował jej pomóc, uwalniając ją z ciasnego więzienia. Nienawidziła też tego dziwnego białoskórego smoka, który wybierał przebranie ludzia, zamiast potężnego gada, i to, że tak długo zwlekał z otwarciem drzwiczek, i tego, że tak mało pokazywał jej tych dziwnych, płaskich i papierowych obrazków z fikuśnymi robaczkami, zaklętymi na ich powierzchni.
Nienawidziła także wszystkiego co nie było naturalne. Nienawidziła magii wyskakującej spod palcy ludzi, nienawidziła ich ognia, oraz nienawidziła tych, co nie żyli, ale jednak dalej kroczyli po świecie.

Rojd bardzo nie chciała teraz psuć swojego dobrego nastroju i znajdować się w bliskiej odległości od złego umrzyka, który powinien nie żyć, a jednak żył, rozsiewając swoim żyjącym nieżyciem smród rozkładu i grozy i nienaturalności.
Jednak, niestety, bardzo dobrze rozpoznawała to miejsce na którym właśnie lądowali, pomimo tego, że kazała swemu smokowi lecieć dalej.
Miejsce to było… kwintesencją tego, czego nienawidziła. Starzy ludzie zbudowali tu niezrozumiałe, kanciaste domki w których pochowali dziesiątki swoich martwych ludziów, nie pozwalając, by zwierzęta zjadły gnijące mięso, a kości starły się na proch od upływu lat. W dodatku… ten przeźroczysty i capiący jak największy koszmar senny, nie żyjący ludź o szpiczastych, jak u zająca, uszach nadal tu był. Nie rozwiał się jak mgła, którą przypominał. Czuła jego swąd w powietrzu… nie widziała go jeszcze… ale zbliżał się.
Gekonica odczepiła się od swojego wierzchowca i podleciała do pięknej kobiety, by ‘poinformować’ ją o niebezpieczeństwie. Ta wydawała się zrozumieć przekaz, bo ponownie zamarła na powalonych drzewach i nie zamierzała się ruszyć. Zadowolona jaszczura odleciała więc w krzaki mokrokrzewu i ukryła się w fioletowobrunatnym listowiu.

- Gdzieś ty mnie znowu przywlókł? Myślałam, że wracamy! - Tancerka balansowała na wyrwanym pniu, które kilkanaście dni temu położył swym cielskiem Nveryioth.
- A po co wracać? I tak nie mamy co robić, a siedzieć w pokoju mi się nie uśmiecha - odparł dumnie drakon, przemieniając się w kompaktowe, ludzkie, ciałko. - Nie idź do wieży… tam mieszka plemię goblinów, dzikie są i wyglądają na wyjątkowo tępe, ale lepiej uważać co im strzeli do łebków - poradził, niczym znawca, poprawiając sobie kołnierzyk.
- Spójrz lepiej na ten cmentarz, to tu przebywa ten elf o którym ci mówiłem… - Wskazał zamaszystym gestem, piękne, acz zaniedbane skupisko elfich mogił.
- Taaak… Sual… Sual’dasair? Czy jakoś tak… - burknęła, wcale nie zadowolona z tego pokazu, tawaif. - Po coś mnie tu przytargał… nie mogę wchodzić na smętarze, dobrze o tym wiesz… i nie lubię nieumarłych. Gardzę nimi.
- Cóż… jak całym tym miejscem… - odparł skrzydlaty, wzruszając ramionami.
- Co powiedziałeś?
- Mówię… że to nie nowość… gardzisz całym tym miejscem. Tym miastem. Jego mieszkańcami. Jego okolicami i jego skarbami - sarknął Neron i ruszył w kierunku grobowców.
- To nie prawda! Nie jestem, aż tak…
- Wyrachowana? Zakłamana? Zimna? Ależ jesteś, możesz oszukiwać tamtą tępą dwójkę… nawet siebie, ale nie mnie, nic co nie wywodzi się z pustyni nie jest w stanie zwrócić twoją uwagę na dłuższą chwilę. Jesteś tawaif! Jesteś strażniczką tradycji i kultury ludzi piasku, ludzi słońca, ludzi śmierci, jadu i ognia. - Albinos pokłonił się teatralnie rozeźlonej dziewczynie, po czym oddalił się podziwiać nagrobki.
Dholianka również się odwróciła i zeskakując z powału, ruszyła w przeciwnym kierunku, popodziwiać okolice opuszczonej wieży.

- O… to znowu ty. - Duch pojawił się znienacka, a jego sarkastyczny ton świadczył o prawdziwym braku entuzjazmu dla ponownej wizyty zielonołuskiego.
- Jak widać… Dawnośmy się nie widzieli, to opowiadaj co u ciebie. - Nie tylko nieumarły miał cięty język. Nvery nie omieszkiwał się powstrzymywać, tym bardziej, że był aktualnie w szale kłótni.
- A, zapomniałem… ciebie tu nikt nie odwiedza, a ty nie możesz tego miejsca opuścić. - Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na swojego ‘brata’ w bladości.
- Zapomniałeś już o naszym zakładzie?
- Pamiętam o zakładzie. Nie widzę tylko ani kobiety, ani błyskotki - odparł dumnie elfi mar, nic sobie nie robiąc ze złośliwości albinosa. Może nawet jej nie zauważył. - Czyżbyś po to zakłócał mój spokój i marnował mój czas? By się ukorzyć przede mną za swoją porażkę?
- Bo sobie poszły… i jedna i druga… tak działasz na płeć przeciwną - skwitował gad, przyglądając się zdawkowo zjawie. - To powiedz co takiego robisz poza snuciem się między grobami, że nie mogę ci przy tym trochę potowarzyszyć?
- Rozmyślam, rozważam, medytuję… zabijam co głupsze gobliny - stwierdził sentymentalnie upiór i dodał. - I lubię towarzystwo istot równych mi intelektem, więc… trochę nie bardzo dorastasz do moich wysokich wymagań.
- Taaa, ale jako zabawiacz mości pana to mi tego intelektu starcza? - burknął młodzik, prychając gniewnie. - Ale nie martw się, wygraną mam w sakiewce, więc lepiej zacznij obmyślać jak takiego półgłówka jak ja nauczać.
- Twoja rzekoma wygrana uciekła. A jeśli ty sam nie potrafisz wyciągnąć wiedzy z nauk, które ci przekażę to twoja strata. Nie rzucam pereł przed świnie i nie zamierzam przemęczać się dla kogoś, komu brak rozumu bądź talentu do opanowania magii - prychnął ironicznie nieumarły.
- Srutu tutu, nie zwalaj winy na ucznia skoroś sam nauczyciel blaga, a poza tym… dobrze wiem, że będziesz się starać… no to opowiadaj, odwiedził cię ktoś gdy mnie nie było? - Skrzydlaty zapatrzył się na pękniętą kryptę w której szczelinie wyrósł kosmaty mech.
- Mam dobrą i złą wiadomość dla ciebie… przynajmniej myślę, że może cię ona zainteresować. Nie wszystkie smoki wyginęły, zgadnij które się ostały. - Zmienił temat wielce zadowolony z tej pogawędki. Najwyraźniej uszczypliwości się go nie imały, lub były dla niego chlebem powszednim, że nawet ich nie dostrzegał.
- Nie wiem. Niespecjalnie obchodzi mnie egzystencja innych smoków, poza Zieloną Panią - odparł melancholijnie Sual’dasair.
- No nie bądź taki sztywniak, haha, gra słów nie zamierzona! Zgaduj, masz duże szanse na odgadnięcie. - Nie ustępował fiołkowooki.
- Czarny pewnie - stwierdził krótko elf. - Ten przebiegły gad musiał przeżyć, bo on lubił bagna… a w to właśnie zmieniło się moje miasto. W wielkie, namorzynowe bagno.
- Puuudło… o nim słuch zaginął i nie wiadomo, czy żyje, czy nie - odparł smok, cmokając wesoło. - Podpowiem ci… nie spodziewałbyś się, że przeżyli.
- Miedziany… się gdzieś zakamuflował? - odparł z niechęcią duch.
- Trafiony zatopiony! - Przyklasnął zadowolony Nero.
- Siedzi w mieście i udaje człowieka, ma nawet własną sektę przydupasów w maskach, co wykonują jego polecenia. Chaaya z nim rozmawiała, mnie niestety nie zaprosił, ale wszystko i tak widziałem i słyszałem. - Chłopak popukał się w skroń. - Dzięki więzi. No… ale jest jeszcze jeden skrzydlaty.
- Taaak... to typowa dla niego sztuczka. Udawać, ukrywać, knuć… Miedziane takie są - stwierdził sarkastycznie strażnik cmentarza. Zupełnie zignorował kwestię drugiego “skrzydlatego”.
- Uważam, że to całkiem zabawne… no i… przynajmniej przeżył, nie to co niektórzy, a to się chyba liczy prawda? - Młodzieniec pogłaskał ‘pierzaste’ porosty, nie mogąc powstrzymać ciekawości. Wpatrzył się następnie w swoją dłoń, jakby nieco zawiedziony efektem czuciowym. - Póki nie zgadniesz tego drugiego, będę tak za tobą łaził i nie zawołam mojej partnerki - odezwał się po chwili.
- To nie wołaj. Nie obchodzi mnie ani twój zakład, ani fakt przeżycia miedzianej glizdy, ani inne oprócz Zielonej, smoki - odparł kpiąco szpiczastouchy sztywniak. Wyraźnie rozbawiony tym, że Nveryiothowi wydawało się, iż ma czym go szantażować.
- Ale z ciebie stary zgred… zrzędzisz i zrzędzisz, ale to chyba przywilej twojego wieku co? - Oporu Suala jego jaszczurzy kompan w ogóle nie dostrzegał, mało tego, wyglądało na to, że podobała mu się cała ta rozmowa.
- A więc nie ciekawi cię również artefakt? Podobno jest bliźniaczy… gdzieś tu w buszu być może leży jego druga połówka, to całkiem ciekawa wizja… choć Chaaya nienawidzi buszu… w ogóle ostatnio wszystko jej zbrzydło. Samice są dziwne… dobrze, że nie muszę takiej służyć, chyba bym ocipiał… jak ty wytrzymywałeś z tą swoją?
- Ani trochę mnie nie ciekawi… jeśli jest to artefakt, to dopilnuję, by spoczął między grobami. Jestem martwy, sam nie zdołam go użyć - powiedział spokojnie Dasair. - A jeśli drugi gdzieś leży… to niech sobie leży w spokoju.
- Coś słabo się starasz z tym dopilnowywaniem… - skwitował białowłosy, uśmiechając się jak bezzębna żmijka, od ucha do ucha i jeszcze dalej. - Raczej byłeś mocny w gębie nie w czynach… choć… kto wie, może nie jesteś doskonałym odbiciem siebie za życia? Słabo się znam na nekromancji…
- Nie masz zbyt wielkiej wiedzy o duchach, prawda? - odparł kpiąco nieumarły. - Ani twój oddech, ani pazury, ani miecz, ani łuk… nie zrobią mi żadnej krzywdy. Za to mój dotyk wyrwie duszę z twego ciała. Pomijając już fakt magii jaką władam. A ty nie…
- Z logicznym myśleniem też u ciebie słabo… nie wiem jak mogłeś służyć Zielonej Smoczycy, byłeś jej w ogóle do czegoś przydatny? - Chłopak podrapał się po głowie, wyraźnie skonsternowany. Nie rozumiał co to za brednie wypowiadał aktualnie jego rozmówca.
- Podoba ci się mój łuk i miecz? Elfia robota! - zmienił temat, śmiejąc się cicho pod nosem. - Aż dziw, że dopiero teraz zauważyłeś, na pewno wytwarzałeś wcześniej magiczne przedmioty? Może to jakieś fałszywe wspomnienie? Może podczas śmierci jakaś cząstka ciebie wymieszała się z cząstką tego co cię zabił? - spekulował ciekawsko albinos, sprawdzając umysłem gdzie była jego Jeźdźczyni.
- Nie. Po prostu szmelc, który nosisz, przysługiwał szeregowym członkom milicji. Najniższej wojskowej kaście. Nie produkowałem masowego złomu, tylko magiczną broń godną prawdziwych wojowników - odparł kpiąco kowal magii, przyglądając się broni Nveryiotha. - Ale to i tak lepszy oręż, niż ten wykuwany przez ludzkie ręce.
- A mnie się tam podoba… można powiedzieć… że ma styl, jak nie duszę - stwierdził beztrosko jaszczur, gładząc się po zdobytych przedmiotach. - Ludzie nie są tacy w tym słabi… ale trzeba przyznać, że mają problem ze zmysłem sztuki. Byłeś kiedyś na pustyni? Tam to dopiero robią przedmioty. Zachowało się też wiele ksiąg… powiedzmy historycznych i niektóre tradycje kultywowane są do teraz. Nie to co tu… dzicz i swołocz. Choć… dziś byłem w miejscu, które nie powalało urodą. Jakiś rzeźbiarz w dość beznadziejny sposób przedstawił czarciego noworodka… jak widać, u was też trafiali się kaprawi rzemieślnicy.

Głośny i pogardliwy śmiech ducha rozniósł się po całym cmentarzu.
- Dzikusy… z pustyni… artystami? Ta banda małp w zawojach na głowach i brodach? Dobre sooobie… - Elf zadrżał nagle i jakby skulił się w sobie ze strachu. - Nie… przedstawili dobrze… nawet za dobrze. To co widziałeś było z pewnością idealnym obrazem tej istoty. I ciesz się, że tylko rzeźbę widziałeś… bo sam widok tego stworzenia w jego nieumarłym majestacie może zabić.
- A daj spokój… jakbym miał taką mordę, to bym się chyba zabił! - Oburzył się dwumetrowy młodzian, kręcąc w zrezygnowaniu głową. - Ale przynajmniej był miły… do czasu… choć moim zdaniem głos miał zbyt słodki, zakrawał aż o męską dziwkę, jeśli nie hidźrę… - Westchnął przeciągle, przymykając oczy i tym razem pokiwał kilka razy łepetyną.
- Na pustyni trzeba umieć podróżować… to nie sztuka iść jak ten wół przed siebie. Z twoich opisów wynika, że trafiłeś na beduińskie plemiona pasterskie co to własnych miast nie mają, chyba, że z namiotów i wiecznie podróżują, taaa… ze wszystkich sztuk to oni tylko rymowanie opanowali do perfekcji, no i kobiece hafty też mają niezłe.
- Nie obchodzą mnie twoje chore fantazje na temat byłych niewolników mego ludu - stwierdziła krótko zjawa. - Bez względu na to gdzie żyją, ludzie to dzikusy niewiele bardziej rozwinięte od goblinów, które tu czasem przyłażą. A co do Przeklętego, słyszałeś taki głos… jaki chciał byś usłyszał i radzę modlić ci się to wszelkich bogów jakich znasz, byś ponownie ponownie go nie usłyszał.
- Ależ to nie są fantazje! To wiedza. Wiedza, której ty przez te wszystkie lata nie zdołałeś opanować, a wystarczyło mieć oczy szeroko otwarte - wytknął marze Nvery. - I pamiętaj, że role się odwróciły… teraz to elfy żyją jak ludzie, czy jak wolisz jak gobliny, a ludzie jak elfy. Chaaya ci może opowiedzieć jaki majestat bił od twojego młodego pokolenia, jak ich przyłapała na marszu między krzakami. - Podrapawszy się za uchem niedoszły tropiciel zerwał liść paprotki, który wetknął sobie w warkocz.
- Myślisz, że ten dzieciak o kaprawym ryju zna się na takim piekielnym, lustrzanym wymiarze? - zmienił nagle temat, wyraźnie poważny i skupiony.
- Wiedza o robakach jest warta tyle co same robaki. Rozdeptania i zapomnienia. - Prychnął ironicznie Sual’dasair i dodał z przekonaniem. - A mój lud pokazał to, co chciał wam pokazać. A wy się nabraliście. Bo oczywiście potraficie przejrzeć iluzje, co?
- Czyyyli nie wiesz… szkoda. - Gad wzruszył znowu ramionami.
- Jest półbogiem.. wie wiele rzeczy - sarknął ponownie umrzyk. - I wiele potrafi.
- A ty duchem i wielu rzeczy nie wiesz… tak jak i ten twój półbóg… teraz to pewnie została z niego jedna piąta tej połowy, bo jego wierni wymarli - skwitował po namyśle niewzruszony niczym zielonołuski.
- Doprawdy… kto ci takich głupot nagadał? - Zaśmiał się duch, słysząc odpowiedź smokowatego. - Nie. On ma całą swą moc. Ot… jedynie nie ma silnych powiązań z tym planem egzystencji. Zresztą… Nie jestem pewien czy istota taka jak on ich potrzebuje.
- Właśnie potwierdziłeś moje słowa - uściślił Nvery, wzruszając chudymi ramionami od niechcenia. - Miałeś ty za życia chowańca? - zmienił ponownie temat, bo jego rozmówca miał tendencję do tandetnej pompatyczności w swoich wypowiedziach i dramatyzował gorzej od Chaai. Cóż, jak widać nieumarli też mają swoje dobre i złe dni i ten tutaj aktualnie się nie wyspał… lub coś w ten deseń.
- Głupiec. Jeśli wierzysz w to co napisali ludzie w swoich “mundrych księgach” to jesteś głupcem. Tak prymitywne istoty jak ludzie nie potrafią pojąć prawdziwej natury wszechświata, bogów i innych spraw. Za to potrafią się wymądrzać, wypisując wyssane z palca teorie jako prawdy objawione - zadrwił martwy od wieków mistrz magii, który bynajmniej nie zamierzał pozwolić smoczydle na narzucenie tematu.
- Tak samo jak i ty… jak widać oboje jesteśmy głupcami. - Albinos oparł się plecami o jedną z krypt. Nie za bardzo mu się chciało tłumaczyć, jak ślepym ignorantem był elf, zamknięty w swoim miniaturowym świecie. - Jak już do ciebie dotrze, że ta dyskusja jest bez sensu, to może odpowiesz mi łaskawie na pytanie… poczekam.
- Obawiam się, że tylko ty jesteś głupcem tutaj - odbił piłeczkę szpiczastuchy, będąc równie upartym jak Nveryioth, ale za to mając całą wieczność na czekanie.
- To nie ja całe życie służyłem jakiejś samicy i to jeszcze nie z mojej rasy, ha! Jak widać wy elfy macie jednak coś wspólnego z ludźmi… lubicie mieć kogoś nad sobą - odparł jaszczur rozbawiony.
- Nie. Ty służysz tamtej ludzkiej samicy. Zamiast potężnej jaszczurzycy, służysz człowieczej samicy - odparł ironicznie magik i dodał. - Ja przede wszystkim służyłem mojemu rodowi, mojemu klanowi i mojej kaście. A Zielona… była naszym sojusznikiem. Służba jej oznaczała służbę mojemu ludowi.
- To się nazywa symbioza… ty natomiast byłeś wiernym niewolnikiem, przynieś, podaj, pozamiataj i nie zawracaj mi głowy. Póki byłeś jej wierny, nie musiałeś się obawiać, że wybije ci rodzinę. To się chyba nazywa tyrania, ktoś taki oświecony chyba powinien o tym wiedzieć - wytknął usłużnie ogoniasty, nadal czekając, aż mara szarych komórek czarodzieja, przypomną sobie jak się pracuje.
- Jesteś bardziej durny… niż sądziłem. I siebie okłamujesz - prychnął Sual’dasair. - Jak w małżeńskim kieracie… No i w ogóle nie rozumiesz relacji smoków i elfów w naszym potężnym mieście. Nigdy nie bałem się, że Zielona wybije mi rodzinę, bo mój klan i moja kasta była od niej potężniejsza… W grupie mieliśmy nad nią przewagę. Nasi magowie przerastali potęgą smoki. Ba… przerastali potęgę wszelkie istoty na tej planecie. Potrafili sięgać po magię, która przerasta twoją wyobraźnię.
- O tym małżeństwie to chyba mówisz z własnego doświadczenia - odpowiedział protekcjonalnie młodzik. - Przejrzyj na oczy. Twój klan, twoja rodzina, twoje miasto, twoja rasa. Wy nie istniejecie. A wszystko dlatego, że były cztery smoki, które się wami bawiły jak marionetkami, więc postanowiliście się wzajemnie powybijać. Po tylu latach tkwienia tu, mogłeś już na to wpaść, ale chyba dalej jesteś na etapie wyparcia, więc jeśli tak… jak ty chcesz ochronić to miejsce lub artefakt Chaai? Będziesz polegać na swojej potędze? Żebyś się nie zdziwił.
- Chyba nie sądzisz, że to miasto było jedynym elfim królestwem na świecie? Owszem, największym i najwspanialszym, ale były i inne… a skoro ty żyjesz to znaczy, że my… elfy uratowaliśmy ten świat za cenę naszego istnienia. To my powstrzymaliśmy Qlippothy. Nie musisz dziękować nam za to - odparł ironicznie starożytny duch.
- Ile razy mam ci powtarzać, że wygineliście… wszędzie! Nie ma was na całym świecie. Na pustyni was załatwił człowiek w dodatku tylko jeden, tu też was wybito… chuj mnie obchodzi czy ludzie, czy inne elfy, czy smoki, czy demony, czy anioły i demony i wszyscy święci. Nie-ma-was. Nie ma. - Westchnął podirytowany gad, kręcąc głową. - Wy je powstrzymaliście, ale i wy je wypuściliście, to był wasz zawszony obowiązek by po sobie posprzątać. Co ty… myślisz, że nie wiem jakie numery czarny smok wywijał? W przeciwieństwie do ciebie słucham i obserwuję. Analizuje… albo układam układankę. Grałeś kiedyś w taką grę? Całkiem zabawna… masz obrazek na drewnie, który pocięto w różne dziwne cząstki, które masz pomieszane i musisz z nich ułożyć od nowa to co przedstawia.
- Więc… skoro tak, to kto wypuści obecną inwazję demonów? I kto ją posprząta? - stwierdził elf ironicznie. - Obserwuję gwiazdy… dla mnie nie ma chmur na niebie. Wracają stare konstelacje na swoje pozycje. Nadchodzi czas zbliżenia się wymiarów. Nie wiem czyja to będzie inwazja, ale wiem że nadchodzi. A skoro elfów nie ma… to kto ją powstrzyma?
- Nie słuchasz mnie uważnie. Powiedziałem ‘układam’, a nie ‘ułożyłem’. Nie znam odpowiedzi na wiele pytań i nie znam pierwowzoru obrazka, który układam. Ale ziarnko do ziarnka… i wyjdzie z tego cała kopa. Kiedyś. - Neron nie miał problemu z przyznaniem się, że czegoś nie wie. To było oczywiste. Nikt na tym świecie nie wiedział wszystkiego i nikt… nie był też niezastąpiony.
Chłopak zapatrzył się w niskie chmury na nieboskłonie, które aż straszyły deszczem. Przyjemnie byłoby widzieć gwiazdy.
Kamala ma rację… to niebo jest beznadziejne.

- Proszę cię… bądź tak miły i zgadnij, który smok jeszcze przeżył - odezwał się zrezygnowanym tonem dopiero po dłuższej chwili. Nie za bardzo ogarniał co bredził jego rozmówca, ale podświadomie czuł, że te brednie, choć były bredniami dla niego… nie były wcale takie głupie.
Chaaya mogłaby odgadnąć klucz, który pomógłby im wszystkim w pozbyciu się Ferragusa i całej armii narwanych dzikusów.
- A co mnie to obchodzi, który smok przeżył? Ja nie żyję. Ja tu tkwię. Mam swoje problemy - burknął nieumarły. - I żaden z nich nie dotyczy smoków. Nawet Zielonej.
- Ty nie żyjesz! Ty nie masz żadnych problemów! Na bogów jesteś trupem, przegniłym starym, śmierdzącym, zeżartym przez robaki trupem, leżącym w którymś z tych grobów. Jakie ty możesz mieć problemy? Nic cię nie boli, nie musisz spać, nie musisz oddychać, nie jest ci zimno, nie gorąco, nie jesteś głodny, ani zmęczony, nic cię nie zrani, nie zachorujesz, nie da się ciebie zabić, bo kurwa nie żyjesz. - Drakon zdenerwował się kretynizmem Suala. - Zresztą nieważne… nie chcesz zgadywać to nie. Powodzenia w odebraniu naszyjnika mojej partnerki. Idź i jej poszukaj i nakłoń do tego by ci go oddała, a jak ci się nie uda to cóż… zacznij się modlić, by nie znalazła drugiego, bo oba artefakty będą dyndać jej pomiędzy cyckami. - Kończąc rozmowę, białowłosy ruszył ociężałym krokiem w kierunku w którym czaiła się Jasrin.
- Żywi… myślą, że wraz ze śmiercią kończą się problemy. Gdy tak naprawdę, dopiero się zaczynają… - prychnął pogardliwie duch, najwyraźniej nie zamierzając nawet nakłaniać bardki, nawinie uważając, że nic wartego uwagi, owa dziewczyna nie ma.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline