Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2018, 22:06   #60
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
wanturnicy nie zwlekali i czym prędzej rzucili się na ratunek Astine. W ruch poszła magia oraz czysto fizyczna siła.
Ratujcie Astine! Ja je zajmę! – zawołała natychmiast Elely i jednym szybkim ruchem kolan zmusiła psa do ruszenia się z miejsca. Wyminęła pozostałych, którzy zaczęli wzywać magiczne moce, czy to przez modlitwy, czy inkantacje sztuki. Miała miała jednak czasu, by się temu przysłuchiwać, ani oglądać skomplikowanych ruchów dłoni. Zacisnęła dłoń mocniej na łuku i zasłoniła się nim, kiedy to Saug jednym susem przedarł się przez chaszcze. Odsłoniła oczy dokładnie w chwili, gdy dwa pociski składające się z czystej energii uderzyły w lochę i wypaliły jej rany na skórze. Nie czekając niziołka sięgnęła do kołczana, wyjęła strzałę, naciągnęła cięciwę i strzeliła.

stine z całą świadomością zdawała sobie sprawę z tego w jakim niebezpieczeństwie się znalazła. Oto bowiem niespełna parę metrów od niej stała potężna locha, a zza jej pleców wychodziły kolejne dziki. Nim zdążyła pomyśleć o jakimkolwiek pomyśle w jaki mogłaby się uratować obok niej przemknęły magiczne pociski, a za plecami szczęknęła cięciwa kuszy. Nie widziała, czy bełt trafił jakiegoś dzika, lecz z całą pewnością zwrócił uwagę grupki. Niespełna dwa uderzenia serca później przewodniczka watahy warknęła z bólu, a w boku sterczała jej brzechwa strzały o pomarańczowych lotkach. Tymczasem niemal pod jej nogami, zupełnie znikąd, pojawił się niespodziewany pomocnik.

orm wysłuchał swej oddanej kapłanki i odpowiedział na modlitwę. Oto jego wysłannik przekroczył granice Sfer, by stanąć do chwalebnego boju z… dzikiem. Emanujący delikatną jasnością żuk spojrzał na kwiczącą i górującą nad sobą samicę, i pojął cóż ma uczynić. Z całą siłą i zwinnością jaką dysponował rzucił się na lochę. Rozwarł żuwaczki, by ostatecznie… trafić w korzeń obok jej nogi…

usza nie była specjalnością Torina i nawet bojowe zawołanie: Będzie pieczyste z dzika dzisiaj nie pomogło, lecz ostatecznie nie szło mu z nią tak źle, jak Xhapionowi, który w roztargnieniu i nerwach nie dość, że upuścił kilka bełtów, to na dodatek męczył się chwilę z naciągnięciem, jednocześnie marnując cenny czas. Zupełnie inaczej postąpił Ivor, który po rzuceniu zaklęcia zrobił pierwszą rzecz jaka mu przyszła na myśl, mianowicie wspiął się na drzewo i to wcale sprawnie, gdyż mężczyźnie wystarczyło zaledwie parę zwinnych ruchów, by skryć się w koronie z młodych liści. W tym samym czasie krasnolud sięgnął po swój bardziej sprawdzony oręż, lecz w tej chwili nie dane mu było rzucić się w wir walki.

to bowiem w lesie zakotłowało się. Drzewa zaszumiały, niektóre zatrzęsły się, jakby dostały drgawek. Krzewy zaszeleściły i poczęły wić się niby kłębowiska węży. To Shee’ra uwolniła swą moc i przemówiła do puszczy, by ta wsparła ich w boju. Wszystkie rośliny, począwszy od najmniejszych źdźbeł trawy, przez wszelkiej wielkości krzewów, aż po same drzewa, ożyły w sposób dosłowny wokół watahy i rzuciły się na nie. W mgnieniu oka locha i dwa pierwsze stojące za nią dziki zostały oplecione konarami, gałązkami i pędami. Zwierzęta próbowały się wyrwać, lecz na nic to się zdało, gdyż las, ich dom, zwrócił się przeciwko nim. Rozległy się kwiki i piski przerażenia, gdyż nie oszczędzone zostały również warchlaki, a ostatnie dwa wolne jeszcze dziki miotały się zdezorientowane nagłym ruchem i kakofonią.

a lepszą okazję nie mieli co liczyć, to też rzucili się do biegu. Widząc do Ivor zeskoczył z drzewa i dołączył do nich. Guzdrali się jedynie Torin i Xhapion ze swoimi kuszami i plecakami, lecz ostatecznie i im udało się czmychnąć. Z każdą chwilą kwik cichł za ich plecami, aż wreszcie ucichł zupełnie. Zatrzymali się dopiero przy wykrocie, który jak gdyby wyrósł im spod ziemi. Na całe szczęście spostrzegli go w porę i nikomu nic się nie stało. Wszyscy dyszeli po biegu i łapiąc oddech poczęli patrzeć po sobie. Byli wszyscy z wyjątkiem… Elely.

 
Zormar jest offline