Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2018, 10:44   #158
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Berdych i Ialdabode
Półork popluł w łapy i złapał za berysz, Ialdabode wspomógł go czyniąc mu miejsce do pracy. Poleciały drzazgi. Cios za ciosem drzwi ustępowały, w końcu Berdych wepchał w powstałą dziurę trzonek i podważył belkę. Ta spadła z łomotem. Kopniakiem otworzył zdewastowane drzwi i ujrzał jak ktoś odsłonił zasłonę na końcu korytarza.
- Atakują od tyłu! - wrzasnął tamten i z dobytym mieczem runął na Berdycha. Półork pomny swego planu złapał za drzwi chcąc się osłonić.
- Kurwa, co za tandeta - warknął trzymając kawał deski w dłoni. Na więcej nie było czasu. Odbił trzonkiem cios i grzmotnął obuchem. Trafienie nie zniechęciło jednak draba do ataku, co więcej za jego ramieniem ork dojrzał kolejnego. Szczęśliwe korytarz był za wąski by obaj dopadli Berdycha.

Eldred i Vince
Nożownik skakał, ostrze śmigało siejąc refleksami po ścianach. A Vince czekał i w końcu się doczekał. Błyskawiczne proste pchnięcie, ruch był tak szybki, że oko nie nadążało. Tu liczyło się doświadczenie i odruchy. I niestety. Vince zbił przedramieniem chwycił za kark gagatka i zapalił mu z bańki aż huknęło. Już miał poprawić kułakiem, gdy nagle piszczel eksplodowała bólem. Kulejąc odskoczył, kątem oka widział jak trafiony z bańki z bryzgającą z nosa krwią malowniczo pada na ławkę z deski i dwóch beczek. Deska trzasnęła, łamiąc się pod padającym ciałem


Vince - draśnięcie, ale dzięki atutowi To tylko draśnięcie nie otrzymujesz nic
Eldred wciąż - krwawi jak zarzynana świnia


Wróbel
Kapitan miał pecha, w całym magazynie nie było ani jednego kandelabru. Ba, nawet świecznika nie uświadczysz. Tylko lampy naftowe, a wszak każdy wie, iż to nie odpowiednie oświetlenie dla takiego wirtuoza małpich sztuk. Ale cóż było robić? Aktor musi grać na takiej scenia jaka jest. Chwytając rapier w zęby złapał się belki i przeskoczył na sąsiednią. Przebiegł i skoczył na linę wiszącą na kołowrocie pod dachem. Jakież było jego zdumienie, gdy odkrył że drugi jej koniec nie był przywiązany do niczego. Z okrzykiem, którego tu przytoczyć nie śmiem, runął w dół. Co w jego zawodzie znowu nie było takie niespotykane. Niestety na linie zaplątał się supeł i ledwie spadł metr ta zablokowała się na kołowrocie. Siła pędu zniosła go na pryzmę skrzyń pod ścianą. Odbił się nogami, zawirował mało nie gubiąc kapelusza i stanął w rozwidleniu słupa podtrzymującego dach.
- Ha! - zawołał chcąc wziąć się pod boki.
Jedyną odpowiedzią był jęk naciągających oparte o ziemię kuszę wrogów.
Nagle coś wdarło się w przedstawienie Wróbla. Wirująca dachówka wyrżnęła jednego z kuszników. Śmignęły noże powalając kolejną dwójkę. I rozpętało się piekło. Wróbel trzymając kapelusz fikołkiem zeskoczył ze słupa ścigany nie celnymi bełtami. Zauważył coś ciemnego co przemknęło po podłodze. Niczym fala cienia. Pomknęło w kierunku szpakowatego osobnika z tubą na pergaminy. Cień skoczył na szpakowatego ten upuścił tubę, z której wysypały się pergaminy połyskujące pieczęciami. Jedną z nich Wróbel rozpoznał i po plecach przebiegł mu dreszcz. V. Yrklos i Wolf kancelaria jurystów. Jak ci się wzięli za ciebie to jeszcze twoje wnuki były w czarnej dupie.


Wróbel rzuty ma jak sinusoida
Przeciwników zostało jeszcze sporo.

 
Mike jest offline