Berdych i Ialdabode
Półork popluł w łapy i złapał za berysz, Ialdabode wspomógł go czyniąc mu miejsce do pracy. Poleciały drzazgi. Cios za ciosem drzwi ustępowały, w końcu Berdych wepchał w powstałą dziurę trzonek i podważył belkę. Ta spadła z łomotem. Kopniakiem otworzył zdewastowane drzwi i ujrzał jak ktoś odsłonił zasłonę na końcu korytarza.
- Atakują od tyłu! - wrzasnął tamten i z dobytym mieczem runął na Berdycha. Półork pomny swego planu złapał za drzwi chcąc się osłonić.
- Kurwa, co za tandeta - warknął trzymając kawał deski w dłoni. Na więcej nie było czasu. Odbił trzonkiem cios i grzmotnął obuchem. Trafienie nie zniechęciło jednak draba do ataku, co więcej za jego ramieniem ork dojrzał kolejnego. Szczęśliwe korytarz był za wąski by obaj dopadli Berdycha.
Eldred i Vince
Nożownik skakał, ostrze śmigało siejąc refleksami po ścianach. A Vince czekał i w końcu się doczekał. Błyskawiczne proste pchnięcie, ruch był tak szybki, że oko nie nadążało. Tu liczyło się doświadczenie i odruchy. I niestety. Vince zbił przedramieniem chwycił za kark gagatka i zapalił mu z bańki aż huknęło. Już miał poprawić kułakiem, gdy nagle piszczel eksplodowała bólem. Kulejąc odskoczył, kątem oka widział jak trafiony z bańki z bryzgającą z nosa krwią malowniczo pada na ławkę z deski i dwóch beczek. Deska trzasnęła, łamiąc się pod padającym ciałem
Vince - draśnięcie, ale dzięki atutowi To tylko draśnięcie nie otrzymujesz nic
Eldred wciąż - krwawi jak zarzynana świnia
Wróbel
Kapitan miał pecha, w całym magazynie nie było ani jednego kandelabru. Ba, nawet świecznika nie uświadczysz. Tylko lampy naftowe, a wszak każdy wie, iż to nie odpowiednie oświetlenie dla takiego wirtuoza małpich sztuk. Ale cóż było robić? Aktor musi grać na takiej scenia jaka jest. Chwytając rapier w zęby złapał się belki i przeskoczył na sąsiednią. Przebiegł i skoczył na linę wiszącą na kołowrocie pod dachem. Jakież było jego zdumienie, gdy odkrył że drugi jej koniec nie był przywiązany do niczego. Z okrzykiem, którego tu przytoczyć nie śmiem, runął w dół. Co w jego zawodzie znowu nie było takie niespotykane. Niestety na linie zaplątał się supeł i ledwie spadł metr ta zablokowała się na kołowrocie. Siła pędu zniosła go na pryzmę skrzyń pod ścianą. Odbił się nogami, zawirował mało nie gubiąc kapelusza i stanął w rozwidleniu słupa podtrzymującego dach.
-
Ha! - zawołał chcąc wziąć się pod boki.
Jedyną odpowiedzią był jęk naciągających oparte o ziemię kuszę wrogów.
Nagle coś wdarło się w przedstawienie Wróbla. Wirująca dachówka wyrżnęła jednego z kuszników. Śmignęły noże powalając kolejną dwójkę. I rozpętało się piekło. Wróbel trzymając kapelusz fikołkiem zeskoczył ze słupa ścigany nie celnymi bełtami. Zauważył coś ciemnego co przemknęło po podłodze. Niczym fala cienia. Pomknęło w kierunku szpakowatego osobnika z tubą na pergaminy. Cień skoczył na szpakowatego ten upuścił tubę, z której wysypały się pergaminy połyskujące pieczęciami. Jedną z nich Wróbel rozpoznał i po plecach przebiegł mu dreszcz. V. Yrklos i Wolf kancelaria jurystów. Jak ci się wzięli za ciebie to jeszcze twoje wnuki były w czarnej dupie.
Wróbel rzuty ma jak sinusoida
Przeciwników zostało jeszcze sporo.